0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska / OKO.pressil. Iga Kucharska / ...

"Nigdy nie pozwolimy, by część naszych obywateli była stygmatyzowana za to, kogo kochają, za wiek, za przekonania, za religię, za poglądy polityczne" - to słowa Ursuli von der Leyen z 7 lipca 2021. Wystąpienie przewodniczącej KE w Parlamencie Europejskim było preludium do wszczęcia postępowań naruszeniowych przeciwko Polsce i Węgrom za dyskryminację osób LGBT+.

Widżet projektu Aktywni Obywatele - Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG

Zarzuty wobec Polski dotyczyły homofobicznych uchwał. Od 2019 roku przyjęło je ponad 100 jednostek samorządu terytorialnego w kraju. Jak stwierdziła Komisja w komunikacie z 15 lipca 2021 r. to pogwałcenie wartości zawartych w artykule 2 Traktatu o Unii Europejskiej oraz praw podstawowych (a dokładniej zasady niedyskryminacji, czyli art. 21 Karty Praw Podstawowych).

Poza tym Polska nie odpowiedziała na pytania, które już w lutym 2021 roku Komisja skierowała w tej sprawie do polskiego rządu. A to „utrudnianie wykonywania przez Komisję uprawnień przyznanych jej na mocy Traktatów”.

"Polska narusza zasadę lojalnej współpracy wynikającą z art. 4 ust. 3 TUE, która nakłada na państwa członkowskie obowiązek rzeczywistej współpracy z instytucjami Unii” - czytaliśmy w komunikacie KE.

KE zamyka sprawę, ale uchwały wciąż obowiązują

Sprawa mogła trafić nawet przed TSUE. Jednak jak dowiedziało się OKO.press,

26 stycznia 2023 Komisja Europejska oficjalnie zamknęła postępowanie naruszeniowe przeciwko Polsce.

Strefy wolne od LGBT nie są już pod lupą Komisji Europejskiej.

Do tej pory, z homofobicznych uchwał wycofało się (samodzielnie lub decyzją sądu, o czym piszemy dalej) 1/3 podmiotów, które znalazły się w Atlasie Nienawiści, interaktywnej mapie tzw. stref wolnych od LGBT.

Dyskryminujące dokumenty obowiązują jednak wciąż w 67 jednostkach samorządu terytorialnego w kraju.

Aż połowa z nich to najbardziej drastyczna forma lokalnych stanowisk - "przeciwko ideologii LGBT". Reszta to Samorządowe Karty Praw Rodziny autorstwa Ordo Iuris.

Przeczytaj także:

Decyzją KE zaskoczone są organizacje, które działają na rzecz społeczności LGBT w Polsce. W ocenie Justyny Nakielskiej z Kampanii Przeciw Homofobii reakcja polskiego rządu nie była na tyle satysfakcjonująca, by KE mogła zakończyć postępowanie.

"Oczekujemy, że Komisja nie będzie przymykać oczu na to, co dzieje się w Polsce. Liczyliśmy i wciąż liczymy, że wykorzysta wszystkie możliwe narzędzia, by prowadzić z Polską twarde negocjacje. Aż do momentu, gdy ostatnia uchwała anty-LGBT zostanie uchylona" - mówi Nakielska.

"Jestem rozczarowany decyzją Komisji Europejskiej" - dodaje Jakub Gawron, aktywista Atlasu Nienawiści. "To oznacza, że rezygnuje z nacisku na rząd w kwestii stref anty-LGBT".

Aktywiści dodają, że w 2020 roku do Komisji Europejskiej trafiło 400 skarg od polskich obywateli, którzy pisali, że przez dyskryminujące dokumenty nie mogą czuć się częścią wspólnoty.

Postępowanie wstrzymane, czy zamknięte?

Jeszcze tydzień temu, 8 lutego 2023, unijny komisarz ds. miejsc pracy i polityki socjalnej Nicolas Schmit, który odwiedził Warszawę, by zainaugurować nową perspektywę finansową UE na lata 2021–2027, pytany nieoficjalnie o losy tego postępowania stwierdził, że "zostało ono wstrzymane, ale nie zamknięte".

Według Schmita polski rząd i Komisja Europejska miały wymieniać między sobą maile, "w jedną i w drugą stronę", aż Komisja uznała, że odpowiedzi udzielone przez Polskę są "zadowalające".

OKO.press wysłało pytania w tej sprawie do Komisji Europejskiej. 14 lutego otrzymaliśmy potwierdzenie, że status postępowania faktycznie się zmienił. Tyle że nie jest ona zawieszona, ale zamknięta. I to od trzech tygodni.

Pytaliśmy również o powody takiej decyzji. Nie dostaliśmy oficjalnych wyjaśnień.

Ujawniamy, jak tłumaczył się polski rząd

Dotarliśmy jednak do odpowiedzi, których Polska udzieliła Komisji Europejskiej.

Rząd pytany o to, czym w zasadzie jest "wolność od ideologii LGBT" i czym "ideologia LGBT" różni się od prawa osób LGBT do niebycia dyskryminowanymi, odpowiadał, że system poglądów to co innego niż społeczność LGBT.

"Tym samym poparcie lub sprzeciw dla jakkolwiek rozumianego systemu poglądów nie wpływa na prawnie wiążącą zasadę niedyskryminacji, która w polskim porządku prawnym chroni także mniejszości seksualne" - pisali przedstawiciele polskiego rządu.

PiS powielał też linię obrony wykorzystywaną przez samorządy i reprezentujące ich przed sądami "Ordo Iuris". Chodziło o to, by wykazać, że dokumenty nie miały mocy prawnej, a samorządowcy korzystali z konstytucyjnych gwarancji wolności słowa i poglądów.

"Był to element debaty publicznej, który ani nie tworzy, ani nie wpływa na obowiązujące prawo. Zasadniczym celem tych uchwał było podkreślenie znaczenia i poparcia dla chronionych konstytucyjnie praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami (art. 48 ust. 1 Konstytucji) oraz zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami (art. 53 ust. 3 Konstytucji). Realizacja tych norm polskiej Konstytucji nie wpływa na stosowanie zasady niedyskryminacji" - pisał polski rząd.

Wszystkie manipulacje PiS ws. uchwał

Innego zdania były polskie sądy, które rozpatrywały skargi Rzecznika Praw Obywatelskich na uchwały przeciwko "ideologii LGBT".

Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 15 lipca 2022 stwierdził wprost, że uchwały to dyrektywy skierowane do organu wykonawczego oraz podległych gminie jednostek organizacyjnych. „Stanowi więc wytyczne stosowania prawa, co jest wystarczającą podstawą do uznania uchwały za akt władczy”.

NSA dodał, że formułowanie deklaracji ideowej w formie uchwały, a nie głosu w debacie publicznej, ma też konsekwencje dla rozumienia wolności słowa.

„Związanie zasadą legalizmu stanowi nieprzekraczalną granicę swoistej wolności wypowiedzi organu jednostki samorządu terytorialnego. Chociaż w każdym wypadku, również w odniesieniu do podmiotów prywatnych, wolność słowa nie ma charakteru absolutnego, w przypadku organów władzy publicznej zakres tej wolności jest wyraźnie węższy” - czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Co więcej, NSA, podobnie jak wcześniej sądy pierwszych instancji, wprost przyznały, że uchwały mają charakter dyskryminujący i godzą w godność osób LGBT+. A ukrywanie się za hasłem rzekomej "ideologii" niczego nie zmienia.

Co więcej, jedną z podstaw prawnych przywoływanych przez polskie sądy był właśnie art. 21 ust. 1 Karty Praw Podstawowych UE: „Zakazana jest wszelka dyskryminacja w szczególności ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pochodzenie etniczne lub społeczne, cechy genetyczne, język, religię lub przekonania, poglądy polityczne lub wszelkie inne poglądy, przynależność do mniejszości narodowej, majątek, urodzenie, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”.

W tym kontekście, szczególnie przykuwa uwagę fragment odpowiedzi polskiego rządu, w którym ten stwierdził, że "w większości przypadków kontroli sądowej, działanie samorządów zostało uznane za legalne". Jest dokładnie odwrotnie, polskie sądy we wszystkich zakończonych postępowaniach nakazały uchylenie dokumentów, uznając je za niezgodne z prawem krajowym i międzynarodowym.

Nieprawdą jest też, że "polski rząd nie ma żadnego wpływu na władze lokalne". Wojewodowie, organy władzy centralnej, są uprawnieni do uchylenia podobnych stanowisk, z czego skorzystał jedynie wojewoda śląski w przypadku gminy Radziechowy-Wieprz.

KE stawia na presję finansową

Odpowiedzi rządu nie tylko nie brzmią więc zadowalająco, ale w dużej mierze są nieprawdziwe. Skąd więc decyzja KE o zamknięciu postępowania naruszeniowego? Zwłaszcza w sprawie o pogwałcenie zasad Karty Praw Podstawowych, której przestrzeganie jest jednym z tzw. warunków podstawowych wypłaty funduszy UE?

Nieoficjalnie słyszmy, że Komisja Europejska jest zadowolona z kształtu umowy partnerstwa pomiędzy Polską a KE. Wydatkowanie środków z perspektywy finansowej 2021-2027 jest obwarowane nowymi zasadami, m.in. warunkiem zgodności z Kartą Praw Podstawowych. To oznacza, że

żadne euro nie będzie mogło być wydane przez samorządy, które nie przestrzegają unijnych przepisów antydyskryminacyjnych.

Zasada ta ma być przestrzegana przez wszystkie podmioty biorące udział w wydatkowaniu unijnych środków: od rozpisującego konkursy ministerstwa, przez regionalne instytucje zarządzające (czyli urzędy marszałkowskie), po szeregowych beneficjentów.

KE miała uznać, że uzależnienie wydawania środków od przestrzegania zasad Karty Praw Podstawowych to wystarczająca presja na polskie samorządy, a także rząd. Komisja być może liczy, tudzież liczyła, że samorządy zrozumieją, że skoro do uruchomienia wypłat funduszy UE niezbędna jest zgodność z zasadami Karty Praw Podstawowych, to same wycofają się z dyskryminacyjnych uchwał. Tak się jednak nie stało.

Przypomnijmy, że jak ujawniła w OKO.press Paulina Pacuła, z praworządnością powiązane są nie tylko pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, ale także miliardy z unijnej polityki spójności. Komisja oficjalnie potwierdziła, że proces naprawy wymiaru sprawiedliwości, a więc konieczność przywrócenia niezależności sądów jest warunkiem wypłaty pieniędzy z obydwu programów.

Dlaczego warunek niedyskryminacji także nie został dodany do puli wymogów, których spełnienie odblokowałoby środki z funduszy spójności i KPO?

W końcu w Karcie Praw Podstawowych jest mowa i o tym, i o tym:

o prawie do bezstronnego sądu i o zasadzie niedyskryminacji.

A wciąż 67 gmin i powiatów w Polsce łamie unijne przepisy równościowe.

Zamiast tego, KE zamknęła postępowanie naruszeniowe, zmniejszając de facto polityczną i finansową presję na Polskę.

Niektóre uchwały znikają, problem zostaje

Czy wizja utraty środków faktycznie działa na gminy?

Z zestawienia przygotowanego przez Atlas Nienawiści wynika, że wśród 36 uchylonych do tej pory uchwał za 31 decyzji odpowiadają sami radni. Po interwencji RPO z grudnia 2022 siedem jednostek samorządu terytorialnego poinformowało o wycofaniu się ze stanowisk. Wśród nich znalazł się Świdnik, jeden z symboli homofobicznej fali w lokalnej administracji. Radni uchylili dokument, którego celem było "powstrzymanie ideologii LGBT", a w jego miejsce przyjęli deklarację, w której stwierdzają, że godność każdego człowieka jest wartością niezbywalną i sprzeciwiają się wszelkiej dyskryminacji, w tym ze względu na orientację seksualną.

Jakub Gawron uważa, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie realna perspektywa utraty środków. "Zauważyłem, że niektórzy starają się ukryć przed opinią publiczną, że wycofują się z uchwał. Nie zapowiadają tych projektów przed sesjami. Nie publikują w BIP uchwał uchylających strefy. Najdalej w tej pseudotajności posunęła się gmina Końskowola, która nie opublikowała nawet wyniku głosowania. O tych uchylonych uchwałach dowiadujemy się dopiero z odpowiedzi opublikowanych przez RPO" - mówi aktywista.

Są też samorządy, na które nie działa presja finansowa. Aż 20 gmin i powiatów odrzuciło apel rzecznika. Niektóre z ich odpowiedzi szokują tak jak stanowisko wójta gminy Tuszów Narodowy Andrzeja Głaza. Przekonywał on, że "świat znajdujący się pod wpływem ideologii LGBT został opętany przez szatana, erotyzm i seks". I dlatego podkarpacka wieś musi stawić jej odpór.

Inni samorządowcy wciąż uważają, że ich uchwały nie będą brane pod uwagę przy rozdzielaniu unijnych środków. "I mogą się niedługo niemiło zaskoczyć.

Ale ich upór pokazuje, że problem stref wolnych od LGBT w Polsce nie zniknął" - dodaje Gawron.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze