0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

“Miniony weekend był trudny i niestety tragiczny. Na terenie strefy przygranicznej znaleźliśmy zwłoki trzech migrantów w różnych miejscach i w różnych odległościach od granicy państwowej” - ogłosił rzecznik Straży Granicznej, gen. Tomasz Praga podczas konferencji z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego i ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego.

Jeden obywatel Iraku zmarł w okolicy miejscowości Giby w powiecie sejneńskim. Ciała znaleziono również w Kuźnicy Białostockiej i w Bobrownikach.

Czwarta ofiara kryzysu na granicy

W niedzielne popołudnie (19 września 2021), niedługo po tym, jak SG na Twitterze potwierdziła zgon trzech osób, białoruskie służby przez komunikator Telegram przekazały informację o kolejnej, czwartej, śmierci. OKO.press publikuje jej tłumaczenie:

"Martwa cudzoziemka znaleziona na granicy białorusko-polskiej.

Dziś, 19 września, w obwodzie grodzieńskim koło wsi Leśnoje, metr od granicy białorusko-polskiej, znaleziono ciało kobiety o niesłowiańskim wyglądzie, bez śladów życia. W pobliżu tego miejsca, na pasie kontrolnym wyznaczonym na terenie Polski, stwierdzono wyraźne ślady wleczenia ciała z Polski do Republiki Białorusi. W pobliżu ciała znajdowało się troje dzieci, przypuszczalnie w wieku od 7 do 15 lat, a także mężczyzna i starsza kobieta. Teraz z pomocą dostarczonych tłumaczy wyjaśniają, co się stało. W tej chwili powiedzieli już, że polskie siły bezpieczeństwa pod groźbą użycia broni zmusiły ich do przejścia pieszo do granicy, a następnie zmusiły do ​​przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Na miejsce zdarzenia przybyła grupa śledcza i operacyjna, która miała podjąć niezbędne kroki w celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności incydentu.

W celu zapewnienia przejrzystości śledztwa i dostępności informacji, w tym dla organizacji międzynarodowych, Państwowy Komitet Graniczny powiadomił i zaprosił na miejsce zdarzenia przedstawicieli Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR - od aut.) na Białorusi oraz Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji".

Przeczytaj także:

UNHCR pracuje nad sprawą

Próbowaliśmy się dowiedzieć w niedzielny wieczór, czy białoruski oddział UNHCR rzeczywiście otrzymał taką informację od służb działających na granicy. Zarówno przedstawiciele biura w Białorusi, jak i w Polsce oraz Brukseli nie mieli na ten temat informacji. Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji również nie mogła tego potwierdzić.

W poniedziałek (20 września) w rozmowie z OKO.press Tanya Lyubimova, rzeczniczka UNHCR Białoruś, przyznaje, że służby poinformowały Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców o śmieci kobiety przy granicy. Jak zaznacza Lyubimova, komunikat, jaki oficjalnie dotarł do UNHCR jest identyczny, jak ten opublikowany na Telegramie. "Teraz pracownicy biura zajmują się tą sprawą" - mówi rzeczniczka. Podkreśla jednak, że UNHCR nie jest w stanie na razie potwierdzić, czy te doniesienia są prawdziwe.

Polska wersja wydarzeń

Z kolei szef polskiej Straży Granicznej nazywa informacje płynące z Białorusi "kłamstwem". Jak wygląda jego wersja wydarzeń?

"Wczoraj nasz patrol po stronie białoruskiej, w pewnej odległości od linii granicznej, zauważył grupę migrantów i obok leżącą kobietę. Powiadomiliśmy stronę białoruską, jednak Białorusini nie reagowali" - relacjonował podczas konferencji prasowej gen. Praga. "Ponawialiśmy próby, na tym najniższym szczeblu odebrano od nas telefon raz, później nie odbierano, więc przeszliśmy na wyższe szczeble. Pierwszy patrol pokazał się dopiero po kilku godzinach, ale zignorował sytuację, przeszedł obok. Dopiero po dalszych kontaktach ze stroną białoruską patrol został wysłany w to miejsce i, niestety, stwierdził zgon kobiety" - mówił.

Tomasz Praga zaprzecza doniesieniom o "przeciąganiu" ciała z polskiej strony granicy na białoruską.

Przez Litwę do Polski

Mariusz Kamiński podczas konferencji prasowej opowiedział historię jednego ze zmarłych mężczyzn, którego ciało znaleziono pod Sejnami. W prokuraturze miało ją przedstawić dwóch jego towarzyszy. Według Kamińskiego cała trójka przyleciała z Iraku do Mińska w połowie września.

“Po kilkudniowym pobycie w Mińsku za 2,5 tys. dolarów od osoby mieli być przerzuceni na teren Niemiec poprzez polską granicę. Zostali dowiezieni do kompleksu leśnego, w którym szybko się pogubili. Wedle ich informacji usiłowali wrócić do Mińska. Zostali zatrzymani przez żołnierzy czy pograniczników białoruskich i siłą, pod presją doprowadzeni do granicy polskiej” - mówił Kamiński.

Następnie mieli iść wzdłuż zasieków rozstawionych na naszej granicy. Trafili na polski patrol, który poinformował ich, że przejście w tym miejscu jest nielegalne i kazał im wracać.

„Według naszej wiedzy i doświadczenia oznacza to, że mieli kontakt z polskimi pogranicznikami i mogli prosić o ochronę międzynarodową, ale zostali wypchnięci” - tak słowa ministra Kamińskiego komentuje dla OKO.press Marysia Złonkiewicz, współzałożycielka inicjatywy „Chlebem i solą”, która pomaga uchodźcom na granicy z Białorusią.

Według ministra po spotkaniu z polskimi służbami spróbowali wrócić do Mińska i znów trafili na białoruskie służby. Tym razem wspólnie z 20 innymi migrantami przewieźli ich na granicę białorusko-litewską.

“Trójka Irakijczyków oddzieliła się od reszty imigrantów. Prawdopodobnie przez teren Litwy przeszli na teren Polski. W pewnym momencie jeden z uczestników tego przedsięwzięcia — ten, który zmarł — zaczął zachowywać się w sposób dziwny. Bardzo niepokojący. Do tego stopnia, że wykonano telefon do kogoś z jego rodziny z pytaniem, czy zażywa narkotyki. (...) Następnego dnia, gdy współtowarzysze się obudzili, ta osoba już nie żyła” - opowiadał Kamiński.

Jak Straż Graniczna wypycha uchodźców

Hipotezę o wypchnięciu tej grupy za granicę przez polskich pograniczników uprawdopodabnia fakt, że wielokrotnie już to robili. 7 września pisaliśmy o dziewięciorgu Kongijczyków i Kongijek oraz Kameruńczyku, którzy przeszli przez granicę z Białorusią i strefę objętą stanem wyjątkowym. Jedna z kobiet była w tak złym stanie, że trafiła do szpitala. Cała dziesiątka podpisała pełnomocnictwa dla adwokata. Ale nazajutrz wezwani przez aktywistów strażnicy graniczni wypchnęli wszystkich za granicę z Białorusią, łącznie z kobietą wypisaną rankiem ze szpitala.

Następnego dnia jedna z kobiet wysłała do aktywistów kilka smsów, w którym opisała kolejne spotkanie z polskimi pogranicznikami. „Dziś strzelili do mnie, kilka centymetrów od mojej stopy, bardzo nas pobili. Olga może umrzeć. Inna dziewczyna miała atak” - napisała w jednym z nich. W kolejnym dała znać, że strażnicy porzucili całą grupę w nieogrzewanym opuszczonym domu na terenie objętym stanem wyjątkowym. Nie wiadomo, co stało się z nimi dalej. Aktywiści, którzy im pomagali, podejrzewają, że znowu zostali wypchnięci na Białoruś.

O wypchnięciu za granicę przez polską Straż Graniczną opowiadał OKO.press także Bahaa Aldeen Zidan Alali, uchodźca z Syrii: "Zatrzymał nas patrol Straży Granicznej. Zabrali nas do placówki, a w nocy znowu wywieźli na granicę i kazali iść. Pokazywali na Białoruś i mówili, że tędy do Niemiec, chyba sobie z nas żartowali.

Nie poszliśmy, błąkaliśmy się kilka godzin, aż nas znowu złapali i kazali wracać. Nie dali nic powiedzieć, wsadzili do samochodu. Krzyczeli, potem wyszarpnęli z samochodu. Zabrali nam telefony, do tej pory ich nie odzyskaliśmy.

Znowu schowaliśmy się w lesie. Ale oni czekali i po kilku godzinach znów nas przepędzili. Zgubiliśmy się w lesie. Przysięgam, prawie utonąłem w rzece, a raczej w czymś czarnym, śmierdzącym. To mnie wciągało pod wodę, pod błoto (...).

Uciekałem przez tydzień, w mokrym ubraniu, było zimno – opowiada Bahaa – Nie wiem, jak przeżyłem. Nie miałem wody, piłem z liści drzew. Jadłem suchy chleb, który mi został. Uratował mnie gość z waszego parlamentu. Miał na imię Frank”.

Tajemnicza pigułka

Kamiński podczas konferencji poinformował również, że śmierć Irakijczyka znalezionego pod Sejnami mogła spowodować pigułka. Towarzysze zmarłego mówili prokuraturze o tabletce, którą miał otrzymać od białoruskiego żołnierza. Miała pomóc w razie zimna lub wyczerpania. Kamiński zapowiedział, że polskie władze będą pytać służby białoruskie o tę pigułkę. Badania toksykologiczne mają stwierdzić, czy jej zażycie mogło przyczynić się do śmierci.

Zastrzegł, że nie chce o niczym przesądzać. Mniej ostrożny był rzecznik Straży Granicznej, który zasugerował, że wszystkie cztery zgony musi coś łączyć:

“Musimy sobie zadać pytanie, czy to zbieg okoliczności, że to wszystko zdarzyło się w dniu wczorajszym. Czy nie ma tu innego czynnika, który spowodowałby zgony tak wielu osób?” - mówił gen. Praga.

Jako przyczynę śmierci pozostałych dwóch osób Mateusz Morawiecki podał hipotermię (wychłodzenie) i wycieńczenie.

“Winny jest za to reżim Łukaszenki. Państwo, które coraz bardziej przybiera formę mafijną. Wszyscy ci ludzie, którzy trafiają na naszą granicę, płacą ogromne pieniądze. Stworzono im cynicznie iluzję szybkiego trafienia na teren Unii Europejskiej” - stwierdził Kamiński.

Jak pomagamy uchodźcom

Na konferencji nie wspomniano o tym, że współodpowiedzialna za sytuację tych imigrantów jest decyzja polskich władz o wypychaniu za granicę tych, którym udało się ją przekroczyć nielegalnie, czyli poza oficjalnym przejściem granicznym. Zgodnie z ratyfikowaną przez Polskę konwencją genewską nielegalne przejście przez granicę nie przekreśla prawa do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową i obowiązku państwa do rozpatrzenia go. Mimo to, jak pisaliśmy w OKO.press udokumentowano co najmniej kilka przypadków, w których polska Straż Graniczna wypycha uchodźców na stronę białoruską, którzy prosili o azyl. Podstawą prawną jest wydane przez Mariusza Kamińskiego niezgodne z konwencją rozporządzenie. Dodatkowo w piątek Sejm uchwalił ustawę, która ma ten proceder usankcjonować.

Rzecznik Straży Granicznej, premier i minister nie mówili o wypchnięciach (push-backach), ale wspomnieli o przypadkach, w których pogranicznicy uchodźcom pomogli.

Ósemka uchodźców miała topić się na mokradłach. “Można powiedzieć, że uratowaliśmy życie ośmiu osobom, które zostały uwięzione w rozlewiskach rzeki Supraśl” - chwalił służby Morawiecki. Gen. Praga wspomniał o kobiecie w ciąży, która prowadziła ze sobą 13 dzieci. Wszystkie miały trafić do szpitala, gdzie u części z nich zdiagnozowano COVID-19.

“Polityczna amunicja”

Przede wszystkim migrantów przedstawiano jednak jako “polityczną amunicję Łukaszenki” w wojnie, której scenariusz napisano w Mińsku i Moskwie. Mariusz Kamiński po raz kolejny omyłkowo stan wyjątkowy w polskim pasie przygranicznym kilkukrotnie nazwał stanem wojennym, a władzach białoruskich mówił jako o przeciwniku. “My naszej granicy będziemy bronili z całą determinacją” - zapewnił Morawiecki.

Według Straży Granicznej w sierpniu podjęto 3950 prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusią. We wrześniu do wczoraj (19 września) - 4 131. Jak poinformował Kamiński, w ubiegłym tygodniu władze białoruskie podjęły decyzję o wprowadzeniu ruchu bezwizowego z Jordanią, Pakistanem, Egipt i Południową Afryką. Dodatkowo nadały bliskiemu granicy z Polską lotnisku w Grodnie status lotniska międzynarodowego. “To może oznaczać dziesiątki, setki tysięcy ściąganych na naszą granicę” - ostrzegał Kamiński.

W odpowiedzi polskie władze zwiększają siły patrolujące granice. Do strażników granicznych dołączy kolejnych 500 żołnierzy.

Wciąż nie zapadła decyzja o przedłużeniu stanu wyjątkowego, ale z wypowiedzi Morawieckiego można wywnioskować, że będzie na to nalegał.

Utrudniona praca dziennikarzy

Nie zanosi się też na umożliwienie dziennikarzom wstępu na objęty stanem wyjątkowym teren. Zapytany o to przez reportera Radia Zet Kamiński odpowiedział: “Nie wiem, dlaczego uważa pan, że bezpośrednio w strefie muszą znajdować się dziesiątki dziennikarzy”. Minister nie przewiduje także wprowadzenia przepustek dla pojedynczych reporterów i reporterek. Nie przekonuje go argument, że media są dopuszczane nawet do relacjonowania wojen, bo "przecież nie jesteśmy na wojnie". "Na Boga, proszę was o odpowiedzialność. Nie róbcie z poważnych rzeczy jakiegoś zagadnienia polityczno-medialnego" - pouczał.

Odpowiadając na to pytanie, pomylił się i powiedział "stan wojenny", zamiast "stan wyjątkowy" - zrobił to już zresztą kolejny raz. Kamiński ma również pomysł na to, jak dziennikarze mogą wykonywać swoje obowiązki pomimo ograniczeń.

"Dziennikarze mogą relacjonować na granicy tej strefy, bardzo blisko tej strefy. No, naprawdę, w niczym to nie zmienia... Musimy stworzyć warunki do bezpiecznego działania naszym funkcjonariuszom, nie mogą znajdować się tam osoby postronne, osoby niepowołane, które mogą się zachowywać w sposób nieodpowiedzialny. W niczym to nie utrudnia, proszę państwa, waszej pracy" - mówił.

Tragiczne wydarzenia z minionego weekendu pokazują, że stan wyjątkowy jednak utrudnia dziennikarzom ustalanie faktów. Bez obecności mediów na miejscu musimy polegać wyłącznie na oficjalnych komunikatach służb. Te zazwyczaj są lakoniczne i niedokładne. Często ich zdobywanie nie jest możliwe.

W niedzielne popołudnie rzeczniczka Straży Granicznej Anna Michalska odmówiła OKO.press komentarza w sprawie trójki Irakijczyków odnalezionych w pobliżu Sejn. Zarówno w kwestii ofiary śmiertelnej, jak i dwóch mężczyzn przewiezionych do szpitala, odsyłała do prokuratury. Prokuratura nie chciała ujawniać szczegółów. Udało nam się nie oficjalnie potwierdzić, że te doniesienia są prawdziwe. Niedługo później SG opublikowała komunikat na Twitterze, oficjalnie informując o śmierci trzech osób.

Na kolejne, wciąż zdawkowe, informacje trzeba było czekać do poniedziałku, do rządowej konferencji prasowej. Nadal nie jesteśmy w stanie potwierdzić, która wersja historii zmarłej kobiety po białoruskiej stronie granicy jest prawdziwa.

Przypomnijmy, że OKO.press i kilkadziesiąt redakcji z całej Polski podpisało oświadczenie w sprawie uniemożliwiania naszej pracy w strefie objętej stanem wyjątkowym. Napisaliśmy: "Naszym celem jest – tylko i aż – realizacja prawa dziennikarzy do pracy na rzecz opinii publicznej, zadbanie o to, by prawda o wydarzeniach, zwłaszcza budzących tak duże zainteresowanie i kluczowych dla demokracji dotarła do społeczeństwa".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze