0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Rys. Iga Kucharska / OKO.pressRys. Iga Kucharska /...

Sławomir Zagórski, OKO.press: Panie doktorze, czym jest chemseks?

Dr hab. n. med. Michał Lew-Starowicz*: Najprostsza definicja chemseksu to podejmowanie aktywności seksualnych pod wpływem działania substancji psychoaktywnej.

Mówiąc „substancja psychoaktywna”, jakie konkretnie związki ma pan na uwadze?

Przede wszystkim tzw. twarde narkotyki. Choć np. alkohol jest również substancją psychoaktywną. Biorąc pod uwagę, że doświadczenia seksualne pod wpływem działania alkoholu są bardzo częste, moglibyśmy dojść do wniosku, że prawie wszyscy mamy za sobą jakieś doświadczenie chemseksu.

Tutaj jednak chodzi o coś innego. A mianowicie o działanie substancji, które zmieniają świadomość osób podejmujących aktywność seksualną.

Rola substancji psychoaktywnej w chemseksie sprowadza się albo do ułatwienia odbywania stosunków seksualnych, albo zwiększania doznań związanych z przeżyciami seksualnymi.

Mówiąc o ułatwieniu odbycia stosunku, myśli pan o łatwiejszym osiągnięciu erekcji?

Narkotyki raczej nie wpływają na zwiększenie zdolności odbywania stosunków. U niektórych osób może być to jedynie efekt uboczny, w formie np. opóźnienia orgazmu, a przez to wydłużenia czasu trwania stosunku.

Przeczytaj także:

Mówiąc o ułatwieniu, mam na myśli przede wszystkim przełamywanie różnych barier psychicznych, szczególnie wstydu, związanych z nawiązywaniem kontaktów seksualnych.

Podwójna stymulacja mózgu

Zwiększenie doznań seksualnych brzmi z kolei dość atrakcyjnie.

To prawda. I m.in. dlatego ludzie coraz chętniej sięgają po substancje psychoaktywne.

Praktycznie nie ma tygodnia, żebym nie przyjmował do oddziału osób, które doświadczają zaburzeń psychicznych związanych z ich używaniem.

Te zaburzenia są też najbardziej rozbudowanym w tej chwili rozdziałem w najnowszej klasyfikacji psychiatrycznej w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-11 wydawanej pod egidą WHO. Trzeba powiedzieć wprost, że zaburzenia związane z używaniem substancji stanowią dziś olbrzymi problem zdrowia publicznego.

Dlaczego ludzie sięgają po narkotyki? Ponieważ działają one na układ nagrody w mózgu. A to wiąże z modyfikowaniem przeżyć emocjonalnych, czyli wywoływaniem, odpowiednio, stanów euforii, pobudzenia albo uspokojenia, w zależności od profilu działania substancji.

Stąd też dla osób, które np. mają różne zahamowania związane z nawiązywaniem aktywności seksualnych, może być to ścieżka, która wyzwala ich z odczuwania tych zahamowań.

Problem w tym, że narkotyki mają działanie uzależniające, są neurotoksyczne, a mózg „uczy się”, że seks z użyciem narkotyku może być jeszcze bardziej ekscytujący i doznania „na trzeźwo” przestają być już tak samo atrakcyjne.

Sama aktywność seksualna wiąże się z przeżywaniem intensywnej przyjemności. Jest też związana ze stymulacją tego samego układu nagrody w mózgu.

Połączenie seksu z narkotykiem jest zatem formą podwójnej stymulacji, związanej z równoczesnym bardzo silnym działaniem substancji chemicznej na mózg. I przez to z dużym wzmocnieniem doznań i nieraz z utrzymywaniem się stanu pobudzenia seksualnego przez długi czas, co prowadzi do wydłużenia lub chęci powtarzania doświadczeń seksualnych raz po raz.

Mechanizmy stresu mniejszościowego

Ludzie odurzali się alkoholem i łączyli to z seksem od bardzo dawna. Chemseks to pana zdaniem inne, nowe zjawisko? Szczególnie częste w środowisku gejowskim.

Nie tak nowe, bo znane od parudziesięciu lat. Pierwsze badania na ten temat pochodzą z Wielkiej Brytanii. W tej chwili prowadzi się je na całym świecie, także w Polsce.

Nie jest więc to kwestia ostatnich lat, a raczej dekad. To, co się istotnie zmieniało w kontekście chemseksu, to rodzaj używanych substancji psychoaktywnych.

W tej chwili mamy też doświadczenia z pewnym niepokojącym zjawiskiem w chemseksie, a mianowicie używania wielu różnych substancji psychoaktywnych naraz, a także ich mieszanek.

Natomiast prawdą jest, że chemseks najczęściej występuje w środowisku mężczyzn nawiązujących kontakty seksualne z mężczyznami (ang. male who have sex with male, MSM). Tutaj umyślnie używa się tego określenia, zamiast mówienia o homoseksualnych mężczyznach.

Znaczna część MSM nie identyfikuje się jako osoby homoseksualne i często też funkcjonuje w stałych heteroseksualnych relacjach.

Czym się tłumaczy, że akurat w tej populacji zachowania te są znacznie częstsze?

Istotnym czynnikiem są tu wstyd i mechanizmy tzw. stresu mniejszościowego. Większość mężczyzn funkcjonuje w środowiskach, które mają niski poziom akceptacji dla seksu z osobami tej samej płci. W efekcie często spotykają się z nietolerancją, dyskryminacją, stygmatyzowaniem.

Używanie substancji psychoaktywnych ułatwia im odważenie się na tego typu formy kontaktów seksualnych, ponieważ „na trzeźwo” powiązane są z dużą barierą lęku.

Inne wyjaśnienie wiąże się z ogólnie większą skłonnością mężczyzn do nadużywania substancji psychoaktywnych i podejmowania ryzykownych zachowań, w tym seksualnych.

Warto zwrócić uwagę, że pierwsze badania na ten temat prowadzone były w kontekście infekcji przenoszonych drogą kontaktów seksualnych. Te badania, również brytyjskie, dotyczyły w dużej mierze kwestii transmisji HIV w środowisku mężczyzn uprawiających chemseks.

Seks, narkotyki i dzisiejsze technologie

Przygotowując się do rozmowy z panem, obejrzałem brytyjski film dokumentalny z 2015 r. pt. „Chemsex”. Wypowiadający się w nim terapeuta podkreślał, że mężczyźni uprawiający seks z mężczyznami mają często problemy natury psychicznej, a także seksualnej i dlatego odhamowujące narkotyki świetnie się w to wpisują. Do tego dochodzą dzisiejsze technologie pozwalające bez trudu znaleźć partnera/ów na chemseks. I to wszystko razem jest naprawdę niebezpieczne.

W kwestii naszego podejścia do mężczyzn mających seks z mężczyznami nie spisaliśmy się jako społeczeństwo – twierdzi brytyjski terapeuta.

Niewątpliwie czynnik społeczny ma znaczenie, obok indywidualnej podatności i dostępności zarówno narkotyków, jak i seksu z przygodnymi partnerami.

Jak częste jest zjawisko chemseksu?

Nie mamy dokładnych statystyk. Dane na ten temat trzeba traktować z rezerwą. Ich reprezentatywność może być bowiem ograniczona ze względu na różne kwestie metodologiczne.

Niektóre badania wskazują, że w środowisku mężczyzn nawiązujących kontakty seksualne z mężczyznami, chemseks może dotyczyć nawet do jednej piątej osób z tej grupy. Badania przeprowadzone w Polsce wskazywały z kolei, iż dotyczy to ok. 5 proc. wspomnianej populacji.

Przypomnę, że zjawisko chemseksu, podobnie jak sam problem używania substancji psychoaktywnych, nabiera na sile.

Wracając do pańskiego wcześniejszego pytania, homofobia może być istotnie powiązana z chemseksem, jako że życie w środowisku homofobicznym zwiększa doświadczany stres mniejszościowy, który z kolei jest czynnikiem ryzyka dla chemseksu.

Zmieniające się środowisko też ma tu oczywiście znaczenie.

Nowoczesne aplikacje spotkaniowe, randkowe, powodują, że dostęp do potencjalnych partnerów seksualnych jest znacznie łatwiejszy. Dotyczy to w szczególności MSM.

Technologia sprawia, że znalezienie partnera seksualnego jest możliwe w trybie praktycznie natychmiastowym, dosłownie w każdym miejscu i też z dużym prawdopodobieństwem znalezienia osoby chętnej na chemseks. Zresztą mężczyźni bardzo często od razu w tych aplikacjach oznaczają, czy są gotowi na użycie substancji, a także konkretnie jakich.

To niezwykle ułatwia impulsywne kontakty seksualne. A wiadomo, że w przypadku używania substancji psychoaktywnych czynnik impulsywności, czy ryzykownych kontaktów, ma bardzo istotne znaczenie.

W momencie, kiedy trzeba na coś pożądanego zaczekać, jest znacznie większa szansa, że osoba, zanim podejmie decyzję, zastanowi się nad potencjalnymi zagrożeniami. Natomiast gdy przygodny partner czy partnerzy seksualni są na wyciągnięcie ręki, podobnie jak narkotyki, bo dilerzy pracują 24 godziny na dobę, zarówno seks jak i narkotyk jest dostępny do impulsywnego użycia.

Polacy też badają chemseks

We wspomnianym filmie mowa jest o nastolatkach przyjeżdżających z prowincji do Londynu, gdzie niemal natychmiast są w stanie znaleźć partnerów na seks połączony z użyciem narkotyków.

Londyn to jedno z miejsc z największą dostępnością chemseksu i bardzo dużym rozpowszechnieniem tego zjawiska. M.in. dlatego pierwsze badania na ten temat pochodziły właśnie z Wielkiej Brytanii.

Ale brytyjskie społeczeństwo jest chyba znacznie mniej homofobiczne niż nasze?

Tamtejsze społeczeństwo jest przede wszystkim bardzo zróżnicowane, wielokulturowe. Trzeba też pamiętać, że wiele osób przyjeżdża do Londynu specjalnie w celu imprezowania.

No i oprócz czynników związanych z homofobią czy stresem mniejszościowym, nie należy zapominać o czynnikach ryzyka związanych z sięganiem po substancje psychoaktywne i ich potencjale uzależniającym.

Proszę jeszcze coś powiedzieć na temat polskich badań dotyczących chemseksu.

Mamy w kraju grupy badaczy, którzy są szczególnie zainteresowane zjawiskiem chemseksu. Widać to choćby po programie najbliższej konferencji Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego w Warszawie, gdzie będą dwie osobne sesje poświęcone temu problemowi.

Kwestia chemseksu znalazła się też w Narodowym Programie Zdrowia. Tematem tym od dłuższego czasu zajmowała się również Fundacja Edukacji Społecznej.

Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny opracował specjalny raport dotyczący zagrożeń związanych z używaniem substancji psychoaktywnych, w tym związanych z chemseksem.

Dziś królują stymulanty

Nie ma pan jednak wrażenia, że temat ten rzadko pojawia się w mediach czy w przestrzeni publicznej? Myślę o chemseksie w kontekście zagrożeń. Młodzi ludzie rozpoczynający życie seksualne, chyba niewiele na ten temat wiedzą. To samo dotyczy pięćdziesięciolatków, którzy za młodu nie mieli dostępu do dzisiejszych substancji.

Albo stosowali inne substancje, które mimo potencjału uzależniającego, nie były związane z tak wysokim ryzykiem „tu i teraz”, np. kanabinoidy. THC [tetrahydrokannabinol] zawarty w konopiach indyjskich działa w sposób bardziej ośmielająco-rozluźniający.

Z kolei używane nieco później tabletki MDMA na imprezach techno powodowały dużą potrzebę bliskości, w mniejszym stopniu silne pobudzenie będące domeną najczęściej stosowanych obecnie w chemseksie stymulantów takich, jak amfetamina, metamfetamina, kokaina i katynony. Wszystkie one wywołują bardzo wysoki poziom pobudzenia, zwiększają skłonność do zachowań agresywnych i impulsywnych.

Innymi, bardzo rozpowszechnionymi teraz substancjami, są też gamma-hydroksymaślan i gamma-butyrolakton [w skrócie GHB i GBL]. One z kolei wywołują mieszane efekty pobudzenia, a następnie sedacji, niepamięci wstecznej, dlatego często traktowane są jako tzw. pigułka gwałtu. GHB i GBL niosą ze sobą duże ryzyko różnego rodzaju nadużyć, czy utraty kontroli nad zachowaniem seksualnym.

Stymulanty bardzo wyraźnie zmniejszają zahamowania, często nakręcają też znacznie napęd. W efekcie umożliwiają kontynuowanie zachowań seksualnych przez wiele godzin, wręcz całą noc.

Osoby decydujące się na chemseks bardzo często łączą stymulanty z lekami ułatwiającymi erekcję. To wszystko sprawia, że seks może trwać jeszcze dłużej. Intensywne i impulsywne kontakty seksualne w połączeniu z brakiem zabezpieczenia stosowaniem prezerwatywy i profilaktyki przedekspozycyjnej otwierają z kolei wrota do zakażeń przenoszonych drogą kontaktów seksualnych. Ryzyko jest tym większe, jeżeli dochodzi do seksu z wieloma partnerami, grupowego, wielokrotnie powtarzanych kontaktów seksualnych.

Seks po kokainie

Wspomniał pan o kokainie. Przeczytałem kiedyś, że seks po kokainie jest najlepszy, jaki można sobie wyobrazić. Nigdy tego nie próbowałem, ale to zdanie zapadło mi w pamięć.

Mnie też to stwierdzenie zapadło w pamięć, ponieważ słyszałem je od wielu pacjentów, którzy nawet po latach wspominają, że trudno jest im zapomnieć to doświadczenie, szczególnie intensywne i przyjemne, jakie mieli, uprawiając seks, będąc jednocześnie pod wpływem kokainy.

Niektórzy mówią też o innych stymulantach i często skarżą się, że późniejsze doświadczenia seksualne „na trzeźwo” nie przynoszą aż tak dużo przyjemności, nie są aż tak bardzo motywujące.

To na pewno ma znaczenie, bo mózg pamięta tę nagrodę. Dopomina się o nią później, szczególnie wtedy, gdy człowiek czuje się źle. Kiedy jest przygnębiony, zestresowany i poszukuje okazji, by szybko odreagować i zmienić to w poczucie dobrostanu.

„Trzeźwość jest k…wsko nudna. Jeśli mam być trzeźwy do końca życia, zawieźcie mnie lepiej od razu do kliniki i poddajcie eutanazji” – mówi jeden z bohaterów filmu „Chemsex”.

Szczególnie dla kogoś, kto doświadczył tej nietrzeźwości i nie potrafi w inny sposób poszukiwać skutecznie satysfakcji lub regulować emocji.

Pamięć o szybkim i euforyzującym działaniu narkotyku zapisuje się w mózgu.

Czy w badaniach na temat chemseksu w Polsce zauważył pan wzmianki na temat osób duchownych? Ten problem pojawiał się akurat ostatnio w naszych mediach.

Nie eksplorowałem aż tak dokładnie badań na temat chemseksu i nie znam żadnych reprezentatywnych badań poświęconych populacji duchownych. Natomiast stwierdzenie, że księża mogą stanowić grupę ryzyka, jest dla mnie dość zrozumiały. Ponieważ środowisko to jest w szczególności objęte tabu seksualności, nieakceptowania innych, mniejszościowych seksualności. Z kolei prawdopodobieństwo bycia w stanie duchownym osób nieheteroseksualnych jest całkiem spore.

Jeżeli się to wszystko powiąże i doda poczucie winy z racji popełniania grzechu, robienia czegoś zakazanego, pokusa sięgnięcia w tym celu po substancję psychoaktywną, jest spora.

Gdzie szukać pomocy?

Rozumiem, że w chemseksie mamy dwa problemy. Z jednej strony czysto seksuologiczny, z drugiej częstego uzależnienia od substancji. Wspomniał pan, że takie uzależnienie to jeden z najczęstszych problemów w psychiatrii.

Nie chodzi tu tylko o uzależnienie, a raczej o szeroko pojęte szkody zdrowotne związane z używaniem substancji. Uzależnienie jest jedną z nich, ale nie jedyną. Bo często są to zaburzenia psychiczne i inne konsekwencje intoksykacji, a nawet zgony związane z przedawkowaniem substancji psychoaktywnych.

W tej chwili obserwujemy to w szczególności w kontekście opioidów, także tych medycznych, stosowanych jako środki przeciwbólowe, co doprowadziło do wielu tragedii. To problem obserwowany na szeroką skalę początkowo w Stanach Zjednoczonych, obecnie na całym świecie.

Dokąd mogą udać się po pomoc osoby pragnące zaprzestać chemseksu, gdy orientują się, że to może rujnować im życie? Idą wtedy do psychiatry, czy do seksuologa?

Pamiętajmy, że dostępność wyszkolonych seksuologów w Polsce nie jest wysoka. Na dodatek bardzo wielu, jeśli nie większość z nich, nie ma doświadczenia w leczeniu osób używających chemseksu. Praca z takimi osobami wymaga bardziej interdyscyplinarnej wiedzy. Z jednej strony rozumienia kontekstu seksuologicznego, który skłania ludzi do chemseksu. Z drugiej, wiedzy na temat sposobu działania substancji psychoaktywnych i mechanizmów związanych z uzależnieniami. Mam na myśli potencjalne konsekwencje związane z samym zdrowiem psychicznym, a także możliwymi powikłaniami somatycznymi.

Osoby korzystające z chemseksu szukają pomocy w różnych miejscach. Część z nich trafia do placówek udzielających porad, interwencji kryzysowych, związanych z uzależnieniami. Część kieruje się do poradni czy lekarzy zajmujących się problemem infekcji przenoszonych drogą kontaktów seksualnych. Często powodem zgłoszenia jest chęć wykonania testu w kierunku HIV.

Na marginesie dodam, że osoby zakażone HIV mogą podejmować chemseksowe zachowania ze względu na wspomnianą redukcję stresu, tym razem związanego z przenoszeniem infekcji.

Po zażyciu narkotyku myśli się bowiem o szybkim zaspokojeniu seksualnym, a nie o tym, by zadbać o zdrowie partnera.

Jeszcze innym adresem, gdzie można szukać pomocy, są terapeuci uzależnień. Rozpatrują oni problem od strony samego używania substancji, ale starają się też zrozumieć przyczynę ich używania i zdiagnozować motyw seksualny takich zachowań.

Jak wyjść z chemseksu?

Łatwo jest wyjść z chemseksu?

Jak wspominałem, nie ma tygodnia, żebym nie miał pacjentów z problemami związanymi z używaniem substancji psychoaktywnych. Szerzej patrząc, są to również dysfunkcje seksualne, problemy zdrowia psychicznego, psychozy po użyciu substancji psychoaktywnych, zaburzenia nastroju związane z ich używaniem, a także rozpatrywany przez nas chemseks.

Problem niewątpliwie jest trudny. Tym bardziej, że łączy w sobie kilka elementów i nieuwzględnienie któregokolwiek z nich, może skutkować niepowodzeniem w terapii.

Trzeba więc tu uwzględnić zarówno element związany z rozwojem i zdrowiem seksualnym, jak i ten związany z działaniem substancji i przyczynami sięgania po nie. Uwzględnić w kontekście regulowania emocji, napięcia, stresu, czynników osłabiających kontrolę, do których należy m.in. samo podniecenie seksualne skłaniające do łatwiejszego sięgnięcia po substancje, czy np. alkohol, od którego zaczęliśmy rozmowę.

Alkohol bywa często wstępem do chemseksu. Na początku jest drink, a po nim puszczają hamulce i zaczynają się narkotyki oraz różne zachowania seksualne.

Próba pomocy musi zatem obejmować zrozumienie aspektów związanych typowo z narkotykami i mechanizmami uzależnień. Część pacjentów wymaga podjęcia regularnej terapii odwykowej.

W grę wchodzi także rozumienie różnych ryzyk zdrowotnych, testowania w kierunku infekcji, profilaktyki przed- i poekspozycyjnej. Dlatego często potrzebna jest pomoc nie jednego, lecz kilku współpracujących ze sobą specjalistów.

Pamiętajmy też o kwestii redukcji szkód. Właściwie każda sytuacja, w której osoba rezygnuje z chemseksu, może być tą, która ratuje jej życie. Bo dzięki temu może uniknąć nie tylko infekcji czy wypadku, ale także groźnego przedawkowania substancji.

Szczególnie groźną formą chemseksu jest używanie substancji dożylnie, bezpośrednio w trakcie samego stosunku seksualnego. Jeżeli połączymy pobudzenie związane z podnieceniem seksualnym, ze wstrzyknięciem sobie czegoś, co natychmiastowo trafia do organizmu, tworzy to razem mieszankę wybuchową.

Spory odsetek nawrotów

Chemseks to naprawdę trudny przeciwnik.

Oczywiście, bo narkotyki same w sobie są wystarczająco trudnym przeciwnikiem. Jeżeli połączymy to w skomplikowany węzeł powiązanych ze sobą różnych zachowań, robi się jeszcze trudniej. Co nie zmienia faktu, że odpowiednie wsparcie i motywacja ze strony samego pacjenta na szczęście przynoszą efekty.

Gdy w czasie rozmowy z pacjentem, okazuje się, że jednym z problemów jest właśnie chemseks, wie pan od razu, że będzie to ciężka sprawa, a szansa na sukces nie jest zbyt wysoka? Czy też myśli pan, że sprawa nie jest prosta, ale do wygrania?

Staram się zawsze patrzeć w sposób optymistyczny. Pamiętajmy, że sam fakt, że ktoś poszukuje pomocy, świadczy o pewnym zmobilizowaniu, zmotywowaniu. To grupa pacjentów, którzy chcą coś zrobić. Największy problem dotyczy tych, którzy po pomoc się nie zgłaszają.

Faktem jest, że jeżeli się słucha historii tych osób pod kątem ilości różnych substancji, przyjmowanych dawek, potencjału różnych zachowań zagrażających, włos może stawać na głowie. Zwłaszcza gdy słucha się tego po raz pierwszy.

Na pewno podejmując pracę z użytkownikami chemseksu, trzeba brać pod uwagę ryzyko nawrotowości. Odsetek nawrotów i ryzyka frustracji terapeuty jest spory. Ale pamiętajmy też, że każde zredukowanie ilości tych zachowań ma bardzo duże znaczenie.

Ważną częścią terapii jest edukowanie, pomoc w zrozumieniu osobie, która to robi, różnych czynników, które mogą do tego skłaniać, a także potencjalnych konsekwencji. Oczywiście zależy to od tego, na jakim etapie tej ścieżki jest osoba, która poszukuje pomocy.

Bardzo ważne jest tu uwzględnienie współistniejących problemów, takich jak trudności regulacji emocji, zaburzenia nastroju i czynniki związane wprost z seksualnością.

O dobry, zdrowy seks trzeba się postarać

Pewnie jedną z możliwości działań terapeutycznych są więc tu leki antydepresyjne?

To prawda. Także leki zmniejszające poziom impulsywności, poprawiające regulację emocji. Z tym że nie mogą być one stosowane w koktajlu razem z narkotykami.

Przede wszystkim trzeba uświadamiać na ten temat społeczeństwo. Zgadzam się z panem, że za mało się u nas o tym mówi. Podobnie, zbyt mało jest informacji o olbrzymim problemie używania alkoholu i narkotyków i związanych z tym konsekwencji.

Pracuję w szpitalu wielospecjalistycznym, ale gdy rozejrzymy się po różnych oddziałach, nie tylko na psychiatrii, widać, jak wiele hospitalizacji to wynik nadużywania substancji psychoaktywnych. Oczywiście najbardziej popularny jest alkohol, ale nie tylko.

Trzeba też pamiętać, o ograniczeniach diagnostycznych związanych ze stałym pojawianiem się na rynku nowych substancji. Kanabinoidy sprzed 10, czy 15 lat, nie są tymi samymi, które są teraz. Na rynku pojawiło się sporo syntetycznych substancji, które mają zupełnie inny profil i siłę działania, a ich użycie wiąże się z innym ryzykiem powikłań.

Niedawno warszawski Teatr Nowy zaprezentował sztukę holenderskiego twórcy zatytułowaną „NarcoSexuals”. Grupa młodych mężczyzn narkotyzuje się i uprawia seks. Pada tam m.in. następująca kwestia: „Chcielibyście, żebyśmy byli grzeczni, badali się, mieli pieska i dożyli 80 lat. Ale my myślimy inaczej. Lubimy narkotyki i seks po nich. I będziemy to robić, czy się wam to podoba, czy nie” [nie jest to dosłowny cytat].

Popęd podążania za różnymi nagrodami, które stały się tak łatwo dostępne, jest problemem współczesnego człowieka żyjącego często w mniejszej, lub większej pustce egzystencjalnej. Seks i jedzenie to nagrody pierwotne dla mózgu. A dziś mamy dostęp do innych, od których niezwykle łatwo się uzależnić.

Nasz mózg szybko uczy się tego, co go nagradza. Ale to może łatwo obrócić się przeciwko nam.

Seks jest ważną częścią życia związaną z bliskością, intymnością, poznaniem drugiego człowieka. Z tym wszystkim, czego nie daje chemseks. Co zrobić, by reklamować ten trzeźwy, dobry, seks i sprawić, by nie kusiła ta druga droga?

Wychodzący z chemseksu, podobnie, do osób wychodzących z kompulsywności seksualnej, mówią często o zupełnym przewartościowaniu życia seksualnego. I bardzo negatywnie zaczynają postrzegać to, w jaki sposób wcześniej funkcjonowali. Zaczynają doceniać wartości wynikające właśnie z seksu połączonego z bliskością, zaangażowaniem, czy po prostu z trzeźwością.

Ważne jest jakiego rodzaju background, wyposażenie emocjonalne, dostajemy na samym starcie.

O dobry, zdrowy seks trzeba się też postarać. Często wymaga to wysiłku, cierpliwości. A w chemseksie mamy pokusę łatwej, natychmiastowej nagrody.

I o ile w przypadku większości chorób leczymy ludzi ze stanów, które wiążą się z przeżywaniem cierpienia od samego początku, czyli chorób, które wywołują ból, zaburzają sprawność człowieka, o tyle tutaj leczymy, próbując zahamować coś, co wiąże się z przeżywaniem silnej przyjemności. I właśnie dlatego to niełatwe.

* Prof. nadzw. dr hab. n. med. Michał Lew-Starowicz, psychiatra, seksuolog, psychoterapeuta. W latach 2014-2019 kierował Oddziałem Leczenia Pierwszych Objawów Psychozy i Zapobiegania Nawrotom w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Obecnie pełni funkcję Kierownika Kliniki Psychiatrii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie i Bielańskiego Centrum Zdrowia Psychicznego oraz prowadzi Centrum Terapii Lew-Starowicz. Autor i współautor ponad 130 prac naukowych z obszaru psychiatrii i seksuologii.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze