„Będzie brakowało tego mądrego Kapłana” - napisał na Twitterze prezydent Andrzej Duda o zmarłym Henryku Hoserze. Za życia arcybiskup zasłynął m.in. pobłażliwością dla przestępcy seksualnego, milczeniem o roli Kościoła w ludobójstwie w Rwandzie i walką z in vitro
13 sierpnia w wieku 78 lat zmarł Henryk Hoser, emerytowany biskup diecezji warszawskiej, pallotyn. Przyczyną śmierci były powikłania po covidzie, na który zachorował w kwietniu tego roku.
Prezydent Andrzej Duda pożegnał go na Twitterze. Cytujemy dosłownie: “Odejście Ks. Arcybiskupa Henryka Hosera do Domu Ojca to dla Polski i Kościoła duża strata. Będzie brakowało tego mądrego Kaplana o wielkiej wiedzy i sile ducha. Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie! RiP”.
Dla Kościoła abp Hoser rzeczywiście był ważnym funkcjonariuszem. Gdy przeszedł na emeryturę w 2017 roku, papież Franciszek powierzył mu misję opieki nad kultem maryjnym w bośniackim Medjugorie, gdzie w 1981 roku sześciorgu dzieci miała objawić się Matka Boska. Do dzisiaj Kościół nie uznał prawdziwości tych objawień, ale korzysta z popularności tamtejszego sanktuarium wśród pielgrzymów.
W 2008 roku papież Benedykt mianował Hosera biskupem diecezji warszawsko-praskiej. W tym samym czasie został on też przewodniczącym zespołu bioetycznego Episkopatu Polski. Ostro potępiał wtedy metodę zapłodnienia in vitro i aborcję oraz “ideologię gender”.
Wcześniej, w 2005 roku Jan Paweł II mianował go arcybiskupem tytularnym Tepelty, sekretarzem pomocniczym Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów i przewodniczącym Papieskich Dzieł Misyjnych.
W latach 1975-1996 pełnił misję w Rwandzie, gdzie założył m.in. Centrum Formacji Rodzinnej, promujące metodę kontroli urodzeń zgodną z nauką katolicką, czyli bez stosowania antykoncepcji. W 1994 roku został wizytatorem apostolskim w Rwandzie. Tuż przed ludobójstwem plemienia Tutsi, którego dopuścili się rządzący krajem członkowie plemienia Hutu, Hoser wyjechał z kraju. Wrócił niedługo po masakrze.
Tak w skrócie przebiegała oficjalna kościelna kariera arcybiskupa. W międzyczasie zasłynął jednak wypowiedziami i działaniami, których nie wypada przytaczać w kondolencyjnym tweetcie.
Wszystkie kontrowersje trudno zliczyć.
Podległego mu księdza Wojciecha Lemańskiego, krytykującego biskupów za tuszowanie przestępstw pedofilskich i angażującego się w dialog chrześcijańsko-żydowski Hoser pytał, czy jest obrzezany. Następnie odprawił go do domu emerytów i zakazał publicznych wypowiedzi.
Organizował spotkania z księdzem Bashoborą, kaznodzieją z Ugandy, twierdzącym, że uzdrawia chorych, a nawet wskrzesza zmarłych. Hoser wynajmował dla niego Stadion Narodowy.
Na oglądanie i doświadczanie cudów przychodziło nawet 58 tys. osób.
Bardziej szczegółowo chcemy przypomnieć jednak o trzech innych sprawach, w które zaangażowany był abp Hoser: tuszowaniu przestępstw ks. Grzegorza K., roli Kościoła w ludobójstwie w Rwandzie i walce z prawami reprodukcyjnymi w Polsce.
Ksiądz Grzegorz K. z warszawskiego Tarchomina przez ponad rok wykorzystywał seksualnie 11-letniego ministranta. W 2011 roku prokuratura zawiadamia kurię warszawsko-praską, którą kieruje abp Hoser, że wszczyna w tej sprawie dochodzenie.
Zgodnie z watykańskim prawem ustanowionym jeszcze w 2001 roku przez Jana Pawła II Hoser po otrzymaniu takiej wiadomości powinien od razu wszcząć kościelne śledztwo i jego wstępne wyniki przekazać Watykanowi. Nic takiego jednak się nie dzieje. Arcybiskup nie zawiesza nawet księdza Grzegorza w obowiązkach, nie broni mu kontaktowania się z dziećmi. Nic nie zmienia się także po wyroku I instancji z marca 2013 roku. Zostaje w nim skazany na rok więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Jak ustaliło OKO.press, rok później zapada prawomocny wyrok za wykorzystywanie seksualne kolejnego ministranta.
We wrześniu 2013 roku TVN24 w reportażu Wojciecha Bojanowskiego pokazuje, że ksiądz wciąż odprawia msze w swojej parafii. I opiekuje się grupą 32 ministrantów.
Według obliczeń TVN24, od dnia, w którym Hoser dowiedział się o śledztwie w sprawie księdza, odprawił on ponad 500 nabożeństw.
“Pasmatrim, uwidim” (ros. “pożyjemy, zobaczymy”) - mówi na nagraniu Hoser dziennikarzowi zapytany, kiedy kuria skomentuje sprawę.
Dopiero po emisji reportażu Hoser odsuwa księdza Grzegorza od obowiązków. Organizuje jednak wtedy konferencję, która pogrąża jego kurię jeszcze bardziej. Ówczesny kanclerz kurii ks. Wojciech Lipka bronił księdza Grzegorza K., tłumacząc, że „były to czyny dawne, z roku 2001, zatem nieaktualne”, a poza tym wyrok jest wciąż nieprawomocny. Na pytanie dziennikarza o to, czy masturbowanie się przy nieletnim i oglądanie z nim pornografii nie jest wystarczającym powodem do usunięcia proboszcza ze stanowiska, ks. Lipka odpowiedział, że w wyroku nie ma o takich czynach mowy, a „inna czynność seksualna”, za której dopuszczenie się został skazany ksiądz K., to „kwestia podlegająca interpretacji”. Za te słowa został usunięty z funkcji, pozostał jednak pracownikiem kurii.
Mordowanie Tutsi przez Hutu rozpoczęło się 6 kwietnia 1994 roku. Przez 100 dni przy użyciu maczet sprowadzonych z Chin przez rwandyjski rząd zamordowano około milion osób.
Arcybiskup Hoser mieszkał tam od 1975 roku. W 1994 roku pod nieobecność nuncjusza został mianowany przez Jana Pawła II wizytatorem apostolskim, czyli pełniącym obowiązki ambasadora Watykanu.
Jak pisał Wojciech Tochman, autor książki “Dzisiaj narysujemy śmierć” o ludobójstwie w Rwandzie, episkopat Rwandy był zdominowany przez hierarchów Hutu.
“Nie zrobili nic, aby ludobójstwo na Tutsich powstrzymać. A wiedzieli, że nadchodzi. Wszyscy wiedzieli, Watykan też wiedział. Mówi się dzisiaj w Rwandzie, że za mianowanie przynajmniej części z tych biskupów był odpowiedzialny Hoser. Nie wiem, czy tak było. Nie wiem także, czy prawdą jest, że pan Hoser już po wszystkim pomagał w ewakuacji duchownych, którzy zabijali i gwałcili” - mówił reporter w rozmowie z „Newsweekiem” w 2013 roku.
Hoser należał więc do rwandyjskiego establishmentu. We wrześniu 1993 roku, na kilka miesięcy przed ludobójstwem, opuścił kraj m.in. by uczyć się języka włoskiego w Rzymie. Wrócił do Rwandy po zakończeniu masakry w sierpniu 1994 roku i pozostał tam jeszcze przez dwa lata.
Kilka miesięcy przed masakrą Rwandę opuścił także jej nuncjusz Giuseppe Bertello. “Dał w ten sposób innym białym duchownym wysokiej rangi sygnał do wyjazdu” - uważa Linda Melvern, badaczka rwandyjskiego ludobójstwa i ekspertka Międzynarodowego Trybunału ds. Rwandy. W tekście z 2018 roku Tochman przytacza jej słowa i pyta: “Czy dlatego wyjechał także Henryk Hoser? Co wiedział?”.
Przygotowując książkę w 2010 roku Tochman umówił się z Hoserem na rozmowę. Trwała 25 minut, ale biskup nie odpowiedział na żadne pytanie, a na końcu poprosił, by nie cytować ani słowa.
Od tamtego czasu co jakiś czas Tochman przypomina o pytaniach, na które wciąż nie dostał odpowiedzi: Czy i dlaczego Kościół w Rwandzie faworyzuje Hutu? Czy postawa Kościoła mogła sprzyjać ludobójstwu? Czy katoliccy księża brali udział w ludobójstwie w 1994 roku? Co księdzu wiadomo o ukrywaniu przez Watykan duchownych ludobójców? Czy ksiądz arcybiskup pomagał w ich ewakuacji z Rwandy?
Hutu nie tylko zabijali Tutsi. Zaplanowali także masowe gwałty. Według raportu ONZ zgwałcono 250 tys. do 500 tys. kobiet. „Prawie każda Tutsi powyżej 12. roku była zgwałcona, bo gwałt był regułą, a jego nieobecność wyjątkiem” - pisali autorzy raportu. 70 proc. z nich zostało zakażonych HIV, bo rząd Rwandy do gwałcenia rekrutował chorych na AIDS.
W efekcie gwałtów urodziło się co najmniej 15 700 dzieci. Dokładne liczby są nieznane, bo nie wszystkie kobiety opowiedziały o gwałcie, a wiele z nich dokonało aborcji. “Są to dzieci - dziś już dorosłe osoby – napiętnowane, odrzucone zwykle przez matki, rodziny i społeczności, w której żyją” - pisała o nich Aleksandra Pawlicka w “Newsweeku”, komentując raport.
Abp Henryk Hoser najprawdopodobniej dobrze wiedział o ich sytuacji. Założył przecież w Rwandzie Centrum Formacji Rodzinnej, które zajmowało się regulacją urodzeń zgodną z nauką Kościoła. Był też z wykształcenia lekarzem.
Gdy jednak w 2016 roku w Polsce PiS próbował po raz pierwszy zaostrzyć ustawę antyaborcyjną, Hoser przekonywał, że podczas gwałtów do zapłodnień zwykle nie dochodzi.
„Tych przypadków nie ma wiele. Raz, że [gwałty] rzadziej się dużo zdarzają, a po wtóre, fizjologia, która jest narażona na tak ogromny stres, działa w sposób przeciwny możliwości zapłodnienia. Wiadomo, że stres, niepokój jest jednym z przyczyn psychologicznych niepłodności na przykład. I w tym wypadku stres jest tak silny, że do zapłodnienia rzadziej dochodzi, niż w normalnych warunkach” - mówił Krzysztofowi Skowrońskiemu w TVP Info.
Jak pisaliśmy w OKO.press, Hoser się mylił. Na przykład w dwóch badaniach na studentkach w Etiopii okazało się, że wśród zgwałconych kobiet aż 12 i 17 proc. zaszło w ciążę. Tymczasem jak wynika z wielu badań ludzkiej płodności, prawdopodobieństwo zajścia w ciążę po stosunku bez zabezpieczeń wynosi średnio 3,1 proc. Szansa na zajście w ciążę w wyniku gwałtu jest więc wyższa niż w pozostałych przypadkach.
Ignorancja Hosera była tym bardziej oburzająca, że był przewodniczącym zespołu bioetycznego polskiego Episkopatu. To za jego kadencji w 2013 roku zespół opracował dokument „O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek” po raz pierwszy tak ostro potępiający zapłodnienie in vitro oraz aborcję.
„Dziecko ma bezwzględne prawo do tego, aby się urodzić, ma prawo kochać i być kochane. Domaganie się prawa do aborcji stanowi wyraz wysoce niegodnego postępowania, nawet jeśli jego źródłem miałby być lęk lub poczucie źle pojętej odpowiedzialności za dziecko” - napisali wtedy eksperci z zespołu Hosera. A Episkopat w przyjął ten dokument w marcu 2013 roku.
Hoser równie surowo traktował zapłodnienie in vitro. Jak przypomniał “Newsweek” w jego sylwetce, nazywał je “rodzajem wyrafinowanej aborcji”, “młodszą siostrą eugeniki” i porównywał do wynalezienia bomby atomowej.
W 2013 roku bioetyczny zespół Hosera opublikował oświadczenie w sprawie in vitro, według którego „niebezpieczeństwo występowania niepożądanych skutków genetycznych i zdrowotnych, zarówno wobec konkretnych osób, jak i w wymiarze populacyjnym, znajduje potwierdzenie w badaniach klinicznych i eksperymentalnych na modelach biologicznych”. Na dowód dołączono do niego 33 wybrane publikacje naukowe. Były one jednak oparte na próbach liczących po kilkadziesiąt przypadków. Tymczasem artykuły oparte na badaniach kilkuset tysięcy dzieci z in vitro nie potwierdzały znacznego zwiększenia częstotliwości wad genetycznych.
Gdy w 2010 roku Sejm miał obradować nad refundacją programu in vitro, groził posłom ekskomuniką. Pomimo gróźb program refundacji in vitro został przegłosowany. Zlikwidował go dopiero rząd PiS po dojściu do władzy w 2015 roku.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze