Po tym jak Lex Czarnek wraca w wersji "poselskiej", optymiści liczą na powtórne prezydenckie weto. Czy jednak udobruchany odmrożeniem swego projektu prezydent nie pójdzie na ugodę z Czarnkiem? Połączenie Czarnka i Dudy byłoby dla szkół podwójnym nieszczęściem
Z ostatniej chwili (godz. 16): Według informacji OKO.press PiS pod naciskiem środowisk prawicowych (m.in. Ordo Iuris) wycofa się w lex Czarnek 2.0 z dwóch najbardziej kontrowersyjnych warunków, jakie chciał postawić edukacji domowej: limitu 50 proc. uczniów oraz konieczności zapewnienia miejsc stacjonarnych wszystkim uczniom w edukacji domowej ("na wszelki wypadek")
Wiele może się rozstrzygnąć już dzisiaj, we wtorek 25 października. Lex Czarnek zawetowany przez Andrzeja Dudę 2 marca 2022, wracający jak "projekt poselski", spotka się z zamrożonym od 3 lipca 2020 roku prezydenckim projektem rodzicielskich referendów dopuszczających do szkół organizacje społeczne. Sąsiadują w porządku obrad zdominowanej przez PiS sejmowej komisji edukacji, której głosowanie będzie zapowiedzią głosowania całej izby:
Brzmi skomplikowanie?
Objaśnimy po kolei, na czym polegają obie nowelizacje i jak można je "pożenić" w kluczowej kwestii blokowania dostępu do szkół organizacjom społecznym. To byłby najczarniejszy scenariusz.
Pokazujemy, co połączenie obu nowelizacji oznaczałaby dla organizacji, m.in.
wydłużałby procedurę wyrażenia (ewentualnej) zgody rodziców w referendum oraz kuratora na prowadzenie zajęć w szkole do... 141 dni, praktycznie - do pół roku szkolnego.
Zastanawiamy się jednak, czy prezydent naprawdę pójdzie na ugodę z Czarnkiem. Musiałby zaprzeczając idei, która stoi za jego pomysłem referendów, czyli oddania decyzji rodzicom. Bo w lex Czarnek o wszystkim decyduje kurator, czyli ministerialny urzędnik.
Pytamy, jaką strategię mają przyjąć organizacje społeczne i opozycja polityczna.
Oba projekty nowelizacji tej samej ustawy oświatowej łączy zamiar ograniczenia autonomii szkoły, czyli swobody decyzji dyrekcji, reprezentacji rodziców i samych nauczycielek i nauczycieli.
Projekt Dudy jest malutki (8 stron, w tym 5 uzasadnienia). Prezydent chce wprowadzić referenda wśród rodziców, które miałyby każdorazowo dopuszczać lub zakazywać działalności w szkole organizacjom społecznym.
Nowelizacja poselska z 20 października 2022 (podpisana przez 28 posłów i posłanek PiS) liczy 81 stron (w tym 52 uzasadnienia) i skupiona jest na "wzmocnieniu roli organu sprawującego nadzór pedagogiczny, w tym w szczególności kuratora oświaty". Zwiększona kontrola państwa ma objąć także szkoły niepubliczne i zablokować rozwój edukacji domowej.
Projekt Dudy stawia na skrajnie, absurdalnie rozumianą demokrację bezpośrednią, kosztem uprawnień dyrekcji i wybieranej reprezentacji, czyli rady rodziców. Wystarczy cytat z uzasadnienia: "Opinia rady rodziców co do organizacji zajęć dodatkowych, mimo iż rada rodziców reprezentuje ogół rodziców, może jednak nie odzwierciedlać poglądów większości rodziców". Projekt de facto ogranicza prawa rodziców do udziału swoich dzieci w zajęciach, które przecież nie są obowiązkowe (więcej o tym - dalej).
Czarnek 2.0 to próba zwiększenia kontroli ministra za pośrednictwem jego urzędników.
Oba projekty łączy skupienie uwagi na "stowarzyszeniach i innych organizacjach, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej i innowacyjnej szkoły lub placówki". Tylko fundacje i stowarzyszenia mają zostać poddane kontroli.
Inne podmioty, np. firmy edukacyjne mogłyby prowadzić działalność w szkole bez opisanych przez Dudę i Czarnka ograniczeń.
Wyjaśnieniem jest ideologiczny i polityczny cel, wspólny dla obu inicjatyw, oraz podobna nieufność wobec organizacji społecznych, zwanych też pozarządowymi.
Andrzej Duda zapowiedział swój projekt 3 lipca 2020, między I a II turą wyborów. W kampanii głosił, że chce wprowadzić „zakaz propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych” i w tym kontekście rozwodził się nad prawem rodziców do wychowywania dzieci "zgodnie z własnymi przekonaniami”. Komentowaliśmy w OKO.press, że pomysły Dudy - przedstawiane już wcześniej, w listopadzie 2018 roku - nawiązują (może mimowolnie) do surowo egzekwowanego od 2013 roku zakazu "propagowania nietradycyjnych zachowań seksualnych wśród nieletnich" w putinowskiej Rosji.
Przed II turą wyborów Duda chciał przy okazji zjednać sobie przychylność wyborców Krzysztofa Bosaka, który również opowiada się za ograniczaniem działalności w szkole organizacji społecznych, zwłaszcza LGBT (program Ruchu Narodowego postuluje "konstytucyjną ochronę dwóch płci" jako sposób na "relatywizowanie płci czy normalizacji transseksualizmu" i szerzej walkę ze "szkodliwym paradygmatem gender").
Przemysław Czarnek z kolei jest najskrajniejszym w rządzie ideologiem katolickiego fundamentalizmu i antygenderowej obsesji, jaka ogarnęła skrajną prawicę nie tylko w Polsce. Głosi program "obrony polskiej szkoły" przed – jak sam je określa – "ideologiami neomarksistowskimi, takimi jak gender, ideologia LGBT, wojujący ateizm, [które] dążą do wyrzucenia Boga, prawa naturalnego i jego konkretyzacji, czyli Dekalogu, z życia Europy".
Narzędziem lewackiej ideologii mają być organizacje społeczne, wspierane przez niektóre samorządy. Dlatego trzeba je wyeliminować ze szkół.
"Organizacje pozarządowe, które chcą wchodzić do szkół na zaproszenie samorządów, szczególnie w wielkich miastach, powinny najpierw przedłożyć materiały, z których będą korzystać na lekcjach po to, żeby rodzic wiedział, matka, ojciec, czego ich dziecko będzie uczyło się na zajęciach dodatkowych" - tłumaczy Czarnek.
Pytany o "projekt posłów" Przemysław Czarnek mówi rzeczy wzajemnie się wykluczające: "To jest projekt poselski, proszę pytać wnioskodawców". I po chwili: "Od razu [po wecie - red.] zapowiedzieliśmy z panem prezydentem, że będziemy ten projekt ustawy z nim konsultować".
Jacy my, skoro to projekt poselski?
Czarnek: "Posłowie konsultowali ten projekt z przedstawicielami pana prezydenta. Nic nowego pod słońcem".
To "nic nowego pod słońcem" może oznaczać, że doszło do paktu Czarnek - Duda i prezydent odstąpi od weta w zamian za dowartościowania swego projektu, który od 27 miesięcy leży w sejmowej zamrażarce.
Andrzej Duda, przypomnijmy, wetował Lex Czarnek 2 marca 2022, sześć dni po inwazji Rosji na Ukrainę. Mówił wtedy do opozycji i organizacji społecznych: „Wykonałem wasz apel. Nie mówię, że nie miałem zastrzeżeń do tej ustawy. Miałem, ale był w niej też szereg rozwiązań, które powinny zostać wprowadzone. Ale odłóżmy to na później. Na razie jest weto”.
„Nie są nam potrzebne kolejne spory. Niech ustawa nam nie przeszkadza w sprawach najważniejszych, bezpieczeństwa Polski".
Rzecz w tym, że pomysł referendów Dudy może być "twórczym wkładem" w Lex Czarnek 2.0, wpisać się w zapis o "radzie rodziców [która], przed wydaniem opinii, przeprowadza z rodzicami uczniów konsultacje w sprawie podjęcia przez dane stowarzyszenie lub inną organizację, działalności w szkole".
Wystarczy doprecyzować, że konsultacje przybiorą postać referendów. Czyli wcisnąć małego Dudę do wielkiego Czarnka.
Odbyłoby się to zapewne tak, że większość sejmowa przegłosowałaby oba projekty, żeby także Duda miał swoje pięć minut.
Oczywiście nie wiadomo, czy w prezydencie nie odezwie się głos Agaty Dudy, która - jako była nauczycielka - świetnie rozumie szkody, jakie Czarnkowe zakusy wyrządziłyby edukacji.
Opozycja i cały ruch społeczny w obronie wolnej szkoły stają wobec dylematu: jak potraktować prezydenta? Jako sojusznika, który może po raz drugi zawetować Czarnka? Czy jako przeciwnika, który sprzymierzy się z Czarnkiem? W tym pierwszym przypadku, czy poprzeć jego projekt nowelizacji na zasadzie "mniejszego zła"?
Organizacje społeczne zachęcają prezydenta do powtórzenia weta. Mogą przywołać art. 48 Konstytucji RP: "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami", który jest podstawą uzasadnienia projektu referendów. Bo istota lex Czarnek to oddanie decyzji w ręce ministra i jego urzędników.
Szkody z pomysłu referendów są jednak nieporównanie mniejsze niż te wynikające z wzięcia za twarz całego szkolnictwa, łącznie z edukacją niepubliczna i domową, jakie proponuje Czarnek i rząd w postaci 28 PiS-owskich osób.
Obecny stan prawny zostawia zapraszanie organizacji społecznych w rękach szkoły. Zgodnie z zasadą, że w edukacji im mniej regulacji, tym lepiej (cała ustawa oświatowa Finlandii liczy 24 strony!), opisuje rzecz w 4 punktach: 1. w szkole mogą działać organizacje społeczne, które mają w statucie cele edukacyjne, 2. wymaga to zgody dyrekcji pod warunkiem pozytywnej opinii rady szkoły i rady rodziców; 3. jak nie ma rady, to opinia nie jest wymagana, 4. to wszystko nie dotyczy szkół niepublicznych. Decyzja jest dwustopniowa: rada i dyrektor/ka. Raz, dwa.
Na takiej podstawie tysiące szkół i przedszkoli zaprasza organizacje, które wspomagają edukację w formie zajęć pozalekcyjnych, akcji społecznych i charytatywnych, szkoleń nauczycieli, wsparcia organizacyjnego, merytorycznego czy sprzętowego, a także wsparcia psychologicznego dzieci i młodzieży, co ma znaczenie wobec braku pedagogów i psychologów szkolnych. Organizacje uczą języków, prowadzą działania rozwijające i wyrównujące szanse uczennic i uczniów z rodzin i środowisk o mniejszym kapitale kulturowym, pomagają szkole radzić sobie z patologiami (jak bullying, czyli znęcanie się, czy narkotyki), organizują zajęcia artystyczne (w przedszkolach), uzupełniają edukację o wychowanie seksualne, czy równościowe, a obecnie na dużą skalę wspomagają szkołę w integrowaniu dzieci i młodzieży z Ukrainy. Na masową skalę zajmują się też sportem w Uczniowskich (Szkolnych) Klubach Sportowych.
Wejście organizacji społecznych do szkół (placówek) miałoby wg lex Czarnek 2.0 wymagać pokonania toru przeszkód.
Załóżmy, że lex Czarnek 2.0 obowiązuje już w tym roku szkolnym i organizacja X chciałby np. przeszkolić nauczycieli w edukacji wielokulturowej albo wejść z kolejną edycją akcji "Szkoła z klasą".
Już 2 września 2022 (piątek) fundacja przyszła do dyrekcji na rozmowę i poznała warunki. Trzy dni później, 5 września wraca z kompletem materiałów (w praktyce mało realne, ale przyjmijmy, że się udało). Zgodnie z nowelizacją:
Nie jest to nadmiernie precyzyjne, ale wygląda na to, że od momentu zgłoszenia zajęć do wydania opinii przez radę szkoły i radę rodziców (ta pierwsza musi być, tej drugiej często w szkołach nie ma...) minie około pięciu tygodni, czyli w naszym przypadku nastąpi to 10 października 2022. Teoretycznie tego samego dnia dyrektor/ka może zawiadomić fundację, że może wejść na teren szkoły.
Ale to dopiero początek.
Jeżeli organizacja społeczna miałaby prowadzić zajęcia z uczniami, wymaga to "uzyskania pozytywnej opinii kuratora oświaty", przy czym - uwaga - nie mogą to być "obowiązkowe zajęcia edukacyjne, do których zalicza się zajęcia edukacyjne z zakresu kształcenia ogólnego i z zakresu kształcenia w zawodzie".
Innymi słowy, fundacja specjalizująca się w badaniach dziejów regionalnych, nie może poprowadzić razem z nauczycielką kilku lekcji historii, a fundacja Owsiaka nie wejdzie na zajęcia z"edukacji dla bezpieczeństwa" (przedmiot dla klas IV-VIII). Strażacy i policja mogą, Wielka Orkiestra nie.
Zajęcia pozalekcyjne wymagają przedstawienia kuratorom - uwaga, uwaga - nie później niż na 2 miesiące przed ich rozpoczęciem, "programu zajęć oraz materiałów wykorzystywanych do realizacji zajęć, a także pozytywnych opinii rady szkoły i rady rodziców".
W naszym przykładzie, jeżeli dyrektor zrobi to 10 października czyli natychmiast, gdy tylko zbierze wszystkie materiały (patrz - wyżej), może wystąpić z wnioskiem, by zajęcia zaczęły się dwa miesiące później, czyli 10 grudnia 2022, ale skoro to akurat sobota, więc - 12 grudnia.
Od 2 września minie już 101 dni.
"Kurator na wydanie opinii będzie miał 30 dni (jeśli jej nie wyda, będzie to automatycznie oznaczało zgodę na ich prowadzenie - wspaniałomyślnie proponują "posłowie", bo wiadomo, że kuratorium zatka się wnioskami). Te 30 dni mieszczą się jednak w dwóch miesiącach "wyprzedzenia".
Zbliżają się święta, załóżmy, że dyrektorka dostała zgodę ("pozytywną opinię") z kuratorium. Organizacja może wreszcie działać?
Niezupełnie, czy raczej zupełnie nie może.
Rodzice już wcześniej byli konsultowani przez radę rodziców, ale teraz czas na konsultacje bis. Dyrektor musi przedstawić rodzicom:
Policzmy najskromniej, że skuteczne przekazanie tych informacji rodzicom, którzy mają dzieci w różnych klasach, zajmie kolejny tydzień, czyli jest już 19 grudnia. Nareszcie można przystąpić do podpisywania, bo "udział w zajęciach, o których mowa, wymaga pisemnej zgody rodziców ucznia, a w przypadku ucznia pełnoletniego – tego ucznia".
Ile zajmie zbieranie tych podpisów? Dla części rodziców oznacza to konieczność wizyty w szkole. Minimum kolejny tydzień, czyli optymistycznie do... 26 grudnia, ale wtedy szkoła jest zamknięta na cztery świąteczne spusty. Żeby nie to, czas oczekiwania wyniósłby 114 dni i to przy wielu optymistycznych założeniach.
Innymi słowy, jeśli wszystko pójdzie sprawnie
fundacja, która zaczęłaby starania o poprowadzenie zajęć 2 września 2022, mogłaby wejść do szkoły najwcześniej w styczniu 2023, a w praktyce od II semestru.
Dla rozwiązania nagłych potrzeb i problemów szkoły oznacza to sytuację podobną do wyznaczenia przez NFZ terminu terapii małżeńskiej parze w poważnym kryzysie na za dwa lata (znany autorowi przypadek). Albo wyznaczenia biopsji przy podejrzeniu nowotworu za pół roku.
Według "projektu poselskiego" konsultacje z rodzicami są dwukrotne, ale pozostawiono tu niepokojące niedopowiedzenie: "sposób przeprowadzania konsultacji oraz sposób i częstotliwość informowania rodziców uczniów o wynikach monitorowania rada rodziców określi w regulaminie swojej działalności".
Andrzej Duda ma konkretne propozycje, gotowe do wykorzystania.
Andrzej Duda jako prezydent nie miał szczęścia do referendów (pomysłu referendum konstytucyjnego nikt nie potraktował poważnie, a w lipcu 2018 PiS dał mu kosza), ale nie zniechęcił się. Jak miałyby działać referenda w szkole?
Wróćmy do przykładu z fundacją, która chce podjąć "działalność w szkole" (u Dudy nie ma zakazu prowadzenia zajęć nawet w ramach normalnych lekcji) i 2 września 2022 przyszłaby do szkoły z propozycją. Gdyby nowelizacja prezydenta została uchwalona, organizacja dowiedziałaby się, że musi złożyć "prospekt informacji wychowawczej" (bezpłatnie - podkreśla projekt), a w nim przedstawienie:
Można się załamać. Na dodatek jak ci zależy i starasz się wypaść jak najlepiej, postarasz się także spełnić dodatkowe warunki, jakie prospekt może zawierać:
Ile czasu zajmie przygotowanie takich materiałów, zwłaszcza w wersji "prospekt plus"? Załóżmy optymistycznie, że 10 dni, czyli z 2 września skaczemy do poniedziałku 12 września.
Dyrekcja ma 14 dni na dostarczenie rodzicom prospektu (elektronicznie lub na papierze) i poinformowanie o zasadach referendum. Robi to zatem do 26 września.
W międzyczasie (bez szczegółów) musi jeszcze uzyskać "pozytywną opinii rady szkoły". Nie wiadomo, co zrobić, jak jej nie ma. Powołać ad hoc?
Na głosowanie w referendum rodzice mają tydzień (do 3 października). To akurat nie za dużo czasu na ustalenie, czy rodzice Dominiki, Stasia, Zofii... zgadzają się na wejście do szkoły fundacji X, czy też nie. Jeśli się nie wypowie, oznacza to zgodę.
Trzeba jeszcze policzyć wyniki i jeśli większość jest "za", to pewnie ok. 6 października można zaczynać. Minęły 34 dni. W porównaniu z Lex Czarnek piorunujące tempo.
Jest w tym wszystkim jeszcze jedna istotna komplikacja:
nie jest jasne, czy w referendum ma głosować jedno z rodziców, czy oboje. I co jeśli ich opinia się różni?
Rozbudowana procedura referendów mogłaby zająć miejsce niedopracowanego pomysłu Czarnka 2.0 na "konsultacje". Przypomnijmy: "Rada rodziców prowadzi konsultacje z rodzicami oraz może żądać od dyrektora szkoły lub placówki dodatkowych materiałów, informacji lub wyjaśnień niezbędnych do wydania opinii". Konsultacje "nie mogą trwać krócej niż 7 dni".
Gdy w to miejsce wstawić projekt referendów, czas wydłuża się o 34 dni (ale zarabiamy 7 dni na konsultacjach wg Czarnka), czyli "netto" dochodzi 27 dni. Trzeba je dodać do 114 dni starań wg Czarnka 2.0.
Uzyskujemy imponujący wskaźnik podwójnej kontroli organizacji społecznych: od dołu, przez rodziców i od góry przez kuratora czy kuratorkę, Razem zajęłoby to 141 dni.
Fundacja, która zaczęłaby starania 2 września 2022, mogłaby liczyć na zgodę 22 stycznia 2023, ale że to niedziela, to 23 stycznia. Po drodze fundacja pracowałaby za darmo, szykując całą masę materiałów i podejmując z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem decyzje np. kto będzie prowadził zajęcia. W praktyce jedno i drugie byłoby trudne do wykonania.
Taki byłby czarny sen polskiej edukacji i organizacji społecznych działających na jej rzecz.
Referendum szkolne może brzmieć jak pomysł z gruntu demokratyczny: niech rodzice decydują o swoich dzieciach. Jest tu jednak kilka zasadniczych nieporozumień.
W uzasadnieniu projektu prezydent powołuje się aż na cztery artykuły Konstytucji RP, z których najważniejszy jest art. 48 par. 1 "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
Rzecz jednak w tym, że w praktyce szkolnego referendum większość rodziców narzucałaby swoje przekonania wszystkim. Liberalna Warszawa wykluczyłaby wejście do szkoły organizacji proponującej konkurs wiedzy o "żołnierzach wyklętych", a konserwatywne Podlasie nie wpuściłoby edukatorów seksualnych.
Tymczasem w obu przypadkach jakaś część rodziców takich zajęć by chciała. Można by ich tego pozbawiać, gdyby zajęcia były obowiązkowe.
Ale nie są: proponowane przez organizacje społeczne działania (w tym zajęcia) nie są przecież obowiązkowe. Dlaczego większość miałaby pozbawiać mniejszość prawa do nauki swoich dzieci zgodnego z ich (mniejszości) poglądami?
W praktyce art. 48 Konstytucji przyjmuje tu postać "Rodzice mają prawo do wychowania cudzych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
Prezydent w uzasadnieniu ustawy powołuje się na trzy wyroki Trybunału Konstytucyjnego z roku 2003, 2005 i 2011. Dziwne z perspektywy PiS, bo były to czasy, gdy TK był kwintesencją "kasty sędziowskiej", a jego prezesami byli najpierw Marek Safjan (dziś sędzia TSUE), a potem odsądzany przez PiS od czci i wiary Andrzej Rzepliński.
Wszystkie trzy wyroki podkreślają prawo rodziców do wychowywania dzieci i obowiązki państwa do respektowania tego prawa, ale cały czas mowa o własnych dzieciach.
Przedstawiony tu czarny scenariusz zakłada, że prezydent Andrzej Duda, zadowolony, że jego projekt zyskuje poparcie posłów PiS w komisji i - w domyśle - zostanie też przegłosowany w Sejmie, nie wetuje lex Czarnek 2.0.
Oznaczałoby to jednak, że Duda sam sobie zaprzecza, bo jego koncept zakłada oddanie losu organizacji społecznych w ręce rodziców, a Czarnek 2.0 ubezwłasnowolnia całą społeczność szkolną. Kurator/ka miałby przecież podejmować decyzje w żaden sposób nie związana/y opinią wyrażoną przez rodziców, radę rodziców, dyrekcję szkoły.
Już tylko skrótowo wymieńmy kolejne elementy propozycji lex Czarnek 2.0, które musiałby zaakceptować Andrzej Duda w zamian za zgodę na swoje referenda.
Kuratorzy według lex Czarnek 2.0 mieliby wpływ na wybór tych dyrektorek i dyrektorów, którzy nie są nauczycielami. Wygrany konkurs nie wystarczy do objęcia funkcji, byłaby potrzebna jeszcze pozytywna opinia. Czyja? Kuratorium rzecz jasna
Prawdziwym polem do politycznych i ideologicznych manipulacji byłyby zapisy lex Czarnek 2.0 dotyczące zawieszenia i odwołania dyrektorów. Organ prowadzący, najczęściej samorząd, nie będzie mógł zrobić tego samodzielnie, bez pozytywnej opinii kuratora oświaty. Mało tego,
jeśli organ prowadzący będzie miał inne zdanie na temat dyrektorki swojej szkoły niż kurator i nie zmieni tego zdania w ciągu 30 dni, to o opinii zdecyduje kurator. I np. dyrektor poleci.
Nowelizacja dodaje listek figowy: kurator wyda ostateczną ocenę pracy dyrektora "po rozpatrzeniu stanowiska organu prowadzącego szkołę".
Co więcej, „w sprawach niecierpiących zwłoki związanych z zagrożeniem bezpieczeństwa uczniów” kurator mógłby zawiesić dyrektora w pełnieniu obowiązków, nawet przed złożeniem wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego.
Klauzula bezpieczeństwa uczniów, sformułowana w tak ogólny sposób, może stać się polem do politycznych interwencji. Szczególnie że PiS, a także kuratorzy tacy jak Barbara Nowak, uważają, że niebezpieczeństwo na dzieci sprowadzają dyrektorzy zapraszający do szkół sędziów, czy edukatorów antydyskryminacyjnych.
W pierwszym lex Czarnek min. Czarnek wycofał się z zapisów naruszających niezależność szkół niepublicznych. Lex Czarnek 2.0 do nich wraca.
Kurator miałby mieć możliwość natychmiastowej wizytacji placówki niepublicznej. „Wykonywanie w szkole lub placówce czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego powinno rozpocząć się nie później niż w terminie 7 dni od dnia otrzymania polecenia.
Niezrealizowanie polecenia organu sprawującego nadzór pedagogiczny będzie skutkowało wykreśleniem z ewidencji danej szkoły lub placówki”.
Pisaliśmy o tym osobno. Nowelizacja gwarantuje kontynuację nauki w ramach edukacji domowej, ale stawia tzw. szkołom macierzystym, które rejestrują takie nauczanie warunki de facto nie do spełnienia przy przyjmowaniu nowych uczniów i uczennic:
Jak pisaliśmy wyżej ok. 16.00 25 października dowiedzieliśmy się, że PiS chce wycofać się z dwóch punktów z powyższej listy: trzeciego (miejsce w szkole dla każdego ucznia w edukacji domowej) i czwartego (limit 50 proc. uczniów).
Lex Czarnek wprowadza także pozytywne zmiany do ustawy oświatowej.
Rozszerza zasady dowożenia uczniów i uczennic do szkół, do tej pory ograniczonego do szkół podstawowych. "Gmina będzie miała także możliwość, jeżeli taką podejmie decyzję, dowiezienia zarówno ucznia pełnosprawnego, jak i niepełnosprawnego, do każdego typu szkoły, w tym np. do niepublicznej szkoły podstawowej, liceum ogólnokształcącego czy szkoły artystycznej". Nowelizacja dyskretnie przemilcza kwestię finansowania takiej decyzji organu prowadzącego.
Drugi przykład dotyczy finansowania przez państwo zakupu podręczników szkolnych (tylko w szkole podstawowej). Łączy się z tym problem, czym właściwie jest podręcznik. Coraz bardziej popularne stają się "bryki" z zestawieniami informacji do bezrefleksyjnego użycia na egzaminie ósmoklasisty, czy nawet maturze. Nowelizacja miałaby ograniczyć to zjawisko.
Projekt lex Czarnek 2.0 - jako "poselski" - z definicji nie przewiduje konsultacji społecznych. Na koniec uzasadnienia pojawia się zdumiewająca uwaga na ten temat:
"W stosunku do projektu nie przeprowadzono konsultacji. Jednakże zaproponowane zmiany dotyczące wzmocnienia roli kuratora oświaty w podejmowaniu na poziomie lokalnym, decyzji w kwestiach dotyczących funkcjonowania jednostek systemu oświaty były ujęte w uchwalonej przez Sejm RP w dniu 13 stycznia 2022 r. ustawie o zmianie ustawy Prawo oświatowe, która była procedowana w trybie przewidzianym przepisami prawa, z zachowaniem wszystkich wymogów, w tym dotyczących konsultacji publicznych".
Ta ustawa, przypomnijmy, została zawetowana przez prezydenta. Ale skoro konsultacje już były, to powtarzać nie trzeba. Szkoda czasu i atłasu.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze