0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Rządzący w charakterystyczny dla siebie sposób walczą o głosy w Polsce Wschodniej. Straszą mieszkańców Tuskiem i Putinem. Zapewniają, że tylko oni są w stanie zagwarantować bezpieczeństwo mieszkańcom wschodnich rejonów przygranicznych. W Podlaskiem organizują pozornie „oddolne” akcje poparcia dla służb mundurowych. Jednak gdy te tereny dotknął realny kryzys, państwo PiS nie było w stanie pomóc mieszkańcom. Zostawiono ich samych sobie.

Na przykładzie województwa podlaskiego pokazuję, ile stracił ten region z powodu fatalnych decyzji politycznych. Zmiany, jakie zaszły tu w ostatnich latach, są wyłącznie zmianami na gorsze, zarówno pod względem gospodarczym, jak i społecznym.

Niedojrzała polityka PiS

Najpoważniejsze problemy Podlaskiego dzisiaj wynikają z niedojrzałej polityki PiS, realizowanej w czasie kryzysu. Należą do nich:

  • militaryzacja regionu,
  • osamotnienie ludzi w traumatycznej sytuacji, wymagającej systemowego wsparcia,
  • utrudnienie działalności gospodarczej,
  • przeciążenie placówek służby zdrowia i zespołów ratownictwa medycznego,
  • przerzucenie odpowiedzialności za pomoc humanitarną wyłącznie na mieszkańców i organizacje pozarządowe,
  • zniszczenie pozytywnego wizerunku regionu.

Tak wygląda bilans polityki obecnego rządu wobec jednego z regionów Polski Wschodniej. Mimo to PiS sięga po coraz radykalniejsze narzędzia, by przekonać mieszkańców, że 15 października powinni po raz kolejny zagłosować na tę partię.

Polska Wschodnia od lat była prawicowym bastionem. To tutaj PiS zdobywał największe poparcie. Ale także tutaj najbardziej dziś widać, że PiS nie sprostał wyzwaniom, jakie przyniosły ostatnie lata. Prowadzona przez niego polityka była polityką niedojrzałą, pomijającą potrzeby zwykłych ludzi, sprowadzającą bezpieczeństwo do obecności służb mundurowych. Zupełnie zlekceważono kwestie społeczne.

Żołnierze i pogranicznicy, rozstawieni wzdłuż granicznego muru – to był jedyny pomysł na kryzys humanitarny, który rozgrywał się i nadal rozgrywa w tym regionie.

Jego skutki są wielowymiarowe, jednak mierzą się z nimi jedynie mieszkańcy i samorządowcy. Rząd się nimi nie zajmuje.

Tajny dokument użyty w kampanii

W ostatnich dniach PiS coraz intensywniej przekonuje mieszkańców województwa podlaskiego, że „Tusk nie szanuje Polski Wschodniej”, a oni i owszem, szanują. Prawicowi politycy na wyścigi zapewniają, że tylko oni są w stanie zagwarantować mieszkańcom Podlaskiego bezpieczeństwo. Aby to udowodnić, minister Błaszczak odtajnił nawet fragmenty wojskowego dokumentu z oficjalną doktryną obronną Polski, zatwierdzoną w czasach rządu PO-PSL. Takie dokumenty w normalnych państwach są szczególnie chronione, jednak polskie władze są w tej kampanii gotowe na wszystko.

Przeczytaj także:

Odtajnione fragmenty to elementy najczarniejszego scenariusza obrony militarnej kraju – sytuacji, gdy wojska NATO nie docierają do Polski przed agresją militarną ze Wschodu i Polska jest zmuszona bronić się przez kilkanaście dni wyłącznie własnymi siłami. W dokumencie były też zawarte inne scenariusze, mniej radykalne, ale o nich minister Błaszczak nie poinformował. Do kampanii potrzebny był bowiem tylko scenariusz najgorszy. Zapisano w nim, że w takiej sytuacji wojska polskie będą musiały wycofać się na linię Wisły, by chronić Warszawę i Polskę Zachodnią.

Na tej podstawie wygenerowano narrację, że Tusk chciał zostawić Polskę Wschodnią i bez walki oddać ją Putinowi (choć Putin wcale się o nią nie upomina). I że jeśli lider PO dojdzie do władzy, to na pewno tak zrobi. W opublikowanym w poniedziałek spocie PiS można usłyszeć, jak premier Morawiecki zaprasza Polaków do rozwiązania zagadki:

„Jak nazywa się człowiek, który chciał połowę Polski, miliony ludzi, tysiące miejscowości zostawić na pastwę rosyjskich zbrodniarzy?”.

I natychmiast na to pytanie odpowiada: „Tak, to Donald Tusk”.
Zrzut ekranu z platformy X

PiS zrobił z Podlaskiego laboratorium

Rosnące zainteresowanie PiS-u Polską Wschodnią nie jest przypadkowe. Jak informował niedawno portal wp.pl, badania sondażowe zrealizowane na zlecenie PiS wykazały, iż spadło poparcie dla tej partii na wschodzie Polski. Część ich dotychczasowych wyborców nie chce już na nich głosować. Nie znaczy to, że poprą opozycję, ale że w ogóle nie zagłosują. Aby ich zmobilizować do pójścia na wybory i poparcia partii rządzącej, w PiS-e ustalono, że celem kampanii będzie właśnie Wschód. To spowodowało, że między innymi województwo podlaskie stało się regionem, o który PiS zaczął intensywnie zabiegać. Ale we właściwy dla siebie sposób – głównie strasząc opozycją i zniechęcając do oglądania filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland.

To doskonały moment, by przyjrzeć się, co naprawdę PiS dał Podlaskiemu. I co mu zabrał. Ten region za rządów PiS rzeczywiście bardzo się zmienił. Tyle że jest to zmiana na gorsze. Jak powiedziała Agnieszka Holland podczas spotkania po premierowym seansie swego filmu w Białymstoku:

„PiS zrobił z Podlasia laboratorium, w którym sprawdza, jak długo ludzie wytrzymają”. Laboratoryjne testy wciąż trwają.

Bilans rządów PiS dla Podlaskiego

Wyliczmy więc, co przyniosły Podlaskiemu rządy PiS:

  1. Wprowadzenie strefy stanu wyjątkowego w obszarze przygranicznym. 183 miejscowości (w tym 115 w woj. podlaskim) na dziesięć miesięcy zostały odcięte od reszty Polski. Wywołało to negatywne skutki gospodarcze i społeczne, które wciąż wpływają na życie mieszkańców. Dotyczą one wielu obszarów życia. Skutków społecznych do tej pory nikt ich nawet nie oszacował, nie mówiąc już o przeciwdziałaniu im.
  2. Zamknięcie przejść granicznych z Białorusią: najpierw w Kuźnicy, potem w Bobrownikach. Przyniosło to kolejne negatywne skutki ekonomiczne dla mieszkańców, którzy zarabiali dzięki ruchowi granicznemu (np. dla właścicieli i pracowników sklepów, kantorów, barów, hoteli, hurtowni etc.).
  3. Wybudowanie muru granicznego. W pewnym stopniu mur ograniczył liczbę migrantów, ale wywołał negatywne skutki przyrodnicze i turystyczne (na znaczące zmniejszenie ruchu turystycznego miały wpływ także inne opisywane tu czynniki). Sama budowa negatywnie wpłynęła także na stan dróg w regionie.
  4. Militaryzacja regionu, w tym wielokrotne kontrolowanie mieszkańców oraz ich pojazdów przez uzbrojonych funkcjonariuszy Straży Granicznej, żołnierzy czy policjantów. Mieszkańcy odbierali te powtarzające się kontrole jako nieuzasadnione naruszanie ich prywatności.
  5. Brak systemowej pomocy humanitarnej wobec migrantów przekraczających zieloną granicę skutkował m.in. zwiększeniem obciążenia lokalnych placówek służby zdrowia, zwłaszcza szpitali i zespołów ratownictwa medycznego, ale także organizacji pozarządowych i mieszkańców.

Fatalne skutki społeczne

Wymienione wyżej kwestie są w jakiejś mierze wymierne i widoczne. Więcej jest jednak takich skutków polityki PiS, które trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. A jednak mają ogromny wpływ na życie mieszkańców województwa podlaskiego.

Tę drugą listę trzeba by rozpocząć od wzrostu poczucia zagrożenia i lęku

Oczywiście, istniały powody zewnętrzne, które przyczyniły się do tego – wybuch wojny w Ukrainie, strach przed rozszerzeniem konfliktu na Polskę, wykorzystanie migrantów z odległych państw przez Łukaszenkę do wywołania kryzysu granicznego. To były obiektywnie bardzo trudne sytuacje. Co jednak zrobiły wówczas polskie władze? Otóż właśnie one wielokrotnie świadomie potęgowały poczucie zagrożenia.

Przypomnę dwa najbardziej znane przykłady. Pierwszy to słynna konferencja Mariusza Kamińskiego, podczas której na podstawie materiałów z internetu minister poinformował o zagrożeniu ze strony migrantów uciekających przez granicę z Białorusią. Migrantów przedstawił jako zboczeńców seksualnych, morderców i terrorystów.

Dziś wiemy, że ta wizja była ministerialną fikcją. Uchodźcy koczujący w lasach okazali się niegroźni dla ludności. Ale o tym wiedzą tylko ci, którzy się z nimi zetknęli. Reszta nie miała szans na zweryfikowanie ministerialnego przekazu.

Straszenie wagnerowcami

Drugi przykład to niedawne straszenie wagnerowcami, oparte na wątłych przesłankach. Rząd rozdmuchał fakt, że wagnerowcy po buncie w Rosji przenieśli się na Białoruś. Wykorzystał między innymi słowa Łukaszenki, który zapowiadał możliwe „wypady” wagnerowców na ziemie polskie, i na tej podstawie budował poczucie zagrożenia wśród Polaków.

Potem, gdy Polacy już się przestraszyli, ten sam rząd uspokajał, że PiS zagwarantuje im bezpieczeństwo, bo ma wojsko i Straż Graniczną.

W tym uspokajaniu PiS-owi przeszkodził jednak sam Łukaszenko. Pewnego dnia nad przygranicznym terytorium Polski przeleciały białoruskie śmigłowce, nie niepokojone przez żadną z polskich służb. Zauważyli je… mieszkańcy Białowieży. Sprawą zainteresowały się media. Przez ileś godzin rząd radził sobie z incydentem w taki sposób, że podważał informacje mieszkańców, którzy widzieli białoruskie maszyny.

To była nie tylko spektakularna wpadka w zakresie bezpieczeństwa państwa, ale także publiczne podważanie zaufania do mieszkańców terenów przygranicznych. Nie pierwsze zresztą.

Podlaskie podziały coraz głębsze

Kolejnym społecznym skutkiem polityki PiS jest pogłębienie podziałów społecznych na Podlasiu. To właśnie władze rozpoczęły akcję przeciwstawiania sobie dwóch grup: osób pomagających migrantom w lesie (oraz solidaryzujących się z nimi) oraz funkcjonariuszy służb strzegących granicy. Doprowadziło to między innymi do zniszczenia więzi społecznych, podziałów w lokalnych wspólnotach, ale także do konfliktów w wielu rodzinach. Najpoważniejszych – w tych tradycyjnych, wielopokoleniowych, o jakie PiS podobno bardzo dba.

Przy rodzinnych stołach zasiadały osoby, które niespodziewanie znalazły się po dwóch stronach sporu: bo ktoś pracował w Straży Granicznej, a ktoś inny zobaczył głodne dziecko w polu kukurydzy i postanowił mu pomóc.

To właśnie za sprawą rządowej narracji niemożliwe okazało się połączenie szacunku dla munduru z pomaganiem ludziom. Rezultat jest fatalny dla wszystkich, także dla mundurowych.

Pogłębianie podziałów społecznych dotknęło także białoruskiej mniejszości narodowej, zamieszkującej województwo podlaskie. W listopadzie 2021 roku TVN24 wyemitowało reportaż na temat kryzysu uchodźczego „Ludziom nie można zabronić marzyć”, w którym wypowiadała się Katarzyna Wappa. Opowiedziała historię Ibrahima, migranta, któremu pomogła. Prawicowym odbiorcom jej powieść wydała się na tyle nieprawdopodobna, że uznali ją za nieprawdziwą. To wystarczyło, by Wappa stała się ofiarą sieciowej nagonki, podchwyconej przez prorządowe media.

Hejt na tych, którzy mówią, jak jest

W tej hejterskiej akcji wykorzystano fakt, że Katarzyna Wappa ma pochodzenie białoruskie. Tylko z tego powodu została uznana za osobę realizującą propagandę Łukaszenki w Polsce, a nawet współpracownicę białoruskich służb. Oczywiście wszystkie te oskarżenia były bezzasadne.

Innym przykładem hejtu wobec osób z Podlaskiego, które pokazywały, co naprawdę dzieje się na terenach przygranicznych, była nagonka na Agnieszkę Sadowską, fotoreporterkę białostockiego oddziału „Gazety Wyborczej”. W październiku 2021 roku zrobiła ona zdjęcia słynnym dzieciom z Michałowa – kilkuletnim maluchom z rodziny, przywiezionej przez Straż Graniczną z lasu do strażnicy w Michałowie.

Poruszające fotografie dzieci, które kilka godzin później zostały wypchnięte przez polskich funkcjonariuszy na stronę białoruską, były przełomem w opowiadaniu o kryzysie uchodźczym.

Polacy zobaczyli, że w polskich lasach koczują nie tylko młodzi, silni mężczyźni – jak przekazywał polski rząd, ale także dzieci i ich matki.

Fotografie miały taką siłę rażenia, że poplecznicy rządu natychmiast rzucili się do ratowania sytuacji. Autorce zdjęć, Agnieszce Sadowskiej, zarzucono (znowu – zupełnie nieprawdziwie), iż rzucała do migranckich dzieci słodycze przez ogrodzenie, aby „przyciągnąć” je bliżej ogrodzenia i zrobić emocjonalne zdjęcia, a potem użyć ich do manipulowania emocjami odbiorców.

Na nic zdały się wyjaśnienia, że osobą rzucającą dzieciom jedzenie nie była fotoreporterka „Wyborczej”; że aktywistka przekazująca w ten sposób przekąski robiła to, bo pogranicznicy zabronili dzieciom podejść do ogrodzenia. Prawicowy hejt, w którym brały udział także osoby funkcyjne z mediów publicznych, ruszył z maksymalną siłą. Sadowska została uznana za cyniczną manipulatorkę, choć jedynie sfotografowała to, co działo się przed jej oczami.

Podlaska trauma i osamotnienie

PiS absolutnie zlekceważył też fakt, iż kryzys uchodźczy wywołał u części mieszkańców Podlaskiego (i zapewne także Lubelskiego) traumę. Nagle znaleźli się w sytuacji przekraczającej możliwości dostosowawcze pojedynczego człowieka. Żadna władza nie mogłaby temu zapobiec, ale możliwe było minimalizowanie skutków tego doświadczenia.

Jednak PiS tego nie zrobił. Mieszkańcy zostali porzuceni przez państwo w sytuacji traumatycznej.

Profesjonalnego psychologicznego wsparcia nie dostali ani mieszkańcy, ani aktywiści. W ograniczonym stopniu mieli do niego dostęp funkcjonariusze Straży Granicznej czy żołnierze.

Jednocześnie cały region stracił swój dobry wizerunek. Dziś powszechnie kojarzy się z groźnymi migrantami w lasach; z wojskiem na ulicach, które wymachuje długą bronią przed cywilami; albo przynajmniej z rozjeżdżonymi przez ciężki sprzęt wojskowy drogami.

Podlaskie to dość uboga część Polski. Nie ma tu i nigdy nie będzie silnie rozwiniętego przemysłu. Granica z Białorusią (a wcześniej z ZSRR) zawsze stanowiła barierę rozwojową. Od niedawna mieszkańcy zaczęli wierzyć, że mogą budować swoją zawodową przyszłość dzięki turystom. Inwestowali w agroturystykę, pensjonaty, gastronomię, rozwijały się usługi przewodnickie i inne, związane z obsługą ruchu turystycznego.

Wszystko wyhamowała pandemia koronawirusa. Jeszcze się nie skończyła, gdy zaczął się kryzys graniczny. Władze nie zrobiły niczego, by ograniczyć wpływ tego kryzysu na sytuację w regionie. Wręcz przeciwnie – wielokrotnie publicznie powtarzały stwierdzenia, które wywoływały strach przed przebywaniem na tych terenach. Nawet gdy zniesiono wreszcie strefę stanu wyjątkowego, turyści niechętnie wracali.

Czy Podlaskie nadal wierzy w PiS?

Trzeba przyznać, że państwo obiecało przedsiębiorcom rekompensaty za okres stanu wyjątkowego. Tyle tylko, że ich wypłacanie rozpoczęto bardzo późno, dopiero po zniesieniu strefy, a walka o to, aby rekompensaty objęły wszystkich, którzy rzeczywiście stracili dochody, trwała w parlamencie miesiącami. Jeszcze gorzej mieli ci, którzy obsługiwali turystów już poza strefą. Rekompensaty im się nie należały, a turyści i tak nie chcieli do nich przyjeżdżać.

Podlaskie rzeczywiście bardzo się zmieniło za rządów PiS.

Nie ma już nieco sennego, pięknego przyrodniczo pogranicza. Są straumatyzowani ludzie, którzy radzą sobie, jak potrafią, z sytuacją przerastającą ich możliwości.

Starają się przetrwać, ponosząc najniższe straty.

Tymczasem PiS wciąż zapewnia: „Tylko my zapewnimy wam bezpieczeństwo”. Wciąż testuje ludzi w podlaskim laboratorium. Tym razem sprawdza, czy nadal będą popierać partię rządzącą – mimo że w trudnych momentach się nie sprawdziła, pozostawiła ich samych, bez pomocy. Najbliższy test – 15 października.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze