Wszystkie dzieci cudzoziemskie rodzą się w Polsce nielegalnie. Na granicy z Białorusią wypychamy migrantów, jakby nie byli ludźmi. Wiele dzieci ukraińskich nie chodzi do żadnej szkoły. Tym wszystkim ma się zająć Adam Chmura, od 1 lutego zastępca rzeczniczki praw dziecka.
Rzeczniczka praw dziecka Monika Horna-Cieślak zapowiadała, że chce pracować z młodymi ludźmi. Jak się dowiadujemy, od 1 lutego 2024 roku będzie pan jej zastępcą. Młody, czyli który rocznik?
Adam Chmura*: 1989, tak jak pani rzeczniczka. Monika zadzwoniła do mnie w grudniu 2023 r. z propozycją spotkania. Nie spodziewałem się takiej propozycji. Jak się okazało, wiedzieliśmy już o sobie od kilku dobrych lat, ja na zasadzie, że istnieje taka niesamowita adwokatka, która działa na rzecz ochrony dzieci przed krzywdzeniem, a Monika, że istnieje taki Adam, który pracował z rzecznikami, broni dzieci cudzoziemców i mógłby zająć się „dziećmi w drodze”, prawem migracyjnym.
Wasze wejście do polityki to zaspokojenie oczekiwań wyborców 15 października 2023, do których poszli masowo młodzi ludzie.
Częściowo tak. Natomiast wolałbym, żebyśmy mówili o wejściu do władz publicznych – ani Monika, ani ja nie byliśmy i nie jesteśmy politykami. Ale proszę zobaczyć, jesteśmy już 34-latkami. Oboje zaczynaliśmy studia w 2013 roku i już wtedy zaangażowaliśmy się w działania trzeciego sektora. Oboje chcieliśmy zdobywane kompetencje przekuwać w działania społeczne na rzecz grup szczególnie wrażliwych, o które trzeba się zatroszczyć.
A skąd się panu wzięło takie nastawienie?
Wszystko przez to, że jestem rusofilem, w znaczeniu miłości do rosyjskiej kultury i języka (śmiech). W 2011 roku koleżanka podesłała mi ogłoszenie Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. Potrzebowali asystenta-prawnika do pomocy osobom, które przybywały do Polski, głównie z Czeczenii, poszukując ochrony międzynarodowej (język rosyjski był tu kluczowy). Rodziny z dziećmi, czasem osoby małoletnie bez opieki. Tak to się zaczęło. Poza tym, empatię wynosimy z domu, ze szkoły. Śmieję się też, że człowiekowi, nawet po 30-tce, potrzebna jest spora dawka dziecięcej radości. Będę się starał, żeby nie uciekła.
W urzędach państwowych mogą być z tym trudności, ale życzę powodzenia
Dziękuję bardzo, ale myślę, że ten urząd, tej akurat rzeczniczki praw dziecka, będzie miał, bo musi mieć, dużo radości i wrażliwości, czegoś takiego miękkiego, oprócz twardych ustawowych kompetencji. Obecność w Biurze dzieci i młodzieży może nam pomóc, żeby ta wrażliwość nie uciekła.
W biografii i pana, i Moniki Horny-Cieślak jest charakterystyczny moment. Studenci prawa myśląc o karierze próbują załatwić sobie staż w tzw. dobrych kancelariach, a wy poszliście do fundacji.
Tak było, ale jedno nie wyklucza drugiego, bo my także myśleliśmy o dalszej drodze zawodowej. W moim przypadku przeważyło to, że ja, jak się okazuje po tych kilkunastu latach, nie mogę pracować bez ludzi. Potrzebuję, żeby po drugiej stronie problemu prawnego był żywy człowiek, dziecko, cudzoziemiec, a nie jakaś umowa, nie kontrakt, papiery, spory finansowe. Ja takiej pracy na zimno nie czuję.
Tamte lata 2011-13 wspominam jako dobry czas dla organizacji pozarządowych. Jako dwudziestokilkuletni chłopak miałem poczucie, że
współpracując ze społecznikami, sam staję się społecznikiem i mogę góry przenosić.
Władze publiczne przynajmniej słuchały naszego głosu i odpowiadały merytorycznie na postulaty. Mam w sobie sporo państwowca, społecznika-państwowca. Pokazując naruszenia prawa konkretnego dziecka, zawsze chciałem wychwytywać systemowy problem, przedstawiać go rządzącym i razem z nimi szukać rozwiązania. Celem jest raczej pomóc państwu, niż walczyć z nim.
A pana rodzice wspierali taką karierę?
Oboje są już na emeryturze. Mama była nauczycielką, więc w domu zawsze obecna była szkoła i temat pomagania dzieciom. Tata był funkcjonariuszem celnym, później Służby Celno-Skarbowej, może stąd mój etos służby publicznej. Śmiejemy się z ojcem, że ja się zajmowałem przepływem osób, a tata przepływem towarów.
Poza tym jestem dzieckiem pogranicza, co może też coś tłumaczy.
Pochodzę z okolic Białej Podlaskiej i Terespola, z miejscowości Kodeń. Jeszcze nie tak dawno Polska była krajem jednolitym etnicznie i narodowościowo, ale w Kodniu zawsze była różnorodność, w klasie mieliśmy i dzieci katolickie, i prawosławne. Super było to, że mogliśmy dwa razy świętować Boże Narodzenie, 24-25 grudnia i 6-7 stycznia. Tak powinno być, że warto razem żyć i się po prostu lubić.
Przez pięć współpracował pan z rzecznikami praw dziecka. Pierwszym był Marek Michalak, ale drugim Mikołaj Pawlak, fanatyk ideologii katolickiej, który szczególnie dbał o prawa „dziecka nienarodzonego”.
Do biura rzecznika Michalaka przyszedłem w 2016 r., jeszcze kończyłem aplikację radcowską. Zająłem się sprawami dzieci cudzoziemców. Pan rzecznik był otwarty na wszystkie propozycje naszego zespołu, kiedyś podliczyłem, że średnio raz w miesiącu kierowaliśmy do różnych resortów wystąpienia generalne dotyczące systemowych problemów. Na przykład w reakcji na to, co działo się przejściu granicznym Terespol-Brześć.
Pisaliśmy w OKO.press o „granicy bezprawia”.
„Dzieci z Dworca Brześć” i wspaniała Marina Hulia [społeczniczka, nauczycielka, współautorka tej książki – red.], która im wówczas pomagała, prawda? Cudzoziemcom odmawiano tam wjazdu, mimo że deklarowali, że chcą ubiegać się o ochronę międzynarodową w Polsce. To dotykało zwłaszcza czeczeńskich rodzin, najczęściej wielodzietnych, razem z dziećmi
koczowali na dworcu kolejowym w Brześciu, nie mogąc dostać się na terytorium RP, mimo że prawo stało w sposób oczywisty po ich stronie.
Pamiętam kontrolę, którą przeprowadzałem w imieniu rzecznika Michalaka w styczniu 2017 roku, w przeddzień święta Trzech Króli. O 5 rano byliśmy na przejściu granicznym i obserwowaliśmy czynności, które Straż Graniczna podejmowała wobec cudzoziemców, którzy wysiadali z pociągu relacji Brześć – Terespol. Przysłuchiwaliśmy się czynnościom, ściągaliśmy dokumentację z poprzednich prób przekroczenia przez przesłuchiwanych granicy, rozmawialiśmy z Czeczenkami i Czeczenami oraz ich dziećmi. Przygotowaliśmy solidny raport, a potem wystąpienia generalne do Ministra Spraw Wewnętrznych i do Komendanta Głównego Straży Granicznej. Zalecaliśmy, żeby czynności na granicy były protokołowane, a jeśli to niemożliwe, żeby funkcjonariusze SG, tak jak policjanci, mieli kamerki na mundurach. Chodziło o to, żeby nie było wątpliwości, co cudzoziemcy deklarowali. I żeby uciec od sytuacji „słowo przeciwko słowu” – słowo pogranicznika przeciwko słowom zawracanych rodzin.
Bo strażnicy robili, co chcieli, były też odruchy ksenofobii jeśli nie rasizmu.
Działało coś na kształt źle rozumianego poczucia obowiązku ograniczenia tzw. „nadużywania procedury uchodźczej”.
Funkcjonariusze twierdzili, że cudzoziemiec nie chciał ubiegać się o ochronę i podawał inne przyczyny wjazdu, tymczasem (i mogę to powiedzieć z całą mocą, jako prowadzący kontrolę) cudzoziemcy opisywali represje, jakim byli poddawani razem ze swymi dziećmi. I opowiadali nam przed czym uciekali, co czekałoby ich w Czeczenii, gdyby tam ich odesłano. Jeśli potrafili to nam opowiedzieć, to czy naprawdę wierzymy, że nie byli tego w stanie zrobić wobec funkcjonariuszy SG?
To były pierwsze polskie push-backi w wersji dworcowo-kolejowej.
Oczywiście nie było moją rolą jako przedstawiciela Rzecznika oceniać, czy to, co mówią Czeczeni jest prawdą, ale także Straż Graniczna nie miała prawa przesądzać, że to nie jest prawda. Słowa cudzoziemców powinny były – zgodnie z prawem – otworzyć im drzwi do procedury uchodźczej, a tymczasem wielokrotnie odsyłano ich na Białoruś, nadużywając instytucji odmowy wjazdu. Jeździli pociągiem w tą i z powrotem. Mieliśmy trzy wystąpienia do MSW dotyczące tego problemu, analogicznie wypowiadał się o sytuacji RPO, podobne stanowisko zajmował Naczelny Sąd Administracyjny.
Coś to dało?
Niestety, nie. Wszystkie zgłaszane propozycje kierownictwo MSWiA i KGSG uznawało za niemożliwe do wdrożenia. Potem przyszła pandemia COVID-19, wstrzymano ruch pociągów na linii Brześć-Terespol, co zamknęło większości Czeczenów legalną drogę dostania się do Polski i poszukiwania w naszym kraju ochrony międzynarodowej.
Inna sprawa. Nie wiem, czy pan wie, że – w pewnym sensie
wszystkie dzieci cudzoziemskie rodzą się w Polsce nielegalnie.
Wszystkie. Dlaczego? Dlatego, że takie dziecko nie ma paszportu, w ogóle żadnego dokumentu tożsamości, nigdy władze polskie nie wydały mu wizy, zezwolenia na pobyt – ma tylko akt urodzenia.
To będzie – uwaga – żart branżowy: opuszczając brzuch mamy, takie dziecko staje się nieudokumentowanym migrantem. Nawet jeżeli rodzice mają stały pobyt w Polsce, bo są polskiego pochodzenia i dostali Kartę Polaka, to ich dziecko nie ma nic. Trzeba rozpocząć żmudną procedurę legalizacji pobytu. Przygotowaliśmy pakiet rozwiązań do ustawy o cudzoziemcach, żeby zalegalizować pobyt takich dzieci przynajmniej na pół roku, żeby rodzice mogli na podstawie polskich aktów urodzenia wyrobić paszporty rosyjskie, ukraińskie, indyjskie, pakistańskie itd. Żeby taka rodzina czuła się bezpiecznie.
Wtedy się nie udało, reakcje ministrów były – użyję takiego słowa – ostrożne. Dziękujemy, przeanalizujemy, zastanowimy się...
Mam nadzieję, że teraz uda się zmienić ten absurd prawny.
Poza tym prowadziliśmy z rzecznikiem Michalakiem sprawy indywidualne, dużo interwencji procesowych, walczyliśmy np. o świadczenia 500+ dla osób ze statusem uchodźcy, dla rodzin, którym udzielono ochrony uzupełniającej w Polsce. Jeździłem jako pełnomocnik RPD, po wszystkich sądach administracyjnych.
Chodziło o to, że organy zasiłkowe, czyli prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie, nie umieli interpretować praw rodzin uchodźczych, a przepisy o 500+ z ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci były tutaj niejednoznaczne. Ale gdy zrobilibyśmy na to nakładkę regulacji konwencji genewskiej dotyczącej statusu uchodźców i konwencji praw dziecka, to stawało się jasne, że świadczenia się takim rodzinom należą. I są przyznawane do dzisiaj.
Polska już nie łamie prawa cudzoziemskich dzieci do godnych warunków socjalnych, traktując je na równi z polskimi.
Czyli znowu – konkretne interwencje zmieniły sposób interpretowania prawa.
Tak, to były tzw. działania litygacyjne, kiedy skupiamy się na orzecznictwie sądowym, żeby wymusić na organach właściwe rozpatrywanie spraw lub doprecyzowanie przepisów.
Pamięta pan konkretne dzieci?
Oczywiście, tylko nie mogę podawać nazwisk. Pamiętam chyba wszystkie rodziny, które przeszły przez mój referat.
Na przykład 12-letnia dziewczynka, nazwijmy ją Natalia, tata Polak, mama Ukrainka. I ta mama poskarżyła się, że Natalce odebrano obywatelstwo polskie.
Sprawdzamy. Okazuje się, że wojewoda nie tyle odebrał obywatelstwo, co nie chce wydać dziecku trzeciego już paszportu polskiego na okres pięcioletni, bo stwierdził, że Natalka nigdy nie posiadała obywatelstwa polskiego.
Konsekwencje są straszne – trzeba uznać tę dziewczynkę za nieudokumentowaną migrantkę, która posiada po mamie jedynie obywatelstwo ukraińskie.
Drążymy temat. Okazuje się, że kiedy dziewczynka się urodziła, jej mama była w związku małżeńskim z obywatelem Polski. Zadziałało domniemanie ojcostwa, więc urzędy przyjęły, że Natalka po tacie nabyła obywatelstwo polskie, ale w międzyczasie rozpoczęła się sprawa rozwodowa, a potem zaprzeczenie ojcostwa i ustalenie ojcostwa partnera matki (biologicznego ojca Natalki, także obywatela polskiego), który do dzisiaj wychowuje córkę, są szczęśliwą rodziną. Zaprzeczenie ojcostwa nastąpiło w pierwszym roku życia Natalki, a ustalenie ojcostwa ojca biologicznego, dopiero kiedy dziewczynka miała półtora roku.
Czyli z punktu widzenia ustawy o obywatelstwie polskim, wojewoda miał rację, bo skoro zaprzeczono ojcostwo przed pierwszym rokiem życia Natalki, to ona faktycznie nie nabyła obywatelstwa polskiego po „byłym” swojej mamy. A ojcostwo jej prawdziwego taty Polaka ustalono za późno, więc obywatelstwo polskie po nim nie przeszło na Natalkę.
No tak, ale ona funkcjonowała przez te wszystkie lata jako Polka, czuła się Polką, była i jest Polką, polski to jej pierwszy i jedyny język, jaki zna, nigdy nie była na Ukrainie.
I nagle, po 12 latach, Polska jej mówi: Natalka, nie jesteś naszą obywatelką, to, że wydawaliśmy ci polskie paszporty, to był błąd.
Co robić? Trzeba byłoby najpierw doprowadzić do tego, żeby Natalka miała paszport ukraiński, ale to trwałoby wiele, wiele miesięcy. Wymyśliliśmy więc coś takiego: pismem Rzecznika zażądaliśmy od Straży Granicznej wszczęcia postępowania o zobowiązanie Natalki do powrotu na Ukrainę,
ale tylko po to, żeby w ramach takiego postępowania doprowadzić do udzielenia jej zgody na pobyt w Polsce ze względów humanitarnych.
Muszę tu pochwalić Straż Graniczną, w dwa miesiące mieliśmy ten pobyt humanitarny dla Natalki. Następnie podpowiedzieliśmy mamie dziewczynki, żeby złożyła wniosek do prezydenta o nadanie Natalce (mającej już legalny, bezterminowy pobyt w Polsce) obywatelstwa polskiego. Rzecznik skierował do prezydenta prośbę o jak najszybsze pochylenie się nad tą sprawą. Po kilku miesiącach prezydent nadał Natalce obywatelstwo polskie.
Takie absurdy się powtarzały. Próbowaliśmy to pokazać, zarówno panu prezydentowi, jak i ministrowi spraw wewnętrznych, ale systemowej reakcji już, niestety, nie było. Polska nadal może postawić dziecko w takiej sytuacji, podważać jej czy jego prawo do tożsamości, do identyfikacji ze swoim domem, ze swoją polską ojczyzną. Kolejna kwestia, do której warto wrócić.
A współpraca z rzecznikiem Pawlakiem?
Pozostałem w Biurze Rzecznika, bo mam głębokie przekonanie, że ludzie, którzy chcą pracować na rzecz państwa, społeczeństwa, praw człowieka, praw dziecka powinni pozostawać w instytucjach, niezależnie od tego, kto jest ich szefem. Trzeba się starać zrobić, jak najwięcej dobrego. Dałem też osobisty kredyt zaufania rzecznikowi Mikołajowi Pawlakowi.
I?
Może nie było już takiej przestrzeni do działań systemowych, do wystąpień generalnych, tak jakby aspiracje kształtowania prawa się zmniejszyły, przynajmniej w najbliższym mi obszarze, ale muszę oddać sprawiedliwość rzecznikowi Pawlakowi, że kiedy trzeba było wstrzymywać deportacje dzieci zintegrowanych ze społeczeństwem polskim albo gdy walczyliśmy o dokumenty tożsamości dla małoletnich obywateli polskich, to w takich indywidualnych sprawach nigdy nie byłem blokowany.
Kiedy z kolei miałem w 2020 roku trudną sytuację życiową, osobistą, zdrowotną, to rzecznik Pawlak zadzwonił, że mam sobie dać tyle czasu, żeby poczuć się na siłach do powrotu.
A sprawy światopoglądowe, polityczne w czasie kadencji rzecznika Pawlaka? Niezręcznie mi się do tego odnosić. Mogę powiedzieć tyle, że
my z Moniką patrzymy w przyszłość, nie będziemy żadnego światopoglądu temu urzędowi narzucać.
Chodzi o to, żeby każde dziecko, każda młoda osoba znalazła wsparcie w Monice, we mnie, czy w Janku Gawrońskim, społecznym zastępcy Moniki, który ma dopiero 17 lat, ale już ogromne doświadczenie i towarzyszy Monice od dawna.
Wróci pan jako wicerzecznik na granicę z Białorusią?
To jeden z pierwszych tematów, którym chciałbym się zająć. Bardzo ucieszyła mnie w grudniu 2023 r. – jeszcze nawet przez głowę mi nie przeszło, że wrócę do Biura RPD – informacja, że wiceministrem MSWiA odpowiedzialnym za migrację został prof. Maciej Duszczyk, wybitny specjalista, który wie, czym jest migracja i też „czuje” prawa człowieka.
Sytuacja na granicy z Białorusią jest nieakceptowalna, przy założeniu oczywiście, że jesteśmy cywilizowanym krajem
i stosujemy prawnoczłowiecze podejście do każdej osoby, której przysługuje przyrodzona i niezbywalna godność.
Chcemy się jak najszybciej spotkać ze społeczniczkami, z grupą Granica, z organizacjami pozarządowymi, które bronią praw migrantów. Ale też ze Strażą Graniczną i z ministrem Duszczykiem, może także z ministrem Maciejem Kierwińskim, jeśli znajdzie czas na pogłębioną, spokojną rozmowę. Potrzebne są zmiany w prawie, a już teraz czytelny sygnał kierowany do funkcjonariuszy Straży Granicznej. że mogą, więcej – że powinni, kierować się Konwencją Genewską i Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka. To smutne, ale Polska chyba nigdy, w takiej skali i to zarówno na poziomie samego prawa, jak i praktyki jego stosowania, nie naruszała praw człowieka., zasady non-refoulement. Bo tak trzeba odczytywać nasze działania na granicy z Białorusią.
Z drugiej strony, rozumiemy też z Moniką, że funkcjonariusze znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, ponieważ prawo krajowe nakłada na nich określone obowiązki. Czy kapral, sierżant albo nawet kapitan, który kieruje daną zmianą Straży Granicznej, czy oni są od tego, żeby oceniać konstytucyjność polskich przepisów oraz ich zgodność z konwencjami? Nie można im stawiać takich zadań! Należy oddać szacunek ich służbie, ale wymagać, żeby zachowywali się zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego i pomóc im w tym – poprzez wyeliminowanie złego prawa. A prawo, które mamy teraz, np. tzw. rozporządzenie „wywózkowe”, trzeba krytycznie zinterpretować, tak jak to wspaniale robi Rzecznik Praw Obywatelskich.
Chcielibyśmy też jako RPD pomóc napisać nowe przepisy, które zapewnią bezpieczeństwo granicy, co jest głównym tematem dla ministerstwa, ale zarazem zapewnią ochronę praw każdej cudzoziemki i każdego cudzoziemca, który się na tej granicy pojawi. My oczywiście skupimy się na prawach dzieci z rodzinami oraz małoletnich bez opieki.
Polskie prawo los osób, które utknęły na granicy oddaje w ręce funkcjonariusza SG, niezbyt wysokiego szczebla, który może legalnie dokonać push-backu.
Push-backi, zalegalizowanie w tzw. „rozporządzeniu wywózkowym”, to właśnie nasz systemowy problem. To rozporządzenie powinno zresztą dotyczyć tylko czasowego ograniczenia ruchu na niektórych przejściach granicznych, tymczasem jest stosowane do sytuacji, które zachodzą na tzw. granicy zielonej, co samo w sobie jest już przekroczeniem delegacji ustawowej. W ustawie o cudzoziemcach także mamy przepis (art. 303b), który pozwala funkcjonariuszom, po zatrzymaniu cudzoziemca bezpośrednio po nielegalnym przekroczeniu granicy, wydać mu postanowienie o opuszczeniu terytorium RP, które jest natychmiast wykonalne, a jego wykonaniu służy właśnie „rozporządzenie wywózkowe”.
Na czym polega systemowy problem? Oto przed wydaniem postanowienia ten cudzoziemiec, ta rodzina, to dziecko nie mają prawa do pomocy prawnej, do rzeczywistego odwołania się do sądu, nie jest też badane, dokąd ten cudzoziemiec ma być zawrócony – wiemy, że to Białoruś, oczywiście, ale nie badamy czy jest to miejsce bezpieczne dla tej osoby, czy nie.
To tak nie może działać, bez indywidualnego potraktowania człowieka, zero-jedynkowo – przekroczyłeś granicę nielegalnie, zawracamy cię.
Nie sprawdzamy, czy nie jest zagrożone twoje życie, zdrowie, wolność, bezpieczeństwo osobiste, czy nie będziesz poddany torturom, czy nie jesteś zagrożony niesprawiedliwym procesem itd.
A przecież wiemy, że władze białoruskie brutalnie odnoszą się do migrantów, których Polska zawraca, biją ich, używają psów służbowych, nie pozwalają wrócić np. do Mińska.
Ci ludzie są w matni.
Są już zresztą orzeczenia wskazujące, że Białoruś nie może być postrzegana jako kraj bezpieczny. Fakt, że nie badamy tych kwestii indywidualnie, w odniesieniu do każdej osoby która znalazła się pod władzą RP, przesądza, że „rozporządzenie wywózkowe”, a także art. 303b w ustawie o cudzoziemcach, powinny być uznane za niezgodne z konstytucją, za naruszające prawa człowieka, naruszające prawa dziecka.
Ponadto wiemy też, że wielu migrantom, w ich krajach pochodzenia, mogą grozić represje, prześladowanie, musimy to zbadać. A nawet jeśli nie – oni są często brutalnie traktowani przez reżim Łukaszenki, więc naszym zadaniem, myślę tu o władzach publicznych, jest pochylenie się nad każdym człowiekiem, nad każdym dzieckiem, który się na granicy polsko-białoruskiej znalazł, a tego nie robimy.
Ale zarówno deklaracje Koalicji 15 Października, jak polityka i nastroje w całej Unii Europejskiej nie rokują dobrze dla humanitarnego podejścia.
Boimy się tego, nie będę ukrywał. Ale jesteśmy przed rozmowami z MSWiA, więc chciałbym dać naszym partnerom kredyt zaufania, rozpocząć z nimi dyskusję, co możemy i musimy zmienić u nas w kraju. Warto też poczekać, na ostateczny kształt nowego pakietu azylowego UE. Na razie są deklaracje polityczne, nie ma jeszcze przepisów, które musi przyjąć Parlament Europejski i Rada. Ale rzeczywiście tendencja jest taka, żeby zaostrzać prawo migracyjne i azylowe, żeby tego humanitarnego traktowania cudzoziemców było coraz mniej.
Nie jestem entuzjastą tego pomysłu, ale
może trzeba wprowadzić u nas tzw. procedury graniczne, na co już teraz pozwala prawo UE i co byłoby bardziej humanitarne niż sytuacja, z którą zderzamy się obecnie w prawie krajowym.
Cudzoziemcy musieliby mieć zapewnione wszystkie gwarancje proceduralne, czyli prawo do odwołania do sądu, do pozostania w Polsce do czasu rozpatrzenia takiego odwołania, do nieodpłatnej pomocy prawnej, do tłumacza i psychologa. Prawdopodobnie cała procedura musiałaby odbywać się w warunkach pozbawienia wolności, albo w strefach tranzytowych, albo – jak robią inne państwa – w ośrodkach strzeżonych blisko granicy, w których cudzoziemcy oczekują na decyzję, czy dostaną ochronę międzynarodową, czy nie.
To nie jest wymarzona sytuacja, ale ci ludzie przynajmniej byliby bezpieczni, już nie kryliby się po lasach, dzieci by nie marzły. Polski urzędnik decydowałby, czy danej rodzinie trzeba udzielić ochrony międzynarodowej, np. gdy nie może bezpiecznie powrócić do kraju pochodzenia, np. Afganistanu, ponieważ groziłyby jej tam prześladowania. A jeśli taka rodzina mogłaby wrócić do swojego kraju, który uznalibyśmy za bezpieczny, to organizowalibyśmy ten powrót. W każdym razie nie byłoby to wypychanie człowieka, jak określa to rozporządzenie, „do linii granicy państwowej”.
Znaczna część osób, które próbują się nielegalnie przedostać do Polski, wcale nie chce ochrony międzynarodowej w Polsce, tylko „celuje” w Niemcy czy inne kraje zachodnie. Stąd czasem nawet wolą zostać wypchnięte, bo a nuż następnym razem uda się przedostać na polskie, czyli unijne terytorium niepostrzeżenie.
Tak, ale te osoby są nieświadome, jak działa rozporządzenie dublińskie. Tak czy siak, jeżeli Polska była pierwszym krajem, którego granice przekroczyły, Polska i tak będzie krajem odpowiedzialnym za rozpatrzenie ich wniosku. I tak trafią pewnie do nas z powrotem, odesłani np. z Niemiec.
Wiem, że wielu cudzoziemców chciałoby poszukiwać ochrony gdzieś dalej i nie chce składać wniosku uchodźczego w Polsce. Jeśli tak deklarują, to azylowe procedury graniczne nie mają do nich zastosowania.
Ale to przecież nie oznacza, że wolno nam takie osoby tak po prostu odstawić do linii granicy, jak jakąś rzecz.
Kiedy rozpoczynał się kryzys na granicy polsko-białoruskiej w lecie 2021 roku, przygotowywałem dla rzecznika Pawlaka stanowisko, które skierowaliśmy do Komendanta Głównego Straży Granicznej (z podpisem Dyrektora Zespołu Prezydialnego). Wskazaliśmy, że nawet migrantów, którzy nie chcą ochrony międzynarodowej w Polsce, a znaleźli się nielegalnie na terytorium RP, nie wolno nam zawracać na Białoruś. Narusza to bowiem obowiązki Straży Granicznej do prowadzenia przeciwko takim osobom postępowania powrotowego („deportacyjnego”), w którym muszą sprawdzić, czy w kraju pochodzenia te osoby nie są narażone na utratę życia, zdrowia, wolności, bezpieczeństwo, czy w ich kraju mogłyby zostać naruszone prawa dziecka.
Z myślą o takich sytuacjach mamy w ustawie o cudzoziemcach instytucję zgody na pobyt ze względów humanitarnych. Odpowiedzią m.in. na to stanowisko była po kilku miesiącach ta niehumanitarna decyzja ustawowa, aby całościowo wyłączyć cudzoziemców, którzy przekroczyli granicę polsko-białoruską z tego gwarancyjnego reżimu. I Straż Graniczna nie ma już obowiązku sprawdzać sytuacji migrantów. Po prostu zawraca ich na Białoruś.
Pan będzie się skupiał na ochronie praw dzieci migrantów i cudzoziemców, Monika Horna-Cieślak jest uwrażliwiona na przemoc w rodzinie. A kto się zajmie prawami dzieci na masową skalę łamanymi w szkołach, gdzie poziom stresu osiąga czasem niebezpieczny poziom.
Jeśli chodzi o prawa ucznia, to będziemy promowali telefony zaufania, zarówno ten nasz 800-12-12-12, jak i każdy inny.
Od wybuchu wojny w Ukrainie w lutym 2022 r. przychodzę co poniedziałek do Biura Rzecznika i odbieram telefony, zwłaszcza dzieci i młodych Ukraińców oraz ich rodziców, czy opiekunów tymczasowych. Mamy w Polsce kilkaset tysięcy ukraińskich dzieci, często straumatyzowanych, które doświadczyły wojny, i o nie też będziemy się troszczyć. Niepokoi mnie, że przymknęliśmy oko na to, że te dzieci funkcjonują często tylko w trybie nauki zdalnej w szkolnictwie ukraińskim. A co z obowiązkiem szkolnym wynikającym z naszego prawa oświatowego?
Jeśli ukraińskie dzieci zostaną u nas dłuższy czas i będą miały przerwę w szkolnej edukacji, dwuletnią, trzyletnią, to co z nimi będzie?
Zwłaszcza, że docierają do nas sygnały, że wiele dzieci z Ukrainy nie uczestniczy w żadnym procesie edukacyjnym, ani nie chodzą do polskich szkół, ani do szkół ukraińskich w Polsce, ani nie uczą się zdalnie w systemie ukraińskim. Taka luka edukacyjna może poważnie naruszyć ich prawa, odebrać im wiele szans już w dorosłym życiu.
Ale wracając do polskich dzieci. Co poniedziałek, słyszę, ile serca koledzy i koleżanki wkładają w każdą rozmowę, gdy dziecko czy osoba młoda informuje, że ma problem, że nauczyciel ją źle traktuje, że panicznie boi się egzaminu czy klasówki, wreszcie, że jest ofiarą prześladowania przez rówieśników. Czasem wystarczy rozmowa, ale zdarzają się sytuacje ekstremalnie trudne, kiedy musimy informować policję, że zagrożone jest życie dziecka.
Wisi w powietrzu propozycja powołania instytucji Rzecznika Praw Ucznia, mówi o tym także pani ministra edukacji Barbara Nowacka.
Monika i Janek dostają ze środowiska osób młodych sygnały, że taka instytucja jest pilnie potrzebna. Czy ją powołać w ramach resortu edukacji, trochę tak, jak Rzecznik Praw Pacjenta, który działa w orbicie Ministerstwa Zdrowia? Czy lepiej w ramach naszego Biura Rzecznika Praw Dziecka? A może ulokować rzeczników praw ucznia w województwach, przy kuratoriach oświaty, bo wtedy będą silniej obecni lokalnie?
Może rzecznik praw uczniowskich powinien być usytuowany poza ministerstwem czy kuratoriami, bo jest instytucją kontrolną? Tak jak Stowarzyszenie Umarłych Statutów, które nawet na pisowskich kuratoriach potrafiło wymusić wiele decyzji.
Może tak? Nie ma żadnej decyzji, będziemy o tym debatowali. A działalność Stowarzyszenia, oczywiście ją znam i jestem ich fanem, potrafili precyzyjnie wskazać, jak łamane są w szkole uczniowskie prawa.
Jesteśmy też w przededniu powołania rady społecznej czy konsultacyjnej osób młodych przy RPD. Monika powtarza, że nic o osobach młodych bez nich i bardzo słusznie! To w końcu ich rzecznik.
Mam takie marzenie, żeby do naszej rady konsultacyjnej zaprosić też dzieci cudzoziemskie.
Czy w swojej agendzie macie prawa tzw. rodzin tęczowych, w których według szacunków organizacji LGBT może wychowywać się nawet 50 tys. dzieci?
Chciałbym, żebyśmy byli także głosem dzieci, które są wychowywane przez pary jednopłciowe. Myślmy np. o zabezpieczeniu tych dzieci na wypadek, gdy jedno z rodziców/opiekunów umiera – co wtedy z więzią dziecka z drugim z rodziców/opiekunów,
jak sprawić, żeby nasz system opiekuńczy tęczową rodzinę „widział”?
Chodzi też o ochronę praw dzieci, które mają w swoich aktach urodzenia, np. kanadyjskich czy brytyjskich, wpisanych jako rodziców dwie kobiety albo dwóch mężczyzn. Będziemy szukali rozwiązań odpowiadających dobru i najlepszemu interesowi tych dzieci.
*Adam Chmura. W 2013 r. ukończył z wyróżnieniem Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Już na studiach angażował się w działania organizacji pozarządowych promujących prawa człowieka, prawa dziecka i zasadę równego traktowania.
W latach 2011-2016 związany ze Stowarzyszeniem Interwencji Prawnej (SIP), udzielał nieodpłatnych porad prawnych cudzoziemcom, prowadził ich sprawy jako pełnomocnik i wielokrotnie – jako kurator procesowy – reprezentował w postępowaniach małoletnich bez opieki. Odpowiadał w SIP za współpracę ze Strażą Graniczną (m.in. zabiegał o ograniczenia umieszczania dzieci w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców i poprawę warunków pobytu małoletnich w tych placówkach).
W 2014 r. brał udział w monitoringu strzeżonych ośrodków prowadzonym, na zaproszenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przez SIP i Helsińską Fundację Praw Człowieka (HFPC) – współautor raportu pokontrolnego.
Uczestniczył we wszystkich etapów prac nad projektem nowej ustawy o cudzoziemcach, przedstawiciel SIP i HFPC podczas posiedzeń odpowiednich podkomisji i komisji Sejmu i Senatu RP – współautor kilkudziesięciu poprawek do ustawy, a w kolejnych latach także do jej nowelizacji oraz nowelizacji ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony.
Do 2016 r. współpracował badawczo i szkoleniowo także m.in. z Fundacją Ocalenie, Stowarzyszeniem Nomada, poznańskim Migrant Info Point, a w szczególności – z Instytutem Spraw Publicznych, gdzie zajmował się ochroną praw człowieka, prawami cudzoziemców, postępowaniem uchodźczym.
W latach 2016-2021 (najpierw jako urzędnik, a następnie jako współpracujący z BRPD radca prawny) wspierał działania Rzecznika Praw Dziecka m.in. przygotowując projekty wystąpień generalnych i propozycji legislacyjnych przedstawianych następnie Ministrowi Sprawiedliwości, Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji, Ministrowi Rodziny i Polityki Społecznej, sądom apelacyjnym oraz innym organom i instytucjom. Aktywny procesualista, autor skutecznych interwencji procesowych Rzecznika i jego przedstawiciel w postępowaniach administracyjnych i sądowych, zwłaszcza przed wojewódzkimi sądami administracyjnymi i Naczelnym Sądem Administracyjnym. Koordynator kontroli, które RPD podejmował w latach 2016-2019 wobec polskiej administracji migracyjno-azylowej, m.in. Placówki Straży Granicznej w Terespolu i strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców oraz autor wystąpień pokontrolnych Rzecznika.
Od chwili wybuchu w lutym 2022 pełnoskalowej wojny w Ukrainie ponownie wspierał Rzecznika w ramach dyżurów telefonicznych Dziecięcego Telefonu Zaufania (800 12 12 12), udzielając informacji prawnych dzieciom bez opieki i rodzinom, które opuściły Ukrainę i znalazły schronienie w Polsce.
Doświadczony trener z zakresu praw człowieka, praw dziecka, prawa migracyjnego i azylowego oraz postępowania administracyjnego – od 2012 r. prowadzi liczne szkolenia i warsztaty poświęcone tej tematyce dla pracowników organizacji pozarządowych (także spoza Polski – Ukraina i Gruzja), adwokatom i radcom prawnym (w 2022 r. tutor kursu „Prawa człowieka i azyl” w ramach programu HELP Rady Europy), urzędnikom, pracownikom powiatowych centrów pomocy rodzinie, placówek pieczy zastępczej oraz samym cudzoziemcom. Autor licznych opracowań i analiz dotyczących tych zagadnień.
Radca prawny – członek Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie, a w jej ramach Komisji Zagranicznej i Praw Człowieka. Od 2019 r., aż do powołania na stanowisko Zastępcy Rzecznika Praw Dziecka, prowadził własną praktykę radcowską skoncentrowaną na takich obszarach, jak prawa cudzoziemców, prawa dziecka i postępowania administracyjne.
Prawa człowieka
Rzecznik Praw Dziecka
Granica polsko-białoruska
Marek Michalak
Monika Horna-Cieślak
prawa dziecka
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze