W wojnie o nauczanie religii, którą Episkopat przegrywa z MEN, oddajemy głos świeckiej katechetce z gdańskiego liceum. „Najboleśniejsza jest zmiana, że mamy uczyć na pierwszej lub ostatniej lekcji. Młodzi nie chcą być frajerami i siedzieć w szkole dłużej. Rząd robi im krzywdę”
Magdalena Mikułko, nauczycielka religii w LO nr XV w Gdańsku, mówi OKO.press:
Cały wywiad – czytaj dalej, po informacji o fiasku rozmów rządu z Episkopatem
Praca podkomisji ds. religii w szkole (po stronie rządowej Barbara Nowacka, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Miłosz Motyka, z Episkopatu m.in. bp łowicki Wojciech Osial) nie przyniosła porozumienia. W komunikacie z 9 grudnia 2024 po posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Konferencji Epiksopatu Episkopat ocenia zmiany wprowadzone i zapowiadane przez MEN jako „destrukcję nauczania religii w polskich szkołach publicznych” i zapowiada „dalsze kroki prawne wobec naruszenia obowiązujących przepisów”.
Przypomnijmy, że ministra edukacji Barbara Nowacka:
W rozmowach z MEN Kościół:
W „Słowie na początek roku szkolnego 2024/2025” Episkopat kwestionował także nieliczenie ocen z religii do średniej: „Wyłączenie oceny z lekcji religii ze średniej ocen i łączenie klas uważamy za krzywdzące i niesprawiedliwe”.
Piotr Pacewicz, OKO.press: Pani od dawna uczy religii?
Magdalena Mikułko, nauczycielka religii w LO nr XV w Gdańsku: Nie, dopiero od września [2024]. Przez lata uczyłam wiedzy o społeczeństwie (WOS), dopiero potem zrobiłam studia podyplomowe z teologii w Instytucie Teologicznym Archidiecezji Gdańskiej.
Skąd taki pomysł?
Pytanie o motywację... Pracując w szkole, miałam do czynienia z problemami młodzieży. Spotykałam się z ich rozterkami, coraz częstszymi wątpliwościami, załamaniami. Może niedobrze się chwalić, ale czuję, że zdobyłam zaufanie młodzieży, często zwracają się do mnie ze swymi problemami.
I coraz częściej widzę, jak bardzo są samotni. To pokolenie samo zaczyna zdawać sprawę, że są pogubieni, przebodźcowani,
w trybikach już tak mocno osadzeni, że najwyższy czas się zatrzymać.
A zarazem odchodzą od Kościoła. Argumenty mają mocne, powiedziałabym, że świadome i merytoryczne, ale ciężko mi się z tym pogodzić, bo dla nich odejście od Kościoła jednocześnie oznacza odejście od Boga.
Czyli to pani misja apostolska? W ramach szkolnego nauczania na stopień, dwie godziny w tygodniu?
Proszę sobie żartować do woli, ale główną motywacją jest faktycznie, żeby młodych zatrzymać przy Bogu. I żeby przekonali się do innego sensu życia, że nie żyjemy tylko po to, żeby mieć, ale po to, żeby być, i że najwyższy czas, żeby się zatrzymać w tej gonitwie.
Pracę dyplomową pisałam o medytacji chrześcijańskiej. To się z katolicyzmem nie kojarzy, trudno się z tym przebić, choć jest wspaniała tradycja medytacji ojców Kościoła.
Dzisiaj medytację kojarzy się z buddyzmem, z filozofiami Wschodu, które coraz bardziej pociągają młodzież, więc chciałabym im pokazać, że w Kościele katolickim też są różne drogi duchowości. Próbuję się z tym przebić do młodych ludzi, żeby pomóc i sobie, i im, zatrzymać się w tym biegu.
A skąd ta pani religijność? Pani nie jest chyba wiele starsza od tych swoich uczniów.
Może mój głos pana zmylił. Mam 45 lat, 20-letniego syna, córkę 14-letnią. Po maturze chciałam pójść na teologię, ale wszyscy mi powtarzali, że co ty będziesz robiła po tej teologii, więc najpierw skończyłam studia historyczne, potem wiedzę o społeczeństwie, potem edukację europejską, bo taki przedmiot miał wejść i jeszcze dwoje dzieci po drodze urodziłam, więc zawsze było coś ważniejszego.
Skąd mi się to wzięło? Moja mama też się nad tym zastanawia, bo rodzice są wierzący, chodzą do kościoła, ale ja w rodzinie przoduję. Wie pan, ja uważam, że wiara jest łaską.
Tak, to łaska. Nie wyobrażam sobie życia bez Boga, bez wiary.
Nie poradziłabym sobie w wielu trudnych sytuacjach, gdyby nie to, że Bóg jest ze mną. Wiem, że to może tak brzmi trochę..., no nie wiem, jak to brzmi, ale mówię tak, jak czuję, mówię z serca.
Lubię łączyć religijność tradycyjną, ludową, z duchowością medytacji chrześcijańskiej, często idę pod prąd Kościołowi, ale nie wyobrażam sobie, żeby się obrazić na Kościół, albo obrazić się na jakiegoś księdza, i z tego powodu przestać chodzić do Kościoła.
Ludzie skrzywdzeni przez księży myślą zwykle inaczej. Choć inicjatywa „Zranieni w Kościele”...
... no właśnie, jest próbą rozliczenia tych najgorszych przeżyć skrzywdzenia dziecka przez kapłana, ale bez straty wiary.
Dodam, że uprawiam churching, czyli nie chodzę do kościoła w swojej parafii, tylko do św. Jana, Duszpasterstwa Środowisk Twórczych w Gdańsku.
Wobec swoich uczennic i uczniów jest pani apostołem wiary. Takiego określenia używa podstawa programowa do nauki religii, dekretując wręcz, że katecheza ma kształtować u uczennic i uczniów postawę „apostoła wiary”.
Może inaczej. Ja chcę im powiedzieć, że duchowość jest ważna. Pierwsze pytanie, jakie zadawałam we wrześniu, brzmiało, to kto jest na tej religii z własnej, nieprzymuszonej woli, a kto dlatego, że mu rodzice każą. Bo ja bym nie chciała, żeby młodzież na religię chodziła dlatego, że ktoś im każe, bo
do religii nie można nikogo zmusić.
Kilka osób się przyznało, że są z woli rodziców, ale większość to młodzież świadoma, otwarta i poszukująca.
Bardzo bym sobie życzyła, żeby młodzi ludzie dali mi szansę, żeby w ogóle przyszli i zobaczyli, że lekcja religii to może być rozmowa, że jest miejsce na wątpliwości, że możemy się nimi dzielić.
Nie wyobrażam sobie, żebym w liceum uczyła ich regułek, albo z czegokolwiek przepytywała. Proponuję rozmowę o wolności, o sensie życia, o wartości życia. To są trudne tematy, dotyczą najważniejszych problemów moralnych społeczeństwa. Podręcznik do religii mam z wydawnictwa św. Wojciecha, byłam w szoku, jak jest świetnie napisany. Taki społeczny, otwarty.
A z konkretów, ile klas Pani uczy?
Na ponad 800 uczennic i uczniów w naszej szkole na religię chodzi ok. 140. Im starsza klasa, tym mniej. W pierwszej jest najwięcej także dlatego, że to przygotowanie do bierzmowania. Klasy starsze są łączone, pierwsze nie.
Ile jest katechetek w waszej szkole?
Jedna (śmiech). Mam 20 godzin religii.
I oczywiście misję kanoniczną, czyli zgodę biskupa.
Ksiądz, który uczył religii w naszym liceum, poszedł na urlop zdrowotny, więc zrobiło się miejsce. Zgłosiłam się do wydziału katechetycznego, miałam poparcie księdza proboszcza. Myślę, że ksiądz biskup zapoznał się, kim jestem. Ale nikt mnie nie wzywał na rozmowę, nie przepytywał. Uczę nadal także wiedzy o społeczeństwie.
To ma pani – jak zresztą większość osób uczących – sporo nadgodzin ponad 18-godzinne pensum.
Chyba tak, ale ja szczerze mówiąc, nie liczę tych nadgodzin, nie wiem też, co ze mną dalej będzie, jeżeli ksiądz wróci po urlopie zdrowotnym, więc wszystko jest w takim zawieszeniu. Co ma być, to będzie.
Rozporządzenie MEN z 26 lipca daje dyrekcjom możliwość organizowania nauki religii w dużych grupach międzyklasowych (do 28 osób). Poprzednio trzeba było tworzyć takie grupy, gdy chętnych z danej klasy było mniej niż siedmioro, teraz dodano możliwość łączenia, gdy jest ich więcej.
Większe grupy można było za zgodą biskupa tworzyć już wcześniej. Od wielu lat w naszym liceum łączyło się klasy i gdański biskup nie robił problemów. To w ogóle taki trochę nadmuchany balon, PR pani minister Barbary Nowackiej, żeby pokazać, że władze coś robią z tą religią.
Prawdziwa zmiana jest jedna, za to bardzo bolesna, że mamy uczyć albo na pierwszej, albo na ostatniej lekcji.
Strzelili nam, katechetom, w kolano. Bo jak mówią młodzi, czują się frajerami.
Bo to jest frajerskie, że koleżanki kończą o 14:00, a oni mają dwie godziny religii do 16:00. A rano z kolei, koledzy jeszcze śpią, a oni już muszą na religię, bo nie mogą jej mieć w środku grafiku. Władze załatwiły religię w białych rękawiczkach. Nie musieli ograniczać godzin religii, po prostu młodzież sama się wypisała. I to wielką falą.
Ile osób się u was wykruszyło?
Może nawet setka. Młodzież mi mówi, że my byśmy, proszę pani, z chęcią chodzili, ale nam się to nie opłaca. Pragmatyzm, prawda? Mają zajęcia pozalekcyjne, korepetycje i im się nie opłaca zostawać do 16:10 w szkole.
Ale lekcja religii w środku dnia, a zwłaszcza dwie godziny z rzędu, robią frajerów z niechodzących na religię, bo mają okienko i w efekcie dłużej siedzą w szkole.
No, był taki argument, ale przez tyle lat to funkcjonowało i nie słyszałam, żeby się młodzież skarżyła. Także dyrekcjom trudno ułożyć plan tak, żeby religia była zawsze na końcu albo początku. Powtórzę: władze to zrobiły w białych rękawiczkach, tak jakby religia nie była potrzebna jako przedmiot. Wiadomo, że musi być dobrze nauczana, ale po prostu odebrano nam argumenty. Wypisały się nawet osoby, które regularnie spotykam w kościele.
Są głosy w Kościele, nawet biskupów, żeby nauka religii wróciła do parafii.
W salkach katechetycznych to jest katecheza. Na mocy konkordatu religia ma być nauczana w szkołach. Może jedna lekcja w tygodniu by wystarczyła? Myślę, że tak, ale pod warunkiem, że w środku dnia. Podoba mi się też pomysł, żeby był wybór między religią i etyką, ale żeby ten przedmiot był obowiązkowy. Patrzę przez pryzmat dobra młodego człowieka, oczywiście pod warunkiem, że i religia, i etyka byłyby fajnie i dobrze nauczane.
Ale sama Pani zaczyna od pytania, komu rodzice każą chodzić na religię. A tu jednak przymus?
Odpowiem generalnie. Środowiska, nie wiem, jak to grzecznie powiedzieć, lewicujące, walczą z religią, dla samej walki, a nie patrzą, ile młodzi tracą, rezygnując z religii. Z perspektywy liceum wiem, ile im ta religia daje. Ja także dużo się od nich nauczyłam, tyle mi powiedzieli fajnych rzeczy, taka to była intensywna wymiana myśli, poglądów, o czymś, co młodych ludzie bezpośrednio dotyczy jako ludzi.
Fajny przedmiot. Nie wiem dlaczego, tak się z religią walczy.
Religia przestała być liczona do średniej.
Tak, to też jest sposób, żeby młodzież zniechęcać. Bo mogli sobie podwyższać średnią albo komuś trochę brakowało do paska, a wiadomo, że z religii były dobre oceny.
Też mi się to wydaje nie fair w stosunku do osób, które na religii zostały, starają się, czegoś się uczą, dostają oceny. Jest mi przykro, że nie mogę nagrodzić tego ich zaangażowania. Wiem, że Episkopat próbuje rozmawiać z ministerstwem i przekonywać, że to wszystko nie są dobre pomysły, ale
nowa władza chce po prostu pokazać, że tę religię skutecznie ogranicza.
I wylewają dziecko z kąpielą, robiąc krzywdę młodym ludziom. Tak to odbieram, to co innego mogę powiedzieć?
W maturalnych klasach to już tylko garsteczka chodzi. Ale są i takie osoby, które nie są zapisane, ale przychodzą, żeby z nami pobyć, posłuchać, porozmawiać. To jest dla mnie uskrzydlające! Jak zaczęłam uczyć religii, to moje środowisko uznało, delikatnie rzecz ujmując, że chyba oszalałam, że po 18 latach pracy w szkole raptem zaczynam uczyć religii. Patrzą jak na stwora. Ale młodzież to docenia.
Analizowałem podstawy programowe do nauki religii opracowane przez Episkopat. W zamierzeniu Episkopatu nie chodzi o żadne światopoglądowe dyskusje, ale o rozbudzanie wiary, przekazanie zestawu konserwatywnych tzw. wartości chrześcijańskich i rozbudzanie przywiązania do Kościoła jako instytucji, wyrobienie lojalności.
Wszystko zależy od tego, kto jak uczy, co zresztą dotyczy każdego przedmiotu. Ja będę się jednak upierała, że wartości, których my uczymy, są uniwersalne. Uczę w duchu ekumenizmu, szacunku do innych religii, rozmawiamy o innych wyznaniach, o innych religiach, o otwartym nauczaniu papieża Franciszka, o ekologizmie katolickim, tyle jest fajnych tematów.
Cytując podstawę: „uczeń uzasadnia zło antykoncepcji”. Podobnie z in vitro. Nie ma Pani poczucia, że to zaklinanie deszczu? Anachronizm wobec tego, jak żyją ludzie, także wierzący, którzy chcą kontrolować posiadanie potomstwa, a gdy cierpią na niepłodność, sięgają po pomoc lekarzy?
Tylko wszystko zależy, jak o tym powiemy i jaką damy młodym przestrzeń do tego, żeby mówili, co myślą. Nie mam z takimi tematami problemu, już wcześniej na lekcjach WOS rozmawialiśmy o in vitro, eutanazji, aborcji, czy karze śmierci.
Większość młodych ludzi, zwłaszcza tych starszych, zwłaszcza dziewczyn w czwartej klasie, głośno krzyczy, że „nasze ciała, nasza sprawa”, że chcemy same o sobie decydować itd. Ale w takiej dyskusji ja często im mówię, że rozumiem, że stoicie po stronie kobiety, jesteście za wyborem, ale dajcie mi szansę, żebym mogła stać po stronie życia i tego dziecka, które ma prawo się urodzić.
I raptem słyszę, że my szanujemy pani wybór po stronie tego dziecka, pani ma prawo, a ja im mówię, że nigdy bym nie potępiła żadnej kobiety, która dokonała aborcji, dla mnie to zawsze jest dramat kobiety. Odwrotnie, kobietę, która podjęła taką decyzję, trzeba otoczyć troską i wsparciem.
I wtedy młodzi zaczynają inaczej ze mną rozmawiać.
Zakazu aborcji łatwiej bronić niż postulatów tzw. etyki seksualnej Kościoła typu „troski o własną czystość”, która się sprowadza do tego, żeby nie uprawiać żadnego seksu przed katolickim ślubem. Czy masturbacja jest pani zdaniem grzechem? Jeśli myślimy o młodych ludziach poważnie i o sobie poważnie, to chyba trzeba uznać, że takie przekazy są odklejone.
Ale jeżeli postawimy to w perspektywie szacunku do drugiej osoby? Jaka ma być dzisiaj ta czystość, o której mówi religia? Nie może być oderwana od płciowości młodych ludzi, ale może stawiać bariery.
Bo młodym się często wydaje całkowicie normalne, że powinni „zaliczać” jak najwięcej dziewczyn, i jak idą na imprezę, to trzeba się wykazać przed kolegami. A ja rozmawiam z nimi od drugiej strony, że słuchaj, ale czy na pewno chciałbyś mieć dziewczynę, która już tyle razy została zaliczona? I zaczyna się szczera rozmowa, oni mówią, jak naprawdę wygląda ich życie i co w związku z tym czują i tak sobie zupełnie z innej perspektywy rozmawiamy.
Nie, że seks jest zły i proszę go nie uprawiać, ale rozmawiamy o szacunku wobec siebie, ale też wobec drugiej osoby.
To stereotyp, że tylko chłopcy „zaliczają”, a dziewczyny nie.
Do pewnego stopnia ma pan rację, ale bardziej tu działają męskie stereotypy, którymi chłopcy nasiąkają w grach, w filmach, w wulgarnych często żartach, które krążą po sieci. Nie zgadzam się też z panem, że podstawa programowa do religii jest przeterminowana i nauka Kościoła katolickiego jest „odklejona”. To kwestia perspektywy, jaką przyjmujemy.
I to nie jest tak, że ja mam im mówić: macie tego nie robić. Nie jestem przecież księdzem.
Ja im po prostu pokazuję, jakie są konsekwencje decyzji, które podejmują. Ja się z podstawą programową zgadzam, co nie znaczy, że jej nauczanie jest proste. No, nie jest. A młodzi ludzie mają prawo do swoich wyborów i trzeba do nich podchodzić z szacunkiem i tego samego oczekiwać od nich.
Jako katechetka nie mogłaby pani mieć wychowawstwa, ale skoro pani uczy też WOS, to...
...tak, mam. I proszę sobie wyobrazić, że z mojej klasy wychowawczej, nikt nie chodzi na religię. To taki chichot tej mojej historii.
A to dziwne.
Oni są już w trzeciej klasie. Chyba im wystarczyło tych naszych rozmów na rozszerzonym WOS-ie.
Oczywiście uszanowałam ich wybór, ale trochę mi przykro, że nie dali mi szansy, bo liczyłam, że przyjdą chociaż i zobaczą, jak moja religia jest prowadzona. No tak, ale wraca argument, że im się nie opłaca siedzieć w szkole do 16:10.
Nad religią w szkole wisi cień Kościoła, który ma grzechy na sumieniu. Przemoc seksualna, zaangażowanie w politykę, feudalne przywileje biskupów, które przesłaniają często trudne warunki egzystencji księży w parafiach.
Może tak być. Ale po trzecim Kongresie Katoliczek i Katolików, który odbył się w październiku 2024 w Gdańsku, jestem niezwykle zbudowana.
Treści kongresu wykorzystuję na lekcjach religii, pokazując Kościół z innej perspektywy. Kościół otwarty, szukający miejsca Boga w społeczeństwie demokratycznym. Kościół proekologiczny patrzący z podziwem na papieża Franciszka, który w trosce o nasz glob robi fantastyczne rzeczy.
Kościół otwarty także na inne orientacje seksualne, w tym cudowna akcja „Wiara i tęcza”. A także zdrową duchowość na tle patologii i błędów popełnianych zarówno w teologii, jak i w psychologii.
Kościół ma różne oblicza i nie wiem, dlaczego skupiamy się tylko na negatywnych. Cała dobroczynność, wolontariat, tyle dobra się dzieje dzięki Kościołowi! Oczywiście widzę, z jakimi problemami zmaga się Kościół, ale media skupiają się na tym, co negatywne.
Ruch Wiara i Tęcza „tworzy przyjazne środowisko, w którym polscy chrześcijanie LGBT+ są w pełni akceptowani – również ze swoją seksualnością”. Katechizm deklaruje szacunek do osób LGBT, ale wzywa je do „czystości”, czyli de facto zaprzecza temu, kim te osoby są. Kochamy was jak bracia i siostry, ale nie róbcie tych brzydkich rzeczy, bo wolno tylko nam hetero.
Ja chodzę do takiego kościoła, który jest otwarty również na osoby innej orientacji. I u nas nigdy nie było problemu z nietolerancją, więc to też jest kwestia wyboru.
Cytuję podstawę programową pani przedmiotu: „Wskaż teksty biblijne o aktach homoseksualnych. Uzasadnij, że to grzech”.
To prawda i też tak staram się uczyć, ale jeśli przekazujemy oceny naszej wiary i religii w narracji pełnej szacunku, wzajemnego zrozumienia i nie hejtowania, bez śladu pogardy wobec tych osób, to od razu inaczej się na te tematy rozmawia.
Jak czasem słucham kazań i myślę, że ci sami księża prowadzą katechezę, to nie spodziewam się wzajemnego zrozumienia.
Mam wrażenie, że coraz więcej jest katechetów świeckich, bo też księży trochę ubywa i mają masę obowiązków w parafii, śluby, pogrzeby, msze święte. A księżą owszem są różni tak jak i nauczyciele.
Mój syn w zeszłym roku zdał maturę. Boże, mamo, ty będziesz katechetką – strasznie się zdziwił, śmiał się, że będzie miał mamę katechetkę. Ale zaraz powiedział, że to zależy, jak się prowadzi lekcje.
Kiedy chodził do liceum sportowego (a uprawia piłkę nożną) miał świetnego księdza. Młodzi piłkarze Lechii Gdańsk chodzili niemal w komplecie na religię, bo ksiądz potrafił do nich przemówić, nawiązać z nimi relacje. Kolejny dowód, że jak młodzież trafi na fajnego katechetę, to tego łaknie, tego chce i potrzebuje. A z drugiej strony, jak im nie odpowiada ksiądz, czy katechetka, to się wypisują.
Według statystyk kościelnych jest około 14 tysięcy katechetów świeckich i mniej niż 11 tys. nauczycieli i nauczycielek duchownych, w tym 8000 księży, 1900 zakonnic i 800 zakonników.
Moim zdaniem to dobrze, że świeckich jest tak dużo, ale nie ma reguły, czy to ksiądz, siostra zakonna czy osoba świecka, musimy być otwarci na młodych ludzi. W naszym liceum uczył kiedyś ksiądz Krzysztof Konkol, cudowny kapłan, dla mnie wzór katechety.
Młodzież na niego mówiła „ksiądz petarda”,
tak potrafił ich porwać, że przychodzili do niego uczniowie, którzy ostatni kontakt z Kościołem mieli na swojej pierwszej komunii. Dzisiaj jest duszpasterzem akademickim w naszej diecezji.
Poza tym występuje wymiana pokoleniowa. Kościół już wie, jakie popełnił błędy w podejściu do katechezy i że trudno utrzymać młodzież w kościele. I czasem pojawia się myślenie, że nie idźmy na ilość, tylko na jakość.
Niezbyt się z tym zgadzam, bo z własnej praktyki wiem, że religia jest potrzebna młodym ludziom, zwłaszcza tym błądzącym i pogubionym w dzisiejszym świecie. I mogę sobie jedynie życzyć tego, żeby młodzież dała nam – katechetom – szansę, abyśmy ją o tym przekonali.
Edukacja
Kościół
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Barbara Nowacka
Episkopat Polski
Ministerstwo Edukacji Narodowej
katecheza
lekcje religii
Podstawa katechezy
religia
religia w szkole
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze