Tolerancyjny, budujący zgodę ponad politycznymi podziałami, rozumiejący ludzi i doceniający pluralizm polityczny - Andrzej Duda na progu kampanii wyborczej ubiera się w szaty arbitra "zgody narodowej". Przed posądzeniem o przemalowanie się na liberała ma Dudę chronić Jan Paweł II. A także odwołania do chrześcijaństwa i suwerennego narodu
Swoim orędziem podczas pierwszego posiedzenia Sejmu Andrzej Duda przeniósł nas w przyszłość. Brzmiało ono bowiem tak, jakby wygłaszał je tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich. To wtedy kandydaci zachodzą w głowę, jak nie zniechęcić wyborców. Tępią ostrze przekazu, łagodzą retorykę. Zabiegają o jak najszersze poparcie, muszą wykroczyć poza swój elektorat, przekonać tych, którzy głosowali na kandydatów, którzy odpadli po pierwszej turze.
Ostatnio Andrzej Duda nie przepuszcza żadnej okazji, żeby zaprezentować siebie jako kandydata ponad podziałami. W bardzo podobnym tonie przemawiał podczas obchodów Święta Niepodległości 11 listopada. Pisał o tym Adam Leszczyński:
Słowa „jedność” i „wspólnota” wybrzmiewały w Sejmie jak refren przemówienia wygłoszonego tonem zarazem podniosłym, jak i karcącym. Niczym Pierwszy Wychowawca Rzeczpospolitej Duda pouczał posłanki i posłów, jak mają się zachowywać i jakiego języka używać.
A po co ta jedność? Tego się nie dowiedzieliśmy. Prezydent nie wskazał żadnych problemów, które zjednoczony Sejm miałby pomóc rozwiązać. Wzywał do cywilizowanej dyskusji, ale o czym posłanki i posłowie mieliby dyskutować, już nie powiedział.
To był kulminacyjny moment. Scena, która zapewne nie raz zostanie wykorzystana przez sztabowców Dudy w kampanijnych spotach. Niczym ksiądz, który wzywa "przekażcie sobie znak pokoju", prezydent zaapelował do parlamentarzystów, by podali sobie ręce. I swoje własne słowa wprowadził w czyn: zszedł z mównicy i podszedł do ław poselskich. Ale nie po stronie rządowej - nie do Jarosława Kaczyńskiego - tylko do opozycji. Jako pierwszemu Duda podał rękę Włodzimierzowi Czarzastemu z SLD, który kilka godzin później został wicemarszałkiem Sejmu.
Ten niespodziewany gest jeszcze wzmocniły słowa Dudy po powrocie na mównicę: „Pan poseł Włodzimierz Czarzasty zwrócił mi uwagę, że jest z nami na sali pan prezydent Aleksander Kwaśniewski. Panie prezydencie, dziękuję za obecność. Ona jest bardzo ważna”.
Byłego prezydenta Kwaśniewskiego nie przywitał wcześniej ani marszałek senior Antoni Macierewicz, ani sam Duda, co lewicowa opozycja uznała za afront i małostkowość.
Gest Dudy był jednym z tych momentów, kiedy prezydent balansował na granicy obrazy własnego twardego elektoratu. Podawać rękę postkomunistom? Ludziom przedstawianym w "Wiadomościach" jako wrogowie Polski? Dlaczego miałoby się to udać, a Duda miałby pozostać wiarygodny dla wyborców PiS? Przed posądzeniem o przemalowanie się na liberała ma Dudę chronić Jan Paweł II. A także odwołania do chrześcijaństwa i suwerennego narodu.
Oto 5 najważniejszych elementów, z których zbudowany jest ponadpartyjny kandydat „Andrzej Duda”:
Duda zdecydowanie zdystansował się od wszelkich form ksenofobii. Odwołał się do historii polskiej wielokulturowości. Przywołał różne religie - nie tylko prawosławnych i protestantów. Powiedział też o wkładzie w polską historię Tatarów-muzułmanów. Dla najtwardszego elektoratu musiało to brzmieć zdumiewająco.
Zaliczył przy tym, co najmniej dwie wpadki. Powiedział, że „religia mojżeszowa” wróciła do Polski (Żydów w Polsce jest niewielu, ale to nie znaczy, że nie ma ich wcale). A wymieniając różne religie, Duda nie wspomniał o niewierzących. Pojawili się później, ale w czasie przeszłym - jako ci, którzy kiedyś umieli szanować polską tradycję. W domyśle: dziś nie umieją.
Tolerancja, otwartość to ważne elementy liberalnego minimum - w ten sposób Duda zachęca do siebie wyborców o bardziej centrowych przekonaniach. Ale jest to też zwykły polityczny realizm. W Polsce, która kolejny rok z rzędu przyjmuje najwięcej migrantów w Unii Europejskiej, na twardy kurs antymigrancki mogą sobie pozwolić tylko polityczni harcownicy w stylu Konfederacji.
Co ciekawe, wielokulturowość Duda i jego sztab uznali za mniej ryzykowną i bardziej politycznie opłacalną niż np. prawa kobiet. Te, jak widać, ponadpartyjnej zgody nie budują.
Orędzie Dudy było peanem na rzecz pluralizmu. Wielokrotnie podkreślał, że różnorodność poglądów jest wartością. Doceniał debatę i to, że obecny Sejm reprezentuje "różne prądy ideologiczne". Prezentował się jako ktoś, kto nie boi się starcia, nie uchyla się od trudnych debat, wręcz je ceni: "Dzisiaj wolno mieć różne poglądy i bardzo dobre, że one są". I skończył z dzieleniem na przyjaciół i wrogów Polski: "Wszyscy zasiadacie tutaj z pobudek patriotycznych".
Bodaj najważniejszy fragment jego przemówienia brzmiał:
„Proszę o to nie, żebyście zmieniali swoje poglądy. Proszę o język, który nie będzie obrażał i urażał. Poglądy można mieć, proszę państwa, i trzeba je mieć, jeśli ktoś nie ma poglądów, nie powinien tutaj zasiadać.
Ale ja proszę, żeby język debaty nie był radykalny, żeby był językiem szacunku, apelowałem o to i będę apelował”.
Zwrócił uwagę, że "także w tej izbie" padło "wiele wypowiedzi, które mogą ranić". To wypowiedź tego rodzaju, że każdy ze słyszących może pomyśleć, że dotyczy ona jego politycznych przeciwników. Czy Duda mógł mieć na myśli Krystynę Pawłowicz (wielokrotnie karaną przez Komisję Etyki Poselskiej) albo Jarosława Kaczyńskiego, który z tej samej mównicy krzyczał o "zdradzieckich mordach"?
Jak wiadomo, wspólnotę najskuteczniej buduje się w działaniu. Według Dudy takim jednoczącym działaniem było masowe wrzucenie kartek do urn wyborczych w minionych wyborach (do parlamentu polskiego i europejskiego).
Najwyższą w historii frekwencję nazwał „wielkim aktem obywatelskim”, przy czym nie odmówił sobie zasługi: „apelowałem o tę frekwencję”.
O wyborcach mówił, że wzięli "odpowiedzialność za sprawy naszego państwa". Dzięki temu każdy, bez względu na przekonania, mógł poczuć się doceniony.
„Ludzie o tym mówią”, „ludzie tego oczekują” - powtarzał Duda. Odwołanie do „ludzi” pojawiło się wiele razy w jego wystąpieniu. Po co? Zrozumienie dla „ludu", więź ze „zwykłymi ludźmi" to stały element retoryki populistów. Duda budował w ten sposób wizerunek polityka, który jest w bliskim kontakcie z obywatelami. Prezydenta ludowego, a nie elitarnego. I to w tym momencie po raz kolejny zdystansował się od zebranych na sejmowej sali polityków: to on wie, co myślą Polki i Polacy i przekazuje to posłom. To oni wyszli na oddzielonych od społeczeństwa.
Duda próbował zbudować z obecnymi na sali wspólnotę doświadczeń: też był posłem (2011-2014). Trudno powiedzieć, dlaczego przy tej okazji sporo czasu poświęcił tym, którzy nie dostali się do Sejmu. Nie wymienił ich z nazwiska, ale są wśród nich m.in. Stanisław Piotrowicz, Bernadetta Krynicka i Anna Sobecka.
Za to całemu jego przemówieniu patronowali wymienieni wprost: Jan Paweł II, Tadeusz Mazowiecki i Lech Kaczyński. Papież - uznawany za najbardziej podzielany przez Polki i Polaków autorytet - oraz dwóch polityków z dwóch różnych obozów. Słowa Jana Pawła II i Mazowieckiego były jedynymi cytatami, które padły w sejmowym orędziu prezydenta.
Duda starał się wypaść jak ktoś, kto umie łączyć różne polityczne tradycje i przekroczyć nawet najtrudniejsze podziały.
Pytanie, ile osób uwierzy w tę nagłą przemianę prezydenta, który jeszcze nie tak dawno krytykował Okrągły Stół, a Polskę po 1989 roku nazywał postkomunizmem.
Przypominamy tylko kilka naszych tekstów to dokumentujących.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze