0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Alain ROLLAND / Parlament Europejskifot. Alain ROLLAND /...

To, co nurtuje najbardziej, gdy śledzi się wysłuchania kandydatów na komisarzy w Parlamencie Europejskim, to pytanie, czy ci mówią to, co naprawdę planują robić, czy raczej to, co parlamentarzyści chcą usłyszeć. W końcu to europarlamentarzyści ostatecznie podejmują decyzję o tym, że dany kandydat pracę w nowej Komisji Europejskiej faktycznie rozpocznie. A związane są z nią nie lada zarobki: ponad 25 tysięcy euro miesięcznie.

Jak dotąd przesłuchania na komisarzy idą gładko. Kandydaci deklarują przywiązanie do zasad Zielonego Ładu i bezwzględną walkę o praworządność w UE. Jeszcze niczyja kandydatura nie przepadła, choć jedna z kandydatek przesłuchiwanych drugiego dnia, czyli we wtorek 5 listopada, wciąż czeka na zatwierdzenie.

Drugiego dnia przesłuchań kandydatów na komisarzy nowej Komisji Europejskiej przed parlamentarnymi komisjami stanęło aż sześć osób:

  • Irlandczyk Michael McGarth (na zdjęciu powyżej), działacz rządzącej obecnie Irlandią partii republikańskiej Fianna Fáil, która jest partią liberalną z grupy Odnowić Europę; McGarth ubiega się o tekę komisarza ds. demokracji, wymiaru sprawiedliwości i praworządności; będzie jednym z pięciu komisarzy wskazanych przez grupę partii liberalnych;
  • Ekaterina Geczewa-Zahariewa, prawniczka z Bułgarii, kilkukrotna minister w rządach dość skompromitowanego premiera Bojko Borysowa z centroprawicowej partii GERB; Geczewa-Zahariewa walczy o tekę komisarz ds. start-upów, badań i innowacji;
  • Duńczyk Don Jørgensen z rządzącej obecnie Danią Partii Socjaldemokratycznej premierki Mette Frederiksen: Jorgensen to były duński minister ds. klimatu, jeden z czterech kandydatów na komisarzy wskazany przez grupę Socjalistów i Demokratów; ubiega się o ważną tekę komisarza ds. energii i mieszkalnictwa;
  • Ubiegająca się o reelekcję do Komisji Europejskiej była burmistrz Dubrownika i posłanka do Parlamentu Europejskiego Dubravka Šuica z rządzącej obecnie Chorwacją (wraz ze skrajną prawicą) Chorwackiej Unii Demokratycznej (Europejska Partia Ludowa); Šuica członkinią KE została po raz pierwszy w 2019 roku, zajmowała się demokracją i demografią; teraz ubiega się o tekę komisarz ds. regionu śródziemnomorskiego;
  • Szwedka Jessika Roswall, była ministra ds. europejskich z centroprawicowego (wspieranego przez skrajną prawicę) rządu Ulfa Kristerssona z partii Moderatów (Europejska Partia Ludowa); Roswall w nowej Komisji Europejskiej ubiega się o stanowisko komisarz ds. środowiska, odporności wodnej i konkurencyjnej gospodarki o obiegu zamkniętym;
  • Wskazany przez wciąż urzędującego, pomimo przegranych wyborów, centroprawicowego premiera Karla Nehammera Austriak Magnus Brunner z Austriackiej Partii Ludowej (Europejska Partia Ludowa). Brunner, który w rządzie Nehammera był ministrem finansów, ubiega się o odstającą od jego dotychczasowych doświadczeń tekę komisarza ds. wewnętrznych i migracji.

Drugi dzień przesłuchań był pełen emocji, ale nie przyniósł zaskoczeń – wszyscy kandydaci zdobyli poparcie członków parlamentarnych komisji. Żadna kandydatura nie została odrzucona. Tylko Jessika Roswall wciąż czeka na zatwierdzenie.

Tu zapoznasz się z relacją z pierwszego dnia przesłuchań, czyli poniedziałku 4 listopada:

Przeczytaj także:

McGarth: „Musimy bronić naszych wartości”

Jako pierwszy we wtorek rano przesłuchiwany był Irlandczyk, Michael McGrath. Ma objąć rozszerzoną tekę po komisarzu sprawiedliwości Didierze Reyndersie. Oprócz kwestii praworządności, współpracy sądowej, ochrony konsumentów i danych, jego teka obejmuje teraz także kwestie ochrony demokracji i praw podstawowych. Dlatego był przesłuchiwany przez europosłów z w sumie trzech komisji: komisji sprawiedliwości i wolności obywatelskich, ochrony konsumentów i komisji prawnej.

“W obecnej sytuacji geopolitycznej, musimy szczególnie cenić i bronić naszych wartości, które czynią Unię Europejską ostoją pokoju, tolerancji i nadziei. Chodzi o demokrację, poszanowanie praw podstawowych i praworządność” – mówił McGarth w swoim otwierającym wystąpieniu.

McGarth ma być odpowiedzialny za egzekwowanie od państw członkowskich przestrzegania praworządności, walkę z dezinformacją i obcymi wpływami na procesy polityczne w UE, monitorowanie przestrzegania zasad Karty Praw Podstawowych w UE, a także przygotowanie i wejście w życie Aktu o Sprawiedliwości Cyfrowej (DFA — Digital Fairness Act).

DFA ma dotyczyć m.in. wielkich platform cyfrowych. Celem regulacji jest eliminowanie nieuczciwych i uzależniających praktyk. DFA to obok Digital Services Act oraz Digital Markets Act podstawy tzw. konstytucji dla internetu, zgodnie z ideą programową Ursuli von der Leyen budowy Unii Europejskiej „gotowej do ery cyfrowej” (z ang. „Fit for Digital Age”).

Ochrona praworządności? „To żelazne zobowiązanie”

McGarth był szczególnie wypytywany o jego podejście do kwestii praworządności, kontrowersyjne decyzje poprzedniej Komisji, np. o uwolnieniu, pomimo braku działań naprawczych, środków unijnych dla Viktora Orbána, wcześniej zamrożonych w związku z łamaniem praworządności, czy możliwość zastosowania artykułu 7 TUE wobec Węgier.

“Zasady praworządności obowiązują każdego. Nie będzie dla mnie żadną przyjemnością używać instrumentów, które mamy [do przeciwdziałania łamaniu praworządności – red.], ale jeśli będzie taka potrzeba, nie zawaham się ich użyć” – powiedział zdecydowanie.

Tineke Strik, europosłanka Zielonych, zapytała McGartha o to, czy zamierza egzekwować od państw członkowskich, pod groźbą zastosowania sankcji, usuwanie uchybień w zakresie praworządności, na które wskazują doroczne raporty o stanie praworządności w UE. Tineke Strik podkreśliła, że „raporty owszem są, ale wskazane w nich uchybienia nie są usuwane”.

McGarth zgodził się z nią, że ta kwestia jest bardzo ważna.

„Tak, uważam, że powinniśmy robić więcej w kwestii egzekwowania zmian i implementacji” – podkreślił.

Dodał też, że jest pod wrażeniem, jak bardzo w ostatnich pięciu latach rozwinął się unijny zestaw mechanizmów, po które można sięgać, gdy praworządność jest łamana. Podkreślił, że egzekwowanie przestrzegania praworządności to jego „żelazne zobowiązanie”, bo kwestia ta została bardzo jasno wyrażona przez szefową KE, Ursulę von der Leyen w wytycznych politycznych dla nowej Komisji.

„Jestem przygotowany do wykorzystywania pełnego zestawu narzędzi, które mamy, jeśli chodzi o naruszenia Karty Praw Podstawowych (...). Skupię się też na budowaniu ściślejszego związku między zaleceniami zawartymi w rocznym sprawozdaniu na temat praworządności a dostępem do funduszy UE” – powiedział.

Pytany o zastosowanie sankcji z artykułu 7 wobec Węgier, który jest otwarty od 2018 roku, powiedział, że chce, aby „Rada UE podjęła ostateczną decyzję w tej sprawie” oraz aby ponownie został w tej sprawie wysłuchany Parlament Europejski. W tej sprawie faktycznie piłka jest teraz po stronie Rady UE.

“Będę wspierał wzmocnione stosowanie artykułu 7” – zadeklarował.

Polska prawica: Działania KE skrajnie upolitycznione

Bardzo aktywni w trakcie przesłuchania Michaela McGartha byli też europosłowie z Polski, przede wszystkim z PiS-u i Konfederacji. Ewa Zajączkowska-Hernik z Konfederacji (grupa Europa Suwerennych Narodów) gratulowała McGarthowi „zdolności politycznych przy byciu ojcem siódemki dzieci”. Podkreślała, że otrzymał on tekę, która „Polakom kojarzy się z hipokryzją poprzedniej Komisji Europejskiej oraz partyjnie motywowaną ingerencją w wewnętrzne sprawy Polski”.

Mariusz Kamiński z PiS pytał o to, czy McGarth planuje zająć się tym, „co naprawdę dzieje się teraz w Polsce: łamaniem praw człowieka, przypadkami stosowania tortur wobec więźniów politycznych”. Wytykał, że jego zdaniem unijne sprawozdania na temat praworządności są „nieobiektywne, nierzetelne i skrajnie upolitycznione”.

McGarth odpowiedział na te kwestie dość wymijająco. Ewę Zajączkowską-Hernik zapewnił, że „decyzje i działania podejmowane przez niego będą zawsze oparte na faktach”. Podkreślił też, że Komisja Europejska zdecydowała o zamknięciu procedury artykułu 7 wobec Polski ze względu na to, że „zostały podjęte ważne deklaracje, które sprawiły, że systemowe ryzyko naruszeń praworządności przestało być ewidentne”. Dodał jednak, że będzie monitorował kwestię implementacji, bo „działania są ważniejsze niż słowa”.

W odpowiedzi na pytania Kamińskiego McGarth zapewnił, że pod jego nadzorem raporty o stanie praworządności będą rzetelne i obiektywne, a państwa będą miały możliwość zrewidować rozdziały przez publikacją i odnieść się do ewentualnych wątpliwości.

„Przestępstwo to przestępstwo”

McGarth bardzo celnie odpowiedział też na pytanie Andrása László, europosła z Węgier, należącego do zrzeszającej partie skrajnej prawicy grupy Patrioci dla Europy o to, czy „problem nielegalnych imigrantów popełniających przestępstwa w UE, nie jest problemem z praworządnością”.

„Przestępstwo jest przestępstwem, bez znaczenia jest to, kto je popełnia. Jeśli przestępstwo zostaje popełnione na terenie UE, mamy odpowiednie służby, które się tym zajmują (...). Nie powinniśmy dzielić ludzi w ten sposób, przeciwstawiać jednej grupy drugiej, jakby przestępstwo popełnione przez imigranta było poważniejsze niż to popełnione przez kogokolwiek innego” – powiedział McGarth.

Dodał, że „mamy już pakt migracji i azylu i powinniśmy skupić się na wdrażaniu tej regulacji”.

Duża część przesłuchania irlandzkiego polityka dotyczyła też kwestii Aktu o Sprawiedliwości Cyfrowej. McGarth podkreślił, że nowe przepisy mają uzupełniać luki w istniejących, a nie multiplikować regulacje. Wspomniał, że szczególnie ważna jest walka z uzależniającym designem wielu usług internetowych. Chodzi o takie praktyki jak domyślne autoodtwarzanie, odświeżanie stron za pomocą jednego ruchu palca czy podsuwanie coraz to nowych treści przez serwisy internetowe. Nie odpowiedział jednak jasno na pytanie zadane przez Zielonych, czy zamierza dążyć do blokowania takich uzależniających funkcji platform cyfrowych jak nieskończone scrollowanie.

Michael McGarth ma 25 lat doświadczenia w pracy parlamentarnej – w lokalnych samorządach, potem w parlamencie narodowym Irlandii, ostatnio jako minister finansów w rządzie Simona Harrisa. Jego kandydatura zdobyła większościowe poparcie wśród europosłów.

Jørgensen: Musimy inwestować w energetykę nuklearną

Równie ciekawe było przesłuchanie Duńczyka, byłego ministra klimatu w rządzie socjaldemokratki Mette Frederiksen. Don Jørgensen stara się o tekę komisarza ds. energii i mieszkalnictwa. To teka, której stworzenie postulowali Socjaliści i Demokraci. Dlatego też ubiega się o nią kandydat z tej grupy.

Po pierwsze, Jørgensen podkreślił, że

nie ma odejścia od celów redukcji emisji gazów cieplarnianych zapisanych w unijnym prawie klimatycznym.

Chodzi o cele redukcji emisji gazów cieplarnianych o 55 proc. względem poziomów z 1990 roku do 2030 roku, o 90 proc. do 2040 roku i osiągnięcia pełnej neutralności klimatycznej do 2050 roku.

Jørgensen podkreślił, że w osiągnięciu tych celów kluczowy jest rozwój dwóch gałęzi energetyki – energetyki nuklearnej i odnawialnych źródeł energii.

W kwestii energetyki nuklearnej, Duńczyk zapewniał, że jest ona „bardzo ważną częścią rozwiązania w celu osiągnięcia dekarbonizacji europejskiej energetyki”.

„Nie da się osiągnąć europejskich celów energetycznych bez inwestowania w rozwój energetyki jądrowej” – zapewniał.

Podkreślił, że pomimo że jego kraj jest niechętny energetyce nuklearnej (co sam wielokrotnie wyrażał będąc ministrem klimatu), on sam akceptuje postanowienia o suwerenności energetycznej Unii Europejskiej, która jest zapisana w europejskich traktatach, oraz postanowienia europejskiej strategii energetycznej z 2015 roku, która stwierdza, że energia nuklearna będzie ważnym elementem europejskiego miksu energetycznego.

"Jesteśmy w tej kwestii zjednoczeni w różnorodności” – powiedział.

Ku rozczarowaniu niektórych europosłów – zwłaszcza najgorętszych zwolenników energetyki jądrowej – pytany o wsparcie dla instalacji dużych reaktorów jądrowych, Jørgensen mówił dość ogólnikowo i unikał deklaracji. Szybko przechodził też do tematu małych reaktorów jądrowych, co niektórzy europosłowie uznali za przejaw tego, że Jørgensen nie rozumie dobrze potrzeb europejskiej energetyki.

Unijne finansowanie dla atomu? Niekoniecznie

Pytany także o to, czy będzie możliwe unijne wsparcie dla inwestycji w rozwój energetyki nuklearnej, co postuluje Francja przy sprzeciwie m.in. Berlina i Austrii, powiedział, że „nie może tego obiecać”.

„Budowa elektrowni atomowych to nie jest zadanie Unii” – powiedział Jørgensen, czym nieco rozsierdził francuskich europosłów z grupy Odnowić Europę.

Podkreślił też, że osiągnięcie celów redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2040 roku nie będzie możliwe bez „masowych inwestycji w energetykę odnawialną”. Rozwój tej gałęzi energetyki ma przyspieszyć m.in. uproszczenie procedur związanych z uzyskiwaniem pozwoleń na inwestycje.

Jørgensen zapewnił też, że będzie dążył do jak najszybszego obniżenia rachunków za energię elektryczną w UE oraz że jego departament w Komisji Europejskiej przygotuje europejską strategię dla rozwoju energii geotermalnej.

Powierzając mu tekę komisarza ds. energii i mieszkalnictwa szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zobowiązała Jørgensena także do przygotowaniu planu działania na rzecz całkowitego zakończenia importu surowców energetycznych i energii z Rosji (cel ten ma zostać osiągnięty do 2027 roku), przygotowania przeglądu zarządzania unią energetyczną, zagwarantowania bezpieczeństwa surowców energetycznych, jak i rozwoju instalacji wychwytywania, wykorzystywania i składowania dwutlenku węgla.

Mieszkalnictwo: zacznijmy od dialogu

W kwestii mieszkalnictwa Jørgensen zaproponował kilka ważnych elementów:

  • Reformę unijnych zasad pomocy publicznej, by umożliwić inwestycje państwowe w rozwój przyjaznego środowisku i dostępnego cenowo mieszkalnictwa; w tej kwestii Jørgensen będzie współpracował z hiszpańską komisarz Teresą Riberą, która ma się zajmować czystą, sprawiedliwą i konkurencyjną transformacją; kandydat nie był w stanie jednak zadeklarować, czy reforma ta ujrzy światło dzienne jeszcze w 2025 roku; podkreślał jednak, że „do rozwoju mieszkalnictwa niezbędne są zarówno inwestycje publiczne, jak i prywatne”.
  • Opracowanie we współpracy z najważniejszymi interesariuszami planu działań i europejskiej strategii rozwoju dostępnego cenowo mieszkalnictwa; to zadanie priorytetowe, do wykonania w ciągu pierwszych 100 dni pracy; plan będzie oferował miastom i państwom członkowskim „pomoc techniczną, promował inwestycje i koncentrował się na umiejętnościach potrzebnych w sektorze mieszkaniowym”; będzie również zawierał strategię na rzecz budownictwa mieszkaniowego w celu zwiększenia podaży mieszkań;
  • Zwiększenie puli funduszy unijnych na rozwój mieszkalnictwa – w Funduszu Spójności ma się znaleźć co najmniej 14 miliardów euro na ten cel.
  • Znalezienie sposobu na ograniczenie spekulacji na rynku nieruchomości, czyli zakupów nieruchomości mieszkalnych jedynie w celach inwestycyjnych, co bardzo winduje ceny mieszkań w UE; nad tym wątkiem Jørgensen ma się pochylić razem z Marią Luís Albuquerque, komisarz ds. rynków finansowych.
  • Pytany o kwestie ograniczenia lub uregulowania najmu krótkoterminowego, który także ma negatywny wpływ na ceny nieruchomości w UE, Jørgensen nie złożył żadnych konkretnych deklaracji.

Podkreślił, że „aby zaradzić kryzysowi mieszkaniowemu, potrzebujemy rozwiązań lokalnych, krajowych i europejskich.”

Mieszkania to dobro społeczne

Zapowiedzi Jørgensena dotyczące mieszkalnictwa spotkały się ze szczególnie pozytywną reakcją jego grupy politycznej, S&D.

“Przystępne cenowo mieszkania to nasz największy priorytet w tej kadencji. Drastyczny wzrost cen nieruchomości dotyka zarówno osoby młode i starsze, biedniejszych i klasę średnią. Jednocześnie obserwujemy, że najbogatsi bogacą się jeszcze bardziej, handlując dla zysku tym, co jest prawem człowieka. Mieszkanie to dobro społeczne i prawo człowieka, a nie narzędzie spekulacji" – powiedziała Gabby Bischoff, wiceprzewodnicząca S&D po przesłuchaniu.

Jørgensen uzyskał szerokie poparcie w parlamentarnych komisjach — jego kandydatura została zaakceptowana przez europosłów Europejskiej Partii Ludowej, Socjalistów i Demokratów, liberałów z Odnowić Europę, Zielonych, a nawet – pomimo częściowego niezadowolenia z przesłuchania — europosłów z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Przeciwko była skrajna prawica i część europosłów Lewicy.

Nieoficjalnie słychać, że europosłowie EKR zatwierdzają kandydatury komisarzy zgłoszonych przez EPL, S&D i Odnowić Europę, by ci w rewanżu nie odrzucili ich jedynego kandydata — Raffaela Fitto z Włoch, który ubiega się o ważną tekę wiceprzewodniczącego wykonawczego ds. spójności i reform.

Brunner: Trzeba wdrożyć pakt migracyjny

Kandydat z Austrii Magnus Brunner, jako że ubiega się o tekę komisarza ds. wewnętrznych i migracji, był grillowany głównie w sprawie migracji. Europosłowie m.in. Socjalistów i Demokratów oraz Zielonych chcieli wiedzieć, czy Brunner będzie domagał się bezwzględnego poszanowania praw podstawowych przy realizowaniu polityki migracyjnej i obsłudze osób ubiegających się o azyl.

Jego odpowiedzi w tym obszarze były dość rozczarowujące.

Austriak, były minister finansów we wciąż jeszcze urzędującym, pomimo przegranych wyborów, rządzie centroprawicowego kanclerza Karla Nehammera, zapewniał co prawda, że „prawa człowieka są nienegocjowalne” oraz że jest zwolennikiem „sprawiedliwej, ale zdecydowanej polityki migracyjnej”, ale jednocześnie pozytywnie wypowiadał się o tak kontrowersyjnych pomysłach, jak ten Włoch o tworzeniu centrów deportacyjnych poza Unią Europejską. Włochy utworzyły takie centrum w Albanii i włoski sąd już orzekł, że tego rodzaju deportacje osób ubiegających się o azyl w Europie są niezgodne z międzynarodowymi konwencjami i prawami człowieka.

Brunner argumentował, że jest otwarty na owe „innowacyjne” rozwiązania w kwestii polityki migracyjnej, pod warunkiem że będą one realizowane zgodnie z prawem i z zachowaniem ochrony praw człowieka. „Mówienie temu nie, bo nie, nie jest dobrym rozwiązaniem” – stwierdził. „Musimy przyjrzeć się temu, jak te rozwiązania funkcjonują i zachować otwartość umysłu” – apelował.

Kandydat deklarował też, że jego celem będzie podpisywanie kolejnych umów z państwami trzecimi, takich jak już istniejące umowy z Turcją, Tunezją, czy Egiptem, których celem jest powstrzymywanie migracji do UE. Komisja Europejska nawiązuje współprace z tymi krajami, w ramach których w zamian za „pomoc rozwojową”, zobowiązuje te państwa do lepszej ochrony swoich granic i powstrzymywania nielegalnych migracji.

Te wypowiedzi Brunnera to powtórzenie tego, co w temacie migracji deklaruje obecnie Ursula von der Leyen oraz cała Europejska Partia Ludowa, która chce doprowadzić do eksternalizacji usług związanych z migracją, by jak najbardziej ograniczyć przyjazdy imigrantów do UE.

Brunner podkreślił też – i tu nie było żadnego zaskoczenia – że teraz priorytetem dla państw członkowskich powinno być sprawne wdrożenie uzgodnionego w maju paktu o azylu i migracji. Dodał, że na wdrożenie tych rozwiązań w budżecie unijnym na 2025 roku przewidzianych jest 2 mld euro. Brunner powiedział też, że nowy wniosek w sprawie dyrektywy powrotowej, czyli dotyczącej sposobu wydalania z terenu UE osób, które nie dostały prawa pobytu, zostanie przedstawiony w pierwszej połowie 2025 roku.

Dodał, że ze względu na wyzwania demograficzne Europa potrzebuje legalnej migracji.

W trakcie przesłuchania Brunnera pojawiły się jednak kwestie, na które ten nie miał jasnej odpowiedzi. Pomimo pytań od europosłów, czy będzie unijne finansowanie na budowę zapór na zewnętrznych granicach Unii – a to rozwiązanie, którego szczególnie domaga się Polska – Brunner nie złożył takiej deklaracji. Powiedział tylko, że „pieniądze unijnych podatników muszą być wydawane z rozwagą”. Nie skrytykował też Niemiec za przywracanie kontroli na swoich granicach, co jest niezgodne z zasadami funkcjonowania strefy Schengen.

Nie był też w stanie złożyć żadnych deklaracji w kwestii wydalania z UE osób, które przebywają tu nielegalnie. Tego domagali się przede wszystkim europosłowie prawicy.

Europosłowie zwracali uwagę, że Brunnerowi, choć jest doświadczonym politykiem, brak doświadczenia w sprawach wewnętrznych i migracji.

Przesłuchania komisarzy: co dalej?

Przesłuchania kandydatów na komisarzy potrwają do wtorku 12 listopada. W czwartek 7 listopada odbędzie się przesłuchanie Piotra Serafina, polskiego kandydata na komisarza ds. budżetu i administracji.

Bezpośrednio po przesłuchaniach członkowie komisji parlamentarnych, przed którymi odbywają się przesłuchania kandydatów, podejmują decyzje, czy zamierzają poprzeć danego kandydata, czy nie. Ich stanowisko będzie rekomendacją dla stanowiska całej grupy politycznej i poszczególnych delegacji krajowych. Decyzje komisji ws. kandydatów zostaną ogłoszone po 21 listopada.

Jeśli jakiś komisarz nie przejdzie przesłuchania, państwo członkowskie musi przedstawić nowego kandydata. Ten musi przejść podobną procedurą, jak wszyscy: zostać uznanym przez szefową Komisji Europejskiej, a następnie przejść parlamentarną procedurę weryfikacji. Terminy jednak gonią. Przesłuchania komisarzy powinny się zakończyć przed 25 listopada, bo wtedy zaczyna się sesja plenarna Parlamentu Europejskiego, podczas której ma zostać przegłosowany skład nowej Komisji. Nowa Komisja ma rozpocząć pracę w grudniu 2024.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze