0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja GazetaBartosz Banka / Agen...

Publikujemy dramatyczny głos Edwina Bendyka* ostrzegający przed katastrofalnymi skutkami polityki PiS. "Z błędnych i szkodliwych decyzji politycznych można się wycofać. Jeśli jednak skorelowane są one z deklaracjami spychającymi Polskę na margines debaty w najbliższym Polsce otoczeniu międzynarodowym, to konsekwencją będzie trwała marginalizacja polityczna, a w efekcie osłabienie pozycji strategicznej i bezpieczeństwa naszego kraju.

Na to nie może być zgody. Jeśli nie chcemy dać się zepchnąć na margines jako kraj, nie dajmy się zmarginalizować jako społeczeństwo.

Nie wszystko zależy od obozu władzy i rządu, a ten można zmienić w demokratycznych wyborach. Wartości wyrażających europejskie aspiracje Polek i Polaków oraz ich pragnienie uczestniczenia w głównym nurcie historii bronić należy cały czas" - pisze Bendyk.

Polska na zakręcie

Ostatnie działanie Prawa i Sprawiedliwości – zgłoszenie projektu ustawy „lex TVN” – wywołało napięcia dyplomatyczne ze Stanami Zjednoczonymi. Jednocześnie do przesilenia zbliża się konflikt z instytucjami Unii Europejskiej wywołany wnioskiem premiera Mateusza Morawieckiego o zbadanie zgodności prawa unijnego z polską konstytucją. Jeśli miarą jakości stosunków zagranicznych i bezpieczeństwa międzynarodowego są relacje z sojusznikami o trwałym, strategicznym znaczeniu, to dawno Polska nie była w tak złej sytuacji.

Decyzje obozu władzy spychają Polskę na margines europejskiej i światowej polityki. Konsekwencje tych działań grożą bezpieczeństwu państwa oraz aspiracjom i przyszłości Polek i Polaków. Nie ma zgody na to – polskie społeczeństwo dokonało trwałych wyborów odrzucając w 1989 roku system polityczny PRL i wybierając ustrój demokratyczny.

W 1999 roku Polska stała się członkiem NATO, a w 2004 – Unii Europejskiej. Proces integracji w ramach północnoatlantyckiego systemu bezpieczeństwa i europejskiego systemu wartości dopełnił się. Żadne partykularne partyjne interesy nie uzasadniają demontażu tego dorobku.

Wniosek premiera do TK Przyłębskiej

Przypomnijmy. 13 lipca upolityczniony, kontrolowany przez partię rządzącą Trybunał Konstytucyjny ma rozpatrywać wniosek premiera Morawieckiego o zbadanie zgodności niektórych przepisów Traktatu o Unii Europejskiej z przepisami polskiej konstytucji. Jego zdaniem przepisy traktatu, które zezwalają na „odstąpienie od stosowania konstytucji” w przypadku jej niezgodności z prawem unijnym, łamią przepisy polskiej ustawy zasadniczej i nie powinny obowiązywać.

Wśród tych przepisów wymienia uprawnienie sądów do przeprowadzenia badania niezawisłości sędziów powołanych przez prezydenta oraz do kontroli uchwał Krajowej Rady Sądownictwa dotyczących wystąpienia z wnioskiem do prezydenta o powołanie sędziów.

Wniosek Izby Dyscyplinarnej

14 lipca w TK odbędzie się druga rozprawa, tym razem dotycząca wniosku złożonego przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego. Chodzi o zbadanie zgodności z konstytucją zobowiązania przez TSUE państwa członkowskiego do wykonania środka tymczasowego w sprawach dotyczących sądownictwa. Jest to odpowiedź na decyzję TSUE nakazującą wstrzymanie prac Izby Dyscyplinarnej z kwietnia br.

Oba wnioski złożone do Trybunału Konstytucyjnego mają „ochronić” system nominacji sędziów przez upolitycznioną KRS oraz system dyscyplinarny sędziów przed jurysdykcją prawa europejskiego i wyrokami TSUE. Zespół Ekspertów Prawnych Fundacji Batorego w swoim stanowisku z 7 maja br. ostrzegał, że orzeczenie przez TK, iż przepisy Traktatu UE są sprzeczne z konstytucją, będzie nie tylko rażącym naruszeniem prawa Unii Europejskiej, ale także pogwałceniem samej konstytucji, która zobowiązuje rząd polski do przestrzegania wiążącego go prawa międzynarodowego. Zdaniem ekspertów postępowanie przed Trybunałem powinno zostać umorzone „ze względu na niedopuszczalność wyroku”.

To grozi wyjściem z UE

Jeśli Trybunał Konstytucyjny wyda orzeczenie zgodne z wnioskiem premiera, Polska naruszy dobrowolnie zaciągnięte zobowiązania międzynarodowe, a państwo albo będzie zmuszone do poniesienia odpowiedzialności z tego tytułu, albo stanie przed koniecznością opuszczenia Unii w celu wycofania się ze swych zobowiązań.

Komisja Europejska w czerwcu zwróciła się do premiera rządu polskiego o wycofanie wniosku wskazując, że stoi on w sprzeczności z zasadą lojalnej współpracy i praworządności. Komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders stwierdził w wywiadzie w „Rzeczpospolitej”, że kwestionowanie pierwszeństwa prawa UE oraz wyłącznej kompetencji TSUE do jego jednolitej interpretacji wnosi kryzys praworządności na nowy poziom i stwarza dla UE jeszcze większy problem niż ograniczanie niezależności sądów w wybranych państwach.

W tym samym miesiącu Komisja wszczęła procedurę o naruszenie prawa przeciwko Niemcom w związku z wyrokiem niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, w którym zakwestionował on kompetencje TSUE oraz prawo Europejskiego Banku Centralnego do prowadzenia suwerennej polityki pieniężnej. Polska staje dziś przed groźbą postępowania przeciwnaruszeniowego, tym bardziej że w odróżnieniu od Niemiec, kwestionowanie prymatu prawa UE i kompetencji TSUE jest oficjalnym stanowiskiem rządu.

TSUE ogłosi wyrok 15 lipca

Jeśli Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej orzeknie, że polskie prawo ma pierwszeństwo przed unijnym, pierwszym polem konfliktu będzie wyrok TSUE w sprawie systemu dyscyplinarnego polskich sędziów. Ogłoszenie tego wyroku zaplanowane jest na 15 lipca, czyli dzień po drugim posiedzeniu TK. Można się spodziewać, że TSUE podtrzyma opinię o fundamentalnej sprzeczności między systemem dyscyplinarnym wprowadzonym w ostatnich latach w polskim wymiarze sprawiedliwości a prawem i wartościami Unii Europejskiej i nakaże zawieszenie wszelkich czynności Izby Dyscyplinarnej.

Komisja nie zatwierdzi KPO

Kolejnym polem konfliktu będzie zatwierdzenie polskiego Krajowego Planu Odbudowy, z którego Polska może otrzymać w sumie otrzymać 58,1 mld euro, w tym prawie 23,9 mld euro dotacji. Wątpliwe, by Komisja Europejska zdecydowała się na wydanie rekomendacji dla zaakceptowania przez Radę UE polskiego Krajowego Planu Odbudowy w sytuacji, gdy rząd polski odmawia stosowania podstawowych przepisów Traktatu o UE.

Faktyczne wyłączenie stosowania w Polsce jurysdykcji unijnego Trybunału Sprawiedliwości w sprawach dotyczących niezależności wymiaru sprawiedliwości oznacza poważne ryzyko dla budżetu UE, bowiem środki wydatkowane w Polsce nie byłyby należycie chronione. Komisja już zdecydowała się na taki krok w stosunku do Węgier, nie przyjmując węgierskiego planu odbudowy.

Należy się więc liczyć z tym, że także w Polsce nierespektowanie orzeczeń TSUE i kwestionowanie prymatu prawa UE pociągnie za sobą uruchomienie przez Komisję mechanizmu warunkowości wiążącego wypłatę środków z przestrzeganiem rządów prawa. Konsekwencją, jak piszemy w analizie "Wielka korupcja za unijne pieniądze? Jak ograniczyć ryzyko dla Polski i UE?”, może być zawieszenie płatności dla Polski z budżetu UE i z Funduszu Odbudowy.

Przeczytaj także:

Lex TVN

W czasie, gdy faktycznie rozstrzyga się status obecności Polski w Unii Europejskiej, Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się wszcząć nowy konflikt. W nocy z 7 na 8 lipca grupa posłów z Markiem Suskim na czele zgłosiła projekt nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Ze względu na jednoznaczny charakter propozycji projekt szybko zyskał miano „lex TVN”, prawa, które ma zmusić inwestorów – amerykańskich właścicieli stacji TVN – do sprzedaży przynajmniej części aktywów podmiotowi krajowemu, a tym samym do utraty kontroli i niezależności. Jak można było się spodziewać, inicjatywa obozu władzy wywołała szybką reakcję przedstawicieli Stanów Zjednoczonych. Sprawie przygląda się także Komisja Europejska.

Jaki jest cel tych działań?

Jaki jest cel tych działań? Eskalacja konfliktu z najbliższym Polsce międzynarodowym środowiskiem strategicznym, jedynym, z którym spajają nasz kraj trwałe interesy i łączą wspólne wartości, wygląda całkowicie niezrozumiale. Wielu analityków sceny politycznej wskazuje wszakże, że dla Prawa i Sprawiedliwości oraz jej lidera relacje międzynarodowe mają drugorzędne znaczenie. Priorytetem jest sprawowanie i utrzymanie władzy. W tej perspektywie usunięcie kolejnych barier ograniczających swobodę rządzenia jest dużo ważniejsze i pilniejsze niż stosunki międzynarodowe.

W tym ruchu można też dopatrywać się swoistej próby sił. Skoro relacje europejskie i ze Stanami Zjednoczonymi opierają się na trwałym interesie strategicznym, to zdaniem PiS-u trwałości tej nie powinny zaszkodzić meandry partykularnej polityki krajowej. Pytanie, jakie są granice tej dezynwoltury oraz do jakiego stopnia Stany Zjednoczone i partnerzy z Unii Europejskiej są w stanie akceptować prowokacje polskiego rządu w imię owego nadrzędnego i trwałego interesu strategicznego?

Czy przekraczamy właśnie czerwoną linię – dowiemy się w ciągu najbliższych dni. Straty już ponieśliśmy, niezależnie od tego, czy nasi sojusznicy przymkną oczy na działania polskich władz, czy też PiS wycofa się z „lex TVN”, a Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej umorzy postępowania w sprawie pytań premiera i Izby Dyscyplinarnej.

Istotą relacji ze Stanami Zjednoczonymi oraz we Wspólnocie Europejskiej jest – przypomnijmy – trwałość interesów i wspólnota wartości.

PiS dołącza do skrajnej prorosyjskiej prawicy

W tym kontekście warto przypomnieć jeszcze jedną inicjatywę Prawa i Sprawiedliwości. 2 lipca Jarosław Kaczyński oświadczył, że jego partia podpisała wspólną deklarację z innymi europejskimi ugrupowaniami prawicowymi, wyrażając tym samym swoje stanowisko w rozpoczynającej się konferencji o przyszłości Europy. Wśród sygnatariuszy deklaracji znalazły się takie ugrupowania jak: Zjednoczenie Narodowe Marii Le Pen, hiszpański Vox, włoska Liga Matteo Salviniego, Bracia Włosi. Wbrew komunikatowi PiS nie są to formacje centroprawicowe. W europejskiej przestrzeni ideowej identyfikowane są jako skrajna prawica, z którą formacje głównego nurtu, również konserwatywne, nie prowadzą wspólnej polityki ani wspólnych uzgodnień. Są hałaśliwym, i choć znaczącym, to wciąż marginesem w europejskiej polityce.

Sygnatariusze deklaracji, jak podkreślali europejscy komentatorzy, tworzą egzotyczny oraz niemożliwy w praktycznym działaniu sojusz, którego najsilniejszym spoiwem jest wrogość do Unii Europejskiej w obecnym kształcie i prorosyjskość.

Co w tym towarzystwie robi PiS i Jarosław Kaczyński jako lider partii rządzącej w Polsce? To pytanie powinni zadać sobie nie tylko wyborcy i zwolennicy tego ugrupowania. Przystąpienie do sojuszu z Voxem czy Zjednoczeniem Narodowym oznacza nie tylko świadomą marginalizację PiS-u na europejskiej scenie.

Jest sygnałem dla realnych sojuszników Polski, Stanów Zjednoczonych i państw europejskich, że obóz polityczny sprawujący władzę w Polsce nie uznaje wartości, które obok interesów są podstawą trwałości strategicznych sojuszy. Prowadzi też do znacznie groźniejszego pytania: czy skoro Zjednoczona Prawica zyskała demokratyczną legitymację wartości te uznaje polskie społeczeństwo?

Z błędnych i szkodliwych decyzji politycznych można się wycofać. Jeśli jednak skorelowane są one z deklaracjami spychającymi Polskę na margines debaty w najbliższym Polsce otoczeniu międzynarodowym, to konsekwencją będzie trwała marginalizacja polityczna, a w efekcie osłabienie pozycji strategicznej i bezpieczeństwa naszego kraju.

Na to nie może być zgody. Jeśli nie chcemy dać się zepchnąć na margines jako kraj, nie dajmy się zmarginalizować jako społeczeństwo.

Nie wszystko zależy od obozu władzy i rządu, a ten można zmienić w demokratycznych wyborach. Wartości wyrażających europejskie aspiracje Polek i Polaków oraz ich pragnienie uczestniczenia w głównym nurcie historii bronić należy cały czas.

Najlepszym sposobem jest ich codzienne praktykowanie w przestrzeni obywatelskiej poprzez zaangażowanie społeczne i polityczne, aktywność w sferze kultury i edukacji, rozwijanie samorządności, uczestnictwo w debacie publicznej i opór wobec działań władzy łamiących podstawowe prawa i wartości. Wiele zależy od nas.

*Edwin Bendyk jest prezesem Fundacji Batorego, dziennikarzem, publicystą, pisarzem. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas. Wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Publicysta tygodnika „Polityka”. Członek Polskiego PEN Clubu.

;
Na zdjęciu Edwin Bendyk
Edwin Bendyk

*Edwin Bendyk, dziennikarz, aktywista społeczny, pisarz. Od lipca 2020 prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Szef działu Nauka w „Polityce”. Twórca Ośrodka Badań nad Przyszłością Collegium Civitas i wykładowca Graduate School for Social Research PAN. Autor książek „Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności” (2002), „Antymatrix. Człowiek w labiryncie sieci” (2004), „Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu” (2009) oraz „Bunt Sieci” (2012), „Jak żyć w świecie, który oszalał” (wspólnie z Jackiem Santorskim i Witoldem Orłowskim, 2014). Członek Polskiego PEN Clubu. Sympatyk alternatywnej sztuki, uczestnik wielu inicjatyw oddolnych, entuzjasta lokalnych mikroutopii.

Komentarze