0:00
0:00

0:00

Jeszcze kilka dni temu takiego rozwoju zdarzeń mało kto się spodziewał. W OKO.press rozważaliśmy konsekwencje polityczne trzech scenariuszy: podpisu prezydenta Dudy, weta i wysłania ustawy o 2 miliardach złotych dla mediów narodowych do podporządkowanego obozowi władzy Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Nasze przewidywania opierały się na założeniu względnej zgody w obozie PiS.

Tymczasem piątek 6 marca 2020 był dniem krwawej walki frakcyjnej w drużynie Jarosława Kaczyńskiego. Tak spektakularnej, że nawet najbardziej podejrzliwi komentatorzy muszą przyznać: prawdopodobieństwo, że był to konflikt pozorowany jest bardzo małe.

Prezydent Andrzej Duda miał czas do północy, by zdecydować o losach ustawy dającej miliardy TVP. Na początku wystąpienie prezydenta zapowiadano na godz. 16:00, później - że będzie po głównym wydaniu "Wiadomości", w końcu Duda wyszedł do dziennikarzy o 22:47, ledwie 73 minuty przed ostatecznym terminem na podjęcie decyzji. Opóźnienie nie było przypadkowe: Duda czekał na decyzję Rady Mediów Narodowych, która miała rozpocząć procedurę odwołania prezesa TVP Jacka Kurskiego. Głosowanie korespondencyjne w tej sprawie RMN rozpoczęła po godz. 21:00.

To była część umowy między prezydentem, a jego zapleczem politycznym: nie będzie weta w zamian za dymisję Kurskiego. Odwołanie prezesa TVP miał co prawda obiecać prezydentowi prezes PiS Jarosław Kaczyński, tyle że dopiero po wyborach. Duda nie chciał czekać. Bał się prawdopodobnie, że zostanie oszukany: ustawy nie zawetuje, a Kurski - wbrew obietnicy - zostanie.

Duda podpisał, choć miał wątpliwości

Prezydent wyszedł na konferencję razem premierem Mateuszem Morawieckim, szefem Rady Mediów Narodowych Krzysztofem Czabańskim i szefem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Witoldem Kołodziejskim. Już wtedy było wiadomo, że prawdopodobnie ustawa zostanie podpisana, a goście prezydenta mają podpis wiarygodnie uzasadnić.

"Świat polityki, mediów, społeczeństwo rozważało kwestię, jaką decyzje podejmę, jeśli chodzi o dalszy los ustawy w sprawie rekompensaty dla mediów publicznych. Sprawę potraktowałem bardzo poważnie. Spotykałem się m.in z prezesem Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i prezesami ośrodków regionalnych. Nie miałem wątpliwości, że pieniądze są niezbędne, zwłaszcza jeśli chodzi o funkcjonowanie telewizji regionalnych" - mówił Duda.

Wskazywał, że telewizja publiczna to głównie programy niekomercyjne, ważne dla ludzi, dokumenty, relacjonowanie świąt narodowych i prowadzenie polityki historycznej, ambitne programy TVP Kultura.

Te słowa prezydenta komentuje dla OKO.press członek RMN Juliusz Braun i podaje dane: "Z rekompensaty w 2018 roku dla TVP »Jedynka« i »Dwójka« dostały ok. 500 mln zł, dla 16 oddziałów regionalnych TVP zostało 5 mln, do TVP Kultura trafiło ok. 500 tys. zł".

Na tę dysproporcję prezydent co prawda zwrócił uwagę, jednak zniwelowanie różnic ma nastąpić dopiero w przyszłości. Ma się tym zająć KRRiT.

Tę linię argumentacji przewidywaliśmy w OKO.press: "Prezydent może powiedzieć, że ta rekompensata wzmocni ośrodki, które trafiają do słuchaczy i widzów w mniejszych miejscowościach. Zaznaczyć, że środki powinny iść przede wszystkim na kulturę narodową i programy edukacyjne” – oceniał nasz rozmówca związany z mediami publicznymi.

Duda podczas konferencji w Pałacu Prezydenckim nawiązał do rządów Platformy Obywatelskiej, wskazując, że to od tego czasu spadały wpływy abonamentowe i dlatego rekompensata dla mediów publicznych jest niezbędna i konieczna: "Spadek dochodów z tego tytułu jest faktem i dziś właściwie uniemożliwia realizację misji publicznej".

Duda odniósł się również do "atmosfery panującej wokół mediów centralnych", stwierdzając, że była to "atmosfera bardzo gorących sporów":

"Ważne jest przecięcie tych sporów, dokonanie resetu i spadek politycznych emocji" - stwierdził prezydent.

W końcu Duda powiedział, że ustawę podpisze: "Te media realizują potrzeby, których inni nie załatwią. Również ze względu na pracowników mediów publicznych i ich rodzin, których byt byłby zagrożony, zdecydowałem się na podpisanie tej ustawy".

W finale wystąpił szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański: "Już w tej chwili mogę państwu powiedzieć, że z pięcioosobowej Rady Mediów Narodowych już wpłynęły cztery głosy za podjęciem uchwały [o odwołaniu Jacka Kurskiego]".

Ostateczny termin głosowania upływa w poniedziałek 9 marca, ale późną nocą w piątek wpłynął brakujący piąty głos. Co znaczy, że głowa Jacka Kurskiego spadła. Choć do formalnego odwołania szefa TVP potrzebna jest jeszcze uchwała RMN.

Warto jednak zaznaczyć, że już w sierpniu 2016 roku Rada Mediów Narodowych Kurskiego odwołała, by... za chwilę przywrócić go na stanowisko po interwencji Jarosława Kaczyńskiego.

Morawiecki uprzedza atak opozycji

"Chciałem podziękować mediom publicznych za rzetelną informację w sprawie zawirowań zdrowotnych związanych z koronawirusem. To nam pokazuje, jak ważna jest telewizja publiczna" - to uzasadnienie podpisu według premiera Morawieckiego. Morawiecki również nawiązał do spadku wpływów abonamentowych, który rozpoczął się za czasów rządów koalicji PO-PSL.

Ale główną osią jego wystąpienia było przekonywanie, że pieniądze dla mediów narodowych nie wpłyną na finansowanie walki z koronawirusem.

Morawiecki: "Nie wiemy do końca, jak się epidemia koronawirusa rozwinie w Polsce, ale musimy zakładać scenariusze co najmniej takie jak u naszych sąsiadów, czyli że przypadków zakażenia będzie coraz więcej. Ale bardzo mocno podkreślam, że nie ma żadnej zależności [między finansowaniem TVP i walką z koronawirusem], a wszystkie środki, które są potrzebne, by zabezpieczyć naszą najlepszą możliwą odpowiedź na koronawirusa już są dostępne".

W ten sposób Morawiecki uprzedzał możliwe zarzuty opozycji. Odniósł się także do zarzutów wcześniejszych, że pieniądze na TVP można przeznaczyć na leczenie raka: "W tym roku przeznaczyliśmy bardzo duże środki na onkologię, ponad 11 mld zł, nigdy wcześniej takiej kwoty nie przyznawaliśmy, ona skokowo rośnie rok do roku i obiecuję, że będzie cały czas rosnąć".

Konsekwencje wojny w obozie władzy

Jakie będą konsekwencje polityczne piątkowej wojny w obozie władzy? Czy zamachnięcie się prezydenta na Jacka Kurskiego, pod którego wodzą TVP przekształciła się w zbrojne ramię "dobrej zmiany", wstrząśnie twardym elektoratem PiS? Czy część z tych wyborców zawiedziona odwróci się od Dudy? Możliwe, ale mało prawdopodobne.

Sondaż IPSOS dla OKO.press pokazał, że prezydent ma entuzjastyczny elektorat - większość uważa go za „prezydenta marzeń”. Ma też elektorat najtwardszy: w porównaniu do konkurentów jego wyborcy dużo częściej deklarują, że są absolutnie przekonani do głosowania na Dudę. Czy ich poparcie jest bezwarunkowe? Nie. Andrzej Duda musi dbać, żeby entuzjazm tych wyborców nie osłabł i żeby mieli powody, by pójść zagłosować 10 maja. Dymisja Kurskiego może być dla nich mało zrozumiała.

Z tym, że prezydent jest w swego rodzaju politycznym potrzasku. Musi dopieszczać twardy elektorat i jednocześnie kokietować mniej mu przychylnych wyborców. Inaczej nie zdobędzie ponad 50 proc. głosów w drugiej turze.

Socjolog Przemysław Sadura mówił OKO.press przed wyborami parlamentarnymi, że „do obozu PiS dołączyli też ludzie, którym estetycznie bliżej byłoby do Platformy – deklarujący duży dystans do »moherowego« elektoratu, klasa średnia mieszkająca w otoczeniu większego miasta, na wsi, ale takiej podmiejskiej”. Nawet jeśli sondaże pokazują, że wśród wyborców PiS przeważają ci z mniejszych miejscowości, starsi i słabiej wykształceni, to elektorat PiS nie jest już jednorodny.

I na potrzeby tej niejednorodnej masy wyborców PiS oraz prezydent muszą odpowiadać. Im akurat wymuszenie dymisji Jacka Kurskiego może się podobać.

Prezydent, który się waha

Bohaterem tygodnia był prezydent wahający się. A jednocześnie - choć takie połączenie wydaje się karkołomne - prezydent waleczny.

Już w poniedziałek Wirtualna Polska poinformowała, że Andrzej Duda postawił ultimatum: albo Jacek Kurski wylatuje, albo weto. Wielu komentatorów i publicystów spekulowało wówczas, że to ustawka między prezydentem a PiS, która miała stworzyć wizerunek głowy państwa niezależnej od kaprysów macierzystej partii. Niezależnie od interpretacji media szczegółowo opisywały napięcia między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką. Opinia publiczna zaś dostała sygnał: prezydent ma wątpliwości co do miliardów na TVP.

Dzień przed ogłoszeniem decyzji prezydent sugerował w Radiu Maryja, że TVP chce za dużo pieniędzy, ale argument, że 2 miliardy zamiast na TVP mogą iść na leczenie raka to według prezydenta demagogia i zakłamywanie rzeczywistości.

Pierwsze odcinki serialu "pieniądze dla telewizji Kurskiego" rozgrywały się na Wiejskiej, ostatnie - gdzieś między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką.

Co ważne, po raz pierwszy od dawna opozycji udało się narzucić ramy, w jakich prezydent podejmował decyzję. Bez umiejętnego wykorzystania gestu Joanny Lichockiej, ustawa o pieniądzach dla TVP byłaby zapewne już dawno podpisana.

Opozycja w piątek do ostatniej chwili umiejętnie wywierała presję na prezydenta.

„Po raz ostatni wzywam pana do zawetowania złej ustawy, która przekazuje pieniądze na propagandę, a nie na leczenie chorych” - apelowała na konferencji prasowej Małgorzata Kidawa-Błońska.

Jeśli Duda ustawę podpisze, potwierdzi swój status marionetki - podkreślali opozycyjni politycy. To „wiszenie na klamce, podporządkowanie i zależność od jednego obozu politycznego” - mówił w TVN24 Władysław Kosiniak-Kamysz. Zdaniem Szymona Hołowni prezydent „zmienia poważny, ustrojowy proces w komediodramat”.

TVP walczy do końca

O pieniądze dla siebie do ostatniej chwili walczyła Telewizja Polska. Do godziny 16:00 (kiedy według pierwszych przecieków prezydent miał ogłosić decyzję) na głównej stronie TVP Info umieszczono słowa Krzysztofa Ziemca, jednej z twarzy Telewizji Polskiej: " Dziś to koktajl Mołotowa, a jutro może przyjść ktoś z siekierą". To nawiązanie do incydentu ze środy 6 marca, kiedy mężczyzna, zatrzymany później przez policję, próbował podpalić budynek TVP.

TVP Info do ostatniej chwili walczy o to, żeby prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o 2 mld zł na media państwowe, 6 marca 2020, ok. godz. 15:40

Później czołówka została wymieniona. "O dziennikarzach TVP pisał »bydlaki, skur***yny«, o samej TVP »kur***zja«, o internautach »k***y, frajerzy, ch***« - to hejter rzekomo współpracujący z Małgorzatą Kidawą-Błońską.

Trzy godziny przed ogłoszeniem decyzji prezydenta, Szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski napisał na Twitterze: „Najbardziej wiarygodną oceną pracy dziennikarzy TVP jest uznanie Widzów. Wystarczy porównać dane (nawet te Nielsena). Od sierpnia 2017 r. Wiadomości TVP ZYSKAŁY 1,2 mln Widzów. Program ZWIĘKSZYŁ udziały w rynku telewizyjnym o ponad 20 proc. Konkurencja została daleko w tyle”.

O podpis pod ustawą apelowała też telewizyjna "Solidarność", a pracownicy podpisali petycję do prezydenta, w mediach pojawiły się jednak wątpliwości co do dobrowolności składania tych podpisów. O tym, jak "Wiadomości" walczyły o 2 mld pisaliśmy:

Przeczytaj także:

Kwadrans po godz. 19:00 Jacek Kurski poinformował, że "oddaje się do dyspozycji Pana Prezydenta": "moja osoba nie jest i nie będzie przeszkodą w zapewnieniu TVP stabilnych podstaw finansowania uzależnionych od Pana decyzji”. List był kuriozalny i prowokacyjny: o prezesurze TVP formalnie decyduje Rada Mediów Narodowych nie prezydent.

O swoje Kurski próbował walczyć jeszcze w "Gościu Wiadomości" po 20:00. Bezskutecznie.

Z lawiny głosów, które ze strony zwolenników PiS nawoływały do podpisu wybijał się w piątek głos Marzeny Nykiel, naczelnej portalu wPolityce. W tekście opublikowanym w południe 6 marca Nykiel zarzucała obozowi rządzącemu, że nie umie wyjaśnić, "jakie są podstawy ustawy i źródła finansowania". Zamiast tego, zdaniem Nykiel, skupiono się jedynie na wywieraniu presji na prezydencie, by bez szemrania ją podpisał. Zakulisowe działania, które wyciekają do mediów nie tylko szkodzą kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, ale fatalnie obniżają wiarygodność Prawa i Sprawiedliwości".

Media państwowe potrzebują pieniędzy, nawet jeśli nie aż takich, jakie chciał im dać PiS. „Kurski już wydał te pieniądze” – mówił OKO.press Juliusz Braun, członek Rady Mediów Narodowych i były prezes TVP. Ma na myśli to, że Jacek Kurski podpisał kontrakty, np. na transmisje sportowe.

Batalia w Sejmie i Senacie

Plan był taki, że ustawa przejdzie przez Sejm błyskawicznie. A Telewizja Polska błyskawicznie dostanie pieniądze. PiS zgłosił ustawę 18 grudnia 2019 jako projekt poselski. W projekcie zapisano, że decyzję o podziale środków KRRiTV podejmie najpóźniej 31 stycznia 2020.

Ale plan nie wypalił. Najpierw dzięki sprawności i determinacji opozycji, a potem przez triumfalizm posłanki PiS Joanny Lichockiej.

Na początku wszystko szło - dla PiS - gładko. Pierwsze czytanie i prace w komisji odbyły się 8 stycznia 2020. Drugie czytanie – tego samego dnia po godzinie 23:00. Następnego dnia – trzecie czytanie. I właśnie wtedy opozycja podjęła pierwszą próbę zablokowania ustawy, próbę bliską powodzenia. Opozycja chciała zerwać kworum, jednak dwie posłanki Koalicji Obywatelskiej zagapiły się i przez ich dwa głosy - mimo że były to głosy przeciw - ustawa przeszła.

Ustawa trafiła do Senatu. Minimalna opozycyjna większość postanowiła nie odpuścić. Senatorka Koalicji Obywatelskiej Barbara Zdrojewska zwołała specjalne posiedzenie senackiej komisji kultury poświęcone mediom publicznym. Wzięli w nim udział eksperci, Rzecznik Praw Obywatelskich, szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Nie przyszedł zaproszony Jacek Kurski.

Zjawił się w Senacie kilka godzin później na posiedzeniu, gdzie procedowano już samą ustawę i bronił jej zawzięcie. „Kategorycznie odrzucam tezę, jakby TVP uprawiała propagandę. Gdyby Polacy uważali, że telewizja publiczna uprawia propagandę, to by jej nie oglądali” - mówił w Senacie Kurski. Zaznaczył, że jest dumny ze swoich dziennikarzy, a TVP realizuje misję publiczną. Wypowiedział się też o słynnych "paskach": „Jeżeli tam jest znak zapytania, to nie jest żaden szkalujący pasek”.

Senat zagłosował przeciwko ustawie, zaapelował też do KRRiTV o zmianę kierownictwa TVP.

Onkologia i palec Lichockiej

Kiedy projekt wrócił do Sejmu, PiS się na nim potknął. Posłowie obozu rządzącego spóźnili się na posiedzenie komisji i nieoczekiwanie opozycja zarekomendowała odrzucenie projektu ustawy, a sprawozdawczynią zrobiła Joannę Scheuring-Wielgus z Lewicy. Bez znaczenia, bo PiS i tak by ustawę przyjął, ale symbolicznie ważne. Okazało się, że PiS nie mógł tego znieść i na posiedzeniu komisji tuż przed ostatecznym głosowaniem wymienił sprawozdawczynię - na Joannę Lichocką - wbrew sejmowym zwyczajom.

Joanna Scheuring-Wielgus opublikowała wystąpienie, które miała wygłosić, a Lichockiej zadowolonej, że PiS znów ograł opozycję, puściły nerwy.

Wieczorem 13 lutego 2020 na sali sejmowej Lichocka pokazała opozycji środkowy palec. W ciągu 48 godzin jej gest zobaczył prawdopodobnie każdy, kto korzysta w Polsce z internetu.

Już wcześniej marszałek Tomasz Grodzki zaproponował, by pieniądze przekazać na onkologię zamiast na państwowe media. Pomysł podchwyciły wszystkie siły opozycyjne i w Polskę poszedł przekaz: „PiS nie chce dać pieniędzy pacjentom z rakiem”. Ten komunikat tysiąckrotnie wzmocnił słynny palec Lichockiej.

Co jest w ustawie

Na podstawie ustawy rząd ma przekazać TVP i Polskiemu skarbowe papiery wartościowe. Ich maksymalna wartość to 1,95 mld zł. To powiększy dług państwa, jak wyjaśniał OKO.press senator KO Marek Borowski: „Jak sprzedadzą te bony i wydadzą te pieniądze, to obciąży dług publiczny, bo te bony ktoś kupi, przyjdzie do rządu i powie: »dawaj pieniądze«”.

Formalnie 1,95 mld to rekompensata za zbyt małe wpływy z abonamentu ze względu na zwolnienia dla różnych grup społecznych, m.in.:

  • osób, które ukończyły 75. rok życia;
  • osób, które ukończyły 60 lat i mają prawo do emerytury, której wysokość nie przekracza miesięcznie kwoty 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia;
  • osób, które są zaliczone do I grupy inwalidzkiej;
  • kombatantów.

A media państwowe, zwłaszcza TVP ich potrzebują. Telewizja Jacka Kurskiego inwestuje m.in. w relacje z wielkich imprez sportowych, seriale i nowe studio.

Dotąd rząd PiS udzielił mediom państwowym następującej pomocy:

  • 2017: 980 tys. zł (rekompensata za lata 2010-2017)
  • 2019: 1,26 mld zł (rekompensata za lata 2018-2019)
  • 2020: 1,95 mld zł (rekompensata za lata 2018-2020)

Wady, usterki, felery

Ustawa ma niejeden formalny feler. Na usterki wskazywało Biuro Legislacyjne Senatu:

  • ustawa nie zapewnia stabilnego finansowania mediów publicznych, a to obiecuje;
  • pomoc udzielona na jej podstawie może grozić konfliktem z Komisją Europejską (brak notyfikacji);
  • tworzenie ustawy było niezgodne z zasadami legislacji – w Sejmie posłowie PiS nieoczekiwanie „dorzucili” zmiany w innej ustawie (o zarządach spółek), co znaczy, że ta druga ustawa nie przeszła całego procesu legislacyjnego;
  • nie było też konsultacji społecznych tzw. karty powinności.
  1. Finansowanie. „Ustawa nie realizuje przesłanek wskazanych przez jej projektodawców, tj. nie zapewnia stabilnego, bezpiecznego, przejrzystego i odpowiedniego poziomu finansowania misji publicznej realizowanej przez media publiczne ze środków publicznych”.
  2. Brak konsultacji społecznych. Wydawanie pieniędzy z rekompensaty jest związane z realizacją tzw. kart powinności. To dokumenty, które określają sposób działania i finansowania mediów publicznych, jednak nie podlegały one konsultacjom społecznym — choć powinny: „Karty powinności powinny być poddane ocenie i krytyce publicznej. Brak jest argumentów dla nieprzeprowadzania tych konsultacji” - pisze w opinii do ustawy radca prawny Wojciech Dziomdziora.
  3. Zatarg z Komisją Europejską. „Nie można wykluczyć, że ustawa jest obarczona wadą w postaci braku notyfikacji Komisji Europejskiej” — pisze w swojej opinii Danuta Drypa, Główny Legislator Senatu. „A zatem pomoc udzielona na podstawie przedmiotowej ustawy może skutkować określonymi konsekwencjami wynikającymi z niedopełnienia w odpowiednim czasie procedur związanych z koniecznością notyfikacji projektu Komisji Europejskiej”.
  4. Brak poszanowania zasad legislacji. Tworzenie ustawy było „niezgodne z regułami Zasad techniki prawodawczej” — uważa Główny Legislator Senatu, stanowi to „nowość normatywną” i „może się spotkać z zarzutem wykroczenia poza materię ustawową i pominięcie etapu trzech czytań podczas prac legislacyjnych w Sejmie”.
;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze