Kancelaria Sejmu jako "odpowiedzialny gospodarz" pomagała protestującym znieść "trudy pobytu" na sejmowym korytarzu - w ten sposób Centrum Informacyjne Sejmu podsumowało 40-dniowy protest osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Oświadczenie CIS roi się od manipulacji i nieścisłości. I zawiera groźbę kolejnych ograniczeń w dostępie do Sejmu
"Przez prawie cały protest osobom protestującym były przekazywane kierowane do nich pocztówki. Z ubolewaniem zauważamy, że uczestnicy akcji uczynili z nich ekspozycję naklejoną bezpośrednio na ściany Sejmu, bez jakiegokolwiek respektu dla zabytkowego charakteru wnętrz obiektu, w którym się znajdują" - pisze Centrum Informacyjne Sejmu w oświadczeniu z 30 maja 2018.
Według Centrum protestujący sami skazali się na złe traktowanie: mogli uniknąć wszelkich niedogodności, gdyby tylko chcieli, ale niestety zdecydowali się na najgorszą z możliwych opcji - czyli protest na korytarzu. Przy czym - twierdzi CIS - Sejm nie traktował ich wcale tak źle: dostawali jedzenie, mieli dostęp do fizjoterapeutów, spacerów i wi-fi. I dopatrywali się "podstępu" tam, gdzie była dobra wola Sejmu (chodzi o propozycję Kancelarii, by spotkali się z Janiną Ochojską poza budynkiem Sejmu).
Centrum broni interwencji Straży Marszałkowskiej, która użyła siły wobec protestujących 24 maja, oddzielenia ich kotarą w trakcie obrad Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, a utrudnienia w m.in. w dostępie do łazienki nazywa "umiejętnym pogodzeniem obu wydarzeń". Na koniec CIS grozi kolejnymi ograniczeniami dostępu do budynku Sejmu.
Oświadczenie pozostaje w stylu wystąpień marszałka Marka Kuchcińskiego. Komentował je dla OKO.press europoseł PO Marek Plura: "Oczywiście można różnie rozumieć, co jest humanitarne. Marszałek Kuchciński uważa, że nie trzeba człowiekowi wiele, protestujący mają dostęp do tlenu, wody, pokarmu. Ale to chyba nie jest poziom, którego byśmy sobie życzyli”.
Od 18 kwietnia do 27 maja 2018 w budynku Sejmu protestowały osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie. Protestujący domagali się poprawy warunków życia, między innymi podniesienia obecnych głodowych świadczeń oraz 500 zł bezzwrotnego, comiesięcznego dodatku. To ostatnie żądanie nie zostało spełnione, jednak protest przyniósł inne korzyści, o których pisaliśmy tutaj.
Posłowie i posłanki rządzącej koalicji obrażali protestujących, rząd powtarzał, że spełnia ich postulaty, choć tego nie robił, a władze parlamentu zamieniły przy tej okazji budynek w twierdzę zamkniętą przed obywatelami. Dokładnie opisaliśmy to w tekście „Dezinformacja, izolacja, agresja. Trzy sposoby władzy na protest osób z niepełnosprawnością”.
Warunki protestu budziły oburzenie nie tylko w Polsce, ale również zagranicą. Europejskie Forum Niepełnosprawności uznało, że podczas protestu w polskim Sejmie łamane są prawa człowieka. Forum wymieniło różne szykany, którym poddawane były osoby protestujące w gmachu Sejmu: uniemożliwianie wyjścia na zewnątrz, ograniczanie kontaktów z osobami z zewnątrz, zmuszanie do spania przy włączonym świetle. Te warunki zostały określone jako „nieludzkie”. Dwa przykłady łamania praw człowieka podczas protestu wymieniła dyrektorka polskiego oddziału Amnesty International w rozmowie z Radiem Zet: ograniczenie dostępu do toalety i użycie siły przez Straż Marszałkowską.
Wszystko to - połączone ze złymi doświadczeniami protestu z 2014 r. - sprawiło, że protestujący nie mieli zaufanie zarówno do rządzących, jak i do władz Sejmu.
Centrum Informacyjne Sejmu postanowiło napisać, jak było. Tyle że było inaczej.
Miejsce protestu wybrali jego uczestnicy. Nie skorzystali z bardziej komfortowych rozwiązań zaproponowanych przez Kancelarię Sejmu.
I protestujący, i rządzący wiedzieli, że miejsce ma ogromne znaczenie. Dzięki obecności na sejmowym korytarzu opinia publiczna na bieżąco mogła śledzić protest i działania władz. Nic dziwnego, że od pierwszego dnia politycy rządzącej koalicji i Kancelaria Sejmu próbowali pozbyć się protestujących z Sejmu.
W dodatku Kancelaria próbowała uczynić protest jak najbardziej nieznośnym, już 19 kwietnia zagrodzono barierkami najkrótszą drogę do łazienki, potem wskazano łazienkę, do której trzeba było przechodzić przez stanowiska dziennikarskie (choć protestujący prosili o inną, bo nie chcieli przeszkadzać dziennikarzom).
Po rozpoczęciu szczytu NATO Iwona Hartwich mówiła OKO.press: "Ania Glinka nie zdążyła wczoraj umyć Adriana, chciała to zrobić dziś o 7:30, ale dowiedziała się, że nie może skorzystać z windy (łazienka jest na parterze, protest odbywa się na wysokim pierwszym piętrze – red.). Nie ma mowy o wyjściu na spacer. Nadal nie wolno nam otwierać okien, co najwyżej lufcik. Jesteśmy całkowicie odgrodzeni od reszty budynku. Poza dwiema wielkimi zasłonami na parterze, na wszystkich drzwiach rozstawiono banery z napisem »550 lecie parlamentaryzmu RP«, a także – i to jest nowe – barierki, żeby żaden wózek nie przejechał”.
Posiłki osobom protestującym zapewniła Kancelaria Sejmu, a nie posłowie opozycji.
Temat pojawił się, gdy marszałek Kuchciński ogłosił, że trzeba policzyć koszty protestu. Wówczas poseł PO Michał Szczerba oświadczył, że on może zapłacić za wyżywienie protestujących. W 2014 roku, za rządów PO-PSL, koszty podobnego, choć dwukrotnie krótszego protestu pokrył Sejm.
Mieszkańcy i mieszkanki Warszawy przynosili pod Sejm jedzenie i wodę dla protestujących. W geście solidarności kanapki przygotowali bezdomni.
Jedzenie to nie wszystko. Potrzebne też były m.in. "pasta do zębów, mydło, szampon, dezodorant/antyperspirant damski i męski, pianka do golenia, waciki. Plus woda utleniona i gaza" - to lista ze strony Warszawskiego Strajku Kobiet, który zbierał te rzeczy dla protestujących. Inne potrzebne rzeczy przynosiła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus, która robiła też pranie.
CIS chwali się tym, co protestujący musieli sobie sami wywalczyć. 23 maja Kancelaria Sejmu odmówiła rehabilitantom wejścia do budynku Sejmu. Dopiero po protestach opinii publicznej, następnego dnia, marszałek Kuchciński wyraził zgodę na pomoc fizjoterapeutów. Zgodę ponownie zawieszono w trakcie obrad Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.
Marszałek zakazał Adrianowi Glince i Jakubowi Hartwichowi wychodzenia na zewnątrz 17 maja, po wizycie Janiny Ochojskiej.
Kontakt osób protestujących ze światem zewnętrznym [nie był zagrożony]
O tym, w jaki sposób Kancelaria odcinała protestujących, pisaliśmy wielokrotnie, m.in. w tekście "W czym Kazimierz Nycz jest lepszy od Janiny Ochojskiej?". CIS pisze, że protestujący mogli się spotykać z kim chcieli w Centrum Medialnym i mieli "pełną gwarancją powrotu do miejsca protestu". Tyle że te gwarancje nie działały w innych przypadkach. Wyjścia opiekunów i opiekunek były bezpowrotne. Iwona Hartwich mówiła "Gazecie Wyborczej": "Jedna z mam Ania Warcińska wyszła z synem Patrykiem do lekarza, wróciła następnego dnia i już nie została wpuszczona. Inna pojechała na swoją sprawę rozwodową i już nie została wpuszczona. Jeszcze inna miała komunię drugiego dziecka, więc wzięła swoje niepełnosprawne dziecko i pojechała do domu. Do nas wrócić już nie mogła".
Protest od początku niepokoił biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie chodzi tylko o postulaty, które powinny były zostać spełnione dawno temu, ale też o różne wydarzenia w trakcie protestu. Biuro RPO od połowy kwietnia wysyłało do różnych organów państwa pytania i pisma interwencyjne. „Na razie na żadne z naszych pytań nie dostaliśmy odpowiedzi” — mówiła OKO.press dr Sylwia Spurek, zastępczyni RPO. „Czekamy”. O jakie sprawy chodzi? Między innymi:
Na koniec CIS zapowiada, że Kancelaria podliczy koszty "prawie półtoramiesięcznej akcji protestacyjnej. W miejscu, w którym była ona prowadzona, obecnie mają miejsce prace o charakterze porządkującym i remontowym. Decyzja z jakich środków będą te koszty ostatecznie pokryte musi być poprzedzona dogłębną analizą finansową i prawną".
Centrum grozi też dalszymi obostrzeniami wejścia do parlamentu:
"Niewykluczone, że do rozważenia przez Kancelarię Sejmu i Straż Marszałkowską będzie także efektywność dotychczasowych zasad wstępu na teren Parlamentu".
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze