W tym samym roku, w którym na Odrze doszło do ekologicznej katastrofy, na Tamizie udało jej się zapobiec. Czy można tak ratować polskie rzeki? Wyjaśniamy
Dwa lata temu, gdy w Odrze masowo umierały ryby, katastrofa ekologiczna groziła także Tamizie. Podłączono ją jednak pod kroplówkę, a katastrofy dało się uniknąć.
Licząca niespełna 350 km długości Tamiza ma to nieszczęście, że na niemal jednej trzeciej swojej długości przepływa przez Londyn. Formalnie w jego granicach mieszka 8,5 miliona ludzi, w bezpośrednim sąsiedztwie kolejny milion, w całej aglomeracji – 14 milionów.
Przez stulecia Tamiza na odcinku od Londynu do ujścia rzeki była po prostu jednym wielkim ściekiem. Sytuacja poprawiła się dopiero w ubiegłym stuleciu, gdy budowano kolejne oczyszczalnie ścieków.
W oczywisty sposób pomogło to rzece – ale nie do końca.
Jak w większości krajów na świecie, także w Londynie i okolicach do systemów kanalizacyjnych trafia woda ze studzienek burzowych (to tak zwana kanalizacja ogólnospławna). Do oczyszczalni trafiają więc i ścieki komunalne, i deszczówka.
Oczyszczalnie ścieków są jednak projektowane na określoną objętość wód do oczyszczenia. Gdy opady są intensywne, część musi być odprowadzona do zbiorników retencyjnych.
Gdy opady są szczególnie intensywne, zdarza się, że i takie zbiorniki się napełniają całkowicie. Wtedy dokonuje się „przelewu burzowego”. Czyli odprowadza się rozcieńczone deszczem ścieki bezpośrednio do odpływu (najczęściej rzeki).
Londyński system kanalizacji (obecnie modernizowany) często musiał dokonywać takich przelewów, czyli po prostu zrzucać deszczówkę ze ściekami do Tamizy. W oczywisty sposób takie zrzuty szkodzą rzece.
Ścieki zawierają mnóstwo substancji, które są pożywką dla bakterii, glonów oraz sinic. Niektóre z nich, jak „złota alga” Prymnesium parvum, produkują groźne dla organizmów zwierzęcych toksyny.
Większość mikroorganizmów, dla których pożywką są ścieki, zużywa tlen. A to prowadzi do tak zwanej przyduchy, która również zagraża rybom. Nawet gdyby w Odrze nie pojawiły się sinice z rodzaju Prymnesium, ryby i tak miałyby ciężko.
Rosnące temperatury również sprzyjają mikrobom. A cieplejsza woda zawiera mniej tlenu (rozpuszczalność gazów maleje wraz z temperaturą cieczy).
Na Tamizie radzą sobie z tym zagrożeniem za pomocą dwóch statków (Bubbler i Vitality). Gdy poziom tlenu spada, każdy z nich może dostarczyć do wody 30 ton tlenu dziennie.
Obie jednostki pływają po rzece już od dekad. Są znacznie rzadziej używane, odkąd w 2015 roku oddano nowe zbiorniki deszczowe, które ograniczyły liczbę zrzutów ścieków do rzeki o połowę.
Niemniej zdarza się, że są potrzebne. W 2022 roku na przykład natleniały wody Tamizy przez 11 dni sierpnia (przypominał rok później „New Scientist”).
Jeszcze lepszy system kanalizacji, który zmniejszy awaryjne zrzuty ścieków o 95 procent, Londyn zamierza uruchomić w 2025 roku. Oba „statki ratunkowe” przestaną być wtedy potrzebne, szacują niektórzy eksperci. Inni są sceptyczni, bo ocieplenie klimatu może sprawić, że nadal będzie potrzebne natlenianie wody.
Czy katastrofie ekologicznej na Odrze można było zapobiec? Odpowiedź oczywiście brzmi „tak”.
Przede wszystkim można było ograniczać zrzuty przemysłowych ścieków, zwłaszcza przy niskich stanach wód i wysokich temperaturach. Można było monitorować stan wody regularnie, a nie dopiero po doniesieniach o pierwszych martwych rybach.
Można było zbudować natleniające wodę barki. Można było zbudować natleniające wodę instalacje. Aż dziw bierze, że prawo nie nakłada takiego obowiązku na podmioty zrzucające ścieki do wody.
Nie jest oczywiste, że samo natlenianie wody pomogłoby rybom w odrzańskich wodach – ginęły wszak od toksyn wydzielanych przez „złote algi”. Jednak natleniona woda mogłaby ograniczyć namnażanie tych organizmów. A rozpuszczony w wodzie tlen ułatwić rozkładanie się toksyn.
Wodę można też także ozonować. Ozon jest na tyle reaktywny, że szybko rozkłada większość związków organicznych. Stąd jego popularność w oczyszczaniu ścieków oraz urządzeniach do usuwania zapachów. Ozonowanie jest zresztą skuteczne przeciwko P. parvum (stosuje się je w zbiornikach do hodowli i wylęgu ryb).
Dlaczego na Tamizie od dekad pływają natleniające wodę barki, a na Odrze jeszcze ich nie ma? Jedyną odpowiedzią jest chyba inna katastrofa – a jest nią wycofanie się państwa z większości działań na rzecz ochrony środowiska.
Oczywiście natlenianie to sposób na to, co wcześniej człowiek zepsuł. Znacznie lepiej zapobiegać (co też da się zrobić). Jednak lepiej mieć taką opcję pod ręką, niż jej nie mieć.
Na natlenianie wody w Kanale Gliwickim władze wpadły rok po katastrofie. W maju ubiegłego roku natleniano wodę na śluzach Sławęcicach, w czerwcu rozpoczęto też w Nowej Wsi (w województwie opolskim) za pomocą pomp. W pierwszej lokalizacji dodawano też preparat przeciwko algom, w drugiej wodę utlenioną.
Było to pospolite służb ruszenie, bo akcję prowadzono z udziałem Wojska Polskiego, Państwowej Straży Pożarnej i służb wojewody. Nadzór naukowy prowadził Instytut Ochrony Środowiska – PIB we współpracy z Generalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Okazało się też, że stan wód rzeki można jednak monitorować w aż 27 stałych punktach pomiarowo-kontrolnych dwa razy w tygodniu. Cóż, mądry Polak po szkodzie.
Powtórka katastrofy jest tylko kwestią czasu – pisał rok temu w OKO.press Michał Zemełka z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. W maju tego roku złote algi znów pojawiły się w Kanale Gliwickim, donosiła Katarzyna Kojzar.
Zamiast używać strażackich pomp, dobrze by było mieć coś mniej doraźnego pod ręką. Głównie jednak, jak pisała Katarzyna Kojzar, żeby Odra była bezpieczna, konieczne jest ograniczenie zrzutów solanki. A przede wszystkim – stopniowe odchodzenie od węgla.
Natlenianie wody uratowało Tamizę przed zatruciem algami. Tak samo można uratować Odrę
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze