Nie nadążam z opisywaniem wojennej rzeczywistości, zniszczeń, tortur i strat. Rosjanie zabijają Ukraińców całymi rodzinami jak wtedy, w czasach Hołodomoru. Wtedy ludzie umierali z braku jedzenia, dzisiaj od pocisków. Jednak to są zbrodnie tych samych sprawców
Na zdjęciu: Mężczyzna pociesza Jarosława Bazylewicza (po prawej), którego rodzina zginęła w ataku rakietowym we Lwowie 4 września 2024 r. Rosyjski atak na Lwów zabił siedem osób, w tym troje dzieci. (Zdjęcie: YURIY DYACHYSHYN / AFP).
Rosjanie byli przygotowani do tej wojny w najdrobniejszych szczegółach. Główny Zarząd Wywiadu (HUR) Ukrainy informuje, że przygotowanie obejmowało tworzenie list egzekucyjnych, mobilnych krematoriów i masowych grobów.
Jak żyć w kraju, ogarniętym wojną? Skąd brać siły, inspiracje? Nad tym codziennie zastanawiają się Ukrainki i Ukraińcy. My też powinniśmy. Nie tylko dlatego, że to dzieje się tak blisko. Ale też dlatego, że możemy się wiele od nich nauczyć. Dlatego powstał ten cykl o ukraińskiej codzienności w najtrudniejszych czasach. O ludziach.
„Na listach egzekucyjnych mieli znaleźć się nauczyciele języka ukraińskiego, literatury, historii, weterani ATO [strefy konfrontacji ukraińsko-rosyjskiej w Donbasie przed 2022 – red.], dziennikarze, naukowcy, pisarze, duchowni Prawosławnej Cerkwi Ukrainy i innych wyznań, którzy wspierali Ukrainę, osoby publiczne i polityczne, szefowie organów państwowych i samorządowych” – mówił 22 listopada, w przededniu upamiętnienia w Ukrainie ofiar Hołodomoru Kyryło Budanow, szef ukraińskiego wywiadu podczas wystąpienia na forum „Ludobójcze praktyki Federacji Rosyjskiej w Ukrainie: od Hołodomoru do wojny rosyjsko-ukraińskiej”. Dzień pamięci Hołodomoru obchodzony jest co roku w czwartą sobotę listopada.
Czyli przede wszystkim chcieli likwidować tych, którzy są głosem narodu. Radzieckie władze zaprzeczały, że przyczyniły się do Hołodomoru, sztucznie wywołanego głodu, w latach 1932-33. Miało nie być odważnych, takich jak 90 lat temu walijski dziennikarz Gareth Jones, którzy mówiliby prawdę o działaniach obywateli Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy.
Chociaż w czasach mediów społecznościowych i postępu technologii ukrycie takich zbrodni jest mało możliwe. O Hołodomorze zresztą świat też wiedział. Pamiętam z filmu dokumentalnego cytaty z listów ambasadorów państw zachodnich w ZSRR do swoich rządów, z opisami, jak w poszukiwaniu jedzenia do miast przybywają wychudzeni chłopi, jak na chodnikach leżą ciała, które są wywożone ciężarówkami.
Ukraińcy, dla których Hołodomor stał się traumą, od początku pełnoskalowej wojny wiedzieli, że nie mogą dopuścić do tego, żeby świat nie zauważył, jak ich znowu zabijają.
Wiktoria Roszczyna, ukraińska dziennikarka, zginęła w rosyjskiej niewoli. Przebywała tam ponad rok (to była jej druga niewola; wcześniej, w marcu 2022 roku, spędziła w rosyjskiej piwnicy 10 dni). Na początku sierpnia 2023 roku pojechała do obwodu zaporoskiego na tereny tymczasowo zajęte przez FR.
Chciała napisać o tym, jak się żyje pod rosyjską okupacją.
Kilka razy jej udawało się wrócić z materiałami. Na początku października ojciec Wiktorii otrzymał od rosyjskiego ministerstwa informację, że jego córka nie żyje, a jej ciało zostanie zwrócone stronie ukraińskiej w ramach wymiany (takie wymiany obejmują często więcej osób, niż wymiany żywymi jeńcami). Miała 27 lat. Tyle, co ja.
Nie nadążam z opisywaniem wojennej rzeczywistości, zniszczeń, tortur i strat. Rosjanie zabijają Ukraińców całymi rodzinami jak wtedy, w czasach Hołodomoru. (Na terenach okupowanych nowe władze zachęcały 23 listopada, by „wydawać” osoby, które uszanowały pamięć ofiar i zapaliły na parapecie znicze, ponieważ Hołodomor „nie był zbrodnią”; 90 lat temu władze radzieckie namawiały kolaborantów, żeby donosili na swoich sąsiadów, którzy ukrywali ziarno, żeby wykarmić swoje rodziny).
Wtedy ludzie umierali z braku jedzenia, dzisiaj od pocisków.
Jednak to są zbrodnie tych samych sprawców. Te same ręce, które teraz do nas strzelają, zabierały naszym przodkom chleb, Różne metody, które prowadzą do tego samego rezultatu.
Nie do zniesienia jest oglądanie w mediach kolejnej procesji żałobników. Na czele Maksym Kułyk. Starsi mężczyźni schwycili go z każdej strony i prawie niosą. Każdy krok dla Maksyma jest trudny. Idzie jak na Golgotę. W rosyjskim ataku stracił żonę i trójkę dzieci, w tym dwumiesięczne niemowlę. W żałobnym kondukcie, zamiast być w szkole, idą też rówieśnicy 10-letniego Kyryła. Niosą kwiaty, portrety kolegi i jego bliskich z czarnymi wstążkami. Znajomi mówią dziennikarzom, że była to wierząca i dobra rodzina. Opiekowali się osobami w kryzysie bezdomności, rozdawali im ciepłe obiady.
„Jest mi teraz bardzo ciężko i będzie – bez was” – żegna się Maksym z rodziną. Na trumnach leżą zabawki. Podczas pogrzebu znowu wyje alarm przeciwlotniczy.
„Zawsze się bałem, że w pracy trafi mi się martwe dziecko [...]. A pierwsze było moje dziecko” – mówi w reportażu Radio Swoboda Ołeksandr Zinczenko, ratownik. W marcu 2022 roku w jego dom trafił pocisk. Przyjechał na akcję ratowniczą do siebie.
Pod gruzami zginęli jego 5-latni syn, żona, która była w ciąży i teściowa.
„Poprosiłem o minutę ciszy. Myślałem, że może usłyszę ich głosy. Było ciemno. Nic nie widać. Kiedy jako pierwszą odkopali teściową, [...] zdałem sobie sprawę, że nie ma żadnych oznak życia. Rozumiałem, że Kyryło z Janą również… Kiedy ich odkopałem, to w ogóle nie rozumiałem, co mam dalej robić” – mówi.
Pogrzebowi towarzyszyły rosyjskie ostrzały. Trzeba było chować się do mogił.
Ołeksandr pracuje jako ratownik w Charkowie.
„Nie uratowałem swoich, ale ratuję innych” – mówi do kamery.
„Jest ciężko, ale co robić? Kto, jak nie ja, albo ktoś inny, pomoże tym ludziom”.
Niedawno opisywałam w OKO.press, jak kobiety sobie radzą z bólem straty. Ból mężczyzn nie jest mniejszy. To samo pytanie zadała Maja Oreł w tekście „Nie piszę wiadomości do zmarłego syna”, który został opublikowany na portalu hromadske.ua. Autorkę poruszyła informacja, że kilka tygodni po pogrzebie syna, który poległ na froncie, powiesił się jego ojciec.
Bohater jej tekstu, Andrij Szyrenkow, który też stracił syna na wojnie, pyta, czy będzie „delikatna”: jest pierwszą osobą, z którą rozmawia na ten temat. A minęło półtora roku.
Żona Andrija długo po pogrzebie pisała wiadomości do syna, też Andrija, w mediach społecznościowych.
„Ja nie pisałem. Pisać po tym, co zobaczyłem w kostnicy? Ale jak można nosić to wszystko w sobie?” – pyta retorycznie.
Ta historia wbrew swojemu tragizmowi też jest o nadziei.
Andrij z czułością opowiada dziennikarce o synu, o orzechach i morelach, które sadził, o tym, że w ich rodzinie jest „miłość i szacunek”.
„Mogliśmy razem łowić ryby, składać i rozbierać coś, po prostu spacerować wzdłuż brzegów Dunaju, wrzucać kamienie do wody i rozmawiać. Dla mnie to nigdy nie był stracony czas. Zawsze miałem o czym rozmawiać z moim synem” – mówi.
„Często go przytulałem. Nigdy nie ukrywałem swojej czułości dla niego. Dlaczego? Uściski nie hańbią ojca. I on mnie przytulał, nie wstydził się mnie przytulać”.
Przy życiu Andrija trzyma farma ślimaków, którą założył jeszcze z synem.
Marzy o tym, żeby w okolicy zbudować ośrodek rehabilitacyjny dla żołnierzy, myśleli o tym jeszcze na długo przed pełnoskalową wojną. Na razie nie ma środków na zrealizowanie tego planu, ale na farmie gościł już sieroty, wdowy po żołnierzach, weteranów. Chce, żeby odpoczęli od wojny i przeżyli chwilę radości.
„I jak bawiły się [sieroty] ślimakami! [...] Osoba, która im towarzyszyła, powiedziała, że po raz pierwszy od dawna widziała uśmiech na ich twarzach” – opowiada dziennikarce hromadske.ua Andrij.
„Z synem zawsze wierzyliśmy, że dobro powinno zwyciężać zło, nie tylko w bajkach”.
19 listopada minęło tysiąc dni od początku wojny. 21 listopada w Ukrainie obchodzono Dzień Godności i Wolności – święto upamiętniające początek dwóch ukraińskich rewolucji: Pomarańczowej Rewolucji oraz Rewolucji Godności, które zaczęły się w tych dniach w 2004 oraz 2013 roku. Wtedy Ukraina demonstrowała proeuropejskie aspiracje, co nie mogło nie zaniepokoić Kremla.
(W dniu, kiedy Ukraina wspominała ofiary Hołodomoru, pojawiły się informacje amerykańskiego wywiadu o tym, że prawdopodobnie to rosyjski wywiad stoi za otruciem Wiktora Juszczenki w 2004 roku, kiedy był kandydatem na prezydenta Ukrainy i chciał integracji Ukrainy z Zachodem; za czasów Juszczenki przywrócono pamięć historyczną Ukraińców, zwłaszcza temat Hołodomoru).
„Tysięczny dzień wojny oznacza, że Ukraina jest i będzie”
– mówi mężczyzna w reportażu charkowskiego Gwara Media.
„Tysięczny, czy pięćsetny – są jednakowo okropne. Nawet nie liczymy tych dni. Obudziliśmy się – dzięki Bogu. Żyjemy i cieszymy się tym, że jesteśmy w swoim mieście” – mówi inna osoba. Ludzie wierzą w Siły Zbrojne Ukrainy oraz oczekują na zwycięstwo.
Co ich trzyma w mieście, które codziennie jest celem rosyjskich ataków?
„Miłość do swojego miasta i nadzieja, że wszystko będzie dobrze” – mówi do kamery kobieta.
25 listopada po rosyjskim ataku na centrum Charkowa, podczas którego zostało rannych 20 osób, Wołodymyr był w pracy. Z zakrwawioną twarzą (wybiło mu też zęby) mówi dziennikarzom Gwara Media, że będzie to już czwarty czy piąty raz trzeba będzie odbudowywać.
„No nic. Wszystko będzie dobrze” – mówi i sięga po papierosa. „Będzie zwycięstwo”.
Przerażające, że ataki stały się codziennością. Właśnie po tym ataku 25 listopada w Charkowie, kiedy zostało uszkodzonych około 40 budynków, starszy pan przyszedł do urzędu, w którym wszędzie leżą odłamki szkła oraz inne zniszczenia, zapytać, czy dzisiaj pracują. U osoby, która to nagrywa, to pytanie zagubionego staruszka wywołuje lekki śmiech. W Ukrainie ludzie już zżyli się z wojną.
Gorąco w zwycięstwo wierzy i Hałyna – starosta wsi na Ługańszczyźnie. Wiosną 2022 roku była co najmniej pięć razy torturowana prądem przez rosyjskich żołnierzy za to, że wcześniej wspierała ukraińskie wojsko.
„Szydzili ze mnie. Wchodzili [Hałynę trzymali w szkolę, przykutą do kaloryfera], podnosili mi koszulę i jeden drugiemu pokazywał moje plecy. Smotri, diwersantka – mówi – bijemy ją, a ona milczy” – opowiada Hałyna w Radiu Swoboda. Zanim zabrali ją z domu, pożegnała się ze swoim mężem. Po jakimś czasie okupanci zwolnili Hałynę, ale kazali jej donosić na sąsiadów.
„Kiedy przyszłam do domu [...], mówię [do męża]: Kola, dawaj, uciekniemy. A on mówi: Halu, przecież powiedzieli, że nam gardło poderżną, nie wolno nam z podwórka wychodzić. [...] Jeśli już nas złapią, to gardło nam poderżną, tak czy siak, ” – wspomina te straszne chwile Hałyna. Przejście na drugą stronę frontu zajęło im cały dzień. Wieczorem odebrali ich ukraińscy wojskowi. Jesienią 2022 roku SZU uwolniły jej wieś. Hałyna pojechała zobaczyć, co z domem. Wieś jest całkowicie zniszczona.
„Wtedy nie płakałam. Teraz zaczęłam płakać” – mówi. „Wierzę w zwycięstwo. Bardzo ufam naszym Siłom Zbrojnym, bardzo. Dla mnie są najlepsi” – Hałynie ma łzy w oczach. Opowiadając o tym, jak była torturowana, nie płakała.
Mimo strat i bólu, który niesie wojna, nadal większość osób wierzy w zwycięstwo Ukrainy. Według ostatniego sondażu grupy socjologicznej Rejting uważa tak 88 proc. respondentów. To mniej niż na początku pełnoskalowej wojny (w kwietniu 2022 roku takie przekonanie miało aż 97 proc.), jednak ten poziom nadziei wciąż jest bardzo wysoki.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze