Stan klęski żywiołowej oznaczałby odłożenie wyborów, ale też odszkodowania i mniej ograniczeń dla obywateli. Gorzej, gdyby PiS ogłosił teraz stan wyjątkowy. Jeśliby tylko chciał, mógłby go wykorzystać do wprowadzenia dyktatury: z cenzurą mediów, inwigilacją obywateli, zawieszeniem partii politycznych
Od początku wybuchu w Polsce epidemii koronawirusa toczy się gorąca dyskusja, dlaczego PiS w sposób sprzeczny z prawem i Konstytucją uchwala specjalne przepisy i ogranicza prawa obywatelskie w rozporządzeniach. Nie chce natomiast skorzystać z gotowych rozwiązań przewidzianych w Konstytucji i istniejących ustawach. Na łamach OKO.press mówili o tym prof. Ewa Łętowska, były sędzia TK i były szef PKW Wojciech Hermeliński, Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, sędziowie.
Teraz mówi o tym opozycja, stanowisko w tej sprawie zajęło też Polskie Towarzystwo Prawa Konstytucyjnego.
Wszyscy wyżej wymienieni uważają, że do walki z wirusem rząd powinien wprowadzić stan nadzwyczajny w postaci klęski żywiołowej. Pozwoli on nie tylko na zgodne z prawem działanie władzy, ale też spowoduje odłożenie wyborów prezydenckich.
PiS nie chce jednak wprowadzać stanów nadzwyczajnych z kilku powodów. Najważniejszy: za wszelką cenę chce zrobić wybory prezydenckie, bo liczy, że wygra je Andrzej Duda. Ale obóz władzy nie chce też wypłacać gigantycznych odszkodowań – zwłaszcza dla firm - oraz dzielić się władzą w zarządzaniu kryzysowym z samorządem lokalnym.
Ponadto stany nadzwyczajne nakładają na władzę gorset, bo prawo dokładnie reguluje co można w czasie ich trwania robić.
OKO.press przeanalizowało możliwości jakie daje wprowadzenie przez PiS przewidzianych w Konstytucji stanów nadzwyczajnych. Regulują to artykuły 228-234 Konstytucji.
I tak PiS może wprowadzić dwa stany nadzwyczajne:
Konstytucja mówi, że po ogłoszeniu jednego z wymienionych wyżej stanów nie można przeprowadzać wyborów. Można je zorganizować dopiero 90 dni po zakończeniu tych stanów. W czasie stanu nadzwyczajnego nie można też zmieniać Konstytucji, ordynacji wyborczych i ustaw o stanach nadzwyczajnych.
Konstytucja mówi również, jakich praw obywatelskich nie można ograniczać w czasie stanu wyjątkowego oraz wylicza, jakie prawa można ograniczać w czasie trwania klęski żywiołowej. Jest to precyzyjnie zapisane.
Pod te ograniczenia określone w Konstytucji blisko 20 lat temu uchwalono trzy ustawy – o stanie klęski żywiołowej, stanie wyjątkowym oraz o odszkodowaniach za straty spowodowane wprowadzeniem ograniczeń dla obywateli w czasie trwania tych stanów. To w nich szczegółowo opisano, co może władza w czasie zagrożenia dla kraju.
Konstytucja i ustawa o stanie klęski żywiołowej - wprowadzenia takiego stanu chcą prawnicy i opozycja – mówią, że stan klęski żywiołowej wprowadza się na czas nie dłuższy niż 30 dni. Wprowadza go rząd rozporządzeniem, z własnej inicjatywy lub na wniosek wojewodów.
Rząd może potem wydłużyć ten stan na czas oznaczony, ale już za zgodą Sejmu.
Co ważne, podczas klęski żywiołowej rząd musi współdziałać z samorządem gminnym, powiatowym i wojewódzkim. To oni – wójtowie, burmistrzowie, prezydenci, starostowie, marszałkowie województw - na swoim terenie zarządzaliby walką z koronawirusem. I to jest kolejny powód, dla którego władza nie ogłasza tego stanu. Bo dziś sama zarządza kryzysem, nie musi nic uzgadniać z samorządem.
Ustawa ta określa też zadania służb państwowych oraz kiedy do zwalczania klęski można użyć wojska.
Co ważne wyliczone są ograniczenia, jakie na obywateli może nałożyć władza. I tak rząd może m.in.:
Jeśli samorządom zabranie rąk do zwalczania klęski żywiołowej, mogą nałożyć na obywateli obowiązek świadczenia pomocy. Ustawa ta wprowadza również sankcje karne za łamanie zakazów - grzywny lub aresztu.
Zdaniem opozycji i wybitnych prawników stan klęski żywiołowej w Polsce już praktycznie obowiązuje. Bo rząd wprowadził liczne ograniczenia dla firm i obywateli w rozporządzeniach ministra zdrowia.
Tyle, że wprowadzając je, rząd opiera się teraz na uchwalonych przez PiS nowych, specjalnych przepisach oraz na ustawie o zwalczaniu chorób zakaźnych. Wprowadzając teraz stan klęski żywiołowej, rząd musiałby wycofać część obecnych ograniczeń np. zakaz zgromadzeń, czy zakaz organizowania mszy z udziałem wiernych.
Musiałby też kompetencjami do walki z wirusem podzielić się z samorządami (a teraz podporządkował sobie nawet samorządowe straże gminne).
Gdyby z powodu wirusa sytuacja w kraju się znacznie pogorszyła – w tym pod kątem bezpieczeństwa obywateli – można też ogłosić stan wyjątkowy.
Taki stan ogłasza rozporządzeniem prezydent – na wniosek rządu – na czas nie dłuższy niż 90 dni. Rozporządzenie prezydenta o stanie wyjątkowym musi zaaprobować Sejm, który może je uchylić. Stan wyjątkowy można przedłużyć tylko raz, na maksymalnie 60 dni i tylko za zgodą Sejmu.
Ogłoszenie stanu wyjątkowego daje dużo więcej praw rządowi niż stan klęski żywiołowej. I pozwoliłoby PiS-owi na niekontrolowane rządy oraz mocne ograniczenie demokracji, gdyby tylko chciał się zdecydować na ten ruch.
Ustawa ta reguluje użycie formacji policji i wojska – do tłumienia niepokojów - oraz zasady użycia przez nich broni palnej. Jeśli samorząd lokalny przestałby wykonywać zadania publiczne, to rząd może go zawiesić i wprowadzić komisarza.
Ustawa określa jakie prawa obywatelskie może zawiesić władza. Reguluje to art. 16. I tak można zawiesić prawo do:
W czasie stanu wyjątkowego władza może też zawiesić działalność istniejących już stowarzyszeń, partii politycznych, fundacji, związków zawodowych „których działalność może zwiększyć zagrożenie konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego”.
Stan wyjątkowy pozwala też na represje i wprowadzanie zakazów. Władza w jego czasie może wysłać dorosłych obywateli „zagrażających” porządkowi publicznemu lub ustrojowi państwa do miejsc odosobnienia. Może też z nimi przeprowadzać rozmowy ostrzegawcze.
Ponadto władza może nakazać lub zakazać:
Za złamanie zakazów jest kara aresztu lub grzywny.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego mogłoby jednak źle się skończyć. Bo gdyby PiS tylko chciał, mógłby zgodnie z prawem wprowadzić ograniczenia dławiące demokrację. Ustawa o stanie wyjątkowym takie narzędzia daje, władza może z nich skorzystać, ale nie musi. I tak może być wprowadzona:
Ponadto w czasie stanu wyjątkowego władza mogłaby:
Część z ograniczeń związanych ze stanem wyjątkowym władza już wprowadziła. To zamknięte szkoły, ograniczenia w transporcie, zakazy w przemieszczaniu się i zakaz zgromadzeń. A wbrew zapisom Konstytucji regulującym stany nadzwyczajne władza ograniczyła obywatelom dostęp do sądu (rozprawy są zawieszone, a sądy zamknięte dla obywateli) oraz zawiesiła odpowiedzialność karną za złamanie przepisów przy pilnych zamówieniach na sprzęt do walki z koronawirusem, co zachęca do nadużyć.
Jest jeszcze jeden ważny powód dla którego władza PiS nie ogłasza stanu nadzwyczajnego, zwłaszcza stanu klęski żywiołowej. Musiałaby wtedy wypłacać odszkodowania. Reguluje to ustawa o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela z 2002 r.
Ustawa jest krótka, ma jedną stronę i 11 artykułów. Daje ona prawo do odszkodowania każdemu, kto poniósł straty majątkowe z powodu wprowadzenia przez władzę ograniczeń wolności obywatelskich. Odszkodowanie jest tylko za realne straty, nie obejmuje utraconych korzyści. Odszkodowania wypłaca Skarb Państwa.
Ale jest haczyk. Wnioski o odszkodowanie trzeba składać do wojewodów, a ci zawsze są z nominacji rządu i mogą wnioski odrzucać.
Na odmowną decyzję wojewody przysługuje jednak pozew do sądu powszechnego. A sądy obecnie nie są jeszcze przejęte przez PiS i mogą wydawać korzystne dla obywateli i firm wyroki. Można założyć, że takich pozwów – zwłaszcza od firm w złej kondycji finansowej – byłoby wiele, a roszczenia mogłyby sięgać milionów złotych.
Władza
Wybory
Zdrowie
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Sejm IX kadencji
Konstytucja
koronawirus
Wybory prezydenckie 2020
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze