0:000:00

0:00

Czwartkowe exposé ministra spraw zagranicznych w Sejmie było drugim w karierze Jacka Czaputowicza. Po rekonstrukcji rządu Prawa i Sprawiedliwości na początku 2018 roku, Czaputowicz przejął MSZ z rąk Witolda Waszczykowskiego.

Od poprzedniego wystąpienia przed Sejmem minął rok, w ciągu którego polska dyplomacja, delikatnie mówiąc, nie radziła sobie najlepiej. Ministra Czaputowicza wspierał bowiem mocno kolega z rządu Zbigniew Ziobro. To "reformy" resortu Ziobry wprowadziły Polskę na wojenną ścieżkę z Unią Europejską i skłóciły z Izraelem o ustawę o IPN.

Przeczytaj także:

"Polska jest krajem aktywnym i słuchanym, cieszącym się coraz większym szacunkiem zagranicznych partnerów" - zaznaczył Czaputowicz na początku dwugodzinnego wystąpienia.

Aktywność Polski na arenie międzynarodowej jest raczej chaotyczna. A konkretnych sukcesów nie widać.

Wiadomo już na pewno, że Stany Zjednoczone, "kluczowy sojusznik Polski", dla którego rząd PiS nie waha się alienować partnerów w UE, wycofały się z budowy na polskich ziemiach stałej bazy wojskowej - "Fort Trump".

"Pozycja kraju zależy w dużej mierze od ocen, jakie formułuje na jego temat światowa opinia publiczna. Dobre skojarzenia z Polską (...) są kluczowe dla powodzenia naszych przedsięwzięć na arenie międzynarodowej" - mówił Czaputowicz.

Problem w tym, że opinia o Polsce wcale nie jest dobra. Rząd PiS jednak nie tyle promuje dobre imię, co popełnia kolejne gafy. Przyłożył się do tego ostatnio także sam minister Czaputowicz, gdy chciał wbrew unijnemu stanowisku "uratować brexit". Zorganizowana w lutym 2019 konferencja bliskowschodnia przysporzyła Polsce więcej szkody niż pożytku. Przykładów jest więcej.

W rezultacie PiS zraża do Polski kluczowych partnerów w Unii Europejskiej, a także wikła Warszawę w niebezpieczne międzynarodowe konflikty. Analizujemy exposé Czaputowicza i przypominamy hity antydyplomacji ostatnich 12 miesięcy.

Przyszłość UE

Czaputowicz zachwalał pozytywne skutki członkostwa Polski w Unii w kontekście zbliżającej się 15. rocznicy przystąpienia do UE. Zgodnie z obowiązującą narracją PiS mówił jednak głównie o sukcesach gospodarczych i perspektywach na rychłe "dogonienie Zachodu". A także o konieczności zwiększenia "demokratycznej legitymizacji" UE poprzez wzmocnienie roli parlamentów narodowych.

Szef MSZ skrytykował pomysł Komisji Europejskiej, by w nowej perspektywie budżetowej uzależnić wypłatę unijnych funduszy od praworządności w państwach członkowskich. Najwyraźniej rząd PiS boi się, że "reformy sądownictwa" mogą sporo kosztować.

"Nie do przyjęcia jest propozycja Komisji uzależnienia wypłaty środków z budżetu Wspólnot od arbitralnie ocenianego stanu praworządności w państwach, którym środki te są przyznawane. Wypłata tych środków jest traktatowym zobowiązaniem" - podkreślił minister.

W exposé Czaputowicz mówił też o planowanym przez PiS "zmienianiu UE od środka", czyli de facto osłabianiu jej poprzez sojusze z eurosceptykami z innych krajów Unii. W tym m.in. z włoską Ligą Matteo Salviniego, który w styczniu 2019 rozmawiał z polskim rządem o potencjalnej współpracy w PE.

"Z Włochami łączy nas wizja miejsca suwerennych państw członkowskich w przyszłej zreformowanej Unii Europejskiej oraz twarda wola obrony zewnętrznych granic Unii przed nielegalną imigracją" - mówił Czaputowicz.

Bezpieczeństwo made by USA

Bezpieczeństwo Polski w optyce PiS ma zapewnić nie UE, a bilateralny sojusz z USA.

"Budowa tzw. autonomii strategicznej Unii Europejskiej nie może, naszym zdaniem, odbywać się kosztem NATO i osłabiania więzi transatlantyckich" - zaznaczył Czaputowicz.

Minister podkreślał, że "Polska konsekwentnie umacnia strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi - kluczowym sojusznikiem w NATO". Wymienił szereg spotkań na wysokim szczeblu, do których doszło między Polską a USA w 2017 i 2018 roku, i zachwalał potencjał współpracy Polska-USA w zakresie obronności.

Choć niewątpliwie polscy i amerykańscy dyplomaci widują się często, jak dotąd dla Polski wynikło z tych spotkań mało konkretów. We wrześniu 2018 roku, po wizycie Andrzeja Dudy w Waszyngtonie, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador Polski w Rosji, pisała w OKO.press, że w wyniku polityki PiS

"relacje Polski ze światem przesuwają się coraz bardziej od modelu opartego na wielostronnych sojuszach, wspólnych wartościach i normach prawnych w kierunku bilateralnych układów, w tym wasalnych relacji z jednym mocarstwem".

Do niedawna wielkie nadzieje pokładano w obiecanej przed Donalda Trumpa stałej bazie wojskowej Stanów Zjednoczonych na terenie Polski. Jak podała "Gazeta Wyborcza", Amerykanie wycofali się jednak z budowy "Fort Trump". A Polska może liczyć jedynie na nieznaczne zwiększenie liczebności amerykańskich wojsk, nie wiadomo zresztą na jak długo.

Waszyngton tnie też fundusze na European Deterrence Initiative, czyli wojska wschodniej flanki NATO, bo kluczowe zagrożenie widzi obecnie w Chinach, a nie Rosji. Jak podaje "Wyborcza", w liście do polskiego MON Amerykanie przestrzegają Polskę przed krytyką tych decyzji. Grożą "ostrym postawieniem kwestii restytucji żydowskiego mienia w RP".

Konferencja bliskowschodnia

Na prośbę Amerykanów Polska zgodziła się gościć w Warszawie konferencję bliskowschodnią 13-14 lutego 2019. Czaputowicz wspomniał o niej nieśmiało. Zapewne dlatego, że zakończyła się wizerunkową katastrofą, a media wieszczyły jego rychły koniec na stanowisku szefa MSZ.

Bo warszawski szczyt, wbrew zapewnieniom Czaputowicza, był całkowicie podporządkowany amerykańskiej filozofii "bicia w Iran".

Organizując konferencję, Polska działała na przekór strategii dyplomatycznej Unii Europejskiej, która próbuje zająć wobec Teheranu bardziej neutralne stanowisko. Oraz utrzymać resztki porozumienia nuklearnego, z którego jednostronnie wycofał się Donald Trump. Wiceprezydent USA Mike Pence w swoim przemówieniu w Warszawie ostro skrytykował starania Brukseli.

Podczas szczytu doszło też do kolejnej odsłony poważnego kryzysu w polskich stosunkach z Izraelem.

W OKO.press pisaliśmy, ze premier Izraela Beniamin Netanjahu wykorzystał szczyt w Warszawie jako element własnej kampanii wyborczej. Nie powstrzymało go to jednak przed stwierdzeniem 14 lutego w Warszawie, że "Polacy kolaborowali z nazistami". Wkrótce dołączył do niego szef izraelskiej dyplomacji Izrael Katz. W efekcie premier Morawiecki nie pojechał do Jerozolimy, gdzie miał odbyć się szczyt Grupy Wyszehradzkiej.

To pokłosie zeszłorocznej afery związanej z nowelizacją ustawy o IPN. Polski rząd z powodzeniem zantagonizował wówczas Izrael. Temperatura sporu nie spada, a cały świat dyskutuje o udziale Polaków w Zagładzie. Fakt ten próbował negować w exposé minister Czaputowicz:

"Podjęcie przez polskie instytucje państwowe oraz dyplomację energicznych kroków, energicznych działań w zakresie upowszechniania wiedzy o historii Polski przynosi już pierwsze wymierne efekty" - mówił.

COP24

Za jeden z sukcesów polskiej dyplomacji Czaputowicz uznał też grudniowy szczyt klimatyczny w Katowicach. Choć przyjęcie "Pakietu Katowickiego" było dokonaniem pozytywnym, trudno uznać je za efekt konkretnych działań po stronie Polski. COP24 był natomiast okazją do naświetlenia problemów z polską polityką klimatyczną.

"Katowice gościły 30 tys. delegatów z całego świata, co było okazją do promocji Śląska i całej Polski jako kraju otwartego i nowoczesnego. Który kultywuje dziedzictwo historyczne i przyrodnicze. A także do promocji polskich rozwiązań w zakresie zużycia energii i emisji zanieczyszczeń" - stwierdził minister.

W OKO.press pisaliśmy, że organizowanie szczytu klimatycznego w Polsce - po raz trzeci w ciągu 10 lat - to przykład "greenwashingu". Bo polska energetyka nadal w 80 proc. oparta jest na węglu, a kolejne polskie rządy unikają odpowiedzialności za zmiany klimatu i coraz gorszy smog.

Podczas grudniowego szczytu politycy PiS nie szczędzili gościom informacji na temat "polskich rozwiązań w zakresie zużycia energii i emisji zanieczyszczeń". Prezydent Andrzej Duda mówił, że palenie węglem "nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu" oraz że CO2 emitowane przez polski przemysł jest doskonale pochłaniane przez polskie lasy, dzięki "wzorcowej gospodarce" Lasów Państwowych. W pawilonie miasta Katowice ustawiono kosze z węglem, a organizatorzy konferencji zaprosili uczestników na mięsną ucztę.

Bezpieczeństwo energetyczne

"Jednym z ważnych celów polityki zagranicznej jest także zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego, co może nastąpić jedynie poprzez uniezależnienie się od rosyjskich dostaw gazu" - mówił Czaputowicz. Szef MSZ przypomniał, że Polska konsekwentnie sprzeciwiała się powstaniu gazociągu Nord Stream 2, łączącego Rosję z Niemcami z ominięciem Polski.

"Kluczowym projektem dla bezpieczeństwa dostaw gazu jest budowa gazociągu Baltic Pipe, łączącego Polskę, poprzez Danię i Norwegię, ze złożami gazu na Morzu Północnym. (...) Po jego ukończeniu Baltic Pipe – wraz terminalem LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu – zapewnią Polsce realną niezależność energetyczną, a także pozwolą na wsparcie w tym zakresie krajów naszego regionu" - przekonywał Czaputowicz.

Minister nie wspomniał jednak, że budowa Baltic Pipe może się opóźnić. Planowo miała dobiec końca w październiku 2022 roku - to wtedy wygaśnie umowa PGNiG z Gazpromem. Jeżeli jednak do tego czasu nowy gazociąg nie powstanie, Polsce może grozić przerwa w dostawach gazu. Katastrofalna dla polskiej gospodarki.

Podczas debaty w Fundacji Batorego w październiku 2018 roku Jacek Czaputowicz zapewniał, że w takim wypadku Polska będzie kupować gaz od Niemiec. Co oznaczałoby pośrednie korzystanie z rosyjskich zasobów płynących na Zachód Nord Stream 2, o ile gazociąg ten ostatecznie powstanie.

Czaputowicz nie mówił też o innym wątpliwym sukcesie polskiej polityki energetycznej. W 2018 roku importowaliśmy z Rosji rekordową ilość węgla, choć to węgiel z polskich kopalń miał gwarantować Polsce energetyczną niezależność. Konieczność eksploatowania polskich złóż była też koronnym argumentem polskiego rządu, gdy sprzeciwiał się ambitnej europejskiej polityce klimatycznej.

Kryzys uchodźczy

Minister Czaputowicz, podobnie zresztą jak cały rząd PiS, uparcie łączy w jedno dwa osobne zjawiska: kryzys uchodźczy i nielegalną imigrację. W exposé chwalił się, że dzięki współpracy państw Grupy Wyszehradzkiej, Europa Środkowowschodnia obroniła się przed napływem nieudokumentowanych przyjezdnych.

Nie powiedział jednak, że wspomniany sukces nie dotyczył kwestii migracji zarobkowej, a uchodźstwa z krajów, w których toczą się krwawe konflikty. M.in. ze zrujnowanej wojną Syrii.

Nie powiedział także, że Polska wraz z Czechami, Węgrami i Słowacją miały w ramach unijnych relokacji przyjąć zaledwie 11 069 uchodźców. Po negocjacjach rządu Ewy Kopacz postanowiono, że Polsce przypadnie ok. 7 tys. osób - mniej niż 0,02 proc. populacji kraju. Jednak PiS nie chciało zgodzić się nawet na ten symboliczny wyraz solidarności z państwami UE, które najbardziej dotknął uchodźczy kryzys.

"Nasze stanowisko w sprawie migracji znalazło odzwierciedlenie w decyzjach całej UE" - mówił w czwartek szef MSZ.

Wspomniane stanowisko - czyli wyraźne odrzucenie zaproponowanych kwot - nie tyle znalazło odzwierciedlenie w decyzjach całej UE, co te decyzje zablokowało. Jedyne, na co cała UE była w stanie się zgodzić, to zwiększenie budżetu Fronteksu, czyli unijnej agencji ds. ochrony granic zewnętrznych.

Tym bardziej fałszywie brzmią przechwałki Czaputowicza, który w exposé podkreślał zaangażowanie Polski w pomoc "krajom dotkniętym kryzysem uchodźczym", takim jak Liban czy Jordania. Lansowane przez PiS pomaganie "na miejscu" byłoby bardziej wiarygodne, gdyby Polska nie unikała odpowiedzialności na własnym podwórku, a rząd nie wykorzystywał uchodźców jako paliwa wyborczego w październiku 2018 roku.

Czyja "Solidarność"

Czaputowicz kilkakrotnie podkreślił, że w 2019 roku Polskę czeka trzydziesta rocznica upadku PRL. Oraz demokratycznych wyborów z 4 czerwca 1989 roku.

"To ruch »Solidarność« i wynik wyborów parlamentarnych 4 czerwca 1989 roku uruchomiły łańcuch wydarzeń, które sprawiły, że runęły mury między Wschodem i Zachodem. Pamiętamy i bądźmy z tego dumni, że to my, Polacy, rozpoczęliśmy nasz marsz, a w zasadzie marsz całej Europy Środkowo-Wschodniej ku upragnionej wolności" - mówił szef MSZ.

Jak będą wyglądały czerwcowe obchody? Możemy spodziewać się awantury, bo podziały polityczne w podwójnym roku wyborczym są ostrzejsze niż kiedykolwiek.

Dorobek "Solidarności" - wspólny dla wszystkich Polaków - próbują przywłaszczyć sobie politycy PiS. Negują historyczne fakty i oczerniają postaci kluczowe dla demokratycznych przemian, m.in. Lecha Wałęsę i Tadeusza Mazowieckiego. Jednocześnie starają się lansować alternatywną narrację o bohaterach "Solidarności", kreując braci Kaczyńskich na jej najbardziej zasłużonych działaczy.

Jak podkreślił Czaputowicz 2019 to rok ważnych jubileuszy - 15 lat w UE, 20 lat w NATO, 30 lat wolnej Polski. Byłoby dobrze, gdyby pozytywne zmiany, jakie w tym czasie zaszły w naszym kraju, nie były przedstawiane jako sukces jednego obozu politycznego.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze