0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Wyborcza.plFot. Arkadiusz Stank...

Aktualizacja aktualizacji – 19 sierpnia: Adam Bielan zaprzeczył oświadczeniu posła PiS Marka Asta, że komisji ds. lex Tusk nie będzie. Ale chyba coś się zacięło w propagandzie PiS, bo po południu 19 sierpnia Ryszard Terlecki, szef klubu PiS, powiedział, że jednak komisji nie będzie, bo ważniejsze jest referendum.

Jeszcze we wtorek 15 sierpnia 2023 roku Marek Ast, miał nadzieję, że komisja ds. wpływów rosyjskich zacznie działać przed październikowymi wyborami.

”Jest realne, żeby skład osobowy był powołany jeszcze na kolejnym posiedzeniu [Sejmu], jeżeli takie będzie pod koniec sierpnia. Gdzieś na przestrzeni września komisja mogłaby rozpocząć pracę – mówił wtedy „Faktowi” Ast, poseł PiS, kierujący sejmową komisją sprawiedliwości i praw człowieka.

Zmienił jednak zdanie już dwa dni później. W czwartkowej audycji radiowej Jedynki, na pytanie o komisję, przyznał: „Kalendarz wskazuje na to, że nie zdążymy”. Dlaczego? W piątek 18 sierpnia, w rozmowie z PAP, Ast tłumaczył:

„Czas na powołanie komisji bardzo nam się skrócił. Pani marszałek [Witek] nie zdecydowała się na wyznaczenie terminu zgłoszenia kandydatów. Komisja i tak miała rozpocząć działalność w obecnej kadencji, a kontynuować w kolejnej, więc pozostanie to pewnie zadaniem dla Sejmu kolejnej kadencji, aby wykonać tę ustawę i powołać komisję”.

Oznacza to, że Prawo i Sprawiedliwość zupełnie wycofało się z jednego z kluczowych punktów swojej strategii na kampanię wyborczą.

Przeczytaj także:

Lex Tusk

Już w maju 2023 r.oku Andrzej Duda podpisał powołującą komisję ustawę zwaną Lex Tusk. Zgodnie z zapowiedziami polityków PiS głównym celem komisji miało być wykazanie, że rząd PO-PSL podejmował niekorzystne dla Polski decyzje pod wpływem Rosjan.

Głównymi odpowiedzialnymi za uleganie tym wpływom oprócz ówczesnego premiera Donalda Tuska mieli być Radosław Sikorski, były szef MSZ, oraz Waldemar Pawlak, ekswicepremier i minister gospodarki.

Zamiar rządzących zdradzał już sam zakres czasowy, jaki miała objąć komisja. Miała ona zająć się wyjaśnianiem przypadków działania na szkodę interesów Polski pod wpływem rosyjskim w latach 2007-2022, czyli poczynając od powołania pierwszego rządu PO-PSL.

Ustawa zdefiniowała rosyjski wpływ jako „każde działanie osób będących przedstawicielami władz publicznych Federacji Rosyjskiej”. W praktyce komisja mogła więc orzec, że uleganiem wpływowi był dowolny kontakt z przedstawicielami Rosji, także w ramach oficjalnych obowiązków służbowych.

W razie stwierdzenia, że badana osoba podlegała wpływom, komisja mogła nałożyć na nią zakaz pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych nawet na 10 lat. Wyglądało na to, że PiS chce tuż przed wyborami nie tylko przykleić liderom opozycji łatkę rusofilów, ale nawet pozbawić ich możliwości kandydowania.

Przeciwko tak skonstruowanym przepisom zaprotestował Departament Stanu USA, a Komisja Europejska zagroziła skierowaniem skargi do Trybunału Sprawiedliwości UE. A co najważniejsze, Lex Tusk wywołał masowe oburzenie wśród wyborców opozycji, którzy zinterpretowali je jako zamach na wolne wybory.

Paliwo dla opozycji

Z początku Prawo i Sprawiedliwość, a przynajmniej Andrzej Duda, próbowali nadać przepisom o komisji pozór legalności przy użyciu Trybunału Konstytucyjnego, zapewne licząc, że uda się w ten sposób złagodzić opór społeczny.

Prezydent po podpisaniu ustawy w maju skierował ją do TK w trybie następczym. Oznaczało to, że ustawa wchodziła w życie, a Trybunał miał się nią zająć jeszcze przed wyborami. Spin doktorzy PiS jednak się przeliczyli.

Ustawa mająca Tuska oczernić i pogrążyć, niespodziewanie dała mu paliwo polityczne i to w korzystnym dla niego momencie, bo tuż przed zaplanowanym na 4 czerwca marszu opozycji w Warszawie.

Między innymi w proteście przeciwko Lex Tusk wzięło w nim udział co najmniej 380 tys. osób. Sukces marszu wzmocnił pozycję Tuska jako lidera opozycji, Koalicji Obywatelskiej przyniósł wzrost poparcia w sondażach, a w szeregach Zjednoczonej Prawicy zasiał panikę.

Za porażkę Lex Tusk głową odpowiedział szef sztabu wyborczego PiS Tomasz Poręba. Niedługo po marszu ugiął się pod ciężarem wewnętrznej krytyki i ustąpił ze stanowiska.

Lex Tusk 2.0

Mimo początkowych trudności komisja ds. wpływów rosyjskich miała wziąć udział w kampanii wyborczej, choć w złagodzonej wersji. Nowelizację ustawy zaproponował Andrzej Duda, a Sejm przegłosował ją w połowie czerwca.

Lex Tusk w wersji 2.0 nie przewiduje już wydawania przez komisję „środków zaradczych”, czyli m.in. zakazu pełnienia funkcji publicznych i cofnięcia poświadczenia bezpieczeństwa.

Poprawiona ustawa pozwala też na odwołanie od decyzji komisji do sądu apelacyjnego (wcześniej odwołania miałyby rozpatrywać sądy administracyjne, które nie zajmują się tego typu sprawami).

Te zmiany wybiły Lex Tusk zęby. Komisja nie mogłaby już pozbawić Donalda Tuska ani nikogo innego prawa do startu w wyborach. Byłaby jedynie – lub aż – telewizyjnym spektaklem na użytek kampanii wyborczej.

Dlaczego PiS ostatecznie zdecydowało oszczędzić go wyborcom?

Już tylko „Reset”

Jak pisała niedawno “Wyborcza”, w PiS-ie narosły obawy, że wezwany przed komisję Tusk skompromituje ją i wykorzysta do prowadzenia własnej kampanii. A wyborcy, zamiast się od Tuska odwrócić, popędzą do urn w jego obronie.

Poza tym, jak dodają źródła “Rzeczpospolitej”, PiS zmienił strategię na ostatnie tygodnie kampanii. Teraz sposobem na zagonienie opozycji do narożnika ma być referendum.

Podobno z badań wyszło, że tym, co interesuje wyborców, nie są wpływy rosyjskie, tylko właśnie tematy, o które PiS chce zapytać w referendum. Czyli prywatyzacja spółek Skarbu Państwa, wiek emerytalny, migranci w Polsce i mur na granicy z Białorusią.

A co z materiałem, który Sławomir Cenckiewicz, niedoszły przewodniczący komisji ds. wpływów, przygotowywał od wiosny 2022 roku jako pracownik MSZ? Najprawdopodobniej zostanie po nim tylko serial w TVP.

Kolejne odcinki “Resetu”, w tym kulminacyjny o “zamachu smoleńskim” mają wrócić na antenę TVP od 22 sierpnia.

;

Udostępnij:

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze