Sąd w Amsterdamie po raz kolejny wstrzymał ekstradycję do Polski podejrzanych ściganych na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Wydłużający się proces ekstradycji to porażka "reformy" wymiaru sprawiedliwości PiS. Polskie sądy stały się dla partnerów w UE instytucjami drugiej kategorii. A zamiast obiecywanych usprawnień w orzekaniu, mamy utrudnienia
W piątek 4 stycznia 2019 roku sąd w Amsterdamie podjął decyzję o wstrzymaniu ekstradycji jedenastu Polaków ściganych w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania.
To kolejne postanowienie tego typu po tym, jak w październiku 2018 roku Holandia zawiesiła odesłanie Polsce trojga podejrzanych. Za sprawą wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z lipca 2018 roku sądy państw członkowskich mają takie prawo. Mogą wstrzymać ekstradycję, gdy mają wątpliwości co do stanu rządów prawa w państwie wnioskującym o wydanie obywatela.
Sąd w Amsterdamie chce sprawdzić, czy polskie sądy mogą zagwarantować ściganym prawo do sprawiedliwego procesu.
Bo "niepokoi się o niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości i konsekwencje [jej obecnego stanu] dla prawa do rzetelnego procesu wobec podejrzanych".
Postanowił więc po raz kolejny zwrócić się z pytaniami do sądów wnioskujących o ekstradycję, by te odniosły się do stanu polskiej praworządności. Wyjaśnienia, które uzyskał po pytaniach z października, uznał bowiem za niesatysfakcjonujące.
Fakt, że ekstradycje zostają tymczasowo wstrzymane jest kompromitujący dla polskiego rządu. Bo oznacza brak zaufania partnerów w Unii Europejskiej do polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ekstradycja na podstawie ENA ma bowiem co do zasady być uproszczona, przebiegać niemal automatycznie.
Holandia uważnie przygląda się polskim problemom z rządami prawa. Jest jednym z czterech krajów UE, które wniosły swoje uwagi w sprawie pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego. Delegacja holenderska krytycznie odniosła się do przepisów ustawy o SN z grudnia 2017 roku i uznała je za sprzeczne z unijnym prawem. Poparła rozpatrzenie pytań SN przez Trybunał.
Decyzje o tymczasowym wstrzymaniu ekstradycji podejrzanych podjęła Międzynarodowa Izba Pomocy Prawnej (Internationale Rechtshulpkamer - IRK) sądu w Amsterdamie. To ona jest w Holandii organem wykonującym Europejski Nakaz Aresztowania.
Po 11 Polaków zgłosiły się sądy okręgowe w Poznaniu, Katowicach, Gliwicach, Siedlcach, Przemyślu, Kaliszu i Bydgoszczy. Jak czytamy w uzasadnieniu (całość w języku niderlandzkim: tu) opublikowanym na stronie IRK, holenderski sąd ma poważne wątpliwości, czy Polakom zapewniony zostanie sprawiedliwy proces:
"IRK niepokoi się o niezależność polskiego wymiaru sprawiedliwości i jego konsekwencje [jej obecnego stanu] dla prawa do rzetelnego procesu wobec podejrzanych. Dlatego na wcześniejszym etapie polskim władzom zadano szereg pytań, by potwierdzić niezależność sądów, które zajmą się ich sprawami karnymi."
Amsterdamska IRK po raz pierwszy odmówiła natychmiastowego wydania podejrzanych Polsce w październiku 2018 roku. Wówczas sprawa dotyczyła trojga Polaków - jednego z nich z miesięcznym opóźnieniem odesłano do Polski. Dwóch 4 stycznia znalazło się ponownie na liście wstrzymanych ekstradycji. Bo odpowiedź sądu nie usatysfakcjonowała strony holenderskiej.
"IRK jest zdania, że istnieje powód do zadawania dalszych pytań, zanim można będzie rozpatrzyć wnioski o przekazanie. Odpowiedzi, które dotychczas otrzymał sąd, nie są kompletne i dają podstawy do kontynuowania pytań" - pisze IRK w uzasadnieniu odmowy.
Po czystce w sądach powszechnych w 2017 roku prezesi polskich sądów zostali w większości wymienieni na przychylnych rządom PiS. Nie wiemy, co dokładnie odpowiedzieli na pytania Amsterdamu, ale jest prawdopodobne, że trzymali się narracji władzy.
Sąd w Amsterdamie poinformował, że sprawę ekstradycji Polaków rozpatrzy ponownie za dwa miesiące.
Gdy w październiku 2018 roku holenderski sąd odmówił ekstradycji trojga Polaków, zwrócił się z pytaniami do sądów w Gliwicach, Poznaniu i Warszawie. Chciał sprawdzić, czy mogą zagwarantować podejrzanym prawo do sprawiedliwego procesu.
Podobnie zachował się sąd w Madrycie pod koniec września - wstrzymał wydanie Polsce obywatela poszukiwanego przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie. Zapytał, czy sądy są autonomiczne i wolne od nacisków, czy sędziom gwarantuje się nieusuwalność oraz ogólnie o zasady ich powoływania i odwoływania. A także o system kar dyscyplinarnych, jako narzędzie potencjalnej kontroli politycznej.
OKO.press postanowiło samo odpowiedzieć na pytania hiszpańskiego sądu w październiku. Obawialiśmy się, że prezes sądu w Rzeszowie Rafał Puchalski - powołany przez Zbigniewa Ziobrę współpracownik Ministerstwa Sprawiedliwości i członek KRS - może nie udzielić Madrytowi obiektywnych odpowiedzi.
System Europejskiego Nakazu Aresztowania co do zasady ma gwarantować, że ekstradycje poszukiwanych obywateli państw członkowskich UE będą przebiegały sprawnie. Opiera się na zaufaniu między sądami państw członkowskich UE.
Zasadę tę w stosunku do Polski podważyła w marcu irlandzka sędzia Aileen Donnelly. Odmówiła wydania kilkunastu Polaków, w tym Artura Celmera poszukiwanego za handel narkotykami. Swoje wątpliwości co do stanu praworządności w Polsce i gwarancji sprawiedliwego procesu dla podejrzanych przedstawiła w pytaniach prejudycjalnych do TSUE.
Trybunał odpowiedział na nie w lipcu 2018 roku. Stwierdził, że ocena stanu praworządności leży po stronie sądów, które decydują o wydaniu obywateli. Ale wskazał, jakimi kryteriami należy się przy tej ocenie kierować. I zaznaczył, że procedura wykonania ENA może zostać wstrzymana, jeżeli sąd stwierdzi, że nie ma gwarancji prawa do sprawiedliwego procesu.
To po decyzji TSUE sądy państw członkowskich UE zaczęły pisać do swoich polskich odpowiedników z prośbą o wyjaśnienia w kwestii rządów prawa.
19 listopada w OKO.press pisaliśmy, że w wyroku pierwszej instancji sędzia Donnelly zezwoliła na odesłanie Artura Celmera do Polski. Zbadawszy sprawę, stwierdziła, że choć Polska ma problemy z rządami prawa, nie można jednoznacznie udowodnić, że miałyby one wpływ na proces podejrzanego. 11 grudnia prawnicy Celmera złożyli jednak apelację. Sprawę Polaka ponownie rozpatrzy irlandzki Sąd Najwyższy.
Pod koniec października także Wysoki Trybunał w Wielkiej Brytanii odrzucił wnioski trzech Polaków o wstrzymanie ekstradycji na podstawie ENA. Postanowił odesłać ich do Polski.
W oparciu o postanowienie TSUE brytyjscy sędziowie uznali, że Polacy mieli prawo przedstawić sądowi swoją argumentację. Próbowali dowieść, że grozi im naruszenie prawa do sprawiedliwego procesu. W decyzji z 31 października Wysoki Trybunał uznał jednak, że w tym przypadku takie obawy nie byłyby uzasadnione i zgodził się na ekstradycję.
Sędziowie Wysokiego Trybunału stwierdzili, że sprawy Polaków nie miały „politycznej czy innej wrażliwej treści” - były zwykłymi przestępstwami. Uznali więc, że nie grozi im niesprawiedliwe potraktowanie po powrocie do kraju.
Autorzy "reformy" wymiaru sprawiedliwości nie mają powodów do zadowolenia.
Po pierwsze dlatego, że sama procedura "sprawdzania", czy w Polsce działają rządy prawa, oznacza, że polskie sądy stały się dla europejskich partnerów instytucjami podejrzanymi, którym nie można ufać w ciemno.
Po drugie, jak dotąd sądy zgadzały się na ekstradycję nie dlatego, że przekonały ich zapewnienia autorów reform, a ze względu na charakter przestępstw, o które oskarżono Polaków.
W wyniku decyzji TSUE z lipca 2018 procedura ekstradycji, a wraz z nią całe postępowanie, może się też wydłużać.
Europejskie sądy dostały zielone światło, by każdą ze spraw ENA wobec polskich obywateli badać z osobna. To dla nich dodatkowe obciążenie. A dla polskiego wymiaru sprawiedliwości oznacza zamiast usprawnień kolejne utrudnienia.
Prof. Marcin Matczak nie ma wątpliwości, że reformy rządu PiS zaszkodziły polskim sądom:
„Wyrok Trybunału był porażką Polski – inne państwa Unii straciły do nas zaufanie. Gdyby nie majstrowanie przy sądach, Celmer byłby w Polsce już pół roku temu. A tak będzie wysłany z dużym opóźnieniem. Co więcej, wysłanie każdego innego poszukiwanego Europejskim Nakazem Aresztowania będzie opóźnione. Taki jest efekt deformowania polskiego wymiaru sprawiedliwości – zamiast przyśpieszenia w wymierzaniu sprawiedliwości, opóźnienie” – pisał w listopadzie 2018 na swoim blogu.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze