0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. stringer / AFPFot. stringer / AFP
  • Dzieci z okupowanych terytoriów Ukrainy w szkole podstawowej muszą zapisać się do „Orląt Rosji”. Muszą też po lekcjach chodzić na „Rozwój myślenia”, gdzie znowu mówi się im, że są obywatelami Rosji.
  • Część ukraińskich dzieci, które trafiły do „Junarmii”, dostaje się potem do rosyjskich akademii wojskowych.Ukraińscy chłopcy, którzy zostaną zmuszeni do przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa, w większości skończą w tej lub innej rosyjskiej operacji wojskowej.
  • Czternastolatki na okupowanych terytoriach są zmuszane do podpisywania przysięgi obywatela Federacji Rosyjskiej.
  • Najbardziej na reedukację narażone są dzieci z rodzin wielodzietnych, z sierocińców, a także te utalentowane, które są laureatami olimpiad i konkursów – jako pierwsze wyjeżdżają na te wycieczki reedukacyjne.
  • Udało się z Rosji wyciągnąć 1042 ukraińskich dzieci. A jest ich tam ponad półtora miliona.

Na zdjęciu: Członkowie ruchu Rosyjskiej Młodzieży Patriotycznej Junarmija [młoda armia] trzymają rosyjskie flagi w czasie obchodów Dnia Rosji w kontrolowanym przez Rosję Mariupolu. 12 czerwca 2023 r. Fot. Stringer/AFP

Na terytorium okupowanym przez Federację Rosyjską mieszka półtora miliona ukraińskich dzieci. Ukraińskie władze i organizacje działające na rzecz praw człowieka udokumentowały też 19 546 przypadków deportacji dzieci do Rosji. Rosjanie próbują je „reedukować": wykorzenić ich ukraińską tożsamość i narzucić im rosyjską ideologię.

Są szacunki, że w ciągu 2025 roku Rosja będzie w stanie zagwarantować sobie w ten sposób ok. 50 tys. swoich rezerw mobilizacyjnych, wykorzystując do tego ukraińskie dzieci z wojskowo-patriotycznych stowarzyszeń, z obozów letnich, indoktrynując w szkołach.

Rozmawiamy o tym z Kateryną Raszewską, ukraińską prawniczką z Regionalnego Centrum Praw Człowieka

Krystyna Garbicz, OKO.press: Lekcje odwagi, „Rozmowy o ważnym”, spotkania z weteranami tzw. operacji specjalnej. W jaki jeszcze sposób Rosjanie „reedukują” ukraińskie dzieci?

Kateryna Raszewska: Polityka wykorzenienia tożsamości stanowi naruszenie kilku artykułów Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych. Przygotowujemy skargi do Komitetu Praw Człowieka ONZ. Mamy świadectwa dzieci, które przeszły przez ten system reedukacji. Monitorujemy strony internetowe instytucji edukacyjnych na terytoriach okupowanych.

Ci sami nauczyciele – przymuszani do tego – opowiadają w szkole rzeczy diametralnie przeciwne do tych, które głosili przed okupacją. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak bardzo w tym przypadku wzrasta destrukcyjny wpływ upolitycznienia edukacji, ponieważ dziecko traci zaufanie do dorosłych.

Przeczytaj także:

Powinniśmy rozważać to upolitycznienie edukacji, zmilitaryzowaną reedukację w szerszym kontekście.

Nie wystarczy powiedzieć, że problemem jest rozprzestrzenianie rosyjskich standardów edukacyjnych na okupowanym terytorium.

Te terytoria są w próżni informacyjnej. Rosjanie wypchnęli stamtąd niezależnych ukraińskich dziennikarzy, zajęli redakcje i indoktrynują je rosyjską propagandą. I chociaż ludzie mają dostęp do internetu, to nie jest bezpiecznie wejść na stronę „Ukraińskiej Prawdy”. Jeśli zostaniesz złapany, możesz narazić całą swoją rodzinę na prześladowania. Do tego dochodzi masowa polityka narzucania rosyjskiego obywatelstwa. Ludzie brali rosyjskie paszporty, aby mieć dostęp do podstawowych usług, np. medycznych.

Czternastolatki na okupowanych terytoriach są zmuszane do podpisywania przysięgi obywatela Federacji Rosyjskiej. To naruszeniem międzynarodowego prawa humanitarnego, art. 45 Regulaminu Haskiego: przymus okazania wierności wobec państwa-okupanta. Dziecko w sensie psychologicznym faktycznie popełnia akt zdrady wobec swojej ojczyzny, rodziny. Jeszcze bardziej destrukcyjne jest, gdy dziecko pochodzi ze świadomej rodziny, gdzie rodzice są np. dziennikarzami, aktywistami, którzy nie zgadzają się z reżimem okupacyjnym.

Atmosfera strachu i braku wolności również przyczynia się do wymazania tożsamości.

Niebezpiecznie jest rozmawiać o tym, co się dzieje w rodzinie. Małe dziecko nie kontroluje tego, co i komu mówi. Często może się to skończyć historią o Pawliku Morozowie.

Mieliśmy przypadki, że psycholog lub pracownik pedagogiczny pytał dzieci o poglądy na temat Ukrainy. Tzw. rzeczniczka praw dziecka w okupowanym Sewastopolu mówiła, że dzieci z nowo okupowanych terytoriów to trudny temat i na szczeblu federalnym w Moskwie odbyły się specjalne spotkania na temat tego, jak przeformatować ich sposób myślenia.

Nawet w szkołach, gdzie są świadomi nauczyciele, nie można powiedzieć dzieciom prawdy. Jeśli w klasie jest przynajmniej jeden uczeń, który jest np. dzieckiem aparatczyka „Jedynej Rosji”, to jest ryzyko, że doniesie na tę nauczycielkę. Nawiasem mówiąc, w okupowanej części obwodu zaporoskiego przez długi czas na początku pełnoskalowej wojny ani dyrektorzy szkół, ani nauczyciele nie współpracowali z reżimem okupacyjnym. Z tego powodu byli zatrzymywani, torturowani i wysyłani do Rosji. Szkoły okupacyjne są stale monitorowane przez rosyjskich wojskowych. Rodzic nie może odebrać dziecka, jeśli nie pokaże rosyjskiego paszportu.

A można nie wysłać dziecka do tej szkoły?

W trzecim roku wojny jest to prawie niewykonalne. W miasteczku lub wiosce, gdzie wszyscy się znają, ukrywanie dziecka oznaczałoby, że nie wychodzi ono na dwór. Mieliśmy historię dziewczyny z okupowanego Melitopola w obwodzie zaporoskim, którą matka ukrywała ponad dwa lata. Ale w końcu, kiedy przygotowywały się do wyjazdu z terenów okupowanych, matka musiała wystąpić dla córki rosyjski paszport. Wypytywano ich, dlaczego dziewczynka nie chodziła do szkoły. Wymyśliły historię, że wyjeżdżały i wróciły. Matka bała się, że zabiorą jej dziecko.

Obawy rodziców dotyczące pozbawienia praw rodzicielskich nie są fikcją.

Jest to przepis z rosyjskiego kodeksu rodzinnego (ustawodawstwo rosyjskie zostało bezprawnie rozszerzone na terytoria okupowane). Zgodnie z art. 63 rodzice muszą zapewnić swoim dzieciom wykształcenie ogólne. Art. 69 stanowi, że jeśli nie wypełniają tego obowiązku, mogą zostać pozbawieni praw rodzicielskich. Procedura zaczyna działać, jeśli dziecko nie pójdzie do szkoły.

To przejaw dyskryminacji, ponieważ rosyjscy rodzice mają pewne alternatywy, np. edukację zdalną. I nawet jeśli dziecko uczone jest historii, w której Ukraina nie istnieje, to nie musi chodzić na zajęcia „Junarmii” („Młoda Armia” – organizacja młodzieżowa o charakterze paramilitarnym) i nie pisze po szkole listów wsparcia do rosyjskich żołnierzy.

Dzieci z okupowanych terytoriów w szkole podstawowej muszą zapisać się do „Orląt Rosji”. Muszą też po lekcjach chodzić na „Rozwój myślenia”, gdzie znowu mówi się im, że są obywatelami Rosji.

Od samego dzieciństwa rozpoczyna się intensywna praca z dzieckiem.

Potrzebują dziecka, które będzie nosić wstążkę św. Jerzego nawet w przedszkolu. Przykładem jest „nieśmiertelny pułk”, akcja społeczna na 9 maja. W przedszkolu do maluchów przychodzą przedstawiciele „Junarmii”, żołnierze tzw. specjalnej operacji wojskowej (SWO).

RUSSIA-HISTORY-WWII-ANNIVERSARY
Dzieci trzymające portrety żołnierzy z czasów II wojny światowej uczestniczą w marszu Nieśmiertelnego Pułku. Moskwa. 9 maja 2017 r. Fot. Natalia Kolesnikova/ AFP

Oprócz szkół istnieją obozy „reedukacyjne".

Tu już mówimy o edukacji nieformalnej. Powinniśmy najpierw wspomnieć o ruchach wojskowo-patriotycznych lub o tzw. młodzieżowych ruchach patriotycznych. W Rosji nie uczy się prawdziwego patriotyzmu, ale tzw. ślepego patriotyzmu. Jego podstawą jest gotowość, by umrzeć za państwo, by porzucić tzw. egoizm narodowy, czyli nie uważać się za Ukraińca, ale za obywatela Rosji. Tego uczą w „Junarmii”, „Ruchu pierwszych”, centrach „Woin”.

Pojawia się coraz więcej różnych zmilitaryzowanych formacji dla dzieci.

Drugim obszarem są obozy reedukacyjne. W kwietniu 2025 r. Rosjanie chcą uchwalić ustawę ujednolicającą program pobytu dzieci na koloniach. I celem tego projektu jest wzmocnienie komponentu wojskowo-patriotycznego. To, co dzieje się na niektórych obozach, na przykład „Awangardzie”,

gdzie dzieci skaczą ze spadochronami, mieszkają w namiotach, minują terytorium, rozkładają karabin – zostanie rozszerzone na wszystkie obozy.

Dzieci w zasadzie nie mogą tego uniknąć, ponieważ istnieje system kwotowy i tzw. regiony — szefowie przydzielają pewną liczbę bonów do swoich miejscowości, np. Wołnowachy, Berdiańska, Melitopola i te bony na kolonie muszą zostać wykorzystane.

Najbardziej narażone są dzieci z rodzin wielodzietnych, z sierocińców, a także te utalentowane, które są laureatami olimpiad i konkursów – jako pierwsze wyjeżdżają na te wycieczki. Są przypadki, kiedy aktywne dzieci, które przed wojną na pełną skalę brały udział w różnych konkursach i demonstrowały ukraińską tożsamość, teraz trafiają do obozów „reedukacyjnych”, a następnie udzielają wywiadów rosyjskim mediom propagandowym, w których mówią, że są gotowe umrzeć za Rosję, wstąpić do szkół wojskowych dla Rosji, i widzą swoje życie tylko z Rosją itp. A to są nastolatki, nie małe dzieci.

Rosjanie umieją zmieniać świadomość.

Naszym zdaniem jest to zbrodnia przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie, a taka polityka wymaga uwagi nie tylko Komitetu Praw Człowieka ONZ, ale także Międzynarodowego Trybunału Karnego.

Na początku lutego ubiegłego roku Komitet Praw Dziecka ONZ uznał upolitycznienie i militaryzację edukacji w FR i na okupowanych przez Rosję terytoriach Ukrainy za naruszenie praw dziecka, w tym prawa do edukacji. Jest to szkodliwe także dla rosyjskich dzieci, kiedy edukacja jest na służbie reżimu. Wychowują się nowi żołnierze, którzy mają rozwiązywać problemy demograficzne, przed którymi stoi FR i których rozwiązanie Putin uważa za sukces FR w przyszłości.

Ile jest instytucji „reedukacji"? Z raportu Regionalnego Centrum Praw Człowieka, który powstał we współpracy z innymi organizacjami działającymi na rzecz praw człowieka, wynika, że w ten proces jest zaangażowana też Białoruś.

Od dwóch lat dokumentujemy każdy publicznie znany przypadek wywiezienia ukraińskich dzieci do obozów „reedukacyjnych".

Liczby świadczą o tym, że jest to polityka, a nie jakieś chaotyczne, nieskoordynowane działania.

W 2024 roku według informacji, które zweryfikowaliśmy, z obozów skorzystało 8380 dzieci. Same władze okupacyjne donoszą o 40 tys. Rosja wydaje na to spore pieniądze (w 2024 roku 76,8 mld rubli). Nie zawsze opinia publiczna jest o tym informowana, bo dyrektorzy tych ośrodków, merowie miast, którzy zajmują się organizacją tzw. rehabilitacją dzieci z Donbasu (czy innych terytoriów okupowanych), nie chcą się narazić.

Na terytorium Białorusi jest co najmniej 18 takich obozów. Na okupowanych terytoriach – 13. Np. w Berdiańsku jest obóz afiliowany przy „Arteku” (Krym), nazywa się „Krasnaja gwazdika” [czerwony goździk, kwiat stale składany w bukietach pod pomnikami „poległych bohaterów”]. Kolejny to „Trudarionak” – te nazwy brzmią jak nazwy gułagów. W Federacji Rosyjskiej jest 67 takich instytucji.

Mapę obozów można zobaczyć tutaj.

W 2024 r. odnotowaliśmy też pojedyncze przypadki wywózki dzieci do Indii i Chin. Ich cel jest nieco inny. Te dzieci już są zreedukowane, często to członkowie „Ruchu pierwszych” i najbardziej aktywni działacze. Uważają się za przedstawicieli rosyjskiej cywilizacji, ruskiego miru i myślą, że przyjechały na wymianę kulturalną. Zorganizowały np. prezentację dla dzieci z Indii na temat historii Ługańskiej Republiki Ludowej.

Celem takich wyjazdów jest normalizacja i legalizacja praktyki przymusowej asymilacji. Jednak ze względu na sytuację geopolityczną, niesystematyczność takich wywózek i brak proaktywnej roli Chin i Indii w tej „wymianie kulturalnej”, Ukraina nie będzie krytykować tych dwóch krajów tak bardzo, jak na przykład Białoruś.

Wychowywani na mięso armatnie

Rosja „reedukuje" ukraińskie dzieci od 2014 roku. Zaczęła od Doniecka, Ługańska i Krymu. Te dzieci są już dorosłe i teraz mogą uczestniczyć w rosyjskiej agresji przeciwko rodakom.

Od 2022 roku skala tego procederu tylko wzrosła. Im dłużej dzieci są poddawane rosyjskiemu szkoleniu, tym bardziej prawdopodobne, że wchłoną rosyjski szowinizm. Zachęca się je wybierania zawodów wojskowych, ponieważ będą mogły znaleźć pracę w kompleksie wojskowo-przemysłowym. Rosjanie chcą maksymalnie wykorzystywać Ukraińców przeciwko Ukraińcom?

Dziennikarzom Radia Swoboda udało się znaleźć jeden z dokumentów „Junarmii”, który określa dwa kluczowe cele tych działań. Część dzieci, które zostały zapisane do „Junarmii”, dostaje się do akademii wojskowych. To samo dotyczy tych dzieci, które są wybierane przez Komitet Śledczy na terytoriach okupowanych i deportowane do takich placówek w Federacji Rosyjskiej. Mają od razu po szkole wstąpić do Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

Jeśli idziesz do instytutu wojskowego, po prostu idziesz na front później. Jeśli nie – to idziesz od razu.

Do tego w FR w przeciwieństwie do Ukrainy nadal obowiązuje „prizyw”, pobór. Każdy mężczyzna musi odsłużyć w wojsku rok. W tym czasie zachęcany jest albo zmuszany do podpisania umowy kontraktowej i wzięcia udziału w „specjalnej operacji wojskowej".

Ukraińscy chłopcy, którzy zostaną zmuszeni do przyjęcia rosyjskiego obywatelstwa, w większości skończą w tej lub innej rosyjskiej operacji wojskowej.
RUSSIA-UKRAINE-CONFLICT-VICTORY-PARADE-CHILDREN
Kadeci odwiedzają Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w Moskwie. 8 maja 2024 r. Fot. Natalia Kolesnikova/AFP

Były minister obrony Rosji Siergiej Szojgu mówił, że rosyjskie dzieci powinny umieć korzystać ze wszystkich rodzajów broni, z wyjątkiem rakiet. Chociaż grupa dzieci odwiedziła też kosmodrom Bajkonur w Kazachstanie.

Po co są ławki bohaterów [upamiętniające poległych na SWO uczniów], tablice pamiątkowe na szkołach, dlaczego żołnierze SWO przychodzą do szkoły? Po co jest obowiązkowy przedmiot „Zaszczita Otieczestwa” [Obrona Ojczyzny – red.]? Dlaczego podręczniki dla jedenastoklasistów zawierają listę dokumentów, które należy złożyć w celu uzyskania kontraktu na służbę w Siłach Zbrojnych FR? Jeśli nie chodzi o służbę wojskową, to dlaczego jest tak dużo armii w szkole?

Natknęliśmy się na informacje, że w ciągu 2025 roku Rosjanie będą w stanie zagwarantować ok. 50 tys. swoich rezerw mobilizacyjnych kosztem ukraińskich dzieci z tych wojskowo-patriotycznych stowarzyszeń, obozów, dzięki militaryzacji szkół. I to jest jeszcze mała liczba. W samej tylko Ługańszczyźnie w ciągu sześciu miesięcy funkcjonowania centrum „Woin” „reedukację” i militaryzację przeszło tysiąc dzieci. „Junarmia” planuje zagwarantować około 15 proc. rezerwy mobilizacyjnej FR do 2030 roku.

I chodzi nie tylko o chłopców. Dziewczynki również jeżdżą na te obozy, chcą się dostać do akademii wojskowych. Inną kwestią jest to, że rosyjskie siły zbrojne nadal praktykują dyskryminację ze względu na płeć.

W jakich warunkach żyją dzieci deportowane do Rosji? To sieroty, dzieci z rodzicami pozbawionymi praw rodzicielskich lub dzieci, które zostały oddzielone od rodziców podczas procesu filtracji?

Wśród 19 546 dzieci, które są deportowane, są sieroty i dzieci pozbawione opieki rodzicielskiej, które przebywały w placówkach opiekuńczych. Jednak jest ich ok. czterech tysięcy. Pozostałe to dzieci, które mogły zostać sierotami w wyniku rosyjskiej agresji. Np. rodzice zostali zastrzeleni w korytarzu ewakuacyjnym albo zabici przez rakietę.

Nie uważamy tej liczby za ostateczną, ponieważ nie znamy dokładnej liczby ofiar wśród ludności cywilnej w ukraińskich miastach podczas pierwszego etapu pełnoskalowej inwazji.

Sierocińców nie zostało wywiezionych wiele. Ukraina zdołała ewakuować większość placówek w obwodzie donieckim i ługańskim. Bardziej ucierpiały dzieci z obwodów chersońskiego oraz zaporoskiego. Te, które zostały przez Rosjan „ewakuowane”, trafiają do rosyjskich rodzin, domów dziecka, ale tutaj również FR manipuluje danymi. Rosyjskie domy dziecka to miejsca niewoli, z których trudno się wydostać. Przemoc jest taka sama jak w rosyjskich koloniach karnych.

Jaka część deportowanych dzieci trafiła do rosyjskich rodzin, a jaka do sierocińców, musimy się jeszcze dowiedzieć. Czas ucieka. Dzieci są ram reedukowane. Niektóre po osiągnięciu dorosłości, opuszczają te instytucje i nadal mieszkają w Federacji Rosyjskiej. Mogą być różne uzasadnienia. Udało się nam sprowadzić do Ukrainy zbyt mało dzieci. Jeśli policzymy również dzieci z tymczasowo okupowanych terytoriów, które nie zostały deportowane lub przymusowo wysiedlone, ale znalazły się w Rosji, to jest 1042 dzieci.

W takim razie musimy sprawić, by powróciło 1 619 546 dzieci. A to po prostu niewykonalne zadanie.

Można to zrobić tylko poprzez de-okupację ukraińskich terytoriów.

Porzuceni, zindoktrynowani, zrozpaczeni

Niedawno dowiedzieliśmy się o samobójstwie Ołeksandra, ukraińskiego chłopca z obwodu chersońskiego, który został deportowany i trafił do rosyjskiej rodziny, tam osiągnął pełnoletność. Nie dogadywał się z tą rodziną i chciał wrócić do Ukrainy, ale zabrano mu dokumenty. Czuł się samotny i nie na swoim miejscu.

Nie miał pieniędzy, nie wiedział, jak wrócić. W Ukrainie mieszkał w rodzinnym domu dziecka.

Przykre jest to, że choć podejmujemy wiele wysiłków, aby dzieci wracały, jest projekt Bring Kids Back, to Ołeksandr nie wiedział, do kogo może się zwrócić o pomoc.

Rosyjskie rodziny zastępcze to loteria. Bywają rodziny profesjonalne. Oczywiście mogą wbijać dzieciom do głowy, że Putin jest ich najlepszym prezydentem, a Rosja – ojczyzną. Ale przynajmniej nie popychają dzieci do samobójstwa. Jednak latem udokumentowaliśmy przypadki przemocy wobec ukraińskich dzieci, które zostały pobite i filmiki o tym pojawiły się w mediach społecznościowych. Ale sprawcy pozostali bezkarni.

Niektórzy adaptują ukraińskie dzieci, ponieważ chcą pieniędzy, inni robią to pod presją, ponieważ mają rosyjskie dzieci w pieczy zastępczej i są zmuszani do adopcji ukraińskich. Ale nawet jeśli ktoś ma dobre zamiary, to i tak to go nie usprawiedliwia, ponieważ pod jego opieką ukraińskie dzieci chodzą do rosyjskiej szkoły, gdzie im mówią, że są Rosjanami. Uniemożliwia im się powrót do Ukrainy.

W jakim stanie dzieci wracają z Rosji?

W różnym. Dla niektórych indoktrynacja, deportacja nie są główną traumą w ich życiu, bo straciły rodziców, lub doświadczyły przemocy seksualnej itd. Mieliśmy przypadek, gdy do ukraińskiej rodziny wojskowych wróciło dziecko, które mówiło: „Jestem Ruskim”.

Rosjanie szykowali dla niego los, w którym miał chwycić za broń i wyruszyć na wojnę przeciwko własnej rodzinie.

Nie powiedziałabym, że małe dzieci są zawsze zindoktrynowane, a na starsze trudniej wpłynąć. Mieliśmy chłopczyka z I klasy, który w szkole przeprowadzał sondaże, rysując flagi Ukrainy i FR i zbierając głosy na temat tego, kto jest fajniejszy. Przekonywał, że flaga ukraińska jest lepsza. Ale była też 17-letnia dziewczyna, która mówiła, że „Mariupol jest rosyjskim miastem”.

Nie ma cudownej recepty, która sprawdzi się w przypadku każdego dziecka. Na pewno nie powinniśmy tworzyć centrów dla powracających deportowanych dzieci. Izolacja nie będzie sprzyjać ich reintegracji. Trzeba pracować ze społeczeństwem, do którego dziecko wraca.

Kwestia reintegracji jest złożona, wymaga polityki państwa, przestudiowania doświadczeń innych krajów i zaadaptowania ich do naszej sytuacji. To też kwestia rezerw kadrowych. Ile trzeba psychologów, menedżerów ds. spraw społecznych, lekarzy, pedagogów i jakich dokładnie? To ogromny system, który Ukraina musi zbudować.

W marcu 2023 r. MTK wydał nakaz aresztowania Putina i rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Bełowej za deportację ukraińskich dzieci, co można kwalifikować jako ludobójstwo. W jaki sposób społeczność międzynarodowa może pomóc w powrocie ukraińskich dzieci?

Powtarzam zawsze, że najbardziej skutecznym rozwiązaniem jest wyzwolenie ukraińskich terytoriów. Do tego momentu powinniśmy kontynuować sprowadzanie ukraińskich dzieci z powrotem za pośrednictwem innych państw, na przykład Kataru.

Nawet pojedyncze powroty to konkretne uratowane losy, a to jest bardzo ważne.

Trzeba nadal wywierać presję na Rosję, dopóki nie dostarczy nam pełnej listy dzieci, które faktycznie zabrała na swoje terytorium. W niektórych przypadkach, np. Ołeszkiwskiego Internatu, znamy imię i nazwisko każdego dziecka, które przetrzymują. Rosjanie po prostu nie oddają tych dzieci.

Jakie są ich argumenty?

Mówią, że nikt ich tutaj nie potrzebuje. Niech przedstawiciel prawny, matka dziecka przyjedzie do Rosji, to oddadzą dziecko. Dzieci nie mogą zostać zwrócone do sierocińca, a jedynie do rodziny. Wiele państw uważa ten wymóg za całkiem adekwatny. Chociaż np. dzieci ze wspomnianego internatu w większości mają rodziców. Przebywały w placówkach, ponieważ były ku temu podstawy. Te dzieci, którym udało się powrócić, zawdzięczają to m.in. wysiłkom ukraińskich organizacji pozarządowych i władz, które pracowały również z ich rodzicami, a ci zmienili styl życia, podjęli wysiłek, aby odebrać swoje dzieci i teraz się nimi opiekują.

Dlaczego dzieci, które nie mają rodziców, są w sierocińcu gdzieś na Krymie, dlaczego nie mogą mieszkać gdzieś w bezpiecznym miejscu, na Zakarpaciu, aby przynajmniej zahamować ten proces reedukacji?

Kiedy dziecko zostaje oddane do rosyjskiej rodziny, zaczynają się tworzyć więzi pomiędzy tym małym dzieckiem a tą rodziną. A przez to, że dane osobowe dzieci są zmieniane, trudno udowodnić, że jest to ukraińskie dziecko. Nawet jeśli ma w Ukrainie rodzeństwo, nie możemy zrobić mu testu DNA.

W najlepszym interesie tych dzieci jest ich powrót do Ukrainy.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze