Ujawniona korespondencja Karola Wojtyły i Anny Teresy Tymienieckiej nie pozostawia cienia wątpliwości: Jan Paweł II z pierwszej ręki wiedział o mafijnym i systemowym tuszowaniu pedofilii duchownych w USA. I skandalicznie poprzestał na modlitwie za małoletnie ofiary.
Przed trzema tygodniami dwaj dziennikarze, Marcin Gutowski i Szymon Żyśko, upublicznili sensacyjny zbiór kilkuset listów kardynała, potem papieża, i filozofki. Zakupiona przez państwo polskie w 2008 roku korespondencja została zdeponowana w Bibliotece Narodowej w Warszawie. A jej dyrektor najprawdopodobniej przez stronę kościelną, która partycypowała w zakupie, został zobligowany do jej nieudostępniania.
Wydał ją przed rokiem obydwu dziennikarzom, ekskluzywnie i może sporo ryzykując, kiedy nie mogła już zaszkodzić kanonizacji polskiego papieża. Jakkolwiek już po jej ujawnieniu pojawiły się głosy żądające dekanonizacji. Korespondencja potwierdza bowiem wcześniejsze przypuszczenia, że Jan Paweł II miał wiarygodne informacje o nadużyciach seksualnych duchownych wobec nieletnich, a co gorsze, o systemowym kryciu przestępstw przez biskupów.
W przypadku poprzednich papieży praktyka zamiatania pod dywan skandalicznych przestępstw duchownych była tuszowana od razu przez miejscowych biskupów, zgodnie z nadrzędną watykańską instrukcją, o której będzie jeszcze mowa. Ujawnienie tejże instrukcji (1998) i gigantycznych rozmiarów skandal z udziałem duchownych w USA (2002), wraz z procesami sądowymi wytaczanymi diecezjom, po raz pierwszy Głowę Kościoła skonfrontowały z przestępstwami popełnionymi na własnym kościelnym boisku.
Pod pręgierzem opinii publicznej Jan Paweł II zareagował, ale nieadekwatnie, niezmiennie preferując obronę wizerunku Kościoła.
Pod pręgierzem opinii publicznej Jan Paweł II zareagował, ale nieadekwatnie, niezmiennie preferując obronę wizerunku Kościoła.
Image Kościoła jako „świętej” instytucji wymagał milczenia nieletnich ofiar. Wdzięczni za to konserwatywni kardynałowie i biskupi na potrzeby beatyfikacji i kanonizacji polskiego papieża kompromitującą korespondencję ukryli w trupiej szafie. W roli głównej nasi rodzimi.
Nie, kardynał Wojtyła nie miał romansu z polską filozofką. Nawet jeśli pieszczotliwa forma zwracania się do celibatariusza w papieskiej sutannie niejednego katolika mogła postawić do pionu. „Pysiu, pysiu”, kończyła madame Tymieniecka niektóre ze swoich listów.
Arystotelesowska przyjaźń pozwalała jednak rozwiedzionej kobiecie, w drugim, więc w oczach Kościoła, grzesznym małżeństwie, rugać przyjaciela w Watykanie. Na co nie porwał się żaden z mocarnych kardynałów. Najbardziej prominentny z nich Carl Maria Martini jedynie spiskował zakulisowo. Przeciwko wepchnięciu kościelnej barki na ultrakonserwatywne wody utworzył tajne sprzysiężenie w szwajcarskim Sankt Gallen.
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Historyk, politolog i watykanista, prof. na Uczelni Korczaka w Warszawie i Uniwersytecie we Freiburgu.
Komentarze