0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Źródło: Wikimedia Commons.Źródło: Wikimedia Co...

Paulina: – Miałam uzupełniony cały formularz, włączone 2 laptopy i komputer stacjonarny. Czekałam tylko na 08:00. Gdy wysyłałam zgłoszenie w pierwszej minucie, to po kilku sekundach strona mi się zawiesiła – tyle było chętnych.

Mirosław: – Żona wysyłała w pierwszych kilkudziesięciu sekundach po starcie, a i tak mieliśmy numer 99. Od razu po wysłaniu, zerwało nam internet.

Marta Górna: – Jedna pani mi napisała, że to było oszustwo, bo wypełniła formularz o 8.01 i 12 sekund, a my jej wmawiamy, że nie ma już miejsc. Nie było. Dziewczyny, które się zakwalifikowały, wklejały screeny w której sekundzie. Po niecałych 3 minutach zamknęliśmy zgłoszenia – już mieliśmy za dużo, bo ok. 600 chętnych. Nie chcieliśmy dawać ludziom złudnej nadziei.

Tak potężną przeszkodą był wtedy brak in vitro.

Od Leona do… Leona

„To historia, która chwyta za serce – kiedy nienawiść zostaje obrócona w coś pięknego” w grudniu 2024 pisało Stowarzyszenie Nasz Bocian, podsumowując wyniki na koniec 2024 r.

Historia zaczyna się w lipcu 2022. W zatwierdzonym przez ówczesne kierownictwo Ministerstwa Edukacji podręczniku do przedmiotu „Historia i teraźniejszość” (HiT), autor – prof. Wojciech Roszkowski nazwał uzyskiwanie dzieci z in vitro „hodowlą”. I pytał, kto będzie kochał „wyprodukowane w ten sposób dzieci”.

Wywołało to ogromne oburzenie Polaków. Ojciec córki z in vitro, Kamil Mieszczankowski, znany wówczas bardziej jako „Bezczelny Lewak” (profil na X), ogłosił zbiórkę na pozew wobec Roszkowskiego. Uzbierał o 300 tys. zł za dużo. W marcu 2023 r. razem ze Stowarzyszeniem na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji Nasz Bocian ogłosił program „In vitro to HiT” darmowy dla 100 par. Nasz Bocian go prowadzi.

Przeczytaj także:

- Celem projektu było dać szansę na własne potomstwo ludziom wykluczonym w czasach nienawiści – tłumaczy Mieszczankowski w rozmowie z OKO.press.

Darmowy program in vitro rozpoczęty przez koalicję PO-PSL w 2013 r. miał trwać do 2019. Jednak kilkanaście dni po przejęciu władzy w 2015 r., PiS go wygasił, tłumacząc, że są inne metody leczenia niepłodności – jak naprotechnologia, diagnostyka pozwalająca określić dni płodne u kobiety i ewentualne zaburzenia w cyklu miesiączkowym. Wprowadzony przez PiS, a dokładnie ministra zdrowia, lekarza Konstantego Radziwiłla „Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce w latach 2016-2020”, do połowy 2021 w sumie przyniósł ledwo... 707 ciąż. Nie wiadomo, ile narodziło się z tego dzieci. Z programu PO-PSL do lipca 2020 r. urodziło się 22 191 maluchów.

W „In vitro to HiT" procedura była darmowa, bo drugie 250 tys. zł dołożyło 19 klinik, które wzięły w nim udział. Wtedy takie procedury na wolnym rynku mogły kosztować nawet 10 tys.

Uczestnicy musieli jedynie pokryć koszty brakujących badań przed zabiegiem oraz koszty przechowywania zarodków. – Udało nam się wynegocjować 500 zł na 3 lata, choć rynkowo to kosztowało od 1,5 do 4 tys. zł – mówi Marta Górna, spiritus movens programu, przewodnicząca Stowarzyszenia Nasz Bocian. Kosztem dodatkowym mogły być też leki, jeśli nie były refundowane – kosztowały czasem nawet 130 zł za ampułkę.

Nasz Bocian najpierw znalazł kliniki chętne do udziału w programie, a potem go koordynował, za co nie wziął nawet złotówki. Prawnicy też prowadzili obsługę programu pro bono.

Uczestniczki musiały spełniać pewne warunki, m.in. wiek do 42 lat, medyczne wskazania do in vitro, brak dzieci wspólnych w obecnym związku, zamieszkanie w powiatach, które nie prowadzą własnego programu in vitro i wspólny dochód – do 12 tys. zł brutto/ miesięcznie wg PIT.

Szacowano, że z programu urodzi się ok. 30-ścioro dzieci, tymczasem od 8 stycznia jest już 38 maluchów. Nie wiadomo, ile dziewczynek, a ilu chłopców. – te dane nie są zbierane. Na razie listę narodzonych dzieci otwiera Leon (ur. luty 2024) i zamyka też… Leon.

- O części tych dzieciaków wiemy dużo, bo pacjentki piszą do nas. Kiedy się urodził, ile ważył, ile miał w skali APGAR itd. Szczęściem dzielą się z nami – opisuje Marta Górna. W innych przypadkach wiedzą tylko, czy dziecko się urodziło, czy nie. Wielu rodziców woli się z in vitro nie obnosić.

Nadal są spore szanse na kolejne maluchy w programie – niektóre ciąże są jeszcze w trakcie.

- Grupa pacjentek, która się zgłosiła była statystycznie bardzo młoda – ¾ poniżej 35 roku życia. To pacjentki dobrze rokujące – mówi Górna. Ale jej zdaniem pokazuje to też, że ludzie opóźniają vitro, bo w wieku 20-kilku lat ich na to nie stać. A dopiero po 30-stce są wystarczająco stabilni finansowo.

Zaznacza, że jeszcze latami mogą się rodzić „HiTowe dzieci” – tak je nazywają między sobą. Bo przez lata rodzice będą mogli korzystać z zamrożonych zarodków. – Wciąż rodzą się dzieci z rządowego programu z lat 2013-16, choć skala tego jest już marginalna – zaznacza przewodnicząca Naszego Bociana.

Kamil Mieszczankowski jest zadowolony z rezultatów programu. Wyższych niż spodziewane.

- Cel udało się zrealizować dzięki klinikom, ciężkiej pracy stowarzyszenia „Nasz Bocian" oraz tysięcy wspaniałych darczyńców, którzy wyrazili swój sprzeciw wobec instytucjonalnego hejtu na dzieci poczęte metodą in vitro. Moje głębokie ukłony dla wszystkich, którzy dołożyli swoją cegiełkę – razem zrobiliśmy coś pięknego – pisze w oświadczeniu dla OKO.press.

„Patrz z in vitro, a jaki podobny do Mirka”

Wioska pod Ciechocinkiem. Kamila Rymarkiewicz i jej Mirosław od 8 lat są parą. Od 5 lat starali się o dziecko, także z wykorzystaniem leczenia farmakologicznego. Próbowali również w Holandii, gdzie mieszkali przez pewien czas.

Bezskutecznie.

Kamila przeszła już przez wielu lekarzy. Niepłodność idiopatyczna. – Właściwie to nie wiadomo było, w czym leży problem. Zachodziło w sferę immunologiczną, choć nie każda klinika to potwierdzała – wspomina. Te bezowocne starania kosztowały ich 30-40 tys. zł.

Zbierali właśnie pieniądze na in vitro, gdy dowiedzieli się o programie Bezczelnego Lewaka i Naszego Bociana.

Dostali się z numerem 99 w kwietniu 2023. Ułamek sekundy później i byłby klops.

- Mąż, kierowca ciężarówki, dopiero co zmienił pracę i okazało się, że będzie musiał być teraz czasem w domu, ale firma świetnie zareagowała: „Róbcie, co trzeba, my będziemy wspierać”. I wspierali – chwali Kamila.

Pierwszą wizytę w klinice mieli w maju, w czerwcu już był transfer zarodków do macicy. Udało się za pierwszy razem. Błyskawica.

Dojeżdżała do Łodzi 2-3 razy w tygodniu na USG przed punkcją – pobraniem jajeczek.

Załatwiała opiekę nad mamą, która miała Alzheimera.

Kamila ma nadkrzepliwość krwi i musiała przez całą ciążę oraz po niej przyjmować heparynę. Co wizyta w aptece, to tysiąc zł znikało z portfela.

Ale bolało ją co innego. Gdy była w ciąży, w Sejmie odbyło się głosowanie nad rządowym programem in vitro. – Kiedy słuchałam wypowiedzi posłów z Konfederacji, posłanek PiS, to włos mi się na głowie jeżył – takie opowiadali głupoty. Np. o selekcji zarodków jak na rampie w Auschwitz – to poseł Braun – wspomina.

Pojechała rodzić do Warszawy, na Starynkiewicza. Trzy tygodnie wcześniej już leżała tam z powodu wysokiego ciśnienia. 17 lutego 2024 przyszedł na świat Leon – pierwsze dziecko z programu. Babcia zdążyła jeszcze poprzytulać wnuczka – był spokojny i niewymagający. Potem odeszła. Mówili na wsi – zrobiła miejsce. Jedno życie się skończyło, drugie zaczęło.

W termomiksie Kamili w miesięcznym podsumowaniu nie pokazywało się już, że najwięcej potraw ugotowała z kaszy manny – to babcia ją namiętnie jadła.

Pół roku po narodzinach zaprosili na chrzest rodzine – 50 osób. Ale zrobili wszystkim niespodziankę – w pakiecie był też ślub. Cywilny, bo ona po rozwodzie. – Tylko świadkowie wiedzieli i jedna znajoma – mówi Kamila. Fotograf złapał minę zaskoczenia na twarzach członków rodziny, gdy młodzi oświadczyli, że w combo jest też ożenek. Bez wesela – żałoba.

- Ojej, nie mamy prezentów.

- I właśnie o to chodziło. I bez nadęcia.

Powiedzieli rodzinie, znajomym, że Leon jest z in vitro. Ze trzy miesiące po urodzeniu jakaś znajoma rzuciła do Kamili: – Patrz, z in vitro, a jaki podobny do Mirka.

- Bo Mirek jest jego ojcem.

Kamila często spotykała się z taką niewiedzą. – Dlatego mówimy o tym otwarcie – deklaruje. Udzielała już wcześniej wywiadów w mediach, występowała w programie telewizyjnym.

Ma kontakt z pięcioma innymi mamami z programu. Dzielą się informacjami. I swoim szczęściem. Liczą, że będzie jakieś spotkanie dzieci z programu – czekają na jego podsumowanie. I wszystkie nazywają je „HiTowymi dziećmi”. – Nasz mały Leon to naprawdę HiT! To największe szczęście, jakie mnie spotkało.

„Pary z in vitro inaczej podchodzą do ciąży – są pełne strachu”

Niewielka miejscowość pod Warszawą. Paulina (pragnie zachować anonimowość) trzy lata starała się z mężem o dziecko. Przeszła sześć prób farmakologicznego wspomagania zajścia w ciążę. Wstawała o 4-5 rano, by przed pracą zdążyć do szpitala na badania, wizytę, czy zabiegi. Bez rezultatu. Na inseminację, kolejny etap prób skutecznego zajścia w ciążę, już nie miała siły.

Miała poczucie niesprawiedliwości – wiele jest dzieci niekochanych przez rodziców, dlaczego więc to ich spotyka niepłodność, skoro mogą zapewnić maluchom dużo miłości?

- Nie lubiłam świąt, bo każdy będzie mi życzył dziecka, a ja będę miała łzy w oczach. Imprez rodzinnych też – bo będą padały pytania o dzieci.

Wiosną 2023 r. brat podesłał jej profil Bezczelnego Lewaka z informacją o programie. W kwietniu 2023 przed 8.00 miała już wszystko przygotowane – 3 komputery z gotowym zgłoszeniem. – Wtedy była naprawdę duża potrzeba, by taki program zaistniał – podkreśla.

Tydzień po wysłaniu formularzu siedziała w aucie, gdy zadzwonił nieznany numer. – Jesteście w programie – usłyszała.

- Przez pół minuty nic nie mówiłam. Nie wierzyłam, że to się stało – wspomina Paulina. Nadzieja na tę pomoc ostatniej szansy starła się w zapasach ze strachem, że znów się nie uda. Jej mąż się ucieszył i wspierał ją. Docenia to, bo słyszała o takich, co to mówili kobiecie: to twój problem, rozwiąż go.

Pierwszy transfer był nieudany. Duży zawód, tym bardziej że zarodek był dobrej klasy. Zaszła w ciążę przy drugim transferze, z nie najlepszym zarodkiem. Nie było jakiejś radości, bucików w pudełeczku, tylko chłodna ostrożność. – Pary z in vitro zupełnie inaczej podchodzą do ciąży – są pełne strachu – tłumaczy Paulina.

Od początku miała pod górkę. By podtrzymać ciążę, brała 33 tabletki dziennie. A i tak miała problemy. Tak bardzo się bała, że rodzinie powiedzieli dopiero w 5 miesiącu ciąży.

W 36 tygodniu, po 3 miesiącach leżenia w łóżku, z tego 1/3 w szpitalu, urodziła w marcu 2024 r. Janinka była trzecim dzieckiem w programie. Dostała 9 pkt w skali APGAR. 2560 gr wagi. Paulina popłakała się ze szczęścia. I strachu, bo zapowiadała się dużo mniejsza waga noworodka.

Nie ukrywali w rodzinie, że to dziecko z in vitro. Tylko starsza generacja dopytywała, jak to wygląda, bo im w kościele mówią, że to złe.

- Wmawiają im, że zarodki są zabijane. A w Polsce nie mogą być utylizowane – dodaje Paulina.

Janinka jako wcześniak miała spadki saturacji. Ale teraz już rodzice nie mogą narzekać, choć wymaga dużej uwagi. Paulina codziennie patrzy na słodko śpiącą Janinkę i chwali siebie: „osiągnęłam długodystansowy cel”.

Opowiada innym o tym, jak ogromny jest problem z niepłodnością. Aż 5 jej koleżanek przyznało, że ma dzieci z in vitro. Współpracowała z Episkopatem i teraz bardzo ją dziwi jak wiele osób, które zna z tej pracy, dołącza do grup: „Niepłodność”, „Starania o dziecko” itp.

Paulina uważa, że w kwestii in vitro konieczna jest duża kampania społeczna. Bo to nie tylko niewiedza, ale też brak wyczucia i taktu.

Od pytań non stop po ślubie: kiedy dziecko? Po problemy psychologiczne kobiet, które nie mogą być mamami, a są po kilku poronieniach albo próbach zajścia w ciążę.

I nadal in vitro nie jest traktowane jako coś normalnego. A powinno być – 1.5 mln par jest w Polsce bezpłodnych. – Niepłodność to choroba cywilizacyjna i powinno się mówić o tym o wiele więcej – apeluje Paulina.

O krytykach in vitro mówi, że nie zaakceptują tego, dopóki ich nie dotknie problem. A nie mając wiedzy na ten temat, nawet nie starają się jej zdobyć.

„Coś absolutnie obrzydliwego można przekuć w coś absolutnie pięknego”

Marta Górna na zjeździe europejskim Fertility Europe – organizacji zrzeszającej organizacje zajmujące się niepłodnością – opowiadała o podręczniku HiT i cytowała słowa prof. Roszkowskiego. – Dziewczyna z Norwegii przerwała mi, mówiąc, że to coś jest źle przetłumaczone. Bo to nie jest możliwe, by tak napisano. To było tak niewiarygodne dla nich – relacjonuje Górna.

Przyznaje się, że katalog w jej komputerze z plikami z całego programu nosi nazwę „Dzieci Roszkowskiego”. Przez moment był nawet pomysł, by tak nazwać program, ale to byłoby niewłaściwe – profesor zgarnąłby laury, które mu się nie należą.

Co teraz Górna powiedziałaby prof. Roszkowskiemu? – Że coś absolutnie obrzydliwego można przekuć w coś absolutnie pięknego. Ale mam nadzieję, że nie będzie nigdy więcej mówił takich rzeczy – precyzuje Marta Górna.

Paulina: – Mimo że swoimi słowami wyrządził ludziom krzywdę, to nie życzyłabym mu, aby jego córka, wnuczka, czy ktoś z bliskiej rodziny przez to przechodził, co my.

Mirosław: – Zapytałbym go, jakby się poczuł, gdyby nie mógł założyć rodziny. Bo według mnie, gdyby był w naszej sytuacji, to tak samo by postąpił. Bezpłodność to nie nasza wina, a in vitro nie jest dzieckiem z próbówki.

Kamila ma nadzieje, że już nie wrócimy do czasów, w których trzeba zakładać sprawy sądowe z powodu słów, które wtedy padły.

Co powiedziałaby przeciwnikowi in vitro? – Głupiemu nie przetłumaczysz, mądremu tłumaczyć nie trzeba. Trzeba ludzi wspierać, a nie podkładać im nogi – ucina.

Zadzwoniliśmy do prof. Roszkowskiego, by poinformować go o efektach programu i zadać pytania o jego stosunek do tych faktów. Najpierw nie mógł rozmawiać, bo oglądał transmisję inauguracji prezydenta Trumpa. Umówił się na później. I już nie odebrał telefonu. Wysłaliśmy mu więc informację SMS-em o 38 urodzonych w ramach programu oraz zapytaliśmy go:

  • Czy ten fakt go cieszy, czy martwi?
  • Jak sądzi – czy te dzieci są kochane, a ich rodzice szczęśliwi?
  • Czy nadal podtrzymuje swoje słowa o in vitro w podręczniku HiT?

Roszkowski nie odpowiedział na żadne z pytań. „Nie pisałem o in vitro” napisał jedynie w SMS-ie.

Kamil Mieszczankowski do Roszkowskiego: – Pańska obłąkana krucjata przeciwko in vitro obróciła się przeciwko panu – nienawiść zamieniliśmy w miłość oraz nowe życie poczęte znienawidzoną przez pana metodą.

Rządowy program: „Jest świetny!”

Kamila i Mirek mają zamrożony jeszcze jeden zarodek. – Będziemy się starać o drugie dziecko – deklaruje ona. Ale już prawdopodobnie w ramach rządowego programu, w nim wszystko jest bezpłatne.

Paulina z mężem także mają zamrożone zarodki i planują drugiego potomka. Także w rządowym programie.

Zachwala go Marta Górna, która brała udział w konsultacjach przed uruchomieniem programu. – Jest świetny! – ocenia.

I wypunktowuje:

  • daje bardzo szerokie wsparcie i w szerokim zakresie, bo nie wyklucza pacjentek, które są gorzej rokujące. Poprzedni program rządowy był gorszy pod tym względem;
  • kryteria wieku są zliberalizowane – górna granica 42-45 lat dla kobiet i ponad 50 lat dla mężczyzn;
  • oferuje aż 6 procedur zapłodnienia pozaustrojowego – tak jest w najlepszych krajach; 4 procedury z własnych komórek, a 2 z wykorzystaniem komórek dawczyni albo dawcy zarodka.

Program rządowy ma do dyspozycji 500 mln zł rocznie, trwa do 2028 r. i wzięło w nim udział już ponad 20 tys. par. Na przełomie listopada i grudnia 2024 r. odnotowanych było już ponad 7 tys. ciąż.

Ale Górna zaznacza, że program nie załatwia wszystkich problemów – singielki i pary jednopłciowe nie mogą starać się w ten sposób o potomstwo. Nawet prywatnie. A są kraje, w których jest to możliwe.

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze