Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
„Ponieważ już wypowiedzieli się wszyscy na temat moich poglądów na aborcję, to czas na mnie. Poglądu w tej sprawie nie zmieniam. Uważam aborcję za coś złego, choć czasem dopuszczalnego (np. stan wyższej konieczności)” – napisał w środę na portalu X (dawniej Twitter) Roman Giertych, kandydat z list KO w wyborach do Sejmu w woj. świętokrzyskim.
„Nie każda aborcja musi być penalizowana. Moim zdaniem są takie aborcje, które absolutnie powinny być penalizowane (chociażby skrajny i ostatnio głośny pomysł niektórych kandydatów Lewicy na aborcję przy porodzie) i takie które z pewnością nie powinny być penalizowane. Zakres tej penalizacji moim zdaniem najlepiej oddaje wyrok TK wydany przed laty przez nestora obecnej opozycji prof. Andrzeja Zolla. Był to funkcjonujący kompromis, który nikogo nie zadawalał, ale trwał i chronił nas przed konfliktem o te kwestie. Niestety ten kompromis został zburzony przez Kaczyńskiego” – wyjaśniał Giertych.
Tymczasem poparcie prawa do przerwania ciąży do 12. tygodnia było warunkiem lidera KO Donalda Tuska, żeby znaleźć się na listach wyborczych.
Jeśli Roman Giertych nie zadeklaruje poparcia dla ustawy legalizującej aborcję, nie będzie kandydatem KO – informowała kilka dni temu „Wyborcza”. „Nie dam sobie ręki uciąć, ale wydaje mi się, że Giertych jest w stanie zagłosować za przyznaniem kobietom prawa do decyzji” – mówiła nam z kolei Izabela Leszczyna z PO.
Wpis Giertycha, w którym popiera tzw. kompromis aborcyjny sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego, może nie wystarczyć, gdyż KO powrót do tego kompromisu odrzuca.
„Polska mówi” to nowy program TVP, który ma być nadawany do wyborów parlamentarnych. Pracownicy z Woronicza jadą w Polskę. Gośćmi debat na żywo, poza politykami, mają być „po prostu Polacy, którzy będą zadawać trudne, ważne pytania”
„Siedem tygodni do wyborów parlamentarnych i ogólnopolskiego referendum, siedem miejsc w Polsce, siedem debat z udziałem Polaków. Ekipa TVP opuszcza telewizyjne studio w Warszawie i rusza w teren, by rozmawiać na najważniejsze przedwyborcze tematy” – chwali się Telewizja Publiczna i zapowiada nowy program „Polska mówi”. Pierwszy odcinek w środę o 21:10 w TVP1.
„Polityka senioralna w Polsce przeżywała wzloty i upadki. Od ośmiu lat wróciła do stabilności: mężczyźni przechodzą na emeryturę w wieku 65 lat, kobiety – 60. Nie było tak zawsze, bo w czasie rządów PO-PSL bez zapowiedzi podniesiono go do 67. roku życia” – tak TVP zagaja pierwszy odcinek programu „Polska mówi”.
Telewizja chwali się, że dzięki nowemu formatowi debata nad najważniejszymi tematami w tej kampanii (patrz: najważniejszymi z punktu widzenia TVP) opuszcza studio na Woronicza i jedzie do Polski lokalnej. Na początek do szkoły podstawowej nr 12 w Otwocku.
– Opuszczamy studio w Warszawie i ruszamy w teren. Zazwyczaj to ja zadaję pytania, tym razem to Polacy przepytają polityków – zaprasza gospodarz programu Miłosz Kłeczek, jedna z gwiazd TVP.
Jak czytamy w doniesieniach telewizji, podczas debaty w Otwocku, poza zaproszonymi politykami „będą po prostu Polacy, którzy będą zadawać trudne, ważne pytania”.
Chociaż premierowy odcinek „Polska mówi” dopiero przed nami, trudno wyobrazić sobie, że Telewizja Publiczna na serio będzie chciała przeprowadzić poważną debatę z Polkami i Polakami, wolną od sączenia propagandowego przekazu. Już sam temat pierwszego odcinka – polityka senioralna – nawiązuje do jednego z pytań referendalnych ogłoszonych przez PiS, które wprost wymierzone są w opozycję, a przede wszystkim Donalda Tuska. Łatwo można przewidzieć, że podczas debaty w Otwocku co rusz będzie o podniesieniu wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL oraz o tym, jak PiS dba o seniorów uruchamiając 13. i 14. emeryturę.
Jak konsekwentne w propagandzie jest TVP, sprawdził pewien anonimowy informatyk, który napisał program, monitorujący treści pojawiające się w „Wiadomościach”. Wyniki publikuje na portalu X (dawny Twitter). Weźmy tylko dane dotyczące Donalda Tuska.
Szef Platformy Obywatelskiej jest w TVP przedstawiany częściej i gorzej niż np. Putin.
Od 1 lipca 2022 do połowy sierpnia, czyli przez 1,5 miesiąca „Tusk” padło w Wiadomościach 335 razy, Putin: 153 (Morawiecki 8 razy).
Zaś pierwsze 2,5 miesiąca 2023 roku – szef PO wymieniany był 525 razy, a prezydent Rosji – 207. Praktycznie wszystkie przekazy o szefie PO są krytyczne. W czerwcu 2023 było aż 14 materiałów poświęconych Tuskowi w głównym dzienniku rządowej stacji. 4 lipca 2021 – gdy wracał do krajowej polityki – 39 razy „Wiadomości” wypowiedziały jego nazwisko. Między lipcem 2021 a lutym 2022, średnio padało 25 razy na wydanie.
To, jak bardzo źle mówi o nim TVP, obrazują „paski grozy” – narzędzie, by skuteczniej docierać do umysłu odbiorcy
Tusk więc:
W jednym z materiałów pasek głosił: „Tusk znaczy bieda”.
By ludzie wiedzieli, jak zły jest, pokazywana jest zaciśnięta pięść Tuska – emocje, które wyzwala ten symbol, mają zapaść widzowi w podświadomości.
Nie to, żeby Tusk nią wymachiwał gdzieś, miał ją położoną na mównicy podczas konferencji. I tylko to zbliżenie „Wiadomości” pokazały już 64 razy.
Ale też dodają inne – na publicznych wydarzeniach bywa, że jedną dłoń ma zamkniętą. A jeśli widz, sam na to nie wpadnie, to pracownik TVP funkcjonariusz czyta z offu, że pięść to symbol Tuska i pokazuje nią „niemal na każdym wiecu”. A potem prof. Henryk Domański wyjaśnia, że to „wskazywanie na (…) stosowanie przemocy”.
Gdy więc ostrzelano samochód posła PiS albo zaatakowano pracownika Orlenu – telewizja pokazywała pięść Tuska i powtarzała, że szef PO
W połowie 2021 roku TVP tak skadrowano na konferencji szefa PO, że z jego głowy wychodziły rogi – logo partii w tle. Na twarz nałożono mu czerwony filtr i szef opozycji wyglądał jak diabeł wcielony.
Głosowanie nad składem komisji lex Tusk odbędzie się w Sejmie w środę 30 sierpnia o godz. 18. Głosowanie jest już zaplanowane w harmonogramie prac Sejmu. Szefem prawdopodobnie zostanie historyk Sławomir Cenckiewicz
Co się wydarzy? W środę 30 sierpnia Sejm wybierze członków komisji ds. badania wpływów rosyjskich, tym samym proces tworzenia komisji ostatecznie się zakończy i będzie mogła zacząć działać. Ustawę powołująca komisję została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę jeszcze w końcówce maja. Jej kompetencje pierwotnie były tak rozległe, a termin „działania pod rosyjskim wpływem” na tyle niejasny, że w praktyce komisja mogła oskarżyć każdego i zakazać mu pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych nawet na 10 lat. W powszechnej ocenie była politycznie wymierzona w lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, stąd potoczna nazwa – lex Tusk.
Po protestach społecznych, ostrych reakcjach międzynarodowych i ogromnej frekwencji na organizowanym przez PO marszu z 4 czerwca, obóz władzy się cofnął – prezydent Duda zaproponował przyjętą później przez Sejm nowelizację ustawy, nieco łagodzącą jej zapisy, a pracę nad powołaniem komisji de facto ustały. Poseł PiS Marek Ast stwierdził nawet 18 sierpnia, że w tej kadencji Sejmu komisja nie powstanie. Prawo i Sprawiedliwość jednak ostatecznie uznało, że koszt takiej politycznej rejterady byłby zbyt duży, stąd dzisiejsze głosowanie powołujące członków komisji.
Kto będzie zasiadał w komisji? Opozycja bojkotuje proces powstawania komisji, więc prawdopodobnie zasiądą w niej wyłącznie kandydaci zaproponowani przez Prawo i Sprawiedliwość. Są to:
Czy komisja zacznie pracę w tej kadencji? Raczej nie na pełnych obrotach. Być może komisja zbierze się na posiedzenie organizacyjne, wybierze przewodniczącego (prawdopodobnie zostanie nim Sławomir Cenckiewicz), ale nie należy się spodziewać, by rozpoczęła przesłuchania, a tym bardziej, by przedstawiła raport końcowy jeszcze przed wyborami, co było początkowym politycznym założeniem Prawa i Sprawiedliwości.
Ale komisja może się stać bardzo przydatnym narzędziem dla PiS-u, jeśli po wyborach przejdzie do opozycji – może funkcjonować jako umieszczony w kancelarii nowego już premiera koń trojański z dziewięcioma PiS-owskimi członkami komisji w środku. Każdy z nich będzie miał rangę sekretarza stanu w KPRM, sowitą pensję i bardzo rozległe uprawnienia. A nowy premier nie będzie mógł się ich ot tak, po prostu, pozbyć, wręczając im dymisję. Do tego potrzebna będzie bowiem zmiana ustawy w Sejmie, a następnie podpis pod nią prezydenta Dudy.
Czy powstanie komisji będzie miało konsekwencje międzynarodowe? Tak. We wtorek (29 sierpnia) Komisja Europejska ogłosiła, że jeśli komisja ds. wpływów rozpocznie prace, uruchomiony zostanie kolejny etap procedury naruszeniowej wobec Polski. Została ona wszczęta przez w czerwcu – zaraz po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę pierwszej wersji ustawy o komisji ds. wpływów.
Wszystkie teksty OKO.press punktujące zagrożenia płynące z powstania komisji lex Tusk, znajdą państwo pod tym linkiem.
Środa 30 sierpnia to ostateczny termin, do którego wg doniesień medialnych Roman Giertych miał zadeklarować poparcie dla projektu liberalizującego prawo antyaborcyjne, który Koalicja Obywatelska chce złożyć w nowej kadencji Sejmu. Od tego KO ma uzależniać, czy Giertych pozostanie kandydatem do Sejmu w okręgu świętokrzyskim.
We wtorek 29 sierpnia konserwatywny polityk ze skrajnie prawicową przeszłością opublikował film w internecie, w którym o prawach kobiet mówi jego córka. Z ust samego Giertycha deklaracja poparcia dla prawa do aborcji do tej pory nie padła.
Pierwszy raz od 2020 roku Jarosław Kaczyński wdrapał się na podium w rankingu zaufania dla polityków. Najnowsze zestawienie przygotował IBRiS dla portalu Onetu. W stawce prowadzi Rafał Trzaskowski
Co to jest ranking zaufania? To badanie sondażowe na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków, które mierzy poziom zaufania, nieufności i rozpoznawalności najważniejszych polityków i polityczek. Takie rankingi tworzą dwie pracownie badań społecznych: IBRiS i CBOS. Wyniki badań są publikowane co miesiąc, omawiany sondaż został przeprowadzony między 25 a 26 sierpnia 2023 przez IBRiS metodą wywiadów telefonicznych (CATI), a wyniki opublikowane przez portal Onet.
Jakie są wyniki najnowszego rankingu? Pierwszą pozycję utrzymał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, któremu ufa 38,8 proc. badanych, mniej o 3,9 pkt, proc., niż w lipcu. Trzaskowskiemu nie ufa 43,9 proc. badanych (wzrost o 1,4 pkt. proc.).
Drugie miejsce zajmuje Andrzej Duda, z wynikiem o włos niższym, niż Trzaskowski – prezydentowi ufa 38,5 proc. (spadek o 3 pkt. proc.) Dudzie nie ufa 42,7 proc. (spadek o 6,4 pkt. proc.).
Na trzecie miejsce wskoczył, to jego najwyższe miejsce od lutego 2020 r., prezes PiS Jarosław Kaczyński – ufa mu 33,8 proc. badanych (wzrost o 4,1 pkt. proc.), nie ufa 55,7 proc. (spadek o 2,7 pkt proc.).
Czwarte miejsce należy do premiera Mateusza Morawieckiego – ufa mu 32,3 proc. ankietowanych (spadek o 3,8 pkt. proc.) – to jego najgorszy wynik od lipca 2017 r. Morawieckiemu nie ufa 55,5 proc. Polaków (spadek o 2,2 pkt proc.).
Pierwszą piątkę zamyka lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, który uzyskał taki sam odsetek zaufania jak Morawiecki 32,3 proc.(spadek o 3,6 pkt. proc.), ale nieufność wobec polityka opozycji zadeklarowało więcej osób, niż do Morawieckiego – 58,9 proc. (wzrost o 8,3 pkt proc.).
Jak traktować rankingi zaufania? Ostrożnie. Przełożenie zaufania mierzonego w sondażach na poparcie polityczne z całą pewnością nie jest bezpośrednie – rankingi zaufania pokazują raczej uogólnione zmiany nastrojów społecznych, niż konkretne preferencje partyjne, a do tego są tworzone na podstawie deklaracji wszystkich badanych, nie tylko tych deklarujących udział w wyborach. Historycznie znany jest przykład Jacka Kuronia, któremu w październiku 1995 roku ufało 66 proc. badanych, a w wyborach prezydenckich przeprowadzonych również w październiku 1995 roku Kuroń otrzymał tylko 9,2 proc. głosów.
Choć polityczna polaryzacja bardzo wpływa na bilans zaufania polityków, co widać po ich wynikach netto, czyli różnicy między zaufaniem, a nieufnością. Każdy z polityków czołowej piątki jest na minusie w tym zestawieniu: