0:00
0:00

0:00

Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej na Stadionie Narodowym (przekształconym obecnie w szpital polowy) zaapelował o łagodzenie nastrojów:

„Mam apel do wszystkich protestujących. Niech ten gniew, ta niechęć skupia się na mnie, na politykach. Niech dotyka mnie, ale niech nie dotyka tych, których za dwa tygodnie może dotknąć"

- mówił premier, sugerując, że młodzi protestujący mogą zakażać koronawirusem osoby starsze, te z rodziny, ale również np. podróżujące komunikacją publiczną.

„Spory światopoglądowe na pewno są bardzo ważne i musimy je przeprowadzić, ale zróbmy to w taki sposób, żeby nie tworzyć dodatkowego zagrożenia zgonów zwłaszcza dla osób starszych, dla naszych mam i ojców"

– stwierdził premier, próbując zachęcić demonstrujących, by zostali w domu przed kolejnymi dużymi manifestacjami planowanymi na piątek 30 października. Jednak hipoteza, że manifestacje przyczyniają się dużego wzrostu liczby zakażonych jest problematyczna: z międzynarodowych badań wynika, że manifestacje mogą mieć co najwyżej nikły wpływ na epidemię.

Przeczytaj także:

Ton słów Morawieckiego był spokojny i koncyliacyjny – z całą pewnością bardziej odpowiedzialny niż innych polityków PiS i popierających partię mediów. Nie wiadomo jednak, które wypowiedzi i działania polityków obozu władzy są obowiązujące. Gdy Morawiecki łagodzi, szef Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński de facto zachęca do zamieszek, a prokuratura Zbigniewa Ziobry grozi organizatorkom protestów więzieniem.

Albo to znana i często stosowana przez władzę metoda kija i marchewki, albo wśród rządzących panuje chaos.

Bandyci podburzeni przez władzę

Przypomnijmy. Po tym, jak wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński zaapelował do obywateli we wtorkowym orędziu, by się organizowali i „bronili kościołów", w środę 28 października skrajnie prawicowe bojówki dokonały bandyckich napadów na ludzi manifestujących pokojowo na ulicach polskich miast.

„Mężczyźni w kominiarkach pojawili się na Kazimierza Wielkiego, przy Krupniczej i bili kogo popadło – jedną kobietę potraktowali tak, że nie mogła podnieść się z ziemi, a mężczyzn kopali w głowy”. To relacja uczestniczki demonstracji we Wrocławiu opublikowana przez „Gazetę Wrocławską”.

Pokojowy marsz zaatakowali również bandyci w Poznaniu, grożąc manifestantom śmiercią: „Antifa chuje, Kolejorz was wymorduje!" – krzyczeli. „Kolejorz" to używane przez kibiców określenie klubu piłkarskiego Lech Poznań.

Do tego w czwartek 29 października podległy Zbigniewowi Ziobrze Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski rozesłał do prokuratur polecenie z wytycznymi, jak oskarżać uczestników protestów wywołanych wyrokiem TK Julii Przyłębskiej. Święczkowski nakazuje ścigać organizatorów Strajku Kobiet oraz osoby nawołujące do udziału w nich z art. 165 kk:

„Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach: 1) powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej (..) podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.

W tym kontekście pokojowe nastawienie Morawieckiego może się okazać dla protestujących mało wiarygodne. Tym bardziej, że premier nie obiecał im niczego konkretnego, oprócz mglistej „dyskusji". Do tego wypowiadając się o wyroku Trybunału Przyłębskiej, manipulował i mijał się z faktami. Prawie nic, co powiedział o prawie aborcyjnym, nie było prawdziwe.

Morawiecki mnoży konstytucjonalistów

Jeśli chodzi o wszelkie wady płodu, które w jakikolwiek sposób wpływają na życie i zdrowie kobiety, ten wyrok tego nie dotyczy, ta przesłanka dotycząca ewentualnej terminacji, jest cały czas w rękach kobiet
Manipulacja Morawieckiego: premier miesza ze sobą dwa artykuły ustawy
Konferencja prasowa,29 października 2020

Trybunał Przyłębskiej stwierdził, że niezgodny z Konstytucją jest art. 4a ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 7 stycznia 1993 roku o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Brzmi on następująco:

„Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy: badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu".

Przekładając to na język praktyczny, po publikacji orzeczenia podporządkowanego władzy TK, kobieta będzie musiała donosić ciążę, nawet jeśli wiadomo, że dziecko urodzi się martwe lub będzie dotknięte ciężką i nieuleczalną chorobą.

Rzeczywiście nadal obowiązuje artykuł ustawy, który dopuszcza aborcję, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, ale nie ma to nic wspólnego z wadami płodu.

Oznacza on tylko tyle, że państwo polskie dopuszcza (jeszcze) możliwość uratowania życia kobiety ciężarnej kosztem życia płodu. Jeśli chodzi o praktyczne stosowanie przesłanki zdrowotnej, jest już o wiele gorzej, co pokazuje słynna sprawa Alicji Tysiąc, której odmówiono aborcji, mimo, że ciąża zagrażała zdrowiu kobiety.

W lutym 2000 r. trzech okulistów niezależnie uznało, że kolejna ciąża może zagrozić zdrowiu Alicji Tysiąc, powodując utratę wzroku. Kobieta poprosiła o wydanie dokumentu pozwalającego na legalne przerwanie ciąży ze względów zdrowotnych w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej, jednak okuliści odmówili. Po wizytach u kolejnych lekarzy jeden z nich w końcu wydał odpowiednie zaświadczenie.

Tysiąc zwróciła się o pomoc do Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która wskazała jej szpital, gdzie wykonywane są legalne zabiegi przerwania ciąży. Z zaświadczeniem od internisty 26 kwietnia 2000 r., w drugim miesiącu ciąży, kobieta udała się do oddziału neonatologicznego w warszawskim szpitalu publicznym im. prof. W. Orłowskiego, gdzie zbadał ją ginekolog. Lekarz odmówił jej prawa do przeprowadzenia aborcji, uznając, że zagrożenie dla zdrowia jest niewystarczające.

W listopadzie 2000 r. po cesarskim cięciu Alicja Tysiąc urodziła. Na skutek wzrostu ciśnienia tętniczego doszło do wylewu krwi do plamki żółtej, a kobieta ponownie trafiła do szpitala. Komisja lekarska ZUS uznała, że wzrok uległ tak znacznemu upośledzeniu, że kobieta wymaga stałej pomocy. Przyznano jej pierwszy stopień niepełnosprawności oraz rentę.

Alicja Tysiąc złożyła skargę przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który w większości uznał jej rację i przyznał zadośćuczynienie w wysokości 25 tys. euro.

Konstytucjonaliści, którzy nie mają żadnej asocjacji politycznej ani z obozem rządzącym, ani z innymi ośrodkami, jak również konstytucjonaliści, którzy mają powiązanie z ośrodkami opozycyjnymi, podkreślają, że ten wyrok nie mógł być inny
Konstytucjonaliści wskazują, że wyrok mógł być inny
Konferencja prasowa,29 października 2020

„Bardzo źle się stało, że ten wyrok zapadł. Sędzia orzekając zawsze powinien mieć na względzie skutki, jakie ma jego orzeczenie. Mam wrażenie, że tych skutków chyba w odpowiednio dalekowzroczny sposób nie wzięto pod uwagę"

- komentowała w telewizji TVN24 prof. Ewa Łętowska, b. sędzia Trybunału Konstytucyjnego i Rzeczniczka Praw Obywatelskich.

Co więcej, prof. Łętowska wskazała w OKO.press, że orzeczenie Trybunału Przyłębskiej otwiera drogę do dalszych ograniczeń:

„Wzorcem kontroli TK uczynił art. 38 Konstytucji (prawo do życia), jedynie pomocniczo odwołując się do wzorca godności (art. 30). Tym sposobem otwarto drogę do delegalizacji i penalizacji dopuszczalnej dziś aborcji, gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa (kazirodztwo-gwałt)".

„Mamy do czynienia z przekroczeniem przez prawo granic, które powinny być zachowywane. Prawo nigdy nie powinno wkraczać w sytuacje, w których decyzja musi być pozostawiona autonomii, woli każdego człowieka"

„Wniosek [posłów PiS i Konfederacji] powołuje się szeroko na wyrok z 1997 roku [Trybunału pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla stwierdził, że przesłanka społeczna do aborcji jest niezgodna z Konstytucją], tyle tylko, że wybiera z niego to, co jest najbardziej wygodne. Podczas gdy wyrok wskazuje, że jest granica zakazów aborcji i nie jest nią tylko życie matki”

mówił OKO.press prof. Lech Garlicki, sędzia Trybunału Konstytucyjnego (1993-2001), który od decyzji z 1997 roku złożył zdanie odrębne.

I dodawał: „Stwierdzenie, że życie człowieka w każdej fazie jego rozwoju stanowi wartość konstytucyjną podlegającą ochronie nie oznacza, że intensywność tej ochrony w każdej fazie życia i w każdych okolicznościach ma być taka sama. Intensywność ochrony prawnej i jej rodzaj nie jest prostą konsekwencją wartości chronionego dobra".

Że wyrok mógł być inny, wskazuje również zdanie odrębne sędziego Leona Kieresa, który stwierdził w nim. m.in.:

„U schyłku mojej kadencji, rota ślubowania nie pozwala mi zaakceptować proponowanego rozstrzygnięcia, które dotyczy adekwatnej, prawnej reakcji na dramatyczną sytuację osobistą moich współobywateli. Konstytucja zobowiązuje mnie bowiem do ochrony praw także osób niepodzielających moich poglądów".

Co więcej, są prawnicy twierdzący, że wyrok nie tylko mógł być inny, ale że konstytucja umożliwia nawet liberalizację prawa antyaborcyjnego:

„Liberalizacja prawa aborcyjnego jest możliwa. Nieludzki wyrok Trybunału Przyłębskiej otwiera na nowo dyskusję o aborcji, którą »zabetonowało« inne nieludzkie orzeczenie TK pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla w 1997 roku"

- wyjaśniał w OKO.press konstytucjonalista dr Michał M. Ziółkowski.

Jednym z niewielu prawników, którzy zarazem nie są bliscy obozowi władzy i jednocześnie w sensie merytorycznym byliby skłonni zgodzić się z linią orzeczniczą Trybunału Przyłębskiej, jest prof. Andrzej Zoll, który stwierdził, że orzeczenie jest mu „bliskie". Ale nawet on precyzował w TOK FM:

„Moja bliskość nie oznaczała, że ten wyrok w pełni był słuszny, bo ta przesłanka została w ustawie bardzo źle określona i stąd ta sprawa powinna być rozwiązana przez Sejm, a nie TK".

Manipulacja w służbie zaostrzenia ustawy

W obozie władzy ścierają się dwa podejścia do wyroku TK i delegalizacji aborcji z przesłanki embriopatologicznej.

Jarosław Kaczyński opowiada się za brutalną siłą i zapowiada, że władza nie zrobi ani kroku wstecz.

Prezydent Andrzej Duda w Polsat News 28 października, teraz premier Mateusz Morawiecki i wcześniej wicepremier Jarosław Gowin sugerują możliwość „nowego kompromisu": takiej zmiany ustawy, by możliwa była aborcja, gdy istnieje pewność, że płód urodzi się martwy. Utrzymany zostanie jednak wynikający z decyzji TK zakaz przerwania ciąży, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony, ale ma możliwość przeżycia po urodzeniu.

To stanowisko jest piętrową manipulacją.

Już ustawa z 1993 roku nie jest kompromisem: zakaz aborcji z wyjątkami nie jest drogą środka między zwolennikami aborcji na żądanie kobiety i zwolennikami zakazu aborcji. Jest w sposób oczywisty triumfem jedynie tej drugiej grupy. Propozycja Dudy, Morawieckiego i Gowina oznacza zaś, że prawo zostanie zaostrzone jeszcze bardziej, stając się tym samym jednym z najbardziej restrykcyjnych na świecie, włączając w to fundamentalistyczne, teokratyczne reżimy. Niektóre z nich będą miały w tej sprawie regulacje nawet bardziej liberalne niż Polska - dotyczy to m.in. Iranu.

Jakby tego było mało, premier Morawiecki argumentując za takim rozwiązaniem, manipuluje po raz kolejny:

Warto zadać sobie pytanie, o co toczy się ten spór. W pewnym przybliżeniu można powiedzieć, że jest to spór o to, żeby dzieci, które mają zespół Downa, żeby mogły się urodzić
Dzieci z zespołem Downa mogły wcześniej, mogą teraz i będą mogły się rodzić. Wyrok TK nie ma z tym nic wspólnego
Konferencja prasowa,29 października 2020

Słowa premiera to manipulacja często stosowana przez zwolenników zakazu aborcji. Prawo kobiet do aborcji przedstawiają jako przymus aborcji.

W tym wypadku premier Morawiecki sugeruje, że ustawa z 1993 roku zmusza kobietę do usunięcia płodu, u którego stwierdzono zespół Downa. To w sposób oczywisty nieprawda – ustawa zostawia kobiecie wybór i decyzję, czy jest w stanie urodzić i wychować dziecko z ciężką i nieuleczalną chorobą.

Rozpoznanie trisomii 21, czyli zespołu Downa w 2019 r. było przyczyną 271 aborcji (na 1100), w kolejnych 164 przypadkach rozpoznaniem była trisomia ze współistniejącymi wadami somatycznymi. Duda, Morawiecki i Gowin chcą, by aborcja w takich przypadkach była nielegalna. Nie proponują przy tym żadnych konkretnych zmian legislacyjnych, które miałyby do tego prowadzić.

;

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze