0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plPatryk Ogorzalek / A...

"Polska polityka zagraniczna, tak jak inne polityki wewnętrzne, została zredukowana do roli instrumentu utrzymania władzy. Niestety dziś MSZ jest wydziałem zagranicznym Nowogrodzkiej, a polityka zagraniczna jest całkowicie poddana interesom partii. To nie ma nic wspólnego z interesami Polski jako państwa, jako społeczeństwa. Świadczy to o potwornym upadku, i tego resortu, i samego ministra" - mówi w rozmowie z OKO.press prof. Roman Kuźniar.

Upadek myślenia o pozycji Polski

Paulina Pacuła, OKO.press: Jacek Saryusz-Wolski, europoseł PiS, stwierdził ostatnio w rozmowie z tygodnikiem "Sieci", że „Polska jest przedmiotem ataku hybrydowego ze strony Niemiec i Brukseli”, że to „niekonwencjonalna wojna, która została wypowiedziana Polsce”. To zdanie już nawet nie zaskakuje, ale muszę zapytać: czy użycie takich pojęć jak atak hybrydowy, wojna niekonwencjonalna w kontekście relacji Polski z UE, ma jakikolwiek sens?

Prof. Roman Kuźniar*: Nie, absolutnie nie ma. Ta wypowiedź jest zdumiewająca. To próba zaszokowania odbiorcy. To zdanie brzmi przecież pozornie bardzo poważnie.

Takie ujęcie tematu wpisuje się w trwający już od lat proces konsekwentnego upadku myślenia obozu rządzącego o pozycji międzynarodowej Polski i o polityce zagranicznej. To jedna z wielu tak agresywnych, antyniemieckich i antyeuropejskich wypowiedzi, natomiast fakt, że została wypowiedziana przez człowieka, który od lat pracuje na forum UE, zna się na Unii, brał udział we wprowadzaniu Polski do UE sprawia, że dla niektórych jest pewnie wiarygodna. I o to chodzi.

Przeczytaj także:

Wojna hybrydowa to termin, który pojawił się w końcu lat 90. poprzedniego stulecia na określenie takiej formy konfrontacji, w której oprócz konwencjonalnej walki zbrojnej agresor wykorzystuje także działania niekonwencjonalne prowadzone przez terrorystów, partyzantów, rebeliantów, a także różne rodzaje dywersji – również ideologicznej i propagandowej. Cel: dezorientacja przeciwnika, osłabienie jego zdolności do obrony. Przykładem wojny hybrydowej jest pierwsza rosyjska agresja na Ukrainę, w 2014 roku.

Nie ma wojny czy ataku hybrydowego bez środka przemocy. Element siłowy musi być, by można było mówić o wojnie czy ataku hybrydowym. A tego czynnika – ani żadnego innego, jeśli chodzi o bojowe instrumentarium – nie ma w podejściu ani UE, ani Niemiec, do Polski. Takie twierdzenie to ze strony autora zamierzona dezinformacja, która brzmi atrakcyjnie i groźnie.

"Jesteśmy przedmiotem ataku hybrydowego. Czas przyjąć do wiadomości, że Niemcy via Bruksela i lewicowo-liberalny mainstream wypowiedzieli nam niekonwencjonalną wojnę."

wywiad z tygodnikiem Sieci,24 października 2022

Sprawdziliśmy

Wojna hybrydowa to taka forma konfrontacji, w której oprócz konwencjonalnej walki zbrojnej agresor wykorzystuje także działania niekonwencjonalne. Ze strony UE oraz Niemiec wobec Polski nie pojawiają się ani jedne, ani drugie.

Uważasz inaczej?

Relacje z Niemcami najgorsze od 1989 roku

Jak wynika z informacji na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, działalność polskiej dyplomacji prowadzona jest w oparciu o strategię z lat 2017-2021, nowszego dokumentu nie ma. O tym, jakie są priorytety polskiej polityki zagranicznej na lata 2022-2023 dowiedzieliśmy się dzięki interpelacji poselskiej. Okazuje się, że jest to m.in. „wzmacnianie strategicznych więzów z sojusznikami, m.in. z nowym rządem w Berlinie”. Jak polskiemu rządowi udaje się ten priorytet realizować?

Ten zapis też jest dość zdumiewający czy może nawet zabawny, bo te antyniemieckie stanowiska, instynkty świadczące o silnej nieufności do Niemiec, w obozie władzy obecne są od zarania dziejów, od pierwszych rządów PiS. Na początku były trochę łagodzone, ale z czasem antyniemiecka narracja narastała. Z całą pewnością w żadnym momencie nie było widać intencji ani gotowości tego rządu do poprawy czy umacniania stosunków polsko-niemieckich. Tym bardziej nie widać ich także dzisiaj.

Polityka zagraniczna teoretycznie polega na kształtowaniu środowiska zewnętrznego państwa w taki sposób, który odpowiada jego interesom w zakresie bezpieczeństwa, rozwoju, ale też prestiżu. Chodzi o kształtowanie przyjaznego środowiska zewnętrznego, usuwanie zjawisk, procesów i wydarzeń negatywnych. Polska nie ma takiej polityki od dobrych kilku lat i nasza polityka wobec Niemiec jest tego doskonałym przykładem.

Niemcy są głównym państwem europejskim, naszym najważniejszym sąsiadem i partnerem w sprawach gospodarczych. Państwem, z którym byliśmy bardzo silnie związani po 1989 roku, które wsparło nas w szybkim przeorientowaniu naszego handlu, współpracy i wymiany gospodarczej ze wschodu na zachód.

To Niemcom w dużym stopniu zawdzięczamy członkostwo w Sojuszu Atlantyckim oraz UE. Wiele innych państw, takich jak choćby Francja czy Wielka Brytania, było o wiele bardziej sceptycznych, jeżeli chodzi o przyjęcie Polski do tych instytucji. To są rzeczy, o których wiedzą ekonomiści, finansiści, eksperci od spraw bezpieczeństwa. Wszyscy, poza obecnym obozem rządzącym.

Obecnie relacje Polski z Niemcami są najgorsze od 1989 roku. Zawdzięczamy to tej ostentacyjnej, antyniemieckiej postawie rządu, która ma trzy wyraźne powody.

Po pierwsze, to jest przejaw prymitywnego atawizmu. Biją w Niemcy, bo to taki wielowiekowy wróg Polski. W jakim celu? Żeby utrzymać i pozyskać wyborców, bo jakiś procent Polaków, zwłaszcza w starszych, jest na ten resentyment podatny.

Rzecz druga, to przedstawianie Niemiec jako zagrożenia, kraju "grzesznego", podejrzanego ze względu na historię, ideowo i politycznie "brzydkiego". Tu celem jest uzyskanie moralnej przewagi, która ma kompensować niedostatek naszego potencjału w relacjach z Niemcami. Jarosław Kaczyński od dawna uważa, że skoro jesteśmy partnerem słabszym, to trzeba szukać innego rodzaju argumentacji, która wzmocni naszą pozycję wobec Niemiec. W związku z tym trzeba im bez przerwy mówić, jacy są źli, jaką mają straszną historię.

Tymczasem w cywilizowanym świecie różnice potencjałów pomiędzy krajami są czymś zupełnie naturalnym i nie oznaczają, że państwa muszą stanowić dla siebie zagrożenie. Po to rozwijamy stosunki międzynarodowe, by te relacje kierować w stronę obopólnych korzyści. Po to jest dyplomacja.

Po to też jest UE. Tak jest skonstruowany cały ten system, by różnice potencjałów niwelować, by różnica sił nie była wykorzystywana w jakiś wrogi sposób. Ale ta władza tego nie rozumie i nigdy nie rozumiała.

I trzeci powód, dla którego PiS uderza w Niemcy, to pozycja Niemiec w UE.

PiS doskonale rozumie, że Niemcy są filarem trwałości, solidarności i spoistości UE. To Niemcy odegrały gigantyczną rolę, by wydobyć strefę euro z kryzysu finansowego, poniosły też największy koszt tego, że Europa sprostała fali migracji w momencie, gdy okazało się, że nie ma solidarności w kwestii wspierania uchodźców w 2015 roku.

To PiS przeszkadza, bo zupełnie inaczej widzi UE, zwłaszcza teraz, kiedy z nią wojuje. I przede wszystkim z powodu tych historycznych resentymentów oraz, co ważniejsze, odwrotu od demokracji, nie chce spoistej, mocnej UE ani przewodnictwa Niemiec.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Zimna wojna z UE

Jaka jest dziś polityka zagraniczna Polski?

W odniesieniu do tego rządu termin "polityka zagraniczna" jest bardzo na wyrost. Polska prowadzi zimną wojnę z UE, z Francją, z Niemcami. Do niedawna mieliśmy zimną wojnę ze Stanami Zjednoczonymi, bo nie ten prezydent co trzeba objął władzę, ale wybił nam ją z głowy Władimir Putin. W związku z agresją rosyjską na Ukrainę rządzący poczuli cykora i wrócili pod skrzydła Stanów Zjednoczonych.

Obecny polski rząd jest przez Stany tolerowany, bo Stany w takich sytuacjach stosują zasadę „sukinsyn, ale nasz sukinsyn” i na wiele rzeczy przymykają oczy.

Jeżeli chodzi o Europę Środkową, to tu mamy katastrofę. Grupa Wyszehradzka praktycznie nie funkcjonuje. Miała zostać rozwinięta w formułę Trójmorza, które miało być takim odrębnym centrum integracji w UE, w opozycji do Brukseli. Tylko, że dla naszych partnerów to nie była atrakcyjna opcja.

Grupa Wyszehradzka była formatem, dzięki któremu państwa naszego regionu były skuteczniejsze na forum UE. Polska była w niej istotnym graczem, bo była ważnym partnerem Niemiec oraz Francji w ramach Trójkąta Weimarskiego. Wszyscy z Grupy Wyszehradzkiej chcieli dołączyć do Trójkąta Weimarskiego. To podnosiło rangę Polski.

Dziś kraje Trójmorza nie uznają nas za przydatnego partnera, dzięki któremu na forum UE można coś uzyskać, bo w tym sensie na sojuszu z Polską obecnie można tylko stracić. Sami sobie odstrzeliliśmy ważny atut. Nikt nie chce angażować się w coś, co jest postrzegane jako polski sposób na wojowanie z Zachodem.

Stosunki z Ukrainą diametralnie zmieniła wojna, ale proszę sobie przypomnieć, jakie te relacje były za czasów PiS-u jeszcze przed wojną. Polski minister spraw zagranicznych potrafił pojechać na Ukrainę i stwierdzić mniej więcej: „My was z tym Banderą do UE was nie wpuścimy”. Ja rozumiem, że takie rzeczy mówi jakiś śmieszny propagandysta lub zapiekły działacz związku Kresowian, ale szef dyplomacji?

MSZ jest wydziałem zagranicznym Nowogrodzkiej

Tak więc dziś w Polsce można mówić co najwyżej o utrzymywaniu stosunków zewnętrznych, a to nie to samo co polityka zagraniczna, która ma służyć kształtowaniu pozytywnych relacji. Polska polityka zagraniczna, tak jak inne polityki wewnętrzne, została zredukowana do roli instrumentu utrzymania władzy.

Niestety, dziś MSZ jest wydziałem zagranicznym Nowogrodzkiej, a polityka zagraniczna jest całkowicie poddana interesom partii. To nie ma nic wspólnego z interesami Polski jako państwa, jako społeczeństwa. To świadczy o potwornym upadku, i tego resortu, i samego ministra, który zamiast oświecać, tłumaczyć i cywilizować szefa partii w sprawach międzynarodowych, stał się w jego rękach bezwolnym popychadłem.

W stosunkach międzynarodowych jest taka teoria z lat 70. K. J. Holstiego o rolach państw w systemie międzynarodowym. Państwa wybierają sobie rolę, która najbardziej odpowiada ich pozycji i interesom, i do tego dostosowują politykę zagraniczną. Polska niemal od zakończenia zimnej wojny i wejścia w okres transformacji ustrojowej podążała ścieżką tzw. regional subsystem collaborator, współpracownika w systemie regionalnym, państwa, które wspiera politykę centrum, bo mu po drodze. W tej roli była mniej więcej do 2015 roku, bo PiS zdecydował się na dość gwałtowne jej przedefiniowanie. Holsti pisze, że taka gwałtowna modyfikacja może prowadzić do niepowodzeń w polityce zagranicznej, zwłaszcza wtedy, gdy zachodzi zbyt szybko i nowa rola stoi w sprzeczności z poprzednią.

Nie jestem wyznawcą teorii ról, ale w takim ujęciu tych przemian jest dużo prawdy. Polityka zagraniczna Polski od 1989 do 2015 roku była przede wszystkim nastawiona na integrację ze światem euroatlantyckim – na wejście do UE i do NATO, i w tym kontekście była pełna sukcesów.

Niemcy nas w tym wspierały, bo Polska stanowiła wartościową przeciwwagę czy uzupełnienie wobec relacji niemiecko-francuskich, które nie należały do najłatwiejszych. Ja się temu przyglądałem z bliska, bo wielokrotnie brałem udział w spotkaniach Trójkąta Weimarskiego.

Dla Niemców i całej UE taka Polska, która się świetnie rozwija, gra do środka, jest prymusem transformacji i demokratyzacji, to była wielka wartość.

Pamiętam pełne pozytywnego zdziwienia i uznania tytuły we francuskiej prasie, na przykład w "Le Monde": "Nouveau, génial en Europe", z fr. Nowy, wspaniały [gracz] w Europie! Z taką domieszką niedowierzania, patrzcie, jak ci Polacy sobie świetnie radzą! Nie było tam żadnej złośliwości, tylko taki rodzaj uznania, że oto wyrasta kolejny, poważny gracz europejski.

W podobnym tonie pisali Brytyjczycy: Nowa oś polsko-niemiecka w Europie, Polacy i Niemcy świetnie się porozumiewają, dla własnych korzyści, i dla Europy. Toż to chwalić Pana!

Dziś rząd Zjednoczonej Prawicy twierdzi, że to była polityka zagraniczna uprawiana na kolanach, że Donald Tusk cierpiał na syndrom postkolonialny i Polska w tym okresie wcale nie zyskała tyle, ile by mogła. Te brednie nie są warte komentarza, to zwykła zawiść.

W obozie Zjednoczonej Prawicy jest narracja, że integracja Polski z Zachodem, dostosowanie się do wartości unijnych oznacza utratę polskiej tożsamości. Stąd pomysł świata alternatywnego. Polska powinna pretendować do roli regionalnego mocarstwa, obok Niemiec. To ciekawe, bo z jednej strony obóz rządowy strasznie się bulwersował propozycją Macrona - Europy dwóch prędkości, a czym że innym jest pomysł Trójmorza, jeśli nie wizją zróżnicowanej integracji?

Tak, za tą wizją PiS stoi pewna wizja przemian w regionie, jakaś próba antycypacji przyszłych trendów w polityce globalnej. W mojej ocenie nietrafiona, nie mówiąc o fatalnej realizacji. Jest tam dużo myślenia życzeniowego, niebrania pod uwagę racji, interesów i wrażliwości innych partnerów.

Poza tym trendy, w które PiS próbuje się wpisać, czyli dekonstrukcja liberalnego porządku międzynarodowego – jest dla Polski groźna.

Polska jest jednym z głównych beneficjentów tego ładu, który się wyłonił po 1989 roku. Rząd prawicy gra na zniszczenie tego porządku. To przejaw atrofii instynktu samozachowawczego.

Unia Europejska od początku była ważnym elementem tego porządku, tymczasem celem działań obozu zjednoczonej prawicy jest rozbicie tej wspólnoty, stworzenie jakiegoś odrębnego kręgu w naszym regionie, którego Polska ma być liderem. To rzeczywiście dość zabawne, z jednej strony gwałtowny sprzeciw wobec wizji Macrona Europy dwóch prędkości, a przecież tak naprawdę Francuzi o niczym nowym nie mówili, po prostu zauważali zjawisko, którego Polska była generatorem.

Tylko że w tym polskim projekcie nie bardzo ktoś chce uczestniczyć. Może także z tego powodu, że towarzyszy mu fatalna realizacja. W polskiej służbie zagranicznej od lat widać absolutny upadek profesjonalizmu.

W MSZ pracują polityczni komisarze, a nie zawodowi dyplomaci.

Trójmorze jest pustą formułą, formalnie istnieje, ale w jego ramach nie da się wypracować żadnego pożytku dla państw, które w nim uczestniczą.

Gdyby nie członkostwo w UE i NATO, to na skutek takiej polityki zagranicznej Polska tkwiłaby już w kompletnej izolacji.

Teraz mamy na chwilę osłonę w postaci wojny, to jest nadrzędna racja. Problem jednak w tym, że jeżeli kraj zachowuje się tak dłużej, to traci partnerów, w polityce zagranicznej niczego nie da się osiągnąć indywidualnie. Nawet gdy jest się mocarstwem. Widzimy, jak na swojej indywidualności wyszedł Donald Trump. Cały świat odwrócił się do niego plecami. Joe Biden doskonale wie, że trzeba grać koalicyjnie.

A Polska PiS-u uparcie prowadzi politykę autarkiczną. To myślenie i zachowanie jest bardzo widoczne, także w polityce bezpieczeństwa. A to droga donikąd.

Samobójcza polityka Kaczyńskiego

Członkostwo w UE i NATO łagodzi skutki polityki obozu rządzącego?

Tak. Wyobraźmy sobie, że Polska nie jest w UE lub NATO i ma taką politykę zagraniczną, jaką ma dzisiaj PiS. Wówczas łatwo wyobrazić sobie taką hipotetyczną sytuację pomiędzy polskimi a niemieckimi dyplomatami.

„Reparacje? Proszę bardzo. Siadamy do stołu. Reparacje to część układu poczdamskiego. Powiedzmy, że Niemcy uznają argumenty polskich władz: no rzeczywiście Sowieci was trochę oszukali, jeśli chodzi o reparacje, bo się ich zrzekli i wyście na tym stracili. Ale panie Waszczykowski, panie Rau, to porozmawiajmy o przyszłości Wrocławia i Szczecina, o ziemiach, które znajdują się pod waszą administracją, bo przecież to terytorium niemieckie. Przejęliście nie w zamian za to, że Sowieci wam zajęli ziemie wschodnie, bo oni je zajęli z zupełnie innego tytułu. Ziemie zachodnie były częścią rekompensaty za straty poniesione w wyniku niemieckiego agresji na Polskę. Możemy wam wypłacić reparacje, bardzo solidnie to policzymy, ale musimy się w takim razie zastanowić nad nowym przebiegiem granicy między naszymi państwami. Że my uznaliśmy tę granicę? No tak, ale wy zrzekliście się reparacji".

Proszę wybaczyć, że posuwam się do takiej skrajności, ale gdybyśmy nie byli w Unii Europejskiej czy układzie atlantyckim, taki byłby efekt natychmiastowy tej samobójczej polityki, którą prowadzi Jarosław Kaczyński.

Ale reparacje to oczywiście heca na potrzeby wewnętrzne. Oczywiście wiemy, że Polska nie dostała tyle, ile powinna, że zostaliśmy skrzywdzeni. Ale prawda jest taka, że nawet gdyby dostała tyle, co było zapisane w traktacie poczdamskim, to i tak by było za mało. Roszczenia wobec Niemiec są czymś, co ma być politycznym złotem dla tej władzy, a nie przynieść jakikolwiek realny efekt dla Polaków.

Jesteśmy krajem frontowym

Jak w świetle wszystkich tych przemian w środowisku międzynarodowym, które Pan opisuje w książce „O zmierzchu liberalnego porządku międzynarodowego 2011-2021”, powinna wyglądać polityka zagraniczna Polski? Wobec wojny w Ukrainie, kryzysu spójności w UE, tego, że nasila się konkurencja globalnych potęg.

To pytanie może być realnie postawione dopiero po odsunięciu od władzy tej formacji. A poza tym nie ma w tym nic odkrywczego, nie da się od nowa wymyślić koła. Wciąż w interesie Polski jest jak najbardziej spoisty Zachód, jak najbardziej spójna UE, dlatego że jesteśmy krajem frontowym. Nie jesteśmy Luksemburgiem, Belgią czy Austrią, które są chronione z zewnątrz.

Jesteśmy krajem frontowym i nasze bezpieczeństwo może zależeć od tego, czy ktoś nam przyjdzie z pomocą, czy nas wesprze. W naszej sytuacji trzeba zabiegać o przyjaciół, a nie tworzyć sobie wrogów.

W naszym interesie są bliskie relacje z innymi państwami UE. Tu oś geopolityczna jest oczywista: to Paryż – Berlin – Warszawa. To, co zostało wymyślone przez ministrów spraw zagranicznych trzech państw w sierpniu 1991 roku, a więc Trójkąt Weimarski, to było dyplomatyczne bingo oparte na głębokich geopolitycznych i historycznych przesłankach.

Jeżeli nam się Niemcy urwały w swoim podejściu do Rosji podejmując szereg niekorzystnych dla bezpieczeństwa energetycznego Europy decyzji, to częściowo także dlatego, że przestał funkcjonować Trójkąt Weimarski i straciliśmy platformę do wywierania nacisku.

Niemcy nigdy nie byli idealni, myśmy się nie raz bardzo z nimi spierali w różnych sprawach europejskich, zwłaszcza w kwestii polityki wschodniej, nie zawsze udawało się wynegocjować to, co było najkorzystniejsze dla Polski, ale mieliśmy pozycję, dzięki której mogliśmy na Niemców wpływać.

Nie wpływa się na kogoś, kogo się nieustająco obraża, tylko pozostając z nim w bliskim związku, budząc zaufanie, jeżeli chodzi o intencje, działając w dobrej wierze.

Bona fides, zasada działania w dobrej wierze, to jedna z podstawowych zasad polityki zagranicznej i stosunków międzynarodowych świata zachodniego. Niestety, ten elementarz cywilizacji łacińskiej jest całkowicie obcy Kaczyńskiemu, który kieruje się logiką leninowską „kto, kogo”. To o czym my mówimy?

Destrukcja Trójkąta Weimarskiego

Wygląda na to, że dekonstrukcja Trójkąta Weimarskiego postępuje już nie tylko na linii Warszawa – Berlin – Paryż, ale też na linii Berlin – Paryż. Pewne tarcia pomiędzy Niemcami a Francją widoczne są od kilku miesięcy, najmocniej ujawniło się chyba podczas spotkania w Pradze we wrześniu, gdzie zarówno kanclerz Scholz, jak i prezydent Emmanuel Macron przedstawili dość odrębne wizje przyszłości integracji europejskiej. Na ile poważne jest to, co zadziało się w tym tygodniu: po raz pierwszy od niemal 60 lat Francja i Niemcy przeniosły termin wspólnego posiedzenia francusko-niemieckiej Rady Ministrów?

To rzeczywiście dość niepokojące. Impuls do tego wyszedł z Berlina, wydaje się, że nowy kanclerz Niemiec ma nieco mniejsze przywiązanie do tej historycznej roli, jaką Niemcy i Francja pełniły dla utrzymania europejskiej spójności.

Dziś coraz mocniej widać skłonność Niemiec do działań unilateralnych i to nie jest pozytywny objaw. Zieloni, którzy są w koalicji z SDP, wcale nie są sympatykami tego kursu.

Kanclerz Niemiec zdecydował się teraz na wielki wyjazd do Chin, na to, że Chińczycy będą obecni w porcie w Hamburgu, co było przedmiotem wielkiej dyskusji i krytyki Scholza także w Niemczech.

Tym, co zaskoczyło Paryż i było trudne do przyjęcia, to decyzja o bardzo dużym zastrzyku finansowym dla przedsiębiorstw niemieckich w związku z rosnącymi cenami energii. To bardzo wzmocni konkurencyjność tych firm wobec innych podmiotów na europejskim rynku. Żaden inny kraj nie może pozwolić sobie na wydanie 200 miliardów euro w ciągu dwóch lat na wsparcie biznesu w tym zakresie. Berlin podjął tę decyzję jednostronnie, nie informował o niej nikogo i Francuzi zareagowali na to bardzo krytycznie

Wydaje się, że jeżeli chodzi o ten duet francusko-niemiecki, to Scholz chyba nie ma przekonania, że on jest Berlinowi do czegoś potrzebny. Być może mu się nawet wydaje, że sam jest w stanie lepiej zadbać o swoje sprawy, a ten duet może go jedynie krępować.

Nie ma chemii między kanclerzem Scholzem i prezydentem Macronem, to jest bardzo widoczne. Choć oczywiście ważniejsza niż brak chemii jest różnica wizji rozwoju Unii Europejskiej. Niemcy Scholza są bardziej przychylne idei rozszerzania, a Francuzi idei pogłębiania integracji europejskiej.

Obojętność Niemiec

Czy to może wpłynąć na stosunek Niemiec do egzekwowania przestrzegania praworządności w Polsce? Czy zajęte własnymi kłopotami Niemcy odpuszczą interesowanie się tym, co się dzieje z demokracją w Polsce?

Niemcy nawet do tej pory starali się jakoś bardzo nie angażować w te kwestie z uwagi na pewną polską nadwrażliwość, że tak to ładnie nazwę. Dla Berlina to jest sprawa między Komisją Europejską a Polską. To, że Polska stawia znak równości między KE a Niemcami, wykorzystując fakt, że szefowa KE Ursula von der Leyen jest Niemką, to bzdura.

Ze strony Niemiec wobec Polski dziś widać już co najwyżej obojętność i dystans.

Po takiej ilości demonstracyjnych, dyplomatycznych afrontów ze strony Warszawy, gdy Scholz widzi tę wrogość wobec swoich ministrów, to ma wszelkie prawo stwierdzić, że nie ma żadnych zobowiązań wobec takiego kraju jak Polska. Może stosować całkowitą obojętność i dystans.

Wystarczy wspomnieć 3 października 2022, uroczystość w ambasadzie Niemiec w Warszawie z okazji Dnia Pojednania [święto narodowe w Niemczech upamiętniające dzień zjednoczenia RFN i NRD w 1991 roku – przyp. red.]. W spotkaniu bierze udział pani minister spraw zagranicznych Annalena Bearbock, która notabene jest Polsce bardzo przychylna. I na tym spotkaniu w ambasadzie nie ma żadnego przedstawiciela polskich władz.

To jest szok. Totalny brak obyczajów dyplomatycznych, ale też brak rozeznania interesów politycznych. Jeżeli się tak demonstracyjnie ignoruje obecność minister spraw zagranicznych Niemiec w Warszawie na przyjęciu z okazji narodowego święta, to jak można potem chcieć z nią załatwiać różne trudne sprawy, np. rozmawiać o reparacjach?

To jest wyraz kompletnego niezrozumienia, czym jest dyplomacja i jak się załatwia ważne sprawy w relacjach międzynarodowych. Ale w przypadku tej ekipy rządzącej, nie dziwi już nic.

*Roman Kuźniar, profesor dr hab., kierownik Katedry Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Były dyrektor departamentu analityczno-planistycznego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w latach 2010–2015 doradca Prezydenta RP ds. międzynarodowych. Autor wielu publikacji z zakresu historii najnowszej stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwa międzynarodowego, ochrony praw człowieka oraz polityki zagranicznej RP. Ostatnio „Zmierzch liberalnego porządku międzynarodowego 2011-2021” (2022).

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze