Bruksela ostrzega, że jeżeli do wtorku 8 grudnia nie otrzyma jakichkolwiek deklaracji dotyczących wycofania weta budżetu UE, zacznie przygotowywać Fundusz Odbudowy z pominięciem Polski i Węgier. Grozi nam utrata miliardów na pomoc w walce ze skutkami pandemii
"Potrzebujemy do dziś, najpóźniej jutro, porozumienia lub jasnego sygnału od Polski i Węgier. Jeżeli nie, kierujemy się w stronę scenariusza B" - miał zdradzić dziennikarzom w poniedziałek 7 grudnia wysoki rangą dyplomata UE. Jego słowa przekazali na Twitterze brukselscy korespondenci Katarzyna Szymańska-Borginon i Tomasz Bielecki.
Już w czwartek i piątek - 10 i 11 grudnia 2020 - głowy państw członkowskich spotkają się na ostatnim w tym roku szczycie Rady Europejskiej. Polska i Węgry, które od połowy listopada zapowiadają weto do budżetu UE, ogłoszą, czy podtrzymują swoją decyzję. Mateusz Morawiecki w poniedziałek po 17:00 odbył z Viktorem Orbánem kolejną wideokonferencję.
Przypomnijmy: rządy PiS i Fideszu wstępnie zablokowały budżet wraz z Funduszem Odbudowy UE na walkę ze skutkami pandemii. Powodem był sprzeciw wobec rozporządzenia "pieniądze za praworządność", które uważają za zamach na swoją suwerenność. W OKO.press tłumaczyliśmy, że dla Polski sojusz z Węgrami w tej sprawie będzie opłakany w skutkach.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu wydawało się, że Polska zmierza do wycofania weta. Wicepremier Jarosław Gowin w Brukseli przekonywał, że rządowi wystarczy dołączenie do rozporządzenia klauzuli interpretacyjnych. W weekend i poniedziałkowy poranek polskie stanowisko "utwardziło się".
"Weto jest potrzebne jako sprzeciw wobec mechanizmu, przez który pieniądze w sposób arbitralny i - co najważniejsze - pozatraktatowy, mogą być zabierane różnym krajom. Nawet jeśli nie dojdzie do kompromisu teraz, to przez rok budżetowy będziemy korzystać z prowizorium i walczyć o nowe, jak najlepsze warunki" - przekonywał Mateusz Morawiecki w "Pulsie Biznesu".
Dzisiejszy komunikat płynący z Brukseli - jego autorem był najpewniej reprezentant niemieckiej prezydencji w Radzie UE - to odpowiedź na takie stawianie sprawy przez Morawieckiego.
Tajemniczy "scenariusz B" oznacza, że Unia rozpocznie prace nad powołaniem Funduszu Odbudowy bez Polski i Węgier.
O tym, co może nas czekać w nadchodzących dniach mówi OKO.press Piotr Buras, dyrektor Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznej (ECFR), ekspert do spraw polityki europejskiej i Niemiec.
Zdaniem Piotra Burasa polski i węgierski rząd najpewniej będą trwały przy ostrym stanowisku aż do samego szczytu 10-11 grudnia 2020.
"Nie wyobrażam sobie, by w obecnym stanie negocjacji Polska czy Węgry zgodziły się na cokolwiek za zamkniętymi drzwiami. Dramaturgia będzie bardzo potrzebna ze względów wewnętrznych. By pokazać, że Morawiecki jedzie na szczyt, tam negocjuje do białego rana, a potem wraca z wielkim sukcesem" - wskazuje Buras.
Na czym mógłby polegać wielki sukces? Według Burasa najbardziej realistyczny jest scenariusz, o którym wspominał w ubiegłym tygodniu Jarosław Gowin.
"UE mogłaby złożyć deklarację, że ten mechanizm nie wpłynie na legislację w sprawie aborcji, praw osób LGBT, relacji Kościół-państwo. Dla Unii byłoby to stwierdzenie oczywistości; my śmialibyśmy się, że to było od początku jasne. Ale nasz rząd mógłby sprzedać to propagandowo. Powiedzieć, że po wielogodzinnych bojach wymusił na Unii taką koncesję" - tłumaczy ekspert.
Aby w pełni usatysfakcjonować rząd PiS deklaracja ta mogłaby pochodzić nie od Komisji Europejskiej, a zostać zapisana w konkluzjach ze szczytu Rady Europejskiej.
"Będzie to na pewno dla Polski łatwiejsze do przyjęcia. Deklaracja głów państw miałaby większą wagę i można by ją odczytywać, jako wypełnienie konkluzji z lipca. Rada napisała w nich, że niezwłocznie wróci do tej kwestii. Można by powiedzieć, że Rada do sprawy wróciła, wyjaśniła na czym mechanizm ma polegać, rozwiała wątpliwości" - mówi Buras.
Deklaracje ze strony Rady miałyby też tę przewagę, że rząd PiS wielokrotnie zapewniał opinię publiczną, że KE jest nieobiektywna. Zwłaszcza Zbigniew Ziobro i jego partia poświęcili wiele energii, by przekonać Polki i Polaków, że "urzędnicy z Brukseli" traktują nas gorzej niż innych i nie można im ufać.
Jak na razie rząd publicznie odcina się od pomysłu deklaracji interpretacyjnych, robi to dość ostro. Niewykluczone, że chodzi o to, by taka decyzja na szczycie nie kojarzyła się z pomysłem Gowina, a była w pełni "sukcesem Morawieckiego".
A co jeśli rządy PiS i Fideszu utrzymają weto? Jakie ustępstwa by je zadowoliły?
"Trudno powiedzieć, na co właściwie liczy polski rząd. Jeżeli uznać, że rzeczywiście mechanizm w obecnym kształcie jest dla nich nie do zaakceptowania, to oznacza, że mają nadzieję, że dojdzie do jego zlikwidowania albo do renegocjacji.
Żadna z tych opcji nie wchodzi dziś w rachubę"
- wskazuje Piotr Buras.
Nie wyklucza, że ew. weto miałoby posłużyć do wyciszenia emocji i utrzymania Zjednoczonej Prawicy w całości. Zwłaszcza w obliczu wyraźnych zgrzytów między koalicjantami i nacisków na premiera.
"Teraz sytuacja jest bardzo napięta, wszyscy się temu przyglądają. Może nie możemy sobie już pozwolić, żeby ustąpić, wyjść na miękiszonów. Ciężko będzie o kompromis bez utraty twarzy. Ale ten sam kompromis już za dwa-trzy miesiące, w nieco innej atmosferze, mniej na świeczniku, może być łatwiejszy do przełknięcia" - uważa Buras.
Zdaniem eksperta, polski rząd mógłby więc zablokować budżet, a opinię publiczną przekonywać, że nie miał innego wyjścia. A jednocześnie dążyć do porozumienia i prosić, by Unia wstrzymała się o kilka tygodni z budową Funduszu Odbudowy dla 25 państw. Koszt polityczny byłby jednak ogromny.
"Jeżeli zawetujemy, to Unia na pewno podejmie próby, by Fundusz utworzyć bez nas. Budżet unijny będzie zablokowany. Mechanizm praworządności pewnie wejdzie w życie. Będzie też duża pokusa dla Komisji i innych krajów, by z tego mechanizmu skorzystać. Nikomu w Brukseli nie zależy na konflikcie. Ale kiedy my sami przekroczymy czerwoną linię składając to weto, atmosfera wokół Polski będzie fatalna. Morawiecki, Szymański, Gowin na pewno to rozumieją. Ziobro być może też, tylko że jemu nie zależy. On buduje swoją pozycję w polskiej polityce" - uważa Buras.
"Jeśli Fundusz Odbudowy rzeczywiście powstanie bez Polski i Węgier, ciężko będzie to wytłumaczyć opinii publicznej. Do pewnego momentu trochę wyglądało to na blef ze strony UE, ale po dłuższej dyskusji Unia znalazła sposób, to realistyczny pomysł. Ta opcja jest dziś na stole"
- wskazuje Piotr Buras.
Unia rzeczywiście wymyśliła, w jaki sposób powołać Fundusz bez oglądania się na Polskę i Węgry. Może utworzyć go na tej samej zasadzie, na jakiej działa już mechanizm wsparcia zatrudnienia SURE. Gwarancji pod kredyty, które zaciągałaby KE, udzielałyby wyłącznie zainteresowane kraje.
Zarazem jednak mechanizm nie byłby zewnętrzną umową międzynarodową, bo działałby na podstawie art. 122 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Czytamy w nim, że Rada UE może na wniosek Komisji przyznać pomoc finansową państwom członkowskim zagrożonym „poważnymi trudnościami z racji klęsk żywiołowych lub nadzwyczajnych okoliczności”.
Do zaakceptowania całej procedury wystarczyłaby zgoda większości kwalifikowanej w Radzie. Dotychczasowe ustalenia dotyczące Funduszu Odbudowy mogłyby zostać przekopiowane. Niewykluczone, że obyłoby się bez większych opóźnień.
Jeśli taki scenariusz się potwierdzi, Polsce grozi utrata 27 mld euro w grantach i 32 mld euro tanich pożyczek.
Polska (oraz Węgry) mogłyby do Funduszu dołączyć na każdym etapie, tak jak było to w przypadku SURE, do którego przystąpiła ostatecznie cała Unia. Ale wtedy musiałyby skapitulować i zaakceptować mechanizm „pieniądze za praworządność”.
Na pomoc Unii liczą dziś m.in. przedsiębiorcy. Wicepremier Jarosław Gowin przyznał w ubiegłym tygodniu, że „środki z Funduszu Odbudowy będą nieocenione w postpandemicznym rozruchu gospodarki”.
O wycofanie weta apelują także polscy i węgierscy samorządowcy. W liście do Ursuli von der Leyen prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i burmistrz Budapesztu Gergely Karácsony potępili działania rządów centralnych i zaproponowali, by Unia utworzyła Fundusz tak, by móc skierować środki pomocowe bezpośrednio do władz samorządowych.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze