Miałem może z pięć lat (ćwierć wieku temu!). W gminnym przedszkolu stara jak świat siostra zakonna indoktrynowała nas, nazywając to katechezą. Ona zazwyczaj siadała na krzesełku, a wokół niej chmara dzieci, po turecku, na podłodze. Na jednej z „katechez” opowiedziała nam następującą historię, która zszokowała mnie tak, że przez kolejne ćwierć wieku została ze mną.
„Był sobie chłopiec krnąbrny, który sprawiał rodzicom wiele kłopotów. Wdawał się z rówieśnikami w zwady, niszczył cudze mienie, nie słuchał poleceń tak matki, jak i ojca. Jednym z jego ulubionych zajęć było łapanie owadów i okaleczanie ich. Pająkom wyrywał nóżki, muchom skrzydełka. Okaleczał biedne stworzenia boże, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji. Z biegiem lat (jak to bywa) dojrzał, jego zachowanie unormowało się. Dorósł, znalazł pracę, wyprowadził się z domu i ożenił. Wielka radość ogarnęła całą rodzinę, gdy wybranka jego serca ogłosiła, że spodziewa się dziecka. Po okresie oczekiwania, gdy dziecko przyszło na świat, rodzinę zamiast radości ogarnął wielki smutek. Dziecko urodziło się bez rączek i nóżek, przypominając te owady skrzywdzone przez ojca noworodka”.
Tak przedszkolną katechezę wspomina pan Radek z fejsbukowej grupy Apostazja 2020. Nie jest jedyną osobą, mającą takie wspomnienia. Podobne historie opowiadają też rodzice, których dzieci aktualnie chodzą do przedszkola lub szkoły i uczęszczają na lekcje religii. Według Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w 2019 r. brało w nich udział 88 proc. uczniów.
Zapytałem członków fejsbukowych grupApostazja 2020, NIE CHRZCZĘ – droga do świeckiego państwa i Nasze dzieci nie chodzą na religię o straszenie dzieci na katechezie i w kościele. Zebrałem ich opowieści i podzieliłem na kategorie. Jest wśród nich m.in. straszenie piekłem, śmiercią albo kalectwem za grzechy własne lub rodziców, za niechodzenie do kościoła, straszenie związane ze sferą seksualną.
Warto przy okazji zaznaczyć, że Episkopat sprawuje nad nauczaniem religii tylko nadzór merytoryczny, tzn. dotyczący programu nauczania. Natomiast kontrola pracy katechetów jako nauczycieli należy do dyrektora szkoły.
Czeka cię piekło
Niektóre elementy nauki chrześcijańskiej (ukrzyżowanie, piekło, szatan) budzą wśród dzieci grozę, nawet gdy nie jest to intencją katechetów.
Pani Emilia napisała:
Przez prawie całą podstawówkę byłam przekonana, że pójdę do piekła, bo nie pomodliłam się wieczorem i rano przed pierwszą komunią, a przecież trzeba się modlić zawsze rano i wieczorem. Pamiętam, jak już w kościele przed komunią sobie to uświadomiłam i w panice zaczęłam się zastanawiać, czy jeszcze mogę gdzieś iść się wyspowiadać, bo tyle zdążyłam nagrzeszyć od spowiedzi poprzedniego dnia. Co to był za stres! I całe lata z poczuciem winy.
…do dzisiaj pamiętam jak bardzo za dzieciaka bałem się spowiedzi, zwłaszcza tego, że zapomnę o jakimś grzechu i dalej będzie on ma moim koncie – wyznaje pan Dariusz.
Jedna z osób wspomina:
W VI klasie szkoły podstawowej ksiądz jak miał fazę, to opowiadał o znakach wieszczących rychłą apokalipsę, bo świat odszedł od Boga. Gdzieś tam było trzęsienie ziemi, gdzieś wybuch wulkanu, jakieś tsunami, to uruchamiało jego opowieści.
Pani Zosia pisze:
Lata temu mój brat (wtedy 7-8 lat) wrócił z niedzielnej mszy jakiś smutny. Zapytałam, o co chodzi. Brat rozpłakał się, zaczął opowiadać, że ksiądz krzyczał o cierpieniu w życiu, o smutkach i chorobach i on tak sobie myśli, że po co właściwie w takim razie żyć? Że to jest smutne i się boi, i właściwie to lepiej umrzeć szybko.
Straszenie ponad miarę
Dość powszechne zjawisko straszenia dzieci przez katechetów nie sprowadza się tylko do posługiwania się pojęciem grzechu i koncepcją piekła znanymi z Ewangelii. Księża i zakonnice sięgają także po zaczerpnięte ze Starego Testamentu kategorie klątwy i kary boskiej w życiu doczesnym. Wychodzą nierzadko też poza treści zawarte w Biblii, sięgając po religijne „legendy miejskie”.
Pani Lila napisała:
Katechetka opowiadała nam swoje prorocze sny (mieliśmy po 9/10 lat), w których widziała nasze grzeszne dusze ociekające ropą itp. (była bardzo obrazowa).
Kuzynkę ksiądz nastraszył, że jak w domu słychać jakieś stuki, to chodzi diabeł. Nie mogła spać przez wiele nocy – zapamiętała pani Marta.
Pani Lena wspomina, jak ksiądz straszył, że diabeł wejdzie w nasze ciało i będzie nami sterował.
Pani Paulina pisze:
Z czasów podstawówki pamiętam historię, że pewna osoba świadomie przyjęła komunię z grzechem ciężkim i opłatek zamienił się w kamień, przez co później ta osoba nie mogła mówić.
Panu Michałowi utkwił w pamięci taki epizod:
Nam kiedyś ksiądz opowiadał, że jakaś rodzina obraziła księdza, ksiądz ją przeklął i członkowie rodziny zaczęli po kolei ginąć. Katolickie „Oszukać przeznaczenie”.
Jak donosi pani Ewelina:
…jednej z dziewczynek, z którą kiedyś pracowałam (miała ok 10 lat), zakonnica powiedziała, że Bóg może zesłać komuś raka, jeżeli ta osoba obchodzi Halloween.
Kary za niechodzenie do kościoła
Pani Martyna poczyniła interesujące spostrzeżenie:
To ciekawe, że oni nie straszą piekłem za złe uczynki, tylko za niechodzenie do kościoła.
Zauważyła to również pani Monika: Ja to pamiętam taki standard, że szatan czeka na każdym rogu ulicy, że poluje na niedobre dzieci. Niedobre, czyli takie, co nie chodzą do kościoła, bo przecież nie takie, co kradną i przeklinają, tylko zawsze straszyli tym niechodzeniem do kościoła. No bałam się tego polowania, można było dostać niezłej schizy.
Wspomnienie pani Magdaleny:
Szkoła podstawowa, bodaj druga lub trzecia klasa – „Jak nie pójdziesz raz do kościoła, to masz grzech śmiertelny, diabły w piekle będą gotować cię w smole”. Miałam po tym wiele koszmarów. Moja mama poszła do szkoły ich ochrzanić, że dopuszczają do tego, by katechetka tak gadała.
Natomiast pani Edyta wspomina:
Powiedziałam, że nie zawsze uczęszczałam na mszę i taki opasły ksiądz o fizjonomii à la Dziwisz mi powiedział, że po śmierci nie pójdę do nieba, tylko zostanę w takim limbo i będę w kajdanach z kulą u nogi przychodzić codziennie do kościoła. Byłam mała, więc przeraziła mnie ta wizja, szczególnie ta ciężka kula u nogi i później czułam się mega winna, że nie chodzę do kościoła.
Internautka o nicku Pani Natalia opowiada:
Mnie na spowiedzi proboszcz powiedział, że lepiej się rzucić ze skarpy, niż nie iść na niedzielną mszę. Przytoczył mi też opowiastkę na ten temat z Biblii. Miałam 10 lat.
Pan Mariusz wspomina:
Nigdy nie zapomnę, jak będąc pacholęciem, usłyszałem od zakonnicy o wyglądzie siostry Diesel, że gdy nie będę chodził regularnie do kościółka, moi rodzice mogą z tego powodu ciężko zachorować. (…) I osrany ze strachu klepałem te paciorki, nie mając zielonego pojęcia, o co w nich chodzi. Ta instytucja ma perfekcyjne metody prania mózgu – szczególnie u dzieci…
Pani Katarzyna zapamiętała:
Niezliczone historie o chłopcach, którzy po komunii w niedzielę woleli jeździć na swoich nowych rowerach, zamiast iść do kościoła i teraz są sparaliżowani, bo mieli wypadek.
Inny z internautów napisał:
Pamiętam (…) jedno kazanie na mszy dla dzieci, jak to pan ksiądz opowiadał, że gdzieś tam dzieci zamiast na mszę poszły do kina na poranek. Rodzice mieli im dać „na ofiarę” tj. dla księdza, a te dzieci do kina poszły (…). W kinie wybuchł pożar i wszystkie dzieci się spaliły…
Pani Ula zapamiętała taką historię:
Ludzie szli do kościoła, a sąsiad kopał dół. Na ich uwagę, że w niedzielę się nie pracuje, odpowiedział im brzydkim słowem. Kiedy wracali, sąsiad leżał martwy w tym dole.
Internautka chcąca zachować anonimowość napisała:
Mam 12-letniego pasierba, który nie chciał chodzić na religię, ale katechetka straszyła go, że „jeśli nie będzie chodził na religię, to spłonie w piekle i będzie cierpiał”.
Pani Marysia wspomina:
Pamiętam, że mama opowiadała, że u nas (chyba w klasie 1-3) bardzo dużo dzieciaków wracało do domu przerażone, że jak nie będziemy uważać na religii, to przejedzie nas samochód. Pani katechetka długo w naszej szkole nie pobyła.
Inna internautka opowiada:
Pewna pani pomyślała sobie, że zrobi w niedzielę małe pranie, bo przecież to nic złego (w domyśle – zamiast pójść do kościoła). Wieszając je, spadła ze stołka i się połamała.
Straszenie, aby nakłonić do wiary w Boga
Najliczniejszą grupę przerażających historii, opowiadanych dzieciom na katechezie i w kościele stanowią te mające wpoić wiarę w Boga.
Pani Monika wspomina:
III klasa szkoły podstawowej. Katechetka opowiedziała nam historię o rodzinie, która była wieziona pociągiem do Oświęcimia. Wiedzieli, co ich czeka, postanowili odebrać sobie życie. Ojciec podał truciznę dzieciom i żonie. Sam nie zdążył zażyć, pociąg odbili partyzanci. Stracił rodzinę. Morał: mężczyznę spotkała kara, bo nie zaufał Bogu. Miałam potem koszmarne sny.
Pan Artur opowiada:
Pamiętam historyjkę o synu, który kiedy się żenił, to na nowe gospodarstwo domowe i dla całej rodziny dostał od matki poświęcony krzyż, aby sobie go powiesił w mieszkaniu. Niestety, syn wyrzekł się Boga i krzyż wyrzucił na śmietnik. I od tej pory same nieszczęścia go spotykały, łącznie z tym, że po rozpadzie małżeństwa i śmierci dzieci stoczył się w alkoholizm i umarł.
Pan Henryk napisał:
Pamiętam taką historię usłyszaną na lekcji religii w gdzieś w klasie 1-3: Facet w wielki piątek pije sobie wódkę z kolegą, jego żona wraca z pracy i mówi: „Co? Wielki piątek, a ty wódkę pijesz!? Popatrz, Jezus patrzy”. Mówiąc to, wskazuje na krzyż wiszący na ścianie. Facet niewiele myśląc, robi z chleba dwie kulki, zakleja nimi Jezusowi oczy i mówi: „No to już nie patrzy”. Na następny dzień mężczyzna obudził się niewidomy.
Na wymienionych na wstępie facebookowych grupach znaleźliśmy wiele podobnych opowieści:
Pewien mężczyzna przechwalał się, że niczego nie zawdzięcza Bogu, lecz wyłącznie pracy własnych rąk. Miał wypadek i stracił obie ręce.
Pewien mężczyzna chciał ściąć drzewo, w które wrośnięta była kapliczka. Siekiera odbiła i go zabiła.
Pewien mężczyzna obecny przy porodzie żony, poprosił o zdjęcie krzyża ze ściany w sali porodowej, bo nie chciał, żeby jego dziecko widziało krzyż. Dziecko urodziło się niewidome. Nigdy krzyża nie zobaczy.
Pewna nauczycielka zdjęła w szkole krzyż ze ściany. Urodziła potem dziecko bez rąk i nóg.
Chłopiec jadł w piątek kanapkę z wędliną. Zakrztusił się i umarł.
Treści niedostosowane do wieku dziecka
Pani Marta wspomina:
W pierwszej klasie podstawówki pani katechetka opowiadała o Bogu (dobry tato) i szatanie (źródło zła). Żeby tak małe dziecko zakumało, podała przykład (który wrył mi się w pamięć, jak widać, bo był nie tylko absurdalny, ale też w sumie straszny) – np. jak wejdziesz na taboret i spadniesz, to znaczy, że to szatan cię zepchnął niewidzialną ręką. No nie balibyście się fizycznej obecności demona mając parę lat?
Pani Karolina opisuje:
Córce w drugiej klasie bardzo obrazowo przedstawiano, co będzie się z nimi działo w piekle, jeżeli zgrzeszą i umrą. Ognie piekielne, diabły, demony itp. Córka nie spała po nocach, płakała, bała się nawet, że ja umrę. Na szczęście już nie mamy tego problemu.
Pani Paula napisała:
…moja córka w pierwszej klasie poszła na religię. Katechetka puszczała dzieciom jakieś bajki o Sądzie Ostatecznym. Dziecko klęczało wieczorem przy łóżku i płakało, bo tam było powiedziane, że jak nie będzie chodzić do kościoła, modlić się i żałować za grzechy, to pójdzie do piekła i spłonie. To było straszne. Córka płakała, że nie chcę się spalić, bo to będzie ją bardzo bolało. Oczywiście skarga w szkole była i to przez wszystkich rodziców.
Pani Aleksandra wspomina:
…mój brat był mały, wieczorem histerycznie się rozpłakał. Po pytaniu o co chodzi, powiedział: „bo najpierw umrze tata, bo jest najstarszy, potem mama, potem siostra i jak mnie pan Jezus znajdzie?!”. Nie wiem, co nawciskał/a mu katecheta/ka, ale tak rozdygotanego nie widziałam go nigdy.
Pani Karolina (inna niż wspomniana wcześniej) napisała:
W pierwszej klasie podstawówki katechetka powiedziała mi, że po śmierci pójdę z mamą do nieba, a mój ojciec (niewierzący, nieochrzczony) do piekła i już nigdy go nie zobaczymy.
Psy nie idą do nieba, a śmierć to powód do radości
Pani Joanna napisała:
Umarła Dina. Najukochańszy pies mojej pięcioletniej wówczas córki. Pojawiły się oczywiście historie, że teraz Dina jest szczęśliwa, że jest po drugiej stronie tęczy, że się bawi i biega po niebieskich i tęczowych łąkach z innymi zwierzątkami. Córka podzieliła się tym na religii w przedszkolu. Siostra jej na to, że kto ci takich bzdur naopowiadał, że zwierzęta nie mają przecież duszy, że teraz po prostu zgnije w ziemi, że nie wolno jej takich rzeczy słychać o tych łąkach i powiedz mamie, że przez to nie osiągnie zbawienia. Że jak będę tak okłamywać dziecko, to obie pójdziemy do piekła… Wróciła do domu w totalnej histerii. To była ostatnia lekcja religii mojej córki.
Pani Małgorzata wspomina:
Lekcja religii o zarzynaniu baranków na ołtarzu w ofierze Bogu. Moja bardzo mocno wierząca córeczka w czwartej klasie szkoły podstawowej z dnia na dzień stała się… ateistką.
Internautka o nicku Kat Kus opowiada:
Mojej córce 2 lata temu, w zerówce, katechetka powiedziała, że Mikołaj nie przynosi prezentów, bo nie żyje od dawna. Przy okazji świąt Wielkanocnych powiedziała, że śmierć to powód do radości, bo dusza idzie do Boga. Była rozmowa z panią. W dość ostrym tonie.
Pani Paulina opowiedziała:
W przedszkolu katecheta twierdził, że to szatan zesłał papużkę falistą, która wleciała przez okno i odwróciła uwagę dzieci od katechety. Kim trzeba być, żeby oczekiwać, że pięciolatki zignorują wizytę papużki falistej i zamiast tego będą cię w skupieniu słuchać?
Podobne historie, opowiadane przez internautów na Facebooku:
Ja miałam koszmary przez tryptyk Memlinga, wiecie który. Pani katechetka potwierdziła, że piekło tak wygląda… miałam wtedy z 8-9 lat.
Mnie już straszyli w przedszkolu pokazując ilustrację diabła z workiem i mówiąc „taki diabeł zabiera niegrzeczne dzieci do tego worka i zabiera do piekła”.
Pamiętam, jak w II klasie podstawówki katechetka mówiła, że diabły w kotłach ze smołą będą nas gotowały i mieliśmy to rysować.
Kojarzę też z przedszkola historyjkę o tym, że w piekle ludzie mają ogromnie długie łyżki i nie są w stanie nimi jeść.
Wpędzanie w poczucie winy
Pani Paulina (inna niż wcześniej wymieniona) opowiada:
Mój F. zapytał się mnie kiedyś (zaraz po tym, jak poszedł do przedszkola i zaczął lekcje religii), co my takiego zrobiliśmy, że Pan Jezus umarł za nasze grzechy. Przez rok miał fazę na rysowanie ukrzyżowania… no masakra. Zobaczcie, jak to się wbiło mu do głowy. Pani katechetka potrafiła powiedzieć do dzieci, że są opętane bo… są niegrzeczne.
Pani Iga napisała:
Moja córka na religii w drugiej klasie podstawówki usłyszała, że Jezus umarł za jej grzechy i w komunii jedzą ciało Jezusa. Miała 7 lat, bała się. To była jej ostatnia lekcja religii.
Pani Jadwiga relacjonuje:
Katechetka dzieciom w klasie drugiej opowiadała na lekcji religii, że jeżeli nie będą regularnie na mszach to ciernista korona, którą ma na głowie Jezus, będzie mu się wbijać w głowę, kaleczyć i krew będzie spływać mu po twarzy. Będzie Jezus z ich powodu bardzo cierpiał.
Pani Jowita wspomina:
Kiedyś na rekolekcjach mieliśmy wypisać na kartkach popularne grzechy i przybijać je gwoździami do krzyża, myśląc o tym, że tymi grzechami zabijamy Jezusa. Jak teraz o tym pomyślę, to mam ochotę znaleźć tego księdza i jemu coś przybić.
Pan Cezary napisał:
„Jezus wniósł krzyż na wzgórze za Wasze grzechy, a Wam się nie chce w niedzielę do kościoła iść” – teraz widzę, że to tani trick.
Pani Milena wspomina, co mówił ksiądz:
„Ty nie pójdziesz do piekła, jeśli nie pójdziesz do kościoła w niedzielę, ale pójdą twoi rodzice, bo to oni są odpowiedzialni za wychowanie ciebie w zgodzie z Panem Bogiem. Dlatego w najbliższą niedzielę rano pójdź do nich i proś. Jak trzeba, to błagaj, żebyście poszli do kościoła – wtedy będziecie razem w niebie”.
Straszenie dzieci z powodu bezbożnictwa rodziców
Z wpajaniem poczucia winy wiąże się też częste składanie na barki dziecka odpowiedzialności za grzechy rodziców.
Pani Agnieszka zapamiętała taką historię:
Córka bezbożników zachorowała na tajemniczą chorobę polegającą na tym, że chrząstki w krtani jej się coraz bardziej ściskały i nie mogła jeść, a z czasem i oddychać. Ale jak się rodzice pomodlili, to cudownym sposobem ta krtań się poszerzyła i modlitwa uratowała dziecku życie. Jak to teraz piszę, to czuję zażenowanie, że ktoś nam takie kity wciskał, ale przeraziłam się nie na żarty.
Pani Ewa wspomina:
Kiedy moi rodzice się rozwodzili, ksiądz mówił mi, że jeśli dojdzie do rozwodu to oboje pójdą do piekła i że muszę ich powstrzymać. Nie ma to jak przenosić odpowiedzialność za rozwód na 11-letnie dziecko i straszyć je wizją wiecznego potępienia rodziców.
Pani Marta napisała:
Syn mojego brata ciotecznego również został zapisany na religię, mimo że rodzice to ateiści. Nie chcieli, by siedział sam w świetlicy itd. Gdy na lekcji powiedział, że rodzice są niewierzący, ksiądz roztoczył przed nim wizje wiecznych mąk w krwawym piekle, braku życia wiecznego dla nich, potępienia przez Boga. Dziecko przez tydzień nie mogło dojść do siebie.
Pani Magda wspomina, co usłyszała na religii:
Mama pójdzie do piekła, bo wzięła rozwód (miałam 9 lat i zryło mi to banię).
Pani Marta (inna niż wcześniej wspomniana) zapamiętała z katechezy że:
chore dzieci rodzą się dlatego, że kobieta zgrzeszyła.
Pani Ilona pisze:
Znam sytuację, gdzie ksiądz dziecku powiedział na religii, że jego choroba nieuleczalna jest karą boską za grzechy rodziców.
Straszenie związane z seksem, antykoncepcją i aborcją
Panu Piotrowi w pamięć zapadła
Historia o chłopczyku, który bawił się siurkiem i Pan Jezus sprawił, że chłopiec ten umarł.
Pani Natalia wspomina:
W gimnazjum miałam nienormalną katechetkę. Praktycznie na każdej lekcji nas czymś straszyła. Mówiła, że używanie antykoncepcji to największy grzech i się za to trafia do piekła, a jak kobieta używa spirali, to później rodzi dziecko z tą spiralą w głowie.
Pani Daria zapamiętała, że
Prezerwatywy rozciągają macice i wypadają od nich włosy.
Pani Magdalena wspomina:
Pokazywane zdjęcia zakrwawionych płodów, projekcje filmów. Coś w stylu objazdowego cyrku, jaki teraz uprawia Kaja Godek, z tym że wtedy to było na lekcjach religii. (…) Dla nas, dzieci, to było dużo brutalniejsze niż wizyta w Auschwitz.
Pani Aniela napisała:
Straszne wrażenie zrobiła też na mnie historia nienarodzonych dzieci. Siostra opowiadała o aborcji oczywiście w taki sposób, że to jest zabijanie nienarodzonych dzieci przez rozrywanie ich szczypcami na kawałki – co było już wystarczająco przerażające, ale później zachęcała nas do adopcji duchowej takich dzieci i odmawiania w ich intencji różańca codziennie przez 9 miesięcy, żeby jednak matki je urodziły. Ponieważ – co najstraszniejsze – dzieci, które nie zostaną ochrzczone trafią prosto do piekła. Nie ma dla nich szans. Tylko dlatego, że nie zostały ochrzczone i ciąży na nich najstraszniejszy z grzechów, czyli grzech pierworodny. Pamiętam, jak bardzo mnie ta wizja przerażała. Jako dziecko z podstawówki naprawdę wyobrażałam sobie te dzieci jak niemowlaki, które bez żadnej sensownej przyczyny trafiają na wieki do piekła i smażą się na rozgrzanych rusztach i płaczą bez końca.
Krwawiąca hostia
Pan Michał napisał, jak przerażającym doświadczeniem była dla niego Pierwsza Komunia:
Ja pamiętam opowieści księdza z podstawówki, który mówił o tym, ze jak ugryziesz hostię, to zacznie się z niej lać krew i będzie wylewała nam się z buzi. Wystarczająco przekonujące dla 8 latka.
Podobne wspomnienia ma pani Joanna:
Ksiądz, jeszcze na religii w salce, opowiadał, jak dwóch facetów wykradło hostię z kościoła. Wzięli szpilki i zaczęli nakłuwać, no i krew zaczęła z niej tryskać na wszystkie strony! Opowiadał bardzo obrazowo, dzieci siedziały jak zahipnotyzowane. A mieliśmy wtedy po 7, 8 lat… Do tej pory pamiętam to przerażenie.
Napisała o tym także pani Monika:
Podstawówka, przygotowanie do komunii. „Pod żadnym pozorem nie wolno gryźć hostii przy komunii, ani tym bardziej jej wyjmować po przyjęciu! Bo jak pogryziecie to wam się krew w ustach pojawi z tej hostii, a jak wyjmiecie to ta hostia zamieni się w kawałek ciała Jezusa i będziecie szukać pomocy u księdza, jak dwaj chłopcy kiedyś szukali u mnie, bo Jezus im się śnił co nocy przez to, że tę hostie wypluli i schowali! Nawiedzał ich co noc, póki tej hostii nie odnieśli do kościoła i ja się nią zająłem, odprawiłem modły i przestały ich te sny nawiedzać”.
Najbardziej szokujące wspomnienie z Pierwszej Komunii ma pani Ania:
Przed pierwsza komunią ksiądz całej grupie dzieci powiedział, że jeśli nie wyspowiadamy się ze wszystkich, ale to wszystkich „grzechów”, to po przyjęciu pierwszej komunii opłatek zacznie krwawić nam w ustach i wszyscy obecni będą wiedzieli, że zatailiśmy grzechy. Jakie „grzechy” ma 7-8 letnie dziecko?!! Miałam koszmary przez długi czas.
Jak diabły haczykami przebijają powieki
Pani Elena opowiada:
A ja w podstawówce słyszałam, że w piekle wszyscy śpią na madejowych łożach i gotują się w kotłach ze smołą, i są obdzierani ze skóry.
Pani Iga wspomina:
Zakonnica mówiła, że w piekle będzie nam diabeł haczykami powieki przebijał i ciągnął za nie traktorem.
Pan Miguel napisał o księdzu-katechecie: Nam pokazywał obraz Hieronima Boscha i mówił o gotowaniu ludzi, obcinaniu uszu i języka.
Pani Sonika opowiada:
Ja pamiętam, że krew mi się poleje z ust, jak złamię zasady postu i zjem kiełbasę przed święconką albo w wigilię. Nie tknęłam mięsa.
Pani Justyna wspomina:
W trzeciej klasie podstawówki katechetka mówiła nam, że w 2000 roku będzie koniec świata (to był 1999) i diabeł będzie chodził po domach zabijając grzeszników. Przytaczała tę historię, kiedy ktoś był niegrzeczny i gadał na lekcji. Moja mama poszła do proboszcza na skargę, bo potem miałam lęki, w efekcie katechetka mnie gnoiła…
Pan Łukasz zapamiętał historie:
O duszyczkach nieochrzczonych dzieci błąkających się po świecie, niemogących odejść do nieba (które czasem w nocy skrzydłami uderzają w okno).
O ludziach, którzy sprofanowali komunię i jakaś moc porywała ich i wrzucała pod pociąg.
O duszach czyśćcowych chodzących po ziemi i… karzących za przeklinanie.
Pan Aleksander wspomina:
Może to nieprzerażające, ale w podstawówce katechetka wpuszczała atrament do słoika z wodą, żeby zademonstrować, jak grzech się rozprzestrzenia w duszy, jeśli nie ma spowiedzi i rachunku sumienia.
Filmy „edukacyjne” na religii
Pani Maria wspomina:
Zakonnica katechetka pokazała dzieciom z pierwszej klasy, siedmiolatkom, film spreparowany z drastycznymi scenami rzekomej aborcji. Córeczka znajomej wtedy to odchorowała wysoką kilkudniową temperaturą.
Pani Milena ma takie wspomnienie:
Kiedy byliśmy w 4. klasie podstawówki katechetka puściła nam „Pasję” Mela Gibsona. Kiedy zobaczyliśmy na początku ostrzeżenie, że to nie dla wrażliwych i w ogóle +16, trochę się zaniepokoiliśmy, no bo jednak byliśmy dziećmi. Kto oglądał ten film ten wie, jaki jest. Był po hebrajsku (?) bez napisów, więc nic nie rozumieliśmy, widzieliśmy tylko lejącą się krew. Większość dzieciaków płakała, odwracała się, próbowała uciec za drzwi, ale ta zamknęła nas w sali i karała wszystkich za „brak szacunku”. Odwracała nas z powrotem do ekranu i kazała dokładnie patrzeć, bo potem zrobi z tego test. Mało tego, potem na zebraniu nazwała nas idiotami, bo źle to napisaliśmy. Skończyło się zwolnieniem ze szkoły i traumą całej klasy.
Pani Dominika napisała:
Nam zakonnik w II kl. liceum puścił „Egzorcyzmy Emily Rose”. Ze wstępem, że to wszystko na faktach i że na youtube są nagrania tej prawdziwej opętanej dziewczyny. Mimo że miałam 17 lat, to mocno mi to wtedy zryło beret. Jeszcze głupia wyszukałam te nagrania.
Strach przed opętaniem zaszczepiany w dzieciach i młodzieży przez katechetów pojawia się w relacjach niezwykle często.
Pani Paulina (inna niż poprzednio wymieniona) wspomina:
Pamiętam też kiedy w gimnazjum/podstawówce był poruszony temat opętania i ksiądz powiedział, że każdy grzech może skończyć się opętaniem, bo demony czekają na skalaną grzechem duszę, żeby móc ją przejąć. Pomimo tego, że nie byłam już typowo małym dzieckiem, bałam się na każdym kroku, kiedy zostawałam sama, szczególnie w ciemności. Kiedy budziłam się o 3 w nocy (godzina demonów), wpadałam w panikę i czasem zdarzało się, że nie spałam z tego powodu nawet do 5/6 rano.
Pani Lila pisze:
Nie jestem pewna, czy to efekt jakiegoś konkretnego straszenia, ale do 12 roku życia bardzo bałam się opętania, nie rozumiejąc, dlaczego Bóg na to pozwala, bo rozumiałam to tak, że każdy może być opętany i automatycznie idzie do piekła wtedy.
Horrory surrealistyczne
Pani Kamila napisała:
Jak ja chodziłam do gimnazjum, na religii katechetka puściła świadectwo kobiety, która została porażona przez prąd, bo miała założoną wkładkę. Wmawiano nam na religii, że muzyka elektroniczna to dzieło szatana, a podczas dyskotek ludzie popadają w trans i nieświadomie odprawiają rytuały ku chwale Mrocznego Pana.
Pani Natalii koleżanka opowiadała, że:
Katechetka mówiła, że do niemieckich dróg dodaje się płody z aborcji, dlatego te drogi są takie wytrzymałe.
Pani Zuza wspomina:
Mi kiedyś katechetka mówiła, że na Halloween w innych krajach wypatrasza się noworodki i jeśli chodzimy zbierać cukierki, to przyczyniamy się do śmierci dzieci. Chcę tylko zaznaczyć że byłam wtedy w trzeciej klasie i dużo dzieciaków nabawiło się przez jej gadanie traumy.
Pan Roman napisał:
W kościele na mszach dla dzieci kojarzę jakąś historię o dziecku, (…) które było złe i miało sen o tym, że jak się nie nawróci to zje je lew, po czym wdrapało się na statuę lwa i zmarło od ugryzienia skorpiona, który uciekł z załadunku bananów i się tam schował.
Pan Paweł wspomina:
U nas salezjanie mieli niezdrowa fascynacje geologią i bajdurzyli z przejęciem, jak to we Włoszech łańcuszek z położonych na ziemi medalików zatrzymał fale lawy z wulkanu i tylko dzięki niemu anonimowe miasteczko nie uległo zagładzie. Jak dziś pamiętam, jakie to na mnie wrażenie zrobiło.
Pani Kaja pisze:
Koledze katecheta powiedział, że skoro jego mama czyta horoskopy, to wszyscy w jego rodzinie są potępieni, a także jego dzieci i pokolenia przodków wstecz też. Jak by to miało działać (szczególnie u tych przodków), już nie wyjaśnił.
Pani Natalia też zapamiętała swoją katechetkę:
Opowiadała też historię, jak pilot leciał samolotem i rozmyślał o zdradzie żony – i wtedy zobaczył przez szybę samolotu lewitującego ojca Pio, który pogroził mu palcem, że ma tego nie robić.
Autor zrezygnował z honorarium, przeznaczając je na rozwój OKO.press.
Cytat z p. poseł Jachiry: "Szkoła to miejsce na naukę, a nie na zabobony". Słusznie.
Otóż to! Nareszcie do ludzi dociera jak są manipulowani przez ludzi niegodnych miana człowieka.
Klaudia to mądra dziewczyna. Nie trzeba mieć władzy nad innymi aby spełnić się wżyciu. Ale dla prawicy to JEDYNA droga.
…i dlatego p. Jachira jest tak tępiona przez polską prawicę.
Pani Jachira nie jest tępiona za podejście do kościoła, ale za całokształt, który jest rzecz ujmując niezbyt chwalebny.
Po przeczytaniu tych tekstów katechetów myślę sobie… też takie rzeczy słyszałam w dzieciństwie, ale straszne jest w moim przypadku to że nadal słyszę ja i moje dzieci – nie, nie od katechety, ponieważ dzieci z religii wypisałam, lecz od mojej matki.
Tekst do mnie: ręce ci uschną za pranie w niedzielę.
Tekst do moich dzieci: zęby wam powypadają jak będziecie jeść mięso w piątek.
Tekst o moim rozwiedzionym bracie: za ten rozwód będzie miało nieszczęście siedem pokoleń po nim.
Dodam iż moja matka jest wyznawcą tej sekty Natanka i różne głupoty już od niej słyszałam.
Język Twojej matce uschnie od głoszenia nienawiści wobec swoich bliskich, a w następstwie umrze z głodu. Uświadom ją.
I co, odwagi ciągle nie masz jej powiedzieć, co o tym myślisz? Moja mama usłyszała, że nigdy nie wybaczę jej chrztu i zmuszania mnie do chodzenia do kościoła. Ja musiałem to znosić przez wiele lat, ona musi znosić tę świadomość. To uczciwe podejście, moim zdaniem.
Twoja matka to prosta i ciemna kobieta. Tym lepiej o to tobie świadczy, że jej nie uległaś.
Strach przed piekłem jest nazywany w psychologii hadefobią lub stigiofobią.
Chrześcijański Bóg jest miłością (ten sam, który potopił wszystkich ludzi za karę, w tym niemowlęta i kobiety w ciąży), więc wieczne cierpienia grożą wyłącznie tym, którzy nie przyjmują do wiadomości, jaki on jest dobry…
Paskudne jest również to, że ludzie, którzy autentycznie boją się piekła, są traktowani przez wielu chrześcijan protekcjonalnie, że mają błędne pojęcie o Bogu, który przecież nie jest surowym, karzącym ojcem, lecz kochającym tatą.
W sytuacji, w której na serio przyjmuje się opowieści o wiecznym ogniu piekielnym (niezależnie od tego, na ile metaforycznie można tu rozumieć słowo "ogień") i uwierzy się, że prawdopodobieństwo trafienia do piekła jest większe od 0 (niezależnie od tego, czy piekło traktuje się jako miejsce, czy jako stan), to strach nie jest konsekwencją niezrozumienia, lecz przeciwnie jest bardzo zrozumiały.
Najlepiej więc nie wierzyć w biblijne opowieści.
Wiele ostatnio mówi się o złych księżach, ale to głównie ci "dobrzy, fajni" sprawiają, że wiara w piekło kiełkuje w psychice, ma się ją w tyle głowy, chociaż obecnie schodzi ona na dalszy plan katechezy.
Pod publiczkę: oburzenie, zniesmaczenie, grozenie aspostazja. Prywatnie: całowanie klechy w rękę, napychanie mu kieszeni, chrzciny, śluby kościelne, bierzmowania, wypychanie dzieci na lekcje religi. Dajcie sobie spokój. Nie osmieszajcie się.
Moje dzieci nie zostały ochrzczone, nie chodziły na religię i cud malina. Kościół, a owszem do zwiedzania, w końcu dużo tam sztuki, zdobycze kultury. Gusła przez rodzinę traktowane niczym mity greckie.
Trochę było z tym zabawy, jak dyrektorka zrobiła oczy, bo to jedyne dzieci, które nie chodzą na religię, były moje.
Polacy są to uwsteczniony naród, takie wyciągam wnioski. Dzieci już nie mieszkają w Polsce i sobie chwalą. Zanim tu coś się zmieni, minie 20-50 lat, o ile barany nie doprowadzą kraj do utraty niepodległości. Gardzę Polakami, sorry ziomki.
Pamiętam z lekcji religii, jak ksiądz opowiadał o przekłutej igłą komunii ( ten wegański odpowiednik mięsa ) z której trysnęła krew. Przy najbliższej okazji nie połknąłem podanego mi do ust dania, tylko w ławce wyplułem do chusteczki. W domu zabrałem się do sprawdzenia eksperymentu i….zachwiały się fundamenty mojej wiary…
spowiedź wywoływała we mnie taki stres jak byłam mała, ze musiałam czytać grzechy z kartki. jak ksiądz to zobaczył to wyrwał mi książeczkę i kazał spowiadać się z pamięci – po czym popełniłam błąd w formułce mówiąc „Jezus przenajświętszy” zamiast „Jezus Chrystus”. ksiądz oburzony takim ciężkim błędem z ust 12-latki wywalił mnie z konfesjonału i powiedział, ze mogę wrócić dopiero jak przypomnę sobie prawidłowa formułkę. takich sytuacji miałam mnóstwo, było to dla mnie bardzo stresujące jako dziecka. na przygotowaniach do komunii ksiądz notorycznie na nas krzyczał i szantażował emocjonalnie, doprowadzał dzieci do płaczu. koleżanka zwymiotowała ze stresu w trakcie pierwszej komunii.
Ja w dzieciństwie buntowałem się przeciwko naruszeniom mojej intymności – i szybko przestałem chodzić do spowiedzi. Na szczęście miałem tolerancyjną rodzinę.
Dziś uważam, że tzw. spowiedź indywidualna, wymyślona przez KK we wczesnym średniowieczu, była chyba największym odkryciem w historii wywiadu. Pozwalała funkcjonariuszom KK wnikać w najtajniejsze plany władców Europy, oraz zbierać na nich „haki”, bez konieczności utrzymywania kosztownych siatek szpiegowskich na dworach i bez ryzyka wpadki.
Wszystkie witki opadają jak się czyta te wspomnienia. Średniowiecze, zabobony, ciemnogród, pojmowanie religii tylko na poziomie Starego Testamentu. Jak to bardzo sugestywnie kiedyś ujął nieodżałowany ksiądz Jan Kaczkowski: "Kowalski, nie podobasz mi się. Jutro będziesz miał raka!".
Syn znajomych, przygotowujący się do I komunii wrócił kiedyś z katechezy zapłakany i przez łzy oświadczył rodzicom, że nigdy nie pójdzie do spowiedzi, bo ma straszny grzech. Rodzicom udało się go nieco uspokoić – i wtedy wyjaśnił, że wiele razy popełnił grzech cudzołóstwa. Zamurowało ich, a potem zaczęli go wypytywać, jak i kiedy grzeszył. – No przecież co niedziela, kiedy dłużej spaliście, ja budziłem się wcześniej i przychodziłem do was do łóżka! – wyjaśnił z płaczem.
Opisane zachowania "katechetów" są jak najbardziej zgodne z tracycyjnymi wartościami i z Dobrą Nowiną. Respektująca tradycyjne wartości władza ma prawo, ba, tradycyjny obowiązek, tradycyjnie i wartościowo domagać się ślepego posłuszeństwa. A dla jego wymuszenia ma tradycyjną wartość taką jak przemoc. Tyle tradycyjnych tortur ile trzeba, a nawet więcej, na zapas. Może też być trochę marchewki, ale najważniejszy jest kij, duuuużo kija. Oto cała głębia zasad na jakich oparte jest zdrowe, tradycyjne społeczeństwo. Jeżeli władza nie czeka, aż niewolnik zacznie broić tylko od dziecka wychowuje go w strachu przed torturami, to się nazywa miłosierdziem. Każdy wie, co go czeka za brak ślepego posłuszeństwa, więc jak już trafia w ręce kata, sam sobie jest winien, nie władza. Równie jest subtelny przekaz teologioczny, a władza niebiańska jest kopią tej ziemskiej, też domaga się wiary, czyli ślepego wykonywania rozkazów, a za brak gotowości do zaspokajania kaprysów namiestników Chrystusa, czyli księży katolickich, subtelnie, tradycyjnie i wartościowo obiecuje się wieczne tortury w płomieniach. I w ramach powszechnego sado maso wyznawcy miłosiernego Boga, szczerze, z dumą, deklarują, że budzi on w nich strach. Nie ma więc powodu , byśmy od dziecka nie byli uczeni strachu i beznadziei wobec przemocy przed którą nie ma ucieczki, a jedyną szansą na uniknięcie tortur jest bezwarunkowe podporządkowanie się płynącym z góry rozkazów. Z tym, że akkurat teraz, tu i teraz, na "dzień dzisiejszy", póki co, mamy wybór pomiędzy odrzuceniem tego sadomasochistycznego monstrum jakim jest kościół i jego monstrualne "nauczanie", a pogrążeniem się w tej beznadziei jaką jest mit o zbawieniu i pozwoleniem na to, by jacyś dziwacznie poubierani zboczeńcy, dla zysku, manipulowali naszymi emocjami. Ten wybór ciągle jest.
Bzdury.
Mam nadzieję, że to żart. Bo jeśli nie, to jest Pan ciężko chory, jak cytowani w tym artykule.
Na religię chodziłam w czasach PRLu. Wygląda na to, ze miałam ogromne szczęście, bo to, co mówili moi katecheci można streścić tak: kochaj Boga i bliźniego, Bóg kocha każdego człowieka, staraj się żyć tak, aby być porządnym człowiekiem. I tyle. Nie straszono nas piekłem, nie podejmowano tematu aborcji, masturbacji itp. Nie do wiary? A jednak tak było. Tyle, że dawno, dawno temu…
Jak czyta się takie artykuły to faktycznie dochodzi się do takiego wniosku, że miało się dużo szczęścia. Dokładnie tak jak u Pani, było też u mnie – przy czym nie było to w czasach PRL-u a nowszych, bo w ostatniej dekadzie i kawałku poprzedniej. Miałem w sumie trzech katechetów i katechetki (świeckich, w tym jeden bardzo młody) i żaden nie reprezentował podejścia z artykułu – wręcz przeciwnie, było jak w powyższym komentarzu. Jednak jeszcze normalni katecheci nie wyginęli…
Ja mam też podobne doświadczenia z lat 1965-1978, kiedy uczęszczałem na katechezę. Najpierw katechetkami były zakonnice, potem w 3. klasie do pierwszej komunii uczył nas ksiądz – bardzo sympatyczny i porządny; potem znów były zakonnice, świecka katechetka (starsza pani, trochę nas, siódmoklasistów, upupiała, ale nie straszyła piekłem) i na koniec w liceum znów księża. Żadne z nich jednak nie straszyło nas karami bożymi w stylu horrorów Eda Wooda.
Cytowane opowieści katechetów przypominają mi jednak teksty z kalendarzy katolickich z lat 30., które przechowywali moi rodzice i dziadek (niestety, przy kolejnych porządkach poszły na makulaturę, czego bardzo żałuję, bo przepadło świadectwo mentalności Polaków z międzywojnia). Pamiętam taką jedną historię w stylu cytowanych katechetów – o sprofanowaniu przez kilku młodych mężczyzn krzyża, bodajże gdzieś we Francji. Według autora, historię opowiedzianą przez jednego ze "starszych, poważnych katolików". Młodzi ludzie zerwali krucyfiks i podeptali figurę Chrystusa. Potem jeden z nich utonął, a ciało wydobyto z rzeki widłami od gnoju (on takimi widłami miał zerwać krucyfiks z krzyża); inny, który podeptał krucyfiks, połamał obie nogi w wypadku i został kaleką, etc., etc. A dziś, po 80 z górą latach, katecheci opowiadają takie same straszynki jak przed wojną.
W PRLu chodziłem na religię, która odbywała się poza szkołą – oczywiście w sali katechetycznej na terenie kościoła.
W czasie zenitu popularności pontyfikatu papieża Jana Pawła II, księża uczyli nas o miłości nawet do wrogów, nawet do tych, którzy zabili księdza Popiełuszkę uzasadniając to, faktem spotkania się JPII z jego niedoszłym zabójcą – Ali Akcą, w celu przebaczenia mu jego winy w duchu Ewangelii.
Przytaczając ekumeniczne nauki papieża, który jako pierwszy odprawiał mszę św. w ewangielickim zborze. mówili nam że osoby z innych wyznań należy tolerować i że papież Polak daje nam przykład ekumenicznej tolerancji.
O seksie uczono tyle, że trzeba do niego dojrzeć by go jako dar boski, pieczętujący miłość -najwyższą cnotę (oczywiście znów wg. wówczas aktualnej interpretacji JPII Ewangelii NT) w jej międzyludzkim wydaniu, zrozumieć i z szacunkiem czerpać z niej energię życia.
Wiele mówiono o tolerancji dla innych kultur i dialogu międzyludzkim stawiając za wzór pielgrzymki papieskie z towarzyszącym im symbolicznym wyrazem szacunku papieskiego dla innych ludów – charakterystycznym całowaniem ziemi, przez papieża po przybyciu na lotnisku, na samym początku, przed każdym jego powitaniem.
Skoro politycy tacy jak Czarnek, czy Rzecznik Praw Dziecka, chcą a nawet żądają jak twierdzą w duchu wychowania dzieci i młodzieży intensyfikacji przesłań polskiego papieża, którego nawet czczą jako świętego, to po co tak się z tym ociągają?
Materiały, które mają na wyciągnięcie ręki są powszechnie znane i nic nie stoi im na drodze by z nich pełnymi garściami czerpać i te nauki JPII głościć wszem i wobec.
Chyba że to oni mają jakieś blokady…Polityczne? Ideowe? Mózgowe?
Chyba że niedługo okaże się, że Jan Paweł II popierając Wałęsę, też współpracował z SB. Chyba nie na darmo na powyższym zdjęciu, zamiast obrazu papieża Polaka, wisi portret Benedykta VI, bardziej niż on przyjaznego Opus Dei i lefebrystom, nota bene już rządzącym w Polsce.
Moje wspominki kombatanckie w tej materii mówią jednoznacznie, że za czasów głębokiego PRL-u tj. w początkach lat 60-tych można było nie bać się o stres z tego powodu, ale tak popularne obecne wieści o nich istniały także wtedy. Kto wiedział, to wiedział, a kto chciał dowiedzieć się, to p-poczta [pantoflowa poczta] działała b.dobrze. I tak to przestałem bawić się we wiarę serwowaną przez tych ideologów. I teraz na starość powinienem znów spotkać się z którymś z nich, by formalności stało się zadość…
Ja to mam szczescie, jedno przykre zdarzenie mnie spotkalo jakoś w szkole podstawowej, a mianowicie ksiadz katecheta pocial nozyczkami moja psikawke żabe, oatetacyjnie, przed cala klasa. 🙂
Innych traumatycznych zdarzen naszczescie nie bylo.
Bylo za to zdarzenie pozytywne, w szkole ponadpodstawowej dostalem od siostry zakonnej/katechetki kasete magnetofonowa z najwiekszymi przebojami (jezeli mozna to tak ujac) Jimiego Hendrix'a.
Nie zmienia to faktu, ze swojego dziecka nie chrzcilem, a religii jakotakiej w szkole w Wielkiej Brytanii nie ma.
A do zatroskanych rodzicow mam jedno: chroncie swoje dzieci! I omijajcie kościóły szerokim lukiem a z lekcji religii zrezygnowac/nie posylac.
Potwierdzam to, co pisze Ciotka Emerytka. Ja też za komuny chodziłem na religię. Tak, chodziłem na religię, bo właśnie wyeliminowano religię ze szkół. Nikt nas niczym nie straszył, przynajmniej nie pamiętam, żebym się czegoś bał. Traktowałem to trochę jak spotkania po lekcjach. Moich dzieci religijna trauma ominęła, bo do szkoły (katolickiej, bo zwykłe były beznadziejne) chodziły w Kanadzie. Nic mi nie wiadomo, żeby tam czymkolwiek straszono. Do kościoła szybko przestały uczęszczać. Ja musiałem najdłużej, bo musiałem tam wozić teściową. Tak to jest w kraju, gdzie zakazano ojcu Muchomorkowi siać kato-propagandę.
Żeby mówić takie rzeczy, a już zwłaszcza dzieciom, trzeba być ciężko chorym psychicznie. Albo potworem, co wychodzi z grubsza na to samo.
Ratujcie swoje dzieci przed takimi osobnikami.
Czytam teksty i dochodzę do wniosku, że miałam szczęście, że w czasach PRL – czytaj komuna, religia była dobrowolna, w salkach katechetycznych przy Kościele. Wszyscy uczniowie chodzili, księża byli normalni, nauczali ewangelii, nie straszyli nas. Moje córki rocznik 1980 przychodziły z religii z dramatycznymi pytaniami – czy ty jesteś naszą mamą, bo siostra powiedziała, że nasza matką jest matka boska a nie mama, która urodziła. Najmłodsza córka z religii mało pamięta. W naszej rodzinie nienawidziłyśmy niedziel i świąt. Ojciec wiecznie darł się kiedy idziemy do kościoła. Nic innego się nie liczyło. Dzisiaj tylko on chodzi do kościoła i uważa się za przykładnego i głęboko wierzącego. My wiemy jaki jest naprawdę. Mam nieodparte wrażenie, że klerykałowie strachem chcą wymusić religijność. Wiem czym się to skończy
No właśnie. Wymuszanie to najprostszy sposób na wychowanie ateisty, niestety takie osoby tego nie zrozumieją, a szkoda – są ludzie Kościoła, którzy przed tym przestrzegają. Osobiście znam wiele przypadków, które właśnie tak się skończyło. To jest naturalne, że jeśli coś jest obowiązkowe (jak lektury szkolne), wymuszane, to ludzie nie będą tego uwielbiać. A gdy jest nieobowiązkowe – to co najmniej obojętne (ale nie wrogie, opresyjne). M.in. dlatego sądzę, że religia powinna wrócić do kościołów. No i jest też kwestia – jak widać nie każdy katecheta (ale ciężko powiedzieć ilu, trzeba by jakieś badania zrobić) nadaje się do nauczania religii, bo nie rozumie, czego w danym wieku dzieci zwyczajnie nie zrozumieją i mówią nieadekwatnym językiem – zakładam, że córki raczej były młodsze niż starsze.
Lektury lubiłem bo czegoś uczyły. Religii nie lubiłem bo to był stek bzdur i nikt nie potrafił wyjaśnić sprzeczności. Nie chodzi o przymus, chodzi o zawartość.
Nie bóg stworzył Człowieka – tylko człowiek stworzył bogów…
Dla mnie – to oczywista – oczywistość! Każda religia ogranicza do zera – naszą wewnętrzną duchowość! Zabija w Człowieku – człowieka! Nakazuje: słuchać, wykonywać, zmusza do dziwnych zachwań wymyślanych przez kler dzieciom od najmłodzych lat…Na tak zwanych lekcjach religii które ogłupiają i stresują niewinne dzieci.. Duchowość jest w nas – przypisana indywidualnie każdemu Człowiekowi! Od nas zależy jej rozwój, analizowanie, wewnętrzne wzbogacenie.. Religia i uzurpator kościelny – to prymitywny sposób na wyeliminowanie duchowości jednostki…
Prostsze jest, przyznacie – zastosowanie się do kilkunastu dogmatów, zamiast samodzielnego poszukiwania duchowości i dobra absolutnego! Religie są dla ludzi ograniczonych, łatwo podlegających procesowi prania mózgów…
Religia jest narzędziem do uzyskania władzy i bogactwa. Od ponad 2000 lat. Nic poza tym…
A ja po tym co ostatnio słyszę z ust większości kleru polskiego i widzę ich zaciekłe miny w walce o swoją katolicką wiarę,(nie mylić z chrześcijańską) to wiem że wiara w kościół watykańsko-katolicki pomału upada.Bo co to jest za wiara religijna, którą trzeba wprowadzać siłą i oszustwem ,do szkół i zmuszać siłą i karami do wierzenia w nią.Niejaki p.Glemp biskup w roku 1999 przed wprowadzeniem religii do szkół przysięgał że naukę religii w szkołach bierze na siebie kościół i katecheci będą opłacani przez episkopat KRK.(oszust i kłamca jak cały KRK).I cała ta walka kleru domagającego się od państwa poparcia administracyjnego w sprawie nauki wiary katolickiej pokazuje. Że tak naprawdę kler watykańsko-katolicki walczy o mamonę a nie o wiarę. Z tego powodu , traci swoje poważanie i dar przekonywania ludzi a szczególnie młodzież do wierzenia w kościół katolicki. Bo co to jest za wiara w którą trzeba wierzyć bo tak nakazują ustawy państwowe i paragrafy karne.To się już zaczyna nazywać religia przymusu i terroru ( o mamonę i władzę) A to jest już początek końca tego kościoła oby jak najszybciej nastąpił .
A cała ta klesza klika ,to jeden wielki fałsz ,obłuda i pycha.. I tłamszenie zakazami i terrorem części uczciwych księży ..
Jezus i chrześcijanie mają tyle wspólnego z rzymskim kościołem co ofiary i ich kat. Przynależność do tej organizacji szpiegowsko-terrorystycznej powinna być dozwolona od 18 roku życia, a ogłupiająca ideologia kościoła rzym.-kat. nie powinna być promowana w szkole – dzieci przed złem się chroni, nie z nim oswaja. Ponad 2000 lat ludobójstw, mordów, gwałtów, sPiSków, wojen tego powinniśmy uczyć dzieci o kościele rzym-kat., a nie wmawiać że mają coś wspólnego z dobrem czy bogiem.