0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Nadchodzący rok określi wyjściowe pozycje największych partii przed dwiema przypadającymi na jesień 2023 roku kampaniami wyborczymi – samorządową i parlamentarną. Trendy, które ukształtują się zwłaszcza w drugiej połowie 2022 roku, będą wyznaczać kierunek i tempo nadchodzącego maratonu wyborczego.

Innymi słowy, rozpoczynający się rok może zadecydować zarówno o tym, czy PiS utrzyma władzę na trzecią kadencję, jak i o tym, czy i kto na opozycji będzie mu w stanie tę władzę odebrać. Zdają sobie z tego sprawę wszyscy poważniejsi uczestnicy politycznej gry – i to określa ich strategię postępowania na najbliższe miesiące.

Koalicja rządząca wchodzi w decydujący czas szarpana wewnętrznymi konfliktami, bez formalnej większości parlamentarnej i z coraz dłuższą listą poważnych problemów politycznych. Galopująca inflacja i fakt, że to już trzeci z kolei rok pandemii zdecydowanie nie poprawiają sytuacji obozu władzy.

Na opozycji przede wszystkim trwa przeciąganie liny między Platformą Obywatelską a Polską 2050 Szymona Hołowni. Na obecnym etapie - który potrwa przynajmniej do jesieni - dla obu formacji ta rywalizacja to co najmniej równie istotne starcie jak bieżąca wojny z PiS-em.

Kalendarz polityczny

Pierwsze miesiące roku przyniosą kolejną, piątą już falę pandemii wywołaną przez wariant Omikron koronawirusa. Wydaje się jednak bardzo mało prawdopodobne, by rząd PiS zmienił swe obecne podejście do pandemii i walki z nią. Stosowana podczas 4. fali strategia niepodejmowania niemal żadnych nowych działań na rzecz zwalczania pandemii jest ukłonem wobec niechętnej obostrzeniom części elektoratu. Skutki społeczne i zdrowotne są tragiczne, ale z perspektywy stricte politycznego „tu i teraz” władzy to wciąż raczej się opłaca.

Otwarte pozostaje jednak pytanie, jak długo elektorat partii rządzącej będzie w stanie odwracać wzrok od wciąż rosnącej liczby ofiar pandemii i jakie mogą być progi odporności na straty w ludziach ponoszone przez polskie społeczeństwo.

Gdy coś tutaj pęknie, coś się skończy, obóz władzy stanie wobec groźby realnego załamania swej dotychczasowej społecznej bazy.

Przeczytaj także:

Jest jeszcze jeden powód, dla którego to właśnie od kwestii pandemicznych zaczynamy przegląd politycznego kalendarza na rok 2022. Otóż gdy kolejna fala pandemii zelżeje, czyli zapewne późną wiosną, możemy spodziewać się powtórki z zeszłego roku w postaci podjęcia przez obóz władzy próby politycznej ucieczki do przodu.

W zeszłym roku taką próbą miało być ogłoszenie programu Polski Ład, symbolicznie kończącego erę pandemii i jednocześnie – przynajmniej w założeniach – otwierającego przed PiS kolejne możliwości pozyskiwania nowych wyborców. Te plany nijak nie zostały zrealizowane – zarówno dlatego, że Polski Ład okazał się politycznym niewypałem, jak i przez to, że epidemia powróciła już wczesną jesienią z pełną mocą.

Mimo tej porażki, w 2022 roku PiS będzie wręcz zmuszony, by powtórzyć podobną próbę. Nie da się tego skutecznie zrobić w okresie natężenia pandemii, zarazem obóz władzy pod presją politycznego kalendarza będzie starał się uruchomić „nowe otwarcie” możliwie jak najwcześniej.

Narodowy Bank Polski podwyższył na koniec roku prognozy inflacji, Polacy będą więc doświadczać wzrostu cen przez cały nadchodzący rok. Apogeum ma przypaść w czerwcu, gdy prognozowana jest inflacja przekraczająca 8 proc. Polityczne skutki wzrostu cen są łatwe do przewidzenia – obóz władzy będzie musiał wkładać coraz więcej wysiłku i środków w równoważenie społecznego rozgoryczenia, objawiającego się także w sondażach. Inflacja ma to do siebie, że pożera nie tylko nasze pieniądze w portfelach, ale i polityczny kapitał aktualnie rządzących.

Na tym nie koniec tego, co już z góry mamy zapisane w politycznym kalendarzu. Komisja Europejska nadal nie zatwierdziła Krajowego Planu Odbudowy – co sprawia, że w roku 2021 nie otrzymaliśmy żadnych zaliczek na poczet unijnych wypłat z Europejskiego Funduszu Odbudowy.

KE uzależnia odblokowanie funduszy od przedstawienia przez Polskę projektu naprawczego dotyczącego Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Tyle, że ten prosty w gruncie rzeczy manewr jest skutecznie blokowane przez Zbigniewa Ziobrę i jego resort. Budżet na rok 2022 już nawet nie zawiera środków z KPO, jeśli jednak 57 miliardów euro, które przypadają Polsce, nie uda się rządowi odblokować w pierwszej połowie roku, ze sporej części tych pieniędzy nie będzie już skorzystać ze względu na terminy rozliczania projektów.

Utrata choćby znaczącej części środków z EFO oznacza dla obozu władzy poważne problemy w okresie przedwyborczym – nie będzie bowiem z czego finansować inwestycji mogących poszerzyć elektorat rządzącej partii.

Pierwsze wpisy do politycznego kalendarza na 2022 rok zamieścił też Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej.

Na 19 stycznia Trybunał wyznaczył (na wniosek Zbigniewa Ziobry) rozprawę w sprawie zgodności z konstytucją Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ziobro chce w ten sposób zablokować wykonywanie w Polsce wyroków międzynarodowych trybunałów. Z kolei 22 lutego ma się odbyć – również na wniosek Ziobry – rozprawa ws. kar finansowych nakładanych przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej na Polskę. W obu wypadkach orzeczenia TK Przyłębskiej mogą spowodować kolejne wstrząsy na linii Warszawa-Bruksela. Tym bardziej, że już 22 grudnia Komisja Europejska uruchomiła przeciwko Polsce kolejną procedurę przeciwnaruszeniową – tym razem dotyczącą już bezpośrednio działalności TK Przyłębskiej.

W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 2022 roku powinna też zostać rozstrzygnięta kwestia koncesji dla TVN7 – która wygasa 25 lutego. TVN zabiega o jej przedłużenie już od roku, jednak Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji odkłada decyzję w tej sprawie – w ścisłym związku zresztą z całą kampanią prowadzoną przez PiS na rzecz „lex TVN”. Po zawetowaniu ustawy przez Andrzeja Dudę KRRiT może posłużyć obozowi władzy do tego, by zaszkodzić stacji.

Między lipcem a wrześniem wygasną zaś kadencje wszystkich członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. PiS będzie chciał ponownie obsadzić KRRiT swoimi ludźmi – jednak można spodziewać się w tej sprawie intensywnych konfliktów wewnątrz rządzącej koalicji, zresztą nie bez udziału Andrzeja Dudy, do którego należy wskazanie 2 spośród 5 członków Rady.

A jeżeli już o kadencjach mowa, w czerwcu kończy się kadencja Adama Glapińskiego w fotelu prezesa NBP. Jego ponowny wybór może być testem spójności koalicji i jej relacji z prezydentem.

Koalicja rządowa i jej problemy

Jest mało prawdopodobne, by Zjednoczona Prawica mogła kończyć rok 2022 w stanie choćby zbliżonym do tego, w jakim kończy rok 2021. A i ten stan nie jest już godny pozazdroszczenia.

W sensie politycznym władza PiS opiera się teraz na coraz bardziej skomplikowanej piramidzie zależności, z której coraz łatwiej może wypaść jeden z tych elementów, na których trzyma się cała konstrukcja.

Pod tym względem wejście w rok 2022 zdecydowanie różni się od wchodzenia w rok 2021. W ciągu minionych 12 miesięcy sytuacja obozu władzy uległa znaczącemu pogorszeniu. Nic nie wskazuje na to, by w ciągu nadchodzącego roku ten trend miał się odwrócić.

Zjednoczona Prawica nie ma już samodzielnej większości w Sejmie. By wciąż wygrywać głosowania, musi posiłkować się wsparciem satelitów z kół Kukiz’15 i Polskie Sprawy oraz głosami trójki posłów niezależnych – co razem daje PiS możliwość uzyskania 239 głosów w Sejmie. Oznacza to każdorazową konieczność negocjowania warunków takiego wsparcia. Jest mało prawdopodobne, by udawało się to za każdym razem, jednocześnie jest bardzo prawdopodobne, że cena takiego wsparcia będzie z czasem rosła. Przypomnijmy, że nawet doszczętnie skompromitowany Łukasz Mejza najpierw został wiceministrem sportu, a potem pozostawał nim przez długie tygodnie, właśnie dlatego, że głos tego należącego do trójki posłów niezależnych polityka był i jest nadal potrzebny Prawu i Sprawiedliwości.

Jednocześnie to właśnie głosy satelitów PiS są głównym zabezpieczeniem Jarosława Kaczyńskiego na wypadek kolejnego rozłamu w koalicji. Latem zeszłego roku Zjednoczoną Prawicę opuścił Jarosław Gowin z częścią posłów Porozumienia, teraz największe napięcie występuje na linii PiS – Solidarna Polska a w sensie personalnym między Mateuszem Morawieckim a Zbigniewem Ziobrą.

Zarazem to właśnie Ziobro prowadzi swą własną, idącą najczęściej w poprzek interesów PiS, politykę – nastawioną na wciąż bliżej nieokreśloną przyszłość, w której obecny minister sprawiedliwości działa już na własną rękę, nie u boku silniejszego koalicjanta.

Stąd też regularne zabiegi Ziobry o elektorat "twardoprawicowy", stanowiący dotąd jądro społecznej bazy PiS. Minister sprawiedliwości konsekwentnie przedstawia się w roli ostatniego wiernego narodowo-katolickim ideałom w rządzie Mateusza Morawieckiego, Solidarna Polska równie konsekwentnie stara się być partią polexitu, zarazem zaś stale flirtuje z antyszczepionkowcami i „antysanitarystami” skupionymi wokół prawego skrzydła obozu władzy.

Pod sam koniec roku niespodziewanego psikusa zrobił Jarosławowi Kaczyńskiemu Andrzej Duda. Prezydent zawetował ustawę „lex TVN”, być może kupując sobie w ten sposób szansę na polityczną, międzynarodową emeryturę pod skrzydłami Stanów Zjednoczonych. Oznacza to jednak kolejne pogorszenie i tak już kiepskich relacji między Nowogrodzką a Pałacem Prezydenckim. I może być wstępem do nowych reguł gry, w których Jarosław Kaczyński chcąc przeforsować kolejne budzące opór społeczny ustawy, będzie najpierw musiał pohandlować nie tylko z Kukizem i kołem poselskim Polskie Sprawy, ale i z Andrzejem Dudą.

Opozycja i wcześniejsze wybory

Po powrocie Donalda Tuska Platforma Obywatelska odzyskała pozycję sondażowo najsilniejszej partii na opozycji. Polska 2050 Szymona Hołowni, która za sprawą powrotu Tuska straciła początkowo najwięcej, ustabilizowała poparcie na poziomie kilkunastu procent. To z kolei sprawia, że uwaga kierownictwa Platformy skupia się obecnie w znacznym stopniu na obronie hegemonicznej pozycji po stronie opozycji. A to właśnie formacja Hołowni pozostaje największym konkurentem PO, zachowując jednocześnie sporą zdolność do przejmowania jej wyborców.

Póki co bardzo mało prawdopodobne wydaje się też dążenie przez głównych graczy do wcześniejszych wyborów parlamentarnych. I to mimo tego, że sytuacja obozu władzy może pogorszyć się na tyle, że myśl o jego upadku przed końcem kadencji mogłaby stać się całkiem realna.

Rzecz bowiem w tym, że aby doszło do przyspieszonych wyborów, musiałyby się one komuś naprawdę opłacać – dziś zaś takiej siły politycznej nie widać.
  • Z punktu widzenia PiS wcześniejsze wybory oznaczałyby po prostu ogromne ryzyko pożegnania się z władzą – sondaże już teraz nie dają partii Kaczyńskiego większych szans na samodzielne rządzenie.
  • Z perspektywy Platformy wygodniej jest zaś myśleć o „pracy u podstaw” i stopniowym poszerzaniu poparcia aż do jesieni 2023 roku, niż rzucać się do wcześniejszych wyborów z notowaniami niższymi od PiS o nawet 10 pkt. proc. od PiS-u i z oddechem Polski 2050 na plecach.
  • Szymon Hołownia wolałby natomiast poczekać na ewentualne wypalenie się entuzjazmu wywołanego powrotem Donalda Tuska.
  • Nawet główny dysydent koalicji rządzącej, czyli Zbigniew Ziobro, nie ma powodu, by przedwcześnie wyciągać zawleczkę granatu, którym cały czas straszy Jarosława Kaczyńskiego. W sondażach Solidarna Polska wciąż nie ma bowiem widoków na przekroczenie progu wyborczego w wypadku samodzielnego startu.

Czy nam się to podoba, czy nie, wiele wskazuje na to, że Zjednoczona Prawica jako koalicja mniejszościowa porządzi do końca kadencji. Ten nadchodzący rok zadecyduje natomiast o tym, czy PiS będzie zdolny sięgnąć po władzę także na kadencję trzecią.

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze