„To koniec pewnej epoki”. Co wybór Trumpa oznacza dla Europy?
Donald Trump w Białym Domu to zmiana fundamentalna: wyzwanie dla najważniejszych sojuszy, podważanie instytucji, ogromny wiatr w żagle europejskiej skrajnej prawicy. „Europa musi przekonać Trumpa, że nie jest petentem, lecz partnerem” – słyszymy w Brukseli
Skrajna prawica świętuje, bo Trump w Białym Domu to dla niej wiatr w żagle. Centroprawica liczy, że jakoś się z Trumpem ułoży. Tylko liberałowie, socjaliści i demokraci oraz Zieloni przyznają, że zwycięstwo Trumpa zmienia wszystko: stawia pod znakiem zapytania fundamentalne sojusze i to, jak uprawia się międzynarodową politykę.
„Europa musi wzmocnić swoją zdolność odstraszania i postawić na większą autonomię” – powtarzają jak mantrę politycy w Parlamencie Europejskim. W ten sposób robią dobrą minę do złej gry.
Nie inaczej o skutkach wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA wypowiada się Andrzej Halicki, szef delegacji Platformy Obywatelskiej i wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Ludowej. Europejska Partia Ludowa to obecnie najmocniejsza siła polityczna w UE. Politycy z tej partii rządzą w największej liczbie krajów UE, EPL dominuje też w Parlamencie Europejskim.
„Wybory amerykańskie potwierdzają to, co już wiemy: Europa musi stanąć mocno na własnych nogach. To dotyczy gospodarki, energetyki i bezpieczeństwa – także militarnego” – mówi Halicki w rozmowie z OKO.press.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Czerwone czapeczki
Spotykamy się w czwartek 7 listopada w Brukseli, dwa dni po amerykańskich wyborach. Halicki zachowuje spokój. Twierdzi, że nie stresuje się wynikiem amerykańskich wyborów.
Na parlamentarnych korytarzach unosi się za to dziwna mieszanka emocji – niepewność, podenerwowanie, ekscytacja. Co jakiś czas na horyzoncie majaczy czerwona czapeczka.
To najbardziej zagorzali trumpiści w PE – politycy węgierskiego Fideszu, czeskiego ANO, kilka osób z PiS-u – w ten sposób świętują zwycięstwo Trumpa. Tyle że zamiast Make America Great Again, na ich czapkach widnieje europejska wersja tego hasła – Make Europe Great Again.
„Wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych to kolejny sygnał dla nas: Europa musi przestać oglądać się na te czy inne decyzje podejmowane w innych krajach. Mamy ogromny potencjał: ponad 500-milionowe społeczeństwo i gospodarki w sumie niewiele mniejsze od amerykańskiej" – mówi Halicki.
Dlaczego nasze bezpieczeństwo ma zależeć od jednej armii natowskiego sojuszu? Dlaczego mamy się oglądać na aktywności i deklaracje takiej, czy innej administracji na zupełnie innym kontynencie? – pyta retorycznie. Podkreśla, że dziś świadomość o konieczności uniezależnienia się Europy od USA „mają już chyba wszyscy albo prawie wszyscy”.
"Ona nie jest związana z wynikiem wyborów w Stanach Zjednoczonych, lecz z agresją Rosji na Ukrainę, która rozpoczęła się dwa lata temu” – mówi.
Ten głos to powszechny głos w Europejskiej Partii Ludowej. Trump w Białym Domu? Damy radę, Europa musi się usamodzielnić. Pora na budowę „militarnego Schengen”.
Brzmi dobrze, jest tylko trochę praktycznych „ale”.
Europa mocno uzależniona od USA
Europa może chcieć uniezależniać się od USA – i zapewne jest to właściwy kierunek działania – ale pewne fakty jak na razie pozostają niezmienione. Pod względem bezpieczeństwa UE jest mocno zależna od Stanów Zjednoczonych. Choć nie jest bezbronna – mocne fundamenty do rozbudowy europejskiego potencjału odstraszania istnieją.
Prezydentura Trumpa może wiązać się też z poważnymi wyzwaniami gospodarczymi i politycznymi.
Od końca II wojny światowej europejski system bezpieczeństwa opiera się na współpracy z USA w ramach NATO. NATO oparte jest na doktrynie Harry'ego Trumana, amerykańskiego prezydenta z czasów wojny, który uważał, że rolą USA w powojennym świecie jest oferować militarne, ekonomiczne i polityczne wsparcie innym demokracjom. Trump ze swoim hasłem „America First” zdaje się tę doktrynę głęboko kwestionować.
Podstawą europejskiego systemu bezpieczeństwa jest natowski potencjał odstraszania. A ten jest wprost zależny od siły politycznej sojuszu i przywiązania jego członków do sojuszniczych zobowiązań, przede wszystkim tego o kolektywnej obronie. Jeśli państwo dysponujące największą armią w NATO otwarcie deklaruje brak przywiązania do jego zasad, zdolność odstraszania maleje w tempie geometrycznym. A Trump swoje przywiązanie do NATO kwestionował wielokrotnie. W 2020 roku podczas rozmowy z Ursulą von der Leyen, szefową Komisji Europejskiej, powiedział wprost: NATO jest martwe. „Musisz zrozumieć, że jeśli Europa zostanie zaatakowana, nie przyjdziemy wam z pomocą. NATO jest martwe. Wyjdziemy z sojuszu” – powiedział.
Dziś interpretacje tego, co Trump zamierza w sprawie NATO, są różne. Jedni twierdzą, że takimi wypowiedziami Trump chciał tylko zmotywować europejskich sojuszników do poważnego potraktowania swoich zobowiązań.
Inni obawiają się, że Trump pozostawi Europę samą sobie, zwłaszcza że dla niego największym strategicznym zagrożeniem są rosnące w siłę Chiny. „Pytanie, czy Trump wycofa swoje zaangażowanie z NATO i w jakim stopniu to zrobi” – tak wyzwanie związane z wyborami w Stanach zdefiniował w zeszłym tygodniu niemiecki minister obrony Boris Pistorius.
Stany Zjednoczone utrzymują największą armię sojuszu i wydają najwięcej na zbrojenia. Przykładowo: w 2023 roku USA na zbrojenia wydały 916 miliardów dolarów, w tym samym czasie państwa UE na obronność wydały niecałe 300 miliardów dolarów (raport SIPRI). To i tak o 100 miliardów więcej niż przed wojną w Ukrainie. Możliwości szybkiego zwiększania budżetów obronnych są w UE bardzo ograniczone.
Europejska luka obronna, wynikająca ze zbyt niskich nakładów na rozwój armii przez ostatnie dwie dekady, szacowana jest obecnie na 1 biliard dolarów – mówił o tym Andrius Kubilius, kandydat na komisarza ds. obrony w trakcie swojego wysłuchania w PE. To braki, których nie da się szybko nadgonić, choć nie jest to niemożliwe. Takie niedoinwestowanie stworzyło istotne braki w naszej gotowości i zdolnościach obronnych, które do tej pory wypełniali Amerykanie.
Bez USA europejska obrona jest dziurawa. W samej Europie w ramach kontyngentów NATO stacjonuje obecnie 100 tysięcy amerykańskich żołnierzy. Amerykanie dominują na morzu, w powietrzu i w przestrzeni kosmicznej. Dysponują też bronią jądrową, która składa się na europejski parasol nuklearny. Pod względem odstraszania nuklearnego jesteśmy całkowicie zdani na Amerykanów. W obecnej sytuacji niepewnego zaangażowania USA w NATO pod rządami Trumpa Europa musi zbudować własną zdolność odstraszania, w tym zagwarantować sobie własny nuklearny parasol ochronny. Tu są pewnie możliwości – bronią nuklearną na kontynencie dysponuje Francja i Wielka Brytania.
Europa jest też uzależniona od amerykańskiej produkcji zbrojeniowej. Pierwsza piątka największych firm zbrojeniowych na świecie to firmy amerykańskie. Na liście stu największych firm zbrojeniowych świata aż czterdzieści dwie to firmy amerykańskie, dwadzieścia trzy to firmy europejskie.
Ponad połowa europejskich budżetów zbrojeniowych wydawana jest w USA. Do tej pory to europejskie uzależnienie od zbrojeniowych zakupów w USA było traktowane jako sposób utrzymywania stosunków transatlantyckich, przemawiały za nim także motywacje technologiczne i ekonomiczne.
Uzależnienie Europy od zakupów w amerykańskich firmach zbrojeniowych dla Trumpa nie jest problemem, a wręcz czymś zupełnie innym: istotną przewagą. Biorąc pod uwagę transakcyjne podejście Trumpa do wszelkich relacji, eksperci przestrzegają przed sytuacją, w której to właśnie zakupami zbrojeniowymi państwa europejskie będą usiłowały wkupić się w łaski nowej administracji i w ten sposób – w ramach relacji bilateralnych – próbować uzyskać coś na kształt gwarancji bezpieczeństwa przy osłabieniu NATO. Taka sytuacja nie będzie jednak dla nikogo korzystna i trzeba jej uniknąć.
Od momentu wybuchu wojny w Ukrainie to USA wzięły na siebie większość ciężaru finansowego i militarnego wsparcia Ukrainy. Od lutego 2022 USA wydały na pomoc dla Kijowa już około 175 miliardów dolarów. W tym samym czasie UE przeznaczyła na ten cel około 130 miliardów dolarów – to dane skrupulatnie zebrane przez niemiecki Kiel Institute for the World Economy oraz opracowane przez Radę Stosunków Zagranicznych (CFR).
Tymczasem pomoc dla Ukrainy jest niewystarczająca – pozwala jej nie przegrać tej wojny, ale nie pozwala na wyraźne przechylenie szali na rzecz Kijowa. Wsparcie Kijowa w dotychczasowej skali będzie niemożliwe, jeśli USA podejmą decyzję o wycofaniu swojego zaangażowania, ale nikt nie mówi tego w Europie dziś otwarcie.
Niewykluczone, że Donald Trump będzie chciał zrobić coś jeszcze, co bardzo negatywnie wpłynie na wizerunek i siłę polityczną UE: ponad głowami liderów UE i Ukrainy będzie chciał dogadać z Rosją warunki zawieszenia broni, które Ukrainie zostaną przedstawione jako propozycja nie do odrzucenia. W kampanii wyborczej przedstawiał się bowiem jako kandydat, który jest w stanie „zakończyć każdy konflikt jednym telefonem”.
Trump w Białym Domu znacznie zwiększa ryzyko utraty przez Ukrainę ponad 20 procent terytorium, które dziś jest okupowane przez Rosję. To znaczne osłabienie Ukrainy będzie też ogromnym wzmocnieniem Rosji, a to ogromne zagrożenie dla UE.
Prezydentura Trumpa to nie tylko wyzwania w sferze bezpieczeństwa, to też wyzwania gospodarcze. Unię Europejską i USA łączą zażyłe relacje handlowe: USA są największym partnerem handlowym UE. W 2023 roku do USA trafiało 19,7 proc. europejskiego eksportu; import z USA stanowił zaś 13,7 proc. europejskiego importu. Problemem – szczególnie dla Trumpa – jest spory deficyt handlowy w handlu z UE, który nowy prezydent będzie chciał zlikwidować.
Jeśli Trump zrealizuje swoje zapowiedzi wprowadzenia bardzo wysokich ceł na produkty importowane – szczególnie z Europy (a mówił o cłach w wysokości 10-20 proc.) i z Chin (cła w wysokości nawet 60 proc.) – skutki tego mogą być opłakane nie tylko dla gospodarki amerykańskiej.
Europa będzie musiała odpowiedzieć swoimi cłami, a nad światem zawiśnie groźba wojny handlowej. Wysokie cła mają zdaniem Trumpa skłonić światowych producentów do przenoszenia produkcji na teren Stanów Zjednoczonych – Trump ma bowiem wielki plan reindustrializacji Ameryki.
Ekonomiści banku Goldman Sachs oszacowali, że jeśli Trump rzeczywiście ruszy z realizacją polityki handlowej opartej na haśle „America first” w ciągu roku wartość euro do dolara może spaść o 10 proc., a zyski największych europejskich firm mogą spadać o ponad 5 proc. rocznie – analizę GS przytaczał portal Politico.
W tym kontekście eksperci często też przypominają pewien fakt z przeszłości: istotnym powodem, dlaczego wielki kryzys z lat 1929-1939 trwał aż 10 lat, była właśnie wojna handlowa między USA a Europą, która zamiast pomóc amerykańskiej gospodarce, dodatkowo ją zdławiła.
Europejskie gospodarki są wyraźnie słabsze od amerykańskiej i nie dotrzymują kroku, ani USA, ani Chinom, w rozwoju gospodarczym. Potencjał gospodarczy UE wcale nie jest tak wielki, jak chcielibyśmy w to wierzyć, biorąc pod uwagę, że w sumie gospodarka UE to trzecia największa gospodarka świata. W ostatnich 15 latach gospodarki UE rozwijały się wyraźnie wolniej od amerykańskiej i chińskiej. Jeszcze 15 lat temu gospodarki europejskie były o 10 proc. większe niż amerykańska, w 2022 roku były już o 23 proc. mniejsze (jest to związane także z Brexitem). PKB Unii Europejskiej w tym samym czasie wzrosło o 21 proc., zaś PKB USA o 72 proc., a Chin o 290 proc. – to dane zaczerpnięte z raportu Santandera. Politycy w UE zdają sobie sprawę z tego duszenia się europejskich gospodarek i szukają na to rozwiązań. W tym celu opracowany został gigantyczny raport Mario Draghiego, włoskiego ekonomisty, ktory wyciągnął Włochy z kryzysu finansowego, a potem stał na czele Europejskiego Banku Centralnego. UE planuje zawalczyć o swój wzrost gospodarczy i konkurencyjność.
Wyzwaniem dla Europy będzie też zaostrzenie rywalizacji między USA a Chinami. Europa będzie musiała odpowiedzieć sobie na pytanie, jak widzi swoje miejsce w tej rywalizacji. Trump będzie zapewne oczekiwał od Europy pełnego dostosowania wobec amerykańskich polityk. Będzie chciał przeciwstawić się chińskiej nadprodukcji, która powoduje dumping cenowy i nieuczciwą konkurencję, ograniczyć deficyt w handlu z Chinami oraz mocniej odpowiedzieć na działania Chin na arenie międzynarodowej. To daje Europie istotną kartę przetargową – współpraca Rosji z Chinami sprawia, że Trumpa można spróbować przekonać do tego, że wzmacnianie Rosji nie leży w jego interesie, bo ta jest ważnym partnerem Chin. Umiejętna gra kartą chińską może być dla Europy kluczowa w tej nowej rozgrywce.
Wygrana Trumpa będzie miała też – i już ma – mocny efekt społeczno-polityczny. To bowiem wiatr w żagle europejskiej skrajnej prawicy. Zwycięstwo skrajnie prawicowego populisty w tak ważnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, uprawomocnia forsowane przez niego i innych tego rodzaju liderów nacjonalistyczne, reakcyjne i skrajnie konserwatywne narracje i dorzuca do ognia niezwykle głębokiej politycznej polaryzacji.
Wygrana Trumpa to wygrana całego środowiska politycznego światowej alt-prawicy. To dlatego było ono tak mocno fetowane przez takich liderów, jak Geert Wilders w Holandii, Viktor Orbán na Węgrzech, Marine Le Pen we Francji czy Giorgia Meloni we Włoszech.
Jest bardzo możliwe, że Donald Trump będzie symbolicznie wspierał tych liderów, z którymi mu politycznie po drodze, a umniejszał i pomijał tych, którzy nie grają tak, jak Trump zagra. Na pewno pomijani w transatlantyckich relacjach będą liderzy Unii Europejskiej. Trump, w przeciwieństwie do administracji Bidena, zapewne nie będzie dążył do podtrzymywania relacji z szefową Komisji Europejskiej, która jest wobec niego bardzo krytyczna. Obchodzenie UE szerokim łukiem będzie też elementem większej strategii kwestionowania znaczenia międzynarodowych instytucji. Trump jest bowiem wyznawcą „suwerenistów”, którzy uważają, że jedynymi liczącymi się podmiotami na arenie międzynarodowej są państwa narodowe. Co ciekawe, w jego mniemaniu, ich prawo do samostanowienia bynajmniej nie jest równe, lecz wprost proporcjonalne do ich siły – militarnej, ekonomicznej i politycznej.
Wygrana Trumpa może też spowodować polityczny wzrost znaczenia grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, czyli grupy politycznej premierki Włoch Giorgi Meloni, do której należy też PiS. W przeciwieństwie do szefowej KE Ursuli von der Leyen Meloni ma dobre kontakty z Trumpem oraz jego środowiskiem politycznym. To może być dodatkowy argument dla dominującej obecnie na europejskiej scenie politycznej Europejskiej Partii Ludowej do utrzymywania możliwie jak najlepszych relacji z narodowo-konserwatywną prawicą. A to pogłębi już tak mocno widoczny skręt europejskiej polityki na prawo.
To tylko część wyzwań, z którymi związana będzie nowa amerykańska prezydencja. Są też wyzwania w obszarze energetycznym, klimatycznym czy funkcjonowania międzynarodowego systemu finansowego.
Zmiana na stanowisku prezydenta USA będzie zmianą fundamentalną.
Koniec epoki
Niektórzy komentatorzy i historycy piszą wprost o tym, że wygrana Trumpa kończy epokę amerykańskiego przywództwa w świecie po II wojnie światowej.
“Prezydent elekt nie krył w żadnym momencie, że jego celem jest zniszczenie dotychczas obowiązującego porządku światowego (…). Jeśli Trump zrealizuje swoje obietnice wyborcze, epokę wolnego handlu zastąpi epoka ceł (...). Jego publiczne rozważania na temat tego, czy pozostanie wierny zobowiązaniom traktatu waszyngtońskiego [czyli traktatu, który jest podstawą funkcjonowania NATO – red.], wystarczą do tego, by niszczyć tą instytucję od środka. Co więcej, amerykańska misja wspierania rozwoju demokratycznych ruchów i instytucji w każdym narodzie i kulturze na świecie, zdefiniowana przez Georga W. Busha prawie dwie dekady temu, zostaje oficjalnie zakończona” – napisał w New York Times David E. Sanger, wieloletni korespondent z Białego Domu.
„Od stycznia 2025 roku możemy spodziewać się jednego: amerykańska polityka zagraniczna będzie opierać się na instynktach Trumpa, czyli będzie zupełnie nieprzewidywalna. W swoich działaniach na arenie międzynarodowej Trump prawdopodobnie też nie będzie oglądał się na europejskich liderów.
To ogromne wyzwanie dla Europy. Przed nami dwa zadania: przekonać Trumpa, że Europa jest ważnym partnerem, a nie petentem, i że wzajemne wspieranie się w kwestiach bezpieczeństwach jest w interesie USA. Jednocześnie cały czas powinniśmy pracować na rzecz osiągania strategicznej autonomii. Tu kluczowa będzie europejska solidarność i koordynacja. Trump będzie bowiem eksploatował rozdzierające UE podziały dla własnych korzyści” – mówi OKO.press Krzysztof Śmiszek, szef delegacji Nowej Lewicy do Parlamentu Europejskiego, która należy do grupy Socjaliści i Demokraci.
“Europejczycy muszą szybko podjąć decyzję w sprawach, nad którymi głęboka refleksja powinna była zacząć się już w latach 2010: jak ma wyglądać nowy model bezpieczeństwa dla kontynentu i jaką rolę chcą odgrywać w strategicznej rywalizacji między USA i Chinami (...). Nie chodzi o to, by bić na alarm, ale trzeba naprawdę szybko zaproponować jakieś rozwiązania” – napisała w komentarzu po wyborach w USA Alexandra de Hoop Scheffer, szefowa amerykańskiego think tanku German Marshall Fund.
Publicystka i badaczka stosunków międzynarodowych podkreśliła, że Europejczycy nie są pozbawieni istotnych przewag.
“Donald Trump będzie chciał, by przyszłość Ukrainy stała się wyłącznie problemem Europu, tak by on mógł skupić się na Bliskim Wschodzie i Indo-Pacyfiku. Ale w całej tej sytuacji Europejczycy nie są pozbawieni pewnych przewag, dzięki którym mogą przekonywać Trumpa do tego, że polityczna koordynacja z Europą mu się opłaca. W tym celu [Europejczycy – red.] muszą być gotowi rozgrywać te relacje w sposób transakcyjny, kładąc na szali różne kwestie, m.in. ich relację z Chinami, jeśli zajdzie taka potrzeba” – pisze Alexandra de Hoop Scheffer.
Badaczka podkreśla, że
tego rodzaju negocjacje i rozmowa z pozycji siły to jedyny sposób, w jaki można dogadać się z Donaldem Trumpem.
Zwiększenie budżetu UE, rozszerzenie i jedność
Mniej więcej taki plan na radzenie sobie z Trumpem wybrzmiewa z rozmowy z Andrzejem Halickim z EPL. Halicki podkreśla, że odpowiedzią na część wyzwań związanych z prezydenturą Trumpa musi być:
Szukanie rozwiązań dla wzmocnienia europejskich gospodarek, rozwiązanie problemów energetycznych i poprawa bezpieczeństwa – także militarnego („Europa musi stanąć mocno na własnych nogach. To dotyczy gospodarki, energetyki i bezpieczeństwa. Dziś dość często pojawia się takie hasło budowy w Europie militarnego Schengen, czyli jednolitego rynku zbrojeniowego. Chodzi o wykorzystanie potencjału poszczególnych państw w kwestii produkcji amunicji czy sprzętu wojskowego do budowania własnej odporności militarnej i zdolności odstraszania. Musimy to zrobić” – mówi Halicki).
Jeszcze mocniejsze militarne i finansowe wspieranie Ukrainy („Jeśli USA wycofają się z pomocy, niezbędne jest szukanie dodatkowego finansowania dla Ukrainy. Europa nie może zgodzić się na to, by Ukraina przegrała tę wojnę. Musimy przekonać Trumpa, że takie rozwiązanie nie jest w interesie Stanów Zjednoczonych” – mówi Halicki).
Rozszerzenie UE ("Odpowiedzią na agresję Putina na Ukrainę dziś powinna być również bardzo stanowcza i konsekwentna polityka otwarcia dla społeczeństw, które chcą do nas dołączyć. Europa musi działać z pozycji siły i umacniać się geopolitycznie. A to może nam dać rozszerzenie” – mówi Halicki).
Zwiększenie europejskiego budżetu („Niezbędne jest zwiększenie budżetu europejskiego i dokończenie jego reformy poprzez zatwierdzenie nowych źródeł dochodu, czyli tzw. nowych zasobów własnych. Europejski budżet to dziś zaledwie 1 proc. dochodu narodowego brutto państw członkowskich [ostatni budżet siedmioletni to około 2 biliardy euro – red.] i nie jest wystarczający do finansowania unijnych polityk w dotychczasowym zakresie przy konieczności zwiększenia wydatków na europejską obronność” – mówi Halicki).
Jak najszybsze pozyskanie środków na finansowanie działań w obszarze obronności („Potrzeby szacowane są na około 500 miliardów euro. Te środki można pozyskać z rynków finansowych poprzez emisję euroobligacji – to rozwiązanie jest dziś na stole” – mówi wiceszef EPL).
Politycy EPL unikają jasnej odpowiedzi na pytanie o to, czy Europa jest w stanie samodzielnie wspierać Ukrainę, jeśli USA wycofają swoje poparcie. Nie chcą też spekulować o tym, czy Trump wycofa USA z NATO, czy nie, ani czy możliwe jest wypracowanie spójnej europejskiej strategii wobec Chin.
„Dziś za wcześnie, aby o tym przesądzać. Pewne rozwiązania będą musiały wykuwać się na bieżąco. Wierzę jednak, że do wielu rzeczy jesteśmy w stanie prezydenta Trumpa przekonać” – twierdzi Andrzej Halicki.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze