0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. YURIY DYACHYSHYN / AFPFot. YURIY DYACHYSHY...

Na zdjęciu: Ukraiński uchodźca wewnętrzny przed modułowym budynkiem mieszkalnym we Lwowie przekazanym przez polski rząd, 9 lutego 2023. Fot. YURIY DYACHYSHYN / AFP

10 grudnia 2024 Władimir Putin ogłosił, że sytuacja uchodźców w Rosji wygląda wielokrotnie lepiej niż w Ukrainie, a ci, którzy dostają się do Ukrainy, następnie różnymi kanałami, na przykład przez Turcję, czy inne kraje, próbują przedostać się do Federacji Rosyjskiej.

To był sygnał dla propagandy Kremla, by zaatakowała świat opowieściami o tym, jak Ukraina sobie nie radzi. To jednak, że Putin publicznie opowiada o sytuacji wewnętrznych przesiedleńców w Rosji, pokazuje, że on też ma poważny problem. Mimo że uciekinierów z terenów przyfrontowych w Rosji jest o rząd wielkości mniej niż w Ukrainie, państwo nie jest w stanie zaspokoić ich podstawowych potrzeb.

Na tym tle to, jak radzi sobie Ukraina, wygląda zupełnie inaczej.

5 mln w Ukrainie, 100 tys. w Rosji

Rosyjska napaść na Ukrainę spowodowała w Europie największy kryzys migracyjny od czasów II wojny światowej. Miliony osób musiały opuścić domy, ratując się przed wojną. Oprócz ponad 6 mln uchodźców, którzy wyjechali z Ukrainy za granicę, w kraju jest ponad 4,6 mln wewnętrznych uchodźców. Mówi się o nich „WPO” (wewnętrznie przesiedlone osoby) albo – wedle innej nomenklatury – wymuszeni przesiedleńcy.

W pierwszych miesiącach wojny pełnoskalowej Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) szacowała, że takich osób było ok. 8 mln.

Jeśli chodzi o Rosję – takich danych nie mamy. Wiadomo jednak, że w rosyjskim obwodzie kurskim, który zajęły wojska ukraińskie w sierpniu 2024, wewnętrznych uchodźców jest 100 tysięcy.

Opowieść o Ukrainie trzeba jednak zacząć od Rosji.

Z okupowanego przez Rosję Donbasu, wedle samego Putina, uciekło 2 mln osób (zostało 5 mln). Cześć przedostała się do Ukrainy.

W zaatakowanym przez Ukraińców obwodzie kurskim domy straciło 100 tys. osób.

Ukraiński nacisk na tereny przygraniczne Rosji narasta. Propaganda Kremla nie tylko obwód kurski i biełgorodzki oraz Donbas nazywa „strefą przyfrontową”. W tym tygodniu za „przyfrontowy” uznała też cały Krym.

Oficjalna opowieść o tym, że Rosja wygrywa na wszystkich frontach, wyklucza jednak porządne organizowanie pomocy uchodźcom na terenach pod zarządem Rosji. Zadanie to zrzucone jest na władze lokalne i na „wolontariuszy”, których zadaniem jest jednak przede wszystkim tworzyć sieć wsparcia dla ekipy Putina.

Nie są w stanie zdiagnozować potrzeb przesiedleńców, ich główne zajęcie to mobilizowanie do pomocy obywateli Rosji w całym kraju. Propaganda pokazuje więc lokalną wytwórnię wełnianych skarpet i ochocze wrzucanie do TIR-ów wiozących pomoc… lekkich paczek z papierem toaletowym.

Przeczytaj także:

Standardowa pomoc dla uchodźców wewnątrz Rosji polega na zakwaterowaniu w tymczasowych ośrodkach, w wieloosobowych salach. Tam dostają polowe łózka i trzy posiłki (co wewnętrzni uchodźcy komentują do kamery z zachwytem: „Wszystko dali, i jedzenie, i picie”).

Z pomocy tej korzystają głównie osoby starsze – jeśli ktoś może, ratuje się na własną rękę i nie ma żadnych oczekiwań wobec państwa. Część ludzi zostaje na miejscu, pod ostrzałem, nie licząc na żadną pomoc. Formalnie uchodźcom władza zapewnia zasiłki i odszkodowania. W praktyce jest z tym bardzo różnie.

Komentarze Putina o tym, jak świetnie jest wewnętrznym uchodźcom w Rosji, pojawiły się tuż po administracyjnej katastrofie obwodu kurskiego. Władza nie ogarnęła potrzeb 100 tysięcy uchodźców, ci zaczęli się nawet buntować – domagając się obiecanych wypłat i zapewnienia podstawowych spraw bytowych. Przecież uciekali latem, w letnich ubraniach, a teraz jest mróz.

Skończyło się to pospieszną wymianą gubernatora.

Nowy zaczął (po czterech miesiącach od momentu, kiedy ludzie uciekli z terenów objętych wojną) od inwentaryzacji potrzeb. Okazało się, że w aptekach nie starcza dla nich nawet leków. Ostatnio jednak odkrył też, że musi ewakuować także mieszkańców terenów obwodu, które armia rosyjska już wyzwoliła. Bowiem w procesie wyzwolenia tereny te zostały całkowicie zniszczone, żadne służby komunalne nie działają, nie ma żadnego zaopatrzenia ani pomocy medycznej.

Ukraina – z trudem – ale jednak zajmuje się pod ostrzałem opieką nad dużo większą falą uchodźców. Ma w tym spore doświadczenie. Dla niej wojna zaczęła się w 2014 roku. To, co jest teraz, Ukraińcy nazywają po prostu Wielką Wojna.

Dekada przesiedlenia

Pierwsi przesiedleńcy wewnętrzni pojawili się w Ukrainie dziesięć lat temu, kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja. Byli to mieszkańcy okupowanego Krymu, obwodów donieckiego i ługańskiego. Wyjeżdżali do sąsiednich regionów, np. chersońskiego, czy charkowskiego albo do stolicy.

Przed pełnoskalową inwazją w 2022 roku takich osób było ponad półtora miliona. Potem wielu z nich po raz drugi musiało przeżyć ucieczkę. Bo chociaż uważa się, że ludzie ze wschodu przenieśli się na zachód kraju, to dane pokazują co innego.

Najwięcej przesiedleńców jest zarejestrowanych w obwodzie donieckim, charkowskim, dnipropetrowskim, które są blisko linii frontu. Ludzie nie chcą wyjeżdżać daleko od domu.

Nowy dom (nie) tymczasowy

Przed ukraińskimi przesiedleńcami stoją takie same wyzwania jak przed tymi, którzy wyjechali z kraju: głównie to znalezienie mieszkania i pracy.

W Ukrainie są oczywiście miejsca tymczasowego zakwaterowania dla przesiedleńców, choć nie we wszystkich są odpowiednie warunki. Może to być zakwaterowanie np. w akademikach, gdzie często mało przestrzeni osobistej lub miejscach oddalonych od większych miast. (Z podobnymi problemami mieliśmy do czynienia w Polsce — propaganda Kremla zakwaterowanie rosyjskich seniorów w salach gimnastycznych i w klasach pokazuje jako sukces państwa).

W niektórych regionach Ukrainy są już tzw. miasteczka modułowe, które są tworzone dzięki wysiłkowi władz samorządowych, międzynarodowych i lokalnych organizacji humanitarnych. Zakwaterowanie dla przesiedleńców jest bezpłatne, rachunki opłaca miasto. Miało to być tymczasowe rozwiązanie, ale ludzie mieszkają w miasteczkach tranzytowych już ponad dwa lata. Organizacje humanitarne z doświadczeniem pomocy migrantom ostrzegają, że nie jest to rozwiązanie długoterminowe.

Według projektu „Tam, gdzie na was czekają” Ministerstwa Transformacji Cyfrowej, Kancelarii Prezydenta i ukraińskiej kolei w miejscach tymczasowego zakwaterowania mieszka obecnie 1 365 855 osób. Podobnych inicjatyw – państwowych i prywatnych – dzięki którym można znaleźć tymczasowy dom, jest wiele.

Większość rodzin się usamodzielniła. Prywatnie wynajmują lub kupują mieszkania, stare domy na wsiach w bezpieczniejszych regionach. Są przypadki, kiedy właściciele udostępniają domy bezpłatnie, prosząc jedynie o opłacanie mediów.

Wspierają najemców podstawowymi rzeczami. „Ukraińska Prawda” opisuje, jak krymczanka Julia Dudyszewa, która w 2014 roku wyjechała z domu, uruchomiła projekt „Komfort dla przesiedleńców”. Julia przekształca stare wiejskie domy na Czernihowszyźnie w przytulne siedziby.

Organizacja charytatywna „Prawo na zachyst”, Prawo na obronę – rozwija skrót WPO, nadawany przesiedleńcom, po swojemu – jest to Wielki Przykład Zjednoczenia (zjednoczenie, po ukraińsku to obiednannia).

Więcej dostępnych mieszkań dla przesiedleńców

Wynajęcie mieszkania jest zbyt drogie m.in. dla osób starszych. I choć państwo finansowo wspierało przesiedleńców (3 tys. hrywien, ok. 300 zł, na dzieci, osób z niepełnosprawnością, 2 tys. – 200 zł – dla wszystkich innych), nie starcza to na wynajem i utrzymanie się.

Od marca 2024 roku pomoc otrzymują tylko najbardziej narażone kategorie przesiedleńców wewnętrznych, które nie mogą pracować (m.in. osoby starsze, osoby z niepełnosprawnością, dzieci sieroty). Na razie wsparcie, które otrzymuje półtora miliona osób, jest przedłużone do lutego 2025 roku.

(Oprócz tego przesiedleńcy mogli otrzymać pomoc finansową od dużych organizacji humanitarnych, np. UNICEF, UNHCR lub Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża. Jednak to wsparcie zazwyczaj jest krótkookresowe, np. na trzy miesiące).

Według badań charytatywnej organizacji Depaul Ukraine inwazja na pełną skalę stała się główną przyczyną bezdomności w Ukrainie. Obecnie 22 proc. osób, które nocują na ulicach lub w schroniskach to przesiedleńcy wewnętrzni.

Żeby rozwiązać ten problem, ukraińskie władze wspólnie z międzynarodowymi organizacjami przeprowadzają remonty akademików, pustostanów oraz wyposażają je w potrzebne urządzenia. W planach jest rozwijanie koncepcji społecznego wynajmu mieszkań.

Niedawno Rada Najwyższa przyjęła ustawę o przeprowadzeniu inwentaryzacji wszystkich nieruchomości, które będą wynajęte (po przeprowadzeniu niezbędnych napraw) po obniżonej stawce osobom wewnętrznie przesiedlonym.

Pod koniec sierpnia 2024 roku Ministerstwo ds. Reintegracji Tymczasowo Okupowanych Terytoriów Ukrainy przedstawiło Strategię Mieszkaniową dla Osób Wewnętrznie Przesiedlonych na okres do 2027 roku.

Od maja 2023 roku działa program „JeWidnowlennia” (ePrzywrócenie) – daje możliwość otrzymania pomocy finansowej na remont uszkodzonych przez wojnę mieszkań (ale ludziom, których domy zostały zniszczone na terytoriach okupowanych przez Moskwę, trudno uzyskać odszkodowanie, bo nie ma jak sprawdzić stanu mieszkania. Eksperci proponują wykorzystywanie dronów oraz zdjęć satelitarnych dla ustalenia zniszczeń. Nawet z sukcesem przeprowadzono tzw. melitopolski eksperyment).

Od połowy stycznia 2025 roku przesiedleńcy będą też mogli wnioskować o dopłaty do wynajmu. Są plany rozszerzania kredytowo istniejących już programów, żeby ułatwić osobom wewnętrznie przesiedlonym dostęp do mieszkań. Do tej pory mało osób mogło skorzystać np. z programu „JeOsela” (eDom), ponieważ pierwszy wkład był zbyt duży dla nich. Pomysłodawcy chcieliby, żeby ludzie mogli wykorzystać pieniądze z odszkodowania za zniszczony dom na opłacenie pierwszego wkładu przy kupowaniu nowego.

Vouchery na przekwalifikowanie i granty na „własną sprawę”

Znaleźć pracę w nowym mieście jest trudno, zwłaszcza dla osób po 50. Urzędy pracy od czasu do czasu odwiedzają ośrodki masowego zakwaterowania, przedstawiając przesiedleńcom oferty zatrudnienia. Niektóre osoby nie mogą znaleźć pracy według zawodu, ponieważ w regionie, do którego przyjechali, nie ma zapotrzebowania na takich specjalistów (wschód Ukrainy był znany jako region przemysłowy).

Państwo we współpracy z organizacjami pozarządowymi proponuje przekwalifikowanie. Ołena Steblina, była wojskowa z Mariupola, skorzystała z takiej okazji. Przeszła kursy z gotowania zorganizowane z pomocą Czerwonego Krzyża. Chce otworzyć swoją restaurację. Mąż Ołeny jest w rosyjskiej niewoli, gdzie trafił z Azovstali. „Oczywiście, jest trudno, ale nie można się poddawać, gdy masz dwoje dzieci i trzeba iść do przodu, dawać przykład” – mówi w reportażu „Suspilne Czerkasy”.

Państwowe Centrum Zatrudnienia proponuje też granty w programie „Własna sprawa”. Osoby, które chcą spróbować swoich sił w biznesie, mogą za te pieniądze wynająć lub kupić sprzęt, surowce czy lokal.

Państwo zachęca pracodawców do zatrudniania przesiedleńców. Wypłaca kompensację 8 tys. hrywien (ok. 800 zł) miesięcznie za zatrudnienie osoby ze statusem WPO przez pierwsze trzy miesiące, za osoby z niepełnosprawnością – przez pół roku. (Według Ministerstwa Gospodarki, od początku roku pracodawcom wypłacono 224 mln hrywien w ramach programu rekompensat za zatrudnienie 11 300 przesiedleńców wewnętrznych).

Dodana wartość dla wspólnoty i historie sukcesów

Władze lokalne we współpracy z organizacjami pozarządowymi starają się integrować przesiedleńców w lokalnej społeczności. Zachęcają m.in. rodziców, żeby zapisywali dzieci do miejscowych szkół (dzieci przesiedleńców mają bezpłatne obiady w szkołach, wypoczynek w obozach letnich, wolontariusze od kilku lat dbają o prezenty na Mikołajki; choć niektóre dziecięce życzenia są nie spełnienia, ponieważ dotyczą skutków wojny: dzieci piszą, że chcą wrócić do domu, albo żeby tata wrócił z frontu).

Mieszkańcy okupowanych miast tworzą w innych regionach swoje miasta, otwierają kawiarnie czy kluby (np. w bibliotekach czy muzeach), żeby spotykać się i rozmawiać nie tylko o przeszłości, a też o tym, jak będą odbudowywać dom.

Osoby przesiedlone są zapraszane do prowadzenia warsztatów z gotowania, szycia dla miejscowych. I są dla nich przy tym nośnikami nowego doświadczenia: mogą na przykłady pokazywać jakieś techniki czy dzielić się przepisami, nietypowymi dla tego regionu. Fakt, że mogą być przydatni w nowym miejscu, pomaga w adaptacji społecznej.

Media od czasu do czasu opisują historie sukcesu przesiedleńców, którzy założyli własny biznes lub przenieśli go z obszarów przyfrontowych. To, jak odnajdują się na nowym miejscu, może też posłużyć sygnałem dla ludzi, którzy wahają się, czy wyjeżdżać z niebezpiecznej strefy. Na łamach „Ukraińskiej Prawdy” można przeczytać historię rodziny Kiriczenków, którzy z obwodu donieckiego przenieśli się do połtawskiego, otworzyli fermę mleczarską i produkują sery.

Powroty pod okupację – to są pojedyncze przypadki

Sytuacja z osobami wewnętrznie przesiedlonymi w Ukrainie pozostaje jednym z kluczowych wyzwań społecznych. Żaden system nie byłby w stanie przygotować się do przesiedleń na taką skalę.

To paradoks, ale z powodu wojny Ukraińcy też uciekali do Rosji. Według Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców (UNHCR) w Federacji Rosyjskiej na koniec 2023 roku zarejestrowano ponad 1,2 mln uchodźców z Ukrainy. To dwa razy mniej niż w 2022 r. Po prostu droga przez Rosję była jedyną drogą ewakuacji – ludzie ci jechali potem do Europy (i przyjeżdżali potem na warszawski Dworzec Wschodni, skąd przejmowały ich organizacje pomocowe).

Część przesiedleńców wraca jednak do domów, choć są na terenach okupowanych przez Rosję – ostatnio wedle administracji Putina miało wrócić na tereny okupowane przez Rosję 150 tys. Ministerstwo polityki społecznej Ukrainy twierdzi jednak, że w grę wchodzić może około tysiąca osób.

Wioleta Artemczuk z „Donbas SOS”, organizacji, która działa na rzecz praw człowieka, na łamach LB.ua zaznacza, że ludzie z obawy przed stygmatyzacją społeczną raczej nie przyznają się do powrotu. Ale wracają, bo nie wszystkim udaje się znaleźć mieszkanie, pracę – a na terenach okupowanych mają jeszcze dom, albo starszych rodziców, którymi trzeba się opiekować. Ale rzeczywiście wróciło najwyżej kilka procent WPO.

Niektórzy wracają, ponieważ władze okupacyjne przeprowadzają rejestrację nieruchomości według rosyjskiego prawa, więc boją się ich nieodwracalnej utraty. „Rosja szantażuje ludzi, że odbierze im domy, aby zachęcić ich do powrotu” – pisze portal Radio Swoboda.

Jak trafić do domu?

Pomijając już kwestię prześladowań, tortur i naruszenia podstawowych prawa człowieka na terytoriach okupowanych, z Ukrainy wyjechać do Rosji nie jest łatwo.

Takie osoby próbują dostać się tam przez inne kraje. Zajmuje to kilka dni i potrzebne są niemałe pieniądze. Wiele osób nie ma możliwości finansowych na taką podróż. A dla całych rodzin koszt powrotu byłby jeszcze większy.

Od października 2023 roku jedyną drogą, aby wrócić np. do domu w okupowanej części obwodu chersońskiego, jest przejście przez procedurę filtracji na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Rosyjskie służby dokładnie sprawdzają osoby z ukraińskimi paszportami pod kątem wspierania Ukrainy w wojnie.

W czerwcu Wschodnia Grupa na rzecz Praw Człowieka informowała, że tylko w 2024 roku system doprowadził do śmierci czterech obywateli Ukrainy. Ludzie stoją w kolejkach po 15-27 godzin. Mimo to 60-70 proc. osób nie przechodzi procedury filtracji i nie może kontynuować podróży do domu. (Według „Donbas SOS” ze stu osób filtrację przechodzi 20). Odmowę można dostać za wspieranie SZU.

Jak podaje Radio Swoboda, rosyjskie media informują, że w ciągu roku ponad 107 tys. obywateli Ukrainy przybyło na moskiewskie lotnisko, z nich ponad 83 tys. osób mogło wjechać na terytorium Federacji Rosyjskiej. „Nie można jednak zweryfikować prawdziwości tych danych” – zaznaczają dziennikarze Radia Swoboda.

Ukraińcy, którzy wyjeżdżają z terenów okupowanych przez Rosję, najczęściej wracają do Ukrainy. W reportażu Radia Swobody Olga Azonowa z Kupiańska, która od ponad dwóch lat mieszka z rodziną w akademiku w Charkowie, opowiada jak wyjeżdżali przez Rosję, Białoruś, żeby trafić na terytorium Ukrainy. Podróż trwała dziesięć dni.

Rodzina uciekała z rosyjskiego obozu dla uchodźców, gdzie byli przepytywani, w ich rodzinie kilka osób walczy; pobierano próbki DNA nawet u dzieci.

Tam też z mężem i trójką dzieci mieszka Julia Czubyrka, która wyjeżdżała z Kupiańska w siódmym miesiącu ciąży. „Najważniejsze, że jesteśmy żywi. Że jesteśmy w domu, w swoim kraju, wszystko nasze, bliskie. Dzieci są żywe zdrowe. My również. Wierzę, że wszystko będzie dobrze” – mówi Julia. 5 września ich dom w Kupiańsku został zniszczony.

Trzecia bohaterka tego reportażu – Walentyna Beseda mówi tak: „Jakoś nie chcemy opuszczać Ukrainy. Urodziliśmy się tutaj i chcemy tu dożyć swoich dni”.

Poczucia bycia w domu i miłości do swojego kraju nie da się przywrócić, nawiązać czy kupić za świadczenia, czy odszkodowania. Na razie tysiące osób żyją wiarą, a nie wygodą. I raczej nie chcą szukać domu pod skrzydłami tych, którzy go odebrali.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze