Rozpaczliwa próba ożywienia patriotycznej narracji wspólnego święta wszystkich Polaków dumnych z Ojczyzny pozostaje w ogromnej dysproporcji do tego, co władze PiS zrobiły z tym świętem. Zaklinanie nacjonalistów, by grzecznie poszli w Marszu Dudy i Morawieckiego, raczej nie uchroni Warszawy przed zadymą, a może się jej przysłużyć
11 listopada 2018 może przypominać raczej katastroficzny film "Dzień Niepodległości", niż pełne dumy i zadumy Święto Niepodległości.
Tuż przed północą 7/8 października premier Morawiecki opublikował na twitterze niepodległościowy spot. Zaczyna się zdaniem prawdziwym "Taka rocznica zdarza się tylko raz", ale główny przekaz budzi wątpliwości.
11 listopada bądźmy razem pod biało-czerwoną flagą, pamiętając, że Polskę odbudowały podobieństwa, a różnice zeszły na dalszy plan. Niech tym, co nas łączy, będzie radość z Polski i duma z polskości.
To przekaz uzgodniony z prezydentem Dudą:
Narracja premiera-prezydenta jest z pewnością odpowiednia do rangi takiego święta narodowego, jakim jest 100 lat niepodległości. Ich wizja obchodów obejmuje:
Ze spotu premiera – niezłego aktora – bije jego własny spokój, życzliwość, satysfakcja i duma. Miłość ojczyzny ilustrują w tle: biało-czerwona flaga (sześć razy w 80 sekundowym spocie), pomniki (2 x Piłsudski, 1 x Dmowski), 2 x orzeł, żołnierze, harcerze i kilka rodzin (zapewne polskich, jedna z wózkiem).
W warunkach ostro zarysowanego konfliktu politycznego uzyskanie takiego sposobu świętowania święta narodowego wymagałoby jednak:
Tymczasem, władze postępowały zgoła odwrotnie.
Ogłoszenie marszu Dudy-Morawieckiego jako głównej "uroczystości państwowej" (rzekomo uprzywilejowanej – co demaskowaliśmy tutaj) na ledwie cztery dni przed 11 listopada, robi wrażenie reakcji ad hoc. Być może pomysł narodził się dopiero po zakazaniu Marszu Niepodległości przez prezydent Warszawy, co zostało użyte jako pretekst do wymuszenia na organizatorach marszu rezygnacji z nacjonalistycznej i faszyzującej tożsamości tego wydarzenia.
Pół żartem można powiedzieć, że nad-marsz Dudy i Morawieckiego będzie zgromadzeniem spontanicznym, które zgodnie z ustawą odbywa się
"w związku z zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem (decyzja HGW?), którego odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej" (faktycznie 11 listopada to najlepszy termin).
Problem w tym, że warszawski sąd – podobnie jak we Wrocławiu – zapewne unieważni zakaz prezydent Warszawy.
Przez wiele miesięcy prezydent Duda lansował szczególny sposób podkreślenia rangi 11 listopada przy pomocy referendum konstytucyjnego. Zanim w lipcu 2018 PiS ukatrupił ten niewydarzony pomysł, prezydent podkreślał, że będzie to najlepszy sposób na uczczenie rocznicy, bo "Polacy zasługują na wspólną refleksję nad Konstytucją i dokonanie w niej potrzebnych zmian".
Premier Morawiecki zapowiadał zaproszenie znakomitych gości, w tym premiera Francji i kanclerz Niemiec. Ostatecznie nie będzie nawet Victora Orbána, choć Morawiecki jeździł do Budapesztu trzy razy w 2018 roku. Tymczasem 60 głów państw będzie 11 listopada świętować w Paryżu zawieszenie broni w Europie w 1918 roku. Zapowiedziana przez Donalda Tuska wizyta w Warszawie 11 listopada nie jest zapewne tym, czego PiS życzyłby sobie najbardziej.
Poza drobnymi wydarzeniami (organizowany w ostatniej chwili piknik) rząd i prezydent nie potrafili zaplanować żadnego wydarzenia z rozmachem. Próbowali podczepić się pod Marsz Niepodległości Młodzieży Wszechpolskiej i ONR, z udziałem rasistów i neofaszystów z Włoch, Szwecji, Słowacji, który jako zgromadzenie cykliczne ma priorytet 11 listopada.
Prezydent Duda wzywał nawet wszystkich Polaków, by wzięli w nim udział, a politycy PiS i media prorządowe zdążyli oskarżyć opozycję, że odmawia uczestnictwa, po czym Duda nieoczekiwanie oświadczył, że sam nie weźmie udziału.
Decyzja o "upaństwowieniu Marszu Narodowców" i uczynienie z niego głównej uroczystości państwowej, na czele z kolumną "kilkudziesięciu pojazdów wojskowych", niesie spore ryzyko dla potencjalnych uczestników. Widok opancerzonych pojazdów nie uspokoi nastrojów zradykalizowanych nacjonalistów, których cechuje żywiołowa wrogość wobec sił porządkowych.
Nie jest też jasne, jak ostatecznie zareagują przywódcy ONR i Młodzieży Wszechpolskiej (pojawiają się sygnały sprzeczne), zwłaszcza po decyzji sądu w czwartek wieczorem, który zapewne zniesie zakaz marszu.
Trudno sobie wyobrazić, by przynajmniej część radykalnych demonstrantów dobrowolnie zrezygnowała z nacjonalistycznych czy faszyzujących symboli, okrzyków, transparentów, by nie odpalała rac.
Pacyfikacja przez policję, a nawet własne służby porządkowe, może zamienić marsz w uliczne zadymy. Zwłaszcza, gdyby służby próbowały od początku blokować przemówienia narodowców i neofaszystów z Europy i rewidować uczestników.
Dla części narodowców decyzja Dudy i Morawieckiego wpisuje się w próbę zablokowania ich "marszu organizowanego społecznie. I to marszu, którego nie byli w stanie zorganizować przez wiele lat, a teraz – na ostatni moment – próbują ratować się rękami Hanny Gronkiewicz-Waltz" (tak mówił OKO.press rzecznik prasowy Młodzieży Wszechpolskiej Mateusz Marzoch, wyznaczony na szefa Straży Marszu Niepodległości).
Niczego nie rozwiąże także różnica w czasie: Marsz Niepodległości ma ruszyć o 14.00, a Dudy-Morawieckiego o 15.00. Marsz rządowy musiałby pójść po narodowcach, trasą, na której zapewne dojdzie do starć z policją, i gdzie mogą napotkać na próby blokady. Sprzątanie po marszu z 2017 roku kosztowało miasto 90 tys. zł. Narodowcy demolowali przystanki, wyrywali płyty chodnikowe, odpalali race.
Wszystko to nie wzbudza nastroju spokojnej zadumy, a tym bardziej dumy z dokonań polskiego państwa. Bardziej uzasadnione jest raczej uczucie zażenowania sposobem przygotowywania obchodów i obawy związane z ich przebiegiem.
Władze PiS zrobiły też wiele, by skupić uwagę na bieżącej polityce, w tym zawstydzających kłopotach, jakie ma Polska w relacjach z Komisją Europejską i Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Historia
Nacjonalizm
Opozycja
Andrzej Duda
Hanna Gronkiewicz-Waltz
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Mateusza Morawieckiego
11 listopada
Święto Niepodległości
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze