Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Budowa elektrowni jądrowej w gminie Choczewo nie jest przesądzona – sugerowała wczoraj wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz. Jeśli zmienimy lokalizację, stracimy lata – ostrzegają eksperci.
Pierwsza polska elektrownia jądrowa ma stanąć w Lubiatowie-Kopalinie. Dla tej lokalizacji wydane zostały już najważniejsze decyzje pozwalające na rozpoczęcie inwestycji. Chodzi między innymi o decyzję środowiskową i decyzję lokalizacyjną. W czwartek lokalne media doniosły jednak, że obiekt z bezpośredniego sąsiedztwa plaży w gminie Choczewo zostanie przeniesiony do Żarnowca, czyli miejsca zarzuconej budowy pierwszej elektrowni atomowej w Polsce.
Nie wskazywały na to jednak cytowane wypowiedzi wojewody i wicemarszałka województwa, Leszka Bonny. Urzędnicy jasno dali jednak do zrozumienia, że sprzeciwiają się planowanej lokalizacji elektrowni.
„Ta decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana, ale cały czas rozważamy czy słusznie. Są też różne głosy na temat wybranej technologii. Najbliższe miesiące będą decydujące” – mówiła Rutkiewicz. – „Decyzja lokalizacyjna dotyczy najcenniejszego obszaru turystycznego województwa pomorskiego. Tam jest szeroka piaszczysta plaża i kompleksy leśne. Część tego dziedzictwa będzie wykluczona z użytkowania przez turystów i mieszkańców ze względu na oddziaływanie tej inwestycji. Zdajemy sobie sprawę, że atom to jest przyszłość i musimy inwestować ale czy nie warto rozważyć pierwotnej lokalizacji z lat 80. w pobliżu Żarnowca? Tam jest już linia przesyłowa będąca w stanie odebrać tyle energii. Budowanie nowej linii – nie ukrywajmy – to kolejny czynnik degradujący środowisko naturalne” – dodawał Bonna.
Jeszcze w czasie kampanii wyborczej premier Donald Tusk zapowiadał, że projekt pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce będzie tematem rządowego audytu, a nowa koalicja sprawdzi między innymi planowane miejsce jej budowy.
„Na pewno trwać będzie jeszcze przez chwilę gorąca dyskusja, czy lokalizacja jest najszczęśliwsza, ale tu głos muszą mieć fachowcy. Jeśli okaże się, że nie ma innej możliwości i to jest optymalna lokalizacja, okolice Choczewa, to będziemy kontynuować inwestycję. Na razie robimy szybki audyt i sprawdzamy, czy na pewno ta lokalizacja jest optymalna” – mówił premier. Wypowiedzi lokalnych władz jedynie potwierdzają, że piłka nadal jest w grze.
Jeśli elektrownia jądrowa zostanie przeniesiona, stracimy lata, które już poświęciliśmy na przygotowania do jej budowy – ostrzegają eksperci i portale branżowe.
„Zmiana lokalizacji elektrowni jądrowej oznacza stratę kilku lat przygotowań, których nie da się nadgonić. I tak już prawie nikt nie wierzy w oficjalny termin oddania pierwszego bloku jądrowego w 2033 r., ale gdyby doszło do zmiany lokalizacji, to trzeba by mówić o roku 2040 jako terminie jego oddania. Zmiana lokalizacji to strata wielu milionów złotych, które poszły na badania środowiskowe i lokalizacyjne. Marnym pocieszeniem jest to, że w kosztach budowy całej elektrowni te pieniądze stanowią niewielką część” – zauważał na łamach WNP.pl Dariusz Ciepiela.
„Zmiana lokalizacji budowy elektrowni jądrowej w tym momencie oznaczałaby de facto uśmiercenie tego projektu, z bardzo niebezpiecznymi konsekwencjami energetycznymi i geopolitycznymi” – oceniał na platformie X (twitter.com) Robert Tomaszewski z Polityki Insight.
Przed zmianami w planach budowy elektrowni przestrzegał również Jakub Wiech, dziennikarz portalu Energetyk24. Jak zauważył, nowa lokalizacja będzie wymagała ponownego przeprowadzenia wszystkich formalności.
„Co więcej, trzeba byłoby również nawiązać ponowny dialog z lokalnymi władzami i mieszkańcami oraz zmienić plany rozwoju systemu przesyłowego opracowane przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Wiązałoby się to ze stratą milionów złotych, a co najważniejsze: kilku lat (5-10). Na to polskie państwo nie może sobie pozwolić” – przestrzegał Wiech.
Wojewoda Beata Rutkiewicz w oświadczeniu zaprzeczyła, by decyzja o zmianie miejsca budowy elektrowni była już podjęta. „Podczas spotkania 17.01.2024 r. w Chojnicach Wojewoda Pomorska wskazała, że w związku z dużą liczbą uwag oraz rozmów, które prowadziła zasadne jest powtórne przyjrzenie się i przeanalizowanie wydanej decyzji środowiskowej dla lokalizacji elektrowni w Lubiatowie. Ostateczne decyzje co do lokalizacji elektrowni jądrowej na Pomorzu zostaną podjęte przez Rząd RP w stosownym czasie, po dokonaniu szczegółowych analiz” – czytamy na stronie Urzędu Wojewódzkiego.
Prezydent rozważa odesłanie ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego – donoszą dziennikarze Wirtualnej Polski.
Według ustaleń Wirtualnej Polski Andrzej Duda planuje odesłać ustawę budżetową do Trybunału Konstytucyjnego. Kierowany przez Julię Przyłębską Trybunał w tym scenariuszu mógłby uznać budżet za nieważny, bo uchwalony bez udziału Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Ich mandaty wygaszono po prawomocnym wyroku, jednak PiS i Pałac Prezydencki zgodnie twierdzą, że nadal są posłami, którymi odebrane jest prawo wpływu na wychodzące z Sejmu ustawy.
Jak zauważa WP, taka decyzja prezydenta byłaby jedynie mocnym gestem, jednak pozbawionym konsekwencji. Budżet niezależnie od decyzji TK będzie obowiązywał, a prezydent nie może zawetować dotyczącej go ustawy. Decyzja TK niekorzystna dla koalicji mogłaby jednak dać prezydentowi podstawę do wetowania kolejnych ustaw uchwalonych przez Sejm bez udziału Wąsika i Kamińskiego.
„Będę to powtarzał każdego dnia, żeby ta ponura prawda dotarła do każdego polskiego domu. Wzięli władzę i dzisiaj pazurami trzymają się resztek tej władzy po to, żeby kraść, okradać Polskę, Polki i Polaków, z pieniędzy na skalę niespotykaną w Europie” – mówił w Sejmie Tusk odpowiadając na wniosek PiS o wotum nieufności dla Sienkiewicza
Oto najważniejsze wydarzenia ze środy 17 stycznia 2024 roku:
Sejm większością głosów zdecydował o uchyleniu immunitetu posłowi Konfederacji Grzegorza Brauna. Ten krok rekomendowała sejmowa Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych.
Sejm zajął się też wnioskiem Prokuratury Okręgowej w Warszawie, który dotyczy pociągnięcia Brauna do odpowiedzialności karnej. I podjął tę uchwałę bezwzględną większością głosów.
Prokuratura postawiła Braunowi siedem zarzutów. Według ustaleń „Rzeczpospolitej” dwa z nich dotyczą naruszenia nietykalności byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego oraz pomawiania go o podejmowanie pracy pod wpływem alkoholu. Kolejne dotyczą zniszczenia choinki w krakowskim sądzie i zakłócania wykładu prof. Jana Grabowskiego na temat Holocaustu. Dwa ostatnie zarzuty dotyczą grudniowego incydentu w Sejmie. Przypomnijmy, że wtedy Braun zalał gaśnicą świece chanukowe. Pisaliśmy o tym tutaj:
Wcześniej – jeszcze przed głosowaniem – w Sejmie doszło do skandalicznej sytuacji.
„Wasza posłanka Agnieszka Wojciechowska von Heukelom, powiedziała, cytuję, w stosunku do pani poseł Filiks: »Gdybym miała taką matkę, to bym się zabiła«. To powiedziała pani poseł i mam na to świadków. To jest skandal, to jest niedopuszczalne, to pokazuje, jacy jesteście pełni nienawiści i chęci mordu. To, co było powiedziane, na temat telewizji publicznej jest prawdą i należało zrobić porządek z tą telewizją” – mówiła Agnieszka Kłopotek z PSL.
Chwilę później na mównicę weszła Wojciechowska von Heukelom. Stwierdziła, że nie mówi w trybie sprostowania tylko „ad vocem”. „Zachowanie pani poseł, którą dotknęła ta życiowa tragedia, jest żenujące i niestosowne. Dwa dni temu miałam okazję obserwować panią Filiks, która się zachowywała w sposób wulgarny, ordynarny, wskazujący na przyzwyczajenie do różnych używek” – mówiła posłanka. W Sejmie rozległy się głosy oburzenia. Szymon Hołownia wyłączył mikrofon posłance PiS i kazał jej zejść z mównicy za obrażenie posłanki.
Sejm odrzucił wniosek o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Bartłomieja Sienkiewicza W głosowaniu wzięło udział 437 posłów i posłanek. Za było 194 osoby. Przeciwko: 241. Od głosu wstrzymały się dwie osoby.
Wniosek złożyli 27 grudnia 2023 posłowie i posłanki PiS. Domagają się usunięcia Sienkiewicza, którego uparcie tytułują „pułkownikiem” (minister ma stopnień wojskowy), za to, jak odebrał im wpływ na media publiczne. Według PiS to „zawłaszczenie” i „wrogie przejęcie”, w dodatku bezprawne.
„Rzuciliście się na państwo polskie jak wygłodniałe psy” – powiedział o rządzącej koalicji Mariusz Błaszczak, były minister obrony narodowej, który przemawiał w imieniu wnioskodawców. Na sali obrad zjawiło się jednak niewielu posłów i posłanek PiS.
Rządząca koalicja punktuje hipokryzję PiS w walce o uratowanie swojej propagandowej machiny. „Trzeba było zatamować potok podłości niszczący życie publiczne, niszczący polskie rodziny i wywołujący najgłębsze podziały społeczne” – mówił Bartłomiej Sienkiewicz.
Głos zabrał też premier Donald Tusk. Przywołał cytaty z polityków PiS, którzy w kuluarach krytykowali skrajne upolitycznienie TVP.
„Tak naprawdę nikt przyzwoity w Polsce i na świecie nie miał wątpliwości, że system, jaki zbudował Kaczyński, był systemem opartym na kłamstwie, na przemocy, na łamaniu zasadniczych praw, w tym konstytucji. Po to, aby władzę w swoim ręku utrzymać” – powiedział Tusk.
„Możecie być państwo pewni, że nawet w obozie PiS-u z najwyższymi urzędnikami państwowymi włącznie, ludzie wstydzą się tego, co działo się w mediach publicznych i mają powód się wstydzić tego, że nigdy głośno nie powiedzieli, co tam się działo” – mówił Tusk.
„Nie szkoda czasu w tej debacie, by przypomnieć opinii publicznej fakty dotyczące rozkradania grosza publicznego przez tych, którzy zawsze mieli usta pełne frazesów, bogobojnych apeli. Ci pełni hipokryzji funkcjonariusze propagandy zarabiali na nieszczęściu ludzi, na nieszczęściu Polski (...), zarabiali pieniądze absolutnie bez żadnego umiaru, które się po prostu ludziom w głowie nie mieszczą”.
"Będę to powtarzał każdego dnia, żeby ta ponura prawda dotarła do każdego polskiego domu. Wzięli władzę i dzisiaj pazurami trzymają się resztek tej władzy po to, żeby kraść, okradać Polskę, Polki i Polaków, z pieniędzy na skalę niespotykaną w Europie.
Pięć osób, które rządziło telewizją publiczną, zarobiło w ciągu roku ponad 4 mln zł. Wczoraj Polacy dowiedzieli się, że każdy, kto był gotowy napluć na opozycję, na Tuska, dostawał za te kilka słów kłamstwa i propagandy 500 zł. Niektórzy za te czasami kilkusekundowe ataki na opozycję, na ludzi, potrafili zarobić nawet 300 tys. zł w ciągu roku (...). Dziesiątki działaczy PiS-u, pseudoekspertów, ale także dziennikarzy mediów publicznych, pisowskich, oni brali te 500 zł, chociaż zarabiali miliony. Słowo „zarabiali” jest tutaj eufemizmem i nie ma nic wspólnego z zarobkiem. Spytajcie Polaków, którzy ciężko pracują i przez całe życie zarobią tyle, ile oni zarobili".
„Oni musieli płacić tym, którzy kłamali na nasz temat, którzy mówili dobrze o PiS-ie i o Kaczyńskim, bo nawet w ich środowisku trudno było znaleźć ludzi, którzy mówiliby takie bzdury. Jak nisko upadliście, jak nisko upadła wasza partia, że za kłamstwa pod adresem opozycji i za pochlebstwa waszych liderów musieliście płacić każdorazowo po 500 zł. Naprawdę tego chcecie bronić?” – pytał premier.
Sejm odrzucił też wniosek o odwołanie Krzysztofa Bosaka z funkcji wicemarszałka Sejmu. Przeciwko jego odwołaniu zagłosowało 77 parlamentarzystów. Za wnioskiem było 32 posłów. Wstrzymało się 152 posłów. W związku z nieuzyskaniem większości bezwzględnej głosów Krzysztof Bosak będzie wciąż pełnił obowiązki w Prezydium Sejmu.
Odwołania Bosaka chciała Lewica. Paulina Matysiak z Lewicy przypomniała, jak Grzegorzem Braun zgasił świece chanukowwe gaśnicą. I dodała, że Krzysztof Bosak nie zareagował, nie przerwał obrad, ani nie pouczył Brauna.
„Nikt nie jest na tyle naiwny, że liczył na jakąś reprymendę ze strony posła Bosaka wobec kolegi z klubu. Ale można i należy wymagać spełnienia obowiązków wynikających z zajmowanej funkcji. Ta sytuacja dowodzi, że Krzysztof Bosak nie ma kompetencji, by sprawować urząd wicemarszałka Sejmu. Funkcja ta wymaga niekiedy zachowania dystansu wobec własnego obozu politycznego” – mówiła Matysiak.
Posłowie Trzeciej Drogi wypowiedzieli się przeciwko usunięciu Bosaka. Podobnie zapowiedział Krzysztof Paszyk z PSL.
„W polskim Sejmie nie ma miejsca na przemoc i antysemickie ekscesy” – mówił poseł Lewicy Adrian Zandberg. „Historia i kultura Żydów polskich jest integralną częścią kultury polskiej. Panie marszałku Bosak, nie zareagował pan na zachowanie swojego kamrata w sposób należyty. Pozwolił pan na wyrażanie z tej trybuny słów odrażających i pełnych nienawiści, a następnie pospieszył pan do ław sejmowych, by podać Braunowi rękę. To dyskwalifikuje pana ze stanowiska marszałka”.
Ostatecznie za wnioskiem o odwołanie padły tylko 32 głosy.
„Funkcjonariusze Delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego w Lublinie prowadzą śledztwo pod nadzorem Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Lublinie. Postępowanie przygotowawcze dotyczy m.in. składania obietnic udzielenia korzyści majątkowych w zamian za pośrednictwo w załatwianiu spraw związanych z uzyskaniem pozwoleń na pobyt na terenie Rzeczpospolitej Polskiej dla cudzoziemców, a także bezprawne wywieranie wpływu na przebieg procedury wydawania przedmiotowych pozwoleń przez osoby pełniące funkcje publiczną w Ministerstwie Spraw Zagranicznych” – czytamy w komunikacie.
„Zatrzymany został doprowadzony do Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Lublinie, gdzie usłyszał zarzuty z art. 231 § 2 k.k. w zw. z art. 266 § 2 k.k. Przestawione zarzuty dotyczą okresu od lutego 2022 roku do maja 2023 roku” – pisze biuro.
Art. 231 Kodeksu karnego
1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. § 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli czyn wyczerpuje znamiona czynu zabronionego określonego w art. 228 sprzedajność pełniącego funkcję publiczną.
Art. 266 Kodeksu karnego
§ 1. Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 2. Funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację niejawną o klauzuli „zastrzeżone” lub „poufne” lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 3. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 następuje na wniosek pokrzywdzonego.
„Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że zatrzymany Piotr W. pełniący funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w latach 2019–2023, w ramach powierzonych obowiązków odpowiadając m. in. za problematykę konsularną oraz nadzorując zadania wykonywane przez Departament Konsularny, przekroczył swoje uprawnienia poprzez naruszenie obowiązujących w ministerstwie procedur związanych z rejestracją i obiegiem dokumentów. Ponadto, zatrzymany otrzymał zarzuty za podejmowanie nieuzasadnionych interwencji dotyczących przyspieszenia procedur wizowych oraz udostępnił osobie nieuprawnionej informacje objęte tajemnicą służbową” – brzmi komunikat.
Zastosowano środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego w wysokości 100 tys. zł. „W tej sprawie zarzuty otrzymało już łącznie 9 osób” – przekazało CBA.
Przypomnijmy, że pod koniec sierpnia 2023 roku były premier Mateusz Morawiecki odwołał Piotra W. z funkcji sekretarza stanu w MSZ. Resort podawał, że odwołanie Piotra W. odbyło się z powodu „braku satysfakcjonującej współpracy”.
Ale Onet pisał, że wiceminister został wyrzucony w związku ze stworzeniem nielegalnego kanału przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych. O aferze wizowej pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie, m.in. tutaj:
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki otrzymał list od żon skazanych polityków. Barbara Kamińska i Roma Wąsik proszą Episkopat o mediację u ministra sprawiedliwości.
„W związku z tym Przewodniczący Episkopatu wystosował list do obydwu uwięzionych z propozycją, że jeśli zostanie to przez nich zaakceptowane, zobowiązuje się do podjęcia w ich sprawie interwencji humanitarnej u Ministra Sprawiedliwości pana Adama Bodnara. Równocześnie, zapewniając obydwu panów o zrozumieniu przyczyny podjęcia przez nich tak dramatycznej formy protestu, zwrócił się do nich z prośbą o zaprzestanie protestu głodowego, który po tylu dniach od momentu jego rozpoczęcia zagraża nie tylko ich zdrowiu, ale także życiu” – czytamy w komunikacie Episkopatu.
(...) Aby móc upominać się o sprawiedliwość trzeba żyć. Z tego też powodu proszę panów ministrów o zmianę formy protestu. Jednocześnie, jeśli zostanie to przez panów zaakceptowane, zobowiązuję się do podjęcia w panów sprawie interwencji humanitarnej u ministra sprawiedliwości, pana Adama Bodnara" – pisze Gądecki.
I dodaje: „Życie każdego z Panów ma wartość dla naszej wspólnej ojczyzny i może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą”
Nominaci Zbigniewa Ziobry nie chcą uznać zmiany na stanowisku Prokuratora Krajowego.
Przypomnijmy: 12 stycznia Bodnar usunął ze stanowiska Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego – wręczając mu pismo stwierdzające, że nigdy prawidłowo nie powołano go na ten urząd (wykorzystano niewłaściwy przepis). W miejsce Barskiego Bodnar powołał p.o. Prokuratora Krajowego Jacka Bilewicza, członka stowarzyszenia niezależnych prokuratorów Lex Super Omnia. Ale podlegli mu prokuratorzy nie uznają jego władzy. Barski nadal tytułuje się Prokuratorem Krajowym i chce przydzielać Bilewiczowi obowiązki.
Biuro Prezydialne, gdzie miałby trafić Bilewicz, to wydział organizacyjny PK. Najpewniej jednak Bilewicz przeniesienia nie uzna.
Prokuratorzy Prokuratury Krajowej, którzy podobnie jak Barski, trafili do niej za rządów Ziobry, wcześniej we wtorek 16 stycznia wydali dwie uchwały. Podważają decyzję Bodnara. I nie chcą uznać wprowadzonych przez niego zmian.
Minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny Adam Bodnar ogłosił, że trzej buntownicy – zastępcy Prokuratora Krajowego Michał Ostrowski, Tomasz Janeczka i Robert Hernard – mają zaległe urlopy i nakazał im je natychmiast wykorzystać.
W komunikacie na platformie X czytamy:
"W związku z występującą w Prokuratorze Krajowej nieprawidłowością w postaci dużej ilości niewykorzystanych dni zaległego urlopu wypoczynkowego przez zastępców Prokuratora Generalnego (od 87 do 151 dni roboczych).
Prokurator Generalny Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar zdecydował o poleceniu wykorzystania zaległego urlopu począwszy od dnia 18 stycznia, w wymiarze 42 dni roboczych (a więc do dnia 15 marca 2024) przez:
- prokuratora Michała Ostrowskiego – prokuratora Tomasza Janeczka – prokuratora Roberta Hernanda
Znaczny wymiar niewykorzystanego zaległego urlopu wypoczynkowego stanowi wykroczenie przeciw prawom pracownika, o którym mowa w treści art. 282 § 1 Kodeksu Pracy. W kolejnych miesiącach polecenie wykorzystania urlopu będzie dotyczyło pozostałych zastępców PG.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami wymiar rocznego urlopu wypoczynkowego przysługującego prokuratorowi z 15-letnim stażem wynosi 38 dni roboczych".
Kilka godzin później swoja odpowiedź zbuntowana trójka opublikowała na platformie X. Twierdzą, że Prokurator Generalny Adam Bodnar nie może ich wysłać na zaległy urlop.
„Zastępcy Prokuratora Generalnego nie zgadzają się z pismem Prokuratora Generalnego o przymusowym urlopie. Jest ono niezgodne z kodeksem pracy. Pracodawcą Zastępców Prokuratora Generalnego jest Prokurator Krajowy, a nie Prokurator Generalny”.
„Ponadto za skandaliczne uważają przekazywanie opinii publicznej informacji o terminach urlopowych prokuratorów. Zastępcy Prokuratora Generalnego podkreślają, że przed opublikowaniem komunikatu w mediach społecznościowych Prokurator Generalny ani jego współpracownicy nie informowali ich w żaden sposób o planowanych krokach, jak również nie wzięli pod uwagę realizowanych przez nich zadań i obłożenia pracą. Dalsze informacje dotyczące tej sprawy zostaną przekazane opinii publicznej w czwartek”.
„Czy Maciej Wąsik i Mariusz Kamiński powinni zostać ułaskawieni i wyjść z więzienia?” – to pytanie z najnowszego sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej”. Ponad połowa badanych (51 proc.) uważa, że skazani politycy PiS nie powinni opuszczać zakładów karnych. Ułaskawienia chce 35 proc. osób.
Nie dziwi wysoki odsetek osób, które nie chciały lub nie umiały odpowiedzieć na to pytanie. Status prawny Kamińskiego i Wąsika budzi w ostatnich tygodniach duże kontrowersje nawet w gronie ekspertów. A prezydent Andrzej Duda, choć zarzekał się, że skutecznie ułaskawił polityków w 2015 roku, postanowił ponownie skorzystać z prawa łaski.
Co ciekawe, jak wynika z sondażu, sprawa Kamińskiego i Wąsika nie jest jednoznaczna nawet dla wyborców PiS. 83 proc. uważa, że powinni zostać ułaskawieni.
Za uchwałą powołującą komisję zagłosowali w Sejmie wszyscy obecni na sali posłowie i posłanki. Sejm głosami rządzącej koalicji odrzucił wcześniej poprawki i wnioski do uchwały zgłoszone przez PiS.
Pełna nazwa komisji to „Komisja Śledcza do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości czynności operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych m.in. z wykorzystaniem oprogramowania Pegasus przez członków Rady Ministrów, służby specjalne, Policję, organy kontroli skarbowej oraz celno-skarbowej w okresie od dnia 16 listopada 2015 r. do dnia 20 listopada 2023 r.”.
Osoby z kręgów PiS, z którymi rozmawiali dziennikarze Wirtualnej Polski, przyznają, że start Julii Przyłębskiej do europarlamentu to możliwy scenariusz. Część rozmówców nie kryła jednak zdziwienia i sugerowała, że być może to „fejk”. Decyzję w tej sprawie ma podjąć sama Julia Przyłębska i prezes Jarosław Kaczyński.
Obecna prezeska Trybunału Konstytucyjnego słynie z ciepłych relacji z prezesem PiS. By kandydować do PE, Julia Przyłębska musiałaby zrezygnować z zasiadania w TK, gdzie jej kadencja kończy się w grudniu 2024 roku.
Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w czerwcu, a wśród pozbawionych władzy i stanowisk polityków PiS nie brakuje chętnych na intratne posady. Wirtualna Polska pisała, że poza obecnymi eurodeputowanymi o mandaty starać się będą najpewniej bliscy współpracownicy Kaczyńskiego – Ryszard Terlecki i Marek Kuchciński. Wyjazd do Brukseli planować mają także członkowie młodszej gwardii: Szymon Szynkowski vel Sęk i Waldemar Buda. Ale mandatów najpewniej ubędzie.
Obecnie PiS ma w PE 27 deputowanych.
Ursula von der Leyen pojawiła się w środę rano w Parlamencie Europejskim, który obraduje plenarnie w Strasburgu. Szefowa KE przedstawiła informację na temat ustaleń ostatniego szczytu UE, który miał miejsce 14 i 15 grudnia 2023 w Brukseli oraz zapowiedziała swoje priorytety na okres pozostały do końca kadencji.
Jednym z nich będzie dyskusja nad kształtem niezbędnej zdaniem von der Leyen reformy UE.
„Przygotowując się do rozmów akcesyjnych [z Mołdawią oraz Ukrainą, a także postępu w procesie akcesyjnym pozostałych krajów, które kandydują do UE – przyp. red.], musimy rozpocząć prace nad własnymi reformami, aby przygotować się na Unię złożoną z ponad 30 państw członkowskich” – powiedziała von der Leyen.
Szefowa KE podkreśliła, że Parlament Europejski już przygotował swoje „śmiałe pomysły na reformę traktatów”, o czym pisaliśmy tutaj.
„W przyszłym miesiącu Komisja przedstawi swoje pomysły” – podkreśliła von der Leyen.
Propozycje Komisji zostaną przekazane w formie komunikatu do Parlamentu Europejskiego i Rady. Następnie zostaną one poddane dyskusji, którą planuje belgijska prezydencja.
Temat potencjalnej reformy traktatowej w wielu krajach budzi spore emocje i jest przede wszystkim wykorzystywany przez siły antyunijne i eurosceptyczne jako mocny wątek ich populistycznych narracji.
Widać to doskonale na przykładzie histerii, którą w Polsce rozpętał PiS.
Dyskutowanie tej kwestii przed wyborami do PE z pewnością da paliwo populistom. Jednak prawdziwa polityczna odpowiedzialność wymaga, by się nad tą kwestią poważnie pochylić.
Więcej o już dziś toczącej się w Europie debacie na temat reformy UE przeczytasz w tych tekstach.
„W 107 minut można świat uratować, a co dopiero Polskę przed telewizją PiS-u – stwierdził Bartłomiej Sienkiewicz, minister kultury i dziedzictwa narodowego w ”Kropce nad i„ w TVN24. Odniósł się w ten sposób do odrzucenia wniosku o wotum nieufności, który złożyli posłowie PiS. Twierdzili, że Sienkiewicz przeprowadził ”bezprecedensowy atak na media publiczne".
„Nie dziwi mnie nic, to co się działo w TVP. My widzimy zaledwie czubek góry lodowej. Mam nadzieję, że likwidatorzy, których wyznaczyłem zgodnie z prawem, będą w stanie wyliczyć co do grosza, na co poszły te gigantyczne pieniądze. Ponieważ z tego co już wiemy, i co zresztą jest wiadomością publiczną, szły przede wszystkim na coś w rodzaju zorganizowanej kradzieży dla ludzi, którzy się wyspecjalizowali w kłamstwie” – mówił Sienkiewicz.
„Szkoda, że to niezadowolenie prezydenta nie przeszło w jakiekolwiek działania. Działania, kiedy w wyniku zaszczucia przez TVP dokonało się morderstwo prezydenta Adamowicza. Szkoda, że pan prezydent tego swojego poczucia niezadowolenia nie przełożył na jakiekolwiek decyzje, kiedy Radio Szczecin jest współodpowiedzialne za doprowadzenie do śmierci syna poseł Filiks. Nikt wtedy z rządu ani od prezydenta, ani z KRRiT, ani z RMN nie kiwnął palcem. Ta telewizja zabijała ludzi, taka jest prawda” – mówił Bartłomiej Sienkiewicz w „Kropce nad i” w TVN24.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki otrzymał list w sprawie uwięzionych polityków PiS od żon skazanych polityków. Barbara Kamińska i Roma Wąsik proszą Episkopat o mediację u ministra sprawiedliwości.
W związku z tym Przewodniczący Episkopatu wystosował list do obydwu uwięzionych z propozycją, że jeśli zostanie to przez nich zaakceptowane, zobowiązuje się do podjęcia w ich sprawie interwencji humanitarnej u Ministra Sprawiedliwości pana Adama Bodnara. Równocześnie, zapewniając obydwu panów o zrozumieniu przyczyny podjęcia przez nich tak dramatycznej formy protestu, zwrócił się do nich z prośbą o zaprzestanie protestu głodowego, który po tylu dniach od momentu jego rozpoczęcia zagraża nie tylko ich zdrowiu, ale także życiu" – czytamy w komunikacie Episkopatu.
(...) Aby móc upominać się o sprawiedliwość trzeba żyć. Z tego też powodu proszę panów ministrów o zmianę formy protestu. Jednocześnie, jeśli zostanie to przez panów zaakceptowane, zobowiązuję się do podjęcia w panów sprawie interwencji humanitarnej u ministra sprawiedliwości, pana Adama Bodnara" – pisze Gądecki.
I dodaje: „Życie każdego z Panów ma wartość dla naszej wspólnej ojczyzny i może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą”