0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

"Najtrudniejsze dla wielu jest ryzyko, że funkcjonariusz Kościoła będzie chciał ich poniżyć, zrugać lub wyśmiać. Najlepszą obroną jest mieć na to wyrąbane" - pisze o apostazji Monika Tichy, szczecińska feministka i obrończyni praw osób LGBT. Opisuje, jak sama wychodziła z Kościoła. Jak zaczynała pytać: "Czy Prorok z Nazaretu kiedykolwiek wspomniał o prezerwatywach? O gejach i lesbijkach? O tym, by ołtarz sprzymierzał się z tronem i nie płacił cła za sprowadzane auta? Czy mówił swoim uczniom, by trzymali z możnymi i władcami tego świata, by brali udział w rządowych uroczystościach i pławili się w ziemskich dostatkach i prestiżu? Czy dawał im przykład tego, by ludźmi pogardzać, by ich terroryzować swoją rzekomą doskonałością?".

Przeczytaj także:

2019. "Moi rodzice by z pewnością nie przyszli"

Kolejka do kancelarii parafialnej. Przed nami trzy kobiety z wózkami. Ze mną siedzi Michał, tak jak ja aktywista Lambdy. Korytarzem idzie starszy ksiądz.

- Jak pięknie wyglądacie! - zatrzymuje się przy nas i składa dłonie. - Tak pięknie! Życzę wam dużo miłości!

- Dziękujemy - odpowiadam, starając się nie roześmiać i przytulam Michała.

Kiedy w końcu wchodzimy do kancelarii, puszysty ksiądz koło trzydziestki uśmiecha się bardzo podobnie. "Szczęść Boże" witam się używając jego kodu, bo tak łatwiej się dogadać. Kładę na biurko dowód - widząc datę urodzenia (1976) niekorespondującą z moim wyglądem, wikary dziwi się - a kiedy wyciągam papiery mówiąc, że ja tu w sprawie apostazji, jest wyraźnie przestraszony.

- Ja niestety nie mogę, do tej procedury musi być ksiądz proboszcz - mówi. - Rozumiem, że syn - patrzy na Michała - to świadek?

- Nie syn, przyjaciel - uściślam. - Już teraz procedura nie wymaga przyjścia ze świadkiem.

- No tak, ale dobrze jakby był świadek... najlepiej rodzice, bo to oni chrzcili...

- Moi rodzice z pewnością by nie przyszli.

2016. "Nie twoja sprawa"

Matka i ojciec udają, że nic się nie stało. Ubieram syna w przedpokoju ich mieszkania. Od kiedy mąż wyprowadził się do Niemiec, katolicko-pisowscy rodzice pomagają mi w opiece nad moim niesamodzielnym dzieckiem w spektrum autyzmu (rocznik 2008). W środy odbierają go ze szkoły i u nich czeka, aż skończę pracę. Ale dziś, przypadkiem, nakryli mnie na tym, że nie byłam w pracy tylko na Czarnym Proteście. Ojciec widział mnie z tęczową flagą i słyszał, jak z mównicy krzyczę, że żaden staruch z Żoliborza czy biskupiego pałacu nie będzie za mnie decydował o moim życiu.

Stary przerywa niezręczne milczenie.

- Czy złożyłaś już - cedzi słowo po słowie - apostazję z Kościoła katolickiego?

- Nie twoja sprawa - ucinam temat.

A jeśli przestaną mi pomagać? Poradzę sobie. Mam 40 lat. Wystarczająco dużo, żeby przestać się nimi przejmować.

Od tej pory ze sobą nie rozmawiamy. Techniczne sprawy: czy Alan może przyjechać do nich na weekend, o której go odwieźć.

1985. "Nie chcę, żeby poszła do piekła"

Po lekcji religii w salce koło kościoła podchodzę do katechetki.

- Moja kuzynka przestała wierzyć w Jezusa - mówię i wybucham płaczem. - Mówi, że wierzy w Manitou. Nie chcę, żeby poszła do piekła...

Katechetka doradza pójście na mszę Oazy. Zatrybiło - wciągnęłyśmy się obie. Zamiast smętnych śpiewów osiemnastowiecznych tekstów - długowłosi chłopcy grający na gitarach. Współczesne rytmy. Ksiądz, który na kazaniu nie przemawia, ale opowiada tak, jakby siedział z nami przy herbacie. Bóg nie jako okrutny legalista, ale brat, przyjaciel.

Gdybym tam nie trafiła, może wydostałabym się z tego wszystkiego znacznie szybciej. Ale to jest niezłe opium.

1993. "Chowam listę tych za zabijaniem dzieci"

Nie mam jeszcze praw wyborczych, ale chowam sobie wyciętą z "Wyborczej" listę, kto jak głosował w ustawie antyaborcyjnej. Żebym w przyszłości na pewno nie zagłosowała na tych, którzy byli "za zabijaniem dzieci".

1997. "Przecież mszy nie odprawia się penisem"

Bóg i relacja z nim jest podstawą mojego życia. Odmawiam codziennie jutrznię i nieszpory, trzy razy w tygodniu służę do mszy jako ministrantka w duszpastestwie akademickim dominikanów. Zakon jest liberalny, więc dziewczynom wolno. Mój narzeczony też jest ministrantem. Na niebie kometa Hale-Bopp.

Jeszcze wierzę, że mogę zmienić Kościół od środka. Widzę, że trzymanie się starych doktryn jest krzywdzące dla ludzi i nie tylko, a przecież Jezusowi na pewno nie o to chodziło. Przede wszystkim ocean niepotrzebnych cierpień niesie z sobą zakaz antykoncepcji. Obowiązek posiadania dzieci w ogóle i nacisk na to, by było ich jak najwięcej. Gloryfikowanie par, które mają ich dużo. Zarazem obojętność wobec cierpienia zwierząt i niszczenia planety. Brak akceptacji dla miłości osób tej samej płci. (Wtedy jeszcze nie podejrzewałam, że mogę kiedykolwiek być w takim związku). Upodrzędnienie i marginalizacja kobiet. Dlaczego nie mogą być tak blisko ołtarza i Boga jak mężczyźni? Przecież mszy nie odprawia się penisem.

- Ekipa, która zabrała mnie autostopem - opowiada dziennikarz katolickiego pisma o swojej podróży do Stanów - zagadnęła, skąd jestem, czym się zajmuję. I oni się zaczęli zastanawiać.

"Katolicy? Którzy to są katolicy?". "Aaa, to ci, co nie używają kondomów". Miała to być śmieszna anegdota, ale tak naprawdę to tragedia.

Znakiem rozpoznawczym świadków Jehowy było przynajmniej to, że odmawiają służby wojskowej, bo to uczenie się zabijania. A z czego są znani katolicy? Może z tego, że nie stosują przemocy? Że nie ma wśród nich przyzwolenia na bicie dzieci albo żon? Że żyją skromnie i nie pozwolą, by ktokolwiek cierpiał nędzę? Nie. Na sztandarze rzymskiego katolicyzmu zamiast "Miłuj bliźniego jak siebie samego" widniała przekreślona prezerwatywa.

Na świecie powstają bomby atomowe, dzieci są zmuszane do prostytucji lub zabijania, całe narody giną z głodu, rodziny rozpadają się przez alkohol, ale spośród tych zjawisk najintensywniej (najgłośniej?) zwalczanym przez Kościół Katolicki jest pigułka antykoncepcyjna.

Ile na niedzielnych kazaniach słyszymy o rzetelnym płaceniu podatków i pensji pracownikom, przemocy w rodzinie, złośliwości i intrygowaniu przeciw bliźnim, uczciwości wobec pracodawcy, dbaniu o własność publiczną, prowadzeniu aut na trzeźwo, a ile o seksie, dziewictwie do ślubu, związkach jednopłciowych, kalendarzyku małżeńskim? Do tego stopnia, że mój młody kolega myśli, że seks "jest nagrodą za trud wychowania dzieci", więc bezpłodni i przekwitnięci, no i oczywiście geje, nie mają do niego prawa. “Prawo do seksu”! Jakżeż chora musi być mentalność, która wytworzyła takie pojęcie!

Artur Sporniak pisze blog "Małżeństwo pod rygorem", cytuje tam opinie pobożnych małżonków i pobożnych księży. Jedni uprawiają intelektualną woltyżerkę, budują wymyślne konstrukcje argumentacji, żeby udowodnić, że antykoncepcja jest zła z założenia - coś czego się nie da udowodnić, bo to przecież bzdura. Inni żyją nadzieją na “rozluźnienie stanowiska Watykanu”, wypatrując różnych znaków na niebie i ziemi, i spekulując, co na ten temat będzie sądził następny papież. Etyka postawiona na głowie. Czy ci ludzie liczą na to, że może uda się przekonać biskupów, a oni przekonają papieża, a papież przekona Pana Boga i Bóg nie będzie ich strącał do piekła? Albo coś jest dobre, albo złe, albo to robimy, albo nie. Miliony zabezpieczonych aktów małżeńskich dziś są "wewnętrznie złe", a jutro, jak papież zmieni decyzję, takimi być przestaną? Czy trzeba będzie się wyspowiadać z tych sprzed decyzji również?

Nazywam to “outsourcingiem sumienia”, “sumieniem scentralizowanym”. Jest ono oznaką niedojrzałości; podobnie niektórzy dorośli już ludzie nadal słuchają we wszystkim mamy, “bo jeśli to, co ona mi kazała, będzie miało złe skutki, to nie będzie to moja wina”. Nie chodzi o to, żeby robić coś dobrego, unikanie zła też nie jest celem; chcą tylko, żeby nikt się do nich nie mógł przyczepić.

Motywowanie postępowania w ten sposób jest amoralne. Primo, marginalizuje funkcję używania sumienia na rzecz bezmyślnego przyjmowania zasad z zewnątrz. Secundo, celem etyki jest dobro, ale czynić je warto dlatego, że jest dobrem, a nie po to, by uniknąć kary wymierzonej przez antropomorfizowany byt supranaturalistyczny. Etyka oparta na strachu to tylko egoizm i zniewolenie umysłu, a nie żadna etyka.

2007. "Religia straszliwie wykoślawia ludzką duszę"

Opowiadam znajomemu katolikowi, mającemu dwoje nastoletnich dzieci, że moja znajoma po siedmiu latach starań zaszła w ciążę. “Ach, co za szczęście" - mówi, a ja myślę, że cieszy się z przyszłymi rodzicami, że się w końcu udało. Ale on kontynuuje: – "Co za szczęście, siedem lat seksu bez ograniczeń i bez tych ciągłych nerwów, będzie miesiączka czy nie”. Jezus mówił o faryzeuszach: nakładają na ludzi ciężary, których palcem nie chcą ruszyć. Nikt z wielce mądrych duchownych nie ma doświadczenia męczarni ciąży, horroru porodu, nikt z nich nawet nie towarzyszył żonie na porodówce, nie zrywał się co godzinę w nocy, by karmić i przewijać. Nikt z nich nie leżał w łóżku obok żony, podczas gdy to już czternasta noc z rzędu kiedy "nie można". Ale to oni określają, jak mają żyć inni i jak mają się z tym czuć. Gdyby dzieci w dużych ilościach tak uszczęśliwiały wszystkich bez wyjątku, nie trzeba by było namawiać ludzi, żeby mieli ich tuziny.

"Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. A więc: poznacie ich po ich owocach". (Jezus w Ewangelii Mateusza).

Czy Prorok z Nazaretu kiedykolwiek wspomniał o prezerwatywach? O gejach i lesbijkach? O tym, by ołtarz sprzymierzał się z tronem i był zwolniony z podatków i cła za sprowadzane auta?

Czy mówił swoim uczniom, by trzymali z możnymi i władcami tego świata, by brali udział w rządowych uroczystościach i pławili się w ziemskich dostatkach i prestiżu? Czy dawał im przykład tego, by ludźmi pogardzać, by ich terroryzować swoją rzekomą doskonałością?

"Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka w twoim oku?" (jw.)

W zakrystii, gdzie przebieraliśmy się przed mszą w alby, mówiło się, żeby trzymać się z dala od księdza Dymera. My, szeregowi, wiedzieliśmy, a biskupi do dziś udają, że "nie wiedzieli".

Ci, którzy grzmieli o tym, że "dzieci zabijać nie wolno" (mając na myśli aborcję płodów), pozwalali, by ich protegowany gwałcił dzieci.

Kolejną dekadę zajęło mi zrozumienie, dopuszczenie do świadomości, że dla Kościoła nie ma nadziei. Że instytucja ta jest tak skostniała i zabetonowana w przeświadczeniu o własnej nieomylności i doskonałości, w przywilejach i ziemskich rozkoszach, że szybciej zginie, niż się przyzna do błędu i powróci na szlak wytyczony przez Jezusa: drogę miłości, skromności, altruizmu. Są wśród duchownych jednostki, które mają te same wartości. Np. Marcin Mogielski i Józef Puciłowski, którzy interweniowali u arcybiskupa w sprawie pedofila. Ale to nie oni nadają ton całej tej gigantycznej korporacji.

Dopiero po latach zacznę rozumieć też, ile krzywdy wyrządziłam sobie, trzymając się ściśle wytycznych i przykazań, wierząc w te wszystkie uromantycznione brednie niemające nic wspólnego z naturą ludzką. Także moje przyjaciółki i przyjaciele z duszpasterstwa. Jedno po drugim, ubrane w złote ornamenty drogowskazy rozwoju duchowego okazywały się narzędziami w rękach patriarchatu. Dziewictwo do ślubu, wymagane tylko od kobiet ma tak naprawdę zabezpieczać interes populacyjny mężczyzny, by nie inwestował swojego wysiłku w dzieci, które nie mają jego DNA. Płodzenie mnóstwa dzieci to narzędzie kontroli nad kobietami przez przemoc ekonomiczną. Supresja potrzeb seksualnych produkuje frustratów, których agresję można kierować przeciwko tym, których chce się zwalczać - przeciwników politycznych czy inne społeczności. I tak dalej, i tak dalej.

2010. "To całe cierpienie jest niepotrzebne"

Dowiaduję się, że nazywający się wyznawcami Jezusa organizują "terapie" "leczące" z homoseksualności, np. poprzez elektrowstrząsy. Że są ludzie, którzy decydują się poddać takiemu cierpieniu, takim torturom. Widocznie to boli mniej, niż bycie odrzuconym i nienawidzonym przez rodzinę, społeczeństwo, wspólnotę wyznaniową i - według tego, co mówią duchowni - przez samego Boga. Ludzie, którzy przeszli wieloletni horror zmagania się z własną tożsamością, strachu, ciągłego ukrywania prawdy o sobie zwłaszcza przed najbliższymi, udawanie kogoś innego niż się jest, czyli najstraszliwszej samotności.

To całe cierpienie jest niepotrzebne. Wystarczyłoby, żeby "normalni" przestali pogardzać i nienawidzić "odmieńców". Wchrzaniać się ludziom w ich życie. Głosić, że jest tylko jedna opcja, która jest słuszna. Twierdzić, że każdy powinien się przykroić do szablonu, niezależnie od tego, jak będzie bolało. "Normalni" siedzą sobie wygodnie w kościelnych ławkach, pełni pychy i samozadowolenia, obojętni na ogrom cierpienia, które przynosi innym ich postawa.

2011. "Wkurzam się, panie Terlikowski"

Do parlamentu wchodzi Robert Biedroń i Anna Grodzka. Tomasz Terlikowski we Frondzie nawołuje do dżihadu. "Idziemy na wojnę!" - bo do parlamentu zostali wybrani "facet, który określa się mianem kobiety, a także mężczyzna, którego jedyną zasługą jest to, że lubi innych mężczyzn". "Ja nie zamierzam oddać wyznawcom Palikota i Urbana naszego kraju, nie mam ochoty umożliwić im jego zniszczenia".

Akurat wtedy jestem w Asyżu, u mojego kochanego Franciszka. I wkurzam się: no pewnie panie Terlikowski. Pewnie, że nie oddasz, bo nie możesz oddać czegoś, co nie jest twoje. W końcu ten kraj, który określasz "naszym krajem" to Rzeczpospolita, Res Publica, Dobro Wspólne, i należy w takim samym stopniu do ciebie, jak i do mnie, i do każdego obywatela, niezależnie od tego, jaką religię i jaką partię popiera. Każda jednostka współtworząca społeczeństwo ma prawo w takim samym stopniu wpływać na realizowane w nim wartości.

Wkurza mnie, że konserwatyści i katolicy czują się właścicielami Polski.

Skąd bierze im się w głowach przeświadczenie, że to oni powinni określać, wedle swojej "ochoty", w jakim kierunku podążał będzie nasz kraj.

Nie chcę żyć w państwie, w którym standardy wyznaczają tacy ludzie.

2018. "Mam dość tego, że cały kraj porusza wagina w serduszku na kiju"

Organizuję pierwszy Marsz Równości w Szczecinie.

Mam dość tego, że w Polsce każdy musi się płaszczyć przed dominującą kato-hetero-normą, udowadniać, jaki to jest nieszkodliwy i niesprzeczny, żeby nie być poniżanym, bitym, żeby z arogancją i butą mogli nam mówić, co mamy robić, żeby się zastanowili czy dadzą nam prawa, jakby byli dysponentami naszych praw.

Mam dość tego, że cały kraj porusza wagina w serduszku na kiju, a nie jest problemem, że 14-letni Dominik się powiesił na sznurówkach, że Milo skoczyła z mostu.

Że ci, którzy grzmią jak to źle ktoś robi, że robi Maryję w tęczy, dyskretnie przyklaskują, kiedy w ludzi rzuca się petardami i kamieniami.

Że katolicyzm, nie tylko wiara, ale też obrazki, obrzędowość, formy, to jest taka świętość, że trzeba wokół nich chodzić jak wokół zepsutego jajka i uważać czy się nie obraziło. A o nas można w telewizji publicznej mówić, że jesteśmy sodomitami, że adoptujemy dzieci po to, by je gwałcić, i to mówić będąc ministrem czy kandydatką do europarlamentu. Im wolno. I wtedy jest to "wolność wypowiedzi" - mimo że jest to zdanie krzywdząco oceniające wprost. A dla cipki w serduszku - która niczego nie krytykuje, a daje możliwość interpretacji - nie ma przestrzeni na "wolność wypowiedzi" artystycznej.

Że tym, których katolicyzm dyskryminuje, odmawia się prawa do manifestowania swej tożsamości, bo to "propagowanie dewiacji", przed którą trzeba "chronić dzieci", ale katolikom wolno urządzać parady katolicyzmu po ulicach miasta (Boże Ciało, drogi krzyżowe i procesje różańcowe przynajmniej 4 razy do roku przechodzą pod moimi oknami) - również w dragu, mężczyźni idący w sukienkach, w różowych i koronkowych ubrankach, nie bacząc na to, że mam prawo chcieć uchronić swoje dziecko przed tym, by zaraziło się zinstytucjonalizowaną religią.

2019, marzec. "W Polsce to jest państwo w państwie"

Do męża w Niemczech przychodzi rozliczenie roczne podatków. Zwrot jest mniejszy, bo "pańska żona była ochrzczona, więc naliczony został podatek kościelny".

Czyli macki tej organizacji sięgają tak daleko, że urząd skarbowy w Republice Federalnej otrzymuje od niej informacje na mój temat - na co nie wyraziłam zgody - o obrzędzie, któremu zostałam poddana jako niemowlę, bez mojej zgody.

Wkurza mnie, że żeby odkręcić to, co zrobili moi rodzice, to ja muszę gdzieś iść i to załatwiać, i to według procedury wymyślonej przez Kościół. Ale w Polsce to jest takie państwo w państwie. W Niemczech wystarczy pójść do urzędu, by zadeklarować jakieś wyznanie lub jego brak.

2019, maj. "Ja będę świadkiem" - mówi wikary

Przychodzimy znowu do kancelarii w piątek, bo wtedy dyżuruje proboszcz.

Ale znów zastajemy wikarego.

- Ksiądz proboszcz ma spotkanie z dziećmi pierwszokomunijnymi - tłumaczy się on. - Powinien tu być za jakieś 40 minut...

Więc zostawiam moje papiery do zapoznania się i wracamy po 40 minutach, ale szef nadal się nie pojawił. Wikary przeprasza, mówi, że przeczytał i wszystko rozumie...

"Poświadczam przez ten dokument swoje wystąpienie ze wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego.

Powodem, dla którego opuszczam Kościół jest:

  1. Zostałam zapisana do tej organizacji bez mojej wiedzy i zgody. To powinno wystarczyć, ale podam jeszcze kilka powodów.
  2. Nie utożsamiam się z głoszonymi przez Kościół poglądami, co czyni moje członkostwo w nim absurdalnym. Postawy prezentowane przez wielu hierarchów budzą mój moralny sprzeciw. Nie zgadzam się na przemoc legislacyjną stosowaną przez Kościół, mającą na celu wymuszenie zachowań i zasad motywowanych religijnie na osobach niewierzących poprzez świeckie prawo stanowione, z ograniczeniami w samostanowieniu dotyczącym a) uznania związków osób tej samej płci, b) godnej korekty płci, c) zdrowia reprodukcyjnego i dostępu do antykoncepcji i przerywania ciąży w pierwszej kolejności.
  3. W swojej działalności publicznej opowiadam się za rozdziałem Kościoła od państwa, usunięciem religii ze szkół, zaprzestaniem finansowania Kościoła z budżetu państwa, wypowiedzeniem konkordatu, powszechną edukacją dotyczącą zdrowia reprodukcyjnego opartą na nauce i medycynie, powszechną edukacją antydyskryminacyjną, pełnym równouprawnieniem osób LGBT.

Zgodnie z prawem kanonicznym są podstawy do ekskomunikowania mnie, chociażby za sam fakt, że uczestniczyłam w Czarnych Protestach i zorganizowałam w Szczecinie Marsz Równości.

  1. od około 10 lat realizuję swoje życie duchowe bez opierania go na doktrynie Kościoła katolickiego. Nie będę tutaj precyzować czy i w co wierzę, gdyż jest to moją prywatną sprawą".

- Ja się tak zestresowałem jak pani pierwszy raz przyszła, bo już kiedyś był tu jeden człowiek też złożyć apostazję, i krzyczał, i był agresywny...

- Ja jednak rozumiem, że główna odpowiedzialność spoczywa na episkopacie i nie mam zamiaru księdza z tego rozliczać. No ale w Polsce to tak jest, że jak pociąg się spóźnia, to ludzie krzyczą na kasjerkę na stacji.

- Ja muszę już iść - mówi Michał - mój narzeczony kończy zaraz pracę i muszę się z nim zabrać do domu, potem nie będę miał jak dojechać.

Chwilę potem wchodzi proboszcz. Jest wyniosły i protekcjonalny. Na jego widok wikary staje na baczność. "Współczuję ci szefa" - myślę sobie.

- To trzeba przemyśleć, bo łatwo jest wystąpić, a potem się ciągną konsekwencje - próbuje zaczynać.

- Ja już przeprowadziłem rozmowę - mówi wikary - decyzja jest od dawna, nie ma tu miejsca na perswazję. Świadek nie mógł już czekać, więc... ja będę świadkiem - i siada obok mnie, naprzeciw proboszcza.

Doceniam ten akt solidarności.

Proboszcz podpisuje moją kopię, i już, po sprawie.

TERAZ. "Zastanówcie się dwa razy"

Towarzyszyłam w apostazjach kilku osobom. Czasem ksiądz nie znał w ogóle procedury i to ja tłumaczyłam, gdzie co podpisać i dokąd wysłać. Czasem moja obecność i stanowczość pomagały apostacie/tce emocjonalnie i skracały czas spędzony w kancelarii.

Wszelkie rady praktyczne - wzory pism i tricki, które upraszczają przejście przesz procedurę - znajdziecie na stronie apostazja.info.

Natomiast najtrudniejsze dla wielu jest ryzyko, że funkcjonariusz Kościoła będzie chciał ich poniżyć, zrugać lub wyśmiać. Najlepszą obroną jest mieć na to wyrąbane. Znać swoje prawa i zachowywać się stanowczo. Ludzie włażą nam na głowę tam, gdzie ich mentalnie wpuszczamy.

Jeśli w Szczecinie lub okolicy chcesz wybrać się złożyć apostazję i potrzebujesz kogoś, by poszedł z tobą - daj znać. (FB/monika.pacyfka) Chętnie przypilnuję, by twoja godność została uszanowana. Dobrze by było, by w każdym większym ośrodku powstał Apostazyjny Dream Team, który będzie towarzyszył osobom w tych mało relaksujących wycieczkach.

Nie łudzę się, że nasze apostazje i opowieści o nich zmienią postawę kleru. Ale dają szansę na to, że ci, którzy to przeczytają, zanim z oportunizmu, “bo babcia”, “bo teściowa”, ochrzczą swoje przyszłe dziecko, zastanowią się dwa razy i jemu zostawią wybór.

;

Komentarze