0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Il. Iga Kucharska /OKO.pressIl. Iga Kucharska /O...

Uruchomiony niedawno program szczepień przeciwko HPV – jak wiele innych przed nim – zmobilizował ruchy antyszczepionkowe do szerzenia dezinformacji medycznej. Nie ma w tym oczywiście nic zaskakującego.

Natomiast jest to właściwa okazja do nie tylko do riposty – przypomnienia o aktualnej wiedzy naukowej na temat szczepionek – ale i do omówienia najnowszej wiedzy na temat ruchów antyszczepionkowych.

Tak się składa, że nauka bada też sam ich fenomen i szerzej – dezinformację naukową. Skąd bierze się, na czym polega tego rodzaju propaganda? Jakie są strategie ruchów antyszczepionkowych? Co motywuje ich liderów i dlaczego znajdują oni posłuch?

Przeczytaj także:

Akcja szczepień przeciwko HPV

Niedawno uruchomiono w Polsce powszechny program szczepień przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (human papillomavirus – HPV) dla młodzieży.

Jest to szczepienie zalecane i bezpłatnie dostępne dla dzieci w wieku 9-14 lat. Ostatnio podjęto również akcję szczepienia dzieci w szkołach, aby sprawnie zaszczepić jak największy odsetek populacji.

Trwa kampania informacyjna na ten temat i zaangażowaliśmy się w nią także my jako przedstawiciele Instytutu Zdrowia Publicznego UJCM – uczestnicząc w programie Zdrowie dla Ciebie w telewizji TVP3 Kraków z udziałem Małopolskiego Wojewódzkiego Oddziału NFZ (nagrania programów tu i tu).

[Autorzy są pracownikami naukowymi w Instytucie Zdrowia Publicznego UJCM – red.]

Istotą tej kampanii informacyjnej jest upowszechnienie rzetelnych – opartych na dowodach naukowych – informacji o HPV i o szczepionce przeciwko temu wirusowi. Zwracamy uwagę, że infekcja tym wirusem, choć w znacznej większości przypadków ma łagodny przebieg, w niebagatelnym odsetku zakażeń powoduje poważniejsze skutki.

Przewlekła infekcja HPV jest przyczyną licznych nowotworów – w szczególności raka szyjki macicy, ale nie tylko. Infekcja tym wirusem może powodować nowotwory pochwy, prącia, odbytu, a także głowy i szyi. W związku z tym, szczepienie powinno obejmować nie tylko dziewczynki, ale i chłopców.

Więcej informacji znaleźć można na stronie serwisu Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia oraz w serwisie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego poświęconego szczepieniom.

W tej kampanii informacyjnej zachęcamy do szczepień na HPV. Zauważamy, że są one w Polsce darmowe. I podkreślamy, że są zalecane przez ekspertów jako bezpieczna i skuteczna metoda zapobiegania chorobom powodowanym przez tego wirusa.

Niestety, przy tej okazji musimy się mierzyć z szeroko zakrojoną akcją dezinformacji – sprzecznego z nauką odradzania szczepień na HPV.

Komu przeszkadzają szczepienia na HPV?

Ostatnio jedna z naszych koleżanek na drzwiach sklepu w podkrakowskiej miejscowości znalazła plakat informujący, że „Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców nie rekomenduje szczepionek przeciwko HPV dla dziewcząt i chłopców”.

Kolorystyka i układ graficzny plakatu przypominają te dystrybuowane przez Ministerstwo Zdrowia w czasie szczepień przeciw COVID-19.

Po wejściu na stronę, na którą prowadzi dostępny na plakacie kod QR, przechodzimy do całego zbioru materiałów mających odstraszyć od szczepień przeciw HPV.

Znajdziemy tam (rzekomy) „przegląd najważniejszych badań”, a zaraz obok film o dziewczętach „okaleczonych przez szczepienie HPV”. Są tam statystyki zapadalności na raka szyjki macicy z Australii oraz linki do tekstów publicystycznych i listów otwartych nakłaniających do nieszczepienia.

Dostępne są grafiki z prezes stowarzyszenia – lekarką, którą na rok pozbawiono prawa wykonywania zawodu lekarza za aktywne występowanie przeciwko szczepieniom dzieci podczas pandemii.

Dalsze przeszukiwanie strony prowadzi do materiałów o „mafii izb lekarskich”, o śmiercionośnych masztach 5G. No i mamy typowe dla takich środowisk „wezwanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa względem obowiązkowych szczepień”.

Poczucie coraz większego oderwania od rzeczywistości potęgują wszechobecne hasła o wolności. Silnie akcentowana jest misja stowarzyszenia sformułowana jako: „Uwolnienie zawodu lekarza i naukowca od zniewolenia. Przywrócenie wolności naukowej i zawodowej. Propagowanie profilaktyki i leczenia zgodnie z wyborem lekarza i pacjenta”.

Bardzo górnolotne, a zarazem ogólnikowe, mgliste odwołania do wolności są obowiązkowym elementem dyskursu antyszczepionkowego i przekonań sprzecznych z nauką.

Wyglądają nie tylko dumnie, ale z oczywistych względów poruszają czułą strunę.

Dziwne rozumienie wolności

W tym miejscu można by pokusić się o filozoficzne rozważania na temat wolności – która wszak jest wartością konstytucyjną – ale też o jej granicach oraz różnych wymiarach.

Politolog spośród autorów niniejszego tekstu (MZJ) – który zjadł zęby na tomiszczach z historii i filozofii polityki (fundamentów współczesnych demokracji liberalnych) – od razu zauważy jak płytkie i tunelowe jest rozumienie wolności prezentowane przez Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców.

Z kolei epidemiolożka (MK) – która od lat, na co dzień zajmuje się metodologią badań ilościowych w naukach medycznych i o zdrowiu – obruszy się na to, jak bardzo to Stowarzyszenie wykoślawia wyniki badań naukowych. To błędy w interpretacji danych, jakie nie uchodzą studentom pierwszego stopnia.

Nas oboje, reprezentantów środowiska naukowego, łączy rozczarowanie tym, jak instrumentalizuje się zarówno wartości nam bliskie, jak i wiedzę naukową po to, by szerzyć medyczną dezinformację i tym samym szkodzić zdrowiu – więc i wolności – innych.

Ale jest to też dobra okazja, żeby:

  • wyjaśnić, w jaki sposób Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców manipuluje badaniami;
  • oraz zrozumieć i uporządkować wiedzę historyczną i naukową o tym, jak działają takie ruchy antyszczepionkowe i antynaukowe.

Jak można wykoślawiać wiedzę naukową

Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców (PSNLiN) istnieje od paru lat i na temat jego działalności już w czasie pandemii COVID-19 na łamach OKO.press pisały Miłada Jędrysik i Anna Mierzyńska.

W tym miejscu odniesiemy się do dezinformacji, jaką PSNLiN szerzy na temat szczepień przeciw HPV.

Po pierwsze, przedstawione na stronie Stowarzyszenia króciutkie komentarze do wybranych badań są dalece niewystarczające nawet do podjęcia próby wnioskowania na ich podstawie.

Występują w nich rażące, merytoryczne błędy, jak np.: „Jest mało prawdopodobne, aby szczepionka przeciwko HPV obniżyła wskaźnik zapadalności na raka szyjki macicy w większym stopniu niż badania cytologiczne”.

Badania cytologiczne mają na celu wykrywanie wczesnych faz istniejącej już choroby. Z zasady nie są w stanie „obniżyć wskaźnika zapadalności”, czyli zapobiegać nowym przypadkom zachorowania, bo służą ich wykrywaniu. Od zapobiegania wystąpienia choroby są właśnie… szczepionki.

Po drugie, do wiarygodnego wnioskowania na dany temat gromadzi się całokształt dostępnej wiedzy naukowej według wcześniej ustalonych, niezmiennych i istotnych kryteriów. Tymczasem w przekazie PSNLiN w większości prezentowane są wyniki niewielkich badań, do których włączano tylko osoby z podejrzeniem występowania odczynów poszczepiennych.

Jedyne duże populacyjne badanie odnosi się wyłącznie do bazy zgłoszonych niepożądanych odczynów poszczepiennych. Pośród tych „najważniejszych” wskazanych przez PSNLiN badań nie przedstawiono tych, które oceniają skuteczność i bezpieczeństwo szczepionki u osób szczepionych w porównaniu do osób niezaszczepionych.

PSNLiN popełnia więc rażący błąd interpretacji: uogólnia na całą populację wnioski z badań przeprowadzonych wyłącznie na osobach z powikłaniami.

To jakby przebadać wyłącznie tych motocyklistów, którzy ulegli wypadkom, stwierdzić, że znaczna większość z nich miała wypadek przy dobrej pogodzie i wnioskować, że nie należy jeździć motocyklem przy ładnej pogodzie.

Żadne z „dowodów” ani wniosków, jakie przedstawia PSNLiN nie jest zgodne z zasadami tzw. medycyny opartej na dowodach (EBM, ang. evidence-based medicine).

Symulowanie argumentacji naukowej

Jedyne, z czym mamy tu do czynienia, to symulowanie pewnej argumentacji naukowej, ale bardziej na zasadzie powierzchownego podobieństwa do stosowania dowodów naukowych. W najlepszym razie to dowód na kompletne niezrozumienie metody naukowej przez przedstawicieli tego Stowarzyszenia.

W najgorszym razie – to manipulacja dowodami przez tzw. cherry-picking (ang. „wybieranie wisienek”) w nadziei, że laicy dadzą się nabrać.

Przekaz ten obfituje w tzw. anecdata, czyli dane anegdotyczne. Wnioskowanie z nich skutkuje nagminnie błędami w interpretacji. To jest przekaz złudnie jasny, prosty i jednoznaczny, ale też emocjonalnie manipulatorski – fałszywie straszący nas zagrożeniami i negujący dorobek nauki.

Naukowej dezinformacji PSNLiN towarzyszą dwie inne strategie typowe dla tego rodzaju ruchów społecznych.

Denializm i konspiracjonizm

Po pierwsze, dezinformacja służy tzw. negacjonizmowi (lub denializmowi), czyli kwestionowaniu (negowaniu) konsensu naukowego i tworzeniu pozoru istnienia realnej debaty w kwestiach, które już dawno temu zostały rozstrzygnięte.

Po drugie, PSNLiN wyraźnie odwołuje się do dyskursu teorii spiskowych (tzw. konspiracjonizm), fałszywie straszących nas złymi intencjami instytucji i osób, mających nas chronić i dysponujących nad nami władzą. Widać to w częstym stosowaniu stwierdzeń typu „oni chcą was oszukać, zmusić, pozbawić wolności”.

Niestety, działalność PSNLiN we współczesnym kontekście społeczno-politycznym znajduje podatny grunt. Warto rozważyć jakie czynniki sprzyjają rozwojowi i upowszechnianiu się takiej dezinformacji medycznej.

Trzy typy pseudoekspertów

We współczesnym świecie polegamy na ekspertach, autorytetach w danej dziedzinie i na ich generalnym konsensie. Tym bardziej problematyczne jest, gdy z grona profesjonalistów i naukowców wyłaniają się postaci, które wprowadzają ludzi w błąd.

Są oni ważni i wpływowi właśnie dlatego, że – nawet w przypadku przekonań sprzecznych z naukowym konsensem (czy wprost antynaukowych) – „dowód naukowy” wciąż ma znaczną siłę oddziaływania.

Niedawne badania wykazały, że osoby postrzegane jako eksperci, były najbardziej wpływowe w antyszczepionkowych sieciach mediów społecznościowych i ich aktywność częściej niż innych opierała się na udostępnianiu źródeł naukowych.

Potwierdza to obserwację Dana Kahana z zespołem, że osoby negujące konsens naukowy nie robią tego dlatego, że całkowicie odrzucają naukę, ale dlatego, że przeceniają naukowe poparcie dla swojego stanowiska.

Dla większości ludzi nawet dla osób sceptycznych względem „establishmentowych naukowców” – przedstawianych jako ci „na usługach Big Farmy” (biznesu farmaceutycznego) – nauka wciąż jest autorytetem poznawczym. Dlatego wiedza ekspercka i powoływanie się na jakieś badania ma moc perswazyjną nawet dla denialistów.

Jak działają tacy pseudoeksperci promujący wiedzę niezgodną dowodami naukowymi? Wyróżnilibyśmy zasadniczo trzy typy takich osób.

Agnoranccy ekscentrycy

Łatka rzekomego nonkonformizmu, innowacyjności, „niezależności” itp. w ramach środowiska eksperckiego bardzo pomaga. Przywołuje na myśl legendarne historie (czasem prawdziwe) wszystkich pionierów i wynalazców początkowo pogardzanych i szykanowanych przez „konserwatywny establishment”.

Zdarza się, że korzystając z autorytetu w jednym obszarze, zaczynają się wypowiadać się z pozycji eksperta w innym – w którym są rażąco niekompetentni.

Wzorcowym przykładem jest tu Linus Pauling, fizyk i noblista w dziedzinie chemii, który promował teorię, że duże dawki witaminy C mogą zapobiegać i leczyć raka.

Tutaj intencje mogą być szczere, ale zacietrzewienie skutkowało niezrozumieniem tematu i tendencyjnością w interpretacji dowodów. W ten sposób powstaje toksyczna postawa zwana „agnorancją” – mieszkanka arogancji (kogoś pewnego swoich kompetencji) i ignorancji (rażących braków w wiedzy i niezrozumienia tematu).

Bezwzględni biznesmeni

Zdarza się też, że działają w złej wierze w ramach szerszej strategii zrobienia jakiegoś biznesu. Wzorowym przykładem jest tu niesławy Andrew Wakefield, który wypromował przekonanie o szczepionkach powodujących autyzm zwyczajnie dla pieniędzy.

Jak odkrył dziennikarz śledczy Brian Deer, Wakefield początkowo uderzał w bezpieczeństwo szczepionki MMR – na odrę, świnkę i różyczkę – bo liczył na zyski m.in. ze swojego patentu na szczepionkę jednoskładnikową (tylko na jedną z tych chorób).

A to tylko szczyt góry lodowej manipulacji, konfliktu interesów, oszustw i nieetycznych badań nad dziećmi z autyzmem, jakich dopuszczał się Wakefield.

Więcej informacji na ten temat zawiera cenna książka wspomnianego Briana Deera pt. „Wojna o szczepionki. Jak doktor Wakefield oszukał świat” (polskie wydanie: 2020).

Skompromitowany naukowo i etycznie ex-doktor Wakefield – pozbawiony prawa do wykonywania zawodu – żyje dziś dostatnio w Teksasie, hojnie wspierany przez fanów jego antyszczepionkowego aktywizmu.

Amoralni najemnicy

Jeszcze inne przykłady instrumentalizowania wiedzy eksperckiej to tzw. sianie zwątpienia, czy bezzasadne wyolbrzymianie technicznych debat wewnątrz środowiska naukowego.

W połowie XX wieku koncerny tytoniowe zaczęły być konfrontowane z narastającymi dowodami szkodliwość palenia papierosów. Dla ochrony swoich zysków zwerbowały garść renomowanych badaczy i powołały instytucje badawcze oraz organizacje zawodowe (o bardzo profesjonalnie brzmiących nazwach).

Celem było przynajmniej wskazywanie zastrzeżeń i „wątpliwości metodologicznych” co do wyników badań wykazujących szkodliwość palenia, czyli tworzenie gruntu pod negacjonizm.

Wystarczyło przekonywać, że „nie ma pewności”, co przez dekady skutkowało paraliżem właściwych działań na rzecz zdrowia publicznego.

Historię tę opisują Naomi Oreskes i Erik M. Conway w książce „Merchants of Doubt” („Handlarze zwątpienia”).

Liczne elementy tych trzech typów zachowań pseudoekspertów widzimy także w przypadku Polskiego Stowarzyszenia Niezależnych Lekarzy i Naukowców. Mamy profesjonalnie brzmiące nazwy, mamy tytuły naukowe, mamy opór względem establishmentu. Mamy też sianie zwątpienia, wybiórcze cytowanie badań i fundamentalne nierozumienie przedmiotu.

Upolitycznienie antyszczepionkizmu

Niestety, istnieje wiele czynników, które pewnych profesjonalistów skłania do pójścia ścieżką dezinformacji i sprzyja temu, że tacy ludzie mają posłuch.

Istotnym czynnikiem jest to, że szerzenie poglądów antyszczepionkowych weszło na świecie do głównego nurtu debat politycznych.

W wielu krajach liczące się, a czasem nawet czołowe, stronnictwa polityczne włączyły do swojej agendy i dyskursu „sceptycyzm szczepionkowy”.

Wzorowym tego przykładem jest współczesna amerykańska Partia Republikańska, której prezydent elekt, Donald Trump, uzyskał w kampanii poparcie Roberta F. Kennedy’ego, Jr (RFK).

Ten przedstawiciel słynnego klanu Kennedych (kiedyś kojarzonego z Partią Demokratyczną) od lat słynie z aktywizmu antyszczepionkowego. Np. w 2018 roku zaangażował się w kampanię zniechęcania do szczepień MMR w Samoa. Rok później w tym państwie-wyspie wybuchła epidemia odry. W jej wyniku, spośród ok. 220 tys. mieszkańców (populacji zbliżonej do Częstochowy), zmarło 81 osób i były to śmierci, którym można było zapobiec.

W roku 2021 RFK wydał książkę „Prawdziwy Anthony Fauci”, w której przekonywał, że szczepionki na COVID-19 są niebezpieczne. W tym roku, natomiast, jednoznacznie poparł Trumpa w wyborach. I uczynił to z hasłem Make America Healthy Again, akcentując antyszczepionkowy aspekt swojego programu politycznego.

Ten przykład jest szczególnie symptomatyczny dla normalizacji negacjonizmu naukowego w debacie publicznej. Naukowcy zajmujący się dezinformacją naukową i zdrowotną, Stephan Lewandowsky z zespołem, opublikowali w tym roku w „Nature” artykuł, w którym omawiają kluczowe dylematy w obliczu upolitycznienia dezinformacji.

Jednym z wyzwań jest „reakcja polityczna, w której twierdzono, że badania dezinformacji mają na celu cenzurowanie konserwatywnych głosów”.

Autorzy odpierają te zarzuty, zauważając, że dezinformację – intencjonalne wprowadzanie w błąd – da się odróżnić od prowadzonej w dobrej wierze kontestacji politycznej i debaty naukowej. Autorzy podają przykłady jak po dochodzeniach dziennikarskich czy procesach sądowych udało się jednoznacznie stwierdzić, że ktoś świadomie kłamał dla celów politycznych czy biznesowych.

Obrona nauki staje się krytyką partii politycznych

Niestety włączenie przekonań antyszczepionkowych do retoryki niektórych partii sprawia, że negacjonizm naukowy i dezinformacja stają się integralnym elementem ich programu. W tej sytuacji obrona stanowiska nauki będzie z założenia polityczną krytyką jakiegoś stronnictwa, ściągając zarzut „uciszania [czytaj: krytyki] konserwatywnych głosów”.

Ponadto włączenie przekazu antyszczepionkowe do programu istotnych partii wzmacnia go i normalizuje. Jest to szczególnie problematyczne, że współczesna spolaryzowana scena polityczna (nie tylko w krajach takich jak USA) opiera się na tzw. polaryzacji afektywnej: zwolennicy danej partii popierają ją niezależnie od jej programu, przyjmując za swoje nawet poglądy, jakich by nie uznali, gdyby nie to, że przyjęła je popierana przez nich partia.

Innymi słowy, to, że niektóre partie postanowiły zawalczyć o elektorat antyszczepionkowy, sprawia, że antyszczepionkowy przekaz zacznie być akceptowany przez przynajmniej część dotychczasowego stałego elektoratu tej partii.

Jak zauważają specjaliści od zdrowia publicznego, Richard Carpiano z zespołem, ewolucja ruchów antyszczepionkowych w USA w ostatnich latach – przyspieszona w czasie pandemii – to historia „stopniowego dążenia w kierunku prawicowych tożsamości i aktywizmu”.

Badania dotyczące krajów europejskich wskazują na podobne zjawisko pokrywania się preferencji politycznych (choć nieco inaczej wypozycjonowanych niż w USA) z niechęcią do zaszczepienia się i z postawami antyszczepionkowymi.

Komercjalizacja antyszczepionkizmu oraz media społecznościowe

Dezinformację medyczną i ruchy antyszczepionkowe dodatkowo wzmacnia to, że sprzedaż produktów i usług z zakresu medycyny alternatywnej stała się ogromnym, dochodowym biznesem.

Często okazuje się, że za krytyką „Wielkiej Farmy” kryje się „Wielki AltMed”. Jest mnóstwo powodów do krytyki Big Farmy, choćby za skandaliczne praktyki biznesowe i marketingowe oraz przypadki, gdy maksymalizacja zysku przesłaniała bezpieczeństwo pacjentów.

Ale Wielki AltMed łączy wszystkie jej wady – wzmacniając bezwzględną żądzą zysku – i dodaje do nich jeszcze bardziej manipulatorskie podejście do nauki. To wciskanie ludziom, w najlepszym przypadku, placebo, a w najgorszym – trucizn.

Przy okazji rozwija się też inny lukratywny biznes. Okazuje się, że twórcy treści antyszczepionkowych i denialistycznych są szczególnie skuteczni w mobilizowaniu zaangażowania i aktywności użytkowników w mediach społecznościowych.

Innymi słowy – w ramach swoistej ekonomii uwagi obowiązującej w nowych mediach – antyszczepionkowcy są bardzo atrakcyjnymi twórcami treści dla operatorów tych mediów.

Przyciągają uwagę, mobilizują aktywność przez wzbudzanie silnych emocji. A to jest istotne dla reklamodawców i przynosi zyski platformom, stąd algorytmy nierzadko promują takie treści, wspierając cały ekosystem dezinformacji.

Analiza mediów społecznościowych w czasie pandemii COVID-19 wskazała, że treści antyszczepionkowe (i w ogóle dezinformacja zdrowotna) bardzo silnie wzmacniane były przez infrastrukturę monetyzacji w ramach mediów społecznościowych.

W ostatnich latach i miesiącach te tendencje są wzmacniane za sprawą politycznego sprofilowania właścicieli platform społecznościowych takich jak X, znanej niegdyś jako Twitter (Elon Musk wprost włączył się w kampanię Donalda Trumpa, wzmacniając głos RFK).

Niedawno Mark Zuckerberg postanowił zadbać o życzliwość Donalda Trumpa i według doniesień zlikwidował specjalny zespół Facebooka ds. uczciwości wyborów oraz anulował narzędzia przejrzystości wykorzystywane przez dziennikarzy do śledzenia dezinformacji.

To są współczesne okoliczności, w jakich działają i rozrastają się ruchy antyszczepionkowe i inne szerzące dezinformację medyczną.

Dowody przeciw zwątpieniu

W naukach medycznych i naukach o zdrowiu poruszamy się na kontinuum prawdopodobieństwa. Niezwykle rzadko osiągamy „1”, czyli całkowitą pewność. Najczęściej wnioskujemy, że redukcja dużego ryzyka może być osiągnięta, ale w momencie podjęcia pewnego małego ryzyka profilaktyki.

Przykładowo, żeby zmniejszyć ryzyko choroby – która wiąże się ze znacznym ryzykiem poważnego i trwałego uszczerbku na zdrowiu – decydujemy się np. na szczepienie, które wiąże się niewielkim ryzykiem niepożądanego skutku ubocznego – który, z kolei, wiąże się z małym ryzykiem poważnego i trwałego uszczerbku na zdrowiu.

To są piętrowe kalkulacje… ryzyk wewnątrz ryzyk. I tak właśnie trzeba opisywać naukę – tymi wielokrotnie złożonymi zdaniami – jeśli liczy się precyzja. Bardzo łatwo się w tym pogubić nawet ekspertom, ale tym bardziej łatwo taką wiedzę manipulować, żeby oszukać laików.

I żeby była jasność: każda interwencja medyczna wiąże się z ryzykiem dla zdrowia. Czy to pomyłki, czy wystąpienia niepożądanych skutków ubocznych. Te prawdopodobieństwa są precyzyjnie wyliczane. A stosowanie interwencji (leczenia, profilaktyki) zalecane jest dopiero wtedy, kiedy potwierdzone jest, że interwencja wiąże się z wyraźnie mniejszym ryzykiem niż jej niepodjęcie.

Świadome wykonanie szczepienia nie polega na wierze, że szczepionki to cudowne substancje, które powodują, że już nigdy nie zachorujemy. Świadome wykonanie szczepienia polega na zrozumieniu tego, że niewielkie ryzyko podejmujemy po to, żeby duże, poważne ryzyko istotnie zmniejszyć.

A w przypadku szczepionek na HPV, medycyna oparta na dowodach – całokształt badań gromadzonych od lat – jednoznacznie przekonuje, że są one skuteczne i bezpieczne.

Tymczasem, w przekazie Polskiego Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców nie ma medycyny opartej na dowodach. Jest tylko żerowanie na powierzchownym obrazie nauki. Fasadowe symbole eksperckiego autorytetu (tytuły naukowe, cytaty, statystyki wyjęte z kontekstu) wykorzystywana są po to, by wprowadzać w błąd i szkodzić.

Pozory autorytetu naukowego i egidy władz publicznych (estetyka plakatów) mogą budzić niezasłużone zaufanie. Tym bardziej istotne jest, żeby umieć odróżnić rzetelne źródła wiedzy i faktyczne autorytety naukowe – oraz nie dać się sparaliżować. Mamy nadzieję, że niniejszy tekst choć trochę pomoże w zrozumieniu i identyfikacji antyszczepionkowych pseudo-ekspertów. Mamy też nadzieję, że Polacy nie dadzą się nabrać na taktykę tych środowisk.

Stephan Lewandowsky z innymi, we wspomnianym wyżej tekście w „Nature” przywołali wymowny cytat z Hanny Arendt – znanej filozofki, która zasłynęła swoimi wnikliwymi analizami reżimów totalitarnych i banalności zła ich funkcjonariuszy:

„Jeśli wszyscy zawsze kłamią, to konsekwencją nie jest to, że wierzysz w kłamstwa, ale raczej to, że nikt już w nic nie wierzy… A naród, który nie potrafi już w nic uwierzyć, na nic nie może się zdecydować. Jest pozbawiony nie tylko zdolności do działania, ale także zdolności do myślenia i osądzania. I z takim narodem możesz robić, co ci się podoba”.

I to jest największe zagrożenie ze strony denialistów i antyszczepionkowców. Ich celem jest właśnie robienie mętliku w głowie, rozsiewanie zwątpienia: „czy możemy ufać już jakimkolwiek źródłom?”, „a może lepiej nic nie robić?”.

Takie zwątpienie i wahanie wystarczą, żeby antyszczepionkowcy triumfowali – zwątpienie w medycynę opartą na dowodach i odmowa szczepienia dziecka tylko dlatego, że tworzy się wokół nich fałszywą kontrowersję.

Nie dajcie się nabrać. Szukajcie rzetelnych źródeł informacji, sięgajcie do opinii rzeczywistych autorytetów i ekspertów w danej dziedzinie. Sprawdzajcie, od kogo pochodzi dany przekaz.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Zabdyr-Jamróz
Michał Zabdyr-Jamróz

Dr nauk politycznych, adiunkt w Instytucie Zdrowia Publicznego UJ CM. Gościnny wykładowca Uniwersytetu Kopenhaskiego. Stały współpracownik Europejskiego Obserwatorium Systemów i Polityk Zdrowotnych w Brukseli. Członek Polskiej Sieci Ekonomii. W swoich badaniach analizuje demokratyczne mechanizmy komunikacji politycznej i systemowe gwarancje sprawiedliwości w zdrowiu oraz dylematy medycyny i polityki zdrowotnej opartej na dowodach. Opublikował książkę pt. "Wszechstronniczość. O deliberacji w polityce zdrowotnej z uwzględnieniem emocji, interesów własnych i wiedzy eksperckiej".

Magdalena Kozela

Dr habilitowana nauk o zdrowiu, specjalistka epidemiologii, Kierowniczka Katedry Epidemiologii i Badań Populacyjnych w Instytucie Zdrowia Publicznego. Współautorka opublikowanej w 2023 roku książki pt. Ilościowe badania naukowe w medycynie i naukach o zdrowiu. Zajmuje się teorią badań epidemiologicznych prowadzi badania nad psychospołecznymi uwarunkowaniami chorób cywilizacyjnych.

Komentarze