Przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla 2025 Maríi Corinie Machado od razu uznano za co najmniej kontrowersyjne. Nieustraszona obrończyni demokracji w Wenezueli wspiera też ideę neoliberalnej szokowej terapii gospodarczej i popiera politykę zagraniczną Trumpa
Wyróżnienie dla Machado, konserwatywno-liberalnej działaczki opozycyjnej w Wenezueli, która od ponad dwóch dekad konsekwentnie domaga się wolnych wyborów i odbudowy instytucji demokratycznych w kraju, stawia jednak pytanie o granice moralnej odwagi i o to, gdzie kończy się pokój, a zaczyna polityczna walka.
Symboliczny jest jednak fakt, że Corina Machado (na X) podziękowała też… Donaldowi Trumpowi. Osoba, która ma symbolizować walkę o pokój w roku 2025, pisze więc publicznie:
"Stoimy u progu zwycięstwa i dziś, bardziej niż kiedykolwiek, liczymy na prezydenta Trumpa, naród Stanów Zjednoczonych, narody Ameryki Łacińskiej oraz demokratyczne państwa świata jako naszych głównych sojuszników w walce o wolność i demokrację.
Niniejszą nagrodę dedykuję cierpiącemu narodowi Wenezueli oraz prezydentowi Trumpowi za jego zdecydowane wsparcie naszej sprawy!".
Corina Machado, inżynierka i działaczka społeczna, zasłynęła jako współzałożycielka organizacji Súmate, powstałej w 2002 roku w odpowiedzi na rosnące nadużycia władzy i manipulacje wyborcze. Od tamtej pory stała się jednym z filarów antychavistowskiej opozycji, choć jej droga nie była wolna od kontrowersji. Była kilkukrotnie aresztowana, pozbawiana mandatu poselskiego i objęta zakazem kandydowania – grożono jej też śmiercią.
W 2024 roku, mimo że prowadziła w sondażach przed wyborami prezydenckimi, jej rejestrację zablokował kontrolowany przez rząd Trybunał Najwyższy. W tej sytuacji poparła innego kandydata i stworzyła sieć obywatelskich obserwatorów wyborów, co Komitet Noblowski uznał za symboliczny akt pokojowego oporu wobec autorytaryzmu. To właśnie ta determinacja, według noblowskiego komitetu, uczyniła z niej postać jednoczącą dawniej skłóconą opozycję, zdolną do współpracy ponad partyjnymi interesami w imię wspólnego celu – przywrócenia demokracji.
Decyzja o przyznaniu jej nagrody nie zapadła w próżni.
Od tygodni media spekulowały o możliwych kandydatach, a wśród nich wymieniano amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, który – nie bez własnej inicjatywy – kreował się na pretendenta do Nobla za swoje działania na arenie międzynarodowej. Wymieniano również grupy humanitarne jak te działające w Sudanie czy też strefie Gazy.
Wybór opozycjonistki z Wenezueli zaskoczył, tym bardziej że Komitet rzadko kieruje uwagę świata ku Ameryce Łacińskiej – ostatnio często dotyczył on kwestii związanych z polityką tzw. Bliskiego Wschodu.
Zwolennicy Machado – zwłaszcza ci z Ameryki Północnej – widzą w nim uznanie dla odwagi cywilnej, konsekwencji i gotowości do dialogu w warunkach brutalnej represji.
Z drugiej strony – problem polega na tym, że Nobla dostała akurat Corina Machado. Nie jest ona jedyną twarzą wenezuelskiej opozycji – wenezuelczycy, zresztą, na ulicę wychodzili już wielokrotnie: w 2014, 2017 i 2019 roku. Sama jednak reprezentuje konserwatywno-liberalny, i to silnie zorientowany właśnie na Stany Zjednoczone.
W samej Wenezueli istnieją jednak też inne siły opozycyjne. Na samym poziomie parlamentu (nie mówiąc już o ruchach oddolnych) jest to chociażby centrolewicowe ugrupowanie Avanzada Progresista czy wręcz komunistyczna opozycja wobec reżimu Maduro z Partido Comunista de Venezuela.
Stąd i mieszane reakcje na przyznanie jej Nobla w samym regionie. Część przywódców zachodnich pogratulowała Machado, interpretując decyzję Komitetu jako potwierdzenie, że świat nie godzi się na normalizację autorytaryzmu w Caracas – sama Corina Machado zresztą wcześniej dostała unijną Nagrodę Sacharowa.
Inni – jak rząd Hiszpanii – zachowali powściągliwość, unikając otwartego komentarza; istotne jest tutaj milczenie premiera Pedro Sáncheza. Podobnie znaczące jest milczenie obecnego prezydenta Chile, pochodzącego z centrolewicy Gabriela Borica – minister spraw zagranicznych tego rządu, Alberto van Klaveren, oficjalnie pogratulował Machado.
Konserwatywne rządy Urugwaju czy Ekwadoru wyraziły uznanie dla laureatki, podczas gdy lewicowe gabinety w Boliwii, Nikaragui czy na Kubie nazwały decyzję „prowokacją” i „ingerencją w sprawy wewnętrzne suwerennego państwa”.
Aby zrozumieć, dlaczego decyzja ta budzi tak silne emocje, trzeba cofnąć się do źródeł współczesnej polityki wenezuelskiej.
Gdy w 1998 roku Hugo Chávez obejmował władzę, obiecywał odzyskać dla ludu to, co – jak twierdził – elity odebrały mu przez dekady: godność, sprawiedliwość społeczną i kontrolę nad narodowymi bogactwami. Ideologia boliwariańska, którą wprowadził, kładła nacisk na niezależność gospodarki, redystrybucję dochodów z ropy i walkę z silnymi wpływami Stanów Zjednoczonych, jak i innych zagranicznych inwestorów. Nacjonalizacja zasobów umożliwiła jednak choć częściowe postawienie na lokalną gospodarkę.
Po śmierci Cháveza w 2013 roku jego następca Nicolás Maduro kontynuował tę linię, pogłębiając zależność gospodarki od ropy i wprowadzając coraz bardziej represyjne metody rządzenia – jeszcze mocniej akcentując autorytarny wymiar rządów chavistów. To więc, co powinno trafiać do obywateli Wenezueli, obecnie i tak wspiera lokalny reżim. Warto jednak mieć na uwadze, że sytuacji nie poprawiają też liczne sankcje, które zostały nałożone na ten kraj – w tym i przez odcięte w dużej mierze od niego USA.
Maduro utrzymał się u władzy dzięki bezwarunkowemu wsparciu sił zbrojnych oraz międzynarodowych sojuszników – zwłaszcza Chin i Rosji – którzy udzielają mu kredytów, technologii i wsparcia politycznego. Wewnętrznie reżim opiera się na aparacie kontroli: lojalnym Trybunale Najwyższym, posłusznym Radzie Wyborczej, sieci komitetów CLAP dystrybuujących żywność według klucza lojalności, a także organizacjach paramilitarnych tłumiących protesty.
Na zdjęciu głównym – Maria Corina Machado na proteście przed inauguracją prezydentury Maduro, 9 stycznia 2025. Fot. Pedro MATTEY / AFP.
Władze od lat stosują politykę zastraszania – aresztowania, procesy o „zdradę ojczyzny”, kampanie dezinformacyjne. Opozycja, mimo międzynarodowego wsparcia, nie zdołała przekształcić się w spójną siłę. Spory o strategię – dialog czy konfrontacja, udział w wyborach czy bojkot – doprowadziły tam do licznych rozłamów.
Z perspektywy reżimu Maduro decyzja Komitetu to więc sygnał alarmowy: świat wciąż przygląda się sytuacji w Caracas, a narracja o kontynuacji projektu chavistów coraz trudniej przebija się przez międzynarodowe media. Prestiż Nobla pozwoli jej wzmocnić pozycję wobec innych liderów opozycji i zjednoczyć rozdrobnione ugrupowania w ramach Platformy Unitarnej – koalicji będącej następczynią dawnej MUD.
Oznacza to jednocześnie przyznanie prymatu tej opcji politycznej opozycji, którą proponuje właśnie Corina Machado.
Na poziomie gospodarczym oznacza to prywatyzację mienia państwowego, a docelowo wyprzedaż zasobów i terenów międzynarodowym korporacjom. „Uratowaniu” wenezuelskiej gospodarki, jej zdaniem, ma służyć terapia szokowa w stylu klasycznych neoliberałów. I to raczej w sensie chilijskim, a nie – tym i tak „lajtowym”, jaki mieliśmy w latach 90. w Polsce. Także w kwestiach społecznych czy międzynarodowych Corina Machado wspiera politykę Trumpa. Widać to chociażby po jej wsparciu dla polityki Izraela czy, co szczególnie kontrowersyjne, wyrażaniu poparcia dla potencjalnej… interwencji militarnej w Wenezueli w celu zaprowadzania „rządów demokratycznych”.
Z jednej strony popiera ona prawo do aborcji czy małżeństwa par jednopłciowych. Z drugiej – utrzymuje bardzo bliskie kontakty z politykami skrajnej prawicy
– na przykład szefa skrajnie prawicowej, faszyzującej hiszpańskiej partii Vox, Santiago Abascala, nazwała publicznie „przyjacielem”. Jednocześnie, publicznie prosiła też o możliwość interwencji w Wenezueli ze strony… Netanyahu. Lauretka Pokojowej Nagrody Nobla ma też bliskie kontakty ze skrajnie prawicową izraelską partią Likud.
Z drugiej strony, Jorgen Watne Frydnes, przewodniczący Komitetu Noblowskiego, pochwalił decyzję Machado o pozostaniu w swoim kraju, mimo że została „zmuszona do życia w ukryciu” po „poważnych groźbach wobec jej życia”. Jej wybór, jak stwierdził, „zainspirował miliony ludzi”.
W tym sensie – i to trzeba pamiętać – rzeczywiście Corina Machado pozostaje głosem o reformę systemu Wenezueli. Jednocześnie jako popierana oficjalnie przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone ma na poziomie międzynarodowym największe szanse na sukces. Natomiast jej poparcie w kraju trudno oszacować.
Pewne jest jednak to, że ani ona, ani Maduro nie mają na uwadze dobra swoich obywateli. Ci po decyzji Komitetu, stali się jeszcze dodatkowo zakładnikami rozgrywek na poziomie globalnym.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Komentarze