0:00
0:00

0:00

Rozmawiamy z Anną Gromadą, główną autorką raportu ONZ o dobrostanie dzieci i młodzieży w krajach bogatych, o wynikach Polski na tle innych bardziej i mniej bogatych krajów, roli państwa i pożądanych kierunkach zmian w Polsce w czasie i po pandemii koronawirusa.

Anna Wójcik: Jest pani główną autorką raportu UNICEF, agendy ONZ, na temat dobrostanu dzieci w najbardziej rozwiniętych państwach świata. Co w tym badaniu nowatorskiego?

Anna Gromada*: Jeszcze kilkanaście lat temu badania tego typu skupiały się na zdrowiu i kompetencjach szkolnych. To tak, jakby dzieciństwo miało znaczenie przez pryzmat przyszłości, której nada kształt. To myślenie o ludziach jakby byli portfelem inwestycyjnym: rokują czy nie rokują jako przyszła siła robocza? My rozpatrujemy dzieciństwo nie tylko jako okres przygotowawczy, ale jako wartość samą w sobie.

Polska zajmuje 31. miejsce pod względem dobrostanu dzieci. Dlaczego jest tak nisko?

Patrzymy na trzy filary: dobrostan psychiczny, zdrowie fizyczne i kompetencje. Polska zajmuje tu pozycję 31. na 38 krajów.

Są dwa główne powody tak niskiego położenia: dużo samobójstw, mało zadowolenia z życia.

Rocznie w Polsce jest około dziewięciu samobójstw na 100 tys. nastolatków – o połowę więcej niż międzynarodowa średnia. Zaś na skali zadowolenia z życia od 0 do 10, prawie trzech na dziesięciu 15-latków w Polsce zaznacza mniej niż sześć. To jeden z najgorszych wyników.

Jeśli chodzi o kompetencje, Polska wypada w rankingu nieźle pod względem podstawowych umiejętności szkolnych, które ma siedmioro na dziesięcioro piętnastolatków. Nie najlepiej za to się mają kompetencje społeczne. Troje na dziesięcioro dzieci twierdzi, że trudno przychodzi im nawiązywanie głębszych relacji, co jest najgorszym wynikiem oprócz Japonii i Chile.

Są też aspekty, w których lepiej się porównywać do samego siebie z przeszłości niż do innych krajów. Czasami bycie lepszym od innych nie oznacza bycia obiektywnie dobrym. Na przykład otyłość wysuwa się naprzód jako niedożywienie bogatego świata. Jedno na troje dzieci w krajach bogatych ma nadwagę, a tendencja jest rosnąca. Można utrzymać wysokie miejsce w rankingu pogarszając się, ale w wolniejszym tempie niż inni.

Dziś co czwarty nastolatek w Polsce ma nadwagę, co daje Polsce teoretycznie niezłe 12. miejsce na 41 krajów. Ale nie wiem jakim pocieszeniem miałoby być to, że w Nowej Zelandii i Stanach Zjednoczonych dzieci z nadwagą jest niemal dwukrotnie więcej. W takich przypadkach lepiej spojrzeć w przeszłość: w 2000 roku co czternasty nastolatek w Polsce miał nadwagę, dzisiaj - co czwarty.

Przeczytaj także:

Jak ocenialiście umiejętności szkolne dzieci? Po tym, czy dzieci dzieci w Polsce mają piątki w szkołach?

Nigdy nie patrzymy na oceny szkolne, bo ich nie da się uczciwie porównywać między krajami. Poza tym one odzwierciedlają inną dynamikę, w tym systematyczność pracy, stosunek do systemu czy relacje z nauczycielem. Patrzymy wyłącznie na międzynarodowe testy umiejętności, takie jak PISA, TIMMS czy PIRLS.

Ważne jest dla nas nienarzucanie perspektywy dorosłych i oddzielanie osiągnięć od dobrostanu. Czym innym są kompetencje do dostania się na prestiżowe studia, o których marzą rodzice, a czym innym kompetencje do dobrego życia. W raporcie o dobrostanie skupiamy się na tym drugich.

Dla każdego kraju obliczyliśmy odsetek nastolatków, których umiejętności czytania ze zrozumieniem i matematyki są tak niskie, że będą utrudniać funkcjonowanie w społeczeństwie. Mówimy tu o ludziach, którzy mogą zatruć się Paracetamolem, bo nie zrozumieją różnicy między „sześć tabletek na dobę”, „do sześciu tabletek na dobę” i „do sześć tabletek na dobę, ale przy zachowaniu 4-godzinnej przerwy między każdą tabletką”.

W krajach bogatych jest 38 proc. takich piętnastolatków, we Francji 33 proc., a w Polsce 28 proc. Niezła sytuacja Polski nie musi być zasługą systemu edukacji, ale niskiego stopnia migracji z krajów odległych kulturowo. Dzieci imigrantów mają trudniej, zwłaszcza gdy nie znają języka. We Francji słyszałam określenie Étudiants Zombies (uczniowie-zombie) na określenie osób, które są tak wyalienowane z systemu edukacji, że już nie potrafiłyby się włączyć w to, co się dzieje na lekcjach, nawet gdyby chciały.

Osiem lat temu, gdy pracowałam jeszcze w OECD, publikowaliśmy wyniki PISA 2012. Była to edycja, która wstrząsnęła francuskim snem o edukacji. Francuska Piąta Republika, która część swojej tożsamości zbudowała na wierze w edukację równych szans, okazała się państwem o niskiej średniej we wszystkich dziedzinach – czytaniu ze zrozumieniem, matematyce i naukach przyrodniczych – oraz o największym na świecie wpływie pochodzenia klasowego na wyniki. Aż 57 punktów, czyli półtora roku nauki różnicy, przypadało tam na każdy szczebel w drabinie społecznej. To o połowę więcej niż w Anglii i prawie dwa razy więcej niż w USA. Republikański system oświaty, jak system francuski, w którym mniej niż 1 proc. uczniów chodzi do szkół prywatnych, okazał się bardziej nierówny niż otwarcie elitarystyczne systemy anglosaskie zdominowane przez panów w tweedach.

Le Monde wypuścił wtedy okładkę „Nasze elity zawsze były wybitne”. Fantazjowano, że gdyby zignorować najgorzej radzące sobie 15 proc. młodzieży, Francja wysunęłaby się na prowadzenie.

I tutaj jest pies pogrzebany. Czym innym są osiągnięcia, a czym innym dobrostan.

Porównywanie osiągnięć w stylu „liczenia jajogłowych” trwa co najmniej od paniki sputnikowej lat 50. Wtedy magazyn Life porównywał, że niefrasobliwe dzieci z Chicago się bawią, podczas gdy dzieci w Moskwie uczą się fizyki. W dobie wyścigu zbrojeń oświata miała być sprawą racji stanu.

Dziś wyniki edukacyjne nadal bywają rozpatrywane przez ten pryzmat. Sekretarz edukacji USA, Arne Duncan, otwarcie przyznawał, że trzeba zwiększać liczbę lekcji w szkole, bo „nasze dzieci nie będą mieć przewagi komparatywnej” w porównaniu z Indiami i Chinami, gdzie dzieci siedzą w szkole 25-30 proc. dłużej.

Jest to niebezpieczne myślenie. Po pierwsze pokazaliśmy, że ślepe zwiększanie liczby godzin nie musi podnosić wyników edukacyjnych. Po drugie, wszystko ma swoją cenę. Gwiazdy rankingów edukacyjnych z Dalekiego Wschodu przestają błyszczeć, gdy uznamy umiejętności społeczne za równie ważne jak umiejętności akademickie, a zdrowie psychiczne za tak samo ważne jak fizyczne. Największym paradoksem w krajach bogatych jest Japonia: najlepsze zdrowie fizyczne, najgorsze zdrowie psychiczne. To właśnie tam nasz raport odbił się najszerszym echem – dotarł do ponad miliona ludzi.

Jakie kompetencje społeczne uwzględnialiście w rankingu?

Patrzyliśmy, czy dzieci czują, że są w stanie nawiązać przyjaźnie. Jest to oczywiście algorytm, który odzwierciedla wartości jego twórcy. W tym przypadku moje przekonanie, że trudno mieć dobre życie bez prawdziwych przyjaciół.

Z czego może wynikać przekonanie młodzieży w Polsce, że trudno im nawiązywać przyjaźnie?

Nie badaliśmy tego aspektu, więc mogę mówić tylko o prywatnych intuicjach. Ostatnio słyszałam w podcaście Marty Niedźwieckiej, że czterech na pięciu Polaków uważa, że lepiej w ogóle nie poruszać tematów, na które mamy inne zdanie niż rozmówca. Śledzę też cykliczne badania CBOS na temat bicia dzieci. Trzydzieści lat temu połowa Polaków uważała, że „lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło”. W 2008 roku takie traktowanie dzieci nadal akceptowało czterech na dziesięciu Polaków. Dziś tak uważa co czwarta osoba.

Przez te statystyki przebija pasywna i aktywna agresja, nieumiejętność udźwignięcia różnic z bezpiecznego miejsca, lęk przed zranieniem i przekonanie, że szczerość zagrozi więzi zamiast ją wzmocnić.

Nie umiemy ze sobą rozmawiać, nie mamy kultury słuchania ani kultury mówienia o swoich oczekiwaniach. Żaden z tych elementów nie ułatwia wchodzenia w relacje, również rówieśnicze.

Ale jest też nadzieja. Lawinowo rośnie liczba rodziców, którzy już nie chcą używać przemocy, której często sami byli ofiarami ze strony własnych rodziców, ale jeszcze nie czują się biegli w narzędziach, które mogłyby ją zastąpić.

Czy są znaczące różnice w tym jak dziewczynki i chłopcy w Polsce i innych krajach oceniają swoje zadowolenie z życia?

To zależy od wieku. W większości krajów nie widać różnic w zadowoleniu z życia w wieku 11 lat. W niektórych krajach, jak Anglia, Grecja czy Polska, różnica pojawia się w wśród dzieci w wieku trzynastu lat. Zaś w wieku piętnastu lat już prawie we wszystkich krajach dziewczynki są mniej zadowolone ze swojego życia niż chłopcy.

Jedną z przyczyn może być negatywny stosunek do własnego ciała. Tu Polska nosi żółtą koszulkę lidera. Mamy najwięcej na świecie młodzieży niezadowolonej z własnego ciała – aż 55 procent.

Prawie tyle samo chłopców i dziewcząt jest niezadowolonych z własnego ciała, ale z innych powodów. Dziewczyny zwykle uważają, że są za grube, chłopcy, że są za chudzi.

Oczywiście niewiele ma to wspólnego z rzeczywistością. Np. wśród 13-latków w Polsce dwa razy więcej chłopców (32 proc.) niż dziewcząt (16 proc.) ma faktyczną nadwagę. Jednoczenie w tym wieku 30 proc. chłopców i 50 proc. dziewczyn uważa się za zbyt grubych. Czyli co trzecia dziewczynka ma zdrową wagę, ale wmawia sobie, że coś z nią jest nie tak. Co ważniejsze, negatywny stosunek do własnego ciała jest dwukrotnie silniej powiązany z niską satysfakcją z życia dziewcząt niż chłopców.

To dla mnie niezwykle przykre statystyki, ponieważ uważam, że człowiek, który nie lubi swojego ciała tak naprawdę nie lubi siebie. Zaś fałszywość założeń nie zmienia prawdziwości cierpienia.

Jaki wpływ na ocenę życia przez dzieci i nastolatków mają zmiany technologiczne?

Między 2010 a 2018 rokiem czas spędzany przez dzieci w internecie wydłużył się z 105 do 165 minut. Pandemia prowadzi do dalszych wzrostów, które niepokoją rodziców – zwłaszcza jeśli słyszą, że arystokracja pieniądza i high-techu zabrania dzieciom korzystania z własnych wynalazków. Na przykład w domu Billa Gatesa była polityka zero komórek przed 14. rokiem życia. A Steve Jobs wychwalając tablet, zapominał wspomnieć, że jego własne dzieci mają zakaz zbliżania się do tego dobrodziejstwa. To przekaz, który wiele osób może przerazić.

Skoro coś się tak szybko zmienia, to jak na nas wpływa?

Najczęściej przywoływane powody trwogi to dobrostan psychiczny i wyniki w nauce. Jednak badania naukowe nie wskazują na narzuconą abstynencję, lecz na kontrolowane samoograniczenie. Najwyższy psychiczny dobrostan mają nie dzieci, które są izolowane od technologii, ale te, które korzystają z niej z umiarem. Punkt najwyższego zadowolenia zależy od technologii: pół godziny dziennie dla smartfonów, godzina dla telewizji i komputera i dwie godziny dla gier komputerowych. Powyżej tych ram czasowych dobrostan radykalnie spada, choć w innym tempie w zależności od technologii.

Każde pokolenie ma swoje paniki moralne, bo umysł ludzki jest alarmowany przez zmianę, a nie przez kontynuację. Ale czas ekranowy musi być oceniany na tle innych życiowych czynności, a nie jako odizolowana nowinka. W takich porównaniach okazuje się, że czas ekranowy ma cztery razy mniejszy efekt niż gnębienie w szkole.

Czyli jeśli chcemy podnieść dobrostan młodzieży, powinniśmy gnębieniem w szkole zajmować się kilkukrotnie intensywniej niż czasem ekranowym.

Oczywiście są też realne problemy, które łączą się z czasem ekranowym. Najniższy dobrostan mają dzieci, które korzystają bardzo intensywnie z elektroniki. Te grupy to jednak margines. A poza tym używanie czegokolwiek w sposób skrajny wiąże się z niskim dobrostanem, a podłożem mogą być skłonności depresyjne i stany lękowe. Ten mechanizm działa w obie strony: człowiek z określonymi predyspozycjami nadużywa, ale używka pogarsza jego stan wyjściowy.

Elektronika dokonuje też klasowej wolty. W latach 90-tych martwiono się, że wysokie koszty nowych technologii wystawią najmniej uprzywilejowane dzieci na pastwę gospodarki informacyjnej, w której nie będą potrafiły się odnaleźć. Ale trzydzieści lat później widzimy, że to właśnie ta grupa społeczna konsumuje najwięcej mediów elektronicznych, które już nie są dobrem luksusowym, tylko chlebem powszednim. Np. dziś w USA dzieci niezamożnych rodziców spędzają przed ekranami trzy godziny więcej każdego dnia niż dzieci zamożnych rodziców.

W jaki sposób w raporcie uwzględniacie rolę państwa w kształtowaniu dobrostanu dzieci?

W rankingu uwzględniamy obiektywną i subiektywną ocenę polityk państwa. Obiektywna, to na przykład procent domów z dostępem do bezpiecznej wody pitnej. Subiektywna - to na przykład procent ludzi zadowolonych z jakości wody, jaką mają w kranie.

Jak to wygląda w Polsce?

Polska w tym drugim rankingu wypada nienajgorzej, na 13. pozycji. Jest tam głównie dzięki hojnym urlopom macierzyńskim i redukcji ubóstwa.

W Polsce mamy całkiem dobrze rozwinięty system urlopów po urodzeniu dziecka – to w sumie 52 tygodnie, w trakcie których statystyczny rodzic dostanie 80 proc. rocznych zarobków.

Proszę to porównać do Stanów Zjednoczonych, gdzie kobietom w połogu proponuje się tydzień odliczony z urlopu chorobowego.

Druga rzecz to spadek ubóstwa względnego dzieci, częściowo dzięki programowi 500 plus. Jak wiadomo, mam wiele uwag do tego programu z perspektywy projektowania polityki. Jednak raporty UNICEF piszę z perspektywy praw dzieci i z tego miejsca skupiałam się wyłącznie na redukcji ich ubóstwa.

Są dwa główne sposoby patrzenia na ubóstwo - absolutne i względne. Ubóstwo absolutne jest wtedy, kiedy dochód na osobę jest tak niski, że nie pozwala na zakup minimalnych dóbr do życia: jedzenia, odzieży czy środków czystości.

Jednak w krajach bogatych ubóstwo często ma twarz nie głodu, tylko wykluczenia. Wykluczenie jest widoczne wtedy, kiedy dziecko nie jest w stanie uczestniczyć w czynnościach, które danej społeczności są uznawane za normalne. Na przykład nie może pojechać na wycieczkę szkolną. Dlatego mierzymy, jaki procent dzieci mieszka w gospodarstwach domowych, których dochód jest poniżej 60 proc. mediany dla danego kraju.

Jaki procent dzieci żyje w ubóstwie względnym w krajach, które najlepiej wypadły w rankingu?

W krajach bogatych co piąte dziecko żyje w tak rozumianym ubóstwie. Najlepszy wynik osiąga Islandia - ok. 10,5 proc. Potem Czechy, Dania, Korea i Finlandia na poziomie 11 proc. i Słowenia 12 proc. Najgorzej jest w Stanach Zjednoczonych i Izraelu, gdzie co trzecie dziecko żyje w ubóstwie. Polska sześć lat temu z wynikiem 22 procent była trochę poniżej średniej. Obecnie mamy bardzo dobry wynik, na poziomie Holandii, czyli 13 proc.

Holandia, odsądzana przez część polskich polityków od czci i wiary, jest na szczycie rankingu dobrostanu dzieci. Dlaczego?

Holandia świetnie wypada w naszych zestawieniach dzięki temu, co można nazwać całościowym dobrym życiem. Nie ma żadnego wskaźnika, gdzie pozostaje w tyle.

W Holandii jest najwyższy na świecie wskaźnik młodzieży zadowolonej z własnego życia - 90 proc. Ma też jeden z najwyższych wskaźników młodzieży, która czuje, że jest w stanie zaprzyjaźnić się z ludźmi, na których im zależy, ok. 83 proc.

Holandia też ma wzorcowe usługi publiczne, mierzone zarówno obiektywnymi wynikami jak i subiektywnym zadowoleniem np. ze służby zdrowia, przedszkoli czy żłobków. Ma jeden z najniższych poziomów ubóstwa dzieci (13 proc.), który osiąga przy dużo niższych wydatkach z budżetu państwa niż Polska czy Francja, czyli jest bardziej efektywna.

Do tego stosunkowo niewielu holenderskich rodziców czuje, że nie dają rady z obowiązkami rodzinnymi ze względu na przeciążenie pracą. Ten wskaźnik w Holandii wynosi 25 proc., a w Polsce - 50 proc.

Nie ma na świecie kraju, w którym łatwo jest być rodzicem. Ale są kraje, w których być rodzicem jest trochę prościej.

Jak bogactwo kraju przekłada się na dobrostan dzieci?

Większość krajów grupy G7, dysponujących prawie połową światowego bogactwa, znajduje się na końcu, jeśli przestaniemy patrzeć na PKB, a zaczniemy na zdrowie psychiczne, kompetencje miękkie czy środowisko. Nie przekładają swojego dobrobytu na dobrostan.

W naszych zestawieniach słabo sobie radzą Stany Zjednoczone. To najbogatszy kraj w historii, licząc produkcją całkowitą, ale dla kilkudziesięciu milionów dzieci niewiele z tego bogactwa wynika: 42 proc. dzieci ma nadwagę, 40 proc. jest poniżej poziomu kompetencji, które nazwaliśmy minimalnymi do prowadzenia życia, 30 proc. żyje w ubóstwie, 29 proc. jest niezadowolonych z własnego życia.

Ponadprzeciętnie dużo rodzi się z niską wagą urodzeniową – co często wynika z nieprawidłowego prowadzenia ciąży. Ich rodzice mają zero gwarantowanych dni urlopu rodzicielskiego.

Dotyczy to nawet szans dzieci na przetrwanie. Stany Zjednoczone, z dochodem powyżej 60 tysięcy dolarów na osobę, notują śmiertelność niemowląt na poziomie krajów trzykrotnie biedniejszych, takich jak Rumunia, Bułgaria i Chile.

Dlatego, że w krajach bogatych śmiertelność niemowląt jest ściślej powiązana z poziomem nierówności niż z bogactwem. Powyżej pewnego poziomu bogactwa, dobrostan zwiększa się nie przez dalsze pompowanie PKB, ale przez zmianę priorytetów politycznych, działające państwo i włączanie grup zmarginalizowanych do życia społecznego.

To optymistyczna konkluzja: najbogatsze kraje wcale nie muszą mieć najlepszej polityki społecznej, a wiele można poprawić zmieniając priorytety polityk państwa.

Tak. Na szczycie rankingu dobrostanu w naszym zestawieniu są wyłącznie państwa z Unii Europejskiej lub z nią stowarzyszone - Holandia, Dania, Norwegia, Szwajcaria, Finlandia, Hiszpania, Francja, Belgia, Szwecja, Irlandia, Luksemburg.

Na dole rankingu mamy dwie grupy państw: mniej zamożne, czyli Chile, Bułgarię, Łotwę, Litwę, Polskę, Słowację. Oraz bogate kraje anglojęzyczne o dużych nierównościach: Stany Zjednoczone, Nowa Zelandia, Australia, Kanada, Wielka Brytania.

Jakimi obszarami powinno się zająć państwo w Polsce, żeby poprawić dobrostan dzieci?

Problemem jest stan środowiska. Polska ma najgorsze powietrze w Unii Europejskiej. Złe powietrze szkodzi dzieciom bardziej niż dorosłym, bo mają nierozwinięte płuca i układ odpornościowy oraz są bliżej gruntu, gdzie kumulują się zanieczyszczenia.

Galopujące wskaźniki nadwagi wśród dzieci alarmują, żeby dbać o ruch i jakość żywności.

Pozostaje dużo do zrobienia co do sieci wsparcia dla rodziców. Kształt rynku pracy nie pomaga godzić ról rodzinnych i zawodowych. Brakuje też wysokiej jakości usług edukacyjno-opiekuńczych dla dzieci do 3 lat.

Kluczowe jest zadbanie o zdrowie psychiczne. W Polsce mamy najniższy ze wszystkich krajów wskaźnik leczenia depresji młodzieży – być może w wyniku niewiedzy i stygmatyzacji. Jednocześnie mamy ponadprzeciętnie dużo samobójstw, które zwykle są skutkiem nieleczonej depresji.

Dane z waszego badania obejmują czas przed pandemią COVID-19. W jaki sposób pandemia wpływa na dobrostan dzieci?

Pandemia nie wpływa na nas w sposób losowy. Często wzmacnia wcześniejszą dynamikę i wzory nierówności. Jeśli rodzice dziecka należą do klasy średniej, prawdopodobnie są w stanie kontynuować pracę w domu. Często mają typ umiejętności ceniony przed system edukacji, więc są w stanie pomóc dziecku w lekcjach. Mają też środki na korepetytorów. Statystycznie mają lepsze warunki mieszkaniowe.

Jeśli jesteś człowiekiem, który ma dobre warunki mieszkaniowe, kochającą się rodzinę, w której nikt nie stracił pracy i jest w stanie pomagać dzieciom, to pandemia może być znośna.

W sytuacji, gdzie nie ma dobrych warunków mieszkaniowych, pracy, pieniędzy, są złe relacje, przemoc domowa, pandemia, nawet bez kontaktu z koronawirusem, może być przeżyciem traumatycznym.

Dlatego tak ważne jest, żeby kształtując polityki publiczne w czasie i po pandemii, nie utracić zdobyczy ostatnich lat, takich jak zmniejszenie skali ubóstwa u dzieci.

*Anna Gromada - socjolożka i ekonomistka, badaczka w Polskiej Akademii Nauk, współzałożycielka Fundacji Kaleckiego. Doradza rządom i organizacjom międzynarodowym w kwestiach polityki społeczno-gospodarczej.

;
Na zdjęciu Anna Wójcik
Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.

Komentarze