0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Wojciech Habdas / Agencja Wyborcza.plFot. Wojciech Habdas...

“Różnymi sposobami starano się zwiększyć liczbę sprowadzanych do Polski pracowników. W praktyce chodziło o migrantów, bo nikt, kto płaci agentowi 20 tys. zł za pomoc w uzyskaniu wizy, nie przyjeżdża na rok, tylko na dłużej. W rok nie zdążyłby nawet tego odpracować. Pytanie, czy to była świadoma polityka rządu, czy samodzielna działalność kolegów wiceministra Wawrzyka” – mówi OKO.press urzędnik konsulatu z jednej z polskich placówek w Azji, który prosił o zachowanie anonimowości.

Dotychczasowe ustalenia mediów ws. afery wizowej podsumował w OKO.press Witold Głowacki, na bieżąco śledzimy ją także w naszej wyborczej relacji na żywo.

Jak wynika z doniesień m.in. „Gazety Wyborczej”, Wirtualnej Polski i Onetu, Centralne Biuro Antykorupcyjne bada nieprawidłowości w polskim systemie wydawania wiz. Jedną z kluczowych postaci afery jest wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk, na którego polecenie niektóre wnioski wizowe – składane z pomocą niezidentyfikowanych dotąd firm-pośredników – miały być obsługiwane poza kolejką. Pośrednicy za swoje usługi mieli żądać od aplikantów kwot sięgających 5 tys. dolarów. WP.pl informowała, że CBA zatrzymało już czworo podejrzanych, w tym bliskiego współpracownika min. Wawrzyka, Edgara K.

Z informacji „Wyborczej” wynika, że równolegle toczy się międzynarodowe śledztwo w sprawie działalności dużych firm outsourcingowych, z którymi umowy podpisane ma m.in. Polska. Firma VFS Global zaprzecza jednak, by toczyło się wobec niej takie postępowanie.

Konsul, z którym rozmawiamy, rzuca na aferę nowe światło. Z relacji naszego rozmówcy wynika, że:

  • w 2020 roku MSZ zmieniło przepisy, umożliwiając ubieganie się o wizy pracownicze poza krajem pochodzenia i stałego zamieszkania, przez co liczba wniosków od obywateli państw trzecich zaczęła rosnąć;
  • otrzymał pismo, w którym MSZ, powołując się na decyzję Piotra Wawrzyka, imiennie wskazywało osoby do wydania wiz poza kolejką;
  • informował MSZ o ryzyku korupcji w związku z listami, ale jego wiadomości zostały zignorowane;
  • MSZ narzuciło części placówek umowy z firmami outsourcingowymi, by zwiększyć liczbę wydawanych wiz;
  • presja na zwiększanie liczby wiz była ogromna, powodowała przeciążenie placówek dyplomatycznych, przy braku wytycznych i spójnej polityki migracyjnej;
  • na desperacji osób próbujących dostać się do Polski, bogacą się pośrednicy oferujący pełen pakiet usług za ok. 20 tys. zł.

Przeczytaj także:

Wizy oderwane od lokalizacji

Nasz rozmówca wskazuje na zmianę prawną, która umożliwiła powstanie procederu znanego dzisiaj jako “afera wizowa”. Chodzi o nowelizację ustawy o cudzoziemcach z października 2020 roku – z artykułu 66 zniknął wtedy ustęp 6, który mówił o tym, w jakim kraju cudzoziemiec może złożyć wniosek o wizę pracowniczą do Polski.

Do momentu wejścia w życie zmian prawo nakazywało konsulom rozpatrywanie wniosków wyłącznie osób, które w danym kraju mieszkają na stałe

Wizę krajową w celu, o którym mowa w art. 60 ust. 1 pkt 5 lub 6 [wizy pracownicze – red.], wydaje lub odmawia jej wydania konsul właściwy ze względu na państwo stałego zamieszkania cudzoziemca.

„Nikt się nie zorientował, że w nowelizacji przyjmowanie wniosków wizowych zostało oderwane od lokalizacji. Ta zmiana umożliwiła zwiększenie przyjmowania wniosków od obywateli państw trzecich bez stałego pobytu w danym kraju. Muszą oczywiście uzasadnić, dlaczego składają wniosek akurat tutaj, a nie u siebie, podać powód, dlaczego przebywają w innym kraju. Teoretycznie nie powinno być tak, że dana osoba przyjedzie specjalnie, by ominąć kolejkę w u siebie i przechytrzyć system. Ale zmiana prawa sprawiła, że liczba wniosków cały czas rosła”.

Z naszych informacji z innego źródła wynika, że na niektórych placówkach dochodziło jednak do nieprawidłowości: rozpatrywano wnioski osób, które w danym kraju przebywały dopiero od tygodnia.

Co ciekawe, w pierwotnej wersji noweli przygotowanej przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, nie było mowy o wykreśleniu przepisu

Naciskało na to Ministerstwo Spraw Zagranicznych w piśmie z 16 marca 2020, pod którym podpisał się wiceminister Piotr Wawrzyk.

Argumentował, że konsulaty często mają trudności z ustaleniem miejsca stałego zamieszkania cudzoziemca ubiegającego się o wydanie wizy. I że osoby, które mieszkają w państwach, w których nie mają obywatelstwa, „niekiedy nie uzyskują dokumentu potwierdzającego ich status pobytowy”. Jak pisał wiceminister, uchylenie tych przepisów spowoduje, że działać będą tu przepisy prawa UE. Te są jednak dużo bardziej ogólne.

Ustawa, wraz z poprawką Wawrzyka, weszła w życie na początku grudnia 2020. Zmiana spowodowała, że np. Hindus przebywający przez jakiś czas w Korei, mógł udać się do polskiego konsulatu w Seulu i tam – zamiast np. w Mumbaju – ubiegać się o wizę do Polski.

Wybrańcy z polecenia ministra

Nowelizacja sprawiła, że liczba wniosków od osób z krajów trzecich znacznie wzrosła. Do tego, na początku 2023 placówka naszego rozmówcy otrzymała z Departamentu Konsularnego MSZ pismo z listą osób, które miały być obsłużone poza kolejką. W piśmie powoływano się na decyzję wiceministra Wawrzyka.

„To wyglądało wątpliwie, bo nigdy wcześniej nie było takich poleceń. Pojawiły się bez wyjaśnienia: róbcie tak, bo tak mówi pan minister Wawrzyk. To trochę mało”.

O tym, że pisma z poleceniami od wiceministra trafiły do szeregu placówek w Azji i Afryce, napisał portal Onet. W wyniku polecenia z MSZ do Polski trafić miały m.in. osoby z Indii, które docelowo zamierzały przedostać się do USA, udając ekipę filmową.

W przypadku placówki naszego rozmówcy, aplikanci z listy niczym się jednak nie wyróżniali

„To byli właśnie obywatele państwa trzeciego, garstka ludzi. Rozpatrzyłem kilka z tych wniosków, nie wykluczając, że może chodzić o interes państwa. Wyglądało na to, że pochodziły od jednego agenta. Rozmawiałem też z tymi osobami. Okazało się, że to zwykłe wnioski o wizy pracownicze, nieróżniące się od innych oczekujących w kolejce. Nie wiadomo, dlaczego mielibyśmy wybierać akurat te osoby”.

„To nie byli niebezpieczni ludzie. Nikt z krajów uważanych za niebezpieczne nie dostanie wizy, jeśli nie zaakceptuje go m.in. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Straż Graniczna. Wiadomo, system jest przeciążony, a liczba sprawdzeń olbrzymia, ale konsul wizy nie wyda, jeśli te służby nie wyrażą zgody. Ci ludzie na listach z departamentu też byli sprawdzani, jeśli było to wymagane, i generalnie nie stanowili zagrożenia. Trudno powiedzieć, czy mieli świadomość, że uczestniczą w tym procederze”.

Konsul podkreśla, że o swoich wątpliwościach informował kierownictwo Departamentu Konsularnego i swojego bezpośredniego przełożonego. Kolejne polecenia już ignorował, a ostatecznie wprost odmówił działania, mówiąc o ryzyku korupcji. Nikt na to nie zareagował.

MSZ i prokuratura: nieprawidłowości na placówkach

Kierownictwo ministerstwa dokładnie wiedziało, na czym polegał ten proceder. Jak zaznacza nasz rozmówca, sprawa była wręcz jawna.

„Pismo, które dostaliśmy, było skierowane do kilku placówek. Nikt tego nie utrzymywał w tajemnicy. To było najdziwniejsze. Nie było szyfrowania, tylko oficjalne pismo z poleceniem. Więc od początku było wiadomo, że to wyjdzie prędzej czy później. Konsulowie mogli mieć wątpliwości, czy to rzeczywiście jest coś nielegalnego”.

Mimo to, w wyniku wybuchu afery, MSZ próbuje zdjąć z siebie odpowiedzialność. 15 września 2023 resort opublikował komunikat, w którym sugeruje, że do nieprawidłowości dochodziło na placówkach i że sprawa ma związek z działalnością firm outsourcingowych.

Podobnie postąpiła prokuratura w komunikacie z 8 września 2023 roku

Czytamy w nim, że śledczy prowadzą postępowanie dotyczące szeregu placówek. Konsul podkreśla, że nie słyszał o żadnej kontroli i nikt z prokuratury się z nim w tej sprawie nie kontaktował.

„Prokuratura postawiła zarzuty, korupcja pewnie miała miejsce. Ale ta korupcja co do zasady jest w Polsce: z tego, co wiem, śledczy nie postawili zarzutów pracownikom placówek”.

Ale nawet gdyby konsulowie posłuchali MSZ i rozpatrywali wnioski poza kolejką, trudno mówić o złamaniu prawa.

„Nie ma przepisu, który mówi, że mam przyjąć wniosek w takiej kolejności, a nie w innej. Albo, że jak przyjmę w innej, to jest to nielegalne. Jest loteria ze względów technicznych. Jest za dużo wniosków i nie da się ich wszystkich obsłużyć. Wszyscy czekają w kolejce, ale nie jest to uregulowane”.

Presja na outsourcing

Poza historią imiennych list i potencjalnej korupcji afera wizowa ma też inny aspekt: to właśnie rosnące kolejki, presja ze strony pracodawców i chętnych pracowników. Oraz rozpaczliwe próby naprawy niewydolnego systemu przez MSZ.

„Na mojej placówce z roku na rok liczba wniosków się podwajała. To ogrom pracy, a przecież to nie jedyna działalność ambasady. Jak przyjechałem, miałem do sprawdzenia po kilkadziesiąt wniosków tygodniowo, pracowałem w dni wolne i po godzinach, żeby z tym zdążyć”.

Jednym z pomysłów resortu było podpisywanie kolejnych umów z agencjami outsourcingowymi pokroju VFS (skrót od Visa Facilitation Services – z ang. Usługi Ułatwień Wizowych) Global, z którymi MSZ współpracowało od czasów rządów Platformy Obywatelskiej.

Rząd PiS chciał tę współpracę rozszerzać

„Czas oczekiwania na wizę w tej chwili liczy się w miesiącach i latach. Mówimy o tysiącach ludzi w kolejkach. Stąd te próby wdrożenia outsourcingu, który będzie to obsługiwał szybciej. My zawsze odpowiadaliśmy, że wolelibyśmy więcej konsulów. Bo takie umowy niekoniecznie potem muszą przekładać się na jakość obsługi”.

Jak zdradza nam konsul, już za rządów PiS,

umowy z firmami outsourcingowymi części placówek zostały narzucone przez Departament Konsularny MSZ.

„Dostali informację, że minister Wawrzyk zdecydował, że będą mieli outsourcing. Moją placówkę też Ministerstwo próbowało do tego nakłonić, ale odmówiliśmy. To zwiększyłoby znacznie liczbę wniosków, trzeba by na miejscu podpisać umowę z firmą, przeprowadzić przetarg. Jak by coś było nie tak, to takiej umowy nie da się szybko zerwać. Widziałem tam dużo ryzyka”.

W przypadku umowy z firmą, ludzie aplikujący o wizę często nie muszą już przychodzić do placówki, by porozmawiać z konsulem. Firmy przyjmują wnioski, sprawdzają kompletność dokumentów i pobierają opłaty. Do konsulatu trafia przetworzony plik dokumentów.

„Dla rządu to dobra umowa, bo jest bezkosztowa, firmom płacą tylko klienci. Tylko potem, przynajmniej w sytuacji Polski, gdzie popyt przewyższa podaż, te firmy zaczynają podejmować decyzje za nas, ustawiają kolejkę. Oferują np. usługi VIP. MSZ może oczywiście zapisać w umowach zakaz dodatkowych opłat, to kwestia dobrego sformułowania zapisów. Ale firma wie, że im więcej wniosków obsłuży, tym więcej zarobi. Skala zależy więc od miejsca. W Indiach pewnie zarabiają sporo, ale być może tam już się nie da bez outsourcingu”.

W wyniku wybuchu „afery wizowej”, MSZ wypowiedziało umowy wszystkim firmom outsourcingowym. Nasz rozmówca podkreśla, że korzystanie z ich usług na świecie jest normą. Niektóre kraje już w centrali, w kraju, zawierają z nimi umowy na obsługę wszystkich wniosków wizowych.

Dla kogo Centrum Wizowe w Łodzi?

Kolejnym pomysłem MSZ na naprawę niewydolnego systemu było Centrum Decyzji Wizowych w Łodzi, którego uruchomienie resort planował na czerwiec 2023 roku. Do dziś jednak nie ruszyło.

„Na początku Centrum miało obsługiwać Białorusinów, którzy uciekali z kraju, i nie mogli ubiegać się o wizy u siebie. W Centrum nikt by nie widział tych ludzi: dokumenty się skanuje, wysyła i na tej podstawie podejmowana jest decyzja. Potem powstał pomysł, by wydawać tam wizy też dla innych krajów: żeby było ich więcej, żeby robić to szybciej”.

Doprecyzujmy: w maju 2021 roku, by ułatwić aplikowanie o wizy Białorusinom uciekającym z kraju przed represjami reżimu Łukaszenki, MSZ wydało podpisane przez wiceministra Wawrzyka rozporządzenie o specjalnym trybie wydawania wiz obywatelom tego kraju. Białorusini mogli aplikować o wizę bezpośrednio przez ministra. Miało to mocne uzasadnienie, bo nie dość, że wizowego wsparcia białoruskim opozycjonistom trzeba było udzielać szybko, to jeszcze polskie służby dyplomatyczne znacząco ograniczyły działalność w tym kraju.

Przygotowywany wiosną 2023 (również przez ministra Wawrzyka) projekt kolejnego rozporządzenia rozszerzał ten mechanizm na kolejnych 20 krajów. Były to, poza Białorusią: Arabia Saudyjska, Armenia, Azerbejdżan, Filipiny, Gruzja, Indie, Indonezja, Iran, Katar, Kazachstan, Kuwejt, Mołdawia, Nigeria, Pakistan, Tajlandia, Turcja, Ukraina, Uzbekistan, Wietnam oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Obsłudze aplikacji obywateli tych państw miało służyć tworzone w Łodzi Centrum Decyzji Wizowych

Gdyby zaczęło działać, a projekt rozporządzenia wszedłby w życie, wiceminister Wawrzyk mógłby wydawać decyzje wizowe w zastępstwie ministra całkowicie samodzielnie. I nie musiałby już w tym celu rozsyłać dziwnych maili po konsulatach.

MSZ wycofało się jednak z tego pomysłu, gdy na początku lipca 2023 temat podchwyciła opozycja.

I zarzuciła hipokryzję rządowi PiS, który kampanię wyborczą opiera na straszeniu migrantami z krajów muzułmańskich. Jak pisaliśmy w OKO.press, według części ekspertów sama idea poluzowania wymogów wizowych dla nowych krajów nie była zła.

„Stworzenie takiego »Narodowego Centrum Wizowego« nie byłoby najgorszym pomysłem, ale tylko pod warunkiem, że uproszczono by najpierw przepisy i utworzono proste i czytelne listy kryteriów, eliminujące okazje do korupcji” – mówiła w rozmowie z Agatą Czarnacką, Ksenia Naranovich, socjolożka i prezeska Fundacji Rozwoju „Oprócz Granic”.

Wytyczne potrzebne od zaraz

Ministerstwo – najpewniej prewencyjnie – zrezygnowało w lipcu 2023 także z innego projektu. Chodziło o listę zawodów, dla których miała w konsulatach obowiązywać skrócona kolejka po wizy. Dokument miał pomóc konsulom wyłapywać najpotrzebniejsze osoby.

„Bez tego kolejka jest w większości zapchana przez ludzi bez kwalifikacji, np. na stanowisko pakowacza. Oni też są potrzebni, ale nie aż tak pilnie, jak np. spawacze. Można te procedury usprawniać, robić to z większym zyskiem dla gospodarki”.

Jak podkreśla nasz rozmówca, rozporządzenie długo nie było wydawane

Kierownictwo Ministerstwa zajęło się nim dopiero w zeszłym roku. Projekt był szykowany przez min. Wawrzyka, ale został wypaczony, bo wpisano do niego za dużo zawodów.

„To było tak szerokie i niekonkretne, żeby można było maksymalnie przyspieszać i zwiększać liczbę wniosków. Nie stała za tym natomiast jakaś analiza i myśl. Cel ustawodawcy był taki, żeby przyspieszyć przyjmowanie potrzebnych pracowników, np. stolarzy czy spawaczy. Ale dokument niczego nie zawęził. W końcu, pod presją, się z tego wycofali”.

Problem w tym, że

brak wytycznych – zarówno dotyczących preferowanych krajów, jak i zawodów – odbija się na pracy konsulów.

„Nie wiesz, kogo Polska potrzebuje, na kiedy, dlaczego. Można wybierać, ale w kolejkach czekają tysiące ludzi. Np. w Kanadzie służba migracyjna jest większa od służby dyplomatycznej, mają system punktowy, wyciągają tych ludzi, których aktualnie potrzebuje gospodarka. U nas wytycznych nie ma, jest tylko potrzeba”.

Zwycięzcy i przegrani systemu

Zdaniem naszego rozmówcy nieudolne próby łatania systemu przez MSZ wynikały z realnej potrzeby: w Polsce brakuje rąk do pracy. Jeżeli proces zostanie zablokowany z przyczyn politycznych, w dłuższej perspektywie odbije się to na gospodarce.

Największymi przegranymi będą osoby, które miesiącami czekają w kolejce po wizy. Największymi zwycięzcami: pośrednicy, którzy za pieniądze oferują im pomoc. Podkreślmy: chodzi z reguły o małe firmy, które oficjalnie nie współpracują z konsulatami ani MSZ (w przeciwieństwie do dużych agencji outsourcingowych).

„Aplikujący powszechnie korzystają z usług agentów. Wszystko robione jest przez internet, w ten sposób się kontaktują. Nie jest to nielegalne: jak do konsulatu przychodzi osoba, to najczęściej nie ma w papierach śladu, że korzystała z pośredników. Na zezwoleniu są tylko docelowe firmy z Polski, które da się zidentyfikować. Ale cała sieć funkcjonuje poza tym, co my możemy zobaczyć w dokumentach”.

Usługi pośredników kosztują zwykle 15-20 tys. zł

W tej kwocie zawarty jest bilet lotniczy, zezwolenie na pracę, ubezpieczenie. Nasz rozmówca szacuje, że agencje w skali globalnej czerpią z tego miliardowe zyski. Sam wielokrotnie zachęcał aplikujących, by samodzielnie składali wnioski i nie przepłacali.

„Z drugiej strony nie można im tego zabronić. To ta sama sytuacja jak wtedy, gdy Polacy migrowali do Anglii. Do końca nie wiadomo, komu zaufać. Może lepiej dogadać się z agentem, mieć to pewne, niż na miejscu szukać i ryzykować, że nic nie jest gotowe i ktoś cię będzie eksploatował?”.

„Ci ludzie są w bardzo trudnej sytuacji. Płacą za to dużo, w Polsce zarabiają minimalną krajową i najpierw odpracowują te długi. Ale nie mają wyjścia, bo tutaj na miejscu też ich za bardzo nic nie czeka. Rodziny od nich oczekują, że będą przysyłać pieniądze”.

Współpraca: Witold Głowacki.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze