0:00
0:00

0:00

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Dziś publikujemy tekst Antona Ambroziaka, który w OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Trwa proces opiniowania projektu ustawy o związkach partnerskich wraz z obszerną ustawą wprowadzającą i – jak donoszą media – coraz więcej resortów zgłasza krytyczne uwagi.

Zaczęło się od ministerstw kierowanych przez polityków Polskiego Stronnictwa Ludowego. Resorty obrony narodowej, rolnictwa oraz rozwoju podkreślały, że wprowadzenie instytucji rejestrowanych związków partnerskich godzi w konstytucyjną zasadę ochrony małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, wyrażonej w art. 18 ustawy zasadniczej.

Urzędnicy ministerstwa rolnictwa, którym kieruje Czesław Siekierski, wskazywali na możliwe nadużycia w pozyskiwaniu gruntów rolnych. Za to MON wicepremiera Kosiniaka-Kamysza obawiał się o wyłudzenia wśród żołnierzy. Oba ministerstwa podkreślały, że związek partnerski nadmiernie przypomina małżeństwo, z tą różnicą, że sprzyja krótkotrwałym relacjom, bo można go łatwo rozwiązać.

Podobną narrację stosuje Ministerstwo Sprawiedliwości. W opinii, którą cytuje „Dziennik Gazeta Prawna”, urzędnicy Adama Bodnara zauważają, że do zakończenia związku partnerskiego wystarczy złożenie przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego oświadczenia. „To może skutkować sytuacjami, w których partnerzy wykorzystują preferencje w sposób krótkoterminowy, bez intencji budowania trwałej relacji” – stwierdza resort sprawiedliwości.

O jakie nadużycia ma chodzić? Ministerstwo wymienia obchodzenie obostrzeń dotyczących zakupu nieruchomości przez cudzoziemców, unikania obowiązku składania zeznań w charakterze świadka, czy korzystania z optymalizacji podatkowej.

Przeczytaj także:

O wyłudzaniu przywilejów podatkowych pisze też w swojej opinii Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. „Projekt ustawy w zasadzie zrównuje związki partnerskie i małżeństwa pod kątem przywilejów podatkowych (choć niektóre z nich wymagają zawarcia umowy o wspólności majątkowej). Tymczasem ze względu na łatwość rozwiązania związku partnerskiego może powstać ryzyko wykorzystania tej instytucji w sposób instrumentalny, jedynie dla celów optymalizacji podatkowej” – czytamy w opinii RPO.

Instrumentalnego wykorzystywania związków partnerskich obawia się też Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Resort Tomasza Siemoniaka (KO) uważa, że państwo otwiera furtkę do uzyskiwania przez cudzoziemców ochrony międzynarodowej w Polsce. I podkreśla, że wpisywałoby się to w obowiązujący trend „nadużyć stron postępowań w sprawach z wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej (w tym zawieranie małżeństw on-line)”.

„Chciałabym was uspokoić” – odpowiada w krótkim oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych ministra Katarzyna Kotula, która pilotuje projekt w rządzie. Podkreśla, że uwagi międzyresortowe, to naturalna część procesu legislacyjnego, szczególnie w przypadku projektu, który zmienia 250 innych ustaw.

„To jest projekt o godności, miłości, szczęściu, ale przede wszystkim o bezpieczeństwie. Zarzut, że zawieranie związku partnerskiego mogłoby prowadzić do nadużyć, jest absurdalny. Taki sam zarzut moglibyśmy wysunąć w kierunku małżeństw, spółek cywilnych czy fundacji rodzinnych” – podkreśla Kotula. I zapewnia, że mimo negatywnych uwag urzędników, projekty mają polityczne poparcie zarówno szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka, jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. „Jedziemy dalej!” – zapewnia.

Pułapka retoryczna

Medialne nagłówki alarmują, że projekt jest dziurawy, naraża polskie państwo na straty fiskalne i nadużycia, a wokół ustawy rosną napięcia i wątpliwości. Problem w tym, że o taki kształt ustawy, jak najmocniej osłabionej względem instytucji małżeństwa, walczyła nie autorka, ministra Katarzyna Kotula, ale konserwatyści z PSL.

Dziś ludowcy, wraz z urzędnikami innych resortów, jedną ręką krytykują fakt, że ustawa za mało różni się od małżeństw jednopłciowych, które – przypomnijmy – w elektoracie rządzącej koalicji cieszą się wysokim poparciem. Drugą wskazują, że różnice narażają Skarb Państwa na straty, a obywateli – na niebezpieczeństwa.

Ten fikołek retoryczny to tylko kolejna medialna tama dla wprowadzenia instytucji związków partnerskich.

Rozwiązaniem problemów, które podnoszą resorty, nie są sztuczki prawne, zalepiające ewentualne luki. Najłatwiej byłoby zrównać prawa par jednopłciowych i różnopłciowych, pozwalając wszystkim zadecydować, czy chcą zawrzeć małżeństwo, czy związek partnerski. Ale na to nie ma ani zgody, ani determinacji politycznej silniejszych koalicjantów i premiera.

Co więcej, polscy politycy i urzędnicy zachowują się tak, jakby przecierali nowe szlaki i byli pionierami rewolucyjnych zmian, a przecież związki partnerskie, ze wszystkimi przywilejami i obostrzeniami, funkcjonują od lat w większości europejskich państw.

Łatwiej wymienić dziś kraje, w których nie ma żadnych regulacji umożliwiających legalizację związku par tej samej płci, obok Polski są to: Słowacja, Litwa, Bułgaria i Rumunia. Z naszych informacji wynika, że podczas negocjacji, delegacja PSL-u cieszyła się wręcz, że sposób rozwiązania związku partnerskiego będzie różnił się od małżeńskiej drogi do rozwodu.

A co z ludźmi?

Z debaty znikają też – znów – podstawowe problemy par żyjących dziś w prawnej próżni, które rozwiązywałaby ustawa w obecnym kształcie. W marcu 2024 opisaliśmy historię Kamili, która w tragicznych okolicznościach straciła wieloletnią partnerkę, a rodzina zmarłej i urzędy traktowały ją jak obcą. Nie mogła zdecydować o ceremonii pochówku, a skarb państwa nałożył na nią 20 proc. podatek od spadku – 200 tys. złotych.

Renata Kim w Newsweeku opisała bardzo podobną historię dwóch mężczyzn, którzy żyli ze sobą 15 lat. Gdy jeden z nich zmarł podczas wymarzonych wakacji we włoskim Bari, drugi nie mógł przywieźć ciała ukochanego do kraju.

Resort obrony boi się o nadużycia w polskiej armii, ale żołnierki i żołnierze LGBT już dziś mają realne problemy. „Małżeństwa mogą starać się o przydział blisko siebie lub przeniesienie całej rodziny. Jako osoby LGBT+ jesteśmy ograniczeni, nie mamy benefitów, które przysługują parom hetero. Ja nie mam żadnego dokumentu na relację, w której jestem. Muszę mówić osobie, którą widzę pierwszy raz, że prowadzimy razem z partnerką gospodarstwo domowe, a to jest dla mnie trudne. Teraz kiedy dostałam przydział, muszę na nowo zorganizować całe nasze życie, bo nikt nie wziął pod uwagę, że mam partnerkę, z którą wolałabym być blisko. Mój związek także jest normalnym życiem, w którym wspólnie funkcjonujemy” – pisała jedna z nich w stanowisku, które publikowaliśmy.

Ola i Karolina związek tworzą od 12 lat, wspólnie wychowują też dzieci. „Gdyby coś mi się stało, a dzieci przyjęłyby spadek, musiałyby od niego płacić 20-procentowy podatek. Tworzymy rodzinę od 12 lat, a ja nie miałabym prawa decydować o tym, gdzie pochować moją partnerkę” – opowiadały OKO.press. „Ja mam prawie 42 lata i od sześciu lat cały czas wałkujemy ten sam temat. Ja się czasem czuję jak martwa za życia, bo cały czas tylko pytamy, co będzie, jak Ola umrze. Drodzy posłowie, gdybym mogła wszystko załatwić umową notarialną, już dawno bym to zrobiła”.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze