0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Maciek Skowronek / Agencja Wyborcza.plFot . Maciek Skowron...

W grudniu minie dokładnie 20 lat, od kiedy polski parlament po raz pierwszy pochylił się nad projektem ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich. Jego autorką była senatorka SLD prof. Maria Szyszkowska. Przez te dwie dekady Europa odjechała Warszawie o kilka długości. Równość małżeńską wprowadziła niedawno Estonia, na drodze do pełni praw osób LGBT są też Czechy, gdzie odsetek osób popierających małżeństwa jednopłciowe sięga dziś niemal 60 proc.

W naszym regionie równościowy, demokratyczny standard, przedstawiany jest jako szczepionka na wpływy rosyjskiej dezinformacji i propagandy, dla której tęcza to synonim zgnilizny Zachodu.

Przeczytaj także:

Ale nie trzeba patrzeć za granicę, by dostrzec, że brak praw osób LGBT w Polsce jest dziś trudny do wytłumaczenia.

Społeczeństwo już dawno zostawiło w tyle polityków. Z badań Ipsos dla OKO.press wynika, że wśród elektoratu opozycji ponad 80 proc. osób chciałoby, żeby kolejny Sejm wprowadził równość małżeńską. W całej populacji ten odsetek sięga 48 proc. – znacznie więcej, niż w Wielkiej Brytanii, gdy konserwatywny rząd Davida Camerona wprowadzał małżeństwa dla par jednopłciowych.

Czy to oznacza, że w kampanii partie opozycyjne wzięły równouprawnienie na sztandary? A osoby LGBT mają realnie na co czekać?

Więcej informacji o programach wyborczych znajdziesz TUTAJ

Lewica z europejskim standardem

Poważny pakiet dla osób LGBT przygotowała w zasadzie tylko Lewica. Wprowadzenie związków partnerskich i równości małżeńskiej zapisała w programie, a już wcześniej wyłożyła karty na stół.

W 2020 roku, w skrajnie niesprzyjających warunkach politycznych, Robert Biedroń złożył w Sejmie ambitny projekt ustawy o związkach partnerskich, a także pierwszy w historii polskiego parlamentaryzmu projekt ustawy o równości małżeńskiej.

Obydwie inicjatywy różniła jedna kwestia. Ustawa o związkach partnerskich dopuszczała przysposobienie dziecka partnera/partnerki, za to ustawa przygotowana przez organizację „Miłość nie wyklucza” pozwalała na pełną adopcję dzieci przez pary jednopłciowe.

Projekty łączył sposób zawarcia związku partnerskiego lub małżeństwa. Zamiast podpisu u notariusza, Lewica proponowała pełną ceremonię przed Kierownikiem Urzędu Stanu Cywilnego. Osoby LGBT zawierające związek lub małżeństwo miałyby też prawo do:

  • dziedziczenia po partnerze/małżonku;
  • wspólnoty majątkowej;
  • ustanowienia wspólnego nazwiska;
  • pochówku zmarłego partnera.

Lewica wpisała też w program nowelizację kodeksu karnego w zakresie ścigania przestępstw z nienawiści motywowanych homofobią i transfobią. A także:

KO za związkami, Trzecia Droga z niemrawym „tak”

Koalicja Obywatelska w swoich 100 konkretach umieściła tylko jeden punkt: wprowadzenie ustawy o związkach partnerskich. Podczas Campus Polska Donald Tusk deklarował, że to będzie priorytet na pierwsze miesiące rządzenia. „Zdaje się, że uda się zbudować większość w parlamencie, żeby [związki partnerskie – red.] stały się faktem natychmiast” – mówił lider Platformy Obywatelskiej. Przekonywał, że chce jak najszybciej ułatwić ludziom życie.

Jednocześnie zasugerował, że równość małżeńska wykracza poza możliwości przyszłego Sejmu. „Śluby jednopłciowe ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami, kontrowersjami, są o wiele trudniejszym projektem. I nie jestem pewien, czy w przyszłym Sejmie – a mieliście tu już gości z innych partii – będzie to możliwe” – mówił Tusk.

Wówczas na Campusie występowali też liderzy Trzeciej Drogi, potencjalni koalicjanci KO i Lewicy. I mimo że w programie nie mają nic o osobach LGBT, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz deklarowali, że poparliby projekt ustawy o związkach partnerskich (wcześniej obydwaj wielokrotnie wykluczali oddanie głosu za równością małżeńską).

Ochłap czy realna zmiana?

Ale problem leży nie tylko w ewentualnej arytmetyce sejmowej i tym, czy znów kwestia związków partnerskich nie padnie ofiarą głosowania „zgodnego z sumieniem”. Chodzi też o kształt ustawy o związkach partnerskich.

„Mam 40 lat i zastanawiam się, kiedy ktoś zacznie mnie traktować poważnie w tym kraju” – mówi OKO.press Huber Sobecki ze Stowarzyszenia „Miłość nie wyklucza”, które walczy o równouprawnienie osób LGBT+ w Polsce.

„My w zasadzie nie wiemy, co nam się proponuje i jak zmieni się nasze życie. Jest ogromna różnica pomiędzy projektem ustawy Nowoczesnej, który leży w sejmowej zamrażarce, a od małżeństwa różni się nazwą i brakiem adopcji zewnętrznej, a projektem Dunina z czasów rządów PO-PSL, który był ochłapem. Wtedy Radosław Sikorski kruszył kopie o wspólne rozliczanie podatków. Skąd mamy wiedzieć, że dziś nie będzie podobnie?” – komentuje Sobecki.

„To tak jakby ktoś powiedział, że sprzedaje używany samochód, ale na pytanie, jaki ma przebieg, odpowiedział, żebyś się nie interesował” – dodaje aktywista.

Czego Hubert Sobecki życzyłby sobie po ewentualnych wygranych przez opozycję wyborach?

„Telefonu od Platformy Obywatelskiej. Pytania, co możemy dla was zrobić i jak powinniśmy to zrobić. Ale szczerze, pewnie nie będzie na to czasu i chęci, bo ważniejsze będzie dopieszczenie komfortu konserwatywnych skrzydeł nowej koalicji” – mówi Sobecki.

Głosować trzeba, żeby oddalić rosyjskie standardy

Prawa osób LGBT w tej kampanii stały się zakładnikami strachu – oczywiście przed trzecią kadencją PiS i ewentualną koalicją z Konfederacją. Gdy ktoś wskazuje, że partie opozycyjne (za wyjątkiem Lewicy), są w stanie zaproponować ludziom tylko bliżej nieokreślone związki partnerskie, pojawiają się głosy, że trzeba zacisnąć zęby, bo to i tak lepsze niż nic. I lepsze niż PiS.

Motywacja negatywna podczas głosowania w wyborach towarzyszy osobom LGBT nie od dziś.

„Musimy głosować, bo wiemy, że mogą nam urządzić piekło. Naprawdę bardzo łatwo zrobić Rosję w kraju Unii Europejskiej pod kątem praw społeczności LGBT+. Patrząc na Węgry, Słowację, a ostatnie też Włochy, wiemy, że żadne instytucje nas nie ochronią. Musimy bronić się sami. I tą obroną jest dziś głos w wyborach” – mówi Hubert Sobecki.

O co im chodzi? Nie dajcie się zwieść pozorom

Organizacja „Miłość nie wyklucza” przygotowała własny przewodnik wyborczy dla społeczności LGBT+. Na stronie ocoimchodzi.pl można przeczytać nie tylko o programach, ale także dotychczasowych działaniach czy wypowiedziach polityków wszystkich formacji.

Weźmy dla przykładu Konfederację, która w tych wyborach strategicznie schowała homofobię, by nie odstraszać liberalnych światopoglądowo młodych wyborców. Ba, próbowała nawet przekonywać część mediów, że chce zawalczyć o głosy społeczności LGBT+ pomysłami likwidacji podatku od darowizn i spadków.

Co mówili wcześniej jej politycy? Tu tylko kilka przykładów:

  • 27 kwietnia 2019 roku, Sławomir Mentzen mówi o tzw. piątce Konfederacji: „Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków, Unii Europejskiej”. To podsumowanie retoryki partii w wyborach parlamentarnych w 2019 roku. Mentzen twierdził później, że to nie jego poglądy, tylko lista nośnych tematów trafiających do wyborców. Partyjni koledzy zadbali jednak, by „piątka Konfederacji” wybrzmiała w ich wypowiedziach.
  • 27 września 2019 roku, Janusz Korwin-Mikke, ówczesny lider Konfederacji, w programie internetowym „Express Biedrzyckiej” („Super Express”) mówi podczas rozmowy o prawach osób LGBT, że „trzeba wyrżnąć te wszystkie elity, które popierają zboczenia”. Nie spotykają go za to żadne konsekwencje.
  • 17 listopada 2019 roku, Robert Winnicki spotyka się w Białymstoku z Paulem Cameronem, znanym homofobicznym pseudonaukowcem, którego jako lider Ruchu Narodowego zapraszał do Polski już wcześniej. Podczas spotkania polityk ogłasza, że „propagowanie ideologii LGBT” powinno być karane.
  • 21 listopada 2019 roku, na antenie Polsat News Dobromir Sośnierz nazywa osoby LGBT „nieszczęśnikami dotkniętymi zaburzeniami seksualności”.
  • 16 kwietnia 2020 roku, 7 z 11 posłów Konfederacji głosuje za ustawą „Stop pedofilii”, która w rzeczywistości ma zakazać jakiejkolwiek edukacji na temat osób LGBT, zrównując te osoby z pedofilami. Tylko Dobromir Sośnierz głosuje przeciw.
  • Maj 2020 roku, Krzysztof Bosak kandyduje na prezydenta i ogłasza program „Nowy porządek”. Obiecuje w nim delegalizację korekty płci i gwarantuje, że pary osób tej samej płci nigdy nie będą mogły wziąć ślubu w Polsce
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze