Prawniczki Federy złożyły 30 skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach, w których szpitale złamały prawa pacjentek. Rząd broni się m.in. koniecznością "ochrony wartości moralnych" i... faktem, że skarżąca przerwała w końcu ciążę za granicą
"W ciągu ostatnich dwóch lat odebrałyśmy 20 042 telefony – w godzinach pracy biura, wieczorami oraz w weekendy. Odpowiadałyśmy na pytania m.in. o aborcję, antykoncepcję, rejestr ciąż. Odpisałyśmy na 12 tysięcy wiadomości i maili. To ponad dwukrotny wzrost w porównaniu z pierwszym rokiem po zapadnięciu wyroku pseudo-TK (telefonów było 8 142, a maili 5 tysięcy) i prawie 4 razy więcej niż przed wyrokiem!
Interweniujemy w szpitalach w sprawie aborcji w sytuacjach, kiedy nie ma już możliwości wyjazdu za granicę. W ciągu ostatniego roku przeprowadziłyśmy 28 interwencji w szpitalach.
W ciągu dwóch lat prawniczki Federy złożyły też 30 skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach, w których szpitale złamały prawa pacjentek", pisze Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny w komunikacie podsumowującym dwa lata od decyzji TK Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji.
O interwencjach Federy w szpitalach pisaliśmy m.in. tutaj:
A na co złożyły skargi pacjentki w Europejskim Trybunale Praw Człowieka? I jak na to reaguje rząd?
Jak mówi OKO.press Kamila Ferenc, prawniczka Federy, skargi w ETPC złożyły zarówno osoby, które już stały się ofiarami wyroku TK, jak i te, które mogą się nimi stać w wyniku obowiązywania tego prawa.
Do tych pierwszych należy m.in. sprawa M.L. przeciwko Polsce, którą omówimy szerzej. M.L. miała skierowanie na - zgodne z ustawą z 1993 r. - przerwanie ciąży (u płodu stwierdzono trisomię 21) na 28 stycznia, czyli dzień po tym, jak decyzja TK weszła w życie. Dzień przed zabiegiem dostała informację ze szpitala, że wszystkie aborcją zostały odwołane w związku z wejściem w życie decyzji.
Skarżąca zarzuca Polsce złamanie art. 3 (przeciwko torturom) i 8 (poszanowanie życia prywatnego) Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
"Była ona (skarżąca) zmuszona do wyboru pomiędzy utrzymaniem ciąży i urodzeniem chorego dziecka lub podróżą za granicę w celu poddania się aborcji. Podnosi ona, że podróżowanie za granicę w celu dokonania aborcji było psychicznie uciążliwe, jak również obciążająca finansowo. Sytuacja ta spowodowała u niej cierpienie, stres, upokorzenie, poczucie bezradności i inne, trudne do przewidzenia, konsekwencje dla jej zdrowia psychicznego i fizycznego", czytamy w skardze.
M.L. powołuje się także na fakt, że orzeczenie z 22 października 2020 r. wydał wadliwie wybrany skład TK - byli w nim sędziowie dublerzy. Ponadto w skład TK wchodziła sędzia, która wcześniej była posłanką i głosowała za zaostrzeniem ustawy aborcyjnej, więc nie była osobą bezstronną.
Dokładny opis sprawy, opublikowanej na stronie ETPCz w lipcu 2021 r. można znaleźć tutaj.
Ale sprawy wpływają cały czas. W lipcu 2022 r. opublikowano kolejną skargę - I.Z i cztery inne osoby przeciwko Polsce. Zarzuty wobec Polski są te same (złamanie art. 3 i 8 Konwencji oraz wadliwie wybrany skład sędziowski). Każda z nich przerwała ciążę w innym kraju - dwie w Czechach, dwie w Holandii i jedna w Hiszpanii. Żadnej nie udało się przerwać ciąży w Polsce, mimo że u każdej wykryto ciężkie i nieuleczalne wady płodu - trisomię 18 (Zespół Edwardsa), trisomię 20 i hipoplazję.
Na stronie ETPCz można przeczytać historie wszystkich skarżących osób.
W opublikowanych skargach ETPCz informuje, jakie pytania zadał obu stronom - czyli prosi strony o wyjaśnienia i argumenty. Jak na pytania ETPCz w sprawie M.L przeciwko Polsce odpowiedział rząd? [Pytania przetłumaczone na jęz. polski zamieszczamy poniżej, można je też znaleźć w tekście samej skargi na str. 5-6)
Najważniejsze punkty odpowiedzi rządu streszcza dla OKO.press adw. Kamila Ferenc, która reprezentuje M.L. i inne skarżące przed trybunałem. Razem z Ferenc sprawę prowadzą adw. Monika Gąsiorowska i radczyni prawna Agata Bzdyń.
W odpowiedzi do ETPCz rząd przekonuje, że do złamania artykułu 8 Konwencji nie doszło i należy uznać skargę za "niedopuszczalną" (czyli bezzasadną). Rząd twierdzi, że państwo ma prawo do własnych regulacji aborcyjnych i one nie łamią żadnych konwencji. Skoro 27 stycznia weszło w życie prawo na podstawie orzeczenia TK, a państwo to prawo egzekwuje, nie można mówić o jakimkolwiek naruszeniu. Podkreśla, że nowe prawo aborcyjne także nie łamie żadnego przepisu konwencji, więc nie może być mowy o naruszeniu art. 3 lub 8. Powołuje się na poprzednie sprawy w ETPCz, w których trybunał stwierdził, że nie każde ograniczenie prawa do aborcji jest ingerencją.
"Gdyby Trybunał jednak uznał ograniczenia nałożone wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia 22 października 2020 r. za ingerencję w prawa skarżącego wynikające z Artykułu 8 Konwencji, rząd jest zdania, że ingerencja ta była w ścisłej zgodności z prawem, realizowała
uzasadnione cele w rozumieniu artykułu 8 § 2 Konwencji i była konieczna w demokratycznym społeczeństwie" - twierdzi rząd.
Dalej rząd przekonuje, że ochrona życia jest właśnie tym uzasadnionym celem. Twierdzi, że już w ustawie z 1993 r. jest mowa o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci [co nie jest prawdą, określenia "od poczęcia" nie ma w ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, nawet po ingerencji TK, takie określenie znajduje się jedynie w ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka, w art. 2 - przyp. red.], a taka interpretacja "życia" dominuje w doktrynie.
Na dowód rząd cytuje prof. Zolla, byłego prezesa TK, który w 1997 r. wydał wyrok usuwający z ustawy antyaborcyjnej "przesłankę społeczną": "Życie człowieka, jako przedstawiciela gatunku, ale przede wszystkim jako odrębnej istoty o określonych cechach indywidualnych, jest procesem i proces ten niewątpliwie rozpoczyna się w momencie poczęcia. Od tego momentu możemy mówić o istocie ludzkiej z jej przyrodzoną i niezbywalną godnością oraz ze wszystkimi konsekwencjami, które z niej wynikają, także w obszarze obowiązków władz publicznych, w tym legislacyjnych. (...) Prawo do ochrony życia i prawo do ochrony zdrowia nie mogą być wyłączone ani ograniczone w żadnej fazie życia człowieka" (prof. Andrzej Zoll, Opinia prawna dotycząca oceny konstrukcji i skutków prawnych projektu zmiany art. 30 i 38 Konstytucji RP, Biuro Analiz Kancelarii Sejmu, nr 933. Sejmu, Nr 933, marzec 2007, s. 102-103).
Rząd odnosi się także do argumentu legalności sędziów TK. Przekonuje - bez niespodzianek - że zostali wybrani legalnie, oraz że: "wszelkie próby zmierzające do podważenia statusu sędziów i prawomocności ich orzeczeń naruszają konstytucyjne podstawy państwa prawa. Twierdzenia skarżącego odnoszące się do braku bezstronności sędziego K.P. należy zostać również odrzucone, gdyż nie można czynić zarzutów w oparciu o swoje przekonania czy światopogląd. W przeciwnym razie nie tylko sędzia K.P., ale i cały skład sędziowski musiałby zostać zdyskwalifikowana i nie mogłaby orzekać, w tej i innych sprawach z uwagi na ich wcześniej wyrażone poglądy, publikacje naukowe i opinie podzielane w ramach debaty publicznej lub działalności zawodowej".
Rząd przekonuje, że nawet gdyby skład TK tego dnia był inny, wyrok musiałby zapaść ten sam. Wyroki TK z 1997 r. (obalenie przesłanki społecznej do aborcji), 2004 r. (aprobujący zasadę in dubio pro vita humana - wszelkie możliwe wątpliwości co do ochrony życia ludzkiego powinny być rozstrzygane na rzecz tej ochrony), 2008 r. (przypominając, że życie człowieka nie może mieć różnej wartości w zależności od wieku, stanu zdrowia, długości życia lub innych kryteriów) pokazują, że Trybunał Konstytucyjny "wykazał się już utrwalonym, stabilnym i jasnym orzecznictwem" i nie mógł inaczej rozstrzygnąć.
"Nawet w przypadku innego składu osobowego Trybunału Konstytucyjnego, Trybunał Konstytucyjny skonfrontowany z pytaniem, czy przepisy stwierdzające, że istnienie człowieka niepełnosprawnego może być przedmiotem wyboru na podstawie jedynego kryterium, które ma charakter eugeniczny, jest lub nie jest konstytucyjne, nie mógłby dojść do innych wniosków niż w wyroku z 22 października 2020 roku (K1/20)".
Rząd twierdzi, że "rzekoma ingerencja" w życie prywatne była uzasadniona koniecznością "ochrony wartości moralnych". Oraz: "taka ochrona prawa do życia nienarodzonych stanowi odrębny uzasadniony cel, ponieważ lekarze odpowiedzialni za życie i zdrowie kobiety w ciąży kobiety są jednocześnie odpowiedzialni za życie i zdrowie jej nienarodzonego dziecka". Rząd przekonuje więc, że art. 8 nie został złamany, bo Polska ma prawo regulować własne prawo aborcyjne, które uznaje, że w grę wchodzą dwie równoważne wartości - życie kobiety i życie płodu. Na dowód przytacza uzasadnienie wyroku TK.
Dalej rząd uzasadnia swoje stanowisko jeszcze inaczej: do złamania art. 8 nie doszło, bo... skarżąca przerwała ciążę w innym kraju: "Istniała możliwość zorganizowania się przez wnioskodawczynię i przerwania ciąży za granicą w kraju o innej aksjologii, który dopuszcza przerwanie ciąży bez podawania szczegółowego uzasadnienia, zaledwie dzień po dacie, która była pierwotnie zaplanowana jako termin zabiegu w polskim szpitalu.
Powyższe dowodzi, że w konkretnej sytuacji skarżącej ani odległość między Polską a Holandią, ani kwota do zapłaty nie stanowiły nieproporcjonalnego obciążenia". Nie można zatem powiedzieć, że skarżąca została obarczona nieproporcjonalnym obciążeniem.
Rząd polski chwali się, że zapewnia pełen wybór dotyczący tego, czy ktoś chce zostać rodzicem, czy nie ("nieograniczony dostęp do środków antykoncepcyjnych, regulowany dostęp do antykoncepcji awaryjnej, instytucja adopcji") i wsparcie dla osób, które urodzą dziecko z wadami (program "Za życiem").
Rząd zachęca także, by jakiekolwiek pretensje wobec orzeczeń lekarskich zgłaszać do Rzecznika Praw Pacjenta (co jest absurdalną radą, biorąc pod uwagę czas oczekiwania na decyzję RPP): "pacjentka, której odmówiono przerwania ciąży, może dochodzić swoich praw również przy pomocy Praw Pacjentów, wraz z wniesieniem sprzeciwu wobec opinii lub orzeczenia lekarza".
Jednym z rządowych argumentów za odrzuceniem skargi jest zresztą właśnie to, że skarżąca nie wykorzystała dróg odwołania się od decyzji lekarzy: "skarżąca nie zapewniła władzom polskim możliwości zajęcia się, a tym samym potencjalnego naprawienia, zarzucanych naruszeń Konwencji".
W odpowiedzi na ostatnie pytanie ETPCz (o art. 3 konwencji dotyczący nieludzkiego traktowania) rząd odpowiada, że art. 3 nie został złamany, i przywołuje inne orzeczenia ETPCz w sprawie Alicji Tysiąc (Tysiąc przeciwko Polsce) - trybunał uznał w 2007 r., że Polska naruszyła art. 8, ale nie art. 3.
Rząd przekonuje także, że sytuacja osoby, która dowiaduje się, że płód, z którym jest w ciąży, jest ciężko chory jest bardzo trudna i - uwaga - nie sposób rozróżnić, czy dana osoba cierpi z powodu diagnozy, czy niemożności przeprowadzenia aborcji. "Rząd uznaje, że sytuacja, w której kobieta odkrywa poważne wady swojego nienarodzonego dziecka, jest niezwykle trudna. Widać więc, że stres, jakiego doświadcza kobieta w takiej sytuacji, jest powodowany przede wszystkim wspomnianą krytyczną diagnozą.
Niemożliwe jest zatem oddzielenie lub zróżnicowanie czynników wpływających na stan emocjonalny kobiety w tak złożonej i niepokojącej sytuacji. W związku z tym nie należy wnioskować, że cierpienia psychiczne, których doświadcza kobieta, wynikają wyłącznie z subiektywnego odbioru odmowy przeprowadzenia zabiegu przerwania ciąży. Trudno jest również twierdzić, że w przypadku, gdy kobieta dokona przerwania ciąży, będzie mniej cierpiała".
Odpowiedź rządu komentuje adw. Kamila Ferenc: "Argument rządu o tym, że skarżąca mogła wyjechać za granicę, jest kompletnie nietrafiony. Obowiązkiem państwa jest zapewnić wsparcie medyczne, w tym opiekę aborcyjną, w ramach publicznego systemu opieki zdrowotnej, bez względu na to, czy osoby mieszkające w danym kraju mogą skorzystać z usług innego, np. wyjechać do zagranicznej kliniki aborcyjnej lub zamówić zestaw środków poronnych do domu. Dlaczego? Bo korzystanie z oferty pozasystemowej generuje koszty, nie tylko finansowe, ale też emocjonalne - stres wynikający z konieczności opuszczenia swojego miejsca zamieszkania i udania się do państwa, którego się nie zna, w którego języku się nie mówi itp. Ma to szczególne znaczenie w odniesieniu do świadczeń dotyczących zdrowia - kiedy bardzo liczy się czas i powaga sytuacji jest większa niż zwykle.
Potwierdzają to też decyzje Komitetu Praw Człowieka ONZ w sprawach Mellet p-ko Irlandii (2016) i Whelan p-ko Irlandii (2017). Zdaniem Komitetu brak zapewnienia dostępu do aborcji z powodu wad płodu w ramach rodzimego systemu opieki zdrowotnej to nieludzkie i poniżające traktowanie oraz dyskryminacja kobiet.
Wypychanie własnych obywatelek poza system ochrony zdrowia, w którym płacą podatki oraz godzenie się na to, że w kryzysowych sytuacjach muszą radzić sobie same (ewentualnie przy pomocy organizacji pomocowych), przeżywając ogromne cierpienie, niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa, jest totalną kompromitacją państwa. To tak jakby prezes partii rządzącej powiedział "nie możesz się dostać w Polsce do lekarza z powodu kolejek? To wyjedź za granicę". Tyle tylko, że to padło z jego ust, ale wyłącznie w odniesieniu do aborcji, której polskie kobiety i rodziny nie przestają potrzebować bez względu na zakazy.
I nie, w Polsce nie ma swobodnego dostępu do środków i metod planowania rodziny/zapobiegania ciąży. A jeśli są szczątkowe, to nie dają 100 proc. gwarancji. Jednak ta uwaga nie ma zastosowania do sytuacji skarżącej, bowiem ona była w CHCIANEJ ciąży. Tylko miała to nieszczęście, że mutacja genetyczna odebrała jej szansę na urodzenie zdrowego, zdolnego do samodzielnej egzystencji dziecka. Scenariusz, który ją czekał po porodzie, to było pewne cierpienie jej i dziecka.
Ferenc: "Kobiety, które znajdują się w podobnej sytuacji, co skarżąca, nie mogą - wbrew twierdzeniu rządu - złożyć skargi do Rzecznika Praw Pacjenta lub podobnej mu instytucji. Z polskiego systemu prawa zniknęła możliwość przerwania ciąży w publicznym szpitalu z uwagi na ciężkie i nieodwracalne wady płodu. Instytucje publiczne działają w granicach prawa, najczęściej stosują też literalną (dosłowną) jego wykładnię.
Jeśli aborcja z przyczyn embriopatologicznych jest zdaniem TK niekonstytucyjna, to znaczy, że pacjentka nie może jej oczekiwać. Zatem RPP jej nie pomoże.
Na marginesie należy wspomnieć, że ETPCz w poprzednich wyrokach dotyczących aborcji (Tysiąc, R.R., P. i S. p-ko Polsce) stwierdził, że w Polsce nie ma skutecznej ścieżki odwoławczej pozwalającej wyegzekwować aborcję. Z tego powodu zwracamy się do ETPCz, który "globalnie" rozpatruje łamanie praw człowieka z uwagi na określone prawo i praktykę.
Skąd wiemy, że skarżąca cierpi z powodu konieczności wyjazdu, a nie samego niepowodzenia położniczego? Po pierwsze, cierpi z obu powodów i dlatego jej cierpienie jej większe. Bo w sytuacji już traumatyzującej (niepomyślna diagnoza prenatalna) została pozostawiona w Polsce w sytuacji bez wyjścia. O tym, jaką krzywdę wyrządziła jej konieczność szukania rozwiązania poza Polską, wiemy od samej skarżącej. Pisemne zeznania jej i jej bliskich zostały załączone do akt sprawy. Skarżąca jest dorosłą kobietą i doskonale potrafi rozróżnić źródła swojego cierpienia. Ale jak to zwykle bywa w kwestii aborcji, rząd nie ufa kobietom".
Ferenc: "Podstawowy błąd, jaki popełnia rząd, to przyjmowanie założenia, że życie kobiety i życie płodu są objęte równoważną ochroną prawną. My, pełnomocniczki skarżącej i jednocześnie prawniczki nauczone polskiego prawa, jednoznacznie twierdzimy: kobieta, jej potrzeby, interesy życiowe i uczucia są ważniejsze niż płód. To kobieta jest podmiotem praw i wolności wynikających z polskiej Konstytucji oraz prawa międzynarodowego. W wyroku Vo p-ko Francji ETPCz orzekł, że płód nie jest uważany za „osobę” bezpośrednio chronioną przez art. 2 EKPCz (prawo do życia) – a jeśli przyjąć, że przysługuje mu na gruncie tego przepisu prawo do życia, to podlega ono ograniczeniu z uwagi na nie tylko prawa, ale też interesy kobiety w ciąży.
O tym, że ochrona prawna życia jest mniejsza na etapie prenatalnym, mówił też TK w wyroku z 1997 r. - tym samym, na który powołuje się rząd. Zgodnie z postanowieniem SN z 2008 r. (I KZP 13/08) pełna prawnokarna ochrona zdrowia i życia przysługuje dziecku nienarodzonemu od rozpoczęcia porodu/cesarskiego cięcia. W związku z tym zasada in dubio pro vita humana dotyczy osób urodzonych (których poród się rozpoczął).
Niezawisłość sędzi Pawłowicz nie jest podważana wyłącznie ze względu na jej poglądy, ale z uwagi na to, że podpisała TOŻSAMY treściowo wniosek. Czyli jako polityczka przestawiła gotowe rozstrzygnięcie nad którym miała potem pracować - w teorii bezstronnie - jako sędzia TK. Rząd to sprytnie pomija.
Prawo państwowe nie może być tworzone w oparciu o osobisty światopogląd tego czy innego sędziego (nawet o nazwisku takim jak Zoll) czy polityka. Prawo musi realizować potrzeby społeczne grup i osób o różnych zapatrywaniach i potrzebach. Obecnie tego nie robi, powodując ogromne cierpienie i niesprawiedliwość oraz pogłębiając nierówności społeczne. Dlatego wniosłyśmy szereg skarg (bo LM jest pierwsza, ale nie ostatnia), by ETPCz ocenił te konsekwencje z perspektywy łamania praw człowieka".
Co jeszcze szczególnie razi w argumentacji rządu?
Po pierwsze, o czym w OKO.press pisaliśmy wielokrotnie, nie jest prawdą, że TK nie mógłby dojść do innego wniosku, niż w decyzji z 22 października 2022 r.
Prof. Lech Garlicki, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w latach 1993-2001 mówił OKO.press w październiku 2020 r.: „To nie jest przypadek, że w Konstytucji z 1997 roku nie ma definicji życia »od poczęcia do naturalnej śmierci«. Ustawodawca o tym nie zapomniał, tylko uchwalając konstytucję, przyjął kompromis.
Kompromis polegał na tym, żeby tego nie dopowiedzieć i zostawić jako punkt otwarty po to, żeby nie generować kolejnego konfliktu wokół przepisów konstytucyjnych”.
Na marginesie — rząd błędnie podaje w swojej odpowiedzi do ETPCz, że słowa "od poczęcia" znajdują się w ustawie o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży Takich słów nie ma ani w Konstytucji, ani w ustawie. Takie kreślenie znajduje się jedynie w ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka, w art. 2.
Rozmowę z prof. Garlickim można znaleźć tutaj:
W tej samej rozmowie prof. Garlicki tłumaczy, czy można uzasadniając decyzję z 22 października 2020 r. powoływać się na wyrok TK z 1997 r., gdy usunięto z ustawy przesłanką społeczną do legalnej aborcji. Oraz na późniejsze wyroki TK, które dotykają kwestii "ochrony życia". Wypowiedź na ten temat rzecznika rządu, Piotra Müllera z czerwca 2022 r. sprawdzaliśmy tutaj:
Jeszcze w 2018 r. na łamach OKO.press prawniczka Irmina Kotiuk analizowała z kolei zgodność z Konstytucją projektu autorstwa Kai Godek "Zatrzymaj aborcję". Mowa w niej m.in. o zasadzie in dubio pro vita humana (wszelkie możliwe wątpliwości co do ochrony życia ludzkiego powinny być rozstrzygane na rzecz tej ochrony). Opinię można znaleźć tutaj:
To oznacza, że wcale nie każdy trybunał musiałby dojść do tego samego wniosku. Dodatkowo trudno uznać TK Julii Przyłębskiej za w jakikolwiek sposób niezależny.
Po drugie, za kuriozalny i pełen hipokryzji należy uznać argument przeciwko "nieproporcjonalnemu obciążeniu" (który też skomentowała Ferenc). Pełne zadowolenia uznanie rządu, że skarżąca nie była nazbyt obciążona skutkami surowego polskiego prawa, bo szybko przerwała ciążę w innym kraju, zaprzecza wzniosłym zapewnieniom o ochronie życia. Dowodzi także, że nie chodzi o ochronę życia, ale o to, by Polki nie mogły przerywać ciąży w Polsce. Gdzieś indziej - proszę bardzo. Wyklucza to także osoby - bardzo duża grupę osób potrzebujących aborcji - które środków nie mają.
Odpowiedź rządu to niejako przyznanie racji inicjatywom, które pomagają Polkom w aborcjach - Aborcji bez Granic, Aborcyjnemu Dream Teamowi i Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Działaczki tych organizacji przekonują, że po decyzji TK Przyłębskiej, a także przed nią, cały ciężar pomocy w aborcjach (które i tak się odbywają, co rząd poniekąd przyznaje w cytowanym piśmie) spoczywa na barkach aktywistek i NGOsów, które wykonują pracę w zastępstwie państwa.
Po trzecie, trudno zaakceptować argument dotyczący powodów cierpienia osoby w ciąży z ciężko uszkodzonym płodem. Fakt, że kobiety decydowały się na aborcję po takiej diagnozie (przed decyzją TK - ok. 1000 ustawowych aborcji z powodu wad płodu i nieznana, ogromna liczba aborcji poza systemem) oznacza, że w taki sposób chciały zmniejszyć cierpienie własne lub/i dziecka, które urodzi się ze śmiertelną chorobą. Był to środek, z którego można, ale nie trzeba było korzystać.
Czy ktokolwiek może twierdzić, że brak takiego wyboru nie wpływa obciążająco na psychikę w tak trudnym momencie? Czy ktokolwiek może twierdzić, że bycie w ciąży (przez np. kolejne 6 miesięcy!) z płodem, który tuż po urodzeniu umrze nie zwiększa stresu lub nie traumatyzuje?
W rozmowie ze Sławomirem Zagórskim rr hab. Magdalena Rutkowska z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie mówiła: "Najważniejszą zmianą [po decyzji TK Przyłębskiej] jest liczba porodów, w trakcie których albo po których prowadzimy opiekę paliatywną. Widzimy to w naszych sprawozdaniach, które przygotowujemy w klinice.
I jeśli porównamy ubiegły rok i obecny, to na sali porodowej opieka paliatywna się potroiła, a na oddziale intensywnej terapii podwoiła. Od stycznia do lipca 2022 prowadziliśmy opiekę paliatywną 13 razy, czyli co najmniej dwa razy w miesiącu, co staje się dla nas trudne do przeżycia.
Wiele spośród tych dzieci umierało na sali porodowej, ale to trwało godzinami. Takie porody odbywają się zwykle siłami natury, ponieważ dziecko nie rokuje przeżycia, więc ginekolodzy nie chcą okaleczać matki, wykonując cięcie cesarskie. Więc najpierw poród siłami natury, potem przedłużająca się opieka paliatywna na sali porodowej. Położne zgłaszają nam, że jest to dla nich bardzo trudne do przeżycia i że one też wymagają pomocy psychologicznej".
Położne, a co dopiero rodzice dziecka.
"Prawo nie nakazywało matce usunąć ciąży, tylko dawało jej tę możliwość. Decyzja należała do rodziców.
Natomiast zmiana ustawy spowodowała, że matka nie ma dziś żadnych możliwości. Jest po prostu ubezwłasnowolniona. A konsekwencje tego ubezwłasnowolnienia oglądamy my – neonatolodzy. Dodam, że my tylko oglądamy, a najbardziej bolesne konsekwencje ponoszą dzieci, które cierpią. Cierpią też ich najbliżsi – rodzice", mówiła dr Beata Pawlus ze Szpitala Specjalistyczny im. Świętej Rodziny w Warszawie.
Cała rozmowa tutaj:
Co więcej, badania dowodzą, że brak możliwości przerwania ciąży zwiększa ryzyko zaburzeń psychicznych, podczas gdy samo przerwanie ciąży - nie. Pisaliśmy o tym tutaj:
Nie wiadomo, kiedy ETPCz rozstrzygnie którąkolwiek ze skarg.
Kobiety
aborcja
Europejski Trybunał Praw Człowieka
Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny
Kamila Ferenc
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze