Kurator Nowak traci pracę, nauczyciele zyskują pieniądze i niezależność, uczniowie trochę czasu i ciekawsze zajęcia. Ale ministra, która podejmie się reanimacji szkół po PiS, nie musi „wymyślać koła”. Na stole leżą gotowe rozwiązania. Jakie? Odpowiada Alicja Pacewicz z SOS dla edukacji
Anton Ambroziak, OKO.press: Jesteś jedną z aktywistek ruchu SOS dla Edukacji, który od trzech lat pracuje nad tym, co trzeba w polskiej edukacji poprawić. I nagle się okazało, że to jest możliwe. Trzy partie, które wygrały wybory, podpisały się pod waszym Paktem dla Edukacji i Programem na pierwsze 100 dni rządów. Czyli wszystko jest proste? Partie zaczną wcielać w życie to, co podpisały?
Alicja Pacewicz, SOS dla Edukacji: To wspaniałe, że nastąpił obywatelski zryw i demokracja wygrała! Kiedy trzy lata temu zaczynaliśmy pracę, wszyscy, łącznie ze mną, mieliśmy poczucie, że przygotowujemy program na bliżej nieokreśloną przyszłość. Opracowaliśmy stanowiska dotyczące finansowania oświaty, systemu nadzoru czy edukacji przedszkolnej, a także konkretne projekty, jak powinna wyglądać edukacja obywatelska, globalna, europejska, prawna równościowa.
Powstawały w fajnym procesie, bo siadało razem kilka osób, po jednej z kilku organizacji. Ale jeszcze dwa tygodnie temu wiara, że okno możliwości się otworzy, była krucha. I nagle – jest, stało się.
Ile jest organizacji w SOS?
Teraz ponad 50, wtedy ponad 20. Szybko okazało się jednak, że pomysły na naprawę szkoły muszą zejść na drugi plan, bo rząd próbuje wprowadzić Lex Czarnek. Projekt zakładał zasadnicze ograniczenie decyzyjności dyrektora szkoły. Dokładniej – opinia powołanych przez ministerstwo kuratorów miała być wymagana do akceptacji wszystkich zajęć z uczniami prowadzonych przez organizacje społeczne. Narodziła się inicjatywa Wolna Szkoła.
Czyli dziecko SOS dla Edukacji, a raczej zbuntowany nastolatek.
Do Wolnej Szkoły dołączyło 100 organizacji, a także stowarzyszenia samorządowe i ZNP. Wytańczyliśmy sobie to pierwsze weto, dosłownie, bo pod Pałacem Prezydenckim miał miejsce wspaniały protestacyjny polonez, na który zaprosili młodzi. Na parę miesięcy wróciliśmy do prac koncepcyjnych, ale pojawiło się Lex-Czarnek 2.0 i spora część energii znowu poszła na opór, a w inicjatywę włączyło się mnóstwo nauczycieli i uczniów z całej Polski.
Drugie weto prezydenta Dudy nie zatrzymało niestety tzw. efektu mrożącego, część dyrekcji zachowywała się tak, jakby Lex Czarnek już obowiązywało i na wszelki wypadek rezygnowała ze współpracy z organizacjami, nawet gdy chodziło o dodatkowe zajęcia z angielskiego.
I to wszystko na fali obsesji, że lewackie organizacje wchodzą do szkół i „seksualizują” dzieci?
Nie, seksualizacja pojawiła się dopiero w ostatniej próbie, czyli Lex Czarnek 3.0. To był formalnie projekt obywatelski, ale natychmiast podpisał go Jarosław Kaczyński, marszałkini Elżbieta Witek itd. Ale już nie zdążyli odrzucić weta Senatu i trzeci Czarnek, że tak powiem, leży sobie w szufladzie sejmowej, mam nadzieję, że niedługo trafi do niszczarki.
W czerwcu 2022 opracowaliśmy nasz edukacyjny dekalog SOS, czyli Obywatelski Pakt dla Edukacji w 10 punktach. Wsparli go zarówno samorządowcy, jak i związkowcy, choć ich sposób myślenia i interesy się różnią. Wiele osób się dziwiło, jak myśmy to zrobili, że właściwie nie sposób się z Paktem nie zgodzić. A przecież jest to konkretna wizja decentralizacji systemu oświaty, prawdziwej autonomii szkoły i nauczyciela, zastąpienia przeładowanej podstawy programowej kompetencjami XXI w., szkoły równych szans, demokracji i pluralizmu. I oczywiście zasadniczej podwyżki wynagrodzeń. Zwróciliśmy się też do partii opozycyjnych.
A konkretnie?
Sprawdzaliśmy, kto w danym ugrupowaniu zajmuje się edukacją i rozmawialiśmy z tymi osobami.
Czyli nie na poziomie kierownictwa partii?
Korzystaliśmy z kontaktów, jakie nawiązaliśmy w sejmowych komisjach, a także podczas protestów. Wiadomo, kto w tych partiach zajmuje się edukacją.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, Katarzyna Lubnauer i Krystyna Szumilas z KO…
… Michał Gramatyka i Joanna Mucha z Polski 2050, Dariusz Klimczak z PSL, Magda Biejat z Lewicy, a także Kinga Gajewska, Barbara Nowacka z KO i kilka innych osób przez nich wskazanych. Zadeklarowały poparcie Paktu, ale musiały to skonsultować z liderami. Na Szczycie dla Edukacji 27 stycznia 2023 roku, było w sumie 16 osób z czterech ugrupowań.
Jest jeszcze Konfederacja? No i PiS.
Konfederacja deklarowała wstępnie, że nas zaprosi, ale mieliśmy poczucie, że chodzi o to, żeby wprost nie odmówić, a poza tym pomysł bonu oświatowego, czyli kompletnej deregulacji i prywatyzacji oświaty jest nie do pogodzenia z naszą wizją. A współpraca z PiS? Przecież nasz ruch to wyraz sprzeciwu wobec centralizacji, ideologicznej kontroli, nacisku na przedpotopową szkołę wiedzową, z rozwiniętym systemem sprawdzianów, egzaminów i nadzorem pedagogicznym, sprawowany przez kuratoria.
Na styczniowym szczycie było prawie 180 osób, wszyscy możliwi interesariusze edukacji – samorządy, związki, organizacje dyrektorów i nauczycieli, polityczki i politycy, akademicy, a także uczniowie i uczennice, rodzice. W mieszanych grupach dyskutowaliśmy, jak Pakt przełożyć na konkrety. Rozwiązań powstało aż 114.
Były też rzeczy sporne jak ewentualna rewizja zapisów Karty Nauczyciela, sposób wypłacania nauczycielskich wynagrodzeń (organy prowadzące czy ministerstwo). Dyskutowano nad sposobem powoływania i kompetencjami kuratoriów: czy mają kontrolować, czy raczej wspierać szkoły. Burmistrzyni ze Strumienia Anna Grygierek zabrała głos: „Nie myślałam, że ze związkami zawodowymi można tak spokojnie i konstruktywnie rozmawiać”.
Ale 114 postulatów to trochę za dużo. W kwietniu 2023 zespół kilkanaściorga ekspertów prawych opracował „10 rozwiązań na pierwsze 100 dni”, czyli gotowe rekomendacje dla demokratycznego rządu, który nam się marzył. Przedstawiliśmy je trzem ugrupowaniom i wysłuchaliśmy ich zastrzeżeń, np. czy 3 proc. PKB na oświatę z budżetu będzie możliwe do szybkiego wprowadzenia. Kilka zapisów zmiękczyliśmy.
KO, Lewica i Trzecia Droga starały się wasze postulaty urealnić.
Tak, ale tym razem podpisy pod Paktem dla Edukacji i Programem na 100 dni politycy i polityczki składali nie w imieniu własnym, ale w imieniu siedmiu ugrupowań: PO, Inicjatywa Polska, Zieloni, PSL, Polska 2050, Nowa Lewica, Razem. Partie uznały, że to jest ich wspólne stanowisko, obietnica, tak jak rok wcześniej zrobiły w kwestii samorządów.
Wystartowała kampania wyborcza. My, gdzie tylko się dało – w mediach, na Kongresie Kobiet, Igrzyskach Wolności w Łodzi, na Campusie 2023, na konferencjach dla dyrektorów i nauczycieli – pokazywaliśmy Pakt i program na “nowe otwarcie”.
Edukacja stała się jednym z kluczowych tematów kampanii, czego wcześniej nigdy nie było.
Mówili o niej liderzy, na spotkaniach pytało o szkołę mnóstwo osób. Były głosy zasadnicze, jak Rafała Trzaskowskiego o szkole XXI wieku, ale jak to w kampanii przebijały się często pomysły ad hoc, jak obietnica Trzeciej Drogi, że dzieci po podstawówce osiągną biegłą znajomość angielskiego (nierealistyczne i co z innymi językami?), czy hasło likwidacji prac domowych w podstawówkach rzucone przez Donalda Tuska, a potem zapisane jako jeden z konkretów edukacyjnych KO.
Pisaliśmy w OKO.press, że odgórna likwidacja prac domowych – choć brzmi dobrze – byłaby nielegalna i nie do zrealizowania.
Kierunek myślenia, żeby wzmocnić nauczanie w szkołach i odciążyć dzieci jest OK. Ale „likwidacja”, czy raczej sensowne ograniczenie, wymagałoby odchudzenia programów i zmiany wymagań egzaminacyjnych. Owszem, już teraz ministerstwo mogłoby wydać wytyczne, żeby nie zadawać prac domowych za karę i żeby przeprowadzić szkolne debaty, z udziałem także uczniów i rodziców, ile tych prac ma być i jakich, co proponowaliśmy w akcji „ZadaNIE domowe”, prowadzonej w 2019/2020 roku wspólnie z RPO Adamem Bodnarem. Chodziło o to, żeby obok niezbędnych zapewne zadań typu “słupki”, pojawiły się prace domowe ciekawsze i bardziej kreatywne, także do realizacji w zespołach.
To wszystko wpisuje się w nowy paradygmat uczenia i wymaga konsultacji, bo inaczej zostanie odrzucone przez same nauczycielki i nauczycieli. Pomysły co zrobić z pracami domowymi są, wystarczy je uporządkować i upowszechnić. Nie trzeba wymyślać koła.
Lewica z kolei powtarzała, że trzeba usunąć religię ze szkół. Partie zwracały się do swoich elektoratów z hasłami, które uważają za atrakcyjne, zapominając o wspólnych ustaleniach.
Nie, tak źle nie było. Wszystkie ugrupowania mówią zgodnie o sprawach zasadniczych. Lewica dodała, że podwyżki mają objąć pracowników szkoły, a nie tylko nauczycielki. Słusznie. Wszyscy mówią o odchudzeniu podstawy programowej, odpartyjnieniu kuratoriów. I o Komisji Edukacji Narodowej, jednej z naszych sztandarowych propozycji.
Ma przejąć od MEN kontrolę nad reformą podstaw programowych?
Nie kontrolę. Ma być społecznym i eksperckim hubem, w którym zespoły robocze pracują nad rozwiązaniami dla szkoły, pod kierunkiem rady powoływanej przez parlament. KEN korzystałaby z dorobku instytucji, takich jak Instytut Badań Edukacyjnych, Ośrodek Rozwoju Edukacji, Centralna Komisja Egzaminacyjna.
Sięgnęłaby po rozwiązania edukacyjne wprowadzane w miastach czy nawet konkretnych szkołach, żeby pozbierać dobre praktyki i sprawdzone już pomysły. Z tego wszystkiego powstałby plan, w jaką stronę zmierzamy. Co z podstawą programową? Ocenami? Egzaminami? Jaka autonomia szkół? Jak wyrównywać szanse edukacyjne? I z tego planu powstałoby prawo. Kuratoria byłyby organem wsparcia i doradztwa we wprowadzaniu kolejnych zmian.
To oznacza, że ministerstwo rezygnowałoby z kuratorium jako bezpośredniej kontroli nad szkołami. Demokracja demokracją, ale władza lubi mieć kontrolę.
Połączenie kontroli z doradztwem czy wsparciem nie działa, bo trudno jest dyrektorce zgłosić, że ma kłopot z grupą uczniów albo z nauczaniem matematyki komuś, kto przychodzi cię sprawdzać i wystawia zalecenia. Kontrola powinna być w innym pionie, najlepiej ograniczona tylko do sprawdzania zgodności działań szkół z prawem. Może jakaś komórka prawna przy wojewodzie? KEN powinna tu coś zaproponować.
Cały system kuratoriów byłby skupiony na doradztwie, na audycie jakościowym, na podpowiadaniu, jakie formy pracy z uczniami czy szkolenia zawodowe byłyby wskazane. Jest sporo placówek doskonalenia nauczycieli, zwykle prowadzonych przez gminy, miasta, czasem województwa, a także organizacje społeczne.
To ambitna wizja całościowej zmiany, trudna do realizacji przez partie, które przecież patrzą na słupki poparcia i szukają czegoś popularnego na już. Które z ugrupowań dałoby większe gwarancje, że zmiany uzgodnione w Pakcie czy Programie na 100 dni rządów zostaną wprowadzone? Kto powinien dostać Ministerstwo Edukacji?
Nie odpowiem na to pytanie, bo każde z trzech ugrupowań (a nawet więcej, bo PSL, Polska 2050 czy Razem mają odrębne agendy) ma mocne i słabe strony, ale programy wszystkich mają więcej zalet niż wad i są bez porównania lepsze niż “reformy” po 2015. Zachęcam, żeby nie popadać w czarnowidztwo, że ktoś dostanie ministerstwo edukacji i zrobi wszystko po swojemu, albo, że nic się nie zmieni, bo nowe władze nie będą umiały się dogadać i wprowadzić zmian.
Jest teraz dobry moment, żeby w oparciu o dokumenty, które wszyscy razem podpisaliśmy, pochylić się nad tym, co jest najpilniejsze i zarazem najmniej konfliktogenne. Nad nauczaniem religii na przykład, trzeba dłużej pomyśleć, bo są tu różne warianty: od całkowitego wyprowadzenia religii ze szkół i ucięcia jej finansowania przez państwo (Lewica), przez projekt Koalicji Obywatelskiej religii na pierwszej lub ostatniej lekcji, bez ocen i nie na maturze, aż po ciekawą propozycję Trzeciej Drogi, by to środowisko szkolne (np. rady szkoły) decydowało, gdzie są prowadzone lekcje religii. Jest to zgodne z konkordatem, bo tam w art. 12 mowa, że szkoły „organizują naukę religii zgodnie z wolą zainteresowanych”. Zamiast wywoływać demony, zajmijmy się tym, co kluczowe i do szybkiego załatwienia.
Wiele zależy od tego, kto tym ministrem, czy zapewne ministrą oświaty zostanie.
Liczę na to, że zanim się okaże, kto jest ministrem, odbędzie się poważna rozmowa nad listą priorytetów oraz – jeszcze raz – wizją docelową. Po pierwsze między trzema ugrupowaniami, żeby nie było tak, że realizowana polityka będzie sprzeczna z tym, co pozostałe dwie partie proponowały, żeby została wynegocjowana zarówno w sensie treści, jak i harmonogramu.
I po drugie, że partie będą się konsultować z organizacjami społecznymi i skorzystają z propozycji, które jako społeczeństwo obywatelskie przygotowaliśmy, zwłaszcza że się pod nimi podpisały. Ale oczywiście nowa ministra musi wziąć odpowiedzialność za przyjęte ostatecznie rozwiązania, za harmonogram zmian za zwiększony budżet na edukację.
Pojawiają się głosy, że po kontrrewolucyjnej erze Czarnka wahadło w resorcie oświaty nie powinno wychylić się za bardzo w lewą stronę. Zgadzasz się?
Kryje się za tym wiara w omnipotencję państwa, które ma wyznaczać jedynie słuszny kierunek rozwoju polskiej szkoły. W naszym myśleniu kluczowa jest samodzielność szkół i nauczycieli, która zakłada pluralizm poglądów i odpowiadanie na potrzeby szkolnej i lokalnej społeczności, oczywiście z zachowaniem podstawowych wartości demokratycznych, równości, praw człowieka (bo uczennica to też człowiek), wolności przekonań, otwartości, tolerancji i dialogu. Oznacza to, że część tzw. prawicowej retoryki powinna zostać odrzucona.
A jaki byłby program minimum na już?
Podwyżki płac na już plus indeksacja na przyszłość. Dla całego personelu szkoły. Wpisanie docelowo 3 proc. PKB na edukację z budżetu centralnego.
Po drugie, szybkie podjęcie prac nad nową podstawą programową, a zanim powstanie – rekomendacje, z czego szkoły mogłyby rezygnować, a na jakie umiejętności kłaść nacisk. Oraz uelastycznienie ramowego planu nauczania, czyli sposobu realizacji programu, łączenie przedmiotów itd. – oddanie tu decyzji szkołom i nauczycielom.
Po trzecie, zamiast „willi plus”, stworzenie funduszu zajęć dodatkowych, do rozdzielania między samorządy według jawnego algorytmu. Może też uda się coś odzyskać z pieniędzy, jakie minister Czarnek rozdzielał między „samych swoich”?
Po czwarte, koniec z kuratorami-politykami i z ręcznym sterowaniem oświatą. Kuratorzy wybierani w oparciu o profil kompetencyjny oraz możliwość odwołania kuratora przez sąd administracyjny z powodu naruszenia politycznej neutralności, na wniosek organów prowadzących szkoły lub związków nauczycielskich.
Czyli Barbara Nowak traci stanowisko natychmiast.
Myślę, że tak i że na to zasłużyła. Ale rozmawiamy o mechanizmie, bo chcemy także ugrupowanie, które teraz przejmą resort, uchronić od pokusy mianowania „osób zasłużonych”, które mają być za to „wdzięczne”, a nie zawsze są merytorycznie przygotowane.
Należy też cofnąć dorzucone przez PiS kompetencje kuratoriów ograniczające uprawnienia organów prowadzących, np. wetowania zmian w sieci szkół. Za to wprowadźmy obligatoryjne konsultacje społeczne przed likwidacją szkół.
I jeszcze odwrócony nadzór pedagogiczny, czyli koniec z papierologią. My to nazywamy gilotyną regulacyjną, czyli stałe zbieranie uwag o bezsensownych zapisach, kontrolach, dokumentach itd.
Już ministerstwo Czarnka zrobiło listę niepotrzebnych dokumentów wymaganych przez dyrektorów i dyrektorki szkół, ale jak wynika z badania Związku Nauczycielstwa Polskiego, to nie zadziało, bo panuje lęk przed kontrolą. Takie są skutki zostawienia nadzoru pedagogicznego w rękach kuratoriów, które równocześnie kontrolują szkoły i wszyscy się ich boją.
Chcemy, żeby nadzór nad szkołami przypominał postawę “How can I help?” [Jak ci mogę pomóc?”] dyrektora szpitala z serialu „New Amsterdam” zamiast ciągłego straszenia „Winter is coming” [“Nadchodzi zima”] z “Gry o tron”.
Następny duży temat to prawa uczniowskie i w ogóle klimat szkoły. W naszym zestawie postulatów jest Rzecznik Praw Uczniowskich, ale potrzebny jest szybszy sygnał od rządzących, że nie wolno więcej naruszać praw uczniów np. zapisując w statucie szkoły, jaki jest poprawny wygląd ucznia czy uczennicy albo żądając od pełnoletnich uczniów zwolnień podpisanych przez rodziców. Są organizacje jak Stowarzyszenie Umarłych Statutów, czy Varia Poznania, które mogą władzom pomóc w stworzeniu listy zapisów w statutach szkół niepotrzebnych oraz sprzecznych z prawem.
Dużo tego.
Wcale nie, są gotowe projekty jak to zrobić. Potrzebna też byłaby rekomendacja nowej ministry czy ministra, że nie tylko wolno, ale też można bezpiecznie rozwijać współpracę szkoły z organizacjami społecznymi i że te decyzje podejmują samodzielnie szkoły. Do tego potrzebny jest także jednoznaczny zapis w prawie, którego nie było do tej pory, że na udział dziecka w zajęciach prowadzonych przez organizacje potrzebna jest pisemna zgoda rodzica. Tego akurat prezydent Duda nie zawetuje.
I jeszcze jeden kierunek, czyli uspołecznienie procesu tworzenia lokalnej polityki oświatowej. Mamy ustawę, która mówi o tzw. radach oświatowych, które samorząd może tworzyć, ale prawie żaden nie tworzy, bo nie chce mieć kolejnego ciała, na które trzeba czekać i z którym trzeba się liczyć. Ale uspołecznienie polityki oświatowej jest niezbędne, bo zwiększa szanse na dobre decyzje dotyczące tego, jaki rodzaj edukacji w powiecie czy województwie rozwijać, czy które szkoły trzeba niestety zamknąć.
No i last but not least Komisja Edukacji Narodowej utworzona na 250-lecie tamtej powołanej przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. To ona wzięłaby na siebie główne prace programowe, powołała zespoły robocze ds. reformy programowej, nadzoru, pragmatyki zawodu nauczyciela, czyli Karty Nauczyciela, pensum i systemu awansu. To musi potrwać, ale chodzi generalnie o to, by odrzucić stary model, że przychodzi szefowa resortu z kilkoma osobami, które sama powołała i w gabinetach powstaje polityka oświatowa.
O tej Komisji Edukacji Narodowej mówią wszyscy, bo nazwa świetnie brzmi, ale z programu Koalicji Obywatelskiej mogłoby wynikać, że zajmie się ona tylko podstawą programową i zatwierdzaniem podręczników. W propozycji Trzeciej Drogi, to ciało miałoby bardzo szerokie uprawnienia. Oczywiście to, co KEN wytworzy, musi zostać przyjęte przez ministerstwo, a ustawy będą głosowane przez Sejm. To nie ma być władza alternatywna, tylko centrum strategii budowanej oddolnie i ekspercko.
A co z podstawą programową, bo to przecież okropne, że dzieci i młodzież wciąż męczą się z czymś, co częściowo nie ma sensu.
Trzeba ją jak najszybciej odchudzić, zwłaszcza gdybyśmy mieli ograniczać zadania domowe. Do końca roku szkolnego 2023/2024 musi obowiązywać ta podstawa, która jest, ale pamiętajmy, że każdy nauczyciel, nauczycielka i tak po swojemu „redaguje” ją na każdej lekcji, ostatecznie decydując, co tak naprawdę się dzieje na zajęciach.
Gdyby poszedł z ministerstwa mocny przekaz, że można część treści potraktować jako fakultatywne, wybierać rozsądnie to, co musi zostać. Warto powołać zespół, który „ogwiazdkuje” podstawę wskazując, które rzeczy są fakultatywne i jak można przerobić wymagane tematy, żeby to było ciekawsze i mądrzejsze. To musiałoby być powiązane z ograniczeniem wymogów egzaminacyjnych.
Z lektur na maturę 2024 można by wyrzucić takie pozycje jak „Legendę o św. Aleksym” czy „Gloria victis” albo „Odprawę posłów greckich”. Po co katować tym młodych ludzi.
Czy zakres egzaminu ósmoklasisty w roku 2024 mógłby zostać ograniczony?
Tak się przecież stało w pandemii, kiedy w grudniu 2020 wszyscy się dowiedzieli, że matura została „ogwiazdkowana”. Ograniczony też został zakres egzaminu ósmoklasisty. W 2023 roku egzaminy nadal zdawało się nie według podstawy programowej, ale tzw. wymagań egzaminacyjnych. I tak ma być też w 2024 roku. Można rozważyć czy tych wymagań jeszcze nie zmodyfikować, ale to by trzeba ogłosić najpóźniej w grudniu, co pewnie nie jest możliwe. Do momentu, kiedy nie będzie nowej podstawy, należy moim zdaniem nadal przeprowadzać egzaminy według ograniczonych wymagań.
Należałoby np. ograniczyć i unowocześnić listy lektur, i pójść dalej w takim formułowaniu zadań egzaminacyjnych, jakie wprowadziła Centralna Komisja Egzaminacyjna, zwłaszcza wtedy, kiedy jeszcze były gimnazja i egzamin obejmował przedmioty przyrodnicze. Chodzi o to, by sprawdzać raczej sposób myślenia, wyciągania i formułowania wniosków niż odpytywać z konkretnych treści.
Akademicy zawyją.
Tak, jest tendencja, by „bronić” wiedzy chemicznej, fizycznej, geograficznej, historycznej. Jest także wielu rodziców, którzy chcą, żeby szkoła uczyła więcej i surowiej oceniała. Budowanie nowej podstawy to co najmniej rok, a może nawet dwa lata pracy, jeśli ten przełom ma być przemyślany.
A co ze wsparciem psychologicznym? Większe zarobki sprawią, że psychologowie i pedagodzy ruszą do szkół?
Rząd PiS już sporo funduszy na to przeznaczył, ale nadal źle działa, brakuje chętnych. Nie czekając, aż psycholodzy z dyplomami zaczną się tłumnie zgłaszać do szkół, można coś zrobić na poziomie wytycznych i szkoleń dotyczących rozpoznawania problemów uczniów przez wychowawców i nauczycieli, czy pokazania, jak powinien wyglądać model “pierwszej pomocy” czy dłuższej interwencji w szkole. I znowu są organizacje społeczne, które mogą pomóc władzom oświatowym.
Czyli nie tylko po owocach poznacie ich, ale też po metodach?
To trochę tak, jak z edukacją obywatelską. To, czego się uczennica nauczy, jest równie ważne, jak to, jak się tego nauczy, jak wyglądają zajęcia, czy jest przestrzeń na pracę w zespołach i negocjacje, czy jest prawo do odrębnego zdania, a nawet do tego, by się rozejść z odrębnymi zdaniami.
Jestem realistką, wiem, że tylko część rzeczy uda się uzgodnić i że zostaną popełnione jakieś błędy, które trzeba będzie naprawiać. Ale nie darowałabym sobie i nam wszystkim, gdybyśmy po odzyskaniu możliwości tworzenia demokratycznych reguł zrezygnowali z dobrodziejstwa debaty, negocjacji i wykorzystania zasobów, jakie mają wszystkie środowiska edukacyjne.
Dobrą szkołę, a w każdym razie znacznie lepszą, możemy stworzyć tylko w dialogu z udziałem wszystkich środowisk. Najmądrzejsza nawet ministra sama niczego nie zrobi.
Szkoła po wyborach. Zamiast bzdur typu „seksualizacja dzieci” zapraszamy na rozmowę serio o polskiej szkole jako źródle cierpień, ale także nadziei. Korzystamy z 10 postulatów Obywatelskiego Paktu dla Edukacji, kompleksowego projektu naprawy. To ma być szkoła nowoczesna, zdemokratyzowana, otwarta na Polskę i świat, twórcza, szkoła myślenia, a nie kucia, współpracy, a nie wyścigu szczurów. Cykl powstaje we współpracy z SOS dla Edukacji.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze