0:000:00

0:00

Najważniejszy w Polsce jest Kaczyński. Nie ulega to wątpliwości. Jest to zgodne z prawem. Wcale nie mówię ironicznie, wręcz z podziwem. To naczelnik państwa. Ten ustrój spowodował, że taka funkcja zaistniała. Nie czołgi stoją za Kaczyńskim, a konstytucja.
Bzdura. Rzeczpospolita jest państwem prawa, nie państwem Jarosława.
"Kropka nad i", TVN24,09 lutego 2017
Paweł Kukiz zdecydowanie przesadził w tej rozmowie z Moniką Olejnik. O ile metafora "naczelnika państwa" pozwala jakoś ująć rolę Jarosława Kaczyńskiego, który z fotela szefa partii steruje obecnie ręcznie działaniami rządu, parlamentu, prezydenta, prokuratury i Trybunału Konstytucyjnego, to taka zwierzchność nie jest w żaden sposób sankcjonowana przez polskie prawo. W polskim ustroju od 1922 roku nie ma instytucji naczelnika państwa - nie ma też na nią miejsca, ponieważ głową państwa jest Prezydent RP.

W sensie stanowisk państwowych Jarosław Kaczyński jest szeregowym posłem i byłym premierem RP - i dopóki nie zostanie zmieniona konstytucja, do czego potrzeba 2/3 głosów w Sejmie przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, tak właśnie pozostanie.

Oczywiście, prawo nie zabrania polskiemu prezydentowi i szefowej polskiego rządu radzić się każdego, kogo opinię uznają za wartą wysłuchania. Mogą słuchać instrukcji Jarosława Kaczyńskiego, mogą rzucać monetą przed podjęciem decyzji. Mogą dzwonić do mamy, papieża, królowej Anglii lub Władimira Putina - to wszystko nie jest wbrew prawu tak długo, jak długo nie udostępniają tajemnic państwowych osobom nieuprawnionym. Nawet gdyby prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło otwarcie przyznali się, że nie są samodzielni i tylko wykonują polecenia Jarosława Kaczyńskiego, to nie byłoby problemu - pod warunkiem, że ich postępowanie mieściłoby się w granicach prawa. Prezes Kaczyński mógłby być nawet nazywany przez swoich zwolenników "naczelnikiem państwa", jeśli ktoś uznałby to określenie za odpowiednie.

Po pierwsze jednak to urzędnicy państwowi, nie Jarosław Kaczyński, ponoszą konstytucyjną odpowiedzialność za postępowanie w czasie pełnienia urzędu. Po drugie, ich decyzje nie mogą być podejmowane ani wbrew prawu, ani bez podstawy prawnej. Po trzecie wreszcie, urzędnicy państwowi - również prezydent i premier - mają nie tylko uprawnienia, ale przede wszystkim obowiązki, z których muszą się wywiązywać.

Przeczytaj także:

Urzędnicy wybierają prezesa, nie prawo

Problem polega na tym, że realizując politykę prezesa Kaczyńskiego, najwyżsi urzędnicy państwowi w Polsce łamią prawo (nie tylko konstytucję, ale również ustawy), nie wykonują obowiązków, które nakłada na nich prawo, za to podejmują przekraczające ich kompetencje działania.

Narażają się w ten sposób na odpowiedzialność konstytucyjną, podczas gdy prezes Kaczyński pozostaje bezpieczny, w cieniu. Po upadku rządu PiS problemy będą mieli, między innymi:

  • - Prezydent Andrzej Duda, który wbrew zapisom Konstytucji i wbrew wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego nie zaprzysiągł trzech sędziów wybranych przez Sejm VII Kadencji oraz powołał - mimo braku uchwały Zgromadzenia Ogólnego sędziów TK - Julię Przyłębską na "prezesa" Trybunału Konstytucyjnego, podpisał szereg ewidentnie niekonstytucyjnych ustaw oraz budżet na 2017 rok, którego tryb uchwalenia przez Sejm budzi poważne wątpliwości.
  • - Premier Beata Szydło i kierująca pracami Kancelarii Premiera minister Beata Kempa, które - nie mając do tego żadnej podstawy prawnej - zablokowały lub znacząco opóźniły publikację szeregu wyroków Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw i Monitorze Polskim, choć Konstytucja nakazuje niezwłoczną publikację orzeczeń TK.
  • - Marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który 16 grudnia dopuścił się szeregu naruszeń Konstytucji i Regulaminu Sejmu, uniemożliwiając mediom obecność podczas obrad w Sali Kolumnowej, nie upewniając się, czy było kworum oraz utrudniając posłom opozycji dotarcie na obrady i ignorując zgłaszane przez nich wnioski formalne, cenzurując stenogram z posiedzenia Sejmu i ukrywając przed opinią publiczną niewygodne dla siebie ekspertyzy. Pewne problemy może mieć również marszałek Senatu, Stanisław Karczewski, który wbrew oczywistym wątpliwościom skierował do głosowania ustawę budżetową.
  • - "Prezes" Trybunału Konstytucyjnego, Julia Przyłębska, która sfałszowała uchwałę Zgromadzenia Ogólnego sędziów Trybunału Konstytucyjnego, co umożliwiło jej objęcie stanowiska "prezes" Trybunału; która wbrew zapisom Konstytucji i wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego włączyła do składów orzekających sędziów wybranych przez PiS na już zajęte miejsca; która wreszcie, by zapewnić PiS dominację w Trybunale, zwołała posiedzenie Zgromadzenia Ogólnego z naruszeniem prawa.

Aby Paweł Kukiz miał rację, instytucja naczelnika państwa musiałaby być zapisana w polskiej konstytucji.

Jednocześnie ten naczelnik musiałby mieć nie tylko prawo wydawać wiążące polecenia prezydentowi, premierowi, marszałkowi Sejmu i prezesowi Trybunału Konstytucyjnego (czego nie da się pogodzić w żaden sposób z zapisanym w polskiej ustawie zasadniczej podziałem władz na wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą) ale musiałby również mieć możliwość uchylania zapisów konstytucji, czego nie da się pogodzić z koncepcją państwa prawa. A także ponosić odpowiedzialność konstytucyjną za swoje czyny.

Kościuszko, Piłsudski, Kaczyński?

Metafora "naczelnika państwa" odwołuje się do okresu odzyskiwania państwowości przez Polskę po I Wojnie Światowej. Wówczas "naczelnik państwa" był rzeczywistym, opisanym w prawie urzędem głowy państwa w Rzeczypospolitej Polskiej, który w latach 1918-1922 pełnił Józef Piłsudski - zrzekł się stanowiska po zaprzysiężeniu pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Gabriela Narutowicza.

Sama nazwa stanowiska jest nawiązaniem do powstania przeciw Rosji i Prusom w 1794 roku - wówczas dyktatorską władzę Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej powierzono generałowi Tadeuszowi Kościuszce.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze