„Rola PSL-u w koalicji wydaje się rosnąć dzięki konsekwentnie prawicowej postawie. Pojawia się jednak pytanie, czy ta konserwatywna strategia będzie skuteczna” – mówi w rozmowie z OKO.press dr hab. Maria Wincławska, politolożka
Z dr hab. Marią Wincławską, politolożką z Uniwersytetu Mikołaja Kopernia w Toruniu, rozmawiamy m.in.:
Natalia Sawka, OKO.press: Marszałek Sejmu Szymon Hołownia ocenia stan koalicji na czwórkę z plusem. Z drugiej strony Donald Tusk uspokaja i mówi, że z koalicją nie jest źle – „czasami się pospieramy, ale damy radę”. A spory w koalicji rządzącej widać coraz bardziej.
Dr hab. Maria Wincławska*: Wszyscy partnerzy zdają sobie sprawę, że rozpad koalicji i konieczność rozpisania nowych wyborów mogłyby niekorzystnie wpłynąć na ich przyszłość parlamentarną. Lewica w niektórych sondażach balansuje na granicy progu wyborczego i nie jest pewne, czy znalazłaby się w parlamencie. Nie wiadomo też, czy Trzecia Droga, czyli sojusz PSL i Polski 2050, przetrwa jako całość, a jeśli nie – czy 0bie partie będą w stanie przekroczyć próg wyborczy, gdyby chciały pójść do wyborów osobno.
Koalicja Obywatelska, choć obecnie prowadzi w sondażach, także nie może być pewna swojej przewagi nad PiS. A wydaje się, że w tej chwili Prawo i Sprawiedliwość może mieć potencjał koalicyjny. Mam na myśli oczywiście Konfederację.
Więc jesień pewnie łatwa nie będzie, ale koalicjanci zdają sobie sprawę, że stawka jest wysoka, a rozpad koalicji może ich kosztować utratę władzy.
Sondaże dają bardzo dobre wyniki Konfederacji – w niektórych badaniach wyprzedzają Lewicę i Trzecią Drogę.
Niewątpliwie Konfederacja znajduje się na fali wznoszącej. Jest jedyną partią w polskim parlamencie, która jeszcze nie rządziła, co pozwala jej utrzymać wizerunek ugrupowania antysystemowego. Hasło Sławomira Mentzena, obecnego kandydata na prezydenta, o „wywracaniu stolika” dobrze oddaje ten przekaz.
Konfederacja niesiona jest na fali całkiem niezłego wyniku w wyborach do Parlamentu Europejskiego, gdzie ugrupowanie wprowadziło kilka nowych twarzy i pokazało także swoje kobiece oblicze w postaci dwóch europosłanek – Anny Bryłki i Ewy Zajączkowskiej-Hernik. Obie są świetnie wypadają w mediach, co przyciąga młodszy elektorat, który jest znacznie częściej zwolennikiem Konfederacji niż starsze pokolenia.
Tymczasem PSL stoi twardo przy swoim, jeśli chodzi o kwestię liberalizacji aborcji czy legalizację związków partnerskich. Powstaje wrażenie, że ostatnie słowo ma nie premier Donald Tusk, a Władysław Kosiniak-Kamysz i Marek Sawicki.
Rola PSL-u w koalicji rośnie dzięki konsekwentnie prawicowej postawie. Pojawia się jednak pytanie, czy ta konserwatywna strategia będzie skuteczna w dłuższej perspektywie. Niektórzy twierdzą, że PSL próbuje przejąć elektorat PiS-u, który może odwrócić się od tej partii, zwłaszcza w obliczu jej obecnych problemów, a ludowcy starają się odzyskać część elektoratu, bo przecież to PiS wypchnęło PSL z obszarów wiejskich i odebrało ugrupowaniu Kosiniaka-Kamysza poparcie wielu rolników.
Ale nie jest wcale powiedziane, że ta strategia przyniesie oczekiwane przez PSL efekty. bo mimo problemów finansowych PiS pozostaje silnym ugrupowaniem. Co więcej, takich wyborców przyciąga także Konfederacja, szczególnie frakcja związana z Krzysztofem Bosakiem i jego Ruchem Narodowym.
PSL znajduje się w trudnej sytuacji – musi znaleźć sposób na odróżnienie się od swoich koalicjantów, jednocześnie pozostając częścią rządu.
To niełatwe zadanie, zwłaszcza dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, który z pewnością nie chce, aby za jego kadencji jako prezesa partii PSL utraciło miejsce w parlamencie. Kosiniak-Kamysz odczuwa także ciężar tradycji, bo PSL jest najstarszą partią w Polsce i wciąż ma jedne z najsilniejszych struktur organizacyjnych w porównaniu z innymi ugrupowaniami.
Jeszcze nie tak dawno temu premier Tusk obiecywał: „Będziemy głosować za depenalizacją aborcji. Będziemy głosować za związkami partnerskimi jako projektem rządowym, chociaż nie wszystkich udało mi się przekonać. Kończymy dyskusję, czas na decyzje„. Potem podczas Campusu Polska Przyszłości powiedział, że „w tej kadencji parlamentu nie będzie większości dla legalnej aborcji”. Czy Tuskowi wydaje się, że sama niechęć do PiS wystarczy, by młodzi poszli do wyborów?
Niechęć w polityce, w tym niechęć do PiS-u, czy rywalizacja między Republikanami a Demokratami w USA, jest silną emocją, która odgrywa istotną rolę w społeczeństwie spolaryzowanym, jakim jest społeczeństwo polskie czy amerykańskie. W takiej atmosferze wyborcy oczekują jednak także konkretnego programu pozytywnego. Widać, że cała Koalicja 15 Października stara się rozliczać Prawo i Sprawiedliwość – składane są wnioski do prokuratury, wydawane są międzynarodowe nakazy aresztowania itp.
To jednak nie wystarcza – wyborcy oczekują też rozwiązania konkretnych problemów, które są dla nich ważne.
Tak, na przykład na pierwszy plan wysuwają się symboliczne kwestie związane z aborcją czy związkami partnerskimi, szczególnie istotne dla młodszych wyborców. Lewica stara się mobilizować tę grupę, co było widoczne np. podczas wystąpienia na Campusie Włodzimierza Czarzastego, który podkreślił, że nie może zgodzić się z Donaldem Tuskiem w kwestii „odpuszczenia” tych tematów. Lewica słusznie uznaje te kwestie za kluczowe dla swojego programu i strategii utrzymania poparcia elektoratu lewicowego.
Tak więc zaraz po Campusie, Donald Tusk zorganizował konferencję prasową z ministrą zdrowia Izabelą Leszczyną i prokuratorem Adamem Bodnarem, którzy przedstawili wytyczne dla lekarzy dotyczące przerywania ciąży. Tusk wtedy otwarcie przyznał, że przeprowadzenie tych zmian w Sejmie jest trudne.
Jednak moim zdaniem konflikt wokół tych kwestii, szczególnie aborcji i związków partnerskich, to głównie konflikt między Polskim Stronnictwem Ludowym a Lewicą.
Dlaczego?
Nowa Lewica patrzy na Donalda Tuska i liczy na to, że to on przekona polityków PSL do poparcia ich postulatów, ale to zadanie leży po stronie polityków Lewicy. To oni muszą negocjować te kwestie z koalicją, a przypomnijmy, że za projektem ustawy o dekryminalizacji aborcji głosowały cztery posłanki PSL. W sprawach światopoglądowych w PSL nigdy nie było dyscypliny partyjnej, więc każdy poseł i każda posłanka mogą głosować zgodnie z własnymi przekonaniami.
Ze związkami partnerskimi może być podobnie – to od Nowej Lewicy będzie zależeć, czy uda się zdobyć poparcie PSL-u dla tych propozycji. Donald Tusk pełni rolę szefa rządu i może przyjmować rolę mediatora w sporach między koalicjantami, ale nie może być „instancją odwoławczą”, której mniejsi partnerzy koalicyjni skarżą się na siebie nawzajem i „tupią nogami”, próbując wymusić spełnienie swoich postulatów.
W sprawie aborcji i związków partnerskich PSL zasłania się argumentem, że i tak potrzebny jest podpis prezydenta.
Mam wrażenie, że ludowcy, używając takich argumentów, idą na rękę prezydentowi Andrzejowi Dudzie, gdyż z taktycznego i wizerunkowego punktu widzenia, korzystnym dla Koalicji 15 października byłaby sytuacja, gdyby to prezydent był tą osobą, która blokuje wprowadzanie tych przepisów. To on powinien wetować te ustawy. Wtedy niezadowolenie elektoratu koalicji koncentrowałoby się na prezydencie, a nie na parlamencie.
Jednym z argumentów rządzących powinno być: „Chcemy wprowadzić określone zmiany, ale zobaczcie, prezydent nam na to nie pozwala. Dlatego musimy wybrać prezydenta z naszego obozu politycznego, który będzie podpisywał takie ustawy, zamiast prezydenta z przeciwnego obozu. Jeśli prezydentem w 2025 roku zostanie ktoś z Prawa i Sprawiedliwości, sytuacja się powtórzy. Staramy się wszelkimi możliwymi sposobami wprowadzać zmiany, co widać choćby po rozporządzeniach, które teraz są wydawane, ale nasze ręce są związane przez obecnego prezydenta”.
Rząd również podejmuje niektóre prawicowe narracje, np. w kwestii Wołynia albo granicy polsko-białoruskiej.
Myślę, że Donald Tusk stara się wyważyć swoje wypowiedzi, czekając na reakcję opinii publicznej, zanim zajmie stanowisko. Tak było również np. w przypadku śpiewów młodzieży podczas Silent Disco na Campusie, gdzie Tusk chwilę wstrzymywał się z komentarzem, by lepiej dostosować przekaz do oczekiwań społeczeństwa. W mojej opinii jest to taktyczny ruch ze strony premiera.
Lewicowi aktywiści często zwracają uwagę, że rząd zaczyna przejmować narracje Prawa i Sprawiedliwości, szczególnie w kwestiach związanych m.in. kryzysem na granicy polsko-białoruskiej. Warto jednak zauważyć, że takie działania rządu są zgodne z przekonaniami istotnej części społeczeństwa. A także, zdaniem wielu ekspertów, z polską racją stanu. Polityka międzynarodowa jest niezwykle skomplikowana, a to widać choćby na przykładzie wizyty prezydenta Dudy w Chinach, która mogła wywrzeć presję na Białoruś, co przyczyniło się do zmniejszenia liczby migrantów na granicy.
Wielkimi krokami zbliża się prezydencka kampania wyborcza. Faworytem jest Rafał Trzaskowski, mimo że nie ogłosił jeszcze startu w wyborach. Innym potencjalnym kandydatem jest także lider Polski 2050. Czy Marszałek Sejmu Szymon Hołownia ma szanse na wygraną w tych wyborach?
Nie, na ten moment wydaje się, że Szymon Hołownia nie ma realnych szans na prezydenturę.
Kluczowe jest to, co powinien zrobić z punktu widzenia przyszłości swojej partii politycznej. Jest szansa, że Polska 2050 stanie się jednym z tzw. TUP-ów, czyli jak to kiedyś określił prof. Jarosław Flis — Tymczasowym Ugrupowaniem Protestu. Takie partie powstają na fali popularności lidera, a po pewnym czasie tracą znaczenie, co miało miejsce w przypadku Pawła Kukiza czy Ryszarda Petru.
Jaka będzie przyszłość Polski 2050?
Jeżeli Hołownia zdecyduje się na start w wyborach, a myślę, że jeszcze nie jest do tego przekonany, to jest szansa, że ten ruch wokół Polski 2050 się nieco wzmocni i zachowa autonomię. W przeciwnym razie mogą stracić na znaczeniu i podzielić los mniejszych partii, które z czasem stały się marginalnymi koalicjantami Platformy Obywatelskiej, jak Inicjatywa Polska czy Nowoczesna.
Dodatkowym wyzwaniem są tarcia między PSL a Polską 2050, które mogą osłabić szanse ugrupowania Szymona Hołowni na samodzielne przetrwanie.
Dlatego Hołownia musi dokładnie zastanowić się, czy start w wyborach prezydenckich nie jest warunkiem przetrwania dla przyszłości jego partii.
Pojawiały się też plotki, że prezydentem chciałby być premier Donald Tusk.
Przy jego dużym elektoracie negatywnym, start w tych wyborach wydaje się mało prawdopodobny. Bo to czyniłoby go łatwym celem dla kampanii Prawa i Sprawiedliwości, zwłaszcza że partia ta od lat wykorzystuje narrację, że wszystko, co złe w kraju, to wina Tuska, który w Polsce rzekomo prowadzi politykę podporządkowaną niemieckiej agendzie.
Kolejnym czynnikiem, który może powstrzymywać Tuska przed ewentualnym startem, jest fakt, że jest to polityk, który lubi mieć realny wpływ na władzę, a większe możliwości daje mały pałac, czyli stanowisko premiera, niż duży pałac – prezydentura. Jeśli jednak Tusk miałby zdecydować się na kandydaturę, jedyną opcją byłoby prawdopodobnie poparcie go przez wszystkie partie koalicyjne. W przeciwnym razie jego start może być zbyt ryzykowny.
Należy również zastanowić się, co by się stało, gdyby Tusk takie wybory przegrał. Bo taka przegrana nie dość, że mocno by osłabiła jego pozycję polityczną, to jeszcze mniejsi koalicjanci zaczęliby się od niego odsuwać.
Jesienią poznamy także kandydata na prezydenta Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński mówił, że idealny kandydat, to taki, który jest „młody, okazały i przystojny”.
W PiS trwają poszukiwania kandydata na prezydenta, podobnie jak miało to miejsce w wyborach w 2015 roku, gdy Andrzej Duda, mało znany szerokiej publiczności, ostatecznie zdobył nominację i wygrał wybory. Decyzja o tym, kto zostanie kandydatem, na pewno będzie należała do prezesa Kaczyńskiego, który opiera swoje decyzje na rozległych badaniach i własnej intuicji. Te dwie rzeczy – badania i intuicja prezesa – będą kluczowe w wyborze kandydata.
Niewykluczone, że w procesie wyboru pojawi się trzeci element, czyli konieczność utrzymania wewnętrznej równowagi w partii, z uwagi na różne frakcje, które czasem się zwalczają, a czasem knują przeciwko sobie. W PiS można zauważyć napięcia i konkurencję wewnętrzną, co wpływa na decyzje strategiczne. Samo logo PiS i rozpoznawalność tej partii może zapewnić kandydatowi, nawet mniej rozpoznawalnemu, miejsce w drugiej turze wyborów.
Prezes nie chce postawić na Mateusza Morawieckiego.
Morawiecki ma ambicje i własne fundusze, to jednak aktualne skandale, m.in. maile Michała Dworczyka oraz powiązania Morawieckiego z aferą Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych mogą negatywnie wpływać na jego szanse. Choć Morawiecki mógłby również użyć swojej pozycji jako narzędzia szantażu wobec Kaczyńskiego, grożąc startem z własnego komitetu wyborczego.
Pod koniec września czeka nas kongres PiS, który może określić, jaka będzie przyszłość tej partii. Zobaczymy, jak będzie wyglądał nowy zarząd i czy prezes Kaczyński zdoła uporządkować struktury. W międzyczasie prominentni politycy, tacy jak była premier Beata Szydło, która zdobywa ogromne poparcie wśród swoich wyborców, mogą być odepchnięci do drugiego szeregu lub sami zacząć się odsuwać od czołowych ról w partii i szukać sobie nowego miejsca na scenie politycznej.
Pod koniec sierpnia Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe komitetu PiS za wybory parlamentarne 2023 roku. Utrata pieniędzy pogrąży Prawo i Sptrawiedliwość?
Nie, to duża partia z silnymi strukturami i liczbą członków. Utrata części funduszy jest niewątpliwie bolesna, to jednak nie będzie to kluczowy element wpływający na przyszłość tej formacji. Oczywiście PiS zmaga się z innymi wewnętrznymi problemami, ale obecna sytuacja finansowa, choć ważna, nie będzie najważniejszym z nich.
Poparcie dla partii politycznych można wyrażać na różne sposoby: poprzez głosowanie, uczestniczenie w wiecach wyborczych, a także poprzez przynależność do jej struktur. Najbardziej wymagającym sposobem okazania wsparcia swojej partii przez wyborcę jest wsparcie finansowe, które w Polsce jest dość rzadkie. “Podatek partyjny”, o którym mówił prezes Kaczyński w czasie konferencji prasowej, czyli darowizny na rzecz partii ze strony jej posłów czy senatorów, są czymś normalnym i funkcjonują w każdym ugrupowaniu.
Jeśli partii uda się zmobilizować wyborców do przekazywania funduszy na rzecz PiS, z pewnością wzmocni to ich więź z ugrupowaniem, które wyborcy będą wspierać nie tylko głosami, ale także finansowo.
Pytanie tylko jak długo potrwa taka mobilizacja finansowa.
Jak widać na przykładzie Polski 2050, z czasem regularność i wysokość wpłat od zwolenników topnieje, ale w przypadku PiS mówimy o twardym i wiernym elektoracie. A do tego, jeśli przekaz partii i apele o środki zostaną utrzymane, na pewno znajdą się osoby, które będą ją wspierać finansowo w perspektywie długofalowej.
Dr hab. Maria Wincławska – prof. UMK, politolożka pracująca w Instytucie Nauk o Polityce Uniwersytetu Mikołaja Kopernia w Toruniu. Bada partie polityczne, organizacje partyjne i systemy partyjne w krajach demokratycznych.
Władza
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Polska 2050
PSL
Trzecia Droga
aborcja
koalicja
koalicja 15 października
LGBT
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Publikowała m.in. w "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. prowadzonym przez międzynarodową grupę śledczą Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze