0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

"Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, bo przepisy prawa, doktryna i orzecznictwo są jednoznaczne. Ale interes polityczny przeważa nad prawem" - mówi o działaniach prokuratury mec. Jacek Dubois*, pełnomocnik Geralda Birgfellnera, austriackiego biznesmena (obaj na zdjęciu). W styczniu 2019 Birgfellner zawiadomił prokuraturę, że został oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego.

"Prokuratura stała się tu reprezentantem interesów klasy politycznej, a nie organem, który dąży do ustalenia prawdy materialnej" - ocenia Dubois i opowiada, jak władze próbowały efektu mrożącego, by Birgfellnera zniechęcić:

"Nagle w pokoju prokuratora okręgowego pojawili się agenci urzędu skarbowego. Taka sytuacja nigdy mi się w trzydziestoletniej karierze nie zdarzyła. Absolutne kuriozum!".

"Pani prokurator [Renata Śpiewak] była niebywale zdesperowana, by w naszej sprawie nie podjąć jakiejkolwiek decyzji, która mogła by być źle odebrana przez władze. Inna rzecz, że działała pod olbrzymią presją. Została zobowiązana do utrwalania przesłuchań kamerą, a jestem przekonany, że każde przesłuchanie było poddawane szczegółowej analizie przez jej przełożonych.

Wiedziała, że non stop patrzy na nią oko wodza".

(Cały wywiad - dalej).

"Wieże mają być pomnikiem moim i mojego brata, taką mam ideę i potrafię ją zrealizować"

Jedną z najgłośniejszych afer "epoki dobrej zmiany" poznaliśmy dzięki taśmom nagranym przez Geralda Birgfellnera, austriackiego biznesmena i powinowatego Jarosława Kaczyńskiego. W 2017 roku Kaczyński umówił się z Birgfellnerem, że ten zbuduje dla kontrolowanej przez PiS spółki Srebrna 190-metrowy budynek w centrum Warszawy. Powtarzał, że „wieże mają być pomnikiem moim i mojego brata, taką mam ideę i potrafię ją zrealizować. To ja podejmuję decyzje, a inni je wykonują”.

Przekonany, że złapał super okazję Birgfellner zaczął w maju 2017 wstępne prace do tej ogromnej inwestycji. Aż 19 razy spotykał się z Kaczyńskim, prawie zawsze w warszawskiej siedzibie PiS. W atmosferze biznesowo-rodzinnej, dokonywali kolejnych uzgodnień. Ale w lipcu 2018 Kaczyński wstrzymał inwestycję i nie zapłacił biznesmenowi 1,3 mln euro, na co byli umówieni. Cała Polska słyszała z ujawnionych przez "Wyborczą" taśm, jak powtarza, że „przecież ja nie chcę nikogo oszukiwać. Ja wiem, że to było robione dla nas”.

Birgfellner przy pomocy dwóch adwokatów – Romana Giertycha i Jacka Dubois – złożył 25 stycznia 2019 „zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa” z art. 286 par. 1 kodeksu karnego, który przewiduje karę do 8 lat dla osoby, która „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania”.

Mistyfikacja w obronie imienia prezesa. Rozmowa z mec. Jackiem Dubois o sześciu miesiącach poczynań prokuratury

Piotr Pacewicz, OKO.press: Gerard Birgfellner ma za sobą ponad 50 godzin przesłuchań przez polską prokuraturę, odmówił kolejnych i 12 sierpnia 2019 był przesłuchiwany przez austriacką.

Mecenas Jacek Dubois: Prokuratura bije właśnie rekord Polski. Zawiadomienie złożyliśmy 25 stycznia, a przepis mówi, że w ciągu trzydziestu dni od złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa trzeba zakończyć postępowanie sprawdzające i wydać postanowienie albo o wszczęciu postępowania, albo o odmowie wszczęcia. Minęło ponad pół roku i żadna decyzja nie została podjęta. W normalnej sprawie taki prokurator musiałby się gęsto tłumaczyć w Prokuraturze Krajowej. Ale pod rządami pana ministra-prokuratora Ziobry w sprawach dotyczących elity władzy obowiązuje inny standard. Po prostu prokuratura twierdzi, że te trzydzieści dni to termin instrukcyjny.

Czyli?

Że ustawodawca tylko tak sugeruje, ale przekroczenie terminu nie narusza prawa. To nieprawda. Kodeks postępowania karnego mówi, że decyzja powinna być podjęta najpóźniej w ciągu 30 dni. Jeżeli nie, to po sześciu tygodniach od złożenia zawiadomienia osobie zawiadamiającej przysługuje skarga do prokuratury nadrzędnej. Myśmy to oczywiście zrobili, ale prokuratura rozpatrująca odwołanie też stanęła do obrony interesów politycznych władzy i twierdzi, że nie doszło do naruszenia prawa.

Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, bo przepisy prawa, doktryna i orzecznictwo są jednoznaczne. Ale interes polityczny przeważa nad prawem.

Czy sprawą cały czas zajmuje się prokurator Renata Śpiewak?

Tak i pani prokurator awansuje, z delegata stała się prokuratorem okręgowym. Jej starania, żeby nie rozpoczynać śledztwa zostały przez władze dostrzeżone i stosownie nagrodzone.

Ostatni raz miałem z nią kontakt, gdy próbowała po raz siódmy przesłuchać naszego klienta. Gerard Birgfellner nie stawił się, miał dość. Podczas sześciu przesłuchań Pani prokurator zadawała naszemu klientowi w kółko te same pytania, jego odpowiedzi sprowadzały się do tego, że przecież ja już o tym szczegółowo mówiłem. Tym razem oświadczył, że jeżeli prokuratura chce jeszcze czegoś od niego, to niech postąpi zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego, który mówi, że cudzoziemca można przesłuchiwać w jego miejscu zamieszkania.

Birgfellner stracił nadzieję, że prokuratura działa w celu dotarcia do prawdy, za to coraz bardziej zwraca się przeciw niemu, naruszając jego prawa jako pokrzywdzonego.

Zamiast Birgfellnera w warszawskiej prokuraturze stawiliśmy się więc my jako pełnomocnicy informując o jego decyzji, a pani prokurator ukarała naszego klienta najwyższą możliwą grzywną, 3 tys. zł. Zażaliliśmy tę decyzję i sąd grzywnę uchylił jako zupełnie niezasadną, wskazując na kuriozalność argumentacji prokuratury, która znowu nie doczytała przepisów.

Biznesmen za namową Jarosława Kaczyńskiego kupił dom w Warszawie.

Ale jest obywatelem austriackim i zgodnie z unijnymi regulacjami może żądać, by go przesłuchiwać tam, gdzie mieszka.

"Prokurator Śpiewak na pierwszym przesłuchaniu ruszyła z pytaniami z werwą śledczego, ale ten czar prysł już podczas drugiego. Znacznie spadło zainteresowanie samym czynem zabronionym, a wzrosło zainteresowanie tym, w jaki sposób zeznania naszego klienta mogłyby zagrażać Jarosławowi Kaczyńskiemu" - mówił pan w styczniu OKO.press.

Idąc do prokuratury nie mieliśmy złudzeń. Jesteśmy po prawie czterech latach działań prokuratury pod nowymi rządami i po zmianie ustawy, która w 2016 roku połączyła - po sześciu latach rozdzielenia - funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Prokuratura stała się w wielu sprawach reprezentantem interesów klasy politycznej, a nie organem, który dąży do ustalenia prawdy materialnej.

Już przy drugim przesłuchaniu naszego klienta wyszło na jaw tajne spotkanie pana Kaczyńskiego z panem Ziobrą. Było jasne, że władze zrobią wszystko, by nie doszło do przesłuchania pana Jarosława Kaczyńskiego, nie mówiąc już o stawianiu mu zarzutów.

Ale mieliśmy też - jako reprezentanci pana Birgfellnera - chwilę zawodowej satysfakcji, gdy pani prokurator energicznie przesłuchując naszego klienta sama wykryła historię z kopertą z 50 tys. zł, którą - jak podały media - na prośbę pana Kaczyńskiego nasz klient przyniósł w lutym 2018 do siedziby PiS. Pan Kaczyński zgodnie z medialną relacją miał twierdzić, że pieniądze są dla ks. Rafała Sawicza, członka Rady Instytutu im. L. Kaczyńskiego, czyli fundacji, która jest właścicielem spółki Srebrna. Koperta miała go skłonić do zgody na budowę Srebrna Tower.

W jakim sensie prokurator to wykryła?

Okoliczność, o której pisała "Wyborcza", a potem inne media, wyszła na jaw w wyniku jej pytań. Nasz klient opisał to zdarzenie, o którym w jego zawiadomieniu nie było mowy. I to zeznanie wyciekło do mediów. Snuliśmy nawet domysły, czy wyciekło przypadkowo, czy była to rozgrywka na linii prezes - minister sprawiedliwości, o którym się mówi, że aspiruje do roli następcy prezesa. Albo z inicjatywy innych grup interesów.

Z oświadczenia majątkowego prokurator Śpiewak wynika, że jest młodą kobietą (29 lat), w niełatwej sytuacji: dziecko, małe mieszkanie z "komórką lokatorską 5,9 m kw." oraz duży kredyt we frankach. A jednocześnie pani Śpiewak staje na przeciw dwóch takich - przepraszam - starych wyg jak Roman Giertych i pan.

Pani prokurator przedstawiała wykładnię prawa, która z punktu widzenia naszej wiedzy, a także tradycji 30 lat wolnej myśli prawniczej, mogłaby budzić rozbawienie, gdyby okoliczności były inne. Ale staramy się życzliwie podchodzić do ludzi i słuchaliśmy z uwagą dokonywanej przez nią wykładni prawa starając się jednocześnie wskazać, że dorobek polskiej myśli prawniczej ocenia pewne rzeczy inaczej niż ona. Rozumieliśmy jej trudną sytuację: mamy do czynienia z organizacją hierarchiczną i wolna wola prokuratorska, zwłaszcza w takiej sprawie jest ograniczona.

Prokurator może albo wykonywać polecenia, albo ryzykować odsunięciem od sprawy i zepchnięciem na boczny tor. A im osoba jest młodsza, tym, częściej z powodu braku doświadczenia i pewności siebie, staje się podatna na argumentację przełożonych.

Pani prokurator była jednak niebywale zdesperowana, by w naszej sprawie nie podjąć jakiejkolwiek decyzji, która mogła by być źle odebrana przez władze.

Takie działania prokuratorów próbujących nadać dotychczasowym instytucjom prawnym nowe znaczenia, to przejaw szerszego zjawiska. Nowe procedury, przygotowane w nowelizacji kodeksu postępowania karnego przez ministra-prokuratora generalnego mają doprowadzić do zasadniczej zmiany układu sił w postępowaniu karnym. Prokuratura chce decydować, który sąd będzie rozpatrywał sprawę i czy postanowienia sądu będą wykonywane, czy nie.

Nowy kodeks ma ograniczać uprawnienia sądu do uchylenia tymczasowego aresztowania.

Tak, czyli prokurator nabywa możliwość, by zablokować wolę sądu, a także ma mieć wpływ, gdzie sprawa będzie się toczyć. Dochodzimy do konstrukcji, w której rola prokuratury staje się dominująca, podobnie to funkcjonowało w Związku Radzieckim, władze idą takimi tropami mentalnymi. Przerażające jest, że niektórzy młodzi prokuratorzy są już tym przesiąknięci. Pamiętam lata 80., kiedy jako młodzi aplikanci adwokaccy wspieraliśmy starszych kolegów w obronie opozycji demokratycznej i wtedy te klimaty ze Wschodu tak nie przenikały. Więcej rozsądku i resztek przyzwoitości było nawet w prokuratorach okresu komuny niż w niektórych karierach, które mają miejsce obecnie. To przykre, bardzo smutne.

Był jakiś moment, kiedy pani Śpiewak wydawała się choćby zakłopotana?

Lata spędzone na salach sądowych uczą mnie, że często niepewność czy brak wiary we własne decyzje jest maskowany agresywnością. Także tutaj szybko od zachowań kurtuazyjnych weszliśmy w sferę napięć.

Pohukiwań?

Tak, ale przyznam, że my też nie ułatwialiśmy życia pani prokurator. Za każdym razem zwracaliśmy jej uwagę, że postępuje sprzecznie z prawem, i jej działania odbiegają od ustawowych zadań prokuratury. Działała pod olbrzymią presją.

Z jednej strony miała kamerę, bo została zobowiązana do utrwalania przesłuchań, a jestem przekonany, że każde przesłuchanie było poddawane szczegółowej analizie przez jej przełożonych. Wiedziała, że non stop patrzy na nią oko wodza. A z drugiej strony miała nas, dwóch doświadczonych adwokatów starających się stać na straży i prawa, i zdrowego rozsądku.

Wiem, że wybór między posłuszeństwem a etosem zawodowym, inaczej wygląda w sytuacji prokuratora niż sędziego czy adwokata, który wykonuje wolny zawód, ale działania prokuratora Parchimowicza i konfratrów pokazują, że można także dziś być wolnym prokuratorem, zachować wierność wartościom [o stowarzyszeniu Lex Super Omnia i represjach, jakie spadają na Krzysztofa Parchimowicza OKO.press pisało wielokrotnie]. Zresztą wiele osób w prokuraturze postępuje godnie, a zachowania służalcze nie są wcale masowe. Każdy człowiek, prokurator też, ma wolny wybór, nie można usprawiedliwiać nieuczciwości wobec kodeksów i konstytucji trudną sytuacją np. materialną.

Prokuratura twierdzi, że w naszej sprawie cały czas działa zgodnie z prawem, ale jakoś tak się składa, że gdy tylko dochodziło do weryfikacji tej tezy przez sąd, to wygrywamy wszystkie starcia. Prokuratura liczyła na tzw. efekt mrożący, próbowała pana Birgfellnera zniechęcić, skłonić do dezercji z pola walki o prawdę. Nie chodzi tylko o grzywnę.

Nagle w pokoju prokuratora okręgowego pojawili się agenci urzędu skarbowego. Taka sytuacja nigdy mi się w trzydziestoletniej karierze nie zdarzyła. Absolutne kuriozum!

Przyszli w czasie przesłuchania?

Tak. W czasie przesłuchania zjawili się przedstawiciele urzędu skarbowego, którzy potem czekali na niego w pokoju obok. Można sobie wyobrazić bardziej nachalny przykład efektu mrożącego przy współpracy urzędu skarbowego i prokuratury?

Przeczytaj także:

Naszą styczniową rozmowę zatytułowaliśmy "Nie zapłacę ci i co mi zrobisz?". Opisywał pan bezradność Birgfellnera wobec postępowania Jarosława Kaczyńskiego. Teraz też opisuje pan sytuacje, jak z "Procesu" Franza Kafki. Co by się nie powiedziało, jakich argumentów nie użyło, prokuratura zrobi swoje. Nic już nie ma znaczenia.

Ależ skąd! Uważam, że kropla drąży skałę i powiedzenie sobie, że co by się nie zrobiło, to i tak nic nie da, jest fatalnym błędem. Sprawa Birgfellnera toczy się nie tylko w sferze prawa, ale także przed sądem opinii publicznej. Właścicielami kraju nie są prokuratorzy na usługach partii rządzącej, ale obywatele tego kraju. Opowiadanie prawdziwym gospodarzom Polski, jak naruszane są standardy praworządności jest naszym obowiązkiem. I druga kwestia, w pewnym momencie kolejne wątki sprawy dochodzą do sądu i wtedy sprawiedliwości może stać się zadość. Na przykład skarga na bezczynność prokuratury.

To kodeks postępowania administracyjnego?

Nie, tryb przewidziany w procedurze karnej. Na razie złożyliśmy skargę na naruszenie wymogu czterech tygodni, jakie prokuratura miała na wydanie postanowienia o umorzeniu sprawy lub wszczęcia postępowania. Skarga ta była jednak rozpatrywana nie przez sąd, tylko prokuratora nadrzędnego, taka jest procedura, więc nie liczyliśmy na zbyt wiele i mieliśmy rację. W drugim kroku złożymy skargę na bezczynność organów władzy do sądu.

To co innego niż niedopełnienie obowiązków.

Niedopełnienie obowiązków to art. 231 kodeksu karnego i takie działanie nie ma sensu, bo zawiadomienie byłoby oceniane przez obecną prokuraturę, proszę zgadnąć z jakim skutkiem. Już zresztą składaliśmy stosowne skargi na prokuraturę z wnioskiem o postępowanie dyscyplinarne kierowane do organów prokuratorskich wyższego szczebla, wiedząc, że to pisanie na Berdyczów. W pewnym momencie pójdziemy do sądu z wnioskiem o bezczynność, a potem do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Birgfellner kontra Polska?

Tak. Ale musimy jeszcze poczekać na decyzję o odmowie wszczęcia śledztwa i jej ewentualne uprawomocnienie, bo postanowienie takie podlega kontroli sądowej. Dlatego prokuratura nie chce wydać takiego postanowienia, bo zdaje sobie sprawę, że niezawisły sąd zapewne by je uchylił. Nie trzeba być specjalnie bystrym, żeby przewidzieć jaka będzie decyzja prokuratury, ale zapadnie ona dopiero po jesiennych wyborach, żeby nie drażnić opinii publicznej. A jak się zażalimy do sądu, to sprawa może trafić do sędziego, którego droga zawodowa będzie związana z upolitycznioną i niekonstytucyjną KRS. Nawet jeśli spełnił by się taki najczarniejszy scenariusz, to przejdziemy przez całą tę ścieżkę.

W ostateczności wykażemy przed Trybunałem w Strasburgu, że obywatel został przez polskie władze pozbawiony prawa do sądu, bo odważył się wystąpić przeciwko osobie z kręgu władzy.

Kiedy mówiłem o Kafce, to miałem na myśli nieszczęsnego Geralda Birgfellnera, który odbija się od ściany.

Birgfellner ma jednak lepiej niż Józef K. z "Procesu". Nie tylko dlatego, że bohater Kafki był nieustannie zaskakiwany i bezradny, udawał się do różnych doradców z dobrą wiarą, ale nie uzyskiwał żadnej informacji, błąkał po tych korytarzach wciąż nie wiedząc, co go czeka. Pan Birgfellner od początku miał świadomość sytuacji, myśmy mu dokładnie opisali, jak ten system działa, wie po jakim chodzi labiryncie. Chcąc dochodzić sprawiedliwości nasz klient podjął świadomą decyzję, wiedząc, że dopóki jesteśmy członkami Unii, jest droga odwoławcza do wspólnoty europejskiej. Liczy też na to, że może go wspomóc prokuratura austriacka. A po trzecie,

żadna władza nie jest wieczna i jak uczy historia, po latach naruszeń prawa nadchodzi demokratyzacja i powrót do normalności. Kiedyś zetkniemy się z prokuraturą, która nie będzie narzędziem politycznym.

Tylko czy przestępstwo - mówiąc popularnie - oszustwa się nie przedawni?

Jesteśmy w stanie doczekać do obiektywnej prokuratury, nawet jeśli te najbliższe wybory jeszcze nie zmienią sytuacji.

Birgfellner nie traci cierpliwości?

Został przez nas przygotowany, że to nie pójdzie łatwo. Tyle, że spodziewaliśmy się jednak umorzenia postępowania, i nie przewidzieliśmy, że prokuratura aż tak ostentacyjnie będzie naciągać prawo i przez pół roku nie podejmie decyzji. Przerosło naszą wyobraźnię, że pani prokurator z trzydziestu dni zrobi sześć miesięcy i ryzykując wszystko - własne nazwisko, przyszłą karierę, szacunek dla prawa - pozwoli, żeby dowody uciekały, a śledztwo nawet się nie rozpoczyna.

A Birgfellner nie próbował naciskać na Kaczyńskiego po linii rodzinnej. Mógłby porozmawiać ze swym teściem Grzegorzem Tomaszewskim, który jest krewnym i współpracownikiem prezesa PiS?

Jestem prawnikiem, a nie imadłem, żeby kogoś przyciskać, ja się zajmuję argumentacją prawną. Ale nawet gdyby był taki pomysł, to odwodzilibyśmy naszego klienta od jakichkolwiek działań, które mogłyby podważyć transparentność jego postępowania. My nie naruszamy niezawisłości wymiaru sprawiedliwości.

Czy małżeństwo Birgfellnera przetrwało tę próbę? Jego żona stanęła wobec konfliktu lojalności - mąż kontra rodzina.

Mój udział w sprawie jest prawniczy, a nie towarzyski. Mogę tylko powiedzieć, że nie był to dla nich łatwy czas. Jako prawnik zainteresowany jestem bardziej tym, co wydarzyło w związku z przesłuchaniem Birgfellnera w Austrii.

Odbyło się na wniosek polskiej prokuratury?

Tak, w ramach procedury pomocy prawnej, która wymaga złożenia stosownego wniosku. Rzecz w tym, że we wniosku polska prokuratura napisała, że pan Birgfellner jest świadkiem, choć wcześniej twierdziła, że jest pokrzywdzony. Pokrzywdzony jest także świadkiem, bo przekazuje informacje, ale z byciem pokrzywdzonym łączą się pewne prawa, np. do otrzymania odpisu protokołu.

Dochodzi zatem do sytuacji kuriozalnej, że w celu ograniczenia uprawnień pokrzywdzonego prokuratura polska wprowadza w błąd prokuraturę austriacką.

Drugie przeinaczenie pokazuje jak prokuratura dba o interesy Jarosława Kaczyńskiego. Otóż prokuratura polska poinformowała austriacką, że postępowanie toczy się w związku z działaniami spółki „Srebrna”, choć jest oczywiste, że zawiadomienie dotyczyło działań pana Kaczyńskiego, któremu nasz klient zarzuca popełnienie przestępstwa na swoją szkodę. Zresztą w prawie polskim nie można oskarżyć o - mówiąc popularnie - oszustwo podmiotu gospodarczego, to musi być konkretna osoba.

Prokuratura dokonała mistyfikacji, żeby dobre imię pana prezesa nie zostało naruszone.

Ale prasa austriacka już pisze o sprawie, bez owijania w bawełnę. A polska prokuratura kompromituje się przed austriacką.

Czy się kompromituje, to już kwestia oceny. Podejrzewam, że nad-szef polskiej prokuratury może być dumny, że się tak zachował. Jako prawnik oceniam to jako nielojalność wobec austriackiego partnera, bo korzystając z pomocy prawnej jesteśmy zobowiązani podawać fakty takimi, jakie są, a nie takimi, jakie chcielibyśmy żeby były.

Chciałbym zrozumieć to sformułowanie, że polska prokuratura korzysta z pomocy prawnej prokuratury austriackiej.

Jeżeli chcemy przesłuchać obywatela obcego kraju, to nie możemy go wezwać do ambasady, ale możemy zwrócić się o pomoc prawną do analogicznego organu w jego kraju. Polska prokuratura poprosiła austriacką o zadanie 96 pytań, które były w większości powtórzeniami tego, o co sama pytała pana Birgfellnera i co on wielokrotnie wyjaśniał. Austriacy pytania zadali, odsyłają Polsce odpowiedzi, trzeba to przetłumaczyć, poczekać na tłumaczenie, czas płynie...

Aż będą wybory i sprawę będzie można wyciszyć bez politycznego ryzyka.

A czy możliwa jest własna interwencja prokuratury austriackiej w obronie Birgfellnera jako obywatela Austrii?

Teoretycznie tak, gdyby prokuratura w Austrii uznała, że obywatel austriacki został pokrzywdzony.

Ale na razie to się nie dzieje.

Staramy się zgodnie z hasłami partii rządzącej polskie sprawy załatwiać w Polsce (śmiech), bo prawnik, który przestaje wierzyć, że może doprowadzić do sprawiedliwego rozstrzygnięcia, powinien zmienić zawód. Wiemy, że to będzie trwać długo, że będą utrudnienia, nie możemy liczyć na upolitycznioną prokuraturę, ale wierzymy w niezawisłe sądy, polskie lub europejskie.

Jak pan ocenia ogólnie sytuację wymiaru sprawiedliwości?

Prokuratura została upolityczniona w niebywałym stopniu. Była zawsze słabym punktem wymiaru sprawiedliwości ze względu na jej hierarchiczność i ryzyko ręcznego sterowanie. Właściwą reakcją było rozdzielenie w 2010 roku instytucji prokuratora generalnego i politycznego stanowiska ministra sprawiedliwości, ale PiS jako jedną z pierwszych decyzji po wyborach 2015 przywrócił ich połączenie. Władze wprowadziły zmiany w ustawie o prokuraturze, które dały nieograniczoną możliwość ingerencji "góry" w każde śledztwo, a to oznacza możliwość politycznego wykorzystywania materiałów ze śledztwa.

Prokuratorów jest blisko 6 tys., najwięcej w Unii Europejskiej.

Pamiętajmy, że jest to zróżnicowana grupa. Wielu prokuratorów po prostu wstydzi się tego, co się dzieje i stara się pracować jak najuczciwiej. Mniejszość włączyła się w tworzenie prokuratury politycznej. Kryteria merytoryczne przestają obowiązywać, ważne politycznie śledztwa przekazywane są ludziom niekompetentnym, którzy awansują w sposób nieadekwatny do zasług zawodowych. Przekraczane są granice przyzwoitości i rozsądku. Wznawiane są sprawy, które były dawno umorzone, bo zostało rozstrzygnięte, że nie doszło do czynu zabronionego. I takie śledztwa trwają już po dwa, trzy lata, niczego nie wnosząc.

Prokuratura nie może postawić zarzutów, bo nie ma podstaw, ale nie może ich umorzyć, bo byłoby to sprzeczne z wolą polityczną.

Na przykład?

Nie chcę podawać przykładów, bo bym narażał osoby, które są na celowniku organów wymiaru sprawiedliwości, ale rozmawiam z wieloma prokuratorami i widzę ich frustrację. Mają przekonanie, że nie ma po co prowadzić danej sprawy, ale taka jest decyzja organów politycznych i trzeba wykonywać czynności pozorowane. Takich spraw są dziesiątki.

A środowisko sędziów?

Jestem pod wielkim wrażeniem sądów powszechnych. Wciąż zapadają wyroki na wysokim poziomie orzeczniczym. W kilku sprawach stawałem jako adwokat przed sądem, którego skład wskazywał raczej na prorządowe sympatie, a ja jestem przecież identyfikowany jako oponent polityki władz i obrońca niezawisłości sądów. A jednak zapadały wyroki, do których nie miałem zastrzeżeń.

Ewa Siedlecka publikuje u nas listę niepokornych "sędziów wolności", ponad 300 nazwisk.

Tak, w orzecznictwie karnym nie widać jeszcze, żeby polityka była w stanie zdominować wymiar sprawiedliwości. Sądy są olbrzymim parasolem dla społeczeństwa obywatelskiego, dzięki takim postaciom, jak sędzia Biliński opozycja demokratyczna może funkcjonować, bo ich działania są oceniane z punktu widzenia Konstytucji RP.

Trudno za to byłoby powiedzieć jakieś dobre słowo o sądownictwie dyscyplinarnym i sędziach, którzy działają w tych nowych strukturach.

OKO.press poświęciło wiele tekstów działaniom rzecznika dyscyplinarnego Piotra Schaba i jego dwóch zastępców Michała Lasoty oraz Przemysława Radzika. Opisywaliśmy nagonkę na takich sędziów, jak Łukasz Byliński, Wojciech Łączewski, Dorota Lutostańska, Waldemar Żurek, Igor Tuleya. I wielu innych.

Ogólnie rzecz biorąc środowisko sędziów pokazuje klasę. Choć zdarzają się pojedyncze wyroki, w których obywatelskie demonstracje są oceniane nie z punktu widzenia praw zapisanych w konstytucji, tylko według przepisów ruchu drogowego.

Aktywistki z Wrocławia dostały w sierpniu 2019 wyrok za puszczanie baniek mydlanych podczas antysemickich wystąpień Jacka Międlara.

Tak, ale proszę pamiętać, że kuriozalne wyroki zapadają też w sytuacjach, kiedy na niezawisłość sędziowską nie ma żadnych nacisków. Wymiar sprawiedliwości też popełnia błędy. I po to jest wieloinstancyjność, żeby się odwoływać i kuriozalne wyroki weryfikować. Mówię o wymiarze sprawiedliwości jako całości.

Były przecież lata 1950. i 1960. kiedy sędziowie nie potrafili sprostać sytuacji politycznej, ale w tej chwili polski wymiar sprawiedliwości wykuwa swoją wspaniałą historię, z której możemy być dumni.

*Jacek Dubois (rocznik 1962), adwokat specjalizujący się w prawie karnym. W latach 2012-2015 zastępca przewodniczącego, a od 2015 sędzia Trybunału Stanu. Zasiada w Radzie Fundacji im. profesora Bronisława Geremka, członek Stowarzyszenia im. Prof. Zbigniewa Hołdy, od 2017 r. Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Syn Macieja Dubois (zmarłego w 2016 r.), obrońcy m.in. opozycji demokratycznej w czasach PRL. Wnuk Stanisława Dubois, działacza PPS, posła na Sejm II RP, uczestnika konspiracji rotmistrza Pileckiego w obozie Auschwitz-Birkenau, rozstrzelanego w 1942 roku. Aktywny obrońca wolnych sądów.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze