Duda puszy się w roli strażnika Konstytucji, ale chce bronić tylko nadużyć, które sam popełnił, np. ustawy o KRS. Czy ma w ręku maczetę do skrócenia kadencji Sejmu? Konstytucyjnie – nie ma. Racjonalnie – nie miałoby to sensu. Chce tylko pokazać „swoim”, jaki jest ważny?
Z prawie sześciu minut życzeń noworocznych prezydenta właściwe „niech to będzie dla państwa dobry rok. Życzę państwu zdrowia, szczęścia, miłości i spokoju” zajęły ostatnie kilka sekund. Reszta wskazywała, że Andrzej Duda postara się, żeby rok nie był dobry, a spokojny już na pewno nie.
Główną częścią „życzeń” były połajanki i groźby pod adresem rządu Donalda Tuska. Zdaniem Dudy rząd narusza prawo i Konstytucję, na co prezydent „nigdy się nie zgodzi”, a jeśli rządzący nie zaczną z nim współpracować, to „jest przygotowany na taką sytuację”.
Bardziej szczegółowo:
Słowa Dudy budzą uzasadniony odruch oburzenia, bo to jakby złodziej recydywista ogłosił, że „z mojej strony nigdy nie będzie zgody na kradzieże”.
W komentarzach Duda jest więc nazywany hipokrytą, wytyka mu się bezczelność, czy butę. Media zestawiają przykłady łamania przez Dudę Konstytucji. Prof. Adam Strzembosz powiada, że robił sobie niedawno takie zestawienie, ale przestał liczyć po 13 przykładach (zobacz listę Dominiki Sitnickiej z 2018 roku).
Donald Tusk prowadzi z Dudą twitterową wojenkę. Życzenia Dudy skomentował ironicznie:
Wcześniej 23 grudnia prezydenckie weto [do ustawy okołobudżetowej] Tusk uznał za „wstyd!”.
Andrzej Duda nie przejdzie do historii jako poważny polityk, ale faktem jest, że ten „pajac” (zamiast pałac), czy „długo-pis”, „Adrian” (z serialu „Ucho prezesa”) czy „duduś” do połowy 2025 roku będzie prezydentem, a w 2020 roku głosowało na niego prawie 10 mln 441 tys. ludzi (wygrał głosami Polaków, Polki częściej głosowały na Trzaskowskiego).
Odpowiedź na pytanie; bać się czy śmiać się, nie jest wcale taka prosta.
Miejsce koabitacji („wspólnego zamieszkiwania”) zajmuje w deklaracji Dudy „kontr-habitacja”, czyli sytuacja znana z sytuacji, gdy po rozwodzie skonfliktowani małżonkowie dalej mieszkają razem.
Duda wpisuje się w powyborczą narrację PiS, zgodnie z którą koalicja rządowa dokonuje zamachu na porządek prawny państwa i wzbudza „anarchię”, co ma wywoływać skojarzenia z wprowadzeniem stanu wojennego przez gen. Jaruzelskiego w 1981 roku.
Ta retoryka wyraża się przezywaniem rządzących „Koalicją 13 Grudnia” (zamiast 15 Października) i nachalnym nazywaniem Bartłomieja Sienkiewicza „pułkownikiem”. Ustawienie prezydenckiego kalendarza, by zaprzysiężenie rządu Tuska odbyło się w rocznicę stanu wojennego, było zapewne świadomym zabiegiem do wykorzystania w powyborczej propagandzie.
Jak już pisałem, „rządy PiS krok po kroku zmierzały w kierunku władzy autorytarnej, łamiąc Konstytucję i powołując upolitycznione organy (TK, KRS, RMN, KRRiT…). Współtworzyły one, zgodnie z prawem PiS, tamtą politykę, a obecnie przystępują od politycznego ataku na nowy rząd. W dodatku, na straży tej niedemokratycznej konstrukcji może stanąć prezydent”.
System polityczno-medialny tworzył swoiste obiegi zamknięte, które nazywały rzeczy we własnym języku odklejonym od rzeczywistości. Media PiS przyznawały np. tytułu „człowieka wolności” kolejnym dostojnikom partii (m.in. Kaczyńskiemu i Dudzie), zaludniając – jak to nazwał Michał Danielewski – komiks o superbohaterach.
Kiedy Duda mówi o praworządności, ma na myśli wyżej opisaną konstrukcję, w której nikt nie kwestionuje instytucji powołanych przez PiS i ustaw, które partia przeforsowała, a prezydent podpisał. Kiedy mówi o łamaniu Konstytucji, to poza arbitralnie rozumianym art. 139 o prawie łaski, odwołuje się do art. 87, zgodnie z którym „źródłami powszechnie obowiązującego prawa RP są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia”.
Skoro ustawa o Radzie Mediów Narodowych wskazuje, kto ma rządzić w mediach publicznych, to przejmowanie inicjatywy przez ministra kultury narusza „polskie prawo”. Wątpliwa konstytucyjność ustawy nie ma nic do rzeczy. Przegłosowane, podpisane. Podobnie z ustawą o Krajowej Radzie Sądownictwa, instytucji niekonstytucyjnej w sposób wręcz bezczelny.
„Wolność mediów” oznaczałaby utrzymanie politycznej kontroli PiS nad mediami publicznymi. Demokracja i praworządność to przestrzeganie reguł partyjnego państwa PiS i nieodwoływanie jego elit.
Kiedy Duda przedstawia się jako obrońca Konstytucji, ma na myśli ustawę zasadniczą, którą PiS i on sam naciągali, jakby była z gumy. Puszy się w roli jej strażnika, ale ma zamiar bronić wyłącznie nadużyć, które sam popełnił, np. podpisując ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa.
Duda zachowuje się tak jak okupujący gmach Telewizji posłowie PiS. Co więcej, dostarcza im „prezydenckiego alibi”.
Jest w tym kolejny paradoks.
Otóż Andrzej Duda miał – razem z całym swoim obozem politycznym – typowe dla prawicowych populistów usprawiedliwienie dla ośmioletnich poczynań. Odwoływał się do tzw. autokracji wyborczej, zgodnie z którą zwycięstwo wyborcze („głos Suwerena”) daje nieograniczone prawo do realizacji polityki tym. Tę myśl prezydent wyraził (o ironio) w orędziu z okazji 550. rocznicy parlamentaryzmu w Polsce: w 2018 roku „Nie można odmawiać zwycięskiej większości prawa do realizacji programu. Spełnianie zapowiedzi jest obowiązkiem względem obywateli. Podważanie tych zasad jest sprzeczne z podstawami demokracji przedstawicielskiej. Podmywa fundamenty parlamentaryzmu”.
Do osobliwości logiki politycznej PiS i Dudy należy, że ta horrendalna zasada ustrojowa obowiązywała w przypadku zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości w 2015 i w 2019 roku. Przestaje działać, gdy wybory wygrała opozycja demokratyczna.
W rozmowie z Jackiem Żakowskim w TOK FM Aleksander Kwaśniewski namawiał Dudę na kohabitację: "Gdyby prezydent przez ostatnie półtora roku starał się dobrze współpracować z rządem ponad politycznymi sporami, to poprawiłby swoją pozycję, lepiej przeszedł do historii.
A na finiszu prezydentury o to chodzi – jak się zapiszemy w historii i na ile będziemy mogli spokojnie chodzić po ulicach".
Może więc kontr-habitacja to gra pozorów? Może pokazując swoją „niezłomność” Duda chce podnieść stawkę w negocjacjach, które pozwoliłyby mu wziąć udział w tworzeniu jakiegoś typu kohabitacji?
To optymistyczna hipoteza, ale jeśli nawet tak jest, to Duda nie daje tego poznać i obraża potencjalnych partnerów. Zresztą także politycy Koalicji 15 Października (poza gestami Szymona Hołowni) robią wrażenie, jakby opcja kohabitacji ich nie interesowała. Dbają o przedstawianie zmiany jako całkowitego zerwania z państwem PiS.
Ale, ale... W wypowiedzi Tuska w środę 3 stycznia 2024 roku pojawiło się zaproszenie prezydenta do rozmów o nowej ustawie o mediach publicznych, która odebrałaby politykom kontrolę nad mediami.
Nawet gdyby to była propozycja serio, czy Duda skorzysta? Witold Głowacki tuż po wyborach przewidywał w OKO.press, że w PiS „zwalnia się miejsce dla delfina i bardzo zapraszająco wydaje się czekać na Dudę. Jako lidera opozycji totalnej, jakiej Polska jeszcze nie oglądała”.
Ale czy Jarosław Kaczyński dopuszczałby takiego delfina zamiast wiernego i sprawdzonego Mariusza Błaszczaka?
A może Duda ze swoim doradcą Marcinem Mastalerkiem, o którym mówi się, że steruje prezydentem, myślą o stworzeniu na gruzach PiS własnego środowiska politycznego? Noworoczny komunikat Dudy jest przecież wielkim wołaniem:
Jestem ważny, tylko ja mam narzędzia, by ich powstrzymać, każdy w opozycji musi się ze mną liczyć.
Tak czy inaczej, Duda uczestniczy w rozgrywce o pozycję na prawicowej opozycji (innej chwilowo nie ma...), która zgodnie z terminem „Polityki” będzie „totalna i teatralna”. W tej grze kluczowe jest przekonanie swoich szeregów, ale także szerszej opinii publicznej, że jest Duda wciąż superbohaterem, który może kreować wydarzenia.
Tajną bronią prezydenta/PiS-u ma być zagrywka z niepodpisywaniem budżetu państwa na 2024 rok, co miałoby pozwolić na skrócenie kadencji Sejmu i rozpisanie nowych wyborów.
Takie przecieki pojawiły się już w sierpniu w „Rzeczpospolitej”. W Newsweeku 2 stycznia 2024 roku Andrzej Stankiewicz stwierdził, że (cytując tytuł) „PiS ma plan na wysadzenie Tuska z siodła. Zacznie się piekło”. W operacji „budżet” udział miałaby wziąć Julia Przyłębska ze swoim tzw. TK.
Po kolei. Jeśli Duda dostanie ustawę budżetową w konstytucyjnym terminie (tj. do 29 stycznia 2024), a Koalicja 15 Października stanie na głowie, żeby tak się stało, jakby PiS nie przewlekał obrad Sejmu, to zgodnie z art. 224 par. 1 Konstytucji prezydent „podpisuje ją w ciągu 7 dni”. Nie ma prawa weta.
Jest jednak także art. 224 par. 2, że Duda może „przed podpisaniem” odesłać ustawę do TK, a TK ma dwa miesiące na orzeczenie. Na czym miałaby polegać niekonstytucyjność budżetu, zwłaszcza że ma w nim nie być 3 mld na media publiczne, co mogłoby zahaczać o sposób ich przejęcia? Nie wiadomo, ale Duda i PiS nie raz robili rzeczy – powiedzmy – zdumiewające.
Czyli budżet byłby niepodpisany, czas mija... Na szczęście Konstytucja wprowadziła tu zabezpieczenie w art. 219 par. 4: „Jeśli ustawa budżetowa nie weszła w życie (...), Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy”.
Stankiewicz słyszał, że „otoczenie Dudy analizuje, czy nie da się prawnie uzasadnić rozwiązanie Sejmu po orzeczeniu TK. ”Wtedy groziłaby nam wojna polityczna i prawna na niespotykaną dotąd skalę (...). Pretekstem do interwencji trybunalskiej miałby być brak zapisów o TVP, jako skutek tego, że media publiczne zostały odbite z rąk PiS niezgodnie z prawem".
Inny informator Stankiewicza mówi, że „prezydent mógłby odesłać ustawę do TK pod dowolnym innym pretekstem”.
Zgodnie z tym scenariuszem posłuszny Trybunał orzeknie o niezgodności budżetu z Konstytucją. A następnie prezydent mógłby zarządzić skrócenie kadencji Sejmu i rozpisać nowe wybory.
Nawet ładnie, ale właściwie na jakiej podstawie?
Byłoby to niezgodne z Konstytucją – wyjaśniał w grudniu 2023 OKO.press konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski.
"Jeśli Trybunał orzeknie, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją, prezydent nie może jej podpisać. Ale gospodarka państwa cały czas prowadzona jest na podstawie projektu budżetu przedłożonego przez Radę Ministrów. Jak długo może potrwać taki stan? Powinien trwać jak najkrócej.
Ale w praktyce nie ma żadnego terminu przewidzianego na wykonanie przez Sejm takiego wyroku i na uchwalenie budżetu zgodnego z Konstytucją".
„Prezydent ma możliwość skrócenia kadencji, gdy w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi ustawy budżetowej nie została mu ona przedstawiona do podpisu. Jeśli w hipotetycznym scenariuszu prezydent skarży ustawę budżetową do Trybunału, to znaczy, że została mu przedstawiona do podpisu. I to kończy sprawę” – mówi Piotrowski.
I puentuje: „Rozumiem, że jeśli ktoś planuje zamach na porządek konstytucyjny, to każdy pretekst i uzasadnienie może się przydać. Ale na gruncie polskiej Konstytucji po prostu nie istnieje taka możliwość”.
Czy Duda może kolejny raz złamać Konstytucję i otrzymawszy nie-wyrok nie-Trybunału Konstytucyjnego skrócić kadencję parlamentu? Naciąganie Konstytucji nie byłoby żadną przeszkodą dla Dudy, Przyłębskiej czy Kaczyńskiego, który musiałby to co najmniej konsultować. I to niezależnie od tego, jak zimne by nie były jego relacje z Dudą.
Tylko po co? W „Wyborczej” Witold Gadomski pyta: „Przyspieszone wybory? Super!” i tłumaczy, że PiS mógłby na tym tylko stracić. Opozycja by się zmobilizowała, obywatele odebrali akcję Dudy/PiS jako zagrożenie podwyżek i pieniędzy z KPO.
Podobnie w OKO.press Dominika Sitnicka: "Trudno powiedzieć, dlaczego doprowadzenie do przedterminowych wyborów miałoby się PiS politycznie opłacać. Wszystkie partie lada moment rozpoczną kampanie wyborcze do samorządów oraz do PE. Dokładanie do tego kampanii do Sejmu i Senatu byłoby ogromnym finansowym obciążeniem dla wszystkich, a tym bardziej dla partii, która właśnie straciła lub traci możliwość promowania się przy pomocy pieniędzy Kancelarii Premiera, spółek Skarbu Państwa i rozmaitych funduszy. A do tego została skutecznie odsunięta od mediów publicznych.
PiS jest w strategicznie gorszym położeniu niż przed 15 października, z nadszarpniętymi morale po przegranych wyborach. Dołożenie do tego ruchu o charakterze zamachu stanu byłoby dodatkowym obciążeniem wizerunkowym i źródłem mobilizacji dla wyborców KO-TD-Lewicy".
Argumenty brzmią rozsądnie. Ale polityczne decyzje bywają równie racjonalne, jak lądowanie w Smoleńsku pod presją zdenerwowanych polityków.
Władza
Wybory
Szymon Hołownia
Jarosław Kaczyński
Julia Przyłębska
Donald Tusk
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Donalda Tuska (drugi)
Marcin Mastalerek
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze