0:000:00

0:00

Najnowszy wyciek z maili Michała Dworczyka opowiada o tym, jak szef KPRM konsultował z Julią Przyłębską terminy posiedzeń Trybunału Konstytucyjnego podczas nieformalnego spotkania.

Komentując skandal rzecznik rządu Piotr Müller twierdził, że kontakty najważniejszych urzędników państwa z sędziami Trybunału odbywają się jedynie pisemną drogą i wszystko można prześledzić na stronach TK. Może nie we wszystkich sprawach, ale w tych, w których można, to można.

"Wszystkie oficjalne stanowiska rządu w zakresie spraw, które odbywają się przed TK mają charakter pisemny i one są dostępne na stronach TK. Żadnych innych działań w tym zakresie nie było. NIe były podejmowane żadne inne działania, poza oficjalnymi pismami, które są w toku postępowania wyrażane i chyba przez prokuratora generalnego i Radę Ministrów. Oczywiście nie we wszystkich sprawach są te stanowiska wyrażane, ale w tych, w których były wyrażane, są one dostępne na stronach TK".

"Nie ma ze strony polskiego rządu żadnych nacisków ani na TK, ani na SN, ani na sądy powszechne w zakresie wyrokowania. To mogę podkreślić i jeszcze raz powtórzyć"

- zapewniał rzecznik.

"Nie ma ze strony polskiego rządu żadnych nacisków ani na TK, ani na SN, ani na sądy powszechne w zakresie wyrokowania. To mogę podkreślić i jeszcze raz powtórzyć"
Nieopublikowanie wyroku TK, próba zablokowania uchwały SN - przykładów nie brakuje
briefing prasowy w Sejmie,06 lipca 2022

Żonglowanie składami i terminami

Zacznijmy może od Trybunału Konstytucyjnego. W końcu nie kto inny niż rząd PiS nie opublikował wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia 2015 roku, do czego był bezwzględnie zobowiązany. Jarosław Kaczyński stwierdził publicznie, że po prostu "nie można tego zrobić", bo "jego status prawny jest wątpliwy".

Trudno o bardziej jaskrawy przykład politycznego nacisku w zakresie wyrokowania, niż uznanie "bez żadnego trybu" sądowego orzeczenia za nieistniejące.

W czasie, gdy rządy w TK przejęła już Julia Przyłębska, ale sędziowie powołani przez PiS nie stanowili jeszcze większości w tej instytucji, nacisk polityczny na orzecznictwo odbywał się poprzez manipulację składami orzekającymi.

Według raportu Zespołu Ekspertów Prawnych Fundacji im. Stefana Batorego tylko w 2017 roku zmieniono skład w 29 proc. spraw wniesionych w 2016 roku. Funkcję przewodniczącego lub sprawozdawcy w aż 77 proc. do 80 proc. spraw przyznawano sędziom i osobom wybranym na stanowisko sędziego TK przez Sejm VIII kadencji, czyli przez większość PiS.

Przeciwko działaniom Julii Przyłębskiej protestowali sami sędziowie TK, zwracając uwagę, że zmiany w składach odbywają się w sposób arbitralny i z pogwałceniem przepisów.

Przeczytaj także:

Media niejednokrotnie donosiły także o spotkaniach polityków PiS (Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego) z prezes TK Julią Przyłębską, co stanowi jeden z wielu dowodów na upolitycznienie tej instytucji.

Kilka dni po spotkaniu Michała Dworczyka z Julią Przyłębską (według ujawnionych teraz maili było to 7 stycznia 2019) odroczono w TK kilka spraw, które wiązały się ze zwiększonymi wydatkami Skarbu Państwa.

Jedną z nich była sprawa dotycząca wyłączenia prawa do świadczenia pielęgnacyjnego w stosunku do osób pobierających rentę z tytułu niezdolności do pracy, sprawujących opiekę nad osobą z niepełnosprawnością. 10 stycznia miała odbyć się rozprawa, ale jej termin odwołano. To samo zrobiono z kolejnym terminem wyznaczonym 19 lutego.

Pod rządami Julii Przyłębskiej takie żonglowanie to nic dziwnego. Sprawy o wymiarze politycznym, czyli te wszczynane na wniosek premiera czy ministra sprawiedliwości, są wielokrotnie odraczane, co w (nie)zaskakujący sposób zbiega się z kalendarzem politycznym.

Obecnie w Trybunale znajduje się sprawa z wniosku Prokuratora Generalnego, który domaga się stwierdzenia, że kary nakładane przez TSUE na Polskę są niezgodne z Konstytucją. Od lutego sprawa jest regularnie odraczana. Obecnie posiedzenie zaplanowane jest dopiero na wrzesień.

Orzeczenia TK z października 2021 dotyczące rzekomej niezgodności unijnych traktatów z Konstytucją odbiło się szerokim echem w UE i zaogniło negocjacje wokół KPO i kamieni milowych. Niewykluczone, że TK w kwestii kar TSUE nie zabierze stanowiska aż do czasu rozpatrzenia przez Komisję Europejską wniosku o płatności z Funduszu Odbudowy.

Blokowanie orzeczeń SN

Do jednego z bardziej spektakularnych przypadków tego, jak władza wywierała nacisk na SN, doszło zresztą z pomocą Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.

W styczniu 2020 roku ówczesna I Prezes SN, prof. Małgorzata Gersdorf postanowiła zakończyć rozbieżności w orzecznictwie nowych i starych kadr Sądu Najwyższego. 15 stycznia 2020 zwróciła się do składu trzech połączonych Izb SN, by wydały wspólną uchwałę – zdecydowały, czy sędziowie powołani z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa powinni orzekać. Taka uchwała ma moc zasady prawnej jest wiążąca dla wszystkich składów SN.

Prawo i Sprawiedliwość chciało za wszelką cenę zablokować wydanie tego orzeczenia. W związku z tym marszałek Sejmu Elżbieta Witek skierowała do TK wniosek o rozstrzygnięcie rzekomego sporu kompetencyjnego pomiędzy Sejmem a Sądem Najwyższym, a Julia Przyłębska wydała SN polecenie zawieszenia planowanego posiedzenia.

SN ostatecznie wydał uchwałę 23 stycznia. Kilka dni później TK (przewodniczącą składu była Julia Przyłębska, sprawozdawcą Krystyna Pawłowicz) wydał postanowienie o zawieszeniu stosowania uchwały, a w kwietniu orzekł, że jest niezgodna z Konstytucją.

Od czasu, gdy fotel Pierwszego Prezesa zajmuje Małgorzata Manowska Sąd Najwyższy coraz rzadziej sprawia władzy tego rodzaju problemy. W OKO.press opisywaliśmy kilka spraw w SN, które nie mogą się zakończyć, ponieważ Manowska miesiącami nie przekazuje ich akt. Łączy je jedno — wszystkie dotyczą kwestii wadliwości neo-KRS oraz powoływanych przy jej udziale sędziów.

Nawet w KPO jest mowa o orzecznictwie

Piotr Müller twierdzi, że brak jest również nacisków władzy na sądownictwo powszechne. To odważne stanowisko, bowiem w wynegocjowanych z Komisją Europejską kamieniach milowych znajdują się zapisy wprost odnoszące się do tej niepraworządnej praktyki polskiej władzy.

Od polskiego rządu wymaga się zapewnienia, że sędziowie nie będą ścigani za zadawanie pytań prejudycjalnych, ani za treść orzeczeń sądowych. W KPO zobowiązano Polskę, że w drodze reformy:

"b) wyjaśniony zostanie zakres odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów poprzez zapewnienie, aby prawo polskich sądów do składania wniosków o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym do TSUE nie było ograniczone. Wniosek taki nie stanowi podstawy do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko danemu sędziemu;

c) chociaż sędziowie nadal mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za wykroczenie zawodowe, w tym za oczywiste i rażące naruszenia prawa, w drodze reformy zostanie ustalone, że treści orzeczeń sądowych nie uznaje się za przewinienie dyscyplinarne.

d) zapewni się, aby – w przypadku pojawienia się poważnych wątpliwości w tym zakresie – właściwy sąd miał możliwość przeprowadzenia w ramach postępowania sądowego weryfikacji, czy dany sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i „bycia powołanym na mocy ustawy” zgodnie z art. 19 Traktatu UE, przy czym weryfikacji tej nie można uznać za przewinienie dyscyplinarne”.

Rzecznicy dyscyplinarni stawiają bowiem nagminnie zarzuty sędziom, którzy podważają status neo-sędziów w orzeczeniach lub na przykład wnioskach o wyłączenie sędziego. Zakaz takiego działania wprowadzono ustawą kagańcową. Dla PiS to trudny orzech do zgryzienia, ponieważ dozwolenie na badanie sędziów powołanych z udziałem neo-KRS to uderzenie w same fundamenty "reformy sądowej". Kwestia ta zresztą nadal pozostaje sporna.

Z Komisji płyną sygnały, że rząd nie zrealizował w nowelizacji ustawy o SN właśnie gwarancji dotyczącej wyłączenia odpowiedzialności dyscyplinarnej za orzecznictwo.

Sprawy dotyczące neo-sędziów to oczywiście nie jedyne przypadki nacisków na sędziów w związku z ich wyrokowaniem. Przykładem może być sprawa sędziego Igora Tuleyi, który ścigany jest za druzgocące dla rządu PiS orzeczenie w sprawie głosowania w sali kolumnowej.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze