We wtorek 8 września prezes PiS Jarosław Kaczyński wraz z szefem Forum Młodych PiS Michałem Moskalem przedstawili tzw. Piątkę dla Zwierząt – propozycję zmian prawnych poprawiającą los zwierząt w Polsce, m.in. zakazującą hodowli futerkowej.
Już w piątek 11 września 2020 gotowy projekt wpłynął do Sejmu jako inicjatywa poselska, można więc przyjrzeć się jego szczegółom.
W oczy rzuca się zapis mówiący o tym, że przepis wprowadzający zakaz hodowli zwierząt na futra ma wejść w życie już rok po uchwaleniu ustawy.
PiS może być trudno zbudować wokół tego porozumienie ze swoimi koalicjantami, a nawet przekonać część opozycji.
Futerkowy projekt PiS: twardy zakaz hodowli
Projekt zakazuje chowu i hodowli zwierząt futerkowych hodowanych w celu pozyskania z nich futer. „Chów i hodowla zwierząt w tym celu przysparza zwierzętom zbędne cierpienie, a ponadto niektóre fermy negatywnie wpływają na środowisko naturalne” – czytamy w uzasadnieniu.
Wyjątek uczyniono jedynie dla królików – ich hodowla na futro będzie nadal dozwolona. Nie podano jednak racji wykluczenia tego gatunku z zakazu.
Uzasadnienie projektu cytuje słowa zoologa prof. Andrzeja Elżanowskiego, od lat zaangażowanego w ruch praw zwierząt:
„Zwierzęta futerkowe są to inteligentne, wrażliwe ssaki, których potrzeby i doznania są w pełni porównywalne z potrzebami i doznaniami naszych kotów czy psów które nam towarzyszą w życiu. Trzymanie takich zwierząt na drutach, w małych klatkach, zabijanie lisów przez wkładanie elektrody do odbytu i zamykanie obwodu przez przykładanie drugiej elektrody do pyska – to jest podłość, która zaprzecza rzekomo niezbywalnej godności ludzi, którzy pracują w tym brudnym, krwawym przemyśle. Hodowla zwierząt futerkowych powinna być jak najszybciej zabroniona w Polsce, podobnie jak to ma miejsce w kilku innych krajach Unii Europejskiej”.
Autorzy projektu przypominają, że taki zakaz istnieje już w Austrii, Chorwacji, Wielkiej Brytanii, Bośni i Hercegowinie, Słowenii, Holandii. W Danii i Niemczech są zakazy częściowe – na futro nie można hodować psowatych (czyli lisów i jenotów).
Ograniczenia hodowli są też w Szwecji, we Włoszech i w Szwajcarii. W tym ostatnim kraju wprowadzono przepis, który określa minimalną wielkość klatki dla dwóch lisów na 40 m2, co w praktyce czyni hodowlę nieopłacalną.
Czy koalicjanci poprą?
Zakaz miałby wejść w życie już rok po przegłosowaniu ustawy.
„My się tym razem nie ugniemy. Myśmy już kilka lat temu dali sygnał: Proszę powoli rezygnować z tego typu działalności, bo my wcześniej czy później będziemy zmierzali do jej ograniczenia albo całkowitego zakończenia. Dziś jest ten moment. Daliśmy 3-4 lata, by podjąć tę decyzję. Każdy wiedział, jakie są nastroje. Dziś jest moment, by zrobić z tym porządek” – mówił w TVP Info Waldemar Buda, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Pytanie, czy polityczni sojusznicy PiS przystaną nie tylko na tak krótki czas wprowadzenia zmian w życie oraz czy w ogóle przyklasną całemu projektowi. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry na razie milczy, a minister środowiska Michał Woś kilka dni temu wykręcał się od komentarza:
„To, za czym na pewno jesteśmy, to za tym, żeby podnosić standard dobrostanu. I to jest oczywiste, że można podnosić jakość kontroli i sposób przechowywania zwierząt. Natomiast co do dalej idących kroków, to na pewno czeka nas długa dyskusja”.
Problem w tym, jak minister Woś chce podnosić standard dobrostanu zwierząt – nie da się tego zrobić w sposób, który pozwoliłby utrzymać opłacalność hodowli.
Podzielone wydaje się być Porozumienie Jarosława Gowina. „Zarzynanie własnej gospodarki jest tematem, który co najmniej trzeba omówić” – mówił poseł Michał Wypij. Z kolei Marcin Ociepa, wiceminister obrony narodowej, przekonywał, że Porozumieniu podoba się „duch ustawy”, choć tempo zmian uznał za zbyt gwałtowne:
„Na pewno kilkuletnie vacatio legis pozwoliłoby zmienić się branży, przekwalifikować. To nie tylko kwestia tej branży, ale całej masy podwykonawców, usługodawców pracujących wokół” – mówił Ociepa w Polsat News. Jednak wcześniej był bardziej zasadniczy: „Nie może być zapisu, który likwiduje gałąź gospodarki, czy działalność gospodarczą a priori” – mówił Radiu Maryja.
PiS-owi na pewno nie uda się przekonać części opozycji – PSL i Konfederacji. Negatywnie o projekcie wypowiadała się m.in. Urszula Pasławska z PSL, a Krzysztof Bosak z Konfederacji w ciągu ostatnich dni zamienił się wręcz w ambasadora branży futrzarskiej.
Cyrk bez zwierząt
Projekt delegalizuje wykorzystywanie zwierząt w cyrkach. Wykorzystuje się tam przede wszystkim zwierzęta dzikie, zmuszając do wykonywania czynności, które nie leżą w ich naturze.
„Cyrki nie są w stanie zapewnić zwierzętom warunków adekwatnych do ich potrzeb, m.in. kontaktu ze stadem, możliwości izolacji, kiedy tego potrzebują, pełnowymiarowych wybiegów, stymulacji psychiczno-ruchowej, poczucia bezpieczeństwa, możliwości samodzielnego zdobywania pożywienia przez dzikie zwierzęta i dostosowania diety do indywidualnych potrzeb” – czytamy w uzasadnieniu.
Autorzy projektu zaznaczają, że w cyrkach zarówno dzikie, jak i udomowione zwierzęta cierpią na różne schorzenia. To zaburzenia psychiczne, urazy i choroby wynikające z przymuszania do przybierania nienaturalnych postaw (np. przewlekłe zapalenia stawów), czy stereotypie („zapętlone” wykonywanie tej same czynności, np. kręcenie się w kółko – red.).
„Nauka sztuczek nieleżących w naturze dzikich zwierząt, wymaga często brutalnych metod tresury, w tym głodzenia. […] Podczas tresury wykorzystywane są haki, elektryczne pałki, łańcuchy i pejcze, które mogą poważnie narażać zdrowie, a czasem nawet życie zwierząt” – czytamy w projekcie ustawy.
Jak piszą autorzy projektu, całkowity zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach obowiązuje w: Grecji, Boliwii, Chinach, Bośni i Hercegowinie, Brazylii i na Cyprze.
Zakaz wykorzystywania zwierząt dzikich wprowadziły: Finlandia, Austria, Szwecja, Chorwacja, Izrael, Peru, Singapur, Holandia, Węgry, Kostaryka, Belgia, Słowenia, Kolumbia, Paragwaj, Wielka Brytania.
Zaś w Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Australii, USA, Szwajcarii, Kanadzie, Nowej Zelandii, Hiszpanii, Portugalii, Szwecji, Ekwadorze i na Węgrzech wprowadzono częściowe ograniczenia.
Ubój rytualny tylko dla lokalnych wspólnot religijnych
Projekt zakazuje uboju bez ogłuszania, choć wyłącza z niego ubój dokonywany na potrzeby wspólnot religijnych. Ten wyjątek, czytamy w uzasadnieniu, ma związek z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 10 grudnia 2014, który mówił o tym, że zakaz łamałby prawa obywatelskie. Oznacza to koniec eksportu z Polski mięsa zwierząt zabitych w ten sposób.
Uzasadnienie projektu bardzo rzetelnie sprawozdaje aktualny stan badań w tym temacie:
„Poddawane ubojowi bez ogłuszania zwierzęta nie tracą świadomości natychmiast po podcięciu szyi i doznają skrajnego cierpienia spowodowanego bólem rany, gwałtownym spadkiem ciśnienia krwi i w wielu wypadkach duszeniem się krwią często pomieszaną z zawartością żołądka, która dostaje się do przeciętej tchawicy i płuc. […] „Zwierzęta poddawane ubojowi bez ogłuszania odczuwają ból pochodzący z zakończeń bólowych i przeciętych nerwów. Potwierdziły to badania elektroencefalogramów cieląt przez zespół z Massey University w Nowej Zelandii”.
Autorzy przypominają też, że wbrew opinii płynącej ze środowisk religijnych, by uśmiercić zwierzę podczas uboju rytualnego, trzeba średnio wykonać nie jedno, ale nawet sześć cięć w przypadku owiec i nawet do 60 w przypadku krów.
Projekt zabrania używania do uboju rytualnego tzw. klatek obrotowych. „Praktykowane w Polsce (a zabronione np. w Danii i Wielkiej Brytanii) krępowanie zwierzęcia połączone z odwracaniem go do góry nogami w tzw. klatkach obrotowych wywołuje najwyższy znany poziom hormonów stresu (świadczący o stanie ekstremalnej paniki), a także sprzyja wlewaniu się krwi i zawartości żołądka do przeciętej tchawicy konającego zwierzęcia”.
Koniec z „mordowniami”
Ponadto, projekt przewiduje też kilka innych ważnych zmian.
- Przetrzymywanie zwierząt bez ochrony przed złymi warunkami atmosferycznymi zostaje uznane za znęcanie się, czego dotąd w prawie nie było.
- Nie będzie można na stałe trzymać zwierząt na uwięzi i wykorzystywać do tego kolczatek. Uwięź musi mieć minimum 6 metrów długości i zapewniać zwierzęciu korzystanie z wybiegu o wielkości co najmniej 20 m2.
Słabością zaproponowanego rozwiązania wydaje się być to, że nie reguluje ono, jak długo można trzymać zwierzę na uwięzi, a ile czasu powinno ono pozostawać swobodne, np. w kojcu.
W projekcie wsparcie dostały również organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Policja i straż gminna będą musiały im udzielić asysty podczas odbiorów interwencyjnych zwierząt, gdyby właściciel zwierząt stawiał opór lub nawet stwarzał dla nich zagrożenie.
Jest nawet zapis, który wydaje się być spełnieniem najczarniejszych snów ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, znanego ze swojej niechęci do animalsów:
„Policjantowi, strażnikowi gminnemu lub przedstawicielowi organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, w asyście policjanta lub strażnika gminnego, przysługiwać będzie prawo wejścia na teren nieruchomości, na której przebywa zwierzę, bez zgody lub pomimo sprzeciwu jej właściciela”.
Znikną też prywatne schroniska dla zwierząt – prawo do ich prowadzenia będą miały tylko jednostki gminne i organizacje społeczne. To niewątpliwie echo interwencji w niesławnych „mordowniach” (tak nazywają je animalsi), takich jak ta niedawna w Radysach, gdzie znaleziono dziesiątki psów w bardzo złym stanie.
Inne propozycje to m.in. utworzenie przy ministrze właściwym do spraw administracji publicznej Rady do spraw zwierząt, w skład której mają wejść przedstawiciele stowarzyszeń ochrony zwierząt i organizacji pozarządowych, schronisk, naukowców, weterynarzy i hodowców.
To jedyna sprawa za powodzeniem której kibicuję pisiorom.
Ja również. Choć nie jestem pewna, że przejdzie w tym kształcie. Rydzyk, część pisiorów, no i PSL, do którego się wdzięczą.
Kaczor ma na tyle posłuch w partii ,że PiS ze swoimi 200 posłami zagłosuje ławą. Jeden wielki znak zapytania jest odnośnie partii Ziobry i Gowina, z drugiej strony Zandberg już ciśnie lewicę, PO niewykluczone ,że też poprze wiec… będzie dobrze.
Ale PSL i Konfederacja też zagłosują przeciwko ustawie – ci pierwsi w większości, ci drudzy raczej gremialnie. I tak zabraknie, powiedzmy, 5 szabel do przyjęcia ustawy. Z drugiej strony Kaczor już raz popierał proekologiczne prawo, a w końcu się ugiął – zawsze jest ta furtka, że "teraz są pilniejsze sprawy".
Tak się cieszycie z likwidacji ferm norek ale jak pisiory poumierają to ich kolejnym wcieleniem były by właśnie to norki a tak to urodzą się jako ludzie zostaną posłami i znów bedzie problem
Marek Jarczewski
Tyle że nie każdy wierzy w reinkarnację. A jeśli już, to dlaczego mieliby się wcielać akurat w norki, a nie np. w koty Kaczyńskiego?
Jestem tego samego zdania.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Minimum kultury gówniarzu! Kogo tak chcesz przekonać do swoich racji? Chyba że ma być na odwrót, to sorry.
Dołączam swoje poparcie dla tej arcy ważnej sprawy.
Tylko rozwiązanie szwajcarskie, hodowla okaże się nieopłacalna.
Ubòj rytualny też powinien być tak zaostrzony żeby było to zbyt drogie.
Dobre i to.
… jeszcze polowania i "rekreacja" myśliwska!
A wędkarze? To też rekreacja. Ale akceptowalna. Prawda?
Hipokryzja
Szukam miłego i kulturalnego faceta na spotkania
Mam na imię Monia 24 wiosny….
wiecej moich fotek i kontakt do mnie tu- http://www.frircikvip.com.pl
Znajdź mnie- Monikj- napisz do mnie i spotkajmy sie!
To rolnicy dbają o zwierzęta, nie ekolodzy. Idzie wielki atak na rolnictwo. Krytykowanie rolników ze względów ideologicznych, zabranianie jedzenia mięsa, twierdzenie, że mleko jest szkodliwe, że hodowla bydła polega na gwałceniu krów. I ktoś przy zdrowych zmysłach opowiada takie rzeczy? To jest pewna cywilizacyjna wojna, która toczy się z rolnictwem. Organizacje tzw. obrońców praw zwierząt doskonale wpisują się w ten cały mechanizm.
Nie. Ze względów ekologicznych przede wszystkim (zużycie energii, wody, produkcja zanieczyszczeń – nieporównywalne w ogromnej większości przypadków z produkcją roślinną), nie ideologicznych czy etycznych (a jeśli z takich również to nie powinny być one decydujące – co bynajmniej nie znaczy że nie mają sensu).
Oczywiście tak, są wyjątki – np. hodowla świń w iberyjskich lasach dębowych (żyjących tam de facto w stanie półdzikim, w zagęszczeniu populacji i warunkach prawie naturalnych), które to lasy dodatkowo dzięki takiej hodowli nie są wycinane i zamieniane na intensywne uprawy (lub zabudowywane) a stanowią cenny ekosystem dla wielu zagrożonych gatunków roślin i zwierząt – to świetny przykład. Tylko ile ich mamy we współczesnym świecie, ile mięsa z takich źródeł i w jakiej cenie?
Tak. Ktoś kto niema pojęcia jak funkcjonuje rolnictwo wydaje mu się że można zrezygnować z produkcji zwierzęcej i wszystko będzie dalej kulać. Otóż tak nie jest! Właśnie ze względów ekologicznych zwierzeta sa niezbędne do prawidłowego funkcjonowania ekosystemu w każdym gospodarstwie rolnym a jeśli mówimy o gospodarstwie ekologicznym można powiedzieć są fundamentem jego działania. Na studiach rolniczych uczono mnie że gospodarstwo ekologiczne bez zwierząt zwłaszcza przeżuwaczy nie jest wstanie funkcjonować. Wy lewacy chcielibyście uprawiać tylko to co wam pasuje ale nie wszystko wszędzie urosnie, sa różne rodzaje gleby i warunki środowiskowe, na niektórych polach można uprawiac tylko rośliny paszowe, sarmiając nimi zwierzęta zaostaje obornik którym można użyźnić pole pod bardziej wymagające uprawy jak rzepak czy ziemiaki albo kalafior. Tak można uniknąć stosowania chemicznych nawozów do których produkcji idzie dużo energii głównie z gazu i ropy.
Przy produkcji nawozu naturalnego jakim jest obornik czy gnojowica energia jest wprost ze słońca.
Co do zużycia wody przy produkcji rolniczej to jest kolejna bzdura! O zuzycie wody to możeny mówić jak mamy ją w butelce zabranej ze sobą na wycieczkę, jak wypiejsz to można powiedziec że zużyłeś wodę z butelki. Ale w rolnictwie woda się nie zużywa tylko krąży w obiegu. Jak krowa ją wypije to część wyparuje trafi do atmosfery i kiedyś spadnie z powrotem na ziemie w postaci deszczu, część wysika i zostanie to wylane na pole, część wyparuje, cześć wytranspiruje przez rośliny, tak czy jnaczej wróci z powrotem w postaci czaystego deszczu! Gdzie ta woda tu sie zużywa?
Co do produkcji zanieczyszczeń no to jak ktoś uważa obornik za zanieczyszczenie to jest raczej nieporozumienie albo ignorancja.
Nie wiem gdzie się uczyłeś i skąd czerpiesz wiedzę ale doprawdy upraszczanie wszystkiego, tudzież naiwne sprowadzanie do stricte lokalnej perspektywy świadczy o niezrozumieniu problemu w skali i specyfice jaką ma on w XXI wieku (a nie być może jeszcze kilkadziesiąt lat temu). Zauważ że woda owszem krąży ale nie jest to tylko kwestia tego co wypije i wysika krowa tu na miejscu ale co zużyje się do wyprodukowania paszy dla niej, często gdzieś na drugim końcu świata (najczęściej kosztem lasów np. w Amazonii – emisje CO2 stamtąd przeogromne), bo tak jest "taniej". Te pasze trzeba transportować – kolejne zużycie energii i zanieczyszczenia. Jest logiczne, że im więcej mamy stopni/etapów produkcji (a przy zwierzęcej jest ich więcej) tym więcej to kosztuje (energii, surowców) i więcej emituje (i gdybyśmy tak jedli zwierzęta drapieżne, czego nie robimy (ale owszem, właśnie wciąż hodujemy na futra, tylko nie tak masowo), byłoby z tym jeszcze gorzej). I nie koniec na tym – mięso wyprodukowane w Europie dzięki paszom np z Argentyny/Brazylii trafia potem dalej w różne zakątki świata, np. (głównie do Chin czy Rosji) – kolejne konsekwencje. Oczywiście warzywa i owoce jak najbardziej też krążą i należy to na ile się da ograniczać ale ich emisyjność i ślad węglowy są nieporównanie niższe (z bardzo rzadkimi wyjątkami).
Jeśli takie to proste z krowami, to dlaczego w suchszych rejonach świata (np. śródziemnomorskim) tradycyjnie prawie w ogóle się ich nie hoduje (a są kozy, owce czy świnie)? Wołowina jest najbardziej wodochłonnym rodzajem produkcji mięsnej i w ogóle rolnej i w konsekwencji również nabiał -mleko i sery. Są nawet badania które pokazują, że dieta wegetariańska ale z dużą ilością nabiału, jest wręcz gorsza pod tym względem dla środowiska niż umiarkowane jedzenie innych niż krowie typów mięsa.
I właśnie, jeśli przez zanieczyszczenie z farm rozumiesz tylko obornik a nie CO2 i metan uwalniane w ogromnych ilościach, to przykro. Chyba że w owej szkole nauczyli cię że globalne ocieplenie nie zachodzi z winy człowieka – to wtedy istotnie "masz rację" ( a i tak nie do końca).
Panie Marku, pogubiłam się w Pańskiej logice. Czy, Pańskim zdaniem chów zwierząt w ekologicznym gospodarstwie jest tożsamy z przemysłowymi fermami? O ile mi wiadomo, fermentowany obornik że sciolka, zwłaszcza kurzak, jest najlepszym nawozem, biologicznie czynnym i poprawiającym parametry gleby. Ale czy, Pańskim zdaniem, podobnie jest z gnojowica z ferm, w których zwierzęta stoją na roznych kratownicach splukiwanych woda? Czy to nie jest jeden z głównych powodów przeazotowania gleby, wód gruntowych, zbiorników wodnych a nawet Bałtyku? Wartość odżywcza, zawartość antybiotyków i innej chemii w żywności pochodzącej z dobrze ustawionego gospodarstwa "biodynamicznego" (podoba mi się ta nazwa:), jest tez zupełnie inna niż z monokulturowych upraw i zwierząt nie przebywających ani jednego dnia swojego krótkiego życia na zewnątrz, w klatkach ledwie umożliwiających im zmianę pozycji. Szprycowanych lekami profilaktycznie, bo tam jedno chore zwierzę to smierc kilku tysięcy.
Fakt, koszt wyprodukowania takiej żywności też jest zupełnie inny, ale czy nie ma Pan wrażenia, że nadprodukcja taniej żywności prowadzi do jej ogromnego marnotrawstwa? W Polsce, codziennie utylizuje się tysiące ton w pełni zdatnego do spożycia jedzenia, które "się nie sprzedało". Aż trudno mi sobie wyobrazić takie marnotrawstwo, zwlaszcza ludzkiej pracy. Ile zwierząt musiało się nacierpiec "na bezdurno", bo mięso i nabiał muszą być tanie. Jezeli jest Pan rolnikiem i hodowca "z krwi i kości", to pewnie też się w Panu krew gotuje, że tyle "potu i krwi w piach".
Futerka cierpią według was hipoktyci? A nie cierpią osoby transpłciowe? Ciekawe czy futerka na was zarobią tak jak ludzie i czy zapłacą wam podatki.
BTW. Owszem, zwierzęta cierpią i powinien być zakaz zdejmowania z nich futerek, ale człowiek powinien być w tym kraju lepiej traktowany niż zwierzątko futerkowe. Tymczasem osoby transpłciowe są gorzej traktowane niż te zwierzęta. Warto przeczytać raport RPO / KMPT z 9 września 2020 roku co działo się na komendach. Ciekawe czy im też mieli ochotę włożyć elektrodę w odbyt i do ust podać drugi drut.
A czy ktoś kwestionuje cierpienia i niedostateczne prawa osób trans i w ogóle LGBT? W OKO wylano na ten temat morze atramentu… Poza tym co to za argumentacja, że skoro LGBT cierpią, to hipokryzją jest zajmowanie się prawami zwierząt. Tak samo można stwierdzić, że skoro zwierzęta cierpią, a ich hodowla napędza kryzys klimatyczny, to hipokryzją jest zajmowanie się LGBT (w końcu jest ich chyba mniej, niż hodowców zwierząt, wraz z rodzinami tychże hodowców).
Problem polega na tym, że PiS jest w stanie rzucić na odczepne w sumie niezłą ustawę o ochronie zwierząt (pytanie tylko, jak będzie ona egzekwowana w przyszłości i ile spraw zostanie umorzonych z uwagi na "znikomą szkodliwość społeczną"), ale ustawy zakazującej dyskryminacji osób LGBT nie przełknie choćby w małym kawałku.
Właśnie tu masz hipokryzję:
""znikomą szkodliwość społeczną" vs.
"ale ustawy zakazującej dyskryminacji osób LGBT nie przełknie choćby w małym kawałku"
Sam sobie odpowiedziałeś, gdzie jest hipokryzja pisuarów. Co do LGBT – torturowanie stwierdził sam RPO w swojej komisji KMPT 9 września tego roku. Warto przejrzeć rpo.gov.pl. Nie wspomnę już o słowach wypowiedzianych podczas wyborów jak też ostatnio.
Niewiele z tego wyjdzie. Cała awantura to element gry politycznej prowadzonej przez pana Prezesa mający na celu pokazanie szczególnie młodszej części wyborców jego ciepłego i zatroskanego oblicza. I dwa odwracanie uwagi od realnych problemów kraju. Ustawa zalegnie w szufladach sejmu i tyle będzie z tego zamieszania. Szczęśliwym zakończeniem sprawy byłoby moim zdaniem dla prezesa przegranie głosowania w sejmie i wyrzucenie ustawy do kosza, a tym samym zrzucenie odpowiedzialności na demokrację. Jednak z tym może być problem, dlatego zamrażarka będzie chyba lepszym wyjściem. Oczywiście oby się tak nie stało, ale? Można przypuszczać, że będziemy świadkami coraz częstszych takich zabiegów wizerunkowych ze strony prezesa. Z racji tej, iż pan prezes chyba zdaje sobie sprawę, że Polacy, szczególnie młode pokolenie ma coraz większą świadomość realnych zagrożeń. I coraz bardziej są przekonani, że obecna kasta polityczna nie jest w stanie rozwiązywać skutecznie te problemy współczesnego świata. Młode pokolenia coraz bardziej mają świadomość, że najpoważniejsze wyzwania współczesności i przyszłości są niemożliwe do rozwiązania na poziomie państwa narodowego. Są przekonani, że jeżeli chcemy skutecznie walczyć z nierównościami, biedą, zapobiec katastrofie klimatycznej i środowiskowej, ograniczać dyktaturę niekontrolowanych przez nikogo koncernów międzynarodowych, to musimy uznać, że jesteśmy nie tylko Polakami zamkniętymi w nacjonalistycznym narodowym piekiełku, ale co ważniejsze obywatelami Europy i Świata..
Zbliża się święto zmarłych. Kobiety w wieku klimakteryjnym wylegną na cmentarne alejki. W futerkach. Aby je pokazać. Dzięki nim kaczor przegra sprawę.
Bez edukacji, neutralnej religijnie i politycznie, a zgodnej ze stanem WIEDZY na temat zwierząt, dowolne zmiany prawa niewiele poprawia los "przechowywanych" (sic!) przez ludzi stworzeń. I tych, ktore są celem "rekreacyjnego" zabijania przez "miłośników natury i tradycji".' Dlatego ponawiam wielką prośbę o zajrzenie na stronę petycjeonline.com/edukacja-sluzb-spolecznych-na-temat-zwierzat-domowych-podopiecznych, o podpisanie naszej petycji i pozyskanie dla niej jak największego wsparcia. Nie wszyscy musimy "kochać zwierzątka", ale wszyscy potrzebujemy podstawowej choćby wiedzy na ich temat. A tej – brakuje urzędnikom, funkcjonariuszom, a często nawet aktywistom organizacji wszelakich, których statutowym celem jest niesienie pomocy ludziom i zwierzętom.
Szanowny Panie Marku Jarczewski ładny wykład. Popieram. Z jednym zastrzeżeniem. Słowo lewackie. Ono dla mnie tak brzydko brzmi.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
A pod sejmem stoi "statystyka – 0,0000 ileś tam po przecinku PKB" w obronie miejsc pracy i zarobku z branży futerkowej.
Dla mnie to jednak Ludzie, prawdziwi, z krwi i kości.
Ale co tam, to nieważne. Ważne, że " obrońcy zwierząt" będą mieć fałszywe poczucie spokoju sumienia.
Empatia to bardzo pozytywna cecha, dobrze o Panu świadczy. Ludzie, o których się Pan martwi zainwestowali w hodowlę zwierząt futerkowych i ubój rytualny zwierząt przeznaczonych na eksport zadnej empatii nie wykazujac. Poza tym, już od wielu lat te biznesy są obciążone duzym ryzykiem, które podjęli świadomie. Ubój rytualny był nielegalny na mocy ustawy, został "tylnymi drzwiami" wylobbowany i dopuszczony rozporządzeniem ministra rolnictwa, TK wypowiadał się w tej kwestii na zasadzie "jestem za a nawet przeciw". Każdy miał czas i możliwość wyjść z tego szemranego biznesu. Trzymajmy kciuki, żeby ci, którzy liczyli na znieczulicę polskiego społeczeństwa i niemożność dogadania się polityków, tym razem się przeliczyli. Przebranżowienie przedsiębiorstwa, zmiana zawodu to są trudne sprawy, ale podobny problem dotyka wszystkie branże. Skończył się rynek na len, konopie, z problemami zmierzyć się musieli plantatorzy chmielu, porzeczek, jablek, itd. Nie zapominając o tkaczkach, szwaczkach, górnikach, hutnikach, etc Na szczęście niewielu polskich rolników i inwestorów jest naprawdę zaangażowanych w ten biznes, choć szumu robią za tysiace. Może "odkuja się" na uprawie konopi siewnych, jeśli uda się w końcu zracjonalizować ten rynek? Oni na pewno sobie poradzą, nawet lepiej niż możemy przypuszczac. O nich nie musimy się tak bardzo martwić. Jest dużo więcej ludzi bardziej potrzebujących naszej empatii i realnej pomocy.