0:000:00

0:00

"Za 20 lat mamy nadzieję być znacząco większym narodem" - mówił 19 listopada w exposé premier Mateusz Morawiecki zapowiadając kontynuowanie strategii demograficznej rządu.

Premier nie podał jej zarysu, ale z mętnego wywodu wynika, że ma opierać się na trzech filarach:

  • inwestycjach w politykę rodzinną, szczególnie w rodziny wielodzietne;
  • wsparciu kobiet na rynku pracy: m.in. łatwiejsze powroty do pracy z urlopów macierzyńskich, rozwój opieki żłobkowej;
  • powrocie Polek i Polaków z emigracji, którą premier nazwał "strategią wielkiego powrotu".

Na pierwszy rzut oka plan wygląda sensownie. Na spójną politykę demograficzną składają się finansowe ulgi lub dopłaty dla rodzin z dziećmi, mechanizmy wyrównujące sytuację kobiet i mężczyzn na rynku pracy i w domach, a także programy dla migrantów i migrantek.

W ostatnich czterech latach PiS inwestował tylko w jeden z tych obszarów: dopłaty dla rodziny z dziećmi, czyli program 500 plus. Szybko okazało się, że to nie wystarczy, żeby zachęcić Polki i Polaków do powiększenia rodziny.

Mimo obietnic rząd nie zadbał o rozwój instytucji opiekuńczych i edukacyjnych dla najmłodszych czy bezpieczeństwo kobiet na rynku pracy.

Broniąc niższego wieku emerytalnego dla kobiet, politycy PiS powtarzali, że ich miejsce jest w domu, a pomysł płatnych urlopów ojcowskich obwołali "ingerencją w życie rodzinne" i "próbą zmiany mężczyzny w kobietę".

A obrona konserwatywnego modelu rodziny nie idzie w parze z polityką demograficzną, bo jak pokazują badania, dla kobiet jedną z kluczowych przeszkód w podjęciu decyzji o posiadaniu kolejnego dziecka, jest brak zaangażowania partnera w opiekę i wychowywanie pierwszego.

PiS nie traktuje też poważnie migrantów, bo premier Mateusz Morawiecki nie poświęcił im w exposé ani jednego słowa. Tak jak rząd w ostatnich czterech latach nie zaproponował cudzoziemcom żadnej polityki.

OKO.press punkt po punkcie sprawdza czy zapowiedzi premiera na kolejne cztery lata można traktować poważnie.

Bezlitosne statystyki

Zastępowalność pokoleń w krajach rozwiniętych (takich jak Polska) zapewnia współczynnik dzietności wynoszący 2,1. Innymi słowy, żeby zapobiec gwałtownemu starzeniu się społeczeństwa każda „statystyczna kobieta” w Polsce w wieku 15-49 lat powinna mieć przynajmniej dwójkę dzieci (jedynka po przecinku jest bezpiecznikiem, bo zakłada się, że nie każda kobieta dożyje 49 roku życia).

Z dzietnością na poziomie 1,43 z 2018 roku nie ma co marzyć o wzroście liczby ludności. Zresztą taki wynik lokuje nas na 215 miejsce na świecie.

Liczba urodzeń w 2018 roku spadła o 14 tys. w stosunku do 2017, wyraźnie schodząc poniżej granicy 400 tys - dokładnie 388,2 tys. Jednocześnie liczba zgonów sięgnęła rekordowych w powojennych statystykach 414,2 tys.

Z danych GUS z pierwszych ośmiu miesięcy 2019 roku wiemy, że tendencja spadkowa utrzymuje się. Do tej pory urodziło się o 12 tys. mniej dzieci niż rok wcześniej (252,3 tys.). Liczba zgonów również spada, ale dużo wolniej (z 280,3 na 275,3 tys.). Gdyby uznać te dane za prognozę na cały 2019 rok można szacować, że

  • liczba urodzeń wyniesie 370,7 tys., a
  • liczba zgonów – 406,8 tys.
Liczba urodzeń i zgonów 1960-2019 GUS
Liczba urodzeń i zgonów 1960-2019 GUS
Oznacza to, że przyrost naturalny spadnie z minus 26 tys. w 2018, do minus 36 tys. w 2019 i - jak pisało OKO.press - będzie to niewesoły powojenny rekord.

Przeczytaj także:

Marzenia o boomie demograficznym

Dlaczego premier Mateusz Morawiecki ciągle marzy o boomie demograficznym? Bo jest zakładnikiem narracji własnego rządu, który od 2016 roku powtarza, że PiS odnosi sukces za sukcesem. Źródłem tego przekonania był epizodyczny wzrost urodzeń:

  • o 13 tys. więcej 2016 roku;
  • i o 20 tys. więcej w roku 2017, gdy liczba urodzeń przekroczyła 400 tys.

Wtedy PiS oznajmił, że 500 plus to wspaniały instrument polityki demograficznej.

W rzeczywistości, PiS zgarnął efekty dobrej koniunktury gospodarczej, poprawy sytuacji na rynku pracy oraz innych mechanizmów wspierających rodzinę wprowadzonych w czasach PO-PSL. Co nie znaczy, że 500 plus było bez znaczenia. Przez 1,5 roku faktycznie obserwowaliśmy wzrost liczby urodzeń.

Demografowie byli jednak zgodni, że to efekt odroczonych decyzji prokreacyjnych kobiet urodzonych w wyżu lat 80., które decydowały się na drugie i trzecie dziecko. Widać to na poniższym wykresie.

Urodzenia pierwsze, drugie i kolejne w 2010 i 2017 roku
Urodzenia pierwsze, drugie i kolejne w 2010 i 2017 roku

Liczba pierwszych dzieci w czasach PiS spadała nadal (i wzrastał wiek urodzenia pierwszego dziecka). Generalny negatywny trend nie uległ odwróceniu, a jednocześnie ubywa potencjalnych matek. Liczba kobiet w wieku rozrodczym z każdym rokiem spada, szczególnie w grupie o najwyższej płodności: 25-29 lat i 30-34 lata.

W stosunku do 2015 roku spadek liczebności tych grup wyniesie odpowiednio:

  • w 2020 – 14 proc i 12 proc,
  • w 2025 – 30 proc. i 24 proc.,
  • w 2030 – 36 proc i 38 proc.

Jak wyglądała polityka demograficzna PiS?

PiS w ostatnich czterech latach zawalił inwestycje w instytucje opiekuńczo-edukacyjne.

Z danych GUS z 2018 r. wynika, że w Polsce działa zaledwie 3771 żłobków, które zapewniają opiekę 137 tys. maluchów. To znacząca poprawa od 2017 r., gdy na miejsce mogło liczyć zaledwie 10 proc. dzieci (106,5 tys.), ale wciąż kropla w morzu potrzeb.

Rząd założył, że do końca kadencji 2015-2019 poziom użłobkowienia wzrośnie do 30 proc., a to oznacza, że nie udało się zrealizować nawet połowy wyznaczonego celu.

Dostępność żłobków ogranicza też kryterium ekonomiczne - aż 60 proc. wszystkich miejsc znajduje się w płatnych placówkach prywatnych. Inwestycja w żłobki jest nie tylko niewystarczająca, ale też niestabilna budżetowo. Pieniądze na rozwój programu "Maluch Plus", rząd pożyczył z Funduszu Pracy, którego celem jest redukcja bezrobocia i aktywizacja zawodowa. Skąd rząd weźmie pieniądze na żłobki, gdy nastaną czasy recesji?

Cofnięcie przez PiS obowiązku szkolnego dla sześciolatków zmniejszyło też dostępność przedszkoli dla najmłodszych - dwu i trzyletnich dzieci. W 2018 roku korzystało z nich 78 proc. najmłodszych dzieci. Z informacji MEN wynika też, że ogólna dostępność edukacji przedszkolnej wciąż jest dramatycznie niska na wsiach - w 2018 roku nie chodziło do nich aż 1/5 dzieci spoza miast.

PiS sprzeciwiał się też wprowadzeniu płatnych urlopów ojcowskich "na wyłączność", czyli takich, które nie mogłyby być przeniesione na drugiego rodzica. Takich mechanizm pozwoliłby równo dzielić opiekę między rodziców, a dla kobiet mógłby oznaczać szybszy powrót na rynek pracy.

Nie można też zapomnieć, że polityka prorodzinna PiS, nie wspiera osób, które borykają się z problemem niepłodności (PiS zrezygnował z finansowania in vitro), a także wszystkich tych, którzy nie wpisują się w tradycyjny model rodziny (małżeństwo+dzieci) np. samodzielnych matek, które mają problem z wyegzekwowaniem alimentów od byłego partnera czy osób LGBT.

Wyludnianie a sprawa pracy

Można liczyć na powrót wszystkich Polaków przebywających na emigracji do ojczyzny, ale to i tak nie nasyciło by potrzeb rynku pracy. Patrząc z tej perspektywy również czeka nas katastrofa.

Z danych Instytuty Badań Ekonomicznych wynika, że nieobsadzonych jest dziś ok. 140 tys. miejsc pracy.

Polskie społeczeństwo starzeje się szybko. Z danych Eurostatu wynika, że odsetek ludności w wieku 65 lat i starszych w latach 2007-2017 wzrósł w Polsce o 3,1 punktów procentowych.

To więcej niż średni wzrost w całej Unii Europejskiej (2,4) i ponad 2 razy więcej niż w Niemczech (1,4), które dzięki imigracji skutecznie korygują niski poziom dzietności.

Odpowiedzialny rząd powinien wiedzieć, że nie ma lepszej polityki demograficznej niż dobra polityka migracyjna, czyli taka, która jest nastawiona na integrację.

Jeśli w polityce państwa nic się nie zmieni to

deficyt pracowników za 10 lat sięgnie miliona.

Jakie konkrety z exposé? Ogólnikowe lub żadne

Mateusz Morawiecki w exposé zapowiedział wprowadzenie specjalnego programu socjalnego dla rodzin z trójką i czwórką dzieci. Na czym miałby polegać? Nie wiadomo. PiS może iść drogą Victora Orbána, który rodzinom wielodzietnym proponuje referencyjne pożyczki, zwolnienia z podatku, umorzenie kredytów mieszkaniowych, dopłaty do dużych, rodzinnych samochodów.

Premier mówił też o równych płacach dla kobiet i mężczyzn, uelastycznieniu pracy czy docenianiu nieodpłatnej pracy kobiet. Deklaracje słuszne, ale tak ogólne, że ciężko je interpretować.

Polityka "wielkiego powrotu", zakładająca że setki tysięcy rodaków wrócą kraju, to nic innego jak nacjonalistyczna demagogia, ale to może być kluczem do zrozumienia strategii PiS.

Rodzina, którą chce wspierać rząd, ma być rodziną trzech "p":

  • polską;
  • pełną;
  • pobożną.

Dlatego w exposé nie słyszeliśmy o programach integracji dla migrantów, wsparciu osób z problemem niepłodności, tęczowych rodzinach, samodzielnych matkach. Nacjonalistyczna, konserwatywna demografia skazana jest na porażkę.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze