0:000:00

0:00

We wtorek 8 września prezes PiS Jarosław Kaczyński wraz z szefem Forum Młodych PiS Michałem Moskalem przedstawili tzw. Piątkę dla Zwierząt - propozycję zmian prawnych poprawiającą los zwierząt w Polsce, m.in. zakazującą hodowli futerkowej.

Już w piątek 11 września 2020 gotowy projekt wpłynął do Sejmu jako inicjatywa poselska, można więc przyjrzeć się jego szczegółom. W oczy rzuca się zapis mówiący o tym, że przepis wprowadzający zakaz hodowli zwierząt na futra ma wejść w życie już rok po uchwaleniu ustawy.

PiS może być trudno zbudować wokół tego porozumienie ze swoimi koalicjantami, a nawet przekonać część opozycji.

Przeczytaj także:

Futerkowy projekt PiS: twardy zakaz hodowli

Projekt zakazuje chowu i hodowli zwierząt futerkowych hodowanych w celu pozyskania z nich futer. "Chów i hodowla zwierząt w tym celu przysparza zwierzętom zbędne cierpienie, a ponadto niektóre fermy negatywnie wpływają na środowisko naturalne" - czytamy w uzasadnieniu.

Wyjątek uczyniono jedynie dla królików - ich hodowla na futro będzie nadal dozwolona. Nie podano jednak racji wykluczenia tego gatunku z zakazu.

Uzasadnienie projektu cytuje słowa zoologa prof. Andrzeja Elżanowskiego, od lat zaangażowanego w ruch praw zwierząt:

„Zwierzęta futerkowe są to inteligentne, wrażliwe ssaki, których potrzeby i doznania są w pełni porównywalne z potrzebami i doznaniami naszych kotów czy psów które nam towarzyszą w życiu. Trzymanie takich zwierząt na drutach, w małych klatkach, zabijanie lisów przez wkładanie elektrody do odbytu i zamykanie obwodu przez przykładanie drugiej elektrody do pyska - to jest podłość, która zaprzecza rzekomo niezbywalnej godności ludzi, którzy pracują w tym brudnym, krwawym przemyśle. Hodowla zwierząt futerkowych powinna być jak najszybciej zabroniona w Polsce, podobnie jak to ma miejsce w kilku innych krajach Unii Europejskiej".

Autorzy projektu przypominają, że taki zakaz istnieje już w Austrii, Chorwacji, Wielkiej Brytanii, Bośni i Hercegowinie, Słowenii, Holandii. W Danii i Niemczech są zakazy częściowe - na futro nie można hodować psowatych (czyli lisów i jenotów).

Ograniczenia hodowli są też w Szwecji, we Włoszech i w Szwajcarii. W tym ostatnim kraju wprowadzono przepis, który określa minimalną wielkość klatki dla dwóch lisów na 40 m2, co w praktyce czyni hodowlę nieopłacalną.

Czy koalicjanci poprą?

Zakaz miałby wejść w życie już rok po przegłosowaniu ustawy.

"My się tym razem nie ugniemy. Myśmy już kilka lat temu dali sygnał: Proszę powoli rezygnować z tego typu działalności, bo my wcześniej czy później będziemy zmierzali do jej ograniczenia albo całkowitego zakończenia. Dziś jest ten moment. Daliśmy 3-4 lata, by podjąć tę decyzję. Każdy wiedział, jakie są nastroje. Dziś jest moment, by zrobić z tym porządek" - mówił w TVP Info Waldemar Buda, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.

Pytanie, czy polityczni sojusznicy PiS przystaną nie tylko na tak krótki czas wprowadzenia zmian w życie oraz czy w ogóle przyklasną całemu projektowi. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry na razie milczy, a minister środowiska Michał Woś kilka dni temu wykręcał się od komentarza:

"To, za czym na pewno jesteśmy, to za tym, żeby podnosić standard dobrostanu. I to jest oczywiste, że można podnosić jakość kontroli i sposób przechowywania zwierząt. Natomiast co do dalej idących kroków, to na pewno czeka nas długa dyskusja".

Problem w tym, jak minister Woś chce podnosić standard dobrostanu zwierząt - nie da się tego zrobić w sposób, który pozwoliłby utrzymać opłacalność hodowli.

Podzielone wydaje się być Porozumienie Jarosława Gowina. "Zarzynanie własnej gospodarki jest tematem, który co najmniej trzeba omówić” – mówił poseł Michał Wypij. Z kolei Marcin Ociepa, wiceminister obrony narodowej, przekonywał, że Porozumieniu podoba się "duch ustawy", choć tempo zmian uznał za zbyt gwałtowne:

"Na pewno kilkuletnie vacatio legis pozwoliłoby zmienić się branży, przekwalifikować. To nie tylko kwestia tej branży, ale całej masy podwykonawców, usługodawców pracujących wokół" - mówił Ociepa w Polsat News. Jednak wcześniej był bardziej zasadniczy: "Nie może być zapisu, który likwiduje gałąź gospodarki, czy działalność gospodarczą a priori" - mówił Radiu Maryja.

PiS-owi na pewno nie uda się przekonać części opozycji - PSL i Konfederacji. Negatywnie o projekcie wypowiadała się m.in. Urszula Pasławska z PSL, a Krzysztof Bosak z Konfederacji w ciągu ostatnich dni zamienił się wręcz w ambasadora branży futrzarskiej.

Cyrk bez zwierząt

Projekt delegalizuje wykorzystywanie zwierząt w cyrkach. Wykorzystuje się tam przede wszystkim zwierzęta dzikie, zmuszając do wykonywania czynności, które nie leżą w ich naturze.

"Cyrki nie są w stanie zapewnić zwierzętom warunków adekwatnych do ich potrzeb, m.in. kontaktu ze stadem, możliwości izolacji, kiedy tego potrzebują, pełnowymiarowych wybiegów, stymulacji psychiczno-ruchowej, poczucia bezpieczeństwa, możliwości samodzielnego zdobywania pożywienia przez dzikie zwierzęta i dostosowania diety do indywidualnych potrzeb" - czytamy w uzasadnieniu.

Autorzy projektu zaznaczają, że w cyrkach zarówno dzikie, jak i udomowione zwierzęta cierpią na różne schorzenia. To zaburzenia psychiczne, urazy i choroby wynikające z przymuszania do przybierania nienaturalnych postaw (np. przewlekłe zapalenia stawów), czy stereotypie ("zapętlone" wykonywanie tej same czynności, np. kręcenie się w kółko - red.).

"Nauka sztuczek nieleżących w naturze dzikich zwierząt, wymaga często brutalnych metod tresury, w tym głodzenia. [...] Podczas tresury wykorzystywane są haki, elektryczne pałki, łańcuchy i pejcze, które mogą poważnie narażać zdrowie, a czasem nawet życie zwierząt" - czytamy w projekcie ustawy.

Jak piszą autorzy projektu, całkowity zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrkach obowiązuje w: Grecji, Boliwii, Chinach, Bośni i Hercegowinie, Brazylii i na Cyprze.

Zakaz wykorzystywania zwierząt dzikich wprowadziły: Finlandia, Austria, Szwecja, Chorwacja, Izrael, Peru, Singapur, Holandia, Węgry, Kostaryka, Belgia, Słowenia, Kolumbia, Paragwaj, Wielka Brytania.

Zaś w Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Australii, USA, Szwajcarii, Kanadzie, Nowej Zelandii, Hiszpanii, Portugalii, Szwecji, Ekwadorze i na Węgrzech wprowadzono częściowe ograniczenia.

Ubój rytualny tylko dla lokalnych wspólnot religijnych

Projekt zakazuje uboju bez ogłuszania, choć wyłącza z niego ubój dokonywany na potrzeby wspólnot religijnych. Ten wyjątek, czytamy w uzasadnieniu, ma związek z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 10 grudnia 2014, który mówił o tym, że zakaz łamałby prawa obywatelskie. Oznacza to koniec eksportu z Polski mięsa zwierząt zabitych w ten sposób.

Uzasadnienie projektu bardzo rzetelnie sprawozdaje aktualny stan badań w tym temacie:

"Poddawane ubojowi bez ogłuszania zwierzęta nie tracą świadomości natychmiast po podcięciu szyi i doznają skrajnego cierpienia spowodowanego bólem rany, gwałtownym spadkiem ciśnienia krwi i w wielu wypadkach duszeniem się krwią często pomieszaną z zawartością żołądka, która dostaje się do przeciętej tchawicy i płuc. [...] "Zwierzęta poddawane ubojowi bez ogłuszania odczuwają ból pochodzący z zakończeń bólowych i przeciętych nerwów. Potwierdziły to badania elektroencefalogramów cieląt przez zespół z Massey University w Nowej Zelandii".

Autorzy przypominają też, że wbrew opinii płynącej ze środowisk religijnych, by uśmiercić zwierzę podczas uboju rytualnego, trzeba średnio wykonać nie jedno, ale nawet sześć cięć w przypadku owiec i nawet do 60 w przypadku krów.

Projekt zabrania używania do uboju rytualnego tzw. klatek obrotowych. "Praktykowane w Polsce (a zabronione np. w Danii i Wielkiej Brytanii) krępowanie zwierzęcia połączone z odwracaniem go do góry nogami w tzw. klatkach obrotowych wywołuje najwyższy znany poziom hormonów stresu (świadczący o stanie ekstremalnej paniki), a także sprzyja wlewaniu się krwi i zawartości żołądka do przeciętej tchawicy konającego zwierzęcia".

Koniec z "mordowniami"

Ponadto, projekt przewiduje też kilka innych ważnych zmian.

  • Przetrzymywanie zwierząt bez ochrony przed złymi warunkami atmosferycznymi zostaje uznane za znęcanie się, czego dotąd w prawie nie było.
  • Nie będzie można na stałe trzymać zwierząt na uwięzi i wykorzystywać do tego kolczatek. Uwięź musi mieć minimum 6 metrów długości i zapewniać zwierzęciu korzystanie z wybiegu o wielkości co najmniej 20 m2.

Słabością zaproponowanego rozwiązania wydaje się być to, że nie reguluje ono, jak długo można trzymać zwierzę na uwięzi, a ile czasu powinno ono pozostawać swobodne, np. w kojcu.

W projekcie wsparcie dostały również organizacje zajmujące się ochroną zwierząt. Policja i straż gminna będą musiały im udzielić asysty podczas odbiorów interwencyjnych zwierząt, gdyby właściciel zwierząt stawiał opór lub nawet stwarzał dla nich zagrożenie.

Jest nawet zapis, który wydaje się być spełnieniem najczarniejszych snów ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, znanego ze swojej niechęci do animalsów:

"Policjantowi, strażnikowi gminnemu lub przedstawicielowi organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, w asyście policjanta lub strażnika gminnego, przysługiwać będzie prawo wejścia na teren nieruchomości, na której przebywa zwierzę, bez zgody lub pomimo sprzeciwu jej właściciela".

Znikną też prywatne schroniska dla zwierząt - prawo do ich prowadzenia będą miały tylko jednostki gminne i organizacje społeczne. To niewątpliwie echo interwencji w niesławnych "mordowniach" (tak nazywają je animalsi), takich jak ta niedawna w Radysach, gdzie znaleziono dziesiątki psów w bardzo złym stanie.

Inne propozycje to m.in. utworzenie przy ministrze właściwym do spraw administracji publicznej Rady do spraw zwierząt, w skład której mają wejść przedstawiciele stowarzyszeń ochrony zwierząt i organizacji pozarządowych, schronisk, naukowców, weterynarzy i hodowców.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze