0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Roman PILIPEY / AFPFot. Roman PILIPEY /...

Na zdjęciu: 8-letnia Alona, która wraz z matką Julią i bratem Olegiem ewakuowała się z miasta Nowogrodiwka, położonego niedaleko linii frontu, czeka na pociąg ewakuacyjny w Pokrowsku, w obwodzie donieckim, 2 sierpnia 2024. Zdjęcie: Roman PILIPEY / AFP

Z powodu rosyjskiej wojny miliony Ukraińców musiało uciekać i opuścić swoje domy. Chodzi nie tylko o fizyczne ściany – chociaż i o to też – ale też o poczucie stabilności (ludzie stracili pracę, szkołę, przyjaciół) i bezpieczeństwa. W domu czujemy się dobrze, możemy się rozluźnić i odpocząć. W domu jesteśmy gospodarzami i nie powinniśmy nikogo pytać o zezwolenie na coś. W domu jesteśmy sobą. Tam każda rzecz ma swoją historię. Lubimy je, bo są nasze.

Kiedyś w Barcelonie kupiliśmy ten magnes na lodówkę, a w tym szklanym wazonie – suszone kwiaty z wesela, na ścianie widać kreski – mierzyliśmy co roku wzrost naszych dzieci. Wszystkiego nie da się spakować do małego plecaka. A zdjęcia? Wkrótce wielu z nas pojedzie do rodzinnych domów. Siądziemy przy wigilijnym stole. Potem otworzymy albumy, rodzice będą opowiadać o swoim czy naszym dzieciństwie.

Dzieci wielu osób, które ratują się od wojny, nie dowiedzą się, jak wyglądali ich rodzice w dzieciństwie, ponieważ zdjęcia zostały na terenach okupowanych przez Rosję, albo spłonęły razem z domami.

Jednak wciąż wielu uchodźców wojennych, jak mówi Ołena Stiażkina, ukraińska pisarka, profesorka historii, która jest uchodźczynią z Doniecka z 2014 roku, nadal nosi w torebkach klucze do nieistniejących już mieszkań. Domów, których już nie ma.

Wielkie przemieszczenie Ukraińców

Na łamach OKO.press pisaliśmy o ludziach, którzy wyjechali z kraju ogarniętego wojną – o uchodźcach. Jest ich ponad 6 mln. Według ostatnich danych Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców (UNHCR) w Polsce na koniec października 2024 roku zarejestrowanych było 981 335 uchodźców z Ukrainy.

Natomiast w Ukrainie jest ok. 4,6 mln uchodźców wewnętrznych. W pierwszych miesiącach wojny pełnoskalowej Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) szacowała, że takich osób było ok. 8 mln.

Kraj, w którym toczy się wojna, musiał objąć opieką prawie taką samą liczbę przesiedleńców ukraińskich, ile przyjęły kraje europejskie.

Żaden system nie byłby w stanie przygotować się do przesiedleń na taką skalę. Dla Ukrainy wsparcie osób wewnętrznie przesiedlonych (WPO) albo wymuszonych przesiedleńców, jak się mówi o ludziach, którzy przenieśli się z powodu wojny, jest tylko jednym z wielu wyzwań, które narzuciła agresja Rosji.

Jest takim samym wyzwaniem jak problemy na froncie, produkcja broni, mobilizacja, utrzymywanie gospodarki, jak skutki ataków rakietowych, codziennych ostrzałów, problemów z energetyką, korupcją, edukacją w trybie alarmów… Trudno ustalać priorytety, gdy wojna zaburzyła każdy sektor życia społecznego. Albo stworzyła nowe problemy – wymusiła przemieszczenie milionów ludzi.

Przeczytaj także:

Niedawno po buńczucznych deklaracjach Putina, porównaliśmy sytuację wewnętrznych przesiedleńców w Ukrainie i w Rosji. W tym tekście skupimy się na losach Ukraińców, którzy nie ze swojej woli przemieścili się z terytoriów okupowanych, z obszarów działań wojennych czy obszarów przyfrontowych.

Ukraina – z trudem – ale jednak stara się zapewnić opiekę jak największej liczbie uchodźców. Ma w tym spore doświadczenie.

Dekada przesiedlenia

Pierwsi przesiedleńcy wewnętrzni pojawili się w Ukrainie dziesięć lat temu, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Donbas i Krym. Byli to mieszkańcy okupowanego Krymu, obwodów donieckiego i ługańskiego. Wyjeżdżali do sąsiednich regionów, np. chersońskiego, czy charkowskiego albo do stolicy.

Przed pełnoskalową inwazją w 2022 roku takich osób było ponad półtora miliona.

Potem wielu z nich po raz drugi musiało przeżyć ucieczkę. Bo chociaż uważa się, że ludzie ze wschodu przenieśli się na zachód kraju, to dane pokazują co innego.

Według danych Ministerstwa polityki społecznej Ukrainy najwięcej przesiedleńców jest zarejestrowanych w obwodzie donieckim (532 140 osób), charkowskim (517 872), dnipropetrowskim (452 784), czyli terytoriach, które są blisko linii frontu. Ludzie nie chcą wyjeżdżać daleko od domu. Dla porównania w lwowskim jest 207 893, w tarnopolskim jeszcze mniej – 67 557.

Wśród 4,6 mln obecnie zarejestrowanych przesiedleńców jest ok. 906 tys. dzieci.

Największą liczbę wewnętrznych przesiedleńców stanowią osoby w wieku od 61 do 70 lat – ponad 729 tys. Liczba WPO w wieku 31-40 lat wynosi ponad 654 tys., a w wieku 41-50 lat ponad 585 tys.

Dane są przybliżone. Nie ma obowiązku rejestracji na nowym miejscu. Status WPO jest potrzebny do zamieszkania w ośrodkach tymczasowego zakwaterowania, podobnie, jak status UKR dla ukraińskich uchodźców w Polsce. Natomiast osoby, które prywatnie wynajmują mieszkanie, mogą nie mieć takiego statusu.

Taki status jest potrzebny, by otrzymywać pomoc socjalną, zapisać dziecko do szkoły czy przedszkola w nowym mieście. Mimo podobnych okoliczności, przesiedleńcy nie są jednorodną grupą. Należą do różnych grup społecznych, etnicznych, językowych i religijnych. Jednak mierzą się z podobnymi problemami.

Po inwazji Rosji w 2014 roku państwo ukraińskie wspierało przesiedleńców świadczeniami, opłacało media osobom, które musiały wynajmować mieszkanie w innym miejscu z powodu wojny. Potrzebującym pomagały organizacje humanitarne (międzynarodowe i ukraińskie). Zostały założone pierwsze organizacje pozarządowe, które broniły praw przesiedleńców (składające się często również z przesiedleńców). Dbały one o to, żeby WPO – ludzie, którzy często stracili wszystko – byli z szacunkiem traktowani przez instytucje państwowe, przyczyniły się do kształtowania ram prawnych dla osób wewnętrznie przesiedlonych.

W lutym 2022 roku to wszystko nabrało znacznie większego wymiaru.

Nowy dom (nie)tymczasowy

Prawie od początku wojny pełnoskalowej (2022) państwo finansowo wspierało przesiedleńców (3 tys. hrywien, ok. 300 zł na dzieci, na osoby z niepełnosprawnością 2 tys. i 200 zł dla wszystkich innych). Od marca 2024 roku ta pomoc jest dostępna tylko dla najbardziej narażonych kategorii przesiedleńców wewnętrznych, które nie mogą pracować (m.in. osoby starsze, osoby z niepełnosprawnością, osierocone dzieci). Wsparcie, które otrzymuje półtora miliona osób, jest przedłużone do lutego 2025 roku.

Jak pisaliśmy wcześniej, kijowscy ekonomiści w projekcie „Rosja zapłaci”, w którym liczą koszty Ukrainy z powodu wojny, szacują, że straty pośrednie Ukrainy w sektorze ochrony socjalnej sięgają 10 mld dolarów. Większość z nich przeznaczona jest właśnie na płatności za świadczenia dla osób wewnętrznie przesiedlonych – 7 mld.

Tych strat nie byłoby, gdyby nie było inwazji.

(Oprócz tego przesiedleńcy mogli otrzymać pomoc finansową od dużych organizacji humanitarnych, np. UNICEF, UNHCR lub Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Jednak to wsparcie zazwyczaj jest krótkookresowe, np. na trzy miesiące).

Pomoc nie starcza na opłacenie mieszkania i utrzymanie się. A mieszkanie i praca to największe wyzwania dla przesiedleńców (tak samo, jak dla uchodźców za granicą). W Ukrainie są oczywiście miejsca tymczasowego zakwaterowania dla przesiedleńców, choć nie we wszystkich są odpowiednie warunki. Może to być zakwaterowanie np. w akademikach, gdzie często jest mało przestrzeni osobistej, lub w miejscach oddalonych od większych miast. (Z podobnymi problemami mieliśmy do czynienia w Polsce).

W niektórych regionach Ukrainy są już tzw. miasteczka modułowe, które są tworzone dzięki wysiłkowi władz samorządowych, międzynarodowych i lokalnych organizacji humanitarnych. Zakwaterowanie dla przesiedleńców jest bezpłatne, rachunki opłaca miasto. Miało to być tymczasowe rozwiązanie, ale ludzie mieszkają w takich miasteczkach już ponad dwa lata. Organizacje humanitarne z doświadczeniem pomocy migrantom ostrzegają, że nie jest to rozwiązanie długoterminowe.

Według projektu „Tam, gdzie na was czekają”, który realizują wspólnie Ministerstwo Transformacji Cyfrowej, Kancelaria Prezydenta i ukraińskie koleje, w miejscach tymczasowego zakwaterowania mieszka obecnie 1 365 855 osób (wolnych ok. 15 tys. miejsc). Podobnych inicjatyw – państwowych i prywatnych – dzięki którym można znaleźć tymczasowy dom, jest wiele.

Większość rodzin się usamodzielniła. Prywatnie wynajmują lub kupują mieszkania, stare domy na wsiach w bezpieczniejszych regionach. Są przypadki, kiedy właściciele udostępniają domy bezpłatnie, prosząc jedynie o opłacanie mediów. Wspierają najemców podstawowymi rzeczami.

„Ukraińska Prawda” opisuje, jak krymczanka Julia Dudyszewa, która w 2014 roku wyjechała z domu, uruchomiła projekt „Komfort dla przesiedleńców”. Julia przekształca stare wiejskie domy na Czernihowszyźnie w przytulne siedziby.

Organizacja charytatywna „Prawo na zachyst”, Prawo do obrony – rozwija skrót WPO, nadawany przesiedleńcom, po swojemu – jest to Wielki Przykład Zjednoczenia (zjednoczenie, po ukraińsku to obiednannia).

Wynajęcie mieszkania jest zbyt drogie m.in. dla osób starszych. Według badań charytatywnej organizacji Depaul Ukraine inwazja na pełną skalę stała się główną przyczyną bezdomności w Ukrainie. Obecnie 22 proc. osób, które nocują na ulicach lub w schroniskach, to przesiedleńcy wewnętrzni. A 9 proc. badanych jako przyczynę bezdomności wskazało uszkodzone/zniszczone mieszkanie.

Żeby rozwiązać ten problem, ukraińskie władze wspólnie z międzynarodowymi organizacjami przeprowadzają remonty akademików, pustostanów oraz wyposażają je w potrzebne urządzenia. W planach jest rozwijanie społecznego wynajmu mieszkań.

Niedawno Rada Najwyższa przyjęła ustawę o przeprowadzeniu inwentaryzacji wszystkich nieruchomości, które będą wynajęte (po przeprowadzeniu niezbędnych napraw) po obniżonej stawce osobom wewnętrznie przesiedlonym.

Pod koniec sierpnia 2024 roku Ministerstwo ds. Reintegracji Tymczasowo Okupowanych Terytoriów Ukrainy przedstawiło Strategię Mieszkaniową dla Osób Wewnętrznie Przesiedlonych na okres do 2027 roku.

Od maja 2023 roku działa program „JeWidnowlennia” (ePrzywrócenie) – daje możliwość otrzymania pomocy finansowej na remont uszkodzonych przez wojnę mieszkań (ale ludziom, których domy zostały zniszczone na terytoriach okupowanych przez Moskwę, trudno uzyskać odszkodowanie, bo nie ma jak sprawdzić stanu mieszkania. Eksperci proponują wykorzystywanie dronów oraz zdjęć satelitarnych dla ustalenia zniszczeń. Nawet z sukcesem przeprowadzono tzw. melitopolski eksperyment).

Od połowy stycznia 2025 roku przesiedleńcy będą też mogli wnioskować o dopłaty do wynajmu. Są plany rozszerzania istniejących już programów, żeby ułatwić osobom wewnętrznie przesiedlonym dostęp do mieszkań. Do tej pory mało osób mogło skorzystać np. z programu „JeOsela” (eDom), ponieważ pierwszy wkład był zbyt duży dla nich. Pomysłodawcy chcieliby, żeby ludzie mogli wykorzystać pieniądze z odszkodowania za zniszczony dom na opłacenie pierwszego wkładu przy kupowaniu nowego.

Vouchery na przekwalifikowanie i granty na „własny biznes”

Znaleźć pracę w nowym mieście jest trudno, zwłaszcza dla osób po 50. Urzędy pracy od czasu do czasu odwiedzają ośrodki masowego zakwaterowania, przedstawiając przesiedleńcom oferty zatrudnienia. Niektóre osoby nie mogą znaleźć pracy zgodnej z zawodem, ponieważ w regionie, do którego przyjechali, nie ma zapotrzebowania na takich specjalistów (wschód Ukrainy był znany jako region przemysłowy).

Państwo we współpracy z organizacjami pozarządowymi proponuje przekwalifikowanie. Ołena Steblina, była wojskowa z Mariupola, skorzystała z takiej okazji. Przeszła kursy gotowania zorganizowane z pomocą Czerwonego Krzyża. Chce otworzyć swoją restaurację. Mąż Ołeny jest w rosyjskiej niewoli, gdzie trafił z Azovstali. „Oczywiście, jest trudno, ale nie można się poddawać, gdy masz dwoje dzieci, to trzeba iść do przodu, dawać przykład” – mówi w reportażu opublikowanym z „Suspilne Czerkasy”.

Państwowe Centrum Zatrudnienia proponuje też granty w programie „Własna sprawa” [Własny biznes]. Osoby, które chcą spróbować swoich sił w biznesie, mogą za te pieniądze wynająć lub kupić sprzęt, surowce czy lokal.

Państwo zachęca pracodawców do zatrudniania przesiedleńców. Wypłaca 8 tys. hrywien (ok. 800 zł) miesięcznie za zatrudnienie osoby ze statusem WPO przez pierwsze trzy miesiące, za osoby z niepełnosprawnością – przez pół roku.

(Według Ministerstwa Gospodarki, od początku roku pracodawcom wypłacono 224 mln hrywien w ramach programu rekompensat za zatrudnienie 11 300 przesiedleńców wewnętrznych).

Dodana wartość dla wspólnoty i historie sukcesów

Władze lokalne we współpracy z organizacjami pozarządowymi starają się integrować przesiedleńców w lokalnej społeczności. Dzieci przesiedleńców mogą liczyć na bezpłatne obiady w szkołach oraz wypoczynek na obozach letnich (podobnie jak dzieci uczestników działań wojennych, dzieci poległych obrońców i obrończyń, dzieci zaginionych żołnierzy, dzieci-sieroty, dzieci z rodzin o niskich dochodach).

Mieszkańcy okupowanych miast tworzą w innych regionach swoje grupy miejskie, otwierają kawiarnie czy kluby (np. w bibliotekach czy muzeach), żeby spotykać się i rozmawiać nie tylko o przeszłości, a też o tym, jak będą odbudowywać dom.

Osoby przesiedlone są zapraszane do prowadzenia warsztatów z gotowania, szycia dla miejscowych. Fakt, że mogą być przydatni w nowym miejscu, pomaga w adaptacji społecznej.

W niektórych obwodach są tworzone Rady WPO (do kwietnia 2024 roku utworzono ponad 750 takich Rad), gdzie oprócz przedstawicieli władz, organizacji pozarządowych, połowa członków to osoby przesiedlone. Na takich zebraniach we wspólnotach są omawiane nie tylko potrzeby przesiedleńców, a też ich potencjał na nowym miejscu.

To pozwala przesiedleńcom uczestniczyć w procesach decyzyjnych w społecznościach lokalnych. A efektywna integracja przesiedleńców przekłada się na rozwój całej wspólnoty.

Ukraińskie władze centralne przekonują władze lokalne, żeby traktowały przesiedleńców nie jako tymczasowych mieszkańców, a zachęcały ich do „osiedlania się” w swoich wspólnotach. Powinny tworzyć warunki, żeby ludzie chcieli mieć tu nowy dom, ponieważ nie wiadomo, ile potrwa wojna.

Media od czasu do czasu opisują historie sukcesu przesiedleńców, którzy założyli własny biznes lub przenieśli go z obszarów przyfrontowych. To, jak odnajdują się na nowym miejscu, może też posłużyć jako przykład dla ludzi, którzy wahają się, czy wyjeżdżać z niebezpiecznej strefy.

Na łamach „Ukraińskiej Prawdy” można przeczytać historię rodziny Kiriczenków, którzy z obwodu donieckiego przenieśli się do połtawskiego, otworzyli fermę mleczarską i produkują sery. Często takie rodziny są też źródłem inspiracji dla miejscowych.

Oprócz straty domów, może nawet bliskich osób, zwykłego trybu życia los bywa jeszcze bardziej okrutny, kiedy na przykład ktoś z członków rodziny na nowym miejscu dowiaduje się o poważnej chorobie.

Zbyt wiele spadło na barki ludzi z powodu wojny.

Powroty na terytorium okupowane

Sytuacja osób wewnętrznie przesiedlonych pozostaje jednym z kluczowych wyzwań społecznych. Bo bywa też tak, że ludzie, którzy nie mogą się utrzymać, znaleźć mieszkania czy pracy – wracają do domów, które są na terenach okupowanych przez Rosję, bo na przykład tam jeszcze mają dom albo starszych rodziców, którymi trzeba się opiekować.

Jednak w porównaniu do tych 4-5 mln osób wewnętrznie przesiedlonych, które mieszkają na terytorium pod kontrolą Ukrainy, na powrót zdecydowało się najwyżej kilka procent.

Niektórzy wracają, ponieważ władze okupacyjne przeprowadzają rejestrację nieruchomości według rosyjskiego prawa, więc boją się ich nieodwracalnej utraty. „Rosja szantażuje ludzi, że odbierze im domy, aby zachęcić ich do powrotu” – pisze portal Radio Swoboda.

Więcej o trudnej drodze do domu można przeczytać tu.

Nadzieja nie gaśnie

Dużo więcej jednak jest chętnych do wyjazdu z terenów okupowanych. W reportażu Radia Swobody Olga Azonowa z Kupiańska, która od ponad dwóch lat mieszka z rodziną w akademiku w Charkowie, opowiada, jak wyjeżdżali przez Rosję, Białoruś, żeby trafić na terytorium Ukrainy. Podróż trwała dziesięć dni.

Rodzina uciekała z rosyjskiego obozu dla uchodźców, gdzie byli przepytywani, kto z ich rodziny walczy na froncie; pobierano próbki DNA nawet u dzieci. Teraz w akademiku Olga dzierga skarpetki dla ukraińskich żołnierzy.

Tam też z mężem i trójką dzieci mieszka Julia Czubyrka, która wyjeżdżała z Kupiańska w siódmym miesiącu ciąży. „Najważniejsze, że żyjemy. Że jesteśmy w domu, w swoim kraju, wszystko nasze, bliskie. Dzieci są zdrowe. My również. Wierzę, że wszystko będzie dobrze” – mówi Julia. 5 września ich dom w Kupiańsku został zniszczony.

Trzecia bohaterka tego reportażu – Walentyna Beseda mówi tak: „Jakoś nie chcemy opuszczać Ukrainy. Urodziliśmy się tutaj i chcemy tu dożyć swoich dni”.

Poczucia bycia w domu i miłości do swojego kraju nie da się przywrócić, nawiązać czy kupić za świadczenia, czy odszkodowania. Na razie tysiące osób żyją wiarą, a nie wygodą.

I raczej nie chcą szukać domu pod władzą tych, którzy go odebrali.

W kwietniu cała Ukraina podziwiała 98-letnią Lidię, która sama pieszo wydostała się z okupowanej wsi Oczeretyne, w obwodzie donieckim. Babcia szła cały dzień bez wody i jedzenia. Pokonała pod ostrzałami ok. 10 km, aż zobaczyli ją ukraińscy żołnierze i ewakuowali do bezpieczniejszego miejsca. Na początku czerwca Monobank z partnerami kupił dla babci nowy dom niedaleko Dnipra.

Historię babci Lidii można obejrzeć w reportażu Deutsche Welle:

Mieszkać tu całe życie i nagle wszystko zostawić?

Na terytoriach okupowanych przez Rosję zostaje ok. 6 mln osób, w tym półtora miliona dzieci. Nie wszyscy mają możliwość wyjazdu. Codziennie żyją w niebezpieczeństwie jak ludność w ciągle ostrzeliwanych obszarach przyfrontowych. Ludzie prawie nie wychodzą z piwnic, nie mają podstawowych warunków do życia. Żyją w martwych miastach. Ukraińskie służby i wolontariusze, ryzykując życie, przywożą im pomoc humanitarną, namawiają na ewakuację: sytuacja może się pogorszyć, kiedy linia frontu się przesunie. Wiele osób odmawia wyjazdu.

Niedawno w mediach rozeszła się historia matki, która ukrywała przed służbami syna (rodzice mówią, że dzieci niby zostały ewakuowane). „Nie chcąc wyjeżdżać, poddajesz niebezpieczeństwu nie tylko siebie, a też syna” – przekonywali policjanci. Kobieta nie chce wyjeżdżać, bo się boi, przed nimi niewiadome. Niektóre osoby nie decydują się na wyjazd, bo opiekują się chorymi rodzicami. Często w filmikach o próbach ewakuacji słychać: „Ale komu tam jesteśmy potrzebni?”.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze