Krążąca po mediach obietnica KO „zlikwidujemy prace domowe” to w wersji dosłownej pomysł niepotrzebny, nielegalny i nierealistyczny. Jak jest naprawdę z obciążeniem dzieci i rodziców? Jak zreformować „zadawanie lekcji”? Czy w Finlandii nie ma prac domowych?
Temat likwidacji prac domowych robi karierę, jako edukacyjny „konkret KO”. Donald Tusk kilkakrotnie wracał do niego na wiecach (sam słyszałem – w Lidzbarku Warmińskim). Zanalizujemy wypowiedź na ten temat Andrzeja Domańskiego, doradcy ekonomicznego Tuska, wskazując na populistyczny ton i naciągany argument „krajów skandynawskich”.
Przedstawimy opinie ekspertów i badania na temat sensowności prac domowych, przypomnimy inicjatywę „ZadaNIE domowe” z udziałem Adama Bodnara i sformułowane wtedy wnioski. Prace domowe wymagają naprawy, ale rzecz nie jest taka prosta, choć wyłożymy ją w punktach, jak przepis na lepszą szkołę.
Andrzej Domański, wybrany na posła w Warszawie, jako Gość Radia Zet mówił 20 października 2023 głównie o KPO i Białej Księdze Finansów, ale – jak to polityk – wypowiadał się też na tematy, o których nie ma pojęcia. Podobnie jak zadający pytania Bogdan Rymanowski.
Zapytany o likwidację prac domowych bronił pomysłu, posługując się doświadczeniem ojca córki odrabiającej w domu lekcje (z edukacją jest trochę jak z seksem – każdy się na niej zna, bo każde z nas chodziło do szkoły i ma w rodzinie uczniów czy uczennice).
Nie przypominając, że „konkret KO” dotyczy tylko szkoły podstawowej, Domański przedstawił sprawę prac domowych jako rodzaj transakcji:
„Jeśli dajemy 30 proc. podwyżek nauczycielom, to chcemy też, żeby szkoła wzięła na siebie cały ciężar edukacji, bo nie jest rolą pana ani moją, by kolejny raz uczyć się fizyki czy biologii na potrzeby córki”.
Rymanowski podał wyniki sondy Radia Zet: 57 proc. było za likwidacją prac domowych, ale 43 proc. przeciw.
Domański: „Powiem panu dlaczego. Bo my Pan i ja odrabialiśmy te prace domowe. Nam się to wydaje zupełnie naturalne, ale tak wcale być nie musi”.
Doświadczenia choćby z państw skandynawskich pokazują, że to szkoła musi wziąć na siebie ciężar edukacji, a rodzice mają zupełnie inne zadania, muszą być takimi prowadzącymi dziecko i wprowadzającymi młodego człowieka w dorosłość, a nie powrotu do matematyki w wieku 35 czy 40 lat.
Nie będzie poluzowane, tylko odbędzie się to w szkole, a rodzice będą mieli więcej czasu, żeby pójść z dziećmi zagrać w piłkę, na basen.
To nie jest raj, tylko to jest zmiana, której Polacy oczekują – stwierdził Domański jako oczywistość.
Tak sobie panowie porozmawiali.
Sugestie, że sprawa prac domowych zostanie odgórnie załatwiona, wygląda na przejaw drogi na skróty, a może nawet arogancji władzy.
Władzy, która przekonana, że jakieś rozwiązanie jest dobre, po prostu chce je wprowadzić.
Platforma Obywatelska mogłaby uczyć się na własnych błędach, kiedy źle przygotowana operacja obniżenia wieku szkolnego została społecznie zakwestionowana, co wykorzystał PiS, odwołując reformę (ze szkodą dla dzieci).
Problem komentuje OKO.press wybrana na posłankę Dorota Łoboda, radna i przewodnicząca komisji ds. edukacji w Warszawie, przez wiele lat aktywistka m.in. ruchu Rodzice przeciw reformie: „Likwidacja prac domowych, jako odgórna decyzja, to byłby niebezpieczny pomysł. Ale nikt chyba nie zamierza go w ten sposób wprowadzać. Jest problem nadmiernego obciążenia uczniów i uczennic pracami domowymi, ale wymaga on generalnego przemodelowania systemu, w dialogu ze środowiskami edukacyjnymi”.
Poza wszystkim innym – jakiekolwiek regulacje dotyczące np. zadawania prac domowych nie mogą naruszać art. 12 p. 2 Karty Nauczyciela:
„nauczyciel ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne”.
Nie jest też prawdziwa sugestia Domańskiego, że „kraje skandynawskie” nie zadają prac domowych. Zadają, choć mniej niż w Polsce i – tu akurat Domański ma rację – w inaczej funkcjonującej szkole (patrz – niżej).
Nam się to [prace domowe] wydaje zupełnie naturalne, ale tak wcale być nie musi (...) Doświadczenia choćby z państw skandynawskich pokazują, że to szkoła musi wziąć na siebie ciężar edukacji, a rodzice mają zupełnie inne zadania
Nie ma zbyt wielu badań, które pozwalają ocenić, ile naprawdę pracują w domu uczniowie i uczennice, a także porównać Polskę z innymi krajami. W dodatku wiele tu zależy od sposobu zadania pytania.
W słynnym międzynarodowym badaniu PISA diagnozującym poziom umiejętności 15-latków, zapytano w edycji 2012 roku uczniów i uczennice o „prace domowe”. Odpowiedzi w Polsce wskazywały, że zajmują one 6,6 godziny tygodniowo, przy średniej OECD – 5,1 godz. W Finlandii, która jest benchmarkiem całego edukacyjnego świata dzięki świetnym wynikom nauczania uzyskanym bez nadmiernego stresowania dzieci – tylko 2,8 godz.
Dokładniej rzecz ujmując, pytanie dotyczyło także czterech innych form nauki pozaszkolnej, a łączna liczba godzin ekstra pracy tygodniowo w Polsce wyniosła 11,5 godz., w krajach OECD – średnio 9,25 godz., a w Finlandii 3,8 godziny.
Jak widać, nawet w Finlandii 15-latki odrabiają zadania domowe. Poświęcają na to jednak 2,4 razy mniej czasu niż młodzież w Polsce, a rodzice nie mają żadnych powodów, by płacić dodatkowe zajęcia.
Uderzające, że aż pięć razy mniej korzystają z pomocy rodziców.
Godzina pracy z nauczycielem w Polsce oznacza korepetycje. W Finlandii rozwinięty jest system indywidualnej pracy z uczniem w szkole, tak by wyrównywać jego czy jej deficyty edukacyjne. Szkoła w Finlandii – i tu ma rację Andrzej Domański – razem z uczniem czy uczennicą bierze na siebie odpowiedzialność za uczenie. W Polsce zadręczają się tym rodzice.
Podobnie jak w wielu innych badaniach edukacyjnych wystąpiła korelacja ilości czasu poświęcanego na naukę dodatkową z wynikami szkolnymi, przy czym lepsi uczniowie pracują więcej niż słabsi, co sprawia, że stają się od nich jeszcze lepsi. To oznacza pogłębianie różnic.
Nawet po wyeliminowaniu czynników socjoekonomicznych, więcej pracy w domu owocowało lepszymi wynikami w matematyce. Jakiś rodzaj ćwiczenia jest tu najwyraźniej potrzebny.
W edycji 2015 roku pracę pozaszkolną mierzono inaczej, prosząc 15-latki i 15-latków, by ocenili, ile czasu poświęcają na pozaszkolną naukę konkretnych przedmiotów (chodziło o odrabianie prac domowych i udział w zajęciach dodatkowych – grupowych i indywidualnych).
Do liczb na poniższym wykresie należy podejść ostrożnie, bo taki sposób pytania mógł wpływać na zawyżanie szacunków; zamiast oceniać cały czas pracy dodatkowej, młodzi skupiali się kolejno na pięciu przedmiotach: przyrodniczych, matematyki, języka ojczystego, języków obcych i „innych przedmiotów”.
Taka suma pracy (zapewne zawyżona) polskich 15-latków wyniosła 18,6 godziny, czyli 2 godz. 40 minut dziennie i to licząc z weekendami. Półtorej godziny tygodniowo mniej (17,1 godz.) wyniosła średnia krajów OECD. W Finlandii – tylko 11,9 godz. W Rosji, gdzie dzieci są poddane edukacyjnej tresurze (z mizernym skutkiem) – 22,6 godz., czyli pół godziny dziennie więcej niż w Polsce.
Warto zwrócić uwagę na wyjątkowe zaangażowanie młodych ludzi w Polsce w naukę języków obcych (prawie 5 godzin tygodniowo).`
Polska plasuje się tu między Litwą i Danią, wyższe wyniki ma 20 krajów (na 65 badanych, nie tylko z OECD), w tym poza Rosją, Turcja (24,5 godz.), Tunezja (25,6 godz.) i Zjednoczone Emiraty Arabskie – rekordowe 29,7 godz.
Najmniej obciążona jest młodzież w Niemczech (11 godzin) i – jak już wiemy – w Finlandii 11,9 godzin, a także w Szwecji (13,7) i Holandii (14,2). Estonia, która obok Finlandii i Polski najlepiej na ogół wypada w testach PISA ma wynik prawie taki jak my 17,4 godz.
Przeświadczenie, że „w krajach skandynawskich” nie zadaje się prac domowych, jest fałszywe.
W międzynarodowych badaniach czwartoklasistów TIMSS (Trends in International Mathematics and Science Study – Międzynarodowe Badanie Wyników Nauczania Matematyki i Nauk Przyrodniczych), zapytano w 2015 roku nauczycielki i nauczycieli matematyki, jak często zadają uczniom prace domowe.
Jak widać na wykresie, zadawanie prac domowych jest rzadkie w Szwecji (połowa nauczycieli nie robi tego wcale!), ale już w Finlandii 83 proc. zadaje 3-4 razy w tygodniu, a 7 proc. codziennie. W Polsce: odpowiednio 49 proc. i 45 proc., w Rosji 58 proc. i 41 proc.
Z badań PiSA i TIMMS wynika, że osiągnięcia polskich dzieci i młodzieży w międzynarodowych badaniach to w znacznej mierze wynik wysiłku wkładanego w naukę w domu, także z pomocą rodziców.
Faktycznie, wskazane byłoby przesunięcie akcentu na szkołę, w tym zwiększenie czasu pracy dziecka i młodego człowieka w szkole, we współpracy z nauczycielami i rówieśnikami. Czas spędzony w szkole w ciągu 8 lat nauki jest w Polsce najniższy ze wszystkich 38 krajów OECD (w ciągu 8 lat nauki – 5 334 godziny, czyli 667 godzin rocznie; przy średniej OECD w ciągu 9 lat – 7 638 godz., średnio 849 godzin rocznie).
W opracowaniu „Prace domowe w polskiej szkole” Michał Sitek z Instytutu Badań Edukacyjnych (obecnie także ekspert ruchu SOS dla Edukacji) podkreśla, że prace domowe były i są przedmiotem kontrowersji – nie tylko w Polsce. Wyniki badań pokazują jednak, że generalnie sprzyjają one poprawie umiejętności uczniów – zwłaszcza w szkołach ponadpodstawowych.
Najlepsze efekty dają zadania domowe, które stanowią kontynuację lekcji, mają jasno określony cel, stymulują samodzielną pracę uczennicy i ucznia, a potem są z nią czy z nim omawiane – mówi Michał Sitek OKO.press.
Powinna ona opisywać:
„Generalnie, więcej nie znaczy lepiej. Liczy się jakość zadawanych prac domowych, ich zindywidualizowanie, konsekwencja w ich egzekwowaniu i informacja zwrotna” – mówi Sitek.
Nadmiar prac domowych jako zagrożenia dla „higieny umysłowej” pojawił się już w badaniach dr. Kopczyńskiego z 1920 roku. Temat wracał też w PRL.
W styczniu 2019 Rzecznik Praw Obywatelskich zaapelował do ministerstwa edukacji o przygotowanie „wytycznych dotyczących prac domowych”. Adam Bodnar powołał się na skargi rodziców, którzy nie godzą się „na dysponowanie przez szkołę pozalekcyjnym czasem ich dziecka”. RPO wskazał też na trudną sytuację nauczycieli: „Brak takich wytycznych stawia nauczycieli w trudnym położeniu, gdyż muszą zrealizować podstawę programową oraz sprostać oczekiwaniom uczniów i ich rodziców, żądających wysokich wyników w nauce i dobrego przygotowania do egzaminów”.
RPO cytował badania postaw towarzyszących testom TIMSS z 2015 roku, z którego wynika, że mimo sukcesów w nauce, uczniowie w Polsce nie wierzą we własne możliwości. I nie lubią szkoły – pod tym względem znaleźli się wraz z Francuzami i Czechami na końcu rankingu, nieco tylko wyżej od dzieci japońskich, ostatnich na liście.
Z inspiracji Adama Bodnara narodziła się inicjatywa „ZadaNIE domowe” kilku fundacji edukacyjnych („Szkoły z klasą”, „Przestrzeni dla Edukacji” i „Obywateli dla Edukacji”) wspierana przez miasto Warszawa (z zaangażowaniem Doroty Łobody) oraz Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń (WCIES).
W opracowaniu dla nauczycieli, dyrektorów i rodziców twórcy kampanii stwierdzili, że wbrew powszechnemu przekonaniu
"możemy mieć wpływ na to, ile i jakie prace domowe będą odrabiać nasi uczniowie i nasze dzieci.
Wiele osób – uczniów i rodziców – skarży się na prace domowe: że jest ich za dużo, (zwłaszcza w szkołach podstawowych), są nieciekawe, nie uczą myślenia, tak naprawdę nie pomagają się uczyć, a czasem wręcz zniechęcają do nauki.
Zadania zabierają tyle czasu, że brakuje go na rozwijanie zainteresowań i pasji, na życie rodzinne, kolegów, sport, a nawet zabawę i wypoczynek. Młodzi ludzie czują się przeciążeni. Rodzice są zaniepokojeni i mają pretensje albo do szkoły, albo do swoich dzieci. Nauczyciele spędzają zaś długie godziny na sprawdzaniu prac domowych".
W oparciu o doświadczenia płynące m.in. z dobrych praktyk autorki stwierdzały, że w polityce wobec prac domowych należy:
Nadmiar prac domowych to jedna z kwestii, które trzeba zmienić w polskiej szkole w pakiecie z
Inaczej zmniejszenie pracy w domu sprawi, że młodzież po prostu gorzej zda egzamin.
Zalecenia (a nie likwidacja!) dotyczące prac domowych powinny ostrzegać przed wymienianymi wyżej błędami (typu zadawanie za karę) i wskazywać kierunki zmian (zadania ciekawsze, z udziałem pracy projektowej i zespołowej, itd.).
Zalecenia powinny zostać szeroko skonsultowane ze środowiskami szkolnymi, a nie pojawiać się na zasadzie deus ex machina.
W rozwiązywaniu problemu skorzystać należy z dorobku partnerów społecznych i ekspertów. Zwłaszcza że wszystkie prodemokratyczne ugrupowania polityczne współtworzyły „Pakt dla Edukacji” oraz „Program na pierwsze 100 dni rządów” ruchu SOS dla Edukacji.
Ingerencja w prace domowe, czyli utrwalony od co najmniej 100 lat sposób uczenia, musi być przeprowadzona w porozumieniu i z udziałem środowisk, których dotyczy. Inaczej może wywołać nawet odwrotny skutek.
Edukacja
Adam Bodnar
Donald Tusk
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Andrzej Domański
Dorota Łoboda
Gość Radia Zet
Henryka Krzywonos
Michał Sitek
SOS dla Edukacji
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze